Nevermind
NirvanaMimo że teksty nie mają większego przesłania i tylko Kurt wie o co mu chodziło, to brzmienie utworów jest ponadczasowe i niesamowicie wpada do głowy. Praktycznie każdy kawałek na płycie zasługuje na nazwanie go hitem.
Mimo że teksty nie mają większego przesłania i tylko Kurt wie o co mu chodziło, to brzmienie utworów jest ponadczasowe i niesamowicie wpada do głowy. Praktycznie każdy kawałek na płycie zasługuje na nazwanie go hitem.
Początek trochę rozczarowywał, bity jak dla mnie chaotyczne i ciężko było skupić się na treści albumu, który bądź co bądź mówił o ważnych tematach dla kolorowej mniejszości w USA. Pod koniec wrócił na lepsze tory i fajnie było poznać oryginał "B Side Wins Again" z NFS:MW ;) . Ogólnie nie zachęcił mnie do powrotu, gdyż nie mój rodzaj muzyki, ale na pewno dla fanów "czarnej" to świetna pozycja.
Dobry kawał rocka progresywnego. Nie wszystkie rzeczy się udały, a sam album nie miał żadnego utworu, który wywoływałby we mnie jakieś szczególne emocje, ale na pochwałę zasługuje Peter Gabriel ze swoim wokalem (Collins w utworze "More fool me" niestety nie dowiózł) oraz duża rozpiętość instrumentala (która przeważanie tworzyła dość spójną całość)
Czuć było dobrą energię od zespołu (czego nie można powiedzieć o japońskiej publiczności). Niektóre utwory zostały subtelnie rozszerzone, ale żadne z nich nie utwierdziło mnie w poczuciu, że słucham czegoś na nowo. Dobór setlisty poprawny, mamy tutaj najpopularniejsze kawałki zespołu, choć potrójne granie tego samego utworu bywa męczące z pozycji domowego słuchacza. (3.5/5)
Świetny, mroczny (w większości) klimat The Cure. Album dość spójny brzmieniowo i choć nie jestem największym fanem wokalu Smitha to na pewno jeszcze wrócę do tego albumu.
Przyjemny wokal, przyjemne dźwięki. Poza Take Me Out, nic dla mnie się nie wyróżnia, ale skłonny jestem posłuchać całego albumu jeszcze raz w przyszłości, wpada w ucho. (3.5)