Stankonia
OutKastZwalony. Bob i Ms Jackson
Zwalony. Bob i Ms Jackson
Dry as fuck, except Sheela-na-gig
Nevermind is a rock/grunge classic, a must listen for all. The first half of this album is full of top chart songs that are nowadays super recognizable and one might say even a bit overplayed. The second half is a bit more experimental and will not suit everybody's taste. The cover is also as iconic as the album itself.
Bardzo ciekawa warstwa muzyczna. Bogactwo dźwięków, różnych sampli i ciekawie zmiksowane. Przekaz liryczny trochę mniej adekwatny do naszej sytuacji z racji braku czarnej części społeczeństwa.
Meh. Żadna piosenka mnie nie zainteresowała.
Dobre kawałki w ciekawym wydaniu koncertowym. W wersji deluxe na drugiej części 3 razy się powtarzają utwory :p
Całkiem przyjemne, spokojne nutki. Album zawiera większość najpopularniejszych utworów więc nic dziwnego, że się tu znalazł.
Radosny album, kilka fajnych piosenek. Take me out to absolutny banger. Jacqueline i Rhe dark of the matinee też całkiem spoko, reszta przeciętna. 3.5/5
To bardziej zbiór utworów poety niż piosenkarza. Cohen zabiera nas w emocjonalną wędrówkę przypominającą rozmyślenia o życiu po kilku głębszych podchodząc pod cienką granicę doomerstwa. Album kończy się równie szybko jak się zaczął i człowiek łapie się na tym, że nie do końca go docenił i należy go odsłuchać jeszcze raz.
3 absolutne bangery, które niestety prościej usłyszeć w telewizji niż w radiu. Reszta albumu średnio bym powiedział. 3.5/5
Na pewno ten album był wielkim poruszeniem w momencie wydania, jednak po tylu latach i dla człowieka, który nigdy specjalnie się trash metalem nie interesował większym zaskoczeniem niż znane Battery i tytułowe Master of puppets był na przykład instrumentalny Orion. Ogólnie jak na Mettalice wydaje się dość stonowany cały album. 3.5/5
Nie mam nic do punków, ale ten album to był zbiór nieprzyjemnych dźwięków. Perkusja i gitary piszczały w uszach, a wokalista próbował połączyć mumble-rap z speed metalem i był całkowicie niezrozumialny. Nawet napisy podawały część zwrotki jako "incomprehensible". Ostatnie utwory były troszkę lepsze, ale żeby się do nich dobić to istna katorga. 2/10 nie polecam.
Bardzo przyjemny album, styl kojarzy mi się z muzyką Maanamu.
Beatelsi zawsze spoko, nie jest to co prawda ich najlepszy album, a i mix stereo może być lekko denerwujący.
Pomimo, że mieliśmy niedawno okazję posłuchać wersji koncertowych większości utworów, to mimo wszystko tamte wykonania były znacząco inne. Tutaj jest wszystko bardziej dopracowane, bez udziwnień i to po prostu lepiej brzmi. Lazy i Highway Star zawsze na propsie.
Jak na swoje lata album wydaje się dość nowoczesny. Połączenie rocka popu i muzyki alternatywnej daje czasami ciekawe efekty. Ogólnie album dość specyficzny i nie na każdą okazję.
Blitzkrieg Bop fajne, ale miałem wrażenie, że słucham tego samego utworu 14 razy. Za każdym razem to samo odliczanie na początku i praktycznie taka sama gitara. Kurtkę po nich nazwali więc coś tam niby osiągnęli :p
Jak ogólnie lubię Daft Punk to po tym albumie widać, że do wielkości trzeba dojść. Krążek brzmi raczej jak zlepek różnych baz i bitów do dalszego miksowania niż prawdziwe utwory. Może trochę też denerwować przesadna repetetywność utworów, zwłaszcza że niektóre trwają ponad 7minut. Rollin' & Scratchin' ma tak kakofoniczne dxlźwieki, że nie byłem w stanie przesłuchać do końca. Around the world znałem i wciąż dobre, chyba najlepsze z albumu. Daftendirekt całkiem ciekawe, pewnie przez to że ma chociaż odrobinę wokalu. Rozumiem, że płyta miała duży wplyw na muzykę klubową i elektroniczną, ale w mojej opinii jest to ich najsłabsza płyta. 2.5/5
Ten album idealnie uderza w mój czuły punkt, czyli album który nie jest zbiorem akurat napisanych i jako tako powiązanych ze sobą utworów, lecz prowadzi nas przez historię życia z początkiem środkiem i końcem. Tutaj pojawia się też jego wada, albowiem uważam że gra on jak tanie słuchawki mocną V-ką. Początek i zakończenie są wybitne, jednak z racji prawie 1.5 godzinnego czasu trwania środek wydaje się zbyt rozciągnięty, a zmieniający się wtedy styl na bardziej spokojny i melodramatyczny nie ułatwia dobrego skupienia się. Powtarzające się motywy zarówno liryczne jak i muzyczne pozwalają ugruntować piosenkę i wymuszają na odbiorcy spojrzenie na problem z innej strony. Gdyby rozważać go jako zbiór piosenek na pewno znajdziemy lepsze krążki, jednak jako album koncepcyjny, rockowa opera, teatr muzyczny jest to jeden z najlepszych, definiujących daną epokę przedstawień. Dla osób mających problemy z koncentracją polecam zamiast albumu obejrzeć film, który jest jego wizualizacją.
Lepsze niż pierwsi Beatelsi, gorsze niż późniejsze albumy. Taka alternatywna rzeczywistość. Trochę denerwowało mnie użycie dźwięków puszczanych od tyłu w 3 lub 4 utworach. Jak na swój wiek całkiem ok, ale nic szczególnego mi nie zapadło w pamięci.
Przesłuchałem zarówno aranżacje pana Zorna jak i oryginalne utwory i nie ma porównania. Spy vs spy jest przesytem instrumentów, tempa i złożoności. > John, jak dużo chcesz perkusji? > Tak. Nie jest to zdecydowanie album do posłuchania przy kominku i lampce wina, a bardziej pasuje na scenie trash metalowej.
Po trzykrotnym przesłuchaniu, nadal nie wiem co o tym sądzić. Z jednej strony podczas samego słuchania kilka kawałków mi się całkiem podobało, jednak nie potrafię sobie przypomnieć nawet jak leciały. Muzycznie całkiem ciekawe, lirycznie specjalnie do mnie nie dotarł.
Ten album jest definicją obojętności. Nic złego, nic nadzwyczajnego, nawet jednego dobrego bangera nie ma :(
Każdy utwór w innym stylu, piosenki nie są złe, ale też nie zapadają specjalnie w pamięci. Mocne 3/5.
Dobre chillowe sample, ale brakowało mi jakiejś inwencji twórczej, bo znowu wyszła składanka tracków do użycia później.
Bardzo ciekawy mix muzyki latynoskiej, francuskiej, afrykańskiej podany w trzech językach. Bardzo rytmiczne piosenki, niebanalne użycie języka i coś innego niż standardowe amerykańskie/brytyjskie przeboje. Bongo bong to klasyczny banner, również z Me gustas tu, które nie jest na tej płycie. Ciekawym zaskoczeniem było Welcome to Tijuana. Mocne 3.5/5
Kolejna muzyczka z windy, sample Jamesa Bonda spoko.
Where the wild roses grow - fiu fiu fiu extra. Reszta poniżej przeciętnej, każda piosenka w formie ballady z historią która potrafiła się dłużyć. Niektórych utworów nie mogłem do końca przesłuchać bo zaczął wyć jak w Stagger Lee. 2.5/5
Gdyby puścić ten album komuś nie mówiąc czego słucha i z pominiętym Killer Queen to ciężko było by mu odgadnąć zespół. Nie ma tu jeszcze tego stylu znanego z greatest hitsów, widać że wciąż szukali, bo album jest dość różnorodny, jednocześnie ciekawy i angażujący.
Ale mi smutno, ola boga. Na gitarce sobie gram, ram pam pam.
To jest to czego oczekuję od sampli, nie tylko sama baza, ale całe piosenki. Wzorowana muzyka na jazzie z dodatkowym twistem. Jak zwykle lirycznie czarny rap z lat 90 ciężko odnieść do naszej polskiej rzeczywistości, ale przyjemnie się tego słuchało. Mocne 4/5
Meh
Powinni bardziej się skupić na cheezy-rock-popie bo te kawałki brzmią dużo lepiej jak "something 4 the weekend"".
Czasem głos artystki trochę wkurza, maps ok. Szkoda, że heads will roll to nie ten album.
Pierwsze 3 utwory złoto, dalej różnie. Słucha się bardzo przyjemnie. 4.5/5
Pierwszy utwór nawet mnie zaskoczył nowoczesnością dźwięku, ale później wróciliśmy do lat 90 i nic specjalnego.
Całkiem przyjemne, gość wydaje się być lekkim śmieszkiem. Ciekawe aranżacje, bardzo fajny głos, kilka dobrych nut. Solidne 4/5
Taki punk, tylko jeszcze z dużą naleciałością rocka. "We will fall" fajne ale nie na 10 min. Może nic odkrywczego jak na rok 2022, ale domyślam się, że w '69 trochę więcej hałasu narobiło. Na 4 niestety trochę za słabo. 3.5/5
Na pierwszy przesłuch, bit był nie najgorszy, ale jak zacząłem dogłębniej słuchać tekstów, to znowu ciężko się utożsamić jak śpiewa tylko o hajsie, dragach i dziewczynach. W dodatku muzyka często nie przeszkadza w jego flow i wychodzi taka średniawka. Ponad godzinę tego słuchać to jednak trochę za dużo. Najlepsze Izzo (H.O.V.A).
Szczerze? Nie byłem w stanie przesłuchać albumu do końca, nie wiem czy miałem jakiś gorszy dzień czy coś, ale głos wokalistki byl na maksa wkurzający, a amuzyka zbyt agresywna.
Szczerze, druga strona płyty podobała mi się bardziej niż pierwsza z mniej rockową, ale ciekawszą muzyką. Higlight: "In the light", ach ta linia melodyczna.
Może niektóre utwory są mocno przeruchane, ale to tylko świadczy o tym jak mocno ukorzeniły się w muzyce. Jak na 15 utworów conajmniej 4 każdy zna. Może album jest trochę przydługi i piosenki są dość podobne do siebie, to wciąż zasługuje na porządne 4.5.
Coś zupełnie innego i raczej kojarzy się z muzyką w wschodniej knajpie niż liście top albumów, ale jednocześnie jest ciekawa, bardzo rytmiczna i po prostu fajnie się tego słucha. Cover Imagine jest na tej płycie trochę zbędny.
Nevermind lepsze, ale to wciąż całkiem ok. Takie nie za mocne 4/5
Super chillowe nuty, ale nic nadzwyczajnego. Każdy utwór próbował celować w trochę inny styl. Idealne do słuchania w tle. Light my fire na końcu totalnie z dupy.
Może trochę mało bluesa, ale wciąż bardzo przyjemny album. Afrykańskie nuty mają jednak w sobie ten rytm i człowiek, nawet jak nie rozumie o co chodzi w piosence, to się buja do nich.
Klasyka gatunku, trochę ciężko się słucha w pracy. Po okładce spodziewasz się crab rave a tu tylko zwykły rave ;)
Nie porywa, flat mnie brzmi jak soundtrack z romansidła. 2.5/5
Westernowa muzyczka ma to do siebie, że albo jest epicka, albo się nudzi po 30 sekundach. Big Iron spoko, reszta miałka.
Lubię ich muzykę, ale ich późniejsze albumy są lepsze. Ciekawe aranżacje utworów, chociaż przy ponad 17-minutowym My Generation chyba 2 razy myślałem, że to już nowa piosenka. Nie pomogło też to, że mieszkanie obok jest remont i jak kuli płytki/wiercili w ścianie to nie za dużo było słychać.
Miks psychodeliczengo punk rocka, ciekawe linie melodyczne w niektórych utworach, ale jednocześne nie zapadły specjalnie w pamięci.
Coś tam pobrzękali, ja dobrze nie pamiętam.
Lubie chillowe, ale to nie szczególnie przypadło mi do gustu.
Jak mi źle, jak mi smutno. Napisałem piosenkę, może trochę przynudną.
Dobra muzyka do jazdy samochodem, 3 razy słuchałem i przestawałem cokolwiek słyszeć koło 3-go utworu.
Całkiem przyjemnie śpiewa, ale dupy nie urywa.
Bardzo ciekawa progresja albumu, zaczynając od wolnijeszych ballad, a kończąc na rockowym, prawie punkowym brzmieniu. Co do warstwy lirycznej niestety nie wciąnęła mnie za bardzo.
Knoppers fajnie na gitarce plumka, wolę jednak Brothers in Arms. Still jednak bardzo przyjemny album. Najlepsze Down To The Waterline i oczywiście Sultans Of Swing.
Aż sam się nie spodziewałem, że aż tak mi się to spodoba. Na 9 utworów 4 to sztosy, a reszta trzyma wysoki poziom. Album akurat trafił się na weekend i mogłem więcej czasu na niego poświęcić i finalnie przesłuchałem go chyba z 8 razy.
A komu to potrzebne? A dlaczego to tu jest?
Nie jestem fanem elvisa, nie znałem tych utworów i jakoś szczególnie mi nie podeszły. Coś tam śpiewał i grał na gitarce, ale takie spłaszczone troche się wydawało.
Mimo wszsytko tekst jest integralną częścią piosenki i nie można go tak po prostu zamienić na losowo brzmiące słowa i dograć do nich trzeba przyznać nie najgorszą nutę. Czasem dobre solo, lub jak w jazzie "rozmowa" instrumetnów może nam zastąpić warstwę liryczną. Z moich przypuszczeń to celowali coś w stylu jak angielska piosenka brzmi dla ludzi niemówiących po angielsku. Podobny feeling mam słuchając niektórych openingów anime, pojedyncze słowa kojarzysz, ale nie do końca wiesz o co chodzi. Jeśli rozpatrzymy to w takich kryteriach to wyszło nie najgorzej.
Country? Meh.
Takie pogranicze indie-psycho-folk pop-rocku. Muzyka raczej spokojna z dość bogatą warstwą instrumentalno-wokalną. Słuchało się całkiem przyjemnie, ale nie porwało. Taka chillowa muzyczka w tle trochę.
Znowu Presley?
git, najlepsze: "dazed and confused" oraz "Good times bad times"
Typowo boysbandowe piosenki o miłości i dziewczynach śpiewane na jedną modłe.
Super muzyka, energetyczna bardzo charakterystyczny i ciekawy głos. Mocne 4/5
No September? ಥ_ಥ
Nowoczesne i nieoczywiste, ale jednocześnie nieprzesadzone do granic możliwości.
Ten album idealnie prezentuje to, że piosenki o miłości są proste do napisania i wszystkie brzmią podobnie. Miałem wrażenie że 3h słucham 1 utwór w pętli.
Niestety miałem okazję przesłuchać tylko raz, a zdecydowanie powinno sie wielokrotnie, żeby docenić dowolny album jazzowy. Wydawał się agresywny i dość chaotyczny, ale nie gubił. Dodatkowo wstawki i licki to w mojej opinii definicja stank jazzu.
"Jesus, Etc" 4/5, reszta3/5.
W niektórych przypadkach nie jestem pewien czy to na nich się wzorowali, czy sami ściągnęli, ale ogólnie podało się.
Jestem pozytywnie zaskoczony, może nie jest to odkrycie roku, ale słuchało się całkiem przyjemnie. "Freedom! '90" to klasa sama w sobie.
Trzy etapy są w albumie: 1. Przychodzimy na imprezę, muzyka, szklanki, hulanki. 2. Trochę przechwalania się o samochodach, gadka szmatka żeby loszkę ugadać. 3. Idziemy na górę i puszczamy muzykę Powiedziałbym, że rzeczywiście udało mu się wcelować te kilkanaście lat do przodu.
samo sweet dreams nie wystarczy.
Odpowiednik czarnego rapu ludzi z ulicy dla młodocianych białasów z średniozamożnych rodzin, którzy przechodzą fazę buntu. Dobry punk-rockowy album z zapędami operowymi. Mocne 4, może 4.5.
Chyba była zła na Shreka, lub się jabłkiem zadławiła ¯\_(ツ)_/¯
Bardzo agresywny, czarny gangsta rap. Pierwsze utwory wchodziły lepiej, dalej trochę ciężej. 3.5/5
Superściana przeruchana, ale jest dużo innych spoko nut (roll with it it, hello, champagne supernova), słuchając miałem wrażenie nostalgiczności. Mocne 4, może i 4,5.
Połowa to covery, reszty albo nie znam, albo też covery. Brakowało oryginalności. Dałbym 3, ale jak grasz nie swoją muzykę to takie 3 na szynach.
Bardzo dobry rock progresywny, inspirowany Pink Floyd, ale trochę lżejszy, bardziej komediowy się wydawał. Bardzo dobrze się słuchało 4.5/5
Niech was nie przestraszy Jazz w tytule, bo jest to raczej Samba z elementami jazzu. Dobre nuty żeby siąść wieczorem na tarasie w lato z południowo amerykańskiem drinkiem i rozkoszować się chwilą.
mehmeh
za nudne żeby tego słuchać
Chyba są lepsze albumy, tutaj myślę sobie nowość, zobaczmy co tak zajebistego jest, że dostało się od ręki na listę. No nie powala, wszystko tak samo brzmi.
całkiem przyjemny psychodelic/rock/jazz/country album
erry noice
Epv spoko, reszta nic specjalnego. Cover war pigs bez potrzeby,
3
Bowie sz, to jest całkiem dobre ;p
tylko groove is in the heart dobre, reszta bida
Bardzo chillowe organki i trąbka, ale trochę za mało różnorodności jak na 45 min muzyki. Za to dobrze się kodziło rano.
Dobre, nie znałem z imienia artystki ani albumu, ale piosenki kojarzyłem.
3
jojo
Jakby Daft Punk zgubił pomysł na piosenkę w połowie
Jakbym słuchał soundtracku do kilku gier na raz.
Wszystko takie samo. Jedna linia melodyczna i jazda 12 utworów.
Taj Mahal!!
Foreplay / Long Time bardzo dobre, ale za mało na 4
Dobre
No nie jestem tej Pani w stanie słuchać :(
takie naciągane trochę
And it's all yeah ok.
I've heard the Rumours and it's not it.
Mix innego gatunku z orkiestrą symfoniczną, to to co tygryski lubią najbardziej.
Tunnels ok, reszta meh
Trochę naciągane 4, ale dawno nie było nic lepszego, a słucha się nie najgorzej. 3.5+
Może nie tak dobre jak Paranoid, ale wciąż kawał porządnej pionierskiej muzyki. 4.5/5
3.5 generyczny rock, "The boys are back in town" klasyka.
Nic specjalnego, nawet jednej dobrej nuty nie ma
Nie lubię country
Trochę za duży nacisk na instrumenty, a za mało na jej głos który jest zdecydowanie lepszy.
Bardzo dobre bity i wyraźny rap jak na 30 lat temu, pół albumu to jednak Snoop Dog, nie Dre. Nie przepadam za gangsterskim rapem, nie ważne czy po polsku czy po angielsku.
In the End dobre, reszta po prostu głośna. 3.5/5
Tiny Dancer spoko, Indiańska nuta najgorsza, reszta mocno średnia. Spodziewałem się lepszych piosenek.
Nie lubię ciężkiego metalu i jego odmian. Należy jednak docenić popierdzielanie na gitarce.
"Give it away" "Under the bridge" spoko, reszta średnia. Californication lepsze. Trochę za długi i byle jaki rap. Takie 3.5, jakby był krótszy to pewnie 4- by wpadło.
Całkiem przyjemne, Get it on najlepsze.
Oprócz "Purple Rain" reszta git
Dużo lepszy niż poprzedni Megadeth 4 na szynach
Dobrze, że wpadł po sesji, bo niektóre piosenki nie zachęcałyby do dalszej nauki. Nie interesuje mnie co obecnie robi Kanye i nie powinno to mieć wpływu na ocenę albumu.
I'd rather grind my teeth on pavement than listen to Pavement. This guy can't sing.
Troszkę przydługie, pojedyncze kawałki miały trochę lepszą nutę i tempo, ale nic wartego zapamiętania.
Na razie najgorsze rapsy, a kilka ostatnio było.
gitówa
Osobno bardzo dobre, razem jednak coś nie wyszło.
The Celtic Soul Brothers, Come on Eileen normalne i live oraz Respect live spoko, reszta średnia takie 3.5
3.5
The OG doomer rock
Bad moon rising, jako ich 4 najpopularniejsza piosenka. Tak nie powalił szczerze.
"I can't think of anything to say I think it's marvelous" I'll see you on the dark side of the moon!
Poprzednie albumy rapowe zazwyczaj coś ciekawego wnosiły lirycznie, muzycznie, czy kompozycjynie, a ten nawet nic specjalnego sobą nie przedstawił i nie miałem go ochoty słuchać jeszcze raz.
Bardzo przyjemny, taki żywy jazz z dużą orkiestrą, nie jest przesadnie undergroundowy i nie powtarza 30min tej samej melodii na 5 instrumentach.
Taki nieudany white album
Zaskakująco przyjemne, ale równie niewyróżniające się. Takie 4=
Heart of glass i Hanging on the telephone to bangery. Bang a gong w oryginale lepsze.
Tom Sawyer i YYZ bardzo fajne, druga część albumu już nie siadła tak dobrze. Muszę pochwalić za bardzo dobry remaster i jakość nagrania.
Klasyczny REM, "It's the end of the world ..." spoko, reszta jakoś mi nie podeszła.
Bity może i by przeszły, ale rap mi nie podszedł
Początki niemieckiej muzyki elektronicznej, absolutna klasyka. Powtarzalność i powolne rozwijanie tępa bardzo dobre do słuchania podczas pracy. Highlight: Autobahn
Jak się nie skupiasz na tekście to gitarka i wokal całkiem dobry, ale tekst momentami żenujący.
Hihglights: "My body is a cage" & "Intervention"
Duuużo lepsze niż poprzedni album. Bity lepsze, tekst lepszy.
Dobry jazzowy album do pracy z nutą afrykańską.
Lirycznie dobre, muzycznie gorzej. Trochę bardziej agresywny niż poprzednie rapy. Takie 4=
Zawiedziony jestem.
A Design for Life, reszta mocno przeciętna
Takie nie wiadomo co, trochę synth rock, trochę pop. Niczym się nie wyróżnia.
Podświetlenia: Co się tutej dzieje? Wewnętrzny miasto niebieskie (Robi mi chcieć wyć)
Lust for love spoko, reszta średnia
Daj kamienia! No ale może nie konkretnie tego :(
Pojedyncze utwory wciąż się trzymają, skity z dźwiękami ruchania, albo robienia loda trochę przeszkadzają. No i gorzkie kakao rap, o mordowaniu i gangsterce.
man (that's) not hot. Kilka razy już próbowałem brytyjskiej sceny rapowej i jakoś jeszcze nie trafiłem na coś co by mi przypadło do gustu. Może to przez ich akcent.
Turbomurzyn taki punk, "Selfdestructo Bust". Troche za slabe na 4, takie 3.5
mmmm, mieć taki głos...
mech, porosty, wodorosty
Gościu nie umie śpiewać, słabo nagrane. Druga połowa trochę lepiej, Ale jak New Order to tylko Blue Monday.
Tylko tytułowy utwór jest spoko, reszta takie średnie plumkanie w tle
I Believe in a Thing Called Love i Love is Only a Feeling najlpesze. Ogólnie taki całkiem przyjemny wesoły pop rock.
Dużo znanych piosenek, mimo że nie jestem specjalnym fanem to bardzo przyjemnie się słuchało.
Big black shit
Ciężko było do końca dotrwać, bo wszystko jakieś takie nijakie i się zlało w jedną masę.
Bardzo zróżnicowany album, tytuł dobrze odzwierciedla przebieg słuchania kolejnych utworów. Our house to klasyczek, że hej.
Dire Straits prawie Best Of. Brothers in Arms trochę przeruchane, ale Money For Nothing i Walk of life top notch.
Bardzo przyjemne, spore zaskoczenie. Highlights: Peg & Aja
Niestety nie dla mnie, ale rozumiem wpływ
He is the machine!
Very nice, Title track is a banger
Highlights: Strange brew, Sunshine of your love, tales of brave ulysses.
So Easy i Eple spoczko, reszta taki trance-dance
Oprócz Psycho Killer nic się nie wyróżnia.
The model, the robots
Live to ciężka sprawa, no i tutaj nie donieśli
Pierwsze 3-4 utwory to chyba jakiś żart, nie da się tego słuchać. Na koniec trochę lepiej ale już byłem zniesmaczony
Ciekawy koncept, czegoś mi brakowało, ale powiedzmy plusik za inność
Można się poczuć jak w irlandzkim barze.
Bardzo dobre, nawet wstawki wykonywane przez resztę zespołu nie przeszkadzają. Czego wcześniej nie znałem: Death on two legs.
mmm ABBA mój ulubiony rodzaj rymów <3
Troszkę przy długie, tkaie 90s prog-emo-rock Highlights: - Tonight, tonight - Zero
No są tu jej 2 hity, ale z tego co pamiętam to nie jestem 11 letnią dziewczynką.
Mieszanka wedlowska w wykonaniu The Beatles. Trochę pop, Trochę rock, a do tego dawka psychodeli i piosenka kiboli. Highlights: Eleanor Rigby
Ja nawet nie wiem co to jest.
Jakieś wycie, stukanie.
It flooded my ears with noise.
Taki przyjemny electro-house? trip-pop? Dobre
Eleganckie chłopaki
Zwalony. Bob i Ms Jackson
Na rave może dobre, na pisanie kodu 2/10
Pierwsze trzy to kwintesencja u2, reszta ok
Kto słucha rege ten ...
Gimme Shelter to absolutne arcydzieło wokalne, reszta albumu tak co 2/3 piosenka spoko. Końcówka albumu nadrabia.
Cały album wycia
Najlepszy album Beatles
Dry as fuck, except Sheela-na-gig
This was quite petty and my heart was broken :(
Sam Ye może nie śpiewa za dobrze, ale teksty i zwłaszcza produkcja całego albumu jest conajmniej wyśmienita. Mój ulubiony album rapowy.
Dużo dobre, dziwne czasem, ale dobre
Nieszczęśliwa żona śpiewa o pijaku mężu.
Nie było żadnych najpopularniejszych hitów, ale album bardzo przyjemny, bardzo równy. Stevie Wonder to jednak jest gość.
Trochę za duży nacisk na perkusje.
Respect nie wystarczy na 4
Padaka
Bardzo fajny album koncertowy, musiało się na nim świetnie bawić, ale jakoś nie sądzę żebym go chciał słuchać tak po prostu.
Czwórka dla czwórki :P
Połowa hitów jest na tym albumie, najlepiej sprzedający się album ever. Nic dziwnego że 5 wpadło.
Nothing Special
The wall streat shufle i Somewhere in hollywood ok, reszta po prostu przekombinowana. Za dużo pomysłów mieli
El Camino lepsze, ale wciąż bardzo przyjemne.
Braking the law to klasyka, ale reszta nie siadła tak dobrze.
I will not Wait to listen to it again.
Conajmniej 2 radiowe hity, trochę zajechane na śmierć. Po pierwszym przesłuchaniu miałem wrażenie, że nic mnie już nie zaskoczy, więc odpuściłem drugi raz.
Pierwsze 3 dobre, więc dostaje 3
Dobre, ale myślałem, że będzie trochę lepsze 3.5
Dobry niegangsta rap
https://www.youtube.com/watch?v=vh3tuL_DVsE
Zaskoczyło mnie to że znałem aż 2 piosenki z tego albumu: Sledgehammer i Don't Give Up. Zasługuje na mocne 3.5
Niezła fujara bracie
Can we get Ground Higher ? Too High... Mocny bop
Czy sardynki marzą o 12 elektrycznych owcach?
Kaziku, skąd ten bit? 3.5
3.5 Pierwsza połowa lepsza
Banana
Ciężko ocenić, bo są bardzo duże rozbieżności na albumie. Take on Me ma już range mema, więc wiadomo że przeruchane i nic ciekawego nie znajdziesz tutaj. The sun always shines on TV bardzo dobre, tak samo tytułowy utwór. Reszta tak wleciała jednym, wyleciała drugim, a zapętlił się album chyba 3 razy. Takie 4 na szynach
Krzyczenie małolatów
Zupełnie inne niż standardowe radiohead, trochę jazzu, elektroniki i innych gatunków. Słucha się tego trochę tego jak osobnych piosenek, nie jako kompletnego albumu. 3.5/5
3.5
Tylko jeden w miarę dobry utwór
I'm gonna be Frank with you, I'm a sucker for Amy.
It's "Alright"
3.5
I choć rozumiem dlaczego, to nie rozumiem dlaczego
Garbagio
Ładny głos, ale country nie jest dla mnie.
I'd rather be stuck in a shack.
Słuchając miałem wrażenie że już kiedyś słyszałem dany riff czy linię melodyczną. Widać był bardzo wpływowy na resztę muzyki i na nagraniu wyraźnie słychać, że lubiany przez młode damy :)
Not ok. Indian electro ಠ_ಠ
łokieć, pięta nie ma klienta.
"Two weeks" nawet kojarzę
Perfect description
This is not it, but it's getting close
Całkiem przyjemne, jak kobieta rapowała kiedyś to przynajmniej nie była taka gangsta madafaka jak panowie.
Nie dla mnie
https://www.youtube.com/watch?v=59Q_lhgGANc
It's definitely The Band.
3.5
Każdy utwór trochę za długi
turtle
3.5
4=
siusiu u babci
3.5