Jan 19 2021
View Album
Remain In Light
Talking Heads
Pierwszy album z listy i zdziwienie, bo jednak go znam, nowa fala pelna geba, 4 album w dyskografii gadajacych glow, oraz chyba ich najbardziej eksperymentalny projekt, polaczenie rocka, popu oraz elektroniki, mogloby sie wydawac, ze takie polaczenie musi oznaczac mialki album, ktory bedzie jak najbardziej przystepny dla sluchacza, a jest wrecz przeciwnie, lirycznie niektore kawalki tworza mocno psychodeliczny klimat, z chorkami, unikalnymi wokalami pana byrna, ktore na niektorych trakach maja forme lirycznej recytacji, tworzac mini ballady, bo czas kawalkow jest raczej dosc standardowy i tylko jeden kawalek ma ponad 6 minut, ale radiowa popularnosc odniosl tylko kawalek once in lifetime, reszta jest prawdopodobnie zbyt eksperymentalna do grania w eterze, tak z nowosci pierwszy dzisiaj sluchalem deluxa z 4 niedokonczonymi trackami, ktore poza unision sa calkowicie intrumentalne, skads znam utwor right start, ale nie jestem w stanie powiedziec skad, pewnie jakis sampel zapadl mi w pamiec.
4
Jan 20 2021
View Album
Halcyon Digest
Deerhunter
I cyk, juz nie znam albumika, nie kojarze nawet bandy ktora stworzyla to dzielo muzyczne z pogranicza rocka i popu, przyjemny odsluch, ale raczej bym juz sobie calego nie odpalil, na plejliste polecialy 2 kawalki dont cry oraz he would have laughed, po edukacji discogowej album jest klasyfikowany jako art rock oraz indi rock, ale jak dla mnie bardziej przechyla sie w strone indie popu w niektorych kawalkach, ostatnim stylem o jakim wspomina discog jest shoegaze, czyli jak dla mnie nowosc, bo pierwszy raz spotykam sie z takim terminem, oznacza on styl alternatywenego rocka wywodzacy sie z wysp brytyskich, postal on pod koniec 80s, nazwa dosc ciekawa, bo buto patrzenie, a wysmyslil go koles po tym jak zauwazyl tendencje gitarzystow do spogladania na swoje obuwie podczas koncertow, moze ma to jakis sens, bo akurat gitarka jest dosc mocnym akcentem tego albumu, tak jak pisalem o 2 plejlistowych utworach
3
Jan 21 2021
View Album
The Score
Fugees
I cyk, pierwsze murzyny na liscie, albumik oczywiscie znany, jakos specjalnie hajpowany przeze mnie on nie jest i nigdy nie byl, oczywiscie murzynski albumik na liscie 1001 albumikow cieszy, materialem tym fugees otworzyli sobie drogie do mainstreamu i karier solowych, bo kto przeciez nie slyszal o laurynie hill i jej dorobku muzycznym utrzymanym w kilmatach r&b oraz dorobku dzieciowym w klimacie mieszanym, albumik mocno w kilmatach wyspiarskich, nie tylko przez cover no woman no cry, ktory byl mocnym hitem w 90s, ale stylistycznie calosc jest utrzymana w rodzinnych klimatach wyclefa, na plejliste leci fu gee la oraz ready or not
3
Jan 22 2021
View Album
Jazz Samba
Stan Getz
Wlecial jazzik, ale nie murzynski, nie bialy, a kolorowy, bo stylistycznie jest to latino jazz samba, jak sam album sie okresla w tytule, jesli nazwac to bossa nova, to jest to najbardziej coolowa bossa nova jaka slyszalem, bo wlasnie stan getz i jego wczesna dyskografia, to cool jazz, charlie byrd na gitarcie akustykowej mu akompaniuje lub gdzieniegdzie basie, oraz uncreditowany na okladce bebniarz lub bebniarze, jest to dosc krotki material, bo tylko 33 minuty ma wersja ktora mialem okazje odsluchac, najbardziej wpadlo mi w ucho deafinado, czyli utwor otwierajacy epek, kolejny ktory leci na plejliste to e luxo so, jak dla mnie najbardziej sambowy kawalek plyty
3
Jan 23 2021
View Album
The Hissing Of Summer Lawns
Joni Mitchell
Aj karamba, zapomnialem ze weekendowo rowniez nowe albumiki maja sie dodawac i zaspalem chyba jednego, przechodzac do samego albumiku, to chyba dosc ciezko go przypisac do konkretnego gatunku, bo niektore kawalki sa trzymane w stricte popowego jazzu, jak otwierajacy in france they kiss on the main street czy boho dance, ale sa tez kawalki ciekawe ktore wedlug mnie zasluguja na uwage, mianowicie the jungle line, przez ciekawie zsamplowane drumy, podobno prawdziwie afrykanskie, bo takie creditsy mozna zobaczyc na liscie kontrybutorow do tego kawalka, kolejnym jest track zamykajacy plyte, czyli shadows and light jest to kompozycja stworzona wokol overduba voica Pani Joni, daje to dosc niezwykly efekt, bo o ile pierwszy raz slysze jej material, a zbyt wielu zenskich wokali nie mialem okazji oceniac, to ten stawiam naprawde wysoko, ale instrumentalnie album zazwyczaj jest nudny, z pewnoscia przeslucham wiecej albumow z takim wokalem
2
Jan 24 2021
View Album
Giant Steps
The Boo Radleys
Rokowisko alternatywne z elementami spogladania na buty, ktore wplata elementy psychodeliczne, 17 kawalkow na godzinnym albumie, o ile kompozycje instrumentalne mi siadly, bo czuc z nich 70s i klasyczne rokowanie, to tak samo wokal mi nie pasuje, choc rowniez jest stylizowany na tamten okres, kawalki ktore leca na plejke to wish I was skinny oraz thinking of ways i the white noise
3
Jan 25 2021
View Album
Fuzzy Logic
Super Furry Animals
Kolejna nowosc w mojej plytowej biblioteczce, szybki look up na discogu dal nadzieje, ze wreszcie jakas 5 ustrzele, bo gatunek rocka psychodelicznego, ale obawy wzbudzila juz data powstania 96 na wyspach brytyjskich, niestety w tym wypadku niezbyt zgodze sie z discogiem, bo jak dla mnie furrasy brzmia jak the clash i red hot chilli peppers po 91 przerobieni w malakserze, a na niektorych trackach wokale brzmia wrecz glamrockowo od razu skojarzylo mi sie z bolanem, ciezko mi znalesc jakies hajlajty albumiku, wiec na plejliste leci tylko something 4 the weekend, za refrenik ktory by przeszedl w psycho rocku zlotej ery
2
Jan 26 2021
View Album
The Stranger
Billy Joel
Joel z lat 70 to moj ulubiony Joel, a wlasnie tym albumem zapewnil sobie sukces jako topowy popularny spiewak lat 80, ale chyba pierwszy raz sluchalem calego albumu od deski do deski, bo poza zaslyszanymi gdzieniedzie kawalkami najczesciej dowiadywalem sie o tworczosci joela z dorobku murzynskich raperow lat 90 i takie zdziwienie, gdy odkrywasz w samplach snoopa czy xzibita kawalki joelowe, nawet nie mowie o genialnych pianinkach ktore potrafi on przemycic w swych aranzacjach, ale u niektorych murzynskich artystow pojawiaja sie nawet doslowne covery jak u brand nubianow czy ATCQ, a to pokazuje jak bardzo influencyjne jego albumiki byly, jak dlaa mnie hajlajtami albumiku otwierajacy moving out oraz vienna, prosto w feelsy, pierwsza piatka z 1001 albumow zaliczona
5
Jan 27 2021
View Album
Faust IV
Faust
Albumik nieslyszany, nieznany, nazwa bardzo odpowiednia, moznaby sie doszukiwac nawiazac do Fausta Goethego, w tym materiale, praktycznie w calosci bedacy instrumentalnymi kompozycjami, chociaz jak dla mnie to wlasnie nie instruenty, ale efekty noise nadaja mu specyficzn klimat kosmicznej muzyki, bo tak ten album zostal sklasyfikowany gatunkowo, z niemieckiego krautrock, tak tez nazywa sie otwierajacy track prawie 12 minutowy, wokalu na albumiku jest niewiele, ale zdziwienie, bo zaspiewany jest naprawde szykownym angielskim, niektore kawalki maja wrecz psychodeliczny klimat jak picnic on the frozen river, nawet nazwa wskazuje, ze srogie piguly musialy brac udzial w tworzeniu albumika, jak dla mnie swietny i orginalny material, faust dolacza do sun ra w kategorii muzyki nie z tej ziemi
4
Jan 28 2021
View Album
Duck Rock
Malcolm McLaren
Tak czarnego albumu chyba jeszcze nie bylo w zestawieniu, artysty nie kojarze, tytul nic mi nie mowi, po edukacyjnym guglu okazuje sie, ze jest to osoba ktora stala za sukcesem najbardziej komercyjnego zespolu punkowego, to znaczy sex pistols, wiec wyspiarz menadzer, ktos komu udalo sie sprzedac punka robi murzynski album? brzmi to dosc dziwnie i brzmi jeszcze bardziej, bo jesli bym nie sprawdzil z ktorego roku jest ten album, bo strzelalbym, ze to lp wczesnych lat 90 murzynskiego producenta zza wielkiej wody, a album ma prawie o 10 lat mniej i jest z wysp, jak? nie wydaje mi sie, zeby Pan Malkolm mial za duzo do czynienia z materialem, jest to kompilacyjny epek, ale nie moge sie doszukac gdziekolwiek creditsow, poza murzynska grupa the worlds famous supreme team, ktory ma jeden kawalek rapersowy, jak kompilacja to i miks stylow i gatunkow, Electronic, Hip Hop, Latin, Funk / Soul, Non-Music, Folk, World, & Country, Hip Hop, Radioplay, Speech, African, Ambient, Experimental, New Age, Bluegrass, czyli jest grubo, ale ciezko doszukac sie tam czegos szczegolnego
3
Jan 29 2021
View Album
Black Sabbath
Black Sabbath
Czorny sabat, czyli jeden z bandow kucowego podziemia, ktore razem z AC/DC i Ledem Zeppelinem sa czczone jako bogowie rocka lamanego przez hardego rocka, debiut czarnego sabata zmienil to jak ludzie przdakaja w gitarki po dzis dzien i uzywaja aluzji i metafor zwiazanych z panem ciemnym, ktore staly sie stalym elementem kultury kucowatej, hajlajtami albumiku sa dla mnie openingowy kawalek o nazwie takiej samej jak albumik i band oraz N.I.B, strasznie klimatycznie wypadaja wokale ozzbornowe, moje ulbuione wokale mainstreamowego twardego rokowania
4
Jan 30 2021
View Album
Blur
Blur
Bande kojarze, ale kto nie zna bandy od muzyki znanej kazdemu od znawcow kina, graczy fifki, czy ogladaczy reklam, bo song 2 byl chyba wszedzie i juz samo uslyszenie tego utworu wywoluje odruch wymiotny, o ile jestem fanem innego projektu wokalisty blurowego, goryli, to tak ten albumik mi strasznie nie lezy, granie jak u punkow, spiewanie jak w popularnym roku, no i brytyjskie akcenty, az ciezko mi cos dodac na plejliste, ale dodam country sad ballad man, bo chyba tam najbardziej slysze obecny styl damona, czyli 2D
1
Jan 31 2021
View Album
Halcyon Digest
Deerhunter
bylo juz grane?
3
Feb 01 2021
View Album
Entertainment
Gang Of Four
Albumik post punkowy, znany i lubiany, brak tu jakichkolwiek zapychaczy, kazdy kawalek niesie jakas historie, jak na ponad punkowy album motywami jest oczywiscie wszystko na litere K, od kapitalizmu, przez konsumpcjonizm po konformizm, oczywiscie motywy milosci o seksu takze sa mocno obecne, ale da sie wyczuc, ze glownym theme materialu jest alienacja czlowieka w dziesiejszym spoleczenstwie, nawet na okladce juz jest historia obrazkowa z kowbojem i indianinem, natomiast na pleckach plytki jest stary pijany, nie w wannie, ale i tak niszczacy zycie rodzinne, na plejliste leca kawalki damaged goods oraz at home hes a tourist
4
Feb 02 2021
View Album
C'est Chic
CHIC
Na pierwszy rzut okna, nie kojarzylem albumiku, badz bandu, ale juz na 2 kawalku zmienilem zdanie, bo le freaka z pewnoscia gdzies juz slyszalem, nie jestem pewny czy orginal w jakims filmie czy sample, ale kawalek kojarze, gatunkowo jest to funkowe disco, chociaz niektore kawalki brzmia nawet soulowo, jak at last I am free, ktory jest kawalkiem utrzymanym w najspokojniejszym tempie, przy czym jest najdluzszym utworem plyty, brakowalo mi troche charakterystycznych chorkow jak przystalo na disko, ale nie mozna miec wszystkiego
2
Feb 03 2021
View Album
En-Tact
The Shamen
Album dosc nietypowy, bo jest to muzyka elektroniczna, o ktorej praktycznie nic nie wiem, a jedynym punktem odniesienia jest juno reactor, bo gatunkowo tez elektronika, style w jakich utrzymany jest album to techno, synth-pop, acid house i progressive house, nie bede z tym handlowal, bo nie wiem jak, kilka trakow ma wstawki wokalne, human NRG i progen 91 z zakonczenia plyty, czas grania to godzina 7 minut, niektore kawalki meczyly dosc szybkim tempem, ale niektorych moglbym sluchac na loopie o wiele dluzej niz przepisowe odsluchanie, tak jak w przypadku light span soundwave czy progena, ktore leca na plejliste
2
Feb 04 2021
View Album
The Scream
Siouxsie And The Banshees
Najgorsze co slyszalem w zestawienu, nic nie idzie na plejliste, spalic ogniem, fatalny miks, brytyjskie zawodzenie jakiejs baby, ktora by na growla mogla isc, nie polecam
1
Feb 05 2021
View Album
I Want To See The Bright Lights Tonight
Richard Thompson
Jako znawca brytyjskiej muzyki folkowej, albumiku oczywiscie nie kojarze, nie slyszalem takze o malzenstwie Panstwa Thompsonow nigdy wczesniej, ale albumik bardzo przyjemny w odsluchu, wiekszosc wokali to Pani Linda, ale sa tez kawalki na ktorych spiewaja w duecie, badz Pan bierze udzial w chorkowaniu, instrumenty jak to na folkowego rocka przystalo, gitarki klasyczne, elektryki, jakis basik, drumy spokojne i nawet akordeonowe kawalki sie znajda, na plejke leci otwierajacy when i get to the border, gdzie najwiekszy udzial wokalowy ma Pan Rychu i ciekawe gitarki mozna posluchac oraz tytulowy I want to see the bright lights tonight, bardzo moodowy albumik
3
Feb 06 2021
View Album
Ten
Pearl Jam
Albumik ktorego zapach mozna poczuc, slyszysz pierwsze kordy gitarki i juz widzisz kuce, metalowe odzienia, czujesz ten zapach, ale to jednak jest album popularnego rocka, nigdy wczesniej nie przesluchalem calego i znalem tylko klasycznego alive, poznanego oczywiscie z gta sa, chyba nic nowego nie wrzuce na plejke z tej plyty, bo nic szczegolnie mnie nie wciagnelo do ponownego odsluchu, albo jednak dodam zamkykajacy track, bo akurat takie spokojniejsze brzkadanie, bez tego natretnego w twoja twarz wokalu mi pasuje
2
Feb 07 2021
View Album
The Colour Of Spring
Talk Talk
Bandu nie znam, nie kojarze, pierwsze widze, pierwsze slysze, ale oczywiscie brytyjska grupa z lat 80, albumik zaliczylbym do soft rocka lub artystycznego rocka, pozytywne wibracje leca przez cale 45 minut krazka, o dziwo wyspiarski wokal, a strasznie mi siadl, chociaz nie ma go zbyt wiele, bo niektore tracki sa czysto instrumentalne, ale jak jest to nie psuje kompozycji instrumentow i to jest jak dla mnie najwazniejsze, troche poor boyowe lub joelowe skojarzenia z nim mam, na plejke wrzucam opening happienes is easy oraz living in another world, trzeba bedzie sprawdzic reszte albumikow talk talka
4
Feb 08 2021
View Album
Truth And Soul
Fishbone
Pierwszy raz slysze hamerykanska ske, po pierwszym tracku myslalem, ze to bedzie jakis klasyczny rockers, a tu taka niespodzianka juz na kolejnym kawalku, typowo skaowe brzmienie jamajskiej biesiady, a im dalej tym dziwniej, bo dochodza jeszcze funkowe ciagaty, wiec jest to dosc orginalny miks, czegos takiego nie slyszalem w slojej sluchaczowej karierze, ale najblizej bym do czerwonych goracych papryczek czili i ich krwawego cukrowego seksowego magika rownal ten album, jesli chodzi o vibe, na plejke leci ghetto soundwave bonin in the boneyard
3
Feb 09 2021
View Album
Tonight's The Night
Neil Young
Takiego Younga jeszcze nie znalem, album o wiele surowszy niz harvest czy everybody know this is no where, a potem wikiuje i podobno wiekszosc nagrana zostala podczas jednej sesji, caly material siedzial ponad 2 lata w szafie, albumik ktorego trzeba przesluchac w calosci od poczatku do konca, cos jak w przypadku dylanowych albumikow, nie tylko przez harmonijke ktora sie pojawia na kilku trackach, bo to wlasnie z dylanowa krwia na torach sie mi kojarzy ten albumik, oba sa przepelnione smutkiem, tutaj smutek po stracie przyjaciol, ktorzy przedobrzyli z niebezpiecznymi substancjami, album swietnie oddaje bol po stracie, na plejke leci tytulowy tonight is the night oraz mellow my mind
4
Feb 10 2021
View Album
Iron Maiden
Iron Maiden
Pierwsze moje zderzenie z zelazna dziewica, bo jedyne co widzialem wczesniej, to ze kazdy szanujacy sie kuc musi miec przynajmniej jedna koszulke z takim szkieletorem mumiowym, ktore wlasnie zdobia okladki ironow, a wiec spodziewalem sie darcia ryja, napierdalania w gitary na lubu dubu, ale nie zastalem tego, pozytywne zaskoczenie wokalem jaki zastalem, gitarki nie sa maltretowane, nie wiem jak to sie nazywa, ze tak szybko brzkadaja te gitarki, ale mozna bylo uslyszec wlasnie takie klasyczne brzdakanie, sa takze wolniejsze kawalki, prawie ze ballady jak u czornego sabata, chociaz takie ciezkie brzmienia nie sa moim gatunkiem muzycznym, to nie bawiem sie zle sluchajac albumika, na plejke leci strange world oraz prowler
3
Feb 11 2021
View Album
Play
Moby
Meh, album muzyki reklamowo filmowej utrzymanej w klimatach downtempowym, bez calosciowego konceptu, bardzo bialy miks murzynskich sampli, nawet chorki gospelowe i skrecze rodem z dja premiera sie znajda, kawalki ktore najbardziej mi trafily, to te ktore sample juz znalem z innych materialow, same "wokale" mobyego to raczej liryczna recytacja, bardziej niz samego albumu jestem ciekawy jaki musial on miec marketing zeby osiagnac status "kultowego" i "rewolucyjnego", ale zarazem jestem w stanie zrozumiec czemu ktos niezbyt osluchany muzycznie moglby sie tym zachwycic, na plejke leci utwor pod tytulem porcelain, bo akurat go kojarze z najwiekszej ilosci reklam
2
Feb 12 2021
View Album
White Blood Cells
The White Stripes
Bande kojarze, bo kto nie zna seven army nation, ale samego albumiku nigdy nie przesluchalem, a warto bylo, rockowanie mocno garazowe, sa kawalki z mocna gitarka i waleniem po garach, jak w I think I smell the rat, ale sa tez spokojne kawalki, z akustykiem i okazjonalnym wyklaskiwaniem rytmu, we are going to be friends, a na takim hotelu yorba mozna ulsyszec bluesowe inspiracje, bande stanowil duet whitow, ale baba chyba nie dawala wokalu w ogole na tym albumiku, wiec multi instrumentalna parka, sporo kawalkow trafi na plejke, bo poza tymi ktore wymienilem wrzucam jeszcze the same boy u have always known oraz offend in every way, mocno trafil w moje gusty rokerskie, takie polaczenie strokes i green daya z odrobina czili
4
Feb 13 2021
View Album
Graceland
Paul Simon
O ile z solowego Simona slyszalem wczesniej albumik samonazwanczy, to z Grafunkelem troche posluchalem, ale ten albumik calkowicie odbiega od tego z czym kojarzylem tego grajka, opening na harmonii z grubej rury, bo przeciez tytul albumiku graceland, czyli hamerykanska wioska gra i huczy i taki klimat sie w dwoch pierwszych trakach, ale potem niespodziewanie klimaty murzynskie sie odpalaja, pamietam ze nawet na tym tytularnym materiale mial czesto murzynskie drumsy, ale tutaj doslownie czuc, ze ten album byl tworzony w RPA, bebnienie, trabienie, chorkowanie, teraz juz wiem skad taka popularnosc simona wsrod przedstawicieli zlotej ery rapersowania, bo ilu bialych artystow ma intra od big daddy kane i bizziego marka w swoich teledyskach, troche w tym wszystkim albumik traci na lirycznosci, bo album z zamyslu ma byc lekki i przyjemny, na plejke leci tytulowy graceland i the boy in the bubble
3
Feb 14 2021
View Album
Timeless
Goldie
Znawca elektryka nie jestem, ale dwa gatunki zawsze rozpoznam dubstep oraz drum&base, calkowicie nie moja bajka, zbyt szybka muzyka jak dla mnie, jednak ten material ma tez wolniejsze tracki, adrift you&me state of mind, z dziwnie skompononowanymi wokalami, ale jednak ma, mimo tego strasznie meczylem ten albumik, jego spotifajowa wersja ma prawie 2 godziny, wiec przyjalem ponad programowa dawke elektronicznosci, na plejke leci saint agnel oraz this is bad, wacham sie miedzy 2 a 3, pewnie gdyby albumik mial godzinke, to byloby 3, ale zbyt mnie ta sesja wyssala z zycia
2
Feb 15 2021
View Album
Third/Sister Lovers
Big Star
Nazwa plyty badz bandy nie przynosi mi nic na mysl, slychac rokowanie, ktore stara sie byc przystepne dla sluchacza, wiec taki rokowy pop, discog okresla albumik jako power pop, pop z moca gitarek rokowych, brzmi calkiem solidnie, pierwsze zaskoczenie to czwarty track, zatytulowany jesus christ, brzmi jak przykladowa piosenka chrzescijanskiego roka, ale skad ona sie wziela na tym albumie w takim miejscu, nie jestem w stanie tego zrozumiec, sprawdzilem czy album nie byl wypuszczony na swieta, nie bo w marcu, rozwiazalo to kolejna zagadke czemu brzmi tak wczesno rokowo, choc to 78 wydanie, ale nagrywane od 74, tylko z wypuszczeniem plyty byly jakies klopoty, nastepny kawalek kolejna niespodzianka, femme fatale, czyli cover klasycznego velvet undergroundowego kawalka, calkiem przypadl mi do gustu ten trak z meskim wokalem, bo jednak niko nigdy nie byla najlepszym elementem welwetow, z kolejnych numerow rowniez czuc inspiracje velvetami, traki na plejliste to wspomniany cover i thank you friends
3
Feb 16 2021
View Album
Bookends
Simon & Garfunkel
Klasyczny material od duetu simonowo grafunkelowego, ale nie az tak klasyczny jak sounds of silence czy bridge over troubled water, jak ostatnie sluchowisko bylo 2 godzinnym maratonem, tak tutaj zaledwie 27 materialu, z czego jeszcze b side to resztki z soundtracka graduate, wiec motywy mlodosci, glupoty, rozczarowan, natomiast a side ma praktycznie tracki tylko z akustykiem bez zadnych fanaberii, ciekawy jest rowniez kawalek voices of people, ktory pelni role skitu wprowadzajacego do zakonczenia pierwszej czesci albumika, na plejke wrzucilem oczywiscie mrs robinson, jako jeden z najbardziej hitowych kawalkow duosa, oraz america, czyli liryczne poszukiwanie hameryki ktorej juz nie ma
3
Feb 17 2021
View Album
Master Of Puppets
Metallica
Metalowo jak nazwa wskazuje, ale sa to wyjce drugiej fali, bo lata 80, ciezko cokolwiek o tym napisac. bo jest to niezla napierdalanka po gitarkach i drumach, stad nazwa gatunku trasz metal, od dzikiej furii przelewanej na instrumenty, dodajac do tego wokale, ktore sa zrobione na mode wyjcowa, z ciekawymi efektami echowymi, jakby kult lider nawolywal na msze, okladeczka grobowa z kukielkarzem i niewidzialnymi recami wolnego rynku, nie wiem dlaczego ale zawsze metalikowe fangeje wydawaly mi sie najhbardziej toksycznymi kucami, takimi jacy to oni nie sa, bo sluchaja wlasnie takiej napierdalanki, moze uprzedzenia przemawiaja przeze mnie, ale nie przemawia do mnie takie granie muzyki
1
Feb 18 2021
View Album
Station To Station
David Bowie
Przed tym poleceniem sadzilem, ze Bowiego mam przesluchanego calego, a jednak znalazl sie albumik z ktorego nie slyszalem praktycznie nic, tez albumik nagrywany w bizarnym czasie, bo najwiekszego ladowania po kablach i wegorzowania, to znaczy po mlodych amerykaninach i diamentowych psach, a przed berlinska trylogia, low, heroes i lodger, dodatkowo albumik jest dosc mocno powiazany lirycznie z filmem the man who fell to earth, ktory staruje bowiego, okladka jest wlasnie jednym z kadrow, jesli dzieje ziggyiego stardusta zostaly zakonczone, to musiala sie pojawic sie nowa persona, tym razem jest to the thin white duke, znany z milosci do dobr luksusowych, zaczesanych wloskow i bialego, przechodzac do materialu na plycie, 6 kawalkow 38 minuty grania z czego openingowy station to station ma 10 minut, klasycznie grany rock, ale ze wzgledu na kosmiczna liryke, to space rock rowniez pasuje, kawalki utrzymane w podobnym tempie, poza zamkykajacym wild is the wind, na plejke leci tytulowy track, golden years i TVC15, bo ten trak to hajlajt filmu, gdzie glowny bohatyr kosmiczny Bowie jako Thomas mial problemy z wdeczka oraz tv, a dlaczego 15, bo jako kosmita posiadal umiejetnosc ogladania xx kanalow jednoczesnie, metabolizm wodeczkowy rowniez zrobil swoje, film godny obejrzenia chocby dla takich scen, a co do mojej noty gwiazdkowej, nie jest dobrze, co prawda nie jest tez zle, mozna powiedziec, ze jest srednio
3
Feb 19 2021
View Album
Bryter Layter
Nick Drake
Rzadko kiedy zdarza sie ulsyszec cos tak przyjemnego dla ucha, a jednoczesnie tak smutnego, mawet gdy pierwszy raz kilka lat temu uslyszalem i nie znalem historii jaka sie kryje za tym albumem, to jednak od razu mozna wyczuc, ze jest to cos autentycznego, chyba tylko z dwoma artystami mialem podobnie, sydem i johnstonem, smutek laczy tych trzech artystow i to jak walczyli lub probowali sobie z nim poradzic, no i grali rocka, ale kompozycje na bryter layer wychodza mocno poza rokowanie jest tam sporo elementow jazowych, soulowych, a drake sie w tym wszystkim gubi i czasem az ciezko odnalezc jego unikalne gitarki, hazey jane I jest kawalkiem na ktorym jest ona najbardziej wyeksponowana, bo track jest dosc surowy jak na standardy tej plyty, choc jest to jego najbardziej przystepny album, to i tak nie zdobyl zbyt duzej popularnosci, poeci romantyczni zwykle zdobywali slawe i rozglos dopiero po smierci, w tym przypadku jest podobnie, ciesze sie ze moglem to uslyszec ponownie, jak sie musiala czuc osoba ktora nie mogla dac praktycznie zadnego wystepu, podczas nagrywania w studiu nie potrafila byc skierowana w strone producenta, tylko nagrywac plecami do innych, a jednoczesnie miala tyle do przekazania za posrednictwem muzyki, poor boy jest jednym z moich ulubionych kawalkow albumiku, akurat na nim swietnie jazzowe trabienie i chorki nadaja piosence chrakteru karykaturalnego, gdyby tak autobiograficzny kawalek znalazl sie na pink moonie czy pozostalych 5 lisciach, to bylby on zbyt tragiczny, na plejliste poza nim trafi jeszcze northern sky oraz one of these things first, na miejscu jest tez pytanie czy smierc byla koncem czy poczatkiem kariery w tym przypadku, czy zycie nie przekreslioby sukcesu jakim niewatpliwie sa 3 wydane albumy,
4
Feb 20 2021
View Album
The Wall
Pink Floyd
Klasyczny konceptowy albumers pinkowych floydow z czasow faszystowskich, po objeciu wladzy calkowitej przez Watersa, czystkach na najbardziej utalentowanych czlonkach przyszedl czas na stworzenie najbardziej sprzedanego kawalka winyla jaki banda wypuscila, a zeby bylo jeszce zabawniej koncept sciany i artysty budujacego owa sciane jest oparty na watkach autobiograficznych Watersa, bo poza hey you i run like hell, reszta jest autorstwa dyktatora, stworzyc konceptowy album skladajacy sie z dwoch czesci o lacznej dlugosci 80 minut same w sobie jest wyczynem, a zrobic to solowo jeszcze wiekszym, ale jak dla mnie to nie jest juz to samo granie jak na ciemnej stronie ksiezyca czy meddle, album jest zbyt zdominowany przez jedna osobowsc, a reszta dostaje tylko krotki chwile w ktorych moze zablysnac, jak solowka Gilmoura na comfortably numb czy w hey you, dziwne uczucie daje sluchanie pinkow bez klawiszy, wright juz wypuszczony z zespolu za posiadanie problemow rodzinnych utrudniajacych tworzenie materialu na plyte, do samosadow chyba nie doszlo, ale o pieniadze cala banda sie chyba sadzila, dodatkowo pojawiaja sie chorki, nie takie rokowe chorwiska, ale prawdziwe chory filcharmoniczne, album ma swoje haj lajty, ale nie jest to album ktory bym sobie puscil zeby posluchac od deski do deski, jak wiekszosc pinkowych krazkow z czasow przed dyktatorskich, na plejke wrzucam comfortably numb, vera oraz hey you
3
Feb 21 2021
View Album
Vauxhall And I
Morrissey
Kolejna mocna osobowosc muzyczna, bo sam Morrissey, czyli wspoltworca kultowej dla kazdego doomera, gloomera, czyli The Smiths, ale jest to albumik juz z czasow dzialnosci solowej, o ile dyskografie smithow przesluchalem, nie mialem okazji nic z solowych projektow morrisseyowych sluchac, vauxhall i ja, tytul sugeruje upoddobania do marki mobilka lub dzielnicy londynu ktora slynie z gejowskich klubow, ktora interpretacja tytulu jest poprawniejsza tego nie jestem pewny, ale czy jest to nadal to samo kowalowanie po 10 latach, jesli chodzi o spiew to tak, glos sie nie zestarzal, a spiewa nawet lepiej, bo nie ma forsowanych wysokich partii, co do instrumentalnej czesci to jest ona bardziej roznorodna niz za smithowych czasow, bo slychac rozne gitarki, klawisze, drumsy, ale brzmi to tak jakbys gdzies to juz slyszal, calosc jest rowniez o wiele wolniejsza niz cokolwiek co slyszalem od mirrisseya, stad pewnie nie ma ciagniecia wysokich oktaw, ale najbardziej oddalony od tego co slyszalem jest ten albumik pod wzgledem lirycznym, jesli smithy byly buntem przeciw przedziwnieniu w muzyce poprzez teksty opowiadajace proze zycia z punktu widzenia mlodego czlowieka skazanego na zaglade i niepowodzenie, ale jednak probojacego, tutaj okres ten jest juz dawno pogrzebany i stara sie on o tym caly czas przypominac od now my heart is full lub na used to be a sweet boy, ktory tez kawalek wrzucam na plejliste razem z hold on to your firends
3
Feb 22 2021
View Album
Bad Company
Bad Company
O ile sama nazawe bad company kojarzylem, to nie slyszalem w calosci zadnego ich albumika, a z tego co slyszalem bylem przekonany, ze to banda hamerykanska, a tutaj takie zdziwenie ze to wyspiarze jeszcze z zlotych czasow brytyjskiego rocka, gdy crimsoni jeszcze tworzyli, a zeppeliny byly w szczycie popularnosci, nie dziwne ze przy takiej konkurencji nawet takie dobre grania gdzies przemykaja bokiem, a z tego co patrze na wiki to ich albumiki sprzedawaly sie o wiele lepiej wlasnie w stanach niz na wyspach, ciezko mi wyjasnic czemu, ale jak dla mnie brzmia one wlasnie bardzo hamerykansko, moze z tego wynika ich popularnosc za wielka woda, jest to rokowanie, ale w blusowych klimatach, polaczonych z bardzo gladkimi wokalami, na plejke wrzucam tytulowy bad company oraz movin on
3
Feb 23 2021
View Album
1984
Van Halen
Slucham pierwszy raz, choc sama nazwa obila mi sie o uszy po tym jak Van Halen od ktorego grupa bierze nazwa sie przekrecil na druga strone, przed tym znalem jedynie z kawalkow granych z radia, bo juz po drugim tracku wiem co to jest, bo kto nie zna jumpa, tak klasycznie syntezatorowy kawalek, a im dalej w albumik tym wiecej wyjcowania i ciezkiego walenia po instrumentach, czyli jak dla mnie najgorszego co moge uslyszec, zaraz po slunskich szlagierach, czare goryczny przelal kawalek girl gone bad, zwlaszcza jego druga polowa ktora zamiast wokali wykorzystuje rytmiczne wycie, no bo przeciez girl gone bad, wiec zaczelo sie jak jakis synth poipowy albumik rozkrecalo sie rock z elentami synthu, a konczylo jak metal dla boomerow hamerykanskich, a to wszystko w 33 minuty, na plejliste wrzucam kawalek ktory juz znalem, czyli jump, bo chyba byl on najbardziejsluchalnym elementem calego albumika
1
Feb 24 2021
View Album
Yank Crime
Drive Like Jehu
Wyjce przybywajcie nasze uszy rozsadzajcie, ma odraze rozwijajcie, do zycia zniechecajcie, w kraine ciszy wypedzajcie, uwazam ze krotka inwokacja jak najbardziej na miejscu, bo jeszcze nie mialem takiego hardkora wsrod wczesniej wylosowanych, grupa moze nie undergrundowa, ale raczej niszowa gatunkowo, wiec pierwszy raz slysze cos podobnego, a dlaczego podobnego bo niby sa to wyjce, ale nie klasyczne wyjce, tylko z lat 90 wiec garaze i multiwersum podgatunkow, tutaj wiki mowi, ze trafilem na emo wyjce i nawet pasuje, ale polaczne z matematycznymi nerdami, takimi ktorzy lubia poharatac na ostro, a skad takie przypuszczenie, ze to matematyczne swiry, bo matematyczne swiry ukladaja walenie w gitarki zeby brzmialo to jak synfonia walenia w gitarke, a nie zwykle haratanie pijanego dziada, a dodatkowo nazwy kawalkow zdradzaja geekowy charakter bandy, jak tytul do u compute czy chocby new math, w liryce ktora zazwyczaj ciezko sluchac, bo jest ona wyta sa jakies iksy dupiksy, ale strasznie wyte, czuje ze lepiej by mi sie tego sluchalo o wiele lepiej bez wokalu, bo emo to jednak nie moj styl muzyczny, na plejce zawita wspominany new math
1
Feb 25 2021
View Album
The Black Saint And The Sinner Lady
Charles Mingus
Murzynski swiety i grzeszna pannica jest to chyba jeden z najbardziej popularnych materialow Mingusa, czyli najbardziej wkurwionego jazzowego grajka w historii, nie bez przyczyny mowi sie wkurzony jak mingus, ktory potrafil na scenie pogruchotac swego basa tylko dlatego, ze wsrod publicznosci znalazly sie osoby ktore utrudnialy wystep, wynika to pewnie z perferkcjonizmu muzycznego do jakiego dazyl mingus, nie byl on tylko muzykiem, ale przede wszystkim kompozytorem oraz liderem bigbandowym, cos jak byciedyrygent i kompozytor w jednym, wiec sam albumik jest 39 minutowa kompozycja, ktora z zalozenia miala byc baletem, stad nazwy trakow A B C, solo dancowanie, duo, grupy, zagrany w 11 osobowym bandzie, zastanawia mnie jak mozna dojsc do tworzenia perfekcyjnych improwizacji bebopowych rozpisanych niczym symfonie, podczas nagrywania overdub musial byc mocno uzywany, ale granie nadal ma w sobie to cos co sprawia, ze mzyka wydaje sie byc zywa, bopowe zmiany tempa na 11 grajow, wut, wsrod skladu bandowego kojarze tylko 2 nazwiska Byarda od klawiszy oraz Richardsona od fletowania, ale po przesluchania bede musial sprawdzic Wiliamsa od trabkowania, glownie za ostatni track na plycie, ciezko wybrac co wrzucic na plejke, wiec wrzucam calosc, bo niezbyt czesto jakie jazzowania sie na 1001 albumiarzu pojawiaja
4
Feb 26 2021
View Album
In The Wee Small Hours
Frank Sinatra
Taki klasyczny glos, a ja kojarze go glownie z swiatecznego jingla o sniegowaniu, wiec jest to pierwszy sinatrowy album jaki slyszalem, a uslyszalem kompilacje mocno sadge kawalkow zaspiewanych w jazzowych araqnzacjach, nie jakis murzynski jazzik, tylko taki ultra klasyczny wybielowy swingowy rodzaj jazzu jaki mozna grac, ale nie jest to dziwne, bo wszystkie kawalki poza tytulowym in the wee small hours of the morning pochodza z wielkiej ksiegi hamerykanskiego spiewactwa XX wieku, czyli cos jakby ksiega miar i wag co masz spiewac i jak zeby byc "hamerykanski", ale twistem w tym albumiku jest to ze sinatra wybral jedynie najbardziej sadgowe utwory, wiec stworzyl albumik koncepcyjny, cos na tamte czasy iscie rewlucyjnego muzycznie, czuje ze instrumentale nie sa na tym samym poziomie co wokal tego albumika, na plejaka leci tytulowy kawalek i i will never be the same
3
Feb 27 2021
View Album
Joan Armatrading
Joan Armatrading
Kolejny brytyjski albumik ktory nie brzmi ani troche brytyjsko, wiec juz samym tym faktem mocno psusuje, ale chyba wczesniej nie slyszalem podobnego wokalu zenskiego w muzyce popularno folkowej z mocnymi inspiracjami funkowo blusowymi czy tez rokowo jazzowymi, najblizej bym stawial Tine Turner, ale to jednak nadal nie to samo, poza wokalami Pani Joan szarpie takze za akustyka na tym albumiku, najlepszy gitarkowy kawalek tolike fire, obie gitarki robia robote, kawalki typowo popularne, czyli tematyka amorowo smutkowa, ale dziwne ze gdy sie tego slucha nie czuc, ze jest to spiewanie z perspektywy kobiety, po zwikowaniu wokalistki wyszlo na to ze jest ona w zwiazku homoseksualnym, wiec ciekawe ze takie rzeczy da sie uslyszec i czy juz wtedy byla zorientowana w tym kierunku,a jesli cos takiego mozna uslyszec to plyta posiada ten element orginalnosci i autentycznosci co jest rzadkie w muzyce popularnej, ktora trafia do szerokiego grona sluchaczy, instrumentalna czesc albumu jest roznorodna, bo tak jak pisalem sa kawalki bardziej fukowe a zaraz potem bluesowe, ale nigdzie nie kradna spotlajtu wokalowi, chociaz znajda sie tez ciekawe solowki klawiszowe czy gitarkowe, ktory jest tu najwazniejszy, na plejke wrzucam otwierajacy down to zero oraz love and affection
3
Feb 28 2021
View Album
Hypnotised
The Undertones
Wyspiarskie nowosci z lat 80, i to nawet nie brytyjskie, bo z peryferii polnocnej irlandii, herb Derry to prawdziwy majstersztyk herbownictwa, granie rokowo punkowe lub raczej post punkowe, pierwszy albumik z jajowymi lirykami, moze nie jest to poziom parodii Yankovica, ale mozna autentycznie sie posmiac sluchajac albumika, a to na tej liscie prawdziwa nowosc, o ile punk zazwyczaj kojarzy sie z agresja buntem szybkim lub krotkim zyciem lub niezyciem, a tutaj za pomoca ironii lirycznej wartosci normikowe sa wystawione na przesmiew, zadziwijaco zrozumiale spiewane jak na irlandzkie glosy, co do wokalu to jest on podobny do jednego z beatelsow, strzelam ze mlody Lennon, czesto wystepuja chorki nie tylko spiewane, ale tworzace dzwieki wszelaki, na plejaka wrzucam piosenke o wybitnie utalentyowanym kuzynie, bo kazdy chyba mial takiego, my perfect cousin oraz o niezby atrakcyjnych paniach, czyli whats with terry
3
Mar 01 2021
View Album
Mothership Connection
Parliament
Mocny pretendent do obecnie najczarniejszego albumiku listy, czyli koncepcyjny albumik o kosmicznych murzynach, wyglada na ciekawy pomysl, a brzmi jeszcze lepiej biarac pod uwage kto jest za niego odpowiedzialny, bo parliamentowa banda, a raczej funkodelicowo-parliamentowa to superband na miare mozliwosci kulturowych post nixonowskich murzynskich gett lat 70, wiec tak jak dawniej byly bandy jazzowe ktore graly w 40 osob jak u mingusa, tak przyszla pora na przenesienie tej skali do swiata funkowego rocka, nie bede sie rozpisywal na temat murzynow kosmicznych, bo jest to tylko niewielka czesc uniwersum zbudowanego na przestrzeni albumikow bandy, na co trzeba zwrocic uwage to minimalizm jesli chodzi o overdubing, to jest zywa muzyka taka jaka by moglaby byc grana live stad takie potezne rozmaiary bandowe, ludzie do klaskania, tupania oraz operowania instrumentalami i syntezatorem klawiszowym jak przysstalo na funk, ale nie jest to syntezator w twoja twarz jak to zazwyczja bywa, mastermindem ktory takze udzielal sie wokalnie byl George Clinton funkowa wersja Mingusa wymieszanego z Sun Ra, nie chodzi mi tylko o kosmiczne koncepty, ale o to jak muzyka jest zywa, jak kazde dobre dzielo artystyczne albumik byl inspoiracja dla kolejnych murzynskich wieszczy lat 90, gdzie sample z niego mozemy znalesc po obu stronach USA, czy to u dr dree i snoopa lub wu tangow, malo jest materialow ktore mialy wplyw na instrumentalne brzmienie rapu lat 90, jesli musze wybrac cos na plejliste to wrzucane unfunky ufo oraz star childa, jesli nie mam juz tego na dodanego, ale plyta ma tylko 38 minut, wiec jesli odpala sie, to zazwyczaj cala plyta jest sluchana
5
Mar 02 2021
View Album
Dire Straits
Dire Straits
Tak zmieniony styl w porwnaniu do tego co slyszalem na brothers in arms, ze myslalem ze caly sklad sie pozmienial i tylko wokal przezyl, a tutaj ciaglosc zespolu byla zachowana,wiec musieli szukac czegos nowego, przed tym przesluchalem znalem tylko walk of life, ktory mialem juz na plejliscie, a te materialy dzieli przepasc jesli chodzi o koncept granej muzyki, wiec jest to spokojnie grany rock z mocnymi elementami country czy bluesa w zaleznosci od kawalka, minmalizm instrumentalny, prawie calkowity brak chorkowania daje ciekawy efekt, bo wszystko jest grane pryma sort, wiec jest czemu sie przysluchac na spokojnie dwom gitarkom, basikowi i drumom, a do tego wokale Knopflera, ktore sa stylizowane na Dylanowskie daja ciekawy efekt, w niektorych kawalkach takie granie brzmi wrecz ludzaco podobnie do Dylanowskiego, lirycznie dosc typowo bo i milosne zawodzenia sie znajda, czy losy zycia biedakow, ciekawy jest kawalek sultans of swing, mianowicie o bandzie ktora sobie gra po barach, gra dosc kiepsko wiec ludzie nie daja o nich za bardzo jebania, ale oni nadal sobie graja dla siebie, czy to utwor autobograficzny grupy to nie wiem, ale skoro pierwszy albumik studyjny, to moze tak byc, dlatego go wrzucam na plejke razem z down to the waterline
3
Mar 03 2021
View Album
Peggy Suicide
Julian Cope
Wreszcie przesluchany na spokojnie, pierwszy albumik ktorego nie moglem dorwac na spotifaju, chociaz go widac, to jednak niedostepny, tak jak wiekszosc tworczosci Juliana przed tym albumem, z tego co sie wywiedzialem, to wlasnie dzieki niemu zyskal popularnosc nie tylko w punkowym undergroundzie, ale takze w troche szerszych kregach, nie jest to album ktory zrobil topowe miejsca w chartach, ale jest to prawdziwy post punk, czemu prawdziwy postpunk, bo wreszcie lirycznie cos sie dzieje nie tylko darcie ryja na tematy przemocowo seksualne, tak w ogole darcia ryja nie ma, a sam wokal jest bardzo podobny do tego jakim poslugiwal sie pozny Frank Zappa, niektore tracki wrecz do zludzenia przypominaja mi jego kawalki, ale o czym jest album punkowy bez darcia ryja i typowego kontentu, trak otwierajacy pristeen brzmi jak typowy kawalek romansowy, tylko ze co to za imie pristeen po guglu wychodzi, ze jest to nazwa ukejowego dezodorantu do higieny intymnej dla kobiet, daje calkiem inne spojrzenie na trak, epicki 8 minutowy kawalek pod tytulem safesurfer w ktorym polowa to gitarkowe wariacje jak u pink floydow, ale o czym on mowi, tytulowy safesurfer stara sie namowic partnera lub patnerke na sex w formacie bareback, lata 90 wiec mocne hivowe viby przez to przemawiaja, a trakow jest 18 i zeby naprawde zrozumiec o co w nich chodzi trzeba je dobrze przeczytac, a jest o czym czytac od feminizmu, konformizmu, ochrony srodowiska, podporzadkowywaniu sie zorganizowanym religiom, przez okultyzm, do hejtowania thatcherowej, jest ciekawie i jest to dobrze zagrane, nigdzie nie czuc, ze slucha sie czegos zbyt rozbudowanego, a kompozycje sa raczej proste, gitarka elektrykowa aktustyk, to narzedzia z ktorych korzystal Cope, reszta instrumentali to basik, drumy i keyboard, chyba nic wiecej nie slyszalem, czas na ciekawostke, tytul peggy suicide nawiazuje do kawalka peggy sue czyli do jednego z najpopularniejszych kawalkow Hollyego czyli pioniera rockowego popu lub raczej popu z ktorego wyszedl rock, szkoda ze nie moge nic dodac na plejke, ale przynajmniej na dysku flac bedzie sobie lezal w bibliteczce, a dosc rare znalezisko, bo nawet na torrentach nie mozna dorwac tego albumika, ale z pomoca przyszedl soulseek o ktorym nie mialem pojecia, a pewnie sie przyda z bardziej undergroundowymi plytkami
4
Mar 04 2021
View Album
Born To Run
Bruce Springsteen
Albumik ktory ma jeden z najlepszych opening songow jakie slyszalem, czyli thunder road i jego slynne zakonczenie its a town full of losers and im pulling out of here to win, byl to pierwszy albumik ktory osiagnal sukces komercjalny w dorobku Springsteena, wiec otwarcie takim trakiem to prawdziwy chad move, tak jak caly albumik jest takim chad movem i skokiem na stworzenie czegos co bedzie sie podobac sluchaczowi i sie udalo w 38 minutach materialu zlozyc 8 kawalkow, ktore mocno trzymaly listy przebojowe, mimo ze z nazwy jest to solowy material Springsteena, to jak w poprzednich i tez nastenych albumikach towarzyszyla mu e street band, czyli jego instrumentalne zaplecze, bo samemu szarpie on tylko za gitarki, a poza nimi to murzynska saksa Pana Clemonsa jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementow albumiku, sluchajac albumiku czuc nie tylko zgranie muzykalne, ale dopracowanie pod wzgledem technicznym plyty, tematycznie albumik porusza motywy najlepiej sprzedajne, czyli milosci romanse i szybkie samochody, caly ten jazz, no i jest 9 minutowy kawalek jungleland, czyli opowiesci z miasta ludzi biednych i mniej biednych jak sobie zyja i czemu im dobrze biednie, samo zycie, song dluzszy niz standardowe radiowe grania, wiec fajne solowki gitarnikowe i wstawki klawiszowe sie pojawiaja, na plejaka dorzucam born to run, bo thunder roada juz mialem
3
Mar 05 2021
View Album
Horses
Patti Smith
Zaczynam podejrzewac, ze polowa albumikow na tej liscie to punki badz post punki, tak jest wlasnie w tym wypadku, tym razem prosto z hameryki w wykonaniu dosc zenskim, choc okladka daje jasno do zrozumienia, ze spiewane bedzie przez tomboja, ktory wyje na garazowa modle, gitarka prowadzaca rowniez jest w tym stylu utrzymana, nie slychac ze jest to album ktorego producentem byl Cale z undergroundowych velvetow, trak otwierajacy i zamykajacy to autorskie aranzacje znanych kawalkow gloria i my generation, o ile ten pierwszy ma na siebie ciekawy pomysl, to trak zamykajacy jest z nagrania live i niezbyt wyrozniajacy sie na tle innych coverow tego kawalka, reszta autorskich trakow to czesto recytacja poetyczna bardziej niz spiewy, ciekawa sprawa, ze spotifajowa wersja zawiera takze live wersje tego albumiku, ktory w moim odczuciu brzmi o wiele lepiej niz studyjna wersja, czuc tam energie i ducha punkerskiego, vynylowi tego brakuje, na plejke leci gloria in excelsis deo
2
Mar 06 2021
View Album
The Coral
The Coral
Eponimowy albumik grupy koralowej, wczesne lata 2k0, wyspy brytowe, pierwsze skojarzenie to muzyka radiowa z hispsterskiej stacji, kawalki nie sa nieprzyjemne dla ucha, mieszcza sie w czasie 2-3 minut grania antenowego, wiec muzyka ktora ma byc popowym rockiem lub rockowym popem z nuta psychodelicznego klimatu, choc wiki okresla go jako indi rock neopsychodeliczny, wiec calkiem blisko tego grze ja go rzucilem, nazwa zespolu jest bardzo nieprzypadkowa, bo wydaje mi sie ze morskie klimaty sa spoiwem lirycznym plyty, zaczyna sie kawalkiem spanish main, sa pozegnaniowe songi, szkieletowo skarbowe, czyli zycie marynarskie pelna geba, jakby sie uprzec to nawet motywy instrumentalne z szantow by mozna bylo wylapac, na plejke leci dreamin of you i wildfire
2
Mar 07 2021
View Album
Olympia 64
Jacques Brel
Cos nowego na liscie, bo albumik live, ale to nie koniec nowosci, bo jest to tez pierwszy albumik nie anglinski czy po anglinsku, bo niemieckie grania byly, ale z angielskimi wokalami, a tutaj mamy spiewaka francuzkiego Jacquesa Brela, pierwsze slysze ale juz wiem ze to gruba ryba francuzkiej muzyki, bo przeciez kogo innego by na taka liste upchali, co do gatunku muzycznego, to jest to francuzka piosenka spiewana ktora okreslaja mianem chanson, gatunek skupia sie glownie na stronie lirycznej, wiec troche nie sposob mi oceniac muzyke ktora opiera sie na slowach rymach i typowo francuzkim stylu prowadzenia ballady muzycznej, gdzie instrumenty sa jedynie tlem na ktorym bard maluje szczesliwe male drzewka, ale sluchalo sie przyjemne i nigdzie nie bylo momentu gdzie by spiewak zaniemagal, a material 50 minutowy bez zadnych cutow piosenka po posence polaczaonce clapowaniem, wiec caly zapis koncertu tak jak byl grany, na plejaka wrzucam tango pogrzebowe, czyli tango funebre, ciekawe czy w innych jezykach podobny gatunek rowniez jest lub byl grany, bo jakos nie moge nic sobie przypomniec podobnie brzmiacego, a moze to tylko jezyk ktory az tak wplywa na odbior spiewu
3
Mar 08 2021
View Album
Apocalypse Dudes
Turbonegro
Orginalna nazwa bandy jak przystalo na bande punkowa z norewgii, turbo czarnuchy i ich ziomale apokalipsy, cale szczescie wycie zostalo nagrane po angielsku, a wykonawca wokali jest ich frontmen znany takze jako euroboy, album brzmi jak prawdziwy punkowy underground, wiec motywy przewodnie musza byc punkowe, juz same nazwy swietnie oddaja o czym beda kawalki, rock against ass, zillion dolar sadist, randezvous with anus, dont say motherfucker, motherfucker, ale material to nie sama przemoc i sex, znalazlo sie takze miejsce na barwne wulgaryzmy przy jamowanych riffach gitarkowych, caly albumik to jeden wielki jamik, dwa ostatnie tracki to bonusy z live wystepu w tym jeden jest coverem suffragette city Bowiego, majac porownanie live z studyjnym materialem widac dobrom robote w przeniesieniu tej energii i klimatu na krazek, a to nie zawsze sie udaje w punkowym graniu, na plejke wrzucilem chyba najbardziej wyszukana kompozycje albumiku, trak otwierajacy the age of pamparius, ktory robi za dobre intro dla zespolu, oraz monkey on your back
3
Mar 09 2021
View Album
The Joshua Tree
U2
Pierwszy albumik U2 ktory przeslychalem tak zebym sobie samemu wlaczyl, nie wiem czemu zawsze U2 kojarzy mi sie z blurem, wiec song2 zawsze kojarze z U2, a bloody sunday z blurem, dziwnie wymieszane, ale co to za albumik irlandzkiego zespolu popularno rokowego, jest on mocno hamerykanski, bo jednak zrobili najwieksze pieniadze za duza woda, wiec albumik mocno typowo hamerykanski klimat, zycie codzienne, biedaki, umieranie, wszystko co mozna zaspiewac o hameryczce zeby boomer rzucil grosiwa, nie wiem czy nagrywane to bylo w hameryczce czy tylko tak sobie ktos wykonceptowal, wezmy nagrajmy hamerykanska plyte, sprzeda sie dobrze i sie sprzedala dajac zespolowi status kultowego grajka lat 80, w 90 zmienili calkowicie swoje granie, wiec widac ze niezle kameleony muzykowe, wrzucam otwierajacy trak do kolekcji where the streets have no names oraz mother of disappeared
2
Mar 10 2021
View Album
The Blueprint
JAY Z
The Blueprint, czyli ten dziwny okres w karierze Pana Cartera, bo po wypuszczanej z roku na rok trylogii volumikowej nie ucichlo i nastala epoka wolowiny na lewo i prawo bylo rzucane mieso, wiec pan Jay zabral co sie dalo zatrudnil do produkcji timberlanda eminema, nawet pan west znalazl sie na liscie producetow albumiku i tak powstal the blueprint, ktory wyznaczyl jak ma wygladac komercyjny albumik rapowy lat 2k, motywy wyzyskiwanych murzynow, tego kto jest krulem rapowej gry, bogactwa ktore jest jest a kiedys nie bylo, niga to niga tamto, no i tytulowy kawalek blueprint o matce, bo matka to swietosc murzynska, najbardziej klasycznymi kawalkai z albumiku ktore na plejke wrzuce to Izzo oraz renegade z eminemem, ale nie jest to albumik ktory bym sobie wlaczyl i przesluchal od poczatku do konca, bo koncept from rags to riches to najgorsze co spotkalo rap lat 2k0, a Jay byl lub jest jego mistrzem, jako najbogatszy murzyn w szol biznesie
2
Mar 11 2021
View Album
Too Rye Ay
Dexys Midnight Runners
Kolejne wyspiarskie grania w klimacie okolo rokowym, nazwa nic mi nie mowila kolejne songi takze, az do come on eileen czyli numer 10 z 15, jestem pewien ze slyszalem to w niejednej reklamie lub filmie, ale jakim nie przychodzi mi do glowy, po pierwszym traku i zobaczeniu okladki, na ktorej prawdopodobnie jest frontmen i lider landy Kevin Rowland, troche dziwne, ze sotifaj i doscog podaje go jako osobny byt ktory tworzyl ten album, a Dexys Midnight Runners osobony, do glowy przychodzi co to za szkockie country, ale nastepne kawalki to bardziej wariacja na temat funkowego soula, najgorszy w tym jest natlok instrumentali jakim caly czas albumik atakuje, personel to okolo 20 osob, wiec nawet nie bede wymienail co tam bylo grane, ale jesli nawet banjo bylo uzyte, a nawet dzwonki krowie, to bylo prawie wszystko i jeszcze na dobitke ciagle chorkowanie i to nie takie jak w czarnym soulu czyli z kobiecym wokalem, ale meskie wokale overduby i jeszcze wiecej overdubow, troche wymeczony odsluch, wiec na plejke leci jedynie come on eilee
1
Mar 12 2021
View Album
Miriam Makeba
Miriam Makeba
Tym razem bardzo murzynsko wylosowalo, pierwszy albumik solowy poludniowoafrykanskiej spiewaczki zwanej takze jako Mama Africa, jako jedna z najbardziej znanych wokalistej czarnego kontynentu i pierwszej afrykanskiej zdobywczyni grammy, co do albumiku to jest to minimalistyczny albumik zawierajacy 14 kawalkow z czego tylko 4 sa spiewane po angilelsku, reszta natomiast to muzyka rodem z RPA, wiec jezykowo Xhosa lub Zulu dominuje, nie jestem pewien czy sa to orginalne kompozycje, bo raczej sa to piosenki ktore gdzies tam sobie juz byly spiewane wsrod plemion afrykanskich, a to jest jedynie ich zapis na tasmie, bo angielskie songi kojarze, wiec wiem, ze sa to covery, a co do czarnych kawalkow to jedynie the click song, moj ulubiony kawalek z albumiku daje info ze jest to Qongqothwane czyli piosenka spiewana podczas weselicha majaca przynosic szczescie, jakbym nie obejrzal jak spiewa to live, to bym nie uwierzyl, ze mozna wydawac taki klikajacy dzwiek i czysto spiewac jednoczesnie, caly albumik to prezentacja tego wokalu, bo jednynym instrumentalem jest to gitarka akustyczna, flet oraz chorek, spiewajacy troche jak w gospelu, ale ktory robi takze za klaskaczy i tupaczy, jak to w murzynskich klimatach jest zazwyczaj, na plejke wrzuce wspomnianego click songa oraz openingowy the retreat song
4
Mar 13 2021
View Album
Young Americans
David Bowie
Pierwszy artysta ktory dorobil sie podwojnego albumiku na liscie 1001 muzyk, to Bowie, dodatkowo album rowniez z kokainowego okresu tworczosci, ale w odroznienu od station to station jest to apogeum ciagu bialego wegorza i skok na funkowa wode grana jedynie przez murzynskich artystow w tamtych czasach, gatunek nazwali niebieskookim soulem, zeby nie mowic ze jest bialy, bo przeciez brzydko by to brzmialo, a sam bowie okreslal go jako plastikowy soul, czyli bez koloru skory ponad podzialami rasowymi, ciekawe jest rowniez to co sam mowil pytany w wywiadach o ten albumik "the phoniest R&B I've ever heard. If I ever would have got my hands on that record when I was growing up I would have cracked it over my knee" dosc dobrze oddaje to moje uczucia po przesluchaniu , bo nie jest to ani zaden koncept do jakich przyzwyczail w innych albumkach, nie jest to szczyt wokalnych skillow, bo bialy ciag znaczace wplynal na jego wokale, a jest to album ktory byl konercyjnym sukcesem, bo trafil w gusta muzyczne i to ze ludzie czekali na to az bialy czlek bedzie robil czarna muzyke, personel tez dobrze trafiony, slychac czarne chorkowanie dziewczat, stukanie bebenka, sakse, wiec jest tak jak byc powinno, ale jednak jest to jedna z najslabszych pozycji w dyskografii Bowiego, na plejke wrzucam tytulowych young americans
2
Mar 14 2021
View Album
Exile In Guyville
Liz Phair
Egzotycznie brzmiące nazwy zarówno albumiku jak i artysty i maly cyc na okladze nic mi nie mowil, okazalo sie, ze to albumik indyjskiego rocka, ale jest to undergrundowa produkcja, wiec low fi pelna geba, nie tylko to slychac przez to w jaki sposob jest zmasterowany, jak wykonane overduby, ale glownie przez liryczny kontent, bo jest on do bolu szczery, a jak to w muzyce niepopularnej glonym topikiem bedzie seks lekarstwa i turlanie kamienia, ale jest to pisane, ze gdybym mial zgadywac z jakiego roku albumik, to strzelalbym na okolice 2k10 i bum internetowych grajkow spiewakowych, ktore zalalo swiat za sprawa rozpowszechnienia sie serwisow strimingowych, a nie wczesne lata 90, bo o ile jeszcze poczatek plyty do never said, czyli najbardziej popowego kawalka jaki mozna tu uslyszec, to dalej slychac coraz to coraz to odwazniejsze eksperymenty, nie tylko jesli chodzi o kompozycje instrumentalna, ktora w niektoych miejsach jest wrecz minimalistyczna i sa nawet kawalki jedynie z klawiszami kreconymi synthem, czy gitarkowaniem Pani Liz, lirycznie dzwie sie, ze tak jednolity tematycznie jest albumik, bo wszystko mozna sprowadzic do relacji miedzy ludzkich, dobitnie pokazuje to track flower, ktory byl dla mnie kwintesencja tego co slyszalem w poprzednich kawalkach, wokal i klimat kojarzy mi sie z NANA, moze znalazlem pierwowzor nany, na plejke wrzuce gunshy oraz soap star joe
3
Mar 15 2021
View Album
Physical Graffiti
Led Zeppelin
Fizyczne graffiti, czyli szosty albumik zeppelinow, pierwszy spod ich wlasnej wytworni i pierwszy na liscie 1001 albumikowej, listy fanowskie, top tierowe sa bardzo podzielone jesli chodzi o to gdzie umieszczone jest graffiti, ale raczej w czlowce anizeli w koncu, bo koniec jest zarezerwowany dla cody, chociaz jeden z najlepszych jojowych referenci standowych pochodzi wlasnie z tamtego albumiku, co wyroznia ten material jest z pewnoscia dlugosc materialu, godzina dwadziescia dwie minuty, wiec jest to wydanie w postaci podwojnego winyla, ciezko czasem przesluchac tak dlugie materialy w jednym posiedzieniu, ale zeppeliny to zeppeliny, wiec sie udalo, dawno tez nie slyszalem, wiec dobrze mi to zrobilo, bo klasyki hardego rokowania z unikalnymi Plantowskimi wokalami i 10 minutowymi solowkami Pagea, ktory dodatkowo byl odpowiedzialny za produkcje ledowych materialow, ktorych cecha charakterystyczna bylo to, ze nagrywane na jeden mikrofon instrumenty mialy w sobie to cos czego nigdy za wiele do sluchania, takimi hajlajtami sluchowiska bylo dla mnie tym razem in my time of dying, ktory tak bardzo kojarzy mi sie z ostem trigunowym, ze jestem niemal pewien ze ten kawalek stanowil mocna inspiracje dla Imahoriegiego, kolejnym punktem byl kashmir, czyli najbardziej orientalny kawalek calego albumiku oraz klimatyczny bluesowy rock sick again, te wlasnie kawalki na plejaka dodalem, bo juz kilka innych na niej bylo
4
Mar 16 2021
View Album
Let's Stay Together
Al Green
I znowu czarny album, tym razem klasyka soula, chociaz nie jestem fanem gatunku, to jednak dosc charakterystyczne nazwisko wokalisty zapada w pamiec, tak samo jak jego wokal, bo to wlasnie on jest czyms co go wyroznia, a moze inaczej to wlasnie Green byl jednym z pionierow smooth soula i to jego wokal nakreslil standardy jak maja spiewac inni, wiec wokal potrafi przechodzic od gladkiego szeptania, do ostrego wycia, co najlepiej oddaje kawalek old time lovin, wazne jest takze to w jaki sposob instrumentale kieruja sie za wokalem, a nie jak zazwyczaj ze wokal dostosowuje sie do instrumentali, a te sa bogate, sekcja rytmiczna drumy razy dwa, basik, organy gitarki, a do tego dochodzi sekcja instrumetow detych, trebacze, puzony i w co tam jeszcze mozna dmuchac, a do tego dochodzi chorek, ktory w klasycznym rokowym materiale bylby overdubem, a tutaj jest to zywa interakcja z wokalista, chociaz tematycznie bardzo soulowo czyli milosc, milosc smutna, milosc radosna, to slucha sie tego przyjemnie, a sam material to tylko 34 minuty, na plejaka tytulowy opening lets stay together oraz how can you mend a broken heart
3
Mar 17 2021
View Album
Like A Prayer
Madonna
Pierwszy albumik popowy ciezkiej wagi, bo jeszcze w 2k10 przeciez madonne caly czas bylo slychac na mtv i tym podobnych stacjach, gdzie robila hiciory z mlodymi wscieklymi, pieknymi, a albumik z lat 80, a czemu waga ciezka, bo to juz albumiki z ery gdzie na sukces albumu pracuje caly sztab osob, a artystka jest spiewajaca lalka, czasem jednego przeboju, albo tak jak w przypadku madonny marka ktora przez dekady potrafi tworzyc kontent, a co takiego mozna uslyszec w tym wytworze popowej kultury, cos typowego dla lat 80, wiec synteze funku r&b z kultura disko, tematycznie oczywiscie milosci rownie przyjemne tematy, ale bez ekscesow, chociaz taki tytulowy like a prayer z jednej strony gospelowe chorki i piekna milosc, a z drugiej strony zakamuflowane seksy, tak zeby dalo sie to puszczac w radio, dzieki city hunterowi chyba wyrobilem sobie odpornosc na te klimaty i jakos nie mialem problemu przesluchac od poczatku do konca spotifajowej transmisji, troche uczucie deja vu, bo te kawalki gdzies juz pewnie slyszalem, ale pewnie troche ostow filmowych zaliczyly, kawalek ktory najbardziej mi sie spodobal, to utwor najmniej funkowy z calej kompozycji, bo jest to raczej popowa ballada, ktora odcina sie od funowych influencji reszty albumu, a dodatkowo brzmi bardzo prosto i jednoczesnie szczerze, dlatego laduje na plejce
2
Mar 18 2021
View Album
Phrenology
The Roots
The Rootsy, ale z dosc niespodziewanym albumem bym powiedzial, bo chyba najbardziej eksperymentalny w dyskografii i dosc dzielacy fanow, bo pierwszy albumik bez Malika, ktory poszedl z bandy, prawdopodobnie przez drugowanie, co jest tematem jednego z kawalkow, water, 10 minutowy kawalek z czego polowa jest prawdziwym psychodelicznym tripem w swiat Malika, a czemu eksperymentalny material, bo pomimo tego ze jest to niewatpliwie gatunek hip hopowania murzynskiego, to jest on przepelniony wplywami innych gatunkow muzycznych, glownie jazzu i neosoula, wiec jedynym featurem na albunie jaki znam jest talib kweli, natomiast reszta artystow jest dla mnie zbyt egzotyczna, a troche tych grajkow sie tutaj znajdzie na kolabie, dokladnie 21, bo nie jest to typowy material rapowy jak wspominalem, the rootsy wyrozniaja sie tym, ze instrumentale nie sa samplowane, ale grane na zywo, co brzmi swietnie live, ale stwarza tez problemy z organizacja tak poteznej bandy, a skoro neosoul, to musza byc chorki takze z colabowych artystow, natomiast lista featurow na produkcji jest jeszcze dluzsza i tego juz nie potrafie wyjasnic, zwlaszcza ze wczesne rootsy byly samoprodukujaca sie banda, co do kontentu lirycznego to jest to rap z gatunku conscious, czyli bardzo zyciowe kawalki, zwlaszcza o tym jak zle jest biednym ludziom o ciemnej karnacji, niektore kawalki sa nawet zbyt kaznodziejskie, ale taki urok gatunku, na plejaka dorzucam wspomniany kawalek o wodzie Malikowej i thought@work, ciekawie prezentuje sie takze okladka, ktora odnosi sie do tytulu plyty, phrenology na polski frenologia, czyli dawna dziedzina naukowa, w dziesiejszych czasach pseudonaukowa odnoszoaca sie do badania i pomiaru tego co kto ma w glowie na podstawie tego jaka ma glowe, wiec w zaleznosci ktore czesci kory mozowej jakie maja wymiary tak sie ocenia osobnika, okladka przedstawia osobe murzynska i co ona ma w poszczegolnych czesciach mozgu, co nawiazuje do klasycznego schematu frenologicznego
3
Mar 19 2021
View Album
Let England Shake
PJ Harvey
I powrot do brytyjskiego zawodzenia, tym razem indi pop lub indyjski rock w zaleznosci od kawalka, ambitna muzyka dla uniwersalnego sluchacza, wokale baby z jakims gosciem przewijajacym sie jako wokal backapujacy oraz dodatkowymi chorkami, sporo takze overdubowanych fragemntow, instrumentalnie jest duza roznorodnosc, od klasycznych drumow, basior, klawiszy, puzonow sa tez bardziej egzotyczne dodatki jak harmonijkowe wstawki, organy, bo material nagrywany podobno w koscielnych warunkach, z szarpanych instrumentow nie tylko gitarki, ale tez skrzypce, cytry, wiolonczele, ale nie czuc zadnego natkolu, bo kawalki zawieraja zazwyczaj dwa maksymalnie trzy instrumenty, wiec sa dosc proste, sklad 4 osob a tyle instrumentali bioracych udzial w nagraniach, ale to wokal i liryka stanowia o tym czy taki album sie spodoba czy nie, a tutaj lirycznie nie potrafie sie z nim w jakikolwiek sposob polaczyc, jak sam tytul wskazuje bedzie po anglinsku po brytyjsku, wiec nic ciekawego dla goja z juropy, wiec ciezka to byla sesja chociaz tylko 40 minut w wersji spotifaja
2
Mar 20 2021
View Album
With The Beatles
Beatles
Jesli nawet ten beatelsowy albumers znalazl miejsce na tej liscie, to jestem przekonany ze reszta takze znajdzie tu miejsce dla siebie, bo jak dla mnie jest to najslabszy material bandy, nagrany dosc szybko po debiutanckim albumie, ale nie tak szybko jak ten pierwszy nagrany praktycznie w jednej sesji, utrzymany w kilmatach bojsbendowego popu, gdzie 8 trakow jest autorskich, natomiast pozostale 6 to covery hamerykanskich grajkow, 33 minuty, ktore wydaja sie byc wiecznoscia przy takiej monotonii jaka panuje na plycie, caly czas jedno i to samo typowo popowe zawodzenie o milosci, szczesciu i co tam jeszcze jest cukierkowego, na plejke wrzuce tylko roll over beethoven zeby jakis slad pozostal po tej pozycji, no i jest to pierwszy mono albumik na liscie, bo nawet jesli sa strasze rowniez tak nagrywane, to na spotifaju byly jedynie wersje stereo, a akurat beatelsy maja pierwsze albumiki w mono
1
Mar 21 2021
View Album
Fromohio
fIREHOSE
Fromohio, czyli rokowanie klasyczne z lat 90 w ktorym czuc punkowego ducha lat 90 hameryki, skladem gitarka, basik, drumy, skromnie ale qualitnie, zwlaszcza pan na basie wyczynia rzeczy ktore niewielu basiorowych mistrzow potrafi wyczyniac, minimalistyczna strona instrumentalna wplywa takze na to jak lirycznie wyglada plyta, bo jest przepelniona solowkami instrumentali i zdarzaja sie traki bez zadego wokalu po ktorych sa takie w ktorych chopaki spiewaja jednym glosem caly kawalek, 14 trackow przy 31 minutach w ktorych sie zawiera calosc vynylowa to dosc malo, ale jednoczesnie wystarczajaco zeby zaprezentowac skille jakimi wladaja grajkowie, dodatkowo jest to dosc standardowy czas albumiku lpka kasetowego, najbardziej popularnego nosnika wsrod punkarskiego rokowania tamtego okresu
3
Mar 22 2021
View Album
Crocodiles
Echo And The Bunnymen
Krokodyle, pierwsze slysze taki tytul, nazwa bandy tez nic nie mowi, ale po slepym odsluchu mocno smithowe viby, wiec dobrze zakladalem, ze brytyjskie chopaki, calkiem podobny odsluch jak ostatnie firehose i ich fromohio, jesli chodzi o strone instrumentalna, bo tez klasyczna 4 osobowa ekipa, tym razem najbardziej wyrozniajacym sie pozytywnie instrumentalem sa drumy, nie ciezke, ale mroczne i pasujace do lirycznej strony plyty, bo tak niektore wstawki gitarowe maja duzo niedopowiedzien, tak samo klawisze, wokal nie jest jakos zapadajacy w pamiec, ale material ratuje sie lyrycznie, bo tworzy spoista calosc w duchu punkowosci, wiec piesni opiewajace szeroko przyjete formy postawy spolecznej, brak empatii, naduczuciowosc, brak polaczenia z otaczajacym swiatem i izolacja sa glownymi motywami, czyli dosc smithowo, ale nigdzie nie brzmi to zbyt oklepanie lub ckliwie, jestem ciekawy czy na innych albumach ewoluuja, bo z charta widze ze sporo zmian bandowych na przestrzeni lat mieli, a dodatkowo drumer nie pozyl zbyt dlugo, ale to bedzie trzeba sprawdzic, na plejaka dodaje monkeys i pictures on my wall
3
Mar 23 2021
View Album
Surrealistic Pillow
Jefferson Airplane
El clasico rokowania psychodelicznego w stylu hippisowskim, albumik, a moze nawet i grupa pokolenia woodstokowego, ktore rozwinelo ten gatunek rokowania, cecha charakterystyczna tego grania sa gitarki na niektorych trackach nawet x4, nie liczac basu, wiec mocno riffowanie, ale jak dla mnie rzecza ktora wyroznia akurat ten album jest wokal jaki sprzedaje na nim Grace, ktora zasluguje na swoje nazwisko Slick, bo wokal jest tak gladki, ze mozna go sluchac na okraglo, to wlasnie kawalki na ktorych jest ona glownym glosem staly sie punktami rozpoznawalnymi zespolu, bo kto nie zna white rabbit czy somebody to love, ale kolejnym dziwem jest to, ze nie jest to jednak glowny wokal plyty, bo wiecej kawalkow opiera sie na wokalu Balina, tak w ogole to czesto w traku wystepuja 3 wokale dosc rotacyjnie i chorkowo, ale to jest wlasnie jeden z elementow budujacych psychodeliczny klimat, na plejke nie mam co dodac, bo kawalki o ktorych wspominalem juz tam sa, a kolejne today czyli dosc folkowy kawalek z spokojna gitarka szarpana na najwyzszych wokalach balinowych jakie mozna uslyszec tutaj rowniez juz byl na plejliscie, a to wedlug mnie gemy tego odsluchu, na spotifajowej wersji mozna znalesc takze wersje mono white rabbita i somebody to love, fajnie gdyby calosc mozna bylo posluchac nagrane w ten sposob
4
Mar 24 2021
View Album
New Wave
The Auteurs
Strajk rokowy nadal trwa i kolejna dosc undergrundowa banda, tym razem wyspiarze, 3 osobowa banda z meskim wokalem i babom na basie, ktorzy jako para byli inicjatotorami powstania zespolu, dodatkowo pojawiaja sie wstawki z dudnienia perkusyjnego i organowego, ale tylko w dwoch trackach od dodatkowych muzykow, wiec granie minimalistyczno instrumentalne, ciezko mi okreslic gatunek tej plyty, bo niby rokowanie, ale jednak budowa piosenek jest dosc popowa, ale lirycznie jest zbyt ambitna na okreslenie tego po prostu popem, wiec cos w stylu rokowania bowiego, czy bolana, bo poza grwolersami i klatkowymi sloniami to wlasnie takie mialem skojarzenia sluchajac albumiku, kawalki ktore na pierwszy rzut oka wygladaja jak typowe milosne songi maja twisty jak w czarnych komediach, przykladem moze byc otwierajacy showgirl czy valet parking, ale wiekszosc kawalkow jest inspirowana dosc prozaicznymi rzeczami jak gitary czy ciucholandy ktore staja sie materialem do poruszania ciezszych tematow, jako ze jest to debiut tej grupy, to tytul new wave jest dosc pasujacy, bo nie czuc ze jest to album z lat 90, wiec wyprzedzil swoje czasy i nie zdobyt zbyt duzej popularnosci nawet na wyspach, ale mialem szczescie odkopac akurat takie zloto, na plejke dodaje show grila, how could I be wrong oraz home again
4
Mar 25 2021
View Album
Tragic Songs of Life
The Louvin Brothers
Tym razem maszyna losujaca postanowila zmienic klimat i wylosowalo muzyke country, nie country dylanowe, cashowe czy rokowe, ale jego pradziada, bo albumik z roku 56, wiec granie mocno old skulowe, nazwa bandy wskazuje na to ze jest to duet braterski, ale maja jeszcze dodatkowego grajka gitarkowego, wiec dwie gitary i mandolina, bo mandoliny nie moze zabraknac podczas grania muzyki country, zakladam ze wiekszosc kawalkow to ich kompozycje klasycznych ballad jakie mozna bylo uslyszec w wiejskich barach, jak na swoje lata dobrze albumik sie zestarzal od strony technicznej, bo nie slychac zbyt wielkich baboli muxowania, a co do strony lirycznej owych ballad, to musze przyznac ze tytul plyty jest w punkt, bo chociaz najczestszym motywem jest typowo milosc, ale pojawiaja sie nawet ballady bandyckie o mordach gwaltach i tym podobnych dzialalnosciach, wiec jest dosc roznorodnie, ale jednak samo zycie, na plejke wrzuce wlasnie jeden z takich kawalkow knoxville girl
2
Mar 26 2021
View Album
Surf's Up
The Beach Boys
No i plazowe chlopaki sie wylosowaly, dosc troche ich albumikow przesluchalem i sa dla mnie jak hamerykanski brat blizniak beatelsow, ktory caly czas pozostaje w ich cieniu, podobna ewolucja bojsbendowego grania popowego do powazniejszych plyt juz bardziej typowo rokowych, ciekawa sprawa jest takze to, ze banda byla zalozona przez 3 braci Wilsonowych, ich kuzyna Mika i niepowiazanych krwia Ala i Brucea, wiec dosc rodzinne granie, surfs up, siedemnasty albumik studyjny, jest juz jednym z tego okresu tworczosci, gdzie cukrowe tracki ustepuja temata majacym na celu uswiadomienie sluchacza w konkretnej sprawie, a nie tylko cieszyc ucho, wiec uslyszymy tutaj songi z perspektywy fabryki tlenu, o akwenach, dziury w ziemi, biedaka bezdrobtnego, a to wszystko w rozbudowanych kompozycjach lirycznych, ktore potrafia zamienic song o drzewie w prawdziwy dramat, drwic z wlasnych korzeni surfowego popu, prawiac o poszanowaniu wody, czy o tak prozaicznych rzeczach jak zeby nie byc grubasem i dbac o zdrowie, ale nie sama strona liryczna stoi albumik, bo jednak beach boye sa znane przedewszystkim z tego co jak wygladala produkcja ich materialu, bo sami byli sobie panami produkcji, wiec albumiki wygladly tak jaki mieli koncept, wiec pisanie tutaj o instrumentalach nie ma calkowicie sensu, gdzie tak jak w tracku long promised road cala kompozycja zostala stworzona w calosci przez Carla Wilsona, liryka, instrumenty produkcja, az ciezko w to wierzyc, ze w taki sposob moglby powstawac tak zlozone kawalki, kolejnym punktem wartym uwagi jest uzycie syntezatorow w dosc innowacyjny sposob na feel flows, ostatnim elementem ktory stanowi o tym ze chlopaki z plazy to chlopaki z plazy jest wykorzystanie chorkowania i overduba do tworzenia melodii, taki poziom zgrania bandowego, to cos rzadkiego do uslyszenia, ciezko wybrac cos na dodanie plejkowe, bo takie albumy staram sie sluchac od poczatku do konca, ale gdybym mial cos dodac to chyba tytulowy surfs up, ktory swoja kompozycja przypomina mini opere z tymi ultra wysokimi wokalami i podzialem na trzy czesci 4 minutowego kawalka, bo sam albumik ma tylko 33 minuty, to ciezko znalezc tam jakiekolwiek miejsce ktore mialoby byc zapychaczem, wiec zakonczyc epicka operowa ballada jest jak najbardziej na miejscu, zazwyczaj taki kawalek bylby raczej openingiem
5
Mar 27 2021
View Album
Street Life
The Crusaders
Jest to moje piersze spotkanie z zyciem ulicy granym przez krzyzowcow, nazwa plyty oraz jej okladka wskazuja na czarne granie i tak jest w rzeczy samej, granie jazzowo soulowe, z bardzo wyraznymi elementami wspolczesnego jazzu, ktory jak dla mnie cechuje sie tym, ze jest wyjatkowo gladki, w niektorych wypadkach do tego stopnia ze zapetlowe czesci trackow moglyby robic za muzyke windowa, a ostatni podgatunek jaki jestem tu w stanie wychwycic, to rytmy disko i charakterystyczne temu wycie trab, bardzo robi to klimat filmow z lat 80/90 o tematyce kryminalnej, doslownie odpalaja sie sceny barowych przesluchan lamanych przez poscigow przy takich kawalkach jak the hustler, ale trakiem ktory najbardziej robi dla mnie te plyte jest tytulowy street life, jedyny kawalek z wokalem, ktory i tak nie jest wymieniony w creditsach, co jest dosc dziwne, od Randy Crawford, bo naprawde nadaja one materialowi charakteru ulicznego zycia, wlasnie ten kawalek laduje u mnie na plejce, gdyby nie on to czulbym sie, ze nie uslyszalem nic godne uwagi w tym posiedzeniu, bo jazz grany tak gladko jest dla mnie czyms nienaturalnym i jest poniekad przeklamaniem gatunku
2
Mar 28 2021
View Album
All Mod Cons
The Jam
Brytyjskie granie w klimacie rokowym, ale z twistem poznych lat 70, wiec nowa fala i poczatki punkowosci brytyjskiej. drumy klawisze, bas gitarka, harmonijka, wiec oszczednie jak przystalo na bande trzy osobowa, brzmi to iscie brytyjsko , ale od strony lirycznej jest to album z brytyjskim punkowstwem, juz sama nazwa zawiera w sobie ironie, bo jest to skrot zwrotu all modern conveniences, a jednoczesnie odnoszacy sie do subkultury modowej, czyli odrodzenia dandysowego stylu lat 60 z ktorego wylegl sie britowy pop, wiec o czym jest grane, jesli podzielic album na dwie czesci, to jedna opowada o ludziach sukcesu, spoleczenstwie gdzie kazdy ma swoje miejsce i cel, z punktu widzenia grajka ktory nie pasuje do takiego swiata i czuje sie z niego wykluczony, nie tylko przez brak komercyjnego sukcesu poprzednich albumikow, ale takze przez mocno srednie koncerowanie po stanach, a wyspiarskie bandy mialy zazwyczaj tak, ze jada do stanow sprzedaja sie dobrze lub wracaja sie disbandowac, tutaj disbandu sie udalo uniknac, ale rozgroyczenie brakiem sukcesu jest jednym z glownych motywow tej plyty, druga czescia ktora rozpoczyna kawalek english rose okreslilbym jako zawierajaca bardziej osobiste motywy, a nie bandowe, bo kawalki milosne sie pojawia, przywiazanie do swego miejsca, osoby, ale tez historie inspirowane takimi codziennymi zdarzeniami jak wykopaniem niewybuchu na drodze na dzielnicy, ale najciekawszym trackiem jak dla mnie byl down in the tube station at midnight opowiadajacy historie tego jak moze sie zakonczyc przygoda wieczorowa pora w metrze dla pakistanskiego imigranta, ponad 4 minutowy kawalek wyroznia sie nie tylko dlugoscia, bo jedynie in the crowd ma ponad 5 minut, ale takze swoja kompozycja i prawdziwym storytelingiem polaczynym z samplowaniem dzwiekow dworcowych daje mocno floydowe viby, definitywny plejkowy dodaniec, zreszta tak samo jak in the crowd, ktory swoja dlugoscia pozwala natomiast na solowe instrumenty, czyli cos czego brakuje mi najbardziej na tym albumiku, bo 37 minutach jest zawarte az 12 trackow, co nie daje zbyt wielkiego pola do popisu instrumentalnego
3
Mar 29 2021
View Album
Penthouse And Pavement
Heaven 17
Znowu po brytyjsko, ponownie lata 80, ale tym razem w klimacie synth popowym, dosc dlugie sluchanie, bo wersja spotifajowa zawiera wszelakie single wydawane na roznych nosnikach. wiec z orginalnego 38 minutowego materialu zrobilo sie z bonusami godzina 22 minuty, wiec mocarna dawka densingowych rytmow, bo wlasnie tak grany jest ten synth pop, disko nowej fali lat 80 wyspiarzow, jesli juz smithy uzywaly wstawek synthowych tworzac swoje popowania, to tak tutaj calosc jest oparta na syntezatorach, ale ciekawe motywy liryczne sie przewijaja na plycie, bo jest dosc duzo ironizowania, wiec taki punkowy pop, poprawnosc polityczna nie jest synonimem tego materialu, bo jeden z kawalkow byl nawet zbanowany w mainstreamowych mediach ze wzgledu na swoje anty thatcherowo murikanskie przeslanie, a tytul tego traka to (we dont need this) fascist groove thang, ktory leci na plejke razem z soul warfare
2
Mar 30 2021
View Album
Ritual De Lo Habitual
Jane's Addiction
Jako ze nazwy bandy nie kojarze, albumu tym bardziej, wiec bez uprzedzien moge stwierdzic, ze jest to harde rokowanie w iscie hamerykanskim stylu, sam seks kamienie i lekarstwa w najgorszym wykonaniu, wokal to w wiekoszsci przepite wycie, banda instrumentalistow to basior, drumy oraz gitarka, takze niczym szczegolnie pozytywnym sie nie wyrozniajaca, a gitarka w rekach samego navarro, ktorego kojarze glownie z najslabszego albumiku hot peppersow, wiec wszystko sie uklada w sensowna calosc, jedynym pozytywnym punktem odsluchu bylo znalezienie kawalka znanego z gta SA, klasyka radia X its mine mine all mine, ktory ma tytul been caught stealing, najciemniejszy fragment, to byl zdecydowanie 10 minutowy traczek three days i jego potworne solowania gitarowe a nawet podwojnie gitarowe, bo na tym traku wokalista tez postanowil dac popis skilsowy, tak jak wiekszosc albumiku kontent mocno erosomansko pijacki, wiec mocny rok
1
Mar 31 2021
View Album
Elastica
Elastica
To jeden z tych albumikow, ktory utwierdza mnie w przekonaniu, ze ta lista 1001 albumikow, to top 500 turlajacego kamienia oraz dodatkowe 500 brytyjskiech albumikow, glownie rokowo punkowych, tutaj klimat rokowo popowy, bo od madonowej plyty nic tak popowego nie bylo w polaczeniu z dosc hardym graniem niezbyt sie to komponuje, dodatkowo albumik z dwoma wokalistkami, ktore dodatkowo obsluguja gitarki i dodatkowa baba na basie, wiec bardzo feministyczna banda, jedynie chopa wzieli do stukania w bebny, goscinnie na 3 trakach wystepuje pan damon od goryli, niestety nie przeklada sie to na jakosc materialu, bo wszystko jest grane na jedno koptyo, podobnie sie ma kwestia liryki, bardzo typowo, popwo, czuc kobieca reke ktora trzymala pioro, bo wokalistki sa zarazem autorkami tekstow, jest to takze drugi albumik ktorego nie moglem przesluchac na spotifaju, wiec jestem zwolniony z plejkowego dodawania, cale szczescie, bo ciezko by bylo wybrac cos wystarczajaco dobrego
1
Apr 01 2021
View Album
Raw Power
The Stooges
Ciekawa pozycja na liscie, bo po pierwsze troche niepoprawne oznaczenie, bo przypisany wylacznie Iggiemu, a byl to trzeci i ostatni przed rozpadem albumik stoogersow, ktory w tamtym okresie dzialali juz pod nazwa Iggi i stoogerzy, ale to nie jedyne dziwactwo tej pozycji, poniewaz wystepuje on w conajmniej 2 mixach, pisze conajmniej, bo takie glownie sa dostepne w obiegu vynylowo cdkowym i na glowych strimingowych platformach, jak spoti, nie bede opisywal legend jakich sie naczytalem o tych mixach, ale w skrocie w 72 stoogery juz byly banda umierajaca, doslownie i w przenosci zwazajac na problemy heroinowo alkoholowe band memberow, to co nagrali nie chcieli wydac ludzie z menago, ale w tym momencie objawil sie iggiemu bowie, ktorego tak urzekla energia i autentycznosc tego co tworzyli, oraz oczywiscie menago ktory zweszyl dobry deal na takiej wspolpracy, ze postanowil im pomoc to wymajstrowac i tak zostal wydany albumik w 73, ktory znany jest jako bowie mix, lata mijaja, iggi wielka kariera grajka wystartowana wlasnie przez wspolprace z davidem, rok 97 to juz status legendy i dziadka punkowatosci, w tym momencie zostaje wydany iggowy mix raw powera, tak zostaje wydana wersja ktora byla odrzucana poczatkowo przez zarzady i co to tak w ogole zmienia, pokazuje to jaki wplyw mix ma na odbior danej plyty, ktora wersja lepsza, porzadniej wykonana z pewnoscia bowiego, nie mozna sie tam przyczepic do strony technicznej miksu, ale czy jako outsider grupy mogl on oddac ducha bandy tym materialem, a wlasnie to najlepiej robi wersja iggowa, pomimo wszystkich swoich problemow, miejsc gdzie glosnosc wychodzi tak poza skale, ze ciezko sluchac tego na sluchawkach, znieksztalconych gitarek, ktore chyba wszystkie na jednym traku miksowane byly, to jednak ma w sobie to cos, iggowa wersja zawiera takze "violentowe", choc caly material jest mocno brutalny sam w sobie, wersje gimme danger i your pretty face is going to hell, jesli wersja bowiego jest klasycznym rokowaniem, ktore mialo sie sprzedac, to iggowa wersja jest bardziej odpowiednia dla dziadziusia punkowego, bo lirycznie jest to jednak material o autodestrukcji wszelakiej, ciezko ocenic tak dwa rozne odsluchy, z wersji bowiego dodaje na plejke tytulowy raw power, a z popowej search and destroy, a gdybym mial wybierac miedzy jedna a druga, to raczej ta pierwsza bym wybral, bo 33 minuty to jednak ciezka przeprawa w niektorych momentach w wersji popowej
4
Apr 02 2021
View Album
Rock 'N Soul
Solomon Burke
Plyta pewnie jest klasykiem gatunku, bo brzmi jak cos o czym myslisz piszac czarny soul lat 60, wiec wokal w ktorym nie sluchac praktyki, a jedynie samoukowe techniki murzynskie, tematycznie jest klasyka gatunku, czyli cale dwanascie trakow, to kawalki poruszajace watki romantyczne, szczesliwe, nieszczesliwe, ale romantyczne, ale zarazem troche preacherowe tak jakby pan solomon byl medrcem milosci mozna sie troche poczuc sluchac tego albumiku, jak soul to musza byc chorki, wiec oczywiscie sie pojawiaja gesto czesto, tak samo roznorodnie jest wsrod instrumentali czasem czuc jakby cala orkiestra stala za spiewakiem, a jednak nie mozna nikogo znalesc w kredistach, tak samo jak chorkowcow, jedynie panowie z produkcji sie pojawiaja, granie za paczke fajek pelna geba, czy pod nazwiskiem burke kryje sie jakas banda o ktorej nie moglem sie wywiedziec w credistach, bo sam solomon jako grammowy grajek mial wiele bandow i albumikow bandowych wydal sporo, ale to nie jest jeden z nich, wiec jest to troche dziwne, na plejaka wrzuce goodbye baby i if you need me,
3
Apr 03 2021
View Album
Moving Pictures
Rush
Tak zwodnicznego wokalu dawno nie slyszalem, po pierwszym traku przekonany, ze to jakas pani na wokalu gugluje bande, a tam kanadyjskie trio, ktore tworzy muzyke okolo rokowa, dlaczego okolo rokowa, bo niby jeden drumi drugi cos basikuje, gitarkuje, no i bardzo zensko wokaluje, ale cos czym wyroznia stylistyke tego zepspolu sa syntezatory oraz to ze pochodza z kanady, bo jestem przekonany, ze to wlasnie akcent sprawia, ze ten wokal wydaje sie byc damskim, no ale wracajac do muzyki to syntezatory jak przystalo na lata 80, wiec wibujace przez cale traki, zastosowane wszelakie filtry jakie mozna wrzucic na wokal, w skorocie takie zeppeliny remizowe po zastosowaniu efekciarskich syntezatorow, traki ktore sa jeszcze dosc oszczedne co do ich uzycia sa calkiem znosne, ale gdzie te klawiszowanie sntowe jak w vital signs buduje trzon kawalka jest meczace, na plejke wrzuce openingowy trak tom sawyer
1
Apr 04 2021
View Album
Talking Heads 77
Talking Heads
Jest to chyba drugi albumik gadajcych glow jaki mam na liscie, wiec nie bede nic nowego pisal o bandzie, sama muzyka jako debiut ma wiele do poprawy, ale czuc wyraznie brzmienie zespolu, zelaszcza na trakach takich jak psycho killer, czy otwierajacy love comes to town, witty lirycs with the dose of some exotic element for example use of french language, jest czyms co zdobylo bandzie rzesze wiernych fanow, bo juz nawet debiutancki krazek sprzedal sie dobrze, wiadomo ze zasluge ma tutaj banda ktora juz promowala sie wczesniej z ramonesami czy innymi rokowcami, jak z modern loversami, bo wlasnie do nich najbardziej sie upodobniaja tutaj jesli chodzi o styl, zwlaszcza o wokal, ktory ciezko w niektorych momentach nazwac spiewem, ale bryne wiedzial co robi recytujac witty lirycs over the pop rock shiting about nothing, jako ze to debiut to influencje z kazdej strony mozna wyczuc, ale jesli byly to wplywy osob takich jak lou reed, to wydaje mi sie ze pozytywnie wplynelo na to mozna teraz sluchac, troche nieporczna ta skala piecio gwuszdowa, bo jednak troche slabszy album niz remain in the light, ale jednak nie trojka, wiec zostaje czworka z zastrzezeniem, ze jednak jest to diament jeszcze nieoszlifowany
4
Apr 05 2021
View Album
Sound Affects
The Jam
No i kolejny albumik Jamowy wpadl w dosc krotkim odstepie czasu, wiec majac jeszcze dokladny obraz all mod cons, slychac zmiane stylu ktora idzie w kierunku popowym bardziej niz post punkerskim, influencje beatelsowe, czy tez gangu czworga, mozna sie ich doszukac nie tylko w lirycznym graniu o wszystkim letkim i dosc przyjemnym, ale tez w brzmieniach gitarkowych, jest to tez albumik ktory banda sama sobie wyprodukowala, wiec nikt nie mial wplywu na to jak znieksztalci wizje w produkcji i wyszla z tego dosc komfy kompozycja popowego rokowania, ale jak dla mnie brakuje tutaj autentycznosci z pierwszego albumiku jaki mialem okazje sluchac, na plejke dodam monday oraz start
2
Apr 06 2021
View Album
Catch A Fire
Bob Marley & The Wailers
Pierwsze zderzenie z albumikiem zarowno reggaeowym jak i marleyowo wailersowym, chyba dobry material na poczatek, bo jest to tez pierwsza plyta ktora zawierala tylko swieze studyjne kompozycje, a nie wydane juz wczesniej single, nagrywany tez w ciekawych okolicznosciach, bo po poczatkowych sukcesach wailersy i bob mieli pograc w europie, ale zostali wystawieni w uk bez kasy, pozwolenia na podjecie pracy, bo to juz dziesiec lat po odzyskaniu niepodleglosci spod jarzma krolowej, wiec jak przystalo na grajkow obiecali zyski z next projektu w zamian za pozyczke pozwalajaca na exodus z uk, byl to juz drugi exodus w karierze bandy, bo pierwszy byl z slamsow trenchtown, stad wlasnie wywodzi sie orginalna banda no i nazwa zalobna ktora postanowili przybrac, wiec po powrocie do kingston powstal catch a fire, ktory stal sie poczatkiem miedzynarodowej slawy wokalisty, ikony gatunku oraz z jednej z najbardziej rozpoznawalnych osobistosci kultury jamajskiej, jak dla mnie reggae czerpie mocno z czarnego funku lamanego przez r&b oraz jazzowania, a cecha charakterystyczna jest sekcja gitarek rytmicznych, ktore stanowia wlasnie o tym, ze jest to odrebny gatunek, ktory slyszysz juz z daleka, przynajmniej na tym albumiku, nie mozna takze zapomniec o wokalach wspierajacych, czy tez badz chorkach ktore robia robote, ale jedynie w wersji jamajskiej, bo albumik posiada dwie wersje, tak jak ostatnio popowy material, orginalny mix nagrany w kingston zostal odrzucony i dopiero wersja overdubowania przeszla jako ta ktora sie sprzeda, a oryginalna wersja zostala wydana dopiero w 1995, na spotifaju mozna znalezc wlasnie te wersje, pierwszy cdek jamajski, a drugi "orginalny" z 73, jest to wersja deluxowa z 2k01, a o czym sie spiewa po reggowemu, motywem przewodnim jest bieda, sprzeciw niewolnictwu i jakimkolwiek formom ucisku, pojawiaja sie takze motywy biblijne, bo rasta to dosc religijni ludzie, no i oczywiscie kawalki typowe milosne tez sie pojawiaja, jednym z nich jest stir it up, ktory laduje na plejce dopowej razem z stop that train, ciekawy albumik, zwlaszcza wersja jamajska, nagrywana na jednym traku bez overduba tworzy klimat livowy
4
Apr 07 2021
View Album
Goodbye And Hello
Tim Buckley
Kolejne odrycie muzyczne na liscie, tym razem troche mniej egzotyczne, ale tez bardzo jakosciowe, klimaty folkowego rocka z elementami psychodelicznego grania, czyli klimaty grateful dead czy tez byrdsow, ale woklanie najblizej mi ten albumik pasuje do drake z domieszka donovana, jest to dopiero drugi albumik w karierze buckleya, a na plycie towarzyszy mu conajmniej dziesiecu grajkow sesyjnych, choc pewnie jest ich wiecej, ale bez credistsow, a to wszystko za sprawa wytworni dla jakiej nagrywal, bo jest to albumik wydany przez electre, dodatkowo piecze nad produkcja trzymal sam zalozyciel holzman, co z pewnoscia dodalo rozmachu projektowi, bo jest to epicki kawalek mateiralu, biorac pod uwage, ze artystow z lapanki mozna zapedzic zeby zrobili takie tlo dla wokalu, ktory jest trzonem albumu, 42 minuty w 10 trackach, ale ciezko sie czymkolwiek znudzic z powodu tej roznorodnosci w epkipie grajkowej, bo bandy z tamtego okresu nawet jesli potrafia grac, to wpadaja w monotonie, a tutaj kazdy trak jest osobna historia, ktore opowiadane sa czystym spiewem, poza typowymi erosowymi motywami poruszane sa takze sprawy pacyfistyczne, spirytualne, no i psychodeliczny stuff, jeden z albumikow ktory raczej sluchac od poczatku do konca, ale na plejke leci 1, 4, 6, 9
4
Apr 08 2021
View Album
Isn't Anything
My Bloody Valentine
Wiec kolejny nowy albumik, tym razem powrot na brytyjskie wyspy, z tego co slysze mocno eksperymentalne brzmienie, podobno jeden z piobierow buto patrzennia, co dosc wyraznie slychac juz od pierwszego traka, ktory poza tym wyroznia sie overdubowanym wyciem blizej nie okreslonej kobiety przez caly kawalek, zagadka rozwiazana, bo banda sklada sie z czterech osob w tym pani bilindy, ktora nie tylko gitarkuje, ale takze daje wokale, wiec to tamten bacgroudnowy noise byl pewnie jej zasluga, pozostale instrumenty, to oczywiscie basior i drumsy, wiec bardzo skromna oprawa instrumentalna, ale kompozycje wykorzystuja duzo "noise" stad idealnie pasuje okreslenie noise rock/pop zaraz obok shoegazingu, nie byl to z pewnoscia latwy i przyjemny odsluch, ale to pewnie kwestia mojego anty noisowego gustu, warto dodac, ze album jest samo produkcja bandy, a najlepszym jego opisem jest sama okladka plyty, zdjecie czlonokow zespolu z takim noisem, ze praktycznie traci ono swoj wyraz, tak samo album ma takie moemnty, ze wokal jest przytloczony wszechobecnym halasem, sam mix jest strasznie nierowny, jesli chodzi o glosnosc trakow, nie pisze juz o samym wokalu, bo doslownie sa fragmenty gdzie sie on traci i tak polowy liryki nie jestem w stanie zrozumiec z samego sluchu, no ale to moze przez brytjskosc samego wokalu, bo zazwyczaj nie jest on niczym przyjemnym, a ten material potwierdza te regule, album ma momenty, ale jest ich za malo, na pleke leci nothing much to lose
1
Apr 09 2021
View Album
The Last Broadcast
Doves
Jeden z najdziwniejszych albumikow jaki sie trafil na liscie, bo brzmi jak nic, doslownie nic, to jest chyba ten slynny gatunek indyjskiego grania, ktore musialo zostac tak zindykowane, ze w ogole grania w nim nie ma za bardzo, moze w latach powstania albumiku brzmial on lepiej, ale teraz wokale i brzdakanie brzmi tak do bolu generycznie, co do tematyki lirycznej, to oscyluje ona w granicach gloomerstwa doomerstwa w zaleznosci od tracku, a moze po prostu ja nie jestem w stanie dostrzec bloomerowej strony plyty, bo granie az tak bardzo mnie boli, jedyny kawalek plejkowy ktory bym wrzucil to M62, czyli autostradowy song bedacy ich interpretacja moon childa crimsonow, ale to takze nie swiadczy za dobrze o granej muzyce, skoro trakiem ktorego najlepiej sie slucha jest kompozycja kogos innego, moze nie moj gust, nie moj dzien na brytysjki pop indyjsko rokowy, ale jakos nie urzekl mnie ten albumik
1
Apr 10 2021
View Album
Darklands
The Jesus And Mary Chain
Szkocik z kolejnym albumikiem, klasyczne rokowanie bandy braterskiej, bo glownymi czlonkami sa bracia Reid, nazwisko chyba skads kojarze, ale skad nie potrafilbym powiedziec dokladnie, albumik w orginalnej wersji, to klasyczny epek 36 minut, 10 trackow, ale spotifajowa wersja zawiera ultra miod delux, gdzie sa jakies czwarto wymiarowe strony vynyla i nigdzie indziej nieujawniane traki i trwa to wszystko godzine i 44 minuty, ale nadal trzyma poziom i nie ma sie uczucia, ze jest to meczony odsluch, niektore surowe, niekonwencjonalne wersje odkrywaja dany utwor na nowo, swietnym przykladem tego moze byc otwierajacy i zamykajacy darklands, w orginale jest to stonowany kawalek oparty na dwoch gitarkach, ale po dodaniu tam dodatkowych smyczkow i nadaniu surowosci wokalu przez jego lekkie podbicie kawalek wchodzi na nowy poziom, dlatego znajdzie sie dla niego miejsce na plejce, jedynymi kredytowanymi artystami sa gitarkowo wokalni bracia Reid, za drumy odpowiedzialna byla drumiaca maszynka, wiec tez wplywa na to jak je slychac, dobra pozycja na sluchansko nastawione na gitarki, ostatnim trakiem jaki jeszcze plejkuje to on the wall, jakos wiliamowe wokale bardziej przypadly mi do gustu, ale najczesciej obaj pojawiaja sie na traku jako back upy jeden drugiego
3
Apr 11 2021
View Album
Freak Out!
The Mothers Of Invention
Pierwszy albumik Zappowy i jego bandy matkowej, znany i lubiany, jedna z najdziewniejszych kreacji lat 60, parodia satyra i innowacyjne wykorzystanie medium jakim jest album muzyczny, tak mozna w skrocie opisac ten krazek, double lp, wiec rowna godzina trwania, co bylo kolejna nowoscia w tamtych czasach, gdzie standardem rokowym byly dwie strony winyla czyli kolo 30 minut, poza swoja trescia z pewnoscia albumik wyrozniaja wykorzystane instruemnty, bo jest tego naprawde sporo, harmonijski, fujarki, dzbany, tamburyno, niezicznone dziwnosci, od strony lirycznej skoro satryra, to wszedzie odniesienia do kultury koonsumersko hamerykansko coomerowskiej i jej wysmiewanie w ironicznych blyskotliwycch balladach, pojawiaja sie takze dziwniejsze formy utworow, cos jak skladanie kolazy z surowych dzwiekow, wokali, albumik najbardziej cierpi od strony technicznej, bo sposob w jaki niektore traki byly nagrywane pozostawia wiele do zyczenia, ale jest to przeciez debiutancki albumik, na plejce juz mialem hungry freaks i wiecej nie dodam, bo takie albumiki koncepcyjne w calosci sie powinno pozerac
4
Apr 12 2021
View Album
The Boatman's Call
Nick Cave & The Bad Seeds
Kolejny raz horyzonty muzyczne zostały poszerzone, bo jest to druga australijska banda jaka slyszalem, ale nie jestem jakos specjalnie zadowolony z tego odsluchu, wymeczone 50 minut, aranzacje w ultra wolnym tempie, w stylu minimalistycznym, brak jakiegokolwiek jakosciowego wokalu, instumentalem glownym sa klawisze i smyczki, ultra doomerska liryka, zawodzenie o tym jaka to milosc, zycie, ludzie sa niedobrzy, naprawde ciezki material do odsluchania, trzeba z odpowiednim mindsetem do niego podejsc, jedynym kawalkiem ktory wrzuce na plejke to lime tree arbour
1
Apr 13 2021
View Album
Hunky Dory
David Bowie
Jak sam tytul wskazuje bardzo klawy albumik, czwarty w dorobku Bowiego i chyba albumik ktory zapewnil mu komercyjno artystyczny sukces, bo mimo tego ze juz space oddity osiagnelo wysokie pozycje listowe, ale nastepny album nie byl juz takim sukcesem ze wzgledu na swoje dosc surowe brzmienie, natomiast hunky dory powrocil do dosc popowo folkowego stylu w jakim zaczynal, o wyjatkowosci tej plyty swiadczy tez to, ze wiekszosc kawalkow zostala skomponowana na pianinie, a nie na gitarce jak w poprzednich pracach, wiec nadaje mu unikalnego cieplego klimatu, jako ze jest to trzeci albumim bowiowy na liscie, to o samym artyscie nie ma co pisac, co by juz nie bylo napisane, sporo utworow jest bezposrednio lub posrednio skierowana do swoich idoli, wiec warholowy song sie znadzie, welvetowy, czy tez dylanowy, album mozna podzielic na dwie czesci, pierwsza hity i bangiery ktore prawie kazdy slyszal chocby w radio, natomiast druga bardziej personalna, jak wspominalem glownie o idolach, chyba cala pierwsza czesc mam juz na plejce, to nic nie dodaje, ale jako ze jest to jeden z moich ulubionych bowiowych albumikow, to raczej calosciowo sluchany, wokale jeszcze niezdarte zyciem rokowym, pianinko o ktorym juz wspominalem i unikatowy klimat, nie czesto sie spotyka albumiki wygrane tak zarowno arytysycznie jak i komercyjnie
5
Apr 14 2021
View Album
Different Class
Pulp
Pulpowy albumik, pierwszy raz slysze o tym zespole, ale oczywiscie po brytyjsku musi byc, klimat mocno popowy, album ktory mozna przesluchac i nie zapamietac ani jednego traka z niego, az taka papka, wszystko brzmi podobnie do poznego morrisseya, a lirycznie niezbyt ciekawie, bo o ludziach zwyklych i niezwyklych, a jak ludzie to motyw glowny to milosc, wiec nic nowego, wartym uwagi jest trak monday morning, fajno ze w info albumikowym mozna znalezc nawet na jakich modelach instrumentali grali myzykowie, bardzo jakosciowy dodatek
2
Apr 15 2021
View Album
Bummed
Happy Mondays
Tym razem tak wyspiarsko undergroundowy albumik, ze az zwiazany z manchesterem, bo wedlug wiki jest to gatunek zwany madchester, a czym jest ten oblakany czester, wiec jest to muzyka z pogranicza funka roka, na ktora powstanie miala wspolczesna scena rave, wiec rok 88 muzyka elektro i mordownie ekstazowo lsdowe menczesteru, takie jest wlasnie tlo tego albumiku, juz nawet teraz slysze, ze ciekawie musi to brzmiec jeszcze pod wplywem psychoaktywnoych substancji, syntezatorowe noisy jak na moving in with daja ciekawe efekty, dobry odsluch, bo nie slyszalem jeszcze czegos podobnego, ozywienie psychodelicznego rokowania w nowej orginalnej postaci, tutaj syntezatory klawiszowe, a zaraz ktos na sitarce robi solowke, przy czym wokalista sobie gwizda na wszystko, doslownie, a co do wokalu, to nie jest to spiewanie wyczynowe a raczej spiewanie psychodeliczne, wiec tez dosc specyficzne, widoczne jest wykorzystanie substancji podczas tworzenia tej plyty, ale o dziwo nie ucierpiala na tym produkcja, bo albumik jest jakosciowy jesli chodzi o mastering, sprawdzam kto tam to mixowal, a to pan Martin Hannett od joy division, wiec swiatowej klasy producent, liczynie jest to zabawa w narkotyki, glowny motyw, na plejaka leci wrote for luck, brain dead i country song, jak bedzie okazja trzeba przesluchac jak wypada reszta dyskografii bandy, albo raczej ich lidera Ryderowego, bo widze, ze sporo stuffu pod innymi bandami rowniez tworzyl
4
Apr 16 2021
View Album
The Contino Sessions
Death In Vegas
Kolejny ciekawy projekcik, takze wyspiarski, dobry strik maja, a czemu ciekawy, bo gatunek elektro nie brzmi to zbyt ciekawie, ale styl w jakim zostalo to stworzone do zludzenia przypomina murzynskie instrumentale, wiec linia melodyczna, loopowane drumy, gitarki, troche szumow i slucha sie tego o dziwo dobrze, ale nie jest to albumik calkowicie instrumentalny jak mozna zakladac po pierwszym traku, ale sa takze kawalki wokalne, wiec takie zdziwienie, gdy na piatym traku pojawia sie iggy pop czy mick jagger na aladdins story, ktory jest jednak uncreditowwany, a albumik dosyc podziemny, no i pojawia sie takze wokal od grajka o ktorym ostatnio mialem okazje poczytac, czyli jeden z braci Reid, Jim, wiec jest bogato jesli chodzi o featury, a sam projekt death in vegas jest dzielem fearlessa, ktory jest odpowiedzialny zarowno za klawisze jak i produkcje, a to jest tutaj najwazniejszym aspektem, pomimo ze nie uzyskal on zbyt duzej popularnosci, to jednak kawalki z niego przewijaja sie w innych mediach,, na plejaka leci kawalek z iggim Aisha i otwierajacy Dirge
3
Apr 17 2021
View Album
Rubber Soul
Beatles
Gumowa dusza, czyli kolejne pojawienia sie beatelsow na liscie albumikowej, tym razem jest to album troche bardziej powazny niz with the, ale nie jest to jeszcze peak kunsztu beatelsowego, slychac ze albumik tworzony po powrocie po pierwszej trasie koncertowej po hameryczce, jak wskazuje nazwa czuc inspiracje muzyka soulowa czarnej hameryczki z domieszka dylanowskiego folka, ale jako ze chrzaszcze sa biale, wiec soul jest gumowy, podobnie bylo z bowim i jego mlodymi hamerykanami, slychac takze zalazki psychodelicznych klimatow jakie rozwina sie na kolejnych albumikach, bo po hameryczce chyba zaczeli sie szprychowac lsd, jesli dobrze pamietam, wiekszosc kompozycji to typowo popowe milosne baladowanie, wiec klasyka gatunku, ale z drugiej strony pojawiaja sie juz bardziej koncepcyjne traki jak nowhere man, czyli opowiesci psychodeliczne przegranca lenona, oparte na gitarkowych brzdakaniach, zwlaszcza na akustyku, nie ma tu juz koverow znanych kawalkow, wiec widac poczatki konceptowania albumowego, a nie tylko wydawania singli, na plejke wrzuce nowhere mana i love songa if I needed someone
2
Apr 18 2021
View Album
White Ladder
David Gray
Nigdzie poza brytania muzyki sie nie tworzy wedlug listy, wiec kolejny wyspiarski dodatek do kolekcji, tym razem calkowita nowosc, bo nie kojarza pana Graya, rok prawie 2k, bo 1998 a tutaj takie folkowe gransko, po pierwszym rzucie oka na okladne mialem dziwne uczucie, ze gdzies juz to widzialem, okazalo sie ze the who i ich tommy stylistycznie troche przypomina okladke laddera, a co do muzyki to z tego okresu chyba nie slyszalem rownie rownego albumiku folkowego, nie jest to klasyczny folk, bo pojawiaja sie elementy nowoczesnej muyzki, jak chocby mocne wykorzystanie overduba, bo pan Gray samemu ogrywa gitarke, klawisze, pianino jednoczesnie przy czym jeszcze wokaluje, dodatkowe instrumenty, to oczywiscie basior, jakies smyczki, ale czuc, ze jest to albumik robiony przez jednosobowa armie, da sie tego sluchac, ale kontent liryczny potrafi troche znudzic, bo jednak wiekszosc kawalkow to milosne balladowania, na plejke wrzucam babylona i tytulowy white ladder
3
Apr 19 2021
View Album
(What's The Story) Morning Glory
Oasis
Chyba pierwszy Oasisowy, grupy ktora znalem tylko z radia, bo kto nie slyszal wonderwalla, wiec mocno popularny albumik, ktory zasluguje calkowicie na miano popowego rokowania, patrzac na to jak sie sprzedal, wiec super wreszcie przeslucham wonderwallowego albumiku, okazalo sie jednak, ze dziesiec na jedenascie trakow to doslowne wonderwalle, balladowe kalwaki okraszone niemirosiernymi refrenikami, zagranymi na jedno kopyto, wiec jesli traki ktore maja byc skitami, oddzielnymi solowkami nadaja albumikowi oddechu swiezosci, to nie jest dobrze, brytyjskie wycie znowu mnie zawiodlo, swoim katowaniem jednego schematu budowany piosenki, czegos takiego mozna sluchac dawkujac singiowo, ale w formie albumikowej jest to meczacy odsluch, na plejke nie dodaje nic nowego, bo juz klasyczny wonderwall sie na niej znajduje, a jeden trak z tego jakze monotonnego albumu w zuplenosci wystarczy
2
Apr 20 2021
View Album
Heaven Or Las Vegas
Cocteau Twins
Zaraz mnie trafi, kolejny dzien z brytyjczykami i tym razem w postaci iscie toksycznej, bo dreamowy pop, czyli pop lat 90 w ktorym instrumentale buduja glownie syntezatory i klawisze, takie cos ala disko polo, wokal takze jest mocno potraktowany wszelakimi efektami co daje efekt krwawiacych uszu i ogolnego rozpierdolu na calej plycie, dobrze ze tortury trwaly tylko 37 minut, lirycznie albumik nie jest az tak bardzo popowy jak daja wrazenie jego instrumentale, ale ciezko grzebac sie w czyms takim, zeby posluchac o motywach zycia i smierci z perspektywy kogos kto wygdal nowe zycie, wokalistka i jeden z bandow memberow, czy tez smierci, jedyny trak ktory jest warty plejkowania jak dla mnie to otwierajacy cherry-coloured funk, bo jeszcze czlowiek nie jest zrazony tym co sie dzieje w pozniejszej czesci materialu
1
Apr 21 2021
View Album
Thriller
Michael Jackson
I strik brytyjski zakonczony, artysta ktorego chyba kazdy kojarzy, ale w moim wypadku nigdy nie mialem okazji przesluchac zadnego albumiku od poczatku do konca, a jedynie znam z hitowych kawalkow, wiec dobre poleconko, zwlaszcza ze to najlepiej sprzedany albumik wszech czasow, a chocby to musi o czyms swiadczyc, pomimo ze gatunkowo disko funki jakos niezbyt mi podchodza, ale nie tym razem, bo 42 minutowy material wszedl ostro po kablach, wiec czy to jest peak muzyki popularnej, podobajacej sie niemal kazdemu, radio przyjazne i do odsluchu na diskotece, czy w samotni, z kazdej strony slychac, ze jest to album wykonany ogromnym nakladem ludzi co potwierdza 50 osobowa ekipa ktora jest wymieniona w opisie plyty znajdzie sie tam i mccartney, jak i rodzina jacksonowa na wszelakich instrumentach, a nawet na kawalkach drewna, wszystko jest tak bajecznie wyprodukowane, ale nie czuc sztucznosci, a raczej energie jaka potrafili murzynscy grajkowie soulowi przekazywac w swojej muzyce, a jest to tez ostatni album przed wybieleniem sie michaelowym, ciekawym jest tez jak wlasnie to wplynelo na sam odbior albumu, bo teraz jacksonowa muzyka jest w cieniu zycia, no i niezycia jacksonowego i jego kontrowersji, co jak dla mnie tez jest sprawa niezrozumiala, ze ocena tego jak zycje artysta moze wplynac na muzyke ktora sie slyszy, wspolczesnym przykladem moze bydz pan west, rownie kontrowersyjna postac, a jednoczesnie muzyczny geniusz, co do albumiku to mnie kupil zarowno od strony instrumentalno woklanej, jak i produkcji, lirycznie tez sie nie czepiam, bo jest to jednak popowa muzyka, ale nie czuc w niej typowej mialkosci, na plejke wrzuce beat it, the girl is mine, jedyny feature i to jaki na plycie, no i billie jean, ciekawe czy albumik bedzie mial srednia powyzej 4 na tej ocenowej liscie, stawiam na to, ze jednak nie
4
Apr 22 2021
View Album
Very
Pet Shop Boys
Zaraza, znowu brytyjczyki i to w wydaniu synth popowym, bandy nie znam, ale pewnie slyszalem, bo poza nazwa inspirowana beach boysami podobno byli rownie influencyjni na to jak sie tworzylo muzyke popowa w latach 90, wiec hity radiowe musialy sie przewijac, bo wszystko brzmi tak jak cos co gdzies juz zaslyszalem, z domieszka mialkosci majacej zwiazek z jakascia wokali na plycie, a co do uczucia deja vu, to ostatni trak, go west to technowa wersja kawalka viligersow z 79, moze inne kawalki rowniez tak gleboko byly inspirowane muzyka starszych lat, ale tego juz nie jestem w stanie wyplapac, a nie bede sie zaglebiac w cos co po prostu brzmi zle, na plejke dodam tylko go westa w wersji skorconej, bo albumowa zawiera 3 minutowa cisze i jakis hidden trak, jako takie jajco niespodzianke
1
Apr 23 2021
View Album
Harvest
Neil Young
Drugi Neil na liscie, tym razem plyta ktora wystrzelila jego kariere solowa, albumik folkowy w ktorym czuc bardzo mocno korzenie country i dumnie to prezentuje trakami takimi jak alabama czy are you ready for country, wiekszosc piosenek jest okolo romantyczna i jakies watki milosne musi zawierac, ale sa une ubrane w youngowy balladowy styl opowiadania historii, ciekawy jest takze trak theres a world, ktorego instrumentale sa dosc oderwane od reszty albumiku, brzmi od jak cos co mogloby byc openingiem epickiej sagi galaktycznej, a nie kawalkiem z harvesta, tak sie rozdrabniam na pojedycznce piosenki, a materialu tylko 37 minut, wiec do przesluchania na raz, do kolekcji plejkowej dodaje the needle and the damage done, czyli traczek ktory idealnie pasuje na tonights the night, a znalazl sie tutaj i to jeszcze w wersji live nagrywanej na koncercie barowym
4
Apr 24 2021
View Album
The Soft Bulletin
The Flaming Lips
Tego albumiku bym sie tutaj nie spodziewal, nie jest to album z wysp brytow, nie jest latwy w odbiorze, od strony technicznej brzmi mocnym garazem, ale jednak posiada status kultowego wsrod okolo psychodelicznych albumikow wczesnych 2k, album z 99, gatunkowo rock utrzymany w klimacie psychodelicznym wykorzystujac do tego poteznie rozbudowane symfonie, instrumenty, dzwieki, sample, halasy i wokal tworza jedna spojna i niepowtarzana calosc, trzeba mocno podkrecic na glosnosci zeby wsluchac sie w niuanse melodii, ale jest to gra warta swieczki, od pierwszego do ostatniego traka wylewa sie to z plyty, otwierajacy mocno drumowy banger, jak i zamykajacy sleeping on the roof ktory do perfekcji wykorzystuje proste sample i klawisze, tworzac z nich czilujacy ending plyty, opening juz byl na plejce, to dorzuce taka 9 i 6
4
Apr 25 2021
View Album
American Beauty
Grateful Dead
Klasyczny material wdziecznych truposzakow, jak dla mnie jedna z takich plyt ktora definiuje gatunek folkowego rokowania z domieszka kountry, nie wiem czy przemawia przeze mnie glownie sentyment do tego konkretnego albumu, ale dzwieki tych akustykow brzmia wyjatkowo cieplo, zwlaszcza na trakach takich jak ripple, jeden z moich ulubionych gratefulowych jamow, ciekawa sprawa jest to, ze praktycznie kazdy czlonek bandy mial swojego jama na tym albumiku, wiec nie ma tu klasycznego glownodowodzacego singera i grajkow, a raczej wymieniaja sie tym zadaniem, sprawa ma sie podobnie z pisaniem tekstow, bo banda wystepowala w tym czasie w 5 osob, ale jednak mieli dodatkowego czlonka, pana Huntera, ktory byl z Garcia filarem, jesli chodzi o tworzenie slow, przewinelo sie tez troche studyjnych muzykow przez ten album, bo jednak dodatkowe harmonijki, mandoliny, czy organy to jednak feature kountry, lirycznie album nawiazuje do swojego tytulu, bo to z hamerykanskich tradycji czerpie inspiracje, kawalki o tej jedynej kobiecie, miejscu do ktorego chce sie wracac, staruszkach ktorych szacunek starszkowy sie nalezy, zycie i zbrodnia jak na outlawa przystalo, wszystko to sie przewija, pojawiaja sie tez watki bardziej osobiste jak na otwierajacym box of rain, ktory pomimo tego, ze brzmi melodycznie jako szczesliwy jamik, to jest jednak lirycznie dosc smutna i stara sie walczyc z tym smutkiem, otwarcie drugiej strony plyty rowniez ma w sobie motyw wodny, bo jak sam tytul wskazuje ripple, sam kawalek jest chyba jednym z najbardziej spersonalizowanych trakow jakie slyszalem, bo spiewane jest o tym dlaczego w ogole jest spiewane oraz o tym jak ciezko jest spiewaniem przekazac to co sie chcialoby, a jeszcze trudniej zrozumiec to tak jak chcialby ten kto przekazuje informacje swym spiewem i nie tylko spiewem, mialem na plejke nie dodawac nic nowego, bo juz polowe albumu tam mam, ale jednak dodam jeszcze truckina, czyli zamykajacy kawalek i zarazem singiel promujacy plytye, ktory jest jedynym trakiem poruszajacy ladowanie po kablach na tym materiale, glownie jego negatywne efekty, przed tym przesluchaniem jakos mi to ucieklo z radaru, przy dodawaniu na plejke rozcil mi sie w oczy rowniez niezly pierdolnik jakie panuje na profilu trupiakow, naliczylem okolo 160 albumikow, z czego pewnie polowa to beda live materialy, ale najgorsze jest szukanie konkretnej wersji danego albumu, bo american beauty mozna znalezc w 5 wersjach remastera, powinno to byc podlinkowane pod konkretny album i tam sobie wybierac, zakladka na live albumy, jak jak na single rowniez bylaby dosc milym dodatkiem
5
Apr 26 2021
View Album
Bayou Country
Creedence Clearwater Revival
Ale wysypalo klaskami, no i nadal hamerykanski strik trwa w najlepsze, album ktoremu zawdzieczam poznanie slowa bayou, jak do tego doszlo, ze banda wywodzaca sie z kalofornii stworzyla koncept album na temat mokradel luzjany, a przy tym dodatkowo poszerzyla moje wiadomosci na temat swampowego rocka, nie mam pojecia, ale klimant konceptu jest, czuc wiejski powiew niezbyt rzeskiego powietrza, smrod stojacej wody i wysoko procentowych destylatow, album o wiele bardziej hardy niz ostatnie szkieletory, ale jednak posiadajacy elementy country, szorstki a jednak najbardziej unikalny CCRowy albumik jaki zrobili w ciagu dosc krotkiego czasu trwania bandy 4 osobowej, bo tylko 2 lata wystarczyly im na wydanie 4 albumikow, nastepnie jeden z braci Fogerty poszedl w swiat, co praktycznie wystarczylo do rozmontowania reszty bandy i zakonczenia dzialanosci dosc krotko po tym, na plejke wrzucam proud mary, czyli historie szukania szczesnia na rzece, na albumie pojawia sie takze jeden cover jest to good golly miss molly, ktory posiada troche zmodyfikowany tekst w porownaniu do orginalu, orginalu nie znalem przed przesluchaniem tego traka, ale przeczucie ze moze to byc cover wyniklo z tego, ze brzmi od dosc podobnie jak rock over beethoven, taka sama melodia, lamanie wersow, a okazalo sie, ze oba traki maja podobny czas powstania 56 i podobny kolor skory wykonwacow, tworzenie muzyki okolo popowej w tamtych czasach bylo jeszcze bardziej monotematycznie niz dzisiaj
4
Apr 27 2021
View Album
Sea Change
Beck
Od takiej strony jeszcze nie znalem Becka, bo sluchalem jedynie 2 pierwszych albumikow, ktore wydostaly sie z podziemia, wiec mellow gold i odelay, bo wczesniej chyba nagral 3 inne, ktore jednak nie sa zbyt szeroko dostepne, wiec Beck kojarzyl mi sie zawsze z indyjskim rockiem, ostrymi gitarkami elektrykami, liryka buntowniczej punkowosci i dziwnosci, a na tym albumie pokazal sie z calkiem innej strony, wiekszosc kawalkow to kompozycje napisane w oparciu o akustyka, nie ma tutaj energii ktora byla w wielu miejsach wrecz szoutowana zamiast spiewana, jej miejsce zajely szepty na iscie donowanowych hipnotycznych melodiach, lirycznie jest to material ala blonde on blonde, czyli opowiesc o rozpadzie zwiazku, jest to motyw przewodni calej plyty, wiec mocno gloomerowe viby, osamotnienie alienacja, caly ten jam, o wiele lepszy poziom instrumentalny niz na poprzednich albumikach, zwazajac na to, ze sam Beck opierdziela 6 instrumentow na albumie, to jeszcze 10 osobowa ekipa grajkow studyjnych zostala zebrana i efektem jest krispowy brzmiacy wysoce estetyczny smutek w formie zapisanej w formie dzwiekowej, po tym przesluchu mam uczucie jakbym odkryl artyste na nowo, wiec bedzie czeba dac szanse rowniez innym albumikom jesli bedzie czas i okazja, na plejke wrzucam paper tigera, already dead i end of the day
4
Apr 28 2021
View Album
Hot Rats
Frank Zappa
I kojeny Zappa na liscie, teraz juz solowo bez mateczki inwencyjnej, albumik z wczesnego okresu tworczosci, drugi solowy albumik i jeden z nielicznych pickow wystarczajaco poprawnych polityczno kulturowo, zeby znalezc sie na takiej liscie, bo jest to albumik praktycznie w calosci instrumentalny, poza pierwszymi dwoma minutami williego pimpa, ktory posiada wokale od kapitana wolowegoserca, z tego co pametam to chyba wszyscy muzycy ktorzy graja na tej plycie pracowali juz z Zappa w inwencyjnej mateczce, wiec ogranie juz bylo i zostalo skierowane w calkiem nowym kierunku, po satyrycznych plytach matkowcow tutaj mamy uczte instrumentalna, 9 minutowe traki gdzie Franek imponuje swoimi gitarkowymi skilsami, czy drumuje niczym tysiacreki siwa, ale jednak nie to stanowi o tym, ze albumik jest tak dobry jak jest, bo jest, a to z powodu dopieszczenia kazdego dzwieku jaki mozna uslyszec, jest to jeden z pierwszych albumow nagrany na 16 trakowej, podobno wlasnorecznie zorganizowanej przez Zappe, maszynie rikordujacej, co daje mozliwosci intensywnego overdubowania co od razu slychac zwlaszcza na takich trakach jak willie the pimp, gdzie wokale instrumentale i dodatkowe efekty blyszcza, na plejce mam juz wlasnie williego, wiec dorzuce tylko peaches en regalia, czyli trak najbardziej kojarzony z ta plyta, nie tylko ze wzgledu, ze dosc radiowy czas jego trwania, ale tez jako opening definiuje, ze bedzie to albumik rokowo podobny, bo influencje jazzowe sa bardzo wyrazne, wiec muzyka fuzji i awangardy jak by to okreslili na diszczogu
4
Apr 29 2021
View Album
Bizarre Ride II The Pharcyde
The Pharcyde
Zaczynam coraz bardziej podejrzewac, ze moja lista sie zepsula, bo juz prawie od tygodnia wrzuca ultra klasyczne albumiki w swoich respektowanych gatunkach, a tym razem dodatkowo trafilo na murzynskie gransko rodem z zachodniego wybrzeza od Pharacydow, debiutancki albumik 4 osobowego skladu, ktory narobil sporego zamieszania na scenie rapowej, historia pod tytulem jak w dwoch albumach uzyskac status klasyka i zniknac ze sceny bez dealu na reszte zycia, wystepuja konflikty w bandzie, niezbyt honorowe wytwornie oraz puszowanie ilosci ponad jakosc, ale co do samej bizzarnej przejazdzki tu, przed powstaniem pharacyda jako grupy rapersowej chlopaki byly w zespole dancingowym, wiec jako bi boje dancowali do rapersowanych rytmow co czuc w ogolnym vibie plyty, jak i dobitniej na trakach takich jak return of the b boi, o sile albumiku stanowi przedweszystkim dostawa jaka prezentuja chlopaki, wchodzenie sobie na zwrotki, wspolne hookowanie, klimaty de la soulowe, jesli mialbym zgadywac dlaczego bizzarna rajda, to nazwa odnosi sie do lirycznego kontentu jaki mozna tu wygrzebac, nie jest to koncept album, nie ma motywu przewodniego, intro instrumentalno skitowe, oh shit bragowanie, oczywiscie z jajem, kolejny instrumentalne wprowadzenie do opowiesci o pieknej milosci, stalkowaniu, o tym na ile sposobow mozna poskladac swoja milosc w bagazniku, a to wszystko na jazzowym funkowym sampelu, zwrotka fat lipa tutaj to majstersztyk jesli chodzi o zabawe z laczeniem problemow kwesti milosnej z problemami komunity, zreszta w kazdym traku znajdzie sie podwojne dno, w kawalku zatytuowanym officer bylo ono az tak glebokie, ze nie jest on dostepny na spotifaju, a zaraz obok oficera pojawia sie wyzywanie pod tytulem twoja stara, ktora jak tytul sugeruje zawiera wyzywanie wzajemnie wyzywanie matek przez wszystkich czlonkow bandy, nie moglo zabraknac takze czegos dzieki czemu material sie sprzedal komercyjnie, jak dla mnie sa to dwa radio przyjazne traki o dosc jednostronnej milosci czyli passin me by i otha fish, jak pisalem wczesniej sameplki sa mocno jazzowe i bardzo jakosciowo zmontowane, jesli chodzi o nastepowanie po siebie trakow i ich ciaglosc, pojawiaja sie nawet takie ficzury jak skity przed b sidem, dla wygody sluchania na kasetkach czy vinylach, na plejke moglbym wrzucic polowe albumiku, bo druga polowa to skity, ale juz on tam prawdopodbnie sie znajduje, chociaz jak sluchac takich klasykow, to tylko od poczatku do konca, inaczej sie nie da
5
Apr 30 2021
View Album
That's The Way Of The World
Earth, Wind & Fire
Kolejny raz zbaflowany, bo slysze bande ktora kazdy zna i kocha za kawalki takie jak september czy boogie wonderland, a odkrywam ja na nowo, bo nie sa to klimaty diskowe jak w ich najwiekszych szlagierach, a raczej mocny blend funkowego r&b z dusza ktora czuc zwlaszcza na wolniejszych trakach, zamykajacy see the light lub reasons, jako 6 album bandowy, wiec rekiny branzy i wyjadacze, choc jeszcze nie super grupa wojujaca po calej europie, ciekawy jest orgin story tej plyty, bo chopaki i baby mieli zrobic soundtraka do filmu o tym samym tytule, wiec podzialali zrobili muzyke, nawet grali grajkow w filmie, ale film nie zapowiadal sie na sukces, wiec zeby nie zepsuc sobie albumiku recenzjami filmu uzyli ultra karty atutowej jaka bylo zatosowanie albumu do sella przed premiera filmu, plyta sie sprzedala, jest tutaj wiec status jakiegos klasyka musiala u kogos sobie wyrobic, a film jak byl kiepski takim pozostal, zarowno instrumentale jak i kontent lirykowy przekazuja wylacznie mocno pozytywne viby, poczawszy od otwarcia shining starem, a konczac trakiem zamykajacym see the light, wszedzie granie i spiewanie nawolujace do szukania swiatla, radosci w zyciu, przeslanie uniwersalne i jakze na czasie, chociaz ostatnio sa modniejsze tematy przedsisbiorczosci i sukcesu, nie mam pojecia jak wygladal proces tworczy w takiej bandzie, ale zeby przez tyle lat tworzyc kontent ktory topowal listy chartowe i nie stacic ostrosci, zachowac grupe od slawy walenia po kablach, wypromowac bandy ktore tworzyly sie chocby z backujacych wokali EWF, to trzeba miec klase, wiec wielki respekt dla pana Bialego, ojca zalozyciela, lidera i przewodnika grupy, dodatki plejkowe musze podzielic na dwie listy, wiec kawalek do soulowej to tytulowy thats the way of the world, a bardziej funkowa plejka przyjmie w swoj poczet shining star
4
May 01 2021
View Album
Zombie
Fela Kuti
Dosc niecodzienny pik listowy, bo muzyka ani to hamerykanska, ni brytyjska, a tym razem afrykanska, afrobeat prosto z nigerii lat 70, bedacym panstwem rzadzonym przez wojskowe junty, zmagajacym sie z nieposzanowaniem jakichkolwiek praw, no i jak przystalo na afryke z wszelaka bieda, takie tlo na ktorym powstal ten albumik, sam Fela Kuti nie byl wlacznie grajkiem, ale takze aktywista politycznym dlatego glownym themem jest tutaj wlasnie militarny rzad, ktory mozemy utozsamiac z tytulowym zombie, orginalne wydanie zawiera tylko dwa ponad 12 minutowe traki zombie i mr follow follow, ktore juz samymi tytulami jasno wskazuja o czym beda traktowac, reedycja zawiera dodatkowy trak observation no crime i zapis live kawalka mistake z berlinskiego jazz festiwalu w 78, Kuti byl wspierany tutaj przez bande znana pod nazwa Africa 70, jak na nigeryjska muzyke i okreslenie afrobeat jak dla mnie brzmi to jazzem lat 60, dosc surowym w wykonaniu, ale jedak juz granym w wiekszych bandach, bo troche instrumentow mozna tutaj naliczyc, ale dokladnego skladu grajcego nie potrafilem znalezc, co natomiast wyroznia ten material od typowego jazzu sa wstawki wokalne, wykorzystanie chorkow, ktore nie tylko w rytm sie zgrywaja z swoimi wstawkami, ale nieraz same nadaja tempa traku, gdzie wystepuje licytacja miedzy chantem chorowym, a Kutim na glowym wokalu, ktory tak samo jak chorkowe wykonany jest w typowo afrykanskim ingliszu, wiec dosc prostym i z typowa skladnia, ciekawa postacia jest sam wykonawca, bo jako dzialacz polityczno spoleczny, tak bardzo mial w niesmaku wladze, ze postanowil stworzyc wlasna niepodlegla komune, brzmi niezle, ale jesli dodamy do tego, ze mial wlasny harem 27 zon nadaje to prawdziwie afrykanski klimat opowiesci, po wydaniu zombie rozmontowali mu komune, ale muzyka przezyla i jest swiadectwem jak sztuka potrafi walczyc z systemem, na plejke wrzucilem oba orginalne traki, bo sposob w jaki nagrany zostal mistake pozostawia wiele do zyczenia
4
May 02 2021
View Album
Q: Are We Not Men? A: We Are Devo
Devo
Pierwszy DEVOWY albumik, calego nie slyszalem wczesniej, a jedynie slyszalem kilka trakow, bardzooooo nev wavowy sound, za ktorego sukcesem komercyjnym byly w szczegolnosci nazwiska za plecami bandy, bo rekomendacje Bowiego i Brajanka Eno juz same w sobie stanowia o tym, ze ktos tego poslucha, pierwsze skojarzenie jakie przychodzi do glowy, to prototypowy remain in the light of gadajacych glow, podobny koncept punkowatosci owinietej w nowa fale licznymi synthami, na tym materiale az dajacymi po uszach, lirycznie prowokacyjnie o dalnach, religiach, smieciach, coonsumerowanie i kapitalizowanie i powrot do monke, przy czym tworza swoj weird wizerunek wystepujac w skafandach guglach i innych akcesoriach dziwnosci kosmiczno szambowej co nadaje im nerdowego imidzu, o ile lirycznie jest dosc roznorodnie, to melodie sa praktycznie na jedno koptyo zmasakrowane wszechobecnymi dzwiekami synthow, z tego wyczytalem to brajan wlasnie sforsowal taki pompowanie w syntha, bo z bowim mieli wizje bandy przyszlosci i chyba troche w tym racji, bo stuff bowiego z poznych 80/90 melodycznie dosc przypomina to co tutaj sie wyprawia, poza orginalnymi kompozycjami pojawia sie tu takze cover rolujacych kamieni, czyli i cant get me no satisfaction, na plejce mialem juz otwierajacy kawalek uncontrollable urge, dodam jeszcze too much paranoias, najbardziej talking headowy trak albumiku, najbardziej wnerwiajaca rzecza tutaj jest mix wokalow, ktory brzmi jakby byl spiewany z glebi wanny, ale to jest pan brajan eno dla ciebie, czy to u2 czy headsy zawsze musi zastosowac ten efekt
2
May 03 2021
View Album
Low
David Bowie
Chyba sie zmowili, w poprzednim piku hejtuje pana brajana eno i od razu dostalem dokladke, tym razem z legendarnego lowa bowiego, ktory otwiera berlinska trylogie, ktora tak w ogole zostala nagrana w wiekszosci we francji, o tej plycie mozna smialo powiedziec, ze ma dwie strony, pierwsze 19 minut klasyczny rokowy bowie, mocno walacy po drumsach w tym wydaniu i z epickimi gitarkami, ktore o dziwo atakuja jedynie lewy kanal, jak na traku breaking glass gdzie slychac to najlepiej, bo takie solowki odjaniepwala pan carlos, ze glowa mala, jako ze eno sie czai w produkcji to synthy mocno weszly jak na what in the world, ale na szczescie wokale bowiego ratuja sytuacje i nie daja sie zawannowac, tak mniej wiecej gra pierwsze 19 minut, potem nastaje druga strona i warszawa, jak czlowiek slyszy cos takiego, to sie zastanawia co tam musial bowie zobaczyc w tych latach 70, ze takie post apo zrobil, najbardziej kojarzy mi sie to z bookiem peanatema, pewnie z powodu tych wokali ktore przypominaja zawodzenie mniszkowe, a matematykowe mnichy z tej ksiazki swietnie pasuja do konceptu, przekazywania info za pomoca notacji muzycznej, kolejne traki rowniez praktycznie w calosci instrumentale lecz juz nie o tak przerazliwym klimacie rowniez trzymaja poziom czegos niespotykanego w muzyce popowej, bo przeciez to jest jednak bowie, nie mam plejki na takie instrumentalne, wiec dam do jednego wora braking glass i warszawke, chociaz to jedna z tych plyt ktore warto przesluchac od openingu do endingu, bo traki maja swietne przejscia i stanowia plynna calosc tworzac unikatowy klimat, ktorego u bowiego nie mozna bylo wczesciej dostac na zadnym albumie
4
May 04 2021
View Album
Idlewild
Everything But The Girl
Kiedys musial on nastapic, powrot na wyspy, w bardzo wyspiarskim stylu grany pop, zwany takze sophisti popem, bo w tworzeniu lini instrumentalnej korzysta sporo z wszelkich synthezatorow i urzadzen elektroniki, ale sa to lata 80/90, wiec wszedzie gdzie sie dalo uzywano efekciarskich efektow tuningu, ale tutaj nie jest z tym tak tragicznie, bo wiekszosc melodi oparta jest jednak na akustyku, na ktorym sobie pogrywa pan z duetu, bo wszystko tylko baba, to loverowski duet co widac, slychac i czuc, okladka wyglada jakby jedna osoba byla zdublowana, az takie bije od nich pokrewienstwo serc, slychac, bo pani Tracey zajmuje sie wylacznie wokalowaniem, natomiast pan Ben sobie gitarkuje oraz odpowiada za calosc produkcji, na plycie zostaja wykorzystane inne instrumenty, takie jak saksy czy basy, przewijajace sie synthy, pianinka, ale graja je studyjni muzykowie, no i czuc zgranie duetu po tym jak wokal plynie na melodii, co do strony lirycznej zastanawia mnie czy tak czeste nawiazania do ukochanej wyspy jest tak czestym motywem w brytyjskim popie, czy raczej lista jest troche baised na punkcie takich wlasnie albumikow, bo nie jest to poziom born in the usa, ale subtelne odniesienia do ojczyzny przewijaja sie na trakach, kawalkami ktore najbardziej ktore pewnie najdluzej zapamietam z tej plyty to goodbye sunday czyli poniedzialkowy anthem i jego sliska linia melodyczna, kolejnym jest the night when I heard carusao sing, czyli jedyny trak na ktorym main wokalem jest pan Ben, gdzie sreodkowa zwrotke pomaga pani Tracey, jeden z najlepszych fragmentow duetu na tej plycie, bo sa jeszcze miejsca w ktorym meski glos pomaga, ale jednak jest zawsze drugoplanowy, sam trak rowniez ma ciekawy mocno pacyfistyczny theme, wisienka na torcie jest pianino ktore stanowi podstawe instrumentalna, do ktorego pod koniec songa dochodzi saksa, dobre sluchowisko 45 minut ciekawego duetu
3
May 05 2021
View Album
Odessa
Bee Gees
Zobaczylem nazwe bee gees i obawialem sie, ze czeka mnie kolejne diskowe sluchowisko, bo wlasnie z synthowego disko i teledyskow wpaczajacych w kamere kojarze te bande, ale poza tym nic wiecej o niej nie wiedzialem, a dostalem cos nieoczekiwanie dobrego podwojny albumik, ponad godzina muzyki ktora okreslilbym jako pomost miedzy beatelsami a beach boyami, glownie przez to ze jest to albumers konceptowy, wiec odniesienia do sierzanta peppera, czy pet sounda wydaja mi sie jak najbardziej na miejscu, zwlaszcza biorac pod uwage podobny styl wokalny jakim operuja bee geesy, takze banda braterska, wiec harmonijne wokale tworza ciekawe kompozycje, jestem calkowicie zbaflowany jak roznorodne jest to 60 minut, klasyczne rokowe traki jak you will never see my face again, influencje muzyka country w give your best czy marley purt drive, a tutaj kolejny zwrot akcje psychodelika beatelsowa sie wylewa z suddenly, whisper whisper czy i laugh in your face, koniec no nie zupelnie, sa rowniez traki calkowicie instrumentalne mini symfonie british opera czy seven seas symphony, cala trojka braciowa ma swoje traki na ktorych wokaluje, ale reszta jest wtedy wsparciem, dodatkowi dwa czlonkowie niebraterscy ogarniaja gitarke prowadzaca i drumersy, instrumentalnie bez zbednych ekscesow i nawet traki kontrowe w ktorych naprawde duzo sie dzieje, przez dodatek studyjnych banjosow czy smyczkow nie sa zbyt chaotyczne, kawalki sa tak prosto pisane, a jednoczesnie bardzo sluchalne przez gwalcenie kaczowych refreniorow i ich chorowanie, od strony technicznej nie mam sie do czego przyczepic, produkcja zrobila robote, bo spotifajowa skarbnica zawiera ultra deluxowa wersje prawie 2 i pol godziny, na ktorej znajduja sie early mixy i alternatywne tejki, wiec mozna uslyszec jaka roznice zrobili w koncowym produkcie, wiec kolejny raz jestem milo zaskoczony, ze poznaje na nowo zespol ktory juz znalem, zwlaszcza dostaja w rece taki konceptowy gem, no i redemption ark brytowej muzyki popularnej
4
May 06 2021
View Album
Billion Dollar Babies
Alice Cooper
Kojarze najwieksze hiciory z lat 80, jak poisiona, ale albumu nigdy nie slyszalem, dodatkowo sadzilem, ze jest to solowy grajek o ksywce alice cooper, okazalo sie, ze jednak to jest banda o takiej nazwie, ale tak sie sprzedal wizerunek alice cooper dla ich frontmena pana vincenta, ze postanowil zostac przy tej personie w dalszej dzialanosci artystycznej, z ktorej go kojarze, bo zespol funkcjonowal do 75, potem banda sie rozbila na dwa obozy, jeden bogaty i znany czyli alice cooper vincentowa, a reszta stworzyla sobie bande ktora nazwe zaczernela od tego albumiku billion bollar babies, zostali oczywiscie zapomnieni w zdiejach szol biznesu nie odnaszac zadnych sukcesow, najwiekszym plusem albumiku sa gitarki, bo nie tylko bandowi, ale tez studyjni robia robote, jest to hardy rok, ale utrzymany w stylistycze horror glamu czy jak zwal tak zwal, ma byc dziwnie strasznie, wiec lirycznie gwalty, mordy, no i dentysci, natomiast tytul plyty ma nawiazywac do tego jaki sukces banda uzyskala w poprzednich rilisach, wiec taki pikaczu fejs, na tytulowym kawalku pojawia sie nawet donovan jako bakujacy wokal, moim problemem podczas przesluchu bylo to, ze niektore traki maja tragiczny mix tutaj wokal strasznie cicho, gitarki z garazu leca, wydaje mi sie ze to ma budowac klimat performensa livowego, ale okropnie sie tego slucha, wiec o ile sa traki ktore trzymaja poziom, nie uciekaja na kanalach, to rowny album to nie jest, na plejke dodalem tytulowy, no more mr nice guy i generation landslide
2
May 07 2021
View Album
There's A Riot Goin' On
Sly & The Family Stone
Czarny soulowy funk z lat 70, sadzilem ze moze bede kojarzyl, jakies sample, najwieksze hiciory, ale nie nic, czarna dziura w pamieci i nie moge zalapac zadnego skojarzenia zarowno z albumikiem jak i banda, jak sama nazwa wskazuje banda rodzinna, bo doliczylem sie 4 stonow, problemem jest to ze po przesluchaniu mam nadal czarna dziure w glowe, bo ciezko o cos co naprawde zapada w pamiec, mocno psychodeliczne brzmienie i mruczenie na wokalu wcale w tym nie pomaga, ale najwiekszym problmem dla mnie byl mix tej plyty wszystko na maxa w glosnosci musialem podbic zeby przesluchac niektore traki, bo jesli polowa liryki sa pochrunkiwania i mruczenie to glownym punktem uwagi staja sie instrumentale, ktore sie nieraz traca przez dziwny balans glosnosci miedzy nimi, nie wspominam juz nawet o bolaczkach produkcji jak zaszumienie, ktore pojawia sie do bolu, kolejna dziwnoscia plyty jest to, ze trak tytulowy ktory zazwyczaj jest mocnym punktem kazdego materialu i jego twarza tak tutaj ma 4 sekuny i ma byc niemym skitem, jesli dobrze go zrozumialem, chyba ze to odniesienie do tego ze revolucja nie bedzie ztelewiryzowana, ale to pewnie nadinterpretacja, kolejnym punktem do ktorego mozna miec wonty w spotifajowym wypadu jest pierdolnik ktory panuje na trak liscie, edycja z 71 zawiera w sobie traki z reedycji z 2007, 4 nowe traki w tym running away ktory jest najbardziej zapadajacym w ucho songiem jaki tu uslyszalem, glownie za sprawa zenskiego wokalu, oraz 3 instrumentalne traki, ktorych historii powstania nie znam, ale wyraznie slychac lepszy mastering, bo sa o wiele wyrazniejsze w odsluchu, na plejke dodam running away i luv and haight
2
May 08 2021
View Album
Electric Warrior
T. Rex
Album juz zaslyszany lata temu, ktory po lekturze 20 century boys nie mozna bylo nie sprawdzic co zainspirowalo pana mangowego do referencji w swoim dziele, w ten sposob poznalem t rexa oraz samego Pana Bolana, ktory nie tylko frontuje wokalnie i gitarkowo, ale jest takze mozgiem za tekstowa strona grupy, na tym albumie wszystkie traki sa jego piora, a wyszly kawalki przystepnego rokowania zwanego rowniez glam rockiem, bo wlasnie ten album zapoczatkowal fale glamowania na wyspach, a sam bolan stal sie jego ikona, zapoczatkowal i odszedl gdy byl na szczycie, a wydac ostatni swoj ostatni album pod tytulem dandy in the underworld jeszcze bardziej tworzy magie wokol tej legendy, ale nie sama postac, ale to co stworzyla zostaly, bo jak dla mnie bolanowe wokale sa czesto wyznacznikiem tego jak rokowanie powinno byc spiewane, lecz nie tylko za sprawa wokali ten album jest czyms co nazwalbym przystepnym rokiem, rozwazne wykorzystanie instrumntow nietypowe bongosy czy tamburyny nadaja unikalnego charakteru temu materialowi, jak czesto mam problem z popowymi lirykami i spiewaniu o niczym, tak tutaj pomimo swojej popowosci i belkotliwemu charakterowi nie da sie tego odczuc, nie wpada on rowniez w pulapke mialkosci dzwieku jak to zazwyczaj bywa w muzyce popularnej, ze jeden trak przypomina do zludzenia drugi, na jednym potrafi pokazac smooth gitarkowanie, zeby zaraz szarpac za struny, wykorzystanie studyjnych grajow tez jest w punkt, jak na traku get it on klawisze, ktore przemykaja miedzy riffami tworza wlasnie to cos, na plejce mialem juz mambo sun i monolith, ale dorzuce dodatkowo get it on i rip off
5
May 09 2021
View Album
Now I Got Worry
The Jon Spencer Blues Explosion
To jeden z tych undergroundowych pickow pojawiajacych sie znikad i zazwyczaj zwiastujacych wyspowe granie, jednak w tym przypadku bylo nieco inaczej, bo banda hamerykanska i dodatkowo punkowo bluesowa, takiego komba chyba jeszcze nie mialem okazji sluchac, a wiki gatunkowa wskazuje wlasnie pana spencera jako guru tego gatunku, wiec chyba dobry material startowy, ale czy darcie mordy bialego czlowieka pasuje do konwencji bluesa, bo juz od pierwszych sekund odsluchu poczulem sie zatakowany niezlym wyjcem na traku skunk, gdyby nie nazwa bandy, to tak do polowy plyty bym nie wiedzial, ze to ma byc punkowa interpretacja bluesa, dopiero w drugiej czesci pojawiaja sie charakterystyczne gitarkowe brzdakniecia i mniej wyjcowate teksty, co dziwne spotifajowa wersja to az 32 traki, wiec jest to deluxik, bo orginalne wydanie mialo ich tylko 16, wsrod dodatkowych 16 znajdzie sie masa skitow i same bonusowe traki, wiec prawie jak drugi album, jeszcze dziwniejsze ze lepiej sie go sluchalo niz pierwszej czesci, troche mniej wycia, wiecej bluesowego spokoju prowadzenia melodii i surowosci, ale na plejke dodawalem z orginalnego albumiku, wiec polecial fuck the shit up i rocketship
2
May 10 2021
View Album
Purple Rain
Prince
Calkiem niedawno przesluchalem purple raina poza listowym chalengem, bo jesli artysta/albumik zawiera w sobie tyle referencji bizarnych, to cos musi byc na rzeczy, i dokladnie tak bylo, dziwne ze opis albumiku nie wspomina, ze nagrany zostal on za banda the revolution, jako ze nie mialem okazji poznac sie wczesniej na poprzednich albumikach princowych i jego karierze, to aspekty autobiograficzne zawarte w tym albumiku dla mnie nie istnieja, ale podobno sa, bo sama plyta jest soundtrackiem do filmu o takim samym tytule, co wyroznia albumik, charyzma i energia princowata ktora sie z niego wrecz wylewa, zwlaszcza na 3 ostatkich trakach, ktore byly nagrywane live, wiec tytulowy purple rain jest to wersja koncertowa, oczywiscie edytowana i overdubowana, ale jednak czuc zycie w tym co slychac, mimo ze to prince byl glowna sila sprawcza za konceptami, to jednak tutaj banda revolutionowa dala mu dobry backup do tych pomyslow zapewniaja silidne gransko, nieprzesadzana ilosc synthow, co tak bardzo boli pop tamtego okresu, co do strony lirycznej, to jest tak szczera, ze w niektorych momentach az obsceniczna, jak na traku darling nikki , wiec nie bez powodu byl demonizowany jako spiewany zbereznik, nie moge sie przyczepic nawet do wycia na the beutiful ones, jak zazwyczaj bym zrobil, bo jest to tak ekspresyjnie wyjcowane, nie wiem gdzie slyszalem take me with u, ale wydaje mi sie ze musiala to byc jakas giera lub hinska bajka, ewentualne kompozycja oparta na tym traku, bo sluchajac tego mam lekkie deja vu, leci na plejke, kolejny trak to when doves cry, no i tytulowy purple rain, ktory jako najdluzszy trak albumiku, 8 minut, jest spokojnym kloserem niespokojnego albumu, jesli jackson byl krolem czarnego popowego granska, tak prince niech bedzie princem w moim rankingu popowych legend
4
May 11 2021
View Album
Live At Leeds
The Who
The whosy znane, ale odslucha albumiku dziewiczy, wiec songi zname, ale nieznane bo zywe aranzacje, ktora sa strasznie grane tak albumowo, ze gdyby nie wokale i skity miedzy songowe, to do zludzenia jakosc studyjna, jak tak dobrze nagrali te instrumentale, to jest pytanie, albumik nagrany w moim ulubionym okresie whosowym, miedzy tommym a whos next i slychac to, ze chopaki sa w formie zycia jesli chodzi o sztrukanie na gitarkach, bo to jest frontlajn tego nagrania, a bracia townshendy pokazuja kunsz swych skilsow, moze na plejke nie wrzuce bo wiekszosc trakow juz tam jest w wersji albumowej, ale albumik warty przesluchania, bo szykownie nagrany, co w polaczeniu z szczytowymi skilsami whosow daje efekt prawdziwego live expirienca
4
May 12 2021
View Album
Bug
Dinosaur Jr.
Znowu sie spotykamy, odwiecznie znienawidzony noise rock, tym razem gitarki wychodzace poza skale decybelowa sa w duecie z bardzo miekkim meskim wokmalem, ktory brzmi troche kobajnowo jak dla mnie i moze przez to jest dosc atrakcyjny dla ucha, tak samo wokalista jest gitarowcem co rowniez ma wplyw na to kiedy jest brzdakane, a kiedy spiewane, no i banda tylko 3 osobowa, wiec bez fajerwerkow, gitarka drumy i basior jak bog przykazal, no ale na niemal kazdym traku musi byc moment w ktorym decybele wylatuja poza skale, co jest niezbyt przyjemnym uczuciem podczas sluchawkowego odsluchu, dobrze ze jest to tylko 35 minut materialu, a nie jakies potezne double epy jak ostatnie albumiki, na plejaka dodam let it ride, ktory akurat bomby decybelowej uniknal, banda na liste sprawdzenia czy nie odeszli od noisa i nie tworzyli czegos bardziej podchodzacego pod moje ucho
2
May 13 2021
View Album
The Specials
The Specials
Trafilo akurat na jedyny wyspiarski band ska jaki znam, czyli specialsow ktory zapoczatkowali reaktywacje tego wlasnie gatunku na wyspach swoim debiutanckim materialem, na ktorym mniej wiecej rowno jest klasycznych jamajskich piosenek hymnow z autorskimi kompozycjami bandy, pomino tego ze dziwnie troche brzmi polaczenie jamajskiego grania i krispi brytyjskich wokali, bo o ile backujace glosy sa po czesci czarne, to jednak glos lidera Terrego Halla jest brytyjsko brytyjski protsto z birmingham, a jednak nie brzmi to tragicznie, bo nie tylko czuc zgranie bandowane instrumentalnie czy chorkowo, ale motywy czarno bialej koperacji pojawiaja sie takze w liryce, wiec sa oni samo swiadomi tego jak taki mix moze brzmiec z boku, jako ze zbyt reggowym skowym headem nie jestem, to nie moge za bardzo rownac orginalow hymnow tutaj interpretowanych, bo sa one dla mnie "pierwszym" odsluchem danego tytulu, co mnie urzeklo w autorskich kompozycjach jest motyw troche punkerskiego buntu przez miastem i jego kultura, jak na traku concrete jungle, ciekawe sa tez wstawki bakujacych wokali tworzace mini skity, na poczatku czy koncu niektorych trakow, no i zabawa slowem, no bo przeciez przeplataja sie dwie kultury wiec wychodzi misz masz nie tylko stylow muzycznych, ale i gramatycznych, wiec sypia sie mony, night som nitami i tak dalej, plyta zdecydowanie broni sie swoim ukikalnym brzmieniem, na plejce juz mialem klasycznego message to you rudy, ale dodam jeszcze spomniany junglowy kawalek i too much too young
4
May 14 2021
View Album
Lady Soul
Aretha Franklin
Pierwszy raz slysze o Pani o takim nazwisku, ale juz sam tytul daje do zrozumienia co bedzie grane, chociaz jeszcze nie mowi jak to bedzie grane, a jest grane, czy tez raczej spiewane, bo gransko instrumentalne jest tu tlem dla ekspresji wokalnej Pani Arethay, gdybym nie mial daty wdania na spotifaju, to sadzilbym ze plyta z lat 50, nie tylko przez oldskulowa okladke, samo okreslenie lady soul, ale gownie przez to ze jest to albumik nagrywany mono, wiec na jednym kanale dostajemy wokal Arethay a na drukim skradaja sie chorki, a instrumenale orbituja wokol tego duetu ktory stanowi punkt centralny soulu, ekspresja emocji za pomoca spiewu, ale kto robi to tlo, lista jest pokazna bo 20 osob sie znajdzie, a na niej takie nazwiska jak clapton czy womack, wiec nawet te tlo jest jakoscia sama w sobie, a posluchac artysty ktorego znasz w troche innej muzyce niz zazwyczaj to zawsze mile zaskoczenie, na plejke leci openingowy chain of fools i groovin
3
May 15 2021
View Album
Tidal
Fiona Apple
Album ktory przesluchalem, a zapomnialem dodac jakiegos wpisu listowego, wiec jeszcze raz musialem przesluchac, co wyjasnilo brak zapalu do opisywania plyty, bo jest to tragicznie nudny popowy rok bardzo niebabskiej baby, ktora zostala dobrze wyprodukowana, bo wszedzie slychac napracowanko zarowno wsrod instrumentali, ktorych jest od groma pianina, cymbaly, klarnety i dwadziescia innych wydawaczy dzwiekow, ktorych nazwy nawet nie proboje zgadywac, po produkcje bo wszystko brzmi czysto, az dziwne jak na album debiutancki material 18 letniej wokalistki, ale to jest jeden z tych albumow pod tytulem robimy gwiazde, bo bacground sie zgadza, tragiczna historia sie zgadza, wiec czemu by tego nie sprzedac, dodatkowo przewijajacym motywem na plycie jest pokazanie innym, ze sie do czegos doszlo, robiac muzyke na taka skale, oczywiscie glownym punktem jest milosc, oczywiscie smutna, niezrozumiana, po przejsciach, wiec 18 letnia fiona opowiada jak jej ciezko w zyciu po gwaltach w mlodosci i ciezkiej pracy aby nagrac ten material, jak to ciezko kobiecie zrobic kariere z powodu zbyt szykjownego wygladu, material sciskajacy seruszko kazdego sojowego zjadacza popu, ciezki odsluch przez swoj klimat naturalnej sztucznosci, wokale tak samo nie draznia ucha, ale nie sa czyms co by sie chcialo sluchac, bo nie slychac tego kto wydaje dzwiek, dobrze przedstawia to okladka, ktora prawdopodobnie jest mugowym szotem fiony i wyglada on rowniez nijako, niebieskie oczy w ktorych nic nie widac, taki tez jest caly album, na plejke wrzucam criminala, najbardziej cringowalny trak, wiec przynajmniej sie czyms wyrozniajacy
1
May 16 2021
View Album
Cloud Nine
The Temptations
Kolejny albumik ktorego niestety nie ma na spotifaju, niestety bo unikalne brzmienie ten murzynski band potrafil wyciagnac, historie zycia i smutku rodem z soulu, funkowe brzemia z nutka psychodelii, nie brzmi to zbyt komercyjnie, a jednak albumik spopularyzowal wyrazenie cloud nine i to jakim trakiem openingowym, nie spodziewalem sie uslyszec tylu barw glosow na jednym traku, dodatkowo w akompanjamencie murzynskiego bembnienia, na uwage zasluguje tez wyjatkowo wyrozniajacy sie tamburymi, o ile zazwyczaj ten instrument gdzies ginie wsrod gitarek czy drumsow, tak tutaj skupia na sobie uwage, trzeba sie bedzie rozejrzec za flakami tego albumiku, bo jednak jutubowa jakosc to nie jest wystarczajacy poziom dla takiego materialu, na plejke nie leci nic bo brak spotifaja, po raz drugi w historii listowania
3
May 17 2021
View Album
Fifth Dimension
The Byrds
Pionty wymiar, czyli klasyczna plyta klasycznej bandy, pionierow psychodelicznego rokowania juz od samego poczatku dzialalnosci i psychodelicznych aranzacji dylanowych songow, ale jakos nigdy nie mialem okazji przesluchac zadnej ich plyty, do dzisiaj, pionty wymiar, to otwierajacy trak 5D jak najbardziej pasuje, praktycznie wszedzie bardziej lub mniej mozna sie doszukac inspiracji kultura psychodelii, albo jak same byrdsy to okreslany, czyli filozofia, rok filozoficzny takim pojeciem starali sie operowac z tego co slyszalem na wywiadzie z ostatniego instrumentalnego traku, ktory jest raczej komentarzem na temat plyty przez czlonkow bandy, ale ktorych dokladnie to nie wiem, albumik traci najbardziej na tym, ze sluchalem go w stereo ktore bylo zmontowane z wersji mono, wiec takie sterego biednego czlowieka, a w tamtych latach o wiele lepsza jakosc nagran jest w mono, bo stereo jeszcze bylo czarna magia i tak samo jest w tym przypadku, najbardziej to czuc na samolotowym traku 2-4-2, i samplowanymi silnikami, przed odsluchalem myslalem, ze tylko crosby i mcguinn robia robote na wokalach, na niektorych trakach cala banda sie chorkuje dla psychodelicznego viba, bo wokale i tamburinski najbardziej go tutaj buduja, ale znowu niedoskonalosci techniczne wychodza nawet przy nagrywaniu wokalu, na hey joe mozna uslyszec dyszenie do mikro lub inne przebitki, folkowym akcentem jest z pewnoscia dlugosc i budowa trakow, bo zazwyczaj 2-3 minutowe kompozycje nic dluzszego, no i harmonja na kapitanskim traku ala dylanowy niuans, na plejke wedruje 5D i psychodrama city, bo 8 mil wysoko juz tam siedzi, gdybym przesluchal mono wersji pewnie bym o wyzej ocenil, ale spotifaj nie daje opcji, a szkoda bo psychodelia ktora stara sie wejsc w polemike z filozofia to dobry koncept
3
May 18 2021
View Album
Here Are the Sonics
The Sonics
Kolejny klasyczne rokowanie, podobny rocznik, a nawet starszy niz byrdsy, bo 65, ale klimatycznie calkiem inna bajka, nie ma tutaj za bardzo wlasnych kompozycji, a glownie interpretacje klasycznych kawalkow rokowych nawet z lat 50, a wszystko jest zagrane tak jakby byl to ich ostatni live wystep jaki maja zagrac, energia nie tylko na wokalu, ale i instumentach, polaczona z surowoscia nagrania brzmi jak dziadek punkowania, albo nawet bardziej garazowego punkowania, zwlaszcza przez ta surowosc, wiec sa to garazowe interpretacje kawalkow ktore wszyscy znali i kochali, zagrane o wiele agresywniej niz wczesniej, brzmi jak dobry przepis na debiutancki albumik bandy, chociaz preferuje ich pozniejsze plyty, to jednak here are the sonics sa obecnie najbardziej rozpoznawalnym kawalkiem vinyla bandy, ale znajda sie tam takze 4 orginalne traki, otwierajacy witch, psycho, boss hoss i strychnine, na plejke dorzuca openingowy trak, bo have love will travel juz bylo dodane wczesniej, no i w tym przypadku mozna posluchac sobie mono/stereo w zaleznosci od preferencji na spoti, sprawdzilem obie i niestety nie moge potwierdzic teori z byrdsowego albumu, bo mono brzmi w tym wypadku tragicznie, glownie przez dziwne ustawienia na glosnosci, podbicie na sluchawkach nie pomaga, bo jeszcze bardziej przez to rzucaja sie szumy, jakby nagrywane z kiepskiej jakosci vynyla i slyszac wszelakie trzaski, wiec w tym przypadku wersja stereo to musi byc jakis pozniejszy remaster, ktory jest pozbawony tych bolaczek
3
May 19 2021
View Album
Transformer
Lou Reed
Znany album artysty niezbyt znanego ze swojego samodzielnego dorobku artystycznego, bo jednak najwiekszym komercyjnym suksesem muzycznym pana Reeda byl velvet undergound, zwlaszcza z niko, po rozpadze bandy Reed musial jakos zrestartowac kariere, debiutancki solowy albmers nie przyjal sie zbyt dobrze, tym bardziej sprzedal, ale jak czesto w takich sytuacjach pojawia sie aniol stroz w postaci bowiego, ktory postanowil wykerowac Reeda jako fan velvetow, tak w wielkim skrocie wyglada orgin story transformera, nazwa calkowicie na miejscu, bo pod dowodctwem bowiego zostal stworzony kolejny album bedacy ikona rokowosci, w tym wypadku jest to dosc glamowe brzmienie, mocno nawiazujace do stylu boweigo, a czas nagraniowy pokryl sie z ziggowa faza, wiec jak dla mnie zloty okres jego tworczosci, slychac to nie tylko na produkcji i typowych zabiegach, jak zabawy tonami, uciekajacy przy napychjacymi na twarz dzwiekami, ale nawet w samych instrumentalach, czy wokalach, bo samego boweigo mozna uslyszec na niejednym chorku jak na Im so free, ale pajaki z ksiezyca rowniez sie tu pojawiaja, a nawet sam ronson uzyczyl gitarki i skilsow pianinowych, tak bardzo spiderowych, kontent liryczny mozna interpretowac jako punkt zwrotny w karierze i ucieczke przed velvetowym famem czy niefamem, o wiele mniej perwersyjne i kontrowersyjne tektsty, kilka bezposrednich aluzji do warhola i jego wplywu na wczesniejsza tworczosc, dodatkowo wspolnym mianownikiem bedzie kobieta, bo jakas zawsze sie pojawia posrednio lub bezposrednio jako adresat liryki badz glowna postac balladowania, jak na traku walk on the wild side, gdzie przejawia sie kilka portretow roznych ludzi w roznych sytuacjach, dziwnym uczuciem jest to ze ta produkcja bowiego o wiele lepiej sie zestarzala, niz niektorego jego wlasne albumy, mniej skomplikowane aranzacje, nieraz na dwa instrumenty i spokojny baryton Reeda z instynktem studyjnym boweigo stworzylo cos unikalnego jak na album lat 70, polowe albumu juz mam na plejce, wiec dodam tylko Im so free, cala plyta ma tylko 36 minut, wiec i tak po pierwszym traku ciezko wylaczyc przed koncem
5
May 20 2021
View Album
Unknown Pleasures
Joy Division
Nazwa znana, ale raczej nie slyszalem nic z ich dorobku przed tym listowym pickiem, a bylo to dosc unikalne doswiadczenie, jedno z najprosciej zagranych rokowan post punkownia nowej fali jaki ta lista obrodzila, oczywiscie po stronie brytyjskiej, pierwotna nazwa bandy to warszawka zainspirowana warszawka bowiego z lowa ktory juz byl na liscie wymieniony, a skad ta unikatowosc wsrod brytyjskiej punkowosci, glownie z tego ze ze wszystkich stron zamiast buntu zlosci, walki z czyms wylewa sie depresyjna apatia w ktora sluchacz jest zanuzany, za sprawa wyeksponowanego basa i wrecz sterylnego druma, pomaga tutaj rowniez maniera wokalna ktora posiada Curtisa, ktory poza spiewem byl glownym tworca tekstow, ktore opieraly sie na jego wierszydlowaniu, co dosc wyraznie slychac, nie ma typowej budowy i podzialu zwrotkowo refrenowej, dopiero po przesluchaniu dowiedzialem sie, ze dlugiej kariery nie mial, bo zakonczyl ja na sznurze od prania i sluchajac na slepo tej plyty da sie to wyczuc, to nie sa smithy i ich depresja wieku mlodzienczego, tylko cos bardziej na ksztalt pogodzenia sie z nia i apatyczne wspolzycie z nia, zagadka tak surowego brzmienia moze tkwic rowniez w tym, ze banda w swoich 3 latach dzialalnosci zprogresowala od calkowitego zera muzycznego do tworzenia czegos czego jeszcze nikt nie gral, bo historia poznania sie bandy na koncercie sex pistolsow juz sama w sobie brzmi jak bajka punkowych kopciuszkow, kazdy moze grac skoro sex pistolsy moga, tak tez zrobili i zaczeli bandowanie, ale nie same granie czy spiewanie czyni plyte, bo produkcja rowniez stoi na wysokim poziomie, wykorzystujac proste granie stworzyc odpowiedni mu klimat przez odpowiednia ekspozycje, zwlaszcza jesli chodzi o bas, to bedzie jeden z tych albumikow ktory trzeba przesluchac w calosci, ale na plejke wrzuce trzy traki ktore najbardziej do mnie trafily, otwierajacy disorder, candidate i shadowplay
4
May 21 2021
View Album
Maxwell's Urban Hang Suite
Maxwell
Powrot do hameryki i do czegos co powinno byc ratowane ogniem, bo jest to R&B, czyli najbardziej popularna muzyka czarna siejaca popularnosc glownie w latach 90 i wczesnch 00, porownac mozna spokojnie do disko polo, podobny pomysl na muzyke, ma sie podobac szerokiemu gronu niezbyt wymagajacych sluchaczy, a przy tym byc jak najbardziej nijaka, samego Maxwella nie kojarze, a nawet jesli bym gdzies slyszal, to pomylilbym z X r&b grajkami, jak wielkie moje rozczarowanie bylo juz na drugim traku, gdy uslyszalem ten tjunowany wokal, ktorego taretem jest tworzenie nierzadnic z zakonnic, takie wyczyny wokalne przewiaja sie od traku 2 do 11, ktory jest przed zamykajacym instrumentalem, bo 12 tez ratuje sie instrumentalnoscia, z krwawiajcymi uszami i cringujacym wyrazem twarzy udalo sie dotrwac do konca, jedynym pozytywnym momentem tego przesluchu byl otwierajacy the urban theme, dlatego tez leci na funkowa plejke, reszta plyty moze isc w ogien
1
May 22 2021
View Album
You're Living All Over Me
Dinosaur Jr.
Kolejny dinozaurowy albumik, ostatni calkiem niedawno byl, a tu dropi kolejny i to jeszcze protoplasta buga, a wiec znowu klimaty noisowego rokowania wchodza ostro po kablach, ale tym razem nie tak przekombinowanego, jest to o wiele prostszy albumik pod wzgledem lirycznym, juz nie ma 40 zwrotkowych litanni, tylko bardziej tradycyjne dzielenie kawalkow na zwrotki, ba nawet z refrenami, wiec jest bardziej normalna pod tym wzgledem, slychac szukanie brzmienia ktore jeszcze nie jest tak bardzo w twarz jak na bugu, najbardziej ciekawym trakiem dla mnie byl najdluzszy z plyty poledo ktory wykorzystuje liczne sample i calkowicie zmienia tempo prowadzone na reszcie albumu, ciezko wylowic z niego kontent liryczny, bo cuda sie dzieja na produkcji i przy tym ukulele, ale jest to ten styl lirykowania do jakiego bylem przyzwyczajony z buga, czyli litania rzeczy dziwnych i dziwniejszych, calosciowo przyjemniej mi sie sluchalo niz poprzedniej, albo raczej nastepnej plyty, dlatego gwiazdkowo leci w gore o oczko, no i 3 plejkowe songi sie znalazly, a nie tylko jedna, wspomiane poledo, openingowy little fury things i in the jar, za swoja gitarkowa oprawe, warto tez dodac ze ostatni trak just like heaven, to cover the cure, ktory pewnie jeszcze sie tu pojawia
3
May 23 2021
View Album
Southern Rock Opera
Drive-By Truckers
Kolejna pozycja ktorej nie udalo sie dorwac na spotifaju, wiec ratujac sie jutubowymi zrodlami, w tym wypadku jutub muzyka odwalil ladna robote tworzac plejliste z wszystkimi 20 trakami w poprawnej kolejnosci, widac ducha czasu platformy, samej bandy calkowicie nie kojarze, tytul albumu rowniez nic nie mowi, a jedynie napawa niepokojem przed kkonowa opera, jesli mialbym do czegos porownac ten seansik, to do odpalenia radia X z san adreasa i przemierzania na krosowcu krain kurczakow i wsiokow, kawalki sa bardzo rowne pod wzgledem tego jak sa grane, 3 gitarki, basik, drumy, z czego ten basior jest mocno wyrazny, tylko na jednym traku slyszalem harmonijke, a spodziewalem sie, ze jednak country influencje beda tutaj o wiele mocniejsze, poludniowy rock, to jak dla mnie polaczenie przystepnego grania, ktore moze cieszych ucho kazdego w radiu, czy podczas sluchawkowego odsluchu, z narracja liryczna podobna do tej z bluesa, czyli nacisk na storyteling najczesciej z elementami dotyczacymi samego autora/spiewajacego, bo nawet mozna szukac wiekszego konceptu southernowej rokowej operetki, jako historii zycia bandy czy jej czlonkow, mocno naszpikowanej alkoholem, problemami z nim zwiazanymi, narkotymkami, muzyka, policja, nieszczesliwa miloscia, oderwaniem od rzeczywistosci, czyli co tu robic, jesli nic nie ma sensu, zwlaszcza na poludniu, bo poludnie to poludnie, takie glowne themy pojawiajace sie na tym poteznym double lpku, po ostatnim dosc przekombinowanym punkcie na liscie, przyjemnie bylo posluchac czegos prostszego, a rownie zadawalajacego, nie bede rozpisywal o poszczegolnyc trakach, bo musialbym znowu jutubowac plejke, a i tak nic nie dodam, ale wsrod bardzo zyciowych poludniowych kawalkow, znalazloby sie cos z czym mozna sie konektowac
3
May 24 2021
View Album
Junkyard
The Birthday Party
Kolejny raz australijska banda pokazuje dlaczego australia to kolonia karna i ich muzyka nawiazuje bardzo do tych zacnych tradycji, bo takiego wyjcowania dawno juz nie bylo na liscie, dodatkowo glos znany i jak najbardziej nielubiany czyli nick cave, ale z inna banda juz sie pojawil na liscie, mianowicie bad seendami i pokazal sie on z calkiem innej strony, jesli poprzedni material byl tragicznie smutny do sluchania, tak tym razem nie ma nawet czego sluchac, bo jest to jak nazwa plyty glosi junkyardowe granie, walenie po instrumentach i jeszcze gorzej na wokalu, nick cave czlowiek kameleon, na jednej plycie slyszysz jak zawodzi o zyciu i jak ciezko w zyciu, smutno, a potem o gwaltach na smietniskach, wycinaniu czesci ciala i ogolnie horror corrowe klimaty, okraszone ostrym waleniem bandy, na plejke leci tytulowy trak, zeby zachowac gdzies info o tym w jakim stanie muzycznym jest australijska scena podoobno post punkowa, bo samemu bym nie odwazyl sie tak smieciowej muzyki zklasyfikowac w ten sposob, 47 minut hardkorowo ciezkiego odsluchu tylko mnie w tym jeszcze bardziej utwierdzilo
1
May 25 2021
View Album
L.A. Woman
The Doors
Pierwsze doorsy na liscie, jesli nie bedzie co najmniej jeszcze dwoch, to bede poteznie zaskoczony w negatywny sposob, bo jako fangejowi drzwiowego, czy nawet bardziej morisonowego, bo to jedna z tych band gdzie front men i jego wokal byl punktem centralnym w okol ktorego grawitowala grupa, od tego jak grac, kiedy grac, co grac, po co grac, no i z jego odejsciem zakonczyla sie kariera banderska, jesli istnieje jakas definicja doorsowego brzmienia, nie liczac energii jaka na wokalu wnosil morison, to bedzie to zaglowanie stylami muzycznymi, prawie kazdy zklasyfikuje te plyte jako klasyke rocka, a mamy tu przeprawy od funku, do blusa, nie pomijaja takze popowych trakow, wiec mocne spectrum klimatow, a i tak wszystko brzmi na swoim miejscu, obok popowego love her madly kriegera stoi chocby been down so long, ktory jest najbardziej niebieskim trakiem plyty w moim odczuciu, ale chyba najpopularniejszym trakiem albumu, a moze i calych dorsow jest zdecydowanie zamykajacy riders on the storm, ostatni trak nagrany przez morisona, co w nim takiego niezlwyklego poza tym, ze jest 7 minutowa kompozyucja, co jak na dorsowy styl, jest juz poteznym kawalkiem, sam kawalek jest dorsowa interpretacja ghost riders in the sky jonesa, swoja kultowosc zawdziecza on pewnie przez ten niesamowity dzwiek imitujacy deszcz stworzony na elektrykowym pianiniaku przez manzareka, no i wokale morisonowe w pierwszej czesci traku tez zrobily swoje, zwlaszcza te szeptane overduby, ktore dodaja bardzo sinisterowego efektu calemu traku, co do kontentu lirycznego jakim jest napakowana plyta, to glownym podzialem jest to kto pisal kawalek, morisonowe traki sa bardziej poetycko liryckie, natomiast kriegerowe prostsze przez co bardziej popowe, no i jeszcze pozostaja covery jak snejk kingu, ale jednak lirycznie czuc z plyty smutek i ogladanie voida, jak na otwierajacym changelingu czy hiacyntowym domku, czy juz wspomniany been down so long, jednoczesnie sa traki o wiele bardziej energiczne ktore jakos balansuja poziom przygnebienia po odsluchu, ktory pomino 48 minut orginalnej wersji wydaje sie byc instantowy, dawno nie odgrzewalem doorsow, a przy takim przesluchu jaki poleca czasami lista, jeszcze bardziej doceniam jak swietne jest to granie
5
May 26 2021
View Album
Wild Gift
X
Punkowanie po raz enty, tym razem zachodnie wybrzeze hameryki, na pierwszy rzut oka nie moglem bandy polaczyc z zadnym albumem, czy nawet kawalkiem, dopiero po analizie plejki wyszlo, ze cos wczesniej od nich slyszalem, ale byl to pojedyczny trak musze nie myslec negatywnych mysli, ale rownie dobrze moglbym przesluchac calego albumu i o tym nie wiedziec, bo nic z tej plyty nie zostaje w glowie, nie wiem czy to sprawa tego wokalnego duetu, gdzie glowna role odgrywa pani cervenka, do bolu juz ogrywanymi gitarkowymi brzmieniami, ktore gdzies juz wczesniej slyszales, o ile w niektorych momentach lirycznie by sie kawalek bronill, to znowu wokal mieszano nijaki nie pomaga w odbiorze, nie wiem z ktora brytyjska wokalistka punkowa mi sie kojarzy maniera baby Xowej, ale doslownie deja vu, juz to slyszalem u kogos innego, na plejaka wrzuce we are desperate, co dobrze okresla styl w jakim jest utrzymany material, desperacja sukcesu, ciekawy random fakt, ze na produkcji siedzial, wtedy juz byly, czlonek doorsow, czyli pan manzarek, czego bym sie nie spodziewal, a wyprodukowal im jeszcze debiutanckiego krazka
2
May 27 2021
View Album
Marquee Moon
Television
Narzekalem na punkowatosc punkowatosci na liscie i lista postanowila odpowiedziec czyms epicko punkersko protoplastycznym, bo albumikiem z 77 grupy zwanej television, na ktorej wczesniej nie bylo mi dane sie poznac, ale nadrobilem i urzeklo mnie to co uslyszalem, nie jest jest to wulgarny energiczny punk pelen buntu polaczonego z darciem mordy i napierdalanka po gitarkach, jeden z najbardziej smothowych punko basow jakie chyba kiedykolwiek slyszalem tworza taka linie melodyczna, o jakiej drumujace melodyje nie moga snic, na to jeszcze wpadaja gitarowe solowki na przemian z kounter melodiami, ktorych istnienie dopiero na tej plycie tak odczulem, bo jakos nigdy nie zastanawialem sie nad kounterowymi melodiami i ich zastosowaniu w muzyce popularnej, a ten album robi dobry how to tego wlasnie wykorzystania budowy melodii, tak jak sugeruje okladka banda liczy 4 czlonkow, dosc klasyczne w punkowaniu, ale tym razem wokalista jest takze utalentowanym grajkiem gitarowym i klawiszowym, ktore kreci solowe popisy, czuc takze ze teksty sa pisane ekskluziwnie przez pana Verlaine, chociaz nie jest to konceptowy krazek, to jednak motywy biedaka grajka hamerykanskiego w duzym miescie czuc dosc bardzo, zwlaszcza po retrospekcyjnym charakterze niektorych trakow, no i narkotykach rzecz jasna, co tez oczywiscie nawiazuje do poczatkow szolbiznesu dla czlonkow telewizji, pisalem ze wokalista robi robote podczas solowek, ale glowny gitarowca wcale mu tutaj nie ustepuje i licytuja sie co trak kto bardziej epickiego solowca wystuka, jeden z albumikow sluchany tylko od poczatku do konca, bo tak wciaga, ale na plejaka dodam ponad 10 minutowego epika ktory najlepiej sprzedaje o czym jest ta plyta, czyli tytulowy marquee moon, do tego dochodzi prove it, elevation i venus milowskom, na ktorej dosc ciekawe chorkowanie sie pojawilo, jak teraz pomysle jak influencyjna to musiala byc plyta, mam przed soba tyle wyspiarskich punkerow, ktore podobny konter plej probowaly ogrywac, gadajace glowy i pozostan w swietle, to tez dobry przyklad influencjowania tym wlasnie materialem, mam nadzieje ze reszta dyskografii jest rownie epicka i energia frontowego zawodnika przetrwala
5
May 28 2021
View Album
Music Has The Right To Children
Boards of Canada
Mjuzika ma prawo do dzieciarni, mocny stejtment od desek kanady, czyli duetu tworzacego szeroka pojeta muzyke elektroniczna, nazwa zwodnicza bo chopaki sa ze szkocji a nie kanady, a co to za muzyka elektroniczna, jesli mialbym podac gatunek ktory najbardziej mi pasuje do tej plyty, to strzelalbym w down tempo zmiaszane z trip hopem, ale oczywiscie jakas mondra glowa powie, ze to przeciez ambientowa muzyka na trakach gdzie snery i kiki nie sa tak mordowane, a jeszcze inny okresli to akronimem IDM, czyli inteligentna dancowa mjuzika, nazwa dziwna, a jeszcze dziwniejsza jej definicja, wiec nie bede jest przytaczal, jak na moje wysublimowane gusta elektronicznego zjadacza mjuziki dobrze weszly elementy tri hopowe, ktore by same w sobie mogly robic za dobre bity pod jakiegos murzyna, ale jednoczesnie wymeczyla ambientowa czesc albumu, traki jak olson czy kolor ognia pomimo tego ze jedynie 2 minutowe stanowily dosc zamulajace przerywniki, calosc sklada sie z 18 trakow, co jak na godzine i jedenascie minut materialu nie jest az tak wielkim countem, nawet jesli doliczyc do tego pojawiajce sie liczne skity, ktore sa ala przerywniki njusowe jakiejs babeczki, wiec album ktory bym musial pokroic zeby dobrze zjesc, zrecznie odsuwajac na bok talerza ambientowosc plyty, na plejaka dorzuce rue the whril i roygbiv jako reprezentantow tri hopu, turkusowe szesciokat sloneczny jako taki czilowy loficzowy numer
2
May 29 2021
View Album
Sunday At The Village Vanguard
Bill Evans Trio
Bialy czlek co umial w murzynska muzyke, tak najkrocej bym okreslil pana Evansa, tutaj w legendarndym bandowym trio LaFaro na basiorze i Motianie na drumsach, byl to chyba jeden z ostatnich nagran dla zginietego w wypadku faro, a z pewnoscia w takim skladzie evansowym, czy to tez wplynelo na to jak legendarnym stalo sie to nagranie i okresla sie go jako najlepszy livowy wystep jazzowania w historii, nikt nie laczyl bialego cool jazzu z czarnym bebopem jak evans, a w tym skladzie slychac ze wszyscy graja zgodnie z ta idea, co slychac, a nawet czuc jesli bierze sie pod uwage jeden utwor w 2 roznych tejkach na co pozwala spotifajowa wersja, ktora posiada kilka bonusowych trakow i z 42 inut orginalnego wydania robi sie 68, taka roznice robi wlasnie gloria steps w 3 tejku, czyli jedna z dwoch orginalnych kompozcji basiorowca bandowego, reszta trakow to kompozycje innych artystow, w tym nawet davisa, czyli solar, ktory i tak byl podjebany od jeszcze kogos innego, ale davis sobie kopy rajta na niego zrobil po udoskonaleniu, jak to czesto bywalo wsrod jazzowatych gangsterow, kolejnym gemem bonusowym jest alicja z krainy czarow, moze jeden z najbardziej zanieczyszczonych trakow na albumie pod wzgledem szumow livowych, ale tam mnie wlasnie evansowe klawiszowanie najbardziej urzeklo, dlatego te traki laduja na plejce, brakuje mi miejsca na livowe jazzowe traki, chyba bedzie trzeba nowa plajliste powolac do zycia, co mi najbardziej przeszkadzalo w odsluchu, to wlasnie wspomniane szumerowanie z widowni no i mankamenty techniczne nagrywania livowego z roku 61, ktorych mozna oczekiwac po takich rekordach, glownie dlatego ocena taka a nie inna
4
May 30 2021
View Album
Second Toughest In The Infants
Underworld
Kolejny albumik z gatunku nie znam, wiec sie wypowiem, bo kolejna techniawa elektroniczna rocznik 96, no i znowu wyspiarze w natarciu, pierwsza czesc plyty brzmi troche jak o wiele mniej ambitne juno reactor, mocne lubudubu do ktorego wplecione sa jakies wokalne wstawki, tak jak w poprzedniej rece elektryka, mondra muzyka do taneczenia, natomiast ostatnie trzy traki zrezygnowaly z atakowania basiorem i agresywnosci na bicie i sa raczej utrzymane w ambientowych klimatach, discog klasyfikuje plyte do gatunku deepowego housa, gleboki przekaz czy glebokie lubudubu, kto to wie, na plejke dodam kawalek ten z czesci ambientowej, no i to chyba jebyny trak bez jakiegokolwiek wokalu, co w tym przypadku jest plusem, kolejny raz wychodzi bieda skali pieciogwiazdkowej, bo nie ma porownania z albumem kanadyjskich desek, a ten sam gatunek, jednak az tak tragiczny zeby 1 mu dac to nie jest, wiec takie 3/10, a deski kanadyjskie by mialy wtedy 4/10
1
May 31 2021
View Album
Dummy
Portishead
Oczywiscie kolejny brytyjski album, bo jak inaczej, banda bristolska, co podobno ma znaczenie jesli chodzi o gatunek, bo wszedzie okreslana ta plyta jest jako trip hop, przed przesluchaniem mialem calkiem inny obraz tego podgatunku hopu, zadnego tripa tu nie bylo, hopu tym bardziej, bardzo depresyjny material, utrzymany zazwyczaj w tempie 80 stukow na minute, sporo dzwiekow tworzyonyc synthami, bo to raczej samplowanie nie jest, wiec efekty koscielnych organow sie znajda, tutaj znowu efekciarskie klawisze lat 80, a do tego dochodzi najgorsze co moze spotkac srednio ciekawy instrumental, jeszcze mniej ciekawy wokal, ktory snuje swoje depresyjne przeslanie, nie ma tutaj gdzie szukac pozytywow, wokal jest tak nijaki jak moze byc spiewany tekst, sluchasz i zapominasz jak brzmial zaraz po zatrzymaniu odtwarzania, moze to i dobrze, az musze stworzyc nowa plejke zeby wrzucic jakis dowod namacalny przesluchania tej plyty, a nigdzie nie moge tego sklasyfikowac, bity nawet to jakiegos lofi podziemnego rapersa by przeszly, ale ten wokal nie pasuje nigdzie plejlistowo, wiec powstaje specjalna plejka odpadow listowych, na ktora wyciskam esensje tego materialu jednym trakiem, czyli sour timesem
1
Jun 01 2021
View Album
Screamadelica
Primal Scream
Naplyw wyspiarzy na liste trwa w najlepsze, w calkiem podobnym klimacie, ale jednak nie do konca, bo material jest tak ciezki do zdefiniowania gatunkowo, ze nawet na discogu ma nalepke nie do sklasykifowania, sama banda primalowego skrima, to raczej rokowanie z wykorzystaniem najnowszych, jak na tamte czasy cudow techniki muzyki elektronicznej, a z jakiego powodu to nie pasuje do podgatunku lubudubu jakiegos, bo niektore traki sa stworzone na zasadzie duba, a moze nawet nie niektore, tylko wiekszosc to wlasnie takie kolaze, jak w murzynskich rapersach sie zdarzaja jak jakis ambitny didzejak slada sobie cala plyte i robi lirycznego lora wycinaja innych murzynow czy jakies filmowe wstawki, dialogowo sampelkowe, tak tutaj potrafi sie pojawic caly trak kogos i na nim dodatkowe cuty sa dodawane, co tworzy pewnego rodzaju kompozycje kolazowa, dobrym przykladem tego zabiegu moze byc come together, 10 minutowy trak ktory zawiera w sobie 3 sample muzycznei jeden filmowy, na plycie przewijaja sie takze znane juz motywy madowegoczestera, bo czlonkow bandy juz slyszalem na poprzednich poleceniach listowych, jaki ten swiat muzyczny maly, wiec brzmienie zawadzajace o psychodeliczne uniesienia lub poglebienia sie pojawiaja, najbardziej je odczulem pod koniec, jak na trakach damaged i im comming down, ktore w jasny i prosty sposob traktuja na tematy okolo narkotyczne i jazzem z tym zwiazanym, juz po pierwszym traku wiedzialem, ze gdzies mi sie obilo o uszy to co slysze, ale nazwa czy tez okladka nic nie pomagaly skojarzyc miejsca i czasu, dopiero jutubowy koment otworzyl mi oczy na to, ze na pewno jeden otwierajacy movin on up byl grany w radiu X z san andreaski, dlatego tez leci on na miejsce plejlistowe, dodam tez wspominanego juz comming downa, bo robi klimat nie tylko wokalem jakby zza sceny, ale takze instrumentami i dosc nietypowymi solowkami jak saksowym w koncowce traku, bardzo eksperymentalny material, ale jednak czuc od niego pewnego rodzaju unikalnosc, ale klepanie ogranego juz schematu, wiec szine is on
3
Jun 02 2021
View Album
Heroes
David Bowie
Brakuje tytulowi "" ktore sa tutaj dosc istotne, bo wskazuja, ze tytul jest nawiazaniem do czegos, a tym czym nie moze byc nic innego jak krautrockowe granie w wykonaniu niemieckiego Neu!, co juz jasno wskazuje jakie influencje beda tutaj graly pierwsze skrzypce, jako najbardziej berlinski albumik z berlinskiej trylogii, bo nagrany w calosci w jednym miejscu wraz z juz wielokrotnym kolaborantem panem Eno i Viscontim, dodatkowym elementem jest gitarka od krimsonow, bo pojawia sie Fripp na prowadzacej, jak do tego doszlo, ze najbardziej rozpoznawalny trak bowiego pochodzi z albumu ktory raczej nawet do top 5 popularnych plyt z jego dyskografii mialby ciezko sie wbic, tytulowy trak heroes ma wszystko czego potrzeba zeby przyciagnac sluchajacego, liryke o milosci nieszczesliwej, ktora jest jednak tak flexowa do interpretacji, ze pojawia sie w tak szerokim kregu filmowo serialowym, komedia, tragedia, dramat, parodia i nadal brzmi to solidnie, a nie jak piesc do nosa, ale nie tylko liryka tworzy hitowe kawalki, kolejnym elementem jest repetytywnosc melodii, ktora dodatkowo progresuje podczas trwania traka, ale nie jest to jedyny progres, bo jest jeszcze wokal, wedlug wielu jest to najlepszy wokalowy bowie na calym tajmlajnie jego dyskografii, dodatkowo brajanek eno tak szprytnie wykombinowal koncept, ze w ciagu trawania traka mikrofon stopniowo oddala sie od bowiego, wiec poczatek szeptany i lagodny jak na mlodych amerykanach ewoluluje w krzyki, ktore jednak sa cichsze niz poczatkowe szepty, wszystko przez odleglosc od mikrofonu, jest to dosc unikalne wykorzystanie pozycji wokalisty od mikrofonu w celu zbudowania atmosfery i nadania unikanlego charakteru piosence, a to tylko tytulowy trak, otwierajacy piekna i bestia to otwarcie w mocno krautowych klimatach, synthy i wokale, bo glowy miksuje sie z chorkami i przeskakuje chanelowo, lirycznie opowiesci autobograficxznie na tematy okolo narkotyczne, bo przeciez trylogia detoxowa, no i berlin rowniez w tamtym czasie byl podzielony na piekny i bestyjski, co widac rowniez na innych trakach, blackoucie czy tez V2, podobnie jak na Lowie druga strona krazka obfituje w kompozycje instrumentalne, ktore tworza mini trylogie, klimat nawet mroczniejszy niz na warszawce w pierszym traku sense of doubt, ktory prowadzi z tych watpliwosci do mchowego ogrodu, wiec influencje japonskie wchodza mocno, o czym wspominal na blackoucie, trylogia konczy sie neukolnem, na ktorym slychac znowu influencje z troche blozszego wschodu, bo nazwa traku odpowiada tureckiej dzielnicy berlina, wprowadza on znowu w troche mroczniejszy klimat przez ktory przebija sie saksa bowiego i nadaje jednak pozytywnego charakteru, calosc zamykana jest podobnie jak byla otwarta, wiec kawalkiem okolo narkotykowym jak glosi tytul the secret life of arabia, jest to tez najbardziej funkowy trak w tym zestawieniu, wykoryzstujacy chorkowanie polaczone z soulowymi klapami, na plejke wleci tytulowy heroes i blacouta, poza tym instrumentalna trylogia takze by mogla gdzies wyladowac, ale nie mam okolo instrumentalnej plejki jeszcze
4
Jun 03 2021
View Album
Ogden's Nut Gone Flake
Small Faces
Myslalem ze znam te male twarze, ale jednak sie mylilem, bo traki z jakimi ich kojarzylem to glownie itchycoo park, czyli dostali nalepke psychodelicznych beatelsow, tworzacych pocieszny rokowyalbumik pop, na co wskazuje pierwszy albumik ktory byl dosc randomowym zbiorem kompozycji czesto pozyczonych od innych arystow, tak moje zdziwienie, ze tutaj konceptowy krazek, pierwsza czesc jest szolkejsem szerokiego wachlarza stylow jakie chlopaki sa wstanie zagrac, otwieranie instrumentalnym, naprawde ciezkim jak na lata 68 rokowaniem, tak samo jak na song of a baker, gitarki sa naprawde ciezkie i stoja w kontracie z smoothowymi klawiszami, pomiedzy tymi trakami nie moglo zabraknac ballad milosnych, jak na afterglowie, no i jest jeszcze zamykajacy te strone lazy sunday, kawalek o dosc nietypowym brzmieniu, za sprawa wykorzystaniu przez wokaliste typowego brytyjskiego slangowania czy tez samego dialektu, przypomina mi kawalek my perfect cousion od undertonesow, natomiast druga plyta to czysta psychodelia, no i tutaj pojawia sie ta konceptowosc albumu, bo cala strona to historia happinesowego stana, czyli ziomka ktory tak mocno szukal brakujacego kawalka ksiezyca, ze az sie doszukal szczescia i sensu zycia, klimaty mocno kwasowe, sa to raczej dosc krotkie traki ktorych budowa jest dosc powtarzalna, bo piosenki otwierane sa przez narratowa ktory prowadzi historie sama, tak jak z czytanki dla dzieci, posiada on jakis subtelny podklad podczas tej recytacji, nastepie fejsy wchodza z trakiem wlasciwym, ktory jest zakonczony powrotem narratora zamykajacym calosc, slyszalem juz gdzies podobne wykorzystanie narracji, ale raczej to nie byl rock, a raczej jakies murzynskie rapersowanie, gdzie naratorem byly filmowe sampele, ale z czyms takim sie jeszcze nie spotkalem, projekt ambitny i widocznie byl zbyt ambitny, zeby przebic sie do mainstreamu, bo jest to ostatnia plyta fejsow przed dezintegracja, ktora wynikla wlasnie z tego, ze nie mogli zrzucic swojego popowo beatelsowego imidzu na rzecz czegos bardziej wlasnego kompleksowego stylu tworzenia muzyki, zapomnialem wczesniej wspomniec, ze calej plyty przesluchalem w mono, istnieje takze wersja stereo, ale jest to raczej pseudo mix, bo slychac ze nagrywane to bylo z mysla o mono, no i sa to lata 68, wiec czasy gdzie stereo tylko dla bogaczy, a nie dla kazdego, ale mono wersja brzmi tak jak brzmiec powinna, wiec wybor w tym wypadku jest dosc oczywisty, dodatkowo spotifajowe wydanko zawiera w sobie trzecia plyte na ktorej sa instrumentalne wersje i wczesne tejki, calej nie przesluchalem, bo jest to ponad 2 godziny materialu, ale ciekawa rzecz sprawdzic sobie ulubione traki i ich prototypy, do tych ulubionych trakow ktore trafia na plejke naleza lazy sunday z pierwszej strony i the journey z samowej opowiesci
3
Jun 04 2021
View Album
Pills 'n' Thrills And Bellyaches
Happy Mondays
Nie przypuszczalem, ze tak niszowy gatunek jak madchester bedzie sie az tyle razy przewijal na tej liscie, a jednak pojawia sie kolejny raz i nadal potrafi zaskoczyc swoja orginalnoscia i tripowoscia, bo jednak kultura drugowa glownie przemawia przez ten material, a themem mogloby byc ekstazowe popowanie, co wyroznia ta plyte jest zdecydowanie performens jaki na gitarce robi Mark Day, az dziwne ze nigdzie inadziej go nie mozna uslyszec po takiej plycie, ale jak na szalonego czestera nie samym skilowaniem na instrumentach tworzy on swoj klimat, album byl produkowany przez duet Osbourne Oakenfold, co dalo idealny bilans jakosci produkcji do didzejowego stylu samplowania, bo pojawia sie tutaj sample ktore wedlug mnie wychodza daleko poza co juz slyszalem czesterowego, jak na traku step on, ktory jest coverem Kongosowego singla o tytule he is gonna step on you again, wiec dosc egzotyczne kowery, wygiete do hedonistyczno narkotycznego stylu bycia czesterowego, przepalone wokale Rydera tez trzymia poziom, zarowno w bardziej konwencjonalnym spiewie jak i na przeciaglych transowych receytacajch, nawet jesli jest to gatunek tworozny z mysla o zabawie klubowej, to i tak dobrze sie tego slucha w celowym zaciszu, no jesli kontent liryczny nie za bardzo odbiega od swiatopogladu sluchacza, bo prawdopodobnie dla kogos bardziej prostego musi to brzmiec jak zawodzenie zula zbierajacego na nastepny pakiet dykty, na plejaka dodam wspomnianego step ona, otwierajacy kinky afro i holiday, chociaz ciezko bylo wybrac traki, bo cala plyta jest niesamowicie rowna i nie ma kawalkow zapychaczy, spotifajowa wersja po raz kolejny obrodzila w ekstra tejki, jak dotad najsolidniejszy madowyczester, klasa wyzej niz primal scream
4
Jun 05 2021
View Album
I’ve Got a Tiger By the Tail
Buck Owens
Niezbyt czesty gosc na liscie, bo hamerykanie country i to jakie, jeden z najsolidniejszych materialow jaki slyszalem, ale tez nie slyszalem za duzo, a to dlatego ze prawie zawsze sa problemy z jakoscia takiej muzyki, jesli chodzi o strone techniczna, nagrywane w latach 60, przez artystow ktorzy w karierze wypuszczali XX albumow + XX singli, wiec nagrywane bylo to zazwyczaj na szybkosci, co nie zawsze idzie z jakoscia, a tak tutaj dzwiek jest tak czysty, zadnych trzaskow jakby nagrywany juz w erze digitala, wiec bardzo pozytywne zaskoczenie juz od sameo poczatku, ale na tym nie koncza sie dobrocie ktore sa zawwarte na tym 32 minutowym materiale, 14 trakow, wiec bardzo typowe countrowe 2 minutowe traki, ale jakie to jest country, dokladnie takie i jakim mysle o dzikim zachodzie, koniokradach, pladrowaniu wiosek i kowbojskim stuffie, a co tworzy ten unikalny efekt, podczas odsluchu dowiedzialem sie, ze jest to wykorzystanie beatu, nie wymyslnego jak w churchowych spiewach opartego na chorkowaniu, ale prosty beat lamany na 2-4 najczesniej, na pedale gitarkowym czy nawet naczyms swanym pedal steel guitar, co na polacki daje odmiane gitary hawajskiej, wlasnie ten beat buduje atmosfere po ktorej plynie pan Owens ze swoimi urzekajacymi wokalami, na najwiekszych kowbojskich szlagierach i kilku wlasnych kompozycjach, dwa traki sa spiewane przez innych czlonkow bandy, tutaj performens Doyla Hollyego zrobil na mnie najwieksze wrazenie na traku streets of laredo, ktory takze jest trakiem must have na plejke, dodatkowo tytulowy tygrysiak za ogon wlatuje
4
Jun 06 2021
View Album
Live Through This
Hole
Lepiej bym tego nie ujal, live through this, przez te dziure, na liscie, dawno nie bylo albumu tak nie na miejscu jak ten, banda praktycznie zenska, dodatkowo zony cobainowej, wiec wiadomo dlaczego sprzedaze sie zgadzaly, zwlaszcza patrzac na date wydania plyty, ktora praktycznie pokrywa sie z samobojem kobejnowym, ale co jest w ogole grane, oczywiscie nic innego jak alternatywny rok, tak alternatywny ze az grungowy, wiec walenie po lopatach i wyjce na calego przeplataja sie z kawalkami na ktorych wokalistka zwalnia i nistetety daje sie przysluchac liryce, bo nie ma za bardo na czym ucha zawiesic, album jest tak typowy jak tylko komercyjny alternatywny rok moze byc, nie udalo mi sie nawet wylowic czegos sluchablowego na plejke, a sam odsluch mocno wymeczylem, a jedyne co mi pewnie po nim zostanie to info, ze kobajnowa zona tez zrobila kariere w muzyce, dopiero po kobejnie rzecz jasna
1
Jun 07 2021
View Album
Autobahn
Kraftwerk
No i pojawil sie wreszcie albumik, ktory zawsze mi chodzil gdzies po glowie, bo przeciez ulubiony material z lat 70 bowiego, ktory mial byc inspiracja dla trylogii berlinskiej, jak nazwa plyty wskazuje banda niemiecka, ale szczesliwie plyta praktycznie nie zawiera wokalu, jedynie minuta tytulowego autobahna posiada tekst, wiec nie katuje, wiec po przesluchu juz dokladnie widze ktora strone trylogii zainspirowal kraftwerk u bowiego, chodzi tutaj o ambientowe b sidy, jak na lowie i heroes, album laczy wlasnie ambientowe momenty z szybszym synthem, do ktorych dochodza elementy krautrocka, zwlaszcza na b sidzie, ktorego themem jest nocka, a jak nocka to niebo, a z niebem nocnym do kosmosu juz calkiem blisko, wiec taki kometenmelodien jest refleksja w takich wlasnie klimatach, jak bylo ogladanie nieba, to musi po nim nastac ranek i nim sie wlasnie plyta konczy, wiec jesli strona b to niebo, to strona a ktora zajmuje tytulowy autobahn traktuje o tym co na niemiecich autostradach sie wyprawia, wiec pojawiaja sie synthowe dzwieki ktore maja oddawac co sie dzieje na muzycznej autostradzie, jak na rok 74 to brzmi to strasznie futurystycznie, ale chyba wlasnie taki byl koncept kraaftwerkowcow tutaj, trudno tutaj cokolwiek dodawac na plejke, bo jak dla mnie jest to ambientowa muzyka, wiec calosc lub nic, zwlaszcza pierwsza strona ktora trwa 22 minuty, juz wiem czemu slyszy sie, ze tak bardzo influencyjny na scene popowa byl kraaftwerk
3
Jun 08 2021
View Album
Listen Without Prejudice Vol. 1
George Michael
Juz sam tytul brzmial nieco podejanie, ale nie kojarzylem nazwiska, ale patrzac na okladke jakis murzyn, wiec bedzie grane jakies R&B, a tutaj szok i niedowierzanie, bo nie jest to jakas plotka muzykalna, ale jeden z najwiekszyc rekinow, a moze raczej wielorybow branzy, bo jeden z czlonkow duetu whamowego, czyli stworzycieli zmiowo swiatecznego hymnu czyli ostatkich swiat, czy obudz mnie zanim gogo, no i dodatkowo jest to bialy czlowiek, ktory widocznie zrobil odwrotnego jacksona, ruch chyba jak najbardziej na miejscu biorac pod uwage muzyke jaka tworzyli w duecie whamowym, po czym takim tylko w czarniejsze klimaty mozna pojsc, no i zostaje tajemnica tytulu, dlaczego bez uprzedzen, czyzby odciecie sie od whamowej spuscizny, rezygnacja z chwytliwych kaczowatych refrenowych songow, tak i nie, bo pierwsze dwa taki mowia nadal bedzie muzyka grana do zabawy z efekciarskimi efektami, jak napakowany freedomek, ktory pewnie okaze sie byc najlepiej sprzedanym kawalkiem artysty, bo chyba nawet na jukejowej olimpiadze byl grany, takie skojarzenie, ale juz trzeci trak zmienia nastroj plyty pojawia sie klawiszowa melodia i troche naturalniejsze podejscie do wokali, bo po dwoch pierwszych trakach ciezko ocenic umiejetnosci wokalne, bo czuc tak bardzo napakowane w nie efekty, ale w they wont go when i go pan george pokazuje sie z innej strony i otwiera "prawdziwa okladke" disku, bo reszta materialu jest raczej utrzymana w podobnym klimacie, jedynie pod koniec troche znowu dencowo i zabawowo, kawalek soul free, ale calosc pomiedzy tymi dwoma kawalkami zaliczylnym do bialego czy tam gumowego soula z nalecialosciami bluesowymi, a moze jakis kontemplentacyjny pop, a o czym mozna rozwazac w latach 90 chcac zrobic muzyke bez uprzedzen do sluchania, wiec oczywscie bieda na swiecie, a bieda na swiecie w swiecie gdzie slucha sie muzyke z plytek i kasetek, ewentualnie wynilek to oczywscie brak milosci, wolnej miosci, no i choroby weneryczne, do tego oczywiscie nierownosci, ale to przeciez oczywiscie, wiec o ile muzycznie calkiem spoko sie sluchalo, tak lirycznie katuszowany raczej odsluch, na plejaka dodam wspomiane podwojne drzwi do albumiku, czyli they wont go when i go, bo akurat lirycznie autoportretowy traczek jak to jest byc whamowym artystykiem, ktory nie moze juz tworzyc jak by chcial, bo ma nalepke, wiec robi cie myslec w niektorych momentach, cala plyta jest tak dobrze wyprodukowana, ze az czuje sie uczucie sztucznosci, ktore znika dopiero w wersji live z mtv odlaczonego, ktore jest zawarte w spotifajowej wersji i do ktorego tez zanurkowalem, ale kontent lircyzny nadal ten sam, niestety, bez uprzedzien sprobowalem i sadzem ze zrozumialem, ale jednak mnie nie przekonalo
2
Jun 09 2021
View Album
Nevermind
Nirvana
Co za zbieg okolicznosci listowy, ze Cobainowa Nirvana znalazla sie tak blisko czasowo z Dziura Kortnejowa, bo daje to mozliwosc porownania grania znanego ze swojego brzmienia z banda znana z bycia znana poprzez zwiazek ze znana banda, jak w przypadku dziury sprawa wygladala, wiec kolejna porcja grungowego rokowania, byl to moj pierwszy odsluch calej plyty, choc wyrywkowo juz slyszalem niektore traki i jestem pozytywnie zaskoczony pelnym obrazem plyty jaki uzyskalem, kompozycje nie sa jak na poprzednim grungu, czyli na jedno kopyto z agresywnymi elektrykami, ale pojawiaja sie nawet fragmenty gdzie cala robote robi akustyk, do ktorego stopniowo dochodza drumy i cudnie dobrane wokalowe wstawki, jak ma sie wlasnie sprawa z trakiem polly lub something in the way, ktory dobrze pokazuje ze nirvana to nie tylko sam cobain, ale inne potezne nazwiska maja tam swoje miejsce, bo Grohl na drumsach do takiej rangi wlasnie aspiruje, ale i tak najbardziej w glowie zostaja jednak gitarkowe wyczyny cobaina, bo takie polaczenie elektrykow i akustyka, to fenmen dzieki ktoremu nirvana przebila sie mozna szamba jakim jest grunge rock, ciekawe jest w jakim sposob odbieram teraz liryki nirwanowe w porownaniu do tego co sadzilem o nich za czasow szkolniackich, bo nirwana to jednak banda kultowa ktorej nawet nie sluchajac znalo sie i jakos przyswajalo, jak mozna z taka energia wylewac smutek i jednoczesnie samo destrukcje dazenia, nie tworzac jednak klimatu totalnej apatii jest wyczynem jesli chodzi o tekstowanie, kazdy trak brzmi autentycznie pisany pierwszo osobowo i bardzo bezposrednio pozwala zanurzyc sie w tym smutku, obok najbardziej klasycznych trakow czyli smell like teen spirit i lithium dodam na plejke dodatkowa porcje troche drugo planowych trakow, ktore jednak tym razem mi wyjatkowo podeszly, czyli somthing in the way i on a plain, jeden z najbardziej witty nitty liryczek, tak prosto a jednak wyjatkowo ilustratywnie, szarpanie ocenowe, bo nie sadzilem ze tak przekonam sie do grungowego rokowania, mocna 4, kolejny raz skala 10 punktowa bardzo by pomogla w tej sytuacji
4
Jun 10 2021
View Album
Aftermath
The Rolling Stones
Az dziwne, ze dopiero teraz turlajace kamienie sie pojawily na listowiu, a z tego co pamietam to byla pierwsza kamieniowa plyta jaka maialem okazje przesluchac w calosci zapoznajac sie z kamieniowa dyskografia i chociaz jest to jeden z najbardziej popowych krazkow jakie skrecili, to jednak byl to przelom w dziejach karierowych bandy, a co ciekawe po tym wygraniu publiki popowym rokiem lub rokowym popowaniem na modle bitelsowa po trochu, postanowali jednac odejsc od tego brzmienia w strone odwazniejszych eksperymentow, ale przechodzac do samej plyty, hamerykanska wersja ktorej tym razem sluchalem to 42 minuty przy 11 trakach, ktore troche gina wsrod pozniejszej dyskografi stonesow, bo zazwyczaj kojarzy sie dwa traki z tej plyty, otwierajacy paint it, black, czyli dosc niezbyt popowy material traktujacy o grzebaniu ukochanej, wiec juz sama tematyka lirczna niezbyt popowa, ale jeszcze mniej popowe brzmienie ma sam kawalek poprzez swoje zmiany tempa na melodii, ktora jest robiona na sitarze i prawdopodobnie czyms organowym, wlasnie dlatego stonesy sa klasa sama w sobie, ze nawet na swoim najbardziej popowym mateirale potrafia przemycic taka egzotyke, kolejnym mainstreamowym hajlajtem jest oczywiscie under my thumb, kawalek pisany przez jagera, ktory ponoc opowiada historie z zycia wziete mikowe, gdzie byl pod kniuckiem lub jak po polacku sie mowi pod pantoflem, czyli zycie w tyksycznym zwiazkowaniu, razem z stupid grilem tworza bardzo antyfeministyczny, albo raczej po prostu seksistowski vibe, ktory stonesy utrzymywaly przez cala kariere, ciekawego gema mozna sie takze doszukac na saym koncu plyty, ponad 10 minutowego bluesowego jama, czyli going home, jeden z pierwszych tak dlugich trakow na rokowej plycie, chyba ze dylan zrobil cos dluzszego szybciej, ale raczej nie przed 66, z ciekawostek, to wlasnie z tej plyty neil young pozyczyl sobie traka do swojego broowoed tuna z tonights the night, chodzi o utwor lady jane, ktory na tej spotifjajowej wersji jest wyjatkowo grany w mono, szkoda ze calej plyty tak nagranej nie mozna dostac, pozostaje soulseekowanie, jesli temu albumowi dam cztery gwiazdoje, to na nastepnych kamieniarzach poleca chyba same piatki, ale jednak mam do tego materialu zbyt duzy sentyment i wspomnien, zeby nizej go ocenic
4
Jun 11 2021
View Album
Live At The Regal
B.B. King
Legendarny czarny grajek, krol bluesa, jedna z najwazniejszych gitar w historii muzyki popularnej, czyli B.B. King, albumu nie znalem, ale to nic dziwnego po tak bogatej dyskografii jaka stworzyl krol, gatunek granej muzyki jest tu raczej oczywisty, jako ze jest to material z 65, to wiekszosc kawalkow jest od kogos pozyczona, jak to sie gralo za dawnych czasow, autorskimi trakami sa woke up this mornin, please love me i you done lost your good thing now, kingu jest backowany przez dosc standardowa 6 osobowa bande, wiec basior, saksa, drumsy, saksy, no i wyjatkowo pianinko, zazwyczaj w tych czasach to powinny byc organy, nie mozna takze zapominiec o wodzirejach, bo prezenterow mial dwoch, ktory jakies wstawki przed trakowe prowadza, sam material jest dosc pociety, bo niby jest to zapis jednego koncertu z tytulowego regalowego theatru, ale traki sa pociete, bo takie wystepy to nie byla tylko muzyka, ale pomiedyz trakami wodzireje wodzili widownia zeby ja w dobra strone prowadzic, a to wlasnie ta widownia najbardziej mnie boli na tym materiale, doslownie jakby stado baboonow wposcic na widownie i niech wyja, tak wiem ze o to chodzi w wystepie bluesowym, zeby ruszyc widownie i miec z nia polaczenie, ale jesli na plycie ktorej sluchasz wieksza czesc lewego kanalu zabiera widownia i ich wyjcowate UGA BUGAAA UUUUU AAAA, to nie pomaga to w odbiorze materialu, o ile takiej muzyki uwielbiam sluchac z zamknietymi oczami maja za powiekami rozlozona bande, tak tym razem lewa strona calkowicie okupowana byla baboonami ktore chowaly sie za drumsami, podobne odczucia co do wystepu wodzirejow, wracajac do trakow, to chyba nic nowego nie wymysle piszac o tym, ze tematyka jest milosc polaczona z proza zycia, no i niebieskimi uczuciami, no i preachowaniu, czy to samym spiewem, czy wstawkach miedzy wersowych krol zawsze jakas zartobliwa madrosc stara sie rzucac, albo po ultra solowkach ktore potrafia nawet otwierac traki, najgorsze ze nawet w ich trakcie baboony nie moga wytrzymac i musza dac upust swej pasji, tak w ogole to az czuc kolor skory widowni po takim zangazowaniu, jestem ciekawy czy podobnie biale koncerty bylo slychac, ale pewnie lepszy enginering rekordu nie pozowlilby na nagranie az takich poglosow widowni, ale endziner jednak tutaj mial inna wizje, na plejke wrzucam how blue can you get i help the poor
2
Jun 12 2021
View Album
Crosby, Stills & Nash
Crosby, Stills & Nash
Hamerykanski strik trwa w najlepsze, tym razem zarzucilo klasykiem rokowego folkowania, czyli ultra grupa, ktora zrobila kariery solowe kazdemu z jej czlonkow, jest to pierwszy album bandy, wiec orginalny sklad, jeszcze bez neila younga ktorego z springfielda sciagnal still, jest to jeden z tych albumow ktore uksztaltowaly jak wygladly lata 70, jesli chodzi o wykorzystanie folka w muzyce popularnej, a przez folka mam na mysli akustyki w rokowaniu, bo to wlasnie na gitarkowych brzmienaich opiera sie ta plyta, no i moze jeszcze na harmonijnych wokalach, ktore sie wzajemnie uzupelniaja, tak jak kazdy z bandy jest sam w sobie maszyna tworcza, sam tworzy traki, gra, spiewa, tak tutaj jakos sie tym dziela i kazd ma swoj trak, swoj wokal, czy swoje giarkowe solo, najgorzej ze nie idzie rozpoznac kto akurat gitarkuje, bo tak rowny poziom prezentuja, no moze stillsowa sie wybija na ultra epicki poziom, to wlasnie tez on robi drumsy i klawisze jesli takowe sie pojawiaja na trakach, wiec to jego nazwalbym najbardziej skilersowym z tego trio, najbardziej charakterystyczny i charyzmatyczny wokal crosby i sam styl bycia i picia tego hobosa jest klasa sama w sobie, nash dobrze z nim kontrastuje jako ta lzejsza strona bandy, zwlaszca jesli chodzi o quality aspekt wokalu i nawet lirycznie jego traki sa lzejsze jak marakeszowy ekspres, lzejsze a jednoczesnie wyrozniajace sie orientalnymi vibami, co do ulubionych trakow z plyty, to otwierajacy suite judy blue eyes juz byl na plejce, dodam jeszcze ekstra traczek z bonusowego wydania ktore sluchalem, czyli song with no words od crosbiego i helplessly hoping ktory jako jeden z najlepiej pokazuje jak harmoniczne wokale banda potrafila uzyskac na tym pierwszym materiale wydanym jako banda, cala plyta pomimo zroznicowanego kontekstu lirycznego kawalkow tworzy zgrana calosc, ktora sie dobrze slucha, zwlaszcza jesli chce sie posluchac grania na akustykach, to malo jest albumow z tak rownymi graniami kazdego z czlonkow, wiec zdecydowanie mocno influencyjny material w dziejach muzyki popularnej
4
Jun 13 2021
View Album
British Steel
Judas Priest
I powrot na wyspy, z banda ktora znam jedynie z nazwy, bo judas priest brzmi znajomo, ale nic mi nie mowi, nawet pojedycznego traka nie kojarze z ich dyskografii, no i tez nie widzialo sie zbyt wielu kucow bedacych fangejami akurat tej bandy, a czemu kucy, bo jest to dosc mocne granie, powyzej rokowych standardow czysto kwalifikujace sie do heavy metalu, ale cale szczescie nie bylo zbytniego darcia ryja, wokalista, czyli w tym wypadku pan Halford, pomimo tego ze czuc dosc mocny brytyjski akcent, to i tak maniera przypominajaca Ozzbornowa jak dla mnie brzmi swietnie, dodatkowo na trakach ktore ciezko wchodza w standardy ciezkiego metalu, jak united nadal swietnie sie wpasowuje, tak w ogole to bardzo anthemowy track, az dziwne ze nie jest zbyt popularny jesli chodzi o licze plejow na spotifaju, gdzie kroluje breaking the law ktory natomiast jest ksiazkowym przykladem metalowego brzmienia, od czesci gitarkowo basowej, przez kontent liryczny, a koncza na wokalu, wiec na plycie jest balans jesli chodzi o ciezkosc tej brytyjskiej stali, przyznam ze mi bardziej pasuje te traki mniej metalowe, wiec raczej one poleca na plejke, you dont have to be old to be wise czy tez zamykajacy red, white & blue, na ktorym calkiem ciekawa kompozycja zostala zastosowana, z prostym beatem drumersowym, wokalami spiewanymi z dystanu do ktorego dochodzi efekt echowania, ale najbardziej wrazenie robi ten drums na pierwszym planie, za ktorym stoi reszta instrumentali, albo nie zamykajacy bo grinder w wersji live byl ostatim kawalkiem, wiec calkiem solidnie sie tego sluchalo nawet jesli ktos nie jest fanem mocniejszych brzmien, to znajdzie tu cos dla siebie, a z metalowego repertuaru dodam na plejke living in the midnight, zeby nie bylo, ze wyciaglem wszystko tylko nie traki wlasciwe, jeszcze trzeba wspomniec, ze plyta jest swietnie zmasterowana, jesli chodzi o poziomy glosnosci i balans miedzy wokalem a instrumentalami, co bylo problemem na niektorych czarno sabatowych kawalkach, a do tej bandy najbardziej rownalbym judasowych priestow
3
Jun 14 2021
View Album
Seventeen Seconds
The Cure
No i wjechalo the cure ktore juz przepowiadalem jak byl cover ich traka na dinozaurowym albumie, jako osoba bedaca ignorantem co do brytyjskiego grania, punkowego alternatywnego jest mile zaskoczony, bo nie wiem czemu jakos cure kojarzylo mi sie z cooperowym stylem muzykowania, a tutaj calkiem co innego, utwory tak minimalistyczne, ze jak uslyszalem otwierajacy a reflection, to musialem sprawdzic czy dobry album puscilem, bo granie nutka po nutce, nie jest to jedyny trak ktory zbudowany jest na tej zasadzie, bo takie przerywniki pojawiaja sie miedzy bardziej konwencjonalnymi kompozycjami, wiecv jak juz jest granie gdzie slychac gitarke, basik, jeszcze jakies talerzowanie, to lirycznie sa one oszczedne, zeby jednak nacieszyc ucho tym jak graja instrumenty, sam wokal tez dosc dobrze blenduje sie z basikiem ktory tutaj jest jak dla mnie instrumentem przewodnim plyty, jak na traku the forest, ktory poza tym basidlem hajlajtuje tez mastering jesli chodzi o wokalowanie i efekty, powiedzialbym ze lesne, bo ten wokal jest jakby zatracany, nie na zasadzie echa, ale wycieszenia stopniwego, wiec lesny trak ktory swietnie tworzy klimat leci na plejke, a dolaczy do niego at night, ktory znowu pokazuje na co znac klawiszowca bandy czyli Hartleya, bo chyba jakies synthowe klawiszory musialy tam byc grane, tak samo jak plyta byla otwarta, zostala zakonczona, choc troche dluzszym kawalkiem, bo 4 minuty instrumentala ktory znowu gitarkowo sie dla mnie wybija, a gitarke gral tutaj wokalista czyli mr Smith, ktora brzmi lepiej niz na benszowym projekcie na ktorym go juz slyszalem, calosc trwa tylko 35 minut, ale sa one wypelnione muzyka ktora robi sens, to znaczy ze nie ma filerowych trakow, tylko jeden otwiera kolejny, trzeba bedzie obadac reszte curow, gdy najdzie potrzeba na gloomerowe viby, bo nie jest to jeszcze doomowanie jak u smithow, ale jednak w tamta strone sie pochyla
3
Jun 15 2021
View Album
Franz Ferdinand
Franz Ferdinand
Kolejny nieznany pick, no i kontynuacja striku wyspiarskiego, bo szkociki sie trafizly, chociaz franz niezle farbowany byl, bo gdyby nie wikipedia i moze nazwa bandy, bo jaki hamerykanczyk znalby kogos takiego jak franciszek ferdynand z habsburgow, no ale muzyka tutaj grana wychodzi poza granice brytyjskosci i amerykanskosci, bo dochodza tu jeszcze influencje niemieckie, nie tylko jesli chodzi o nazwe bandy, wokalista, rytmowo gitarkujacy, klikajacy klawisze McCarthy mial podobno epizod niemiecki w swym dziecinstwie i nawet szprecha po tamtemu, co zaowocowalo tytulowo njemieckim, no i moze nazwa, ale to prawdopodobnie od jakiegos konia pokazowego bardziej, co do granego gatunku to jest to wszeroko pojety rock alternatywny, w podgatunku indyjskim, ale w wydaniu bardzo przystepnym dla sluchajacego, traki maja systematyczna budowe, gitarki graja zeby cieszyc ucho, wszystko brzmi dobrze, ale tak jakbys gdzies juz to slyszal i jadl z czyms, moje pierwsze skojarzenie padlo na strokesow i paprykarzy czilijskich, albo tez artyczne malpy, najgorzej oceniac takie albumy, bo nie wiesz czy oceniasz album czy to do czego jest on podobny, linie basowe ograne, ale nadal przyjemne, wokal ktory nie posiada jakis charakterystycznych manier, lirycznie jest dosc roznie, bo od piosenek ktore sa jedynie refrenem wykrzykiwanym na gitarkach przez 3 minuty, do mini opowiesci jak na pierwszym traku jest spory przekroj przyswajalnosci kontentu, w tym miksie czegos co juz sie slyszalo znajdzie sie kilka trakow, ktore naprawde wpadaja w ucho i definiuja album jako keczowaty popowaty rock, wiec leca na plejke oczywiscie, otwierajacy jacqueline, potem take me out, no i this fire
3
Jun 16 2021
View Album
Licensed To Ill
Beastie Boys
Zezwolenie na bycie chorym, to jeden z pionierskich albumow w historii hip hopu, bo jest to jeden z pierwszych komercyjnie sprzedanych blendow rocka i rapu, a to wszystko sprzedaneLicensed To nie przez kogo innego, a zydowska bande, w tamtych czasach praktycznie dzieciakow, za ktorych produkcja i uwazam takze za sukcesem stal legendarny dzis stary brodaty dziad hip hopowo metalowy, czyli rick rubin, ko founder def dzemiku i tworca nie tylko legendarnych trakow czy plyt, ale calych kaier artystycznych, nie bylo to moje pierwsze podejscie do ilowania, ale pierwsze udane sukcesem, czy przesluchane do konca, nie wiem czy to bardziej niepowodzenia czy tez same dzisiejsze sluchowisko, ale ciezko mi ocenic ten album jako plyte z gatunku rapowego, bo rymy i kontent liryczny, no i jego delivery jest jak przystalo na bialych zydowskich nastolatkow, korny joki wydlaszane przed mutacyjnymi glosami, a w glowie masz projekt lustrzany rubina, czyli run dmc, o ile plynniejsze sa rymy jak na album wydany w tym samym roku, oceniac tego jako album rockowy takze sie nie da, bo jednak sa to beaty tworzone na samplach, glownie metalowych, a sam album jest zrodlem sampli na kawalkow z lat 90, ze doslownie co drugi trak masz uczucie, ze slyszales to juz gdzies lepiej uzyte, moze nawet reuzyte przez samego rubina, bo jednak spora dyskografia, chociaz goscinnie wystepuje Kingu ze slayera na traku paul revere, to jednak ciezko tu mowic o rap rocku, bez zywych instrumentali, chyba ze potraktowac cymbaly na bicie jako instrumentale, jak dla mnie album strasznie kiepsko sie zestarzal rownajac do innych rubinowych produkcji, wspominianych dmcow czy llowego kolowego J, ale jednak jest to jeden z tych klasycznych materialow ktore zmienily kierunek rozwoju murzynskiej muzyki, ale czy w dobrym kierunku na to juz ciezko jednoznaczenie odpowiedziec, na plejaka wrzuce traka fight for your right, do imprezowania, zeby jakis znak pozostal po plycie na listach, ale samemu raczej bym juz sobie drugi raz nie puscil calosci
2
Jun 17 2021
View Album
Ingenue
k.d. lang
Tego mi wlasnie bylo trzeba po bestiowych bojsach, album calkowicie nieznany, z krainy losi i syropu klonowego, artysty o dosc ciekawym pseudonimie artystycznym, ale najwazniejsze zmiania tonu w porownaniu do poprzedniej pozycji, bo k.d. lang to wokalistka ktora tworzy muzyke popularna o tak zwanym ambitniejszym brzmieniu, z okladki bym nawet nie powiedzial, ze jest to wokalistka, bo postac na niej wyglada dosc hermafrodytycznie, pajecze zmysly sie sprawdzialy i wikipedia potwierdzila przypuszczenia, ze dykowym to bedzie album, po uslyszeniu wokalnych umiejetnosci pani Kathryn uderzylo mnie to zderzenie przeciwienstw, jesli chodzi o wyglad, a barwe glosu, a dlaczego az tak bardzo bo dodatkowo teksty sa pisane bardzo chlopsko, wiec polaczyla tutaj wszystko co najlepsze z dwoch swiatow, jesli teksty rzeczywiscie byly jej autorstwa, lecz prawdopodobnie byly, bo kawalki zawieraja multum autobiograficznych watkow, opowiadanych na 10 trakach, dajacych 40 minut mateiralu, spotifajowa wersja albumu, to deluxor na 25 lecie gdzie pojawia sie takze wersja plyty z mtv unplugowanego, ale niestety lokalizacja obecna nie zezwala na jego odtworzenie, jak juz wspominalem o tym ze pani glownie wokaluje, to niespodziewalem sie niczego wiecej, a wikipediowy pejdz bombarduje instrumentalami ktorymi tutaj podobno czaruje, bo mamy tu electric and acoustic guitars, mandolin, tamboura, tambourine, percussion, Tma, wiec lista dluga i szeroka, na uwage zasluguje takze osoba odpowiedzialna za produkcje tego albumu, bo jest to solidny mix do ktorego ciezko sie przyczepic jesli chodzi o aspekty techniczne, a takim produkcyjnym duchem jest tutaj ben mink, brzmi chinsko, ale jednak kanadyjczyk, ktory takze sporo instrumentalnego wkladu w plyte mial, nawet beatboxowe sekcje robil, wiec czlowiek renesansu, dodatkowych 10 muzykow studyjnych nawet nie bede wymienial, bo album jest naprawde bogaty w brzmienie, ale jednak nie jest ono przytlaczajace i nie zacmiewa historii opowiadanej wokalnie, na plejaka leca traki 3, 4, 7, 10, dziwne nanowe viby daje ta plyta, ale tak mam chyba zawsze z mocnymi piosenkarkami, ale taki outside myself to cos co mogloby byc themem nanowym jak nic innego, zacna plyta i dobry blind pick
5
Jun 18 2021
View Album
Vol. 4
Black Sabbath
Drugie objawienie sie czornego sabatowania na liscie, tym razem z troche bardziej niszowym albumikiem, bo jakos nigdy nie obilo mi sie o uszy slyszec cokolwiek o vol 4 od czarnej grupy, nazwa dosc samowyjasniajaca, bo jest to 4 album grupy, nie wiem czy sabatowa tworczosc dzieli sie na jakies epoki, ale jak dla mnie to bedzie najbardziej znane wczesne sabaty, z orginalnym skladem, z kawalkami utrzymanymi w zblizonym stylu, opartych na unikalnym brzmieniu gitarkowym, technika bezpalcowego grania Iommiego, czyli jak wypadek u ktorego przekreslilby kariere muzyczna byl jednym ze zrodel sukcesow w biznesie muzykowym, piekna historia, do tego wokale Osbournowe ktorymi juz sie zachwycalem na poprzednim albumiku, bo ciezko o tak paranoiczne wokale wokol ktorych instrumenty staraja sie jak najbardziej do nich dopasowac, a nie w druga strone jak to byla w muzyce popularnego rocka, tematyka trakow jak zwykle jest dosc mroczna, ale tym razem motywem przewodnim sa wszelakie stany swiadomosci narkotycznych, wiki oferuje legende jako ze byl to okres najwiekszego dawania po kablach w bandzie i czuc to w lirykach pojawiajacych sie na tej plycie, nawet same tytuly jasno wskazuja co jest glowna inspiracja krazka, bo to chyba najbardziej oczywista interpretacja otwierajacego wheels of confusion lamanego na straightenera czy tez opening drugiej strony snowblind, co do moich hajlajtow tego vynylaka to jest to z pewnoscia changes, ktorego nie znalem od samych sabatow, a z eminemowego going through changes, wiec pozytywnie jestem zaskoczony takim znaleziskiem, wiec miejsce na plejce z pewnoscia znajdzie, jest to tez trak dosc nietypowy jak na bande ciezko metalowa, bo jest oparty glownie na klawiszach ktore wyczarowal Iommi, do tego dochodza smyczkowe akcenty i najmniej ozzbornowy Ozz calego albumu, a moze i kariery i tak wlasnie tworzy sie najpopularniejszego traka plyty, wedlug spotifaja, co do dziwnych piosenek to nie jest to jedyny dosc malo sabatowo brzmiacy trak, bo jest jeszcze laguna sunrise, instrumentalny czil o blogim wzejsciu, jest tez FX, ktoreg nie potrafie zrozumiec, bo brzmi jak randomowy zlepek dzwiekow gitarkowych, wikipedia wyjasnia ze to najbardziej upalony trak, tak tez wlasnie brzmi, na plejke wrzucam jeszcze supernauta za chyba najlepsze solowki calej plyty gitarka, a potem drumersowanie, zakonczone wstawka wokalowa, jak przystalo na kompozycje sabatowa, wokal, gransko, zeby potem znowu zamknac wokalem, to prawie jak piesni trzyczesciowe z muzyki koscielnej, ale pewnie mocna nadinterpretacja, a ostatni trak tommorows dream
4
Jun 19 2021
View Album
Gold
Ryan Adams
Kolejna nowosc listowa, bo nazwisko bardzo imieniowe nic mi nie mowi, najwiekszy hicior wedlug lastfma jest coverem oasisowego wonderwalla, wiec tym bardziej nie kojarze, okladka sugerurowala, ze znowu hamerykanski punk, a tutaj takie zaskoczenie gdy uslyszalem cos co mozna zaklasyfikowac jako blend klasycznego rock&rolla z muzyka country w odmianie bardzo alternatywnej, bo plyta jest bardzo rozpieta, zarowno pod wzgledem gatunkowym na skali rokowania, to samo mozna powiedziec o performensie wokalnym Ryana, bo jak kameleon potrafi sie on dopasowac do tego co jest akurat grane i nadac trakowi unikalnego brzmienia, unikalnosc pochodzi takze z szerokiego wachlarza instrumentali ktorego mozna posluchac na krazku, bo sam Adams raz po raz wymienia akustyka na elektryka, przy czym znajdzie sie trak gdzie slychac jego banjo, czy tez pianinko, ladnie wyglada wiki tego albumiku, mozna dokladnie sie dowiedziec co gdzie kto gral, a dzieki temu trzeba pochylic czola przed kunsztem producenta tej plyty, bo wiki pejdz tak opisuje jego kontrybucje instrumentalna w ten material, Ethan Johns – Drums (D1: 1-15; S4: tracks 1, 4), electric guitar (D1: tracks 1, 2, 5, 6; S4: track 1), guitar (D1: track 3), chamberlain strings (D1: tracks 4, 7, 12, 13), lead guitar (D1: tracks 8, 13, 15), Hammond B-3 (D1: tracks 1, 6, 8; S4: track 5), background vocals (D1: tracks 6, 15; S4: track 3), acoustic guitar (D1: tracks 2, 6, 8; S4: track 5), 12-string guitar (D1: tracks 5, 7) mandocello (D1: tracks 6, 7; S4: track 2), vibes (D1: tracks 4, 12), string arrangement (D1: tracks 9, 16), slide guitar (D1: track 15), mandolin (D1: track 13; S4: track 2), bass (D1: track 5), electric piano (D1: track 7), celeste (D1: track 12), harmonium (D1: track 7; S4: track 2), congas (D1: track 1), banjo (S4: track 3), do tego dochodzi dodatkowych muzykow studyjnych, ktory robia robote w chorkowaniu i pozostalych instrumentalach, dobrze wymasterowane zasoby, pomimo kilku slabszych trakow, przekombinowanych instrumentalnie przez co podchodzacych pod popowe rokowanie, to jednak bardziej klasyczne rokowe baladki czy kountrowe brzmienia jak na otwierajacym new yorku sa swieze dla mych uszu, dlatego leci on na plejke, a razem z nim when the stars go blue, chociaz plyta ma 14 trakow i 70 minut, to i tak jeszcze brakuje 4 ktore wytwornia postanowila wyciac i sprzedac jako extra krazek, niestety nie moglem go dorwac na spotifaju, ale i tak chyba nie powinienem ich brac pod uwage oceniajac ten pik, ale jesli bedzie okazja to trzeba przesluchac jeszcze cos z dyskografii pana Aadamsa, zaczynajac od ostatniego albumiku z czornym kocurem na okladce, romanem grubej kosci
3
Jun 20 2021
View Album
Time (The Revelator)
Gillian Welch
Obrodzilo w kountrowe rytmy, tym razem troche mniej alternatywnie, a bardziej klasycznie, chociaz jak to klasycznie z damskim wokalem w takim graniu wiejskim, poprzedni album na liscie takze mial kategorie country alternatywnego, a te dwie pozycje roznia sie jak dzien i noc, gdy tamten poszedl w bogate instrumentale ktore tworzyly kompozycje brzmiace dosc unikalnie na wiekszosci trakow, tak tutaj zostala obrana strategia calkowitego minimalizmu, jedynie 2 gitarki i banjo, dziwne jest ze druga osoba nie jest wspomniana, bo wyglada to tak jakby bylo to grane przez duo, ktore razem napisalo kawalki zagralo, wokalnie sie wspieralo, a tylko pani zostala wymieniona jako wykonawca, do przesluchu mialem dwa podejscia, pierwsze zakonczylo sie nieprzewidziana drzemka po trzecim traku, ale za drugim razem udalo sie skonczyc calosc, 50 minut rozlozone na 10 trakach, z czym ostatni to az 14 minut grania, pewnie jestem ignorantem akustyka, ale jakos nie trafil do mnie ten krazek, tak jakbym gdzies juz to slyszal, bo skupiasz sie tylko na jednym instrumencie, albo dwoch, bo dwie gitary lub bondzos, co do liryki to podzielilbym album na dwie czesci typowo okolo lovowe songi i songi ktore ciezko zrozumiec bez kontekstu, dla przykladu dam trak ktory najbadizej mi podszedl z calej plyty, czyli elvis presley blues, jak tytul wskazuje bedzie o presleju i przemysleniach jakie pani welch miala na jego temat, o tym jak sie zestarzal i od krola muzyki i ze sczytu do nicosci zapomnienia, a czego tu nie rozumiec, bo melodia tego kawalka zostala skomponowana w oparciu o tradycyjny hamerykanski song o innym bohaterze czyli johnie henrym, jakis ultra czarny gornik, co wysadzal jak przystalo na hamerykanie legendy, wiec zeby zrozumiec kawalek trzeba guglowac lub miec big kkona braina, ta niezrozumiala czesc plyty wydaje mi sie smutniejsza niz nawet smutne milosci pierwszej czesci, atmosfere smutku buduje takze sam wokal, ktory okreslilbym jako niasacy przygnebienie, chodzi mi o zenska czesc, bo meska topi sie w niej i nie jest az tak akcentowana, na plejaka wrzucam traka elvisowego
2
Jun 21 2021
View Album
Sticky Fingers
The Rolling Stones
Mija lewdwie tydzien, a tu kolejne kamienie wysypalo na liscie, jesli after match zaczynal jakas epoke w historii dyskograficznej stonesow, to sticky fingers wlasnie jest zakonczeniem tego okresu, jest to tez pierwsza plyta nagrana po smierci jonesa, ktory odpowiadal glownie za gitarki na poprzednich produkcjach, zastapil go mick taylor, ktory juz gral na let it bleed, bo w tym okresie doszlo do rozlamu w grupie, po ktorej jones jako czlek z zbyt przepalonymi stykami zostal puszczony, a co do samych stickowych fingersow, to w moim odczuciu jest to najbardziej niebieski album grupy jaki wydala, dodatkowo jeden z najbardziej konwencjonalnie nagranych materialow, bo nie ma darcia mordy jagerowania praktycznie wcale, szalonych instrumentali egzotykowych, jak za czasow jonesowych, chociaz lubia sie pojawic jakies trumpety niespodziewanie, jak na kawalku bitch, ktory jednak nie jest dla mnie hajlajtem plyty, bo najbardziej sluchalne kawalki w bardzo stonowym stylu oblegaja poczatek i koniec, zostawiajac uczucie ze srodek jest troche zapychaczem, jesli by sluchac na vynylaku lub innym starozytnym nosniku, najbardziej zywy kawalek plyty otwierajacy brown sugar, potem juz zejscie w klimaty bluesowe wild horsami, a zakonczenie dead flowerami, razem z siostra mrofinowa, najlepsze czesci plyty podczas tego odsluchu, jako ze ded kwiatuchy juz byly na plejce, to siostra i cukier zostana dodane, no i kolejny raz problem z ocena w skali 5 gwiazdkowej, bo nie siedzi mi tak jak aftermatch, ale jednak nie jest to trojkowa plyta, wiec skala 10 punktowa z przecinkami bylaby tutaj bardzo na miejscu
4
Jun 22 2021
View Album
If You Can Believe Your Eyes & Ears
The Mamas & The Papas
Musialem pominac tego picka podczas daily przesluchu, skoro nie ma zadnej notki, ale pora to zmienic, na tapete leci the mamas & the papas czyli banda cztero osobowa tworzaca muzyke okolo rockowo folkowa, o dosc mocno popowym brzmieniu, na pierwszy rzut oka nie kojarzylem bandy, ale spojrzenie na trakliste i juz zwraca na siebie uwage california dreamin, jeden z kultowych trakow pokolenia dzieci kwiatowych, bo to rok 66, wiec zaczyna sie kounterowa kultura, nie mozna o tym zapominac sluchac tej plyty, bo niektore traki dzieki temu zdobywaja kolejne dno i tak jak california dreamin wieja nuta psychodelii, ktora dobrze wpasowala sie w tamte gusta, skoro jest plyta na tej liscie, nie jest to konceptowy album, a raczej standardowy jak na tamte czasy zbior trakow, ktore wczesniej ukazaly sie juz jako single z nowym materialem i tak wlasnie piosenki, ktore juz wczesniej byly wypuszczone najbardziej mi podeszly i laduja na plejce, czyli wspominay juz dreamin i otwierajacy monday, monday, dawno nie bylo tak dobrego mono mixu, ktory brzmi tak oldskulowo, ze az chcialoby sie odpalic go na jakims lepszym sprzecie i pomieszczeniu na to pozwalajacym, ale jest to dosc krotki seans, bo tylko 32 minuty na 10 trakach, odpalilem sobie video do califoni dreamina z jakiegos wystepu w tv i juz wiem skad tak potezne harmonie sie tam biora zarowno po meskiej jak i zenskiej stronie, bo to wlasnie wokale sa tutaj na spotlajcie, chociaz zdarzaja sie solowki czy to na elektrycznych skrzypeczkach, jak na spanish harlem czy fletowka na kaliforni dremowej, zblizajac sie do konca plyty mam dziwne uczucie, ze gdzies to juz slyszalem, zwlaszcza you baby, czy to tylko popowy kontent za mocno wszedl, czy gdzies to bylo samplowane
3
Jun 23 2021
View Album
Blonde On Blonde
Bob Dylan
Dosc dlugo bylo czekac, ale wreszcie pojawio sie granie Dylanowe i to od jakiego albumu, konczacego trylgogie wczesnej tworczosci, 2 lata 3 albumy, zmiana stylu z grajka folkowego countrowego na bardziej rokowe brzmienie, ale sam album to potezny kamien milowy nie tylko w karierze dylanowej, ale i ewolucji muzyki popularnej, jest to pierwszy podwojny albumik, wiec 4 strony wynylaka i godzina 12 wedrowania miedzy stylami i tematyka liryczki, w tej wedrowce dylanowi towarzyszy glownie the bang, znani takze jako the hawks, czyli kanadyska banda okolo rokowa, ktora znana z swych skillsow dopiero rozpoczynala wspolprace z bobem, do tego dochodzi jeszcze kilku muzykow, w tym joe south na gitarce, a jak to z nagrywaniem dlanowym, to robione w 3 studiach pol roku, a wiekszosc kawalkow dwa trzy tejki miala robiona jedynie, wiec calkowicie inna filozofia niz komercyjne szlifowanie danego tejka, zeby wyciagnac z niego co sie da ciaglym powtarzaniem go, doskonale slychac to na tej plycie, gdzie traki brzmia po prostu jak jamowanie, a nie material nagrywany na vynylaka, najbardziej to slychac na obviously 5 believers i deszczowo dniowej kobiecie, czy chocby na konczacym plyte i zajmujacy cala czwarta strone sad eyed lady, nie mozna tez zapominac o tym jak wygladaly sesje dylanowe, na ktorych niektore traki byly pisane w calosci, a potem jamowane i na plyte, lirycznie album oscyluje wokol najbardziej popularnego motywu w muzyce, wiec milosci, prawdopodobnie jego wieksza czesc jest poswiecona jednej z warholowej muz, ale nie zglebialem tematu, bo wystarczajaco przyjemne jest sluchanie kunsztu piora bez poznawania jego backstory, o ile to nie byl album ktory sklonil mnie do harmonijkowania, to jednak jest to jeden z najlepszych dylanowych harmonijkowych materialow, jest przepelniony trakami, ktore wplataja wstawki typowe dla dylana, albo tez na zakonczenie pojawia sie charakterystyczne brzmienie bluesowej harpy, traki jakich jeszcze nie mialem na plejce, a bym dodal po tym odsluchu to beda leopard skin pill box hat, temporary like achilles i stukowany w mobilku, ktore az dziwne ze wczesniej nie bylo dodane, nawet jesli nie jest to moj ulubiony dylanowy material, to i tak ocena topkowa, bo bobo = topo
5
Jun 24 2021
View Album
Modern Kosmology
Jane Weaver
Jak on sie tutaj dostal, takie pytanie mozna zadac autorowi listy, ale jesli mialbym sie domyslac, to narodowosc artystki i grany gatunek, bo jak sam juz tytul wskazuje bedzie tutaj czepane z kosmicznego rokowania lub tez krautrock, ale, o zgrozo, jest to album z 2k17, wiec jak przystalo na nowozytna muzyke elektroniczno rokowa, wszystko brzmi tak samo, nie mozna okreslic pochodzenia dzwieku, bo wszystko jest tak idealne, jakby calosc byla tworzona na komputrze marki apple popijajac starbuksika, ale jednak po indyjsku, bo kto w tych czasach robi krautrockowe materialy na synthowych maszynach, szukajac nowych dzwiekow i technik ich reprodukcji, jest to calkiem inne odczucie dla ucha niz albumy fausta czy kraftwerka, ale tutaj jest jeszcze cos gorszego niz ta nadzwyczaj gladko i czysto zrobiona strona techniczno instrumetalna, wokal pani Jane, ktorego takze nie mozna uslyszec w naturalnym srodowisku, bo zawsze jest zastosowane jakies czary mary produkcyjne, najczestszym spelem w tym wypadku jest puszczenie wokalu na lewy kanal, natomiast na prawym zastosowanie opoznionego poglosu, opoznionego tylko minimalnie, ze sprawialo to wrazenie echa i przestrzeni, jest to jeden z tych rodzajow sesyjek sluchania, gdzie ciezko skupic sie na zrozumieniu liryki, bo jest ona tak, a nie inaczej dostarczona, trzeba dodac na plejke chocby jeden kawalek i moj wybor wacha sie pomiedzy architektem, a I wish, architekt zawiera prawdopodobnie sample, ktore gdzies juz slyszalem , dlatego tak mi sie wlasnie spodoboal, ten tu tu wedrujacy pomiedzy kanalami, natomaist I wish oferuje sklejenie pizdy przez Weaverke, wiec wreszcie mozna posluchac troche instrumentala, tym razem oddam zwycieski tytul architektowi, jako trakowi ktory pokazuje z najlepszej mozliwej strony te plyte, ktora mocnych stron nie tak duzo
2
Jun 25 2021
View Album
Smash
The Offspring
Oi boi, ten pick to opowiesc o tym jak produkcja i ludzie za nia odpowiedzialni maja wplyw na efekt koncowy, bo jak dla mnie to bedzie glwny motyw tego wydania offspringsow, bo przed tym przesluchem mam w glowie jedynie americane, ktore dosc wysoko bym ocenil, patrzac na to jak licznie zaludnila ma plejke jako dosc przystepny dla czlowieka punk, no i kilka popularniejszych trakow z nastepnych plyt, jak you are gonna go far, kid, ale czym w takim razie jest smash, jak dla mnie najlepszym okresleniem bylby tutaj protoplasta, americany ktora juz znam i mam z nia porownanie, skad taki szalony pomysl, lirycznie americana bardzo czerpie ze smasha, glownym motywem jest spojrzenie na swiat mlodego czowieka, przez problemy jego zycia, wiec narkotykowanie sie, wyobcowanie z grupy rowiesniczej, badz tez wiekszej, jak danej spolecznosci, potem leca problemy na chacie, jakies wymuszenia bitki, wiec zycie biednego dzieciaka hameryki lat 90 wypisz wymaluj, offspringsom przypisuje sie nawet sub genre punkowa, nie chodzi mi tym razem o pop punka, ale skejt punka, co nawet ma sens biorac pod uwage teksty smasha czy tez americany, ale jesli kontent liryczny jest podobny, to czemu nie sluchalo mi sie tego tak dobrze jak americany, z jednej strony mozna powiedziec, ze jeszcze skillsy nie wyskillowane, moze zbyt ostre punkowanie w porownaniu z bardziej przyjazna dla sluchacza americana, ale ta przyjaznosc jak dla mnie wynika glownie z masteringu jaki zostal zastosowany na americanie, ktora najprosciej rzecz ujmujac brzmi dobrze, natomiast smash posiada wiele momentow, gdy decybele na kilku sciezkach tworza mieszanke wybuchowa, ktora owocuje trzaskami w niektorych czestotliwosciach, najbardziej rzuica sie to w uszy na kawalku bad habit, gdzie wokale w niektorych miejsach trzaskaja na lewo i prawo, czy tez it will be a long time, gdzie najbardziej perkusyjne gitarkowe brzmienia koliduja w halasy, ale sa tez czystsze traki, i jakos mnie to nie dziwi sa najpopularniejszych kawalkami z plyty, wedlug spoti, mianowicie self esteem i come out and play, ktore laduja rowniez na mojej plejce, nie jest dobrze, co prawda nie jest tez zle, mozna powiedziec, ze jest srednio
3
Jun 26 2021
View Album
At Newport 1960
Muddy Waters
Kolejny zywy albumik, nie tylko dlatego, ze jest to nagranie koncertowe, tym razem allah dopomogl, ze publicznosc byla o wiele laskawsza i nie bylo darnia ryja przez cale traki, ale zywy przede wszystkim z powodu muzyki jaka jest grana, bo jest to blues, stylem prosto z czikago, nawet jesli gdzies mi sie obilo o uszy nazwisko muddiego watersa, jest to moje pierwsze spotkanie z jego muzyka, tak jak mozna sie spodziewac po czarnym artyscie, ktorego material zdobyl publike na tyle, zeby byc na liscie 1001 albumow, to cechuje sie ekspresywnym pokazem swych umiejetnosci, a jak to w bluesie, emocje wedruja z jednego konca skali na drugi, od kawalkow o przygnebiajacych dniach i milosci bez przyszlosci, rozwazan na temat sensem lub bezsensem egzystencji, jak na traku goodbye newport blues, ktory zamyka trakliste, do utworow takich jak got my mojo working, w ktorym same instrumenty i ekspresja wokalna wyrazaja wiecej niz tysiac slow, widac skale artystyczna takze po graniu bandy instrumentalnej, na scenie lacznie wystepuje 6 osob, w czym sam muddy jest operatorem gitarkowym, jest to gitara elektryczno akustyczna, stad tez dosc jej jak dla mnie nietypowe brzmienie, do tego dochdzi gitarka elektryczna pana Hare, pianino, harmonijka, basior, drumsy i jest cala ekipa, jak zwykle harpa ustowa zabiera spotlajt w mych uszach, ale tak to jest jesli sie na czyms gra, to slucha sie jak tak mozna robic i bardziej docenia dany dzwiek, wersja spotifajowa zawiera cztery dodatkowe traki, ktore sa studyjnymi wersjami tego co wczesniej mozna bylo uslyszec live, tak jest w przypadku i got my brand on you i soon forgotten oraz tiger in your tank, ale meanest woman jest kawalkiem nieslyszanym wczesniej, wiec dodatkowy material, co do plejkowych pikow, to ze studyjnych dodam branda, natomiast z live i feel so good i o ktorym juz bylo goodbye newport blues, ciekawy album na rozpoczecie przygody z wykonawca, ale jednak troche bardziej barowo studyjnego wydania bym posluchal, bo jednak czuc w niektorych miejsach niedoskonalosci w nagraniu
3
Jun 27 2021
View Album
Back To Black
Amy Winehouse
Kolejny albumik z nowozytnej ery popularnej muzyki, bo rok 2007, ale bym razem o wiele popularniej niz w przypadku wspolczesnej kosmologii, bo to przeciez back to black najpopularniejszy album, no i jeden z dwoch, w dorobku tworczosci amy winehouse, dodatkowo album mial swoje dwa zycia, drugie oczywiscie zawdziecza tragicznej smierci artystki przez zapicie sie na smierc, co jest wyczynem majac do wyboru tyle innych bardziej potentnych substancji, co do fenomenu tej plyty, lamanej przez artystki, to pozostanie on chyba na zawsze dla mnie zagadka, bo wczesniej znalem pojedyncze traki, katowane w 2k11 do 2k12 na mtv i innych programach muzykowych, ale po przesluchaniu calego krazka nie potrafie zrozumiec tak wysokiej pozycji na jakiej amy jest stawiana jako wokalistka, czy teksciarka, chociaz musze przyznac, ze posiada ona jedna z najwaznijszych, jak dla mnie, cech ktore powinny charakteryzowac artyste, czyli ekspresywnosc tworzonej tresci, bo zarowno wokal, jak i same teksty wskazuja na autobiograficzne podejscie do pisania, niestety cierpki na tym tematyka, bo jak by nie inaczej, jest to album o milosci, smuteczkach milosnych, gorzkich zalach, zdradach, kolejna czesc rowniez skupiajaca sie na przezyciach amyowych, to problemy z naduzyciami alkoholowymi, jak dla mnie trak najbardziej rozpoznawalny w jej wykonaniu, otwierajacy plyte, czyli rehab, cala plyta jest utrzymana w klimatach soula do kontemplentowania, czyli skupiajacego sie na tekstowym kontencie, co wyroznia go z posrod miliona innych podobnych plyt jest wykorzystanie chorkowania rodem z lat 50, 60 calkowicie zenskich, co dziwne druga plyta, bo spotifaj zaproponowal deluxa edyszyn jest czyms calkowicie innym, opanowuja ja reggowe klimaty i istne jamowanie, slychac ze nie byla to czesc troche innego konceptu, ale jednak wrzuce na plejke monkey mana z tamtego diska, do tego rehabik, jestem ciekaw jaka ocene bedzie tutaj mial w srednich, bo jednak jest to cos mocno popularnego dla typowego muzyk fana, ktory tutaj klika oceny, dodatkowo bardzo influencyjna plyta, zrobila ponownie mode na spiewanie o swoich problemach, wiec renesans soulowy w muzyce popularnej, ktory wystartowal kariere chocby adele, ale niestety do mnie nie trafila, choc jednoczesnie byla sluchalna, wiec 5 na skali 10 by bylo, ale tutejszcze gwiazdki pozwalaja tylko na dwojke
2
Jun 28 2021
View Album
The Hangman's Beautiful Daughter
The Incredible String Band
Wyspy nareszcie obrodzily albumikiem, ktory jest dla mnie calkowitym zaskoczeniem, dodatkowo pozytywnym zaskoczeniem, bo jak inaczej mozna okreslic psychodeliczny folk prosto ze szkocji, the incredible string band to duet mike herona i robina williamsona, ktory stworzyl naprawde ciekawy stylistycznie material, zarowno jesli chodzi o czesc liryczna, jak i wykorzystane instrumenty, bo tych jest tutaj od groma, a ich dzwieki sa tak egzotyczne, ze polowa nazw nic mi nie mowi, guitar, gimbri, penny whistle, percussion, pan pipe, piano, oud, mandolin, jaw harp, chahanai, water harp, harmonica, tak sie prezentuje repertuar pana herona, natomiast williamson troche skromniej, ale nadal bardzo orientalnie, sitar, Hammond organ, guitar, hammered dulcimer, harpsichord, slychac ze album nagrany przy wykorzystaniu mocnego overdubowania, ale jednoczesnie brzmi nadal jako jednolita kompozycja, pojawia sie na plycie takze kilku muzyantow studyjnych, ktorych glowna rola sa spiewy w harmoniach jak na swift as the wind, jak zabawy overdubem, to nie moglo zabraknac wykorzystania kanalow i przestrzennosci dzwiekow, szepty zza sceny, dzwieki przemieszczajace sie z jednego kanalu na drugi, stopniowanie decybeli, najwiekszym zbiorem zabaw dzwiekiem na plycie bedzie najdluzszy trak, czyli a very cellular song, ktory jest kondensacja brzmienia tej plyty, co do tekstow, to obaj tworzyli swoje kawalki oddzielnie i slychac to po ich kontencie lirycznym, williamsonowe sa o wiele bardziej zawile przez wrecz katujace wykorzystanie idiomow, czy tez nawiazan metafizoczno mitologiczno spirytualistycznych, najbardziej to oczulem na kawalku the minotaurs song, pisanego z prespektywy tytulowej bestyji, natomiast heronowe kompozycje wydaja sie byc mniej skupione wokol wnetrza, a staraja sie interpretowac to co nas otacza, chociaz cellular song jest jego, jesli chodzi o wokale to przypominaja one w niektorych momentach wrecz qawwali, zwlascza gdy odpali sie jakas sitarka, na plejaka dodaje wspominanego cellulara, the water songa i nightfalla, dawno nie bylem tak pozytywnie zaskoczony muzyka wyspiarska z tej listy
4
Jun 29 2021
View Album
american dream
LCD Soundsystem
Dawno nie bylo tak wymeczonego odsluchu, to jeszcze o "bandy" ktora kojarze, bo znam to za duzo powiedziane po przesluchaniu debiutanckiego albumu i znaniu jednego traka, oczywiscie otwierajacego daft punk is playing at my house, nie wiem czy przemawia teraz przezemie kontrast jaki sie pojawia pomiedzy tymi dwoma utworami, bo chocby porownojac tyle otwierajace traki, to jest to dzien i noc, rozumiem ze 15 lat duzo potrafi zmienic w kierunku artystycznym, ale jak dla mnie brzmi to po prostu jakby muzyka jaka graja zestarzala sie wraz z artystami, moze inny target teraz kieruja do swego rowniez starzejacego sie targetu, a moze to kwestia tego, ze plyta ma godzine dziesiec minut, a tak duzo stezenie muzyki okolo elektronicznej, wymieszanej w blenderze autotunowym z rokowaniem po kablach, to jak dla mnie dawka wrecz smiertelna, zalany synthami, efektami na wokalu, ktory w wielakiej liczbie sie pojawia, przed tym pickiem nie mialem pojecia, ze ta grupa to w ogole tak wielki kolektyw ludzi, bo nie spodziewalem sie, ze az 8 osob moze byc zamieszane w album z ktorego slychac tyle syntha popowego, czy tez dencingowego jak kto woli, jeszcze ciekawsze ze tak dobrze sie cos takiego sprzedalo w roku 2k17, no i kolejna niewiadoma skad tu tyle nowej muzyki sie pojawia ostatnio, 100 pickow i zadnego nie bylo, a teraz w 10 dwa z 2k10+, dobija jeszcze to jak rozlozony jest poziom glosnosci, niektore traki tak trzeba podbic zeby przebic sie do zamglonego wokalu ktory docodzi zza sceny, ze dostaje sie po uszach linia melodyczna z syntha, co nie jest zbyt przyjemne jak dla mnie, z pozytywnych rzeczy ktore uslyszalem na tej plycie, to beda traki bardziej rokowe niz elektroniczne, ktore maja w sobie takze troche punkowosci, a co najwazniejsze wydaja sie bardziej ludzkie niz reszta plyty, tymi trakami sa i used to i emotional haircut, ktory laduje na plejce, co tez mnie kupilo, to samplowanie wlasnych starszych kawalkow, a nawet nie samplowanie, ale uzycie lini melodycznej z danego kawalku, ktory jeszcze jakos mozna powiazac lirycznie z tym co jest na tej plycie jest ciekawym zabiegiem, nie wiem czy jest on czesciej tutaj wykorzystany, bo ja slysze cos takiego tylko na zamykajacyym black screenie, gdzie miga mi melodia z i can change, plyta this is happening, wiec jednak bylo slychane cos wiecej niz tylko debiutancka, ale jednak jesli patrzec na calosc, to mozna powiedziec, ze banda sie starzeje i o tym jest ten album podsumowujac, bo motywem przedodnim beda konce, czy to frendowe, milosne, zyciowe, czy tez idealowe, do czego nawiazuje sam tytul
2
Jun 30 2021
View Album
Kilimanjaro
The Teardrop Explodes
Ponowne spotkanie z brytyjskim punkiem z najglebszych czelusci liverpoolu, a czemu czelusci, bo albumik nie dostepy na spotifaju. gdzie jedynie kompilacje najwiekszych hitow mozna obczaic, wiec sytuacja podobnie jak z peggy suicide, ktore troche temu sie pojawilo i o moje zdziwienie, pan Cope pojawia sie tutaj jako czlowiek frotnu odpowiedzialny za wokale i basika, wiec chcac nie chcac, mozna powiedziec ze poznalem jakis tam fragment orgin story jego tworczosci, bo roznica pomiedzy tymi dwoma albumami jest dosc znaczaca. zwlaszcza jesli chodzi o ich przystepnosc dla sluchacza, liryczna jak i instrumentalna, bo ten album idealnie wpasowuje sie w brzmienie rokowania lat 80, wiec post punkwosoc lub neo punkowosc, szukanie nowego brzmienia dla tego co juz bylo grane. wiec eksperymenty z synthami, mocno basowe brzmienie, do ciekawych pomyslow dochodza jeszcze wstawki pianinkowe obok synthrow, ktore daja dobry kontrast oraz wykorzystanie trabek na kawalkach jak sleeping gas czy haha, im drowning lub went crazy, ktory jest jednym z hajlajtow plyty, a jako ze jest to plyta z wczesnej tworczosci cope, jego druga banda, jesli wikipedia mnie nie zwodzi na manowce, wiec brak tu jeszcze swojego stylu, a raczej granie ktore powinno brzmiec dobrze dla jak najwiekszego kregu sluchaczy, tak samo ma sie sprawa z tekstami ktore sa o wiele bardziej bezposrednie, narracja pierwszo osobowa, dlugosc kawalkow jest takze dosc typowa, bo 2-3 minuty wiekszosc trwa, co tworzy 37 minutowy material o 11 trakach, dlugoscia nadrabia zamykajacy when i dream, ktory najbardziej z calej plyty eksperymentuje z synthami i jest najblizej buublegumowego sounda jakim okresla sie granie tej bandy wsrod zjadaczy ryb i frytkow, z czym jestem sie w stanie zgodzic po przesluchaniu tego traka, ocenialem tylko orginalne wydanie z 1980, chociaz material mial dwa ponowne wydania, to sam cope krytykowal je za sprzedawanie ochlapow pod marka ktora sie sprzeda, wiec raczej nie bede sie zaglebial badanie deluxowych wersji, poza wentem crazy na plejke gdybym mogl, to wrzucilbym jeszcze gumowy traczek lub brave boysow w zaleznosci od plejki, ale jako ze na spotifaju brak plyty i ratowac kolejny raz musialem sie soulseekiem, to zostaje notka tutaj
3
Jul 01 2021
View Album
People's Instinctive Travels and the Paths of Rhythm
A Tribe Called Quest
Teraz to mnie pikerka pozytywnie zaskoczyla, nie sadzilem ze ATCQ pojawi sie na tak wystakowanej liscie i to w dodatku debiutanckim albumersem, chociaz z drugiej strony, to nie jest glupi pomysl wybrac akurat peoples instinctive travels and the paths of the rythm, jako przedstawienie tworczosci tribowej, bo zakladam ze jednak zaden inny albumik sie nie pojawi, niestety, bo jako debuitancki album slychac na nim najwiecej kreatywnej wolnosci, bo plyta wydana byla przez jive, ktore raczej jest kojarzone z popowymi wydaniami, no i swiezym ksieciem, kolejnym czynnikiem ktore z pewnoscia mialo wplyw na brzmienie plyty bylo studio calliope, w ktorym obok tribersow tworzyli junglowi bracia, czy chocby prince paul razem z stetsasonic, ktory pojawia sie nawet goscinnie na traku rhythm, ale najwazniejsza jest chemia miedzy czlonakami ekipy, a tutaj ukazuje sie ona przede wszystkim jako koperacja miedzy qtipem i phifem, czyli duetem lirycznym ktory rozumie sie bez slow i konczy jeden drugiemu linijki, jeden z najlepszych duetow na majku w historii murzynskiej piesni rapowanej, a jak w dobrej historii, to tlem bedzie tutaj przyjazn od malego i wspolne dorastanie, jada jada, chociaz ta plyta jest bardziej przychylna dla qtipa, jesli chodzi o podzial linijek, ktory wedlug mego odczucia wynosi 4:1 po stronie Q, co do kolejnych czlonkow to za produkcje odpowiedzialny jest dj muhammad, czyli polaczenie perfekcyjnosci w masteringu, skillsow djskich i instyntku samplowego, bo jest to album opierajacy sie glownie na brzmieniu zlotej ery jazzu, choc potrafia sie pojawic bardziej funkowe zapetlenia, czy nawet cos bardziej rokowego, nie mozna takze zapominac o szadolowym czlonku, czyli panu bialym jarobim, ktory chociaz nie rapuje i pojawia sie jako wodzirej i jest osoba ktora przedstawia bande na openingowym push it along, ale ktory takze mial swoj udzial w tekstach, zwlaszcza na najwiekszych hitach plyty, czyli i felt my wallet in el segundo czy can i kick it, a jesli juz przy liryce, to plyta jest mocno zwiazana z tak zwanym pozytywnym rapowaniem i jest utrzymany w klimacie de la soulowego 3 stopy wysoko i jeszcze wzlatuje, wiec milosc, pokoj i mlodosc, a jak mlodosc to robienie glupot, a to wszystko przedstawione z humorkiem i inteligentnym samokrytycznym spojrzeniem na samego siebie, im wiecej wiesz o plycie tym trudniej jest zapisac jakas notke, bo o kazdym traku mozesz napisac osobna note, ale przynajmniej na plejke nie bedzie problemu, bo z 14 trakow albumu 6 znalazlo sie na niej wczesniej, wiec na dokladke otwierajacy push it along i polowa jest, oby wiecej takich pozycji
5
Jul 02 2021
View Album
Disintegration
The Cure
Kolejne spotkanie z The Cure, tym razem jest to osma studyjna plyta bandy, wiec prawie dekada przeskoku od ostatniego picka curowego, czyli seventeen seconds, jesli tamta plyta byla pierwszym krokiem w tworzeniu swojego brzmienia, to disintegration moze byc zwienczeniem tej drogi, na ktorej koncu dostajemy pana smitha, ktory kradnie spotlajt tej plyty, o wiele bardziej opartej na lirycznej stronie niz wczesniej sluchane siedemnascie sekund, chociaz i tak charakterystyczne czesto nawet 2-3 minutowe intra instrumentalowe pozostaja, to na tej plycie kawalki maja o wiele wiecej do powiedzenia, bo sama plyta liczy ponad 70 minut, no i nie ma traka krotszego niz 4 minuty, a znajda sie nawet 9 minutowce wsrod tych 12 numerow, wiec o wiele wieksze pole do popisu niz poprzeni material, jest to tez pierwszy album nagrywany z mysla wylacznie o cdkach, stad wlasnie tak nietypowa dlugosc materialu jak na jeden albumik, a nie podwojna plyte, charakterystycznym brzmieniem jest tutaj podwojny bass, ktory ma w sobie tragiczny wyraz w polaczeniu z mrocznymi kojacymi, depresyjnymi, cudacznymi tekstami, na wokalu smithowym, ktory zdecydowanie sie rozwinal na przestrzeni lat, gitarki nadal graja bardzo prosto, jedynie lickami, do tego dochodza klawisze prawdziwie grobowe, co daje w calosci prawdziwie pogrzebowy dzwiek, ktory swietnie pasuje do tytulu, ktory odnosi sie do rozpadu w grupie, bo jest to w wiekszosci material smithowy, ktory desperacko staral sie stworzyc cos po czym zostanie zapamietany, a nie tylko sprzedany, przed trzydziestymi urodzinami, wiec dochodzi tu motyw forsowania stworzenia swego magnum opus, nie jest to pierwszy taki wybuch tworczy w jego przypadku, bo ta plyta zajmuje drugie miejsce w trylogi pornografia, dezintegracja, krwawokwiaty, no i kolejny raz wypadaloby sprawdzic reszte, ale co do samej dezintegracji, to moze nic szokujaco nowego nie uslyszalem, ale i tak ocenie go wyzej niz poprzedni pik curowy, bo jednak jest o wiele bardziej spojny i czuc doszlifowanie stylu zaprezentowanego na sekundach, na plejaka wrzucam tytulowy song, lovesong, i pictures of you, do ktorego trzeba dodac nastepujacy po nim closedown, bo jak dla mnie musza one isc jako bundel
4
Jul 03 2021
View Album
Elvis Is Back
Elvis Presley
Az dziwne, ze postac tak znana, a nie potrafie wymienic ani jednego jego plyty lub traka, wiec czysta karta przed odsluchem, albo vegasowe i gtaowe presleje juz tak bardzo wyrobily mi jego brzmienie, ze jestem zdziwiony tym co slysze, no i jeszcze postapowe presleje z falouta, bo pomimo swojej popowosci, material na plycie jest tak roznorodny, od bluesa, soul, jazz, czy nawet country, tak jakby chcial pokazac na tym krazku, ze moze spiewac w jakimkolwiek stylu, a i tak magnetyzm jaki czuc z jego wokalu wystarczy, z czym musze sie zgodzic, chociaz lirycznie ciezko doszukac czegokolwiek innego niz opowiesci milosnych, najczesciej z perspektywy kasanowego presleja, ktory w tamtych czasach robil za ikone czadowosci i seksu, wiec w szoku sa te szmaty, a zdziwione szlaufy zachowuja sie jak maupy, gdy slysza jak ultra czad opowiada co by z nimi zrobil, jak na feverze, ktory pomimo tego, ze jest najmniej popowym trakiem, to jednak wedlug spotifaja jest jakpopularniejszy z tej plyty, takze na mojej plejsce bluesowej znajdzie miejsce, ale raczej nic poza nim nie dodam, bo az do bolu clichowe sa teksty zeby je plejlistowac, ale pan pulkownik parker, czyli menago elvisa to mial glowe na karku tworzac tak ikoniczna postac, nawet znikniecie na 2 lata zeby odbyc sluzbe wojskowa przekul w sukces i miejsce dla wielkiego powrotu jeszcze za zycia, bo takie powroty to najczesciej po smierci artysty sa, a co do smierci to dziwne jest to, ze tak kultowa postac dzisiaj jest praktycznie nie istniejaca w swiadomosci ludzi, o czym przekonalem sie grajac z ziomkiem z wiezienna odmiane kalamburow, gdzie po tak dokladnych naprowadzeniach i 20 minutach rozwazan nie mogl wpasc na nazwisko preslejowe, jak na plyte nagrana na poczatku lat 60, to bardzo dobrze wykonany jest dzwiek przestrzenny, czuc ze studyjni grajkowie rowniez nie byli z pierwszej lepszej lapanki, bo pan pulkownik to jednak fachowiec jest
2
Jul 04 2021
View Album
Phaedra
Tangerine Dream
Jesli jest jakis gatunek poza wyspiarskim rokowaniem jaki autor tego zestawienia stara sie forsowac, to jest to z pewnoscia kosmiczna muzyka, czyli z niemeckiego kosmische, bo jest to kolejny album ambientowy w stylu autobahna kraftwerkowego, tylko jeszcze bardziej ambientowo stworzony, bo tangerine dream, choc niezbyt niemiecko brzmi jest banda berlinska tworzaca w latach 70, zalozycielem jest pan edgar froese, ktory jest stalym czlonkiem ekipy, wokol ktorego zbiera sie banda, ktora nadal funkcjonuje i wydaje kolejne albumy, ktorych ma dziesiatki na swoim koncie, jeden nawet zatytulowany poland, ktory jest zapisem koncertu danego w polsce w 83, jako jedna z pierwszych band zachodnich w komunistcznej polszy, bo przeciez muzyka bez slow, to nie ma sie co obawiac o niewlasciwe tresci, ale co do samego albumu, to phaedra, trak otwierajacy zajmuje cala pierwsza strone, na drugiej znajduja sie 3 krotsze traki i tak zagospodarowane jest 37 minut plyty, slucha sie tego jak dobrej muzyki filmowej, cos takiego mogloby byc soundrakiem do dnia codziennego, zwlaszcza w bardziej monotonnych czynnosciach, jak zarabiania na chleb, glownym srodkiem tworczym sa tutaj syntezatory, operowane przez edgara chrisa i petera, do tego dochodza instrumenty, organy basik, no i flet, ktory zwlaszcza sie wyroznia na drugiej stronie, w nie wiem juz dokladnie ktorym traku, nie jest to plyta ktora na plejliste bym wrzucil, a raczej album ktory laduje w biblioteczce ost filmowej muzyki, bo sluchalny jest glownie jako calosc
3
Jul 05 2021
View Album
Superunknown
Soundgarden
Na tapete leci czwarty album albumik bandy zwanej jako soundgarden pod tytulem supeunkown, jest to moje pierwsze podejscie do ich tworczosci, poza oczywistymi kawalkami, jak black hole sun, ktore staly sie hymnami muzyki rokowo alternatywnej, a dodatkowo byla hajpowana przez wszelakie stacje muzyczne pokroju mtv, gdy jeszcze leciala tam muzyka, a nie dzieje zycia ludzi bogatych i glupich, wiec chocby to daje wskazowki, ze album jest mocno popowym krazkiem w znaczeniu, ze plyta zostala tworzona z mysla o uzyskaniu jak najwiekszych zasiegow, ale rownie dobrze mozna to powiedziec co wiekszosci tworow w muzyce popularnej, a co za tym idzie na tej liscie, bo jednak muzyke tworzy sie glownie dla zysku, wiec sam album o brzmieniu rokowym w ktorym slychac mocne powiazane z grungem, hardym rokowaniem, czy nawet metalowymi rifowaniami, ale same brzmienie ciezko okreslic gatunkowo, bo poszczegolne traki byly stylizowane na roznych stylach, jak najbardziej rozpoznawalny black hole sun w swojej lini melodycznej mocno inspirowany jest tym co grali beatelsi, half wprowadza bardziej orgientalno wschodnie klimaty, czy nawet trak nagrany z pomoca grajka ulicznego, ktory operowal na lyzkach, stad nazwa spoonman, tresci przewijajace sie na plycie niosa ze soba dosc negatywne emocje, bo spiewanie o problemach, smutku, samobojach, ktorych tworca byl frontmen bandy chris cornell, ktoremu nie tak dawno udalo sie walnac tego samoboja ktorego tak prorokowal chocby na tym albumie, bo w 2k17 postanowil ze soba skonczyc, cos takiego nadaje wedlug mnie drugiego dna sluchanemu trakowi, bo pomimo swojej komercjalnosci, to jednak wylewal samego siebie na traki tworzac je, nie dziwne ze soundgarden jest stawiany czesto w porownaniu z nirvana, bo okres podobny i wywodza sie z tego samego nurtu, a podobienstwa slychac nawet na wokalu, ktory jest mocna strona plyty, plyta idealna na odsluch na doomersko/gloomerski nastroj, 70 minut rozlozone na 15 trakow sprawia, ze jest to przystepny odsluch, na plejke dodalem obok black holowego suna, ktory juz tam byl, fell on black days, the day i tried to live, no i najbardziej orginalny trak czyli spoonmana, nie spodziewalem sie cudow po tej plycie, a milo sie zaskoczylem
4
Jul 06 2021
View Album
Honky Tonk Heroes
Waylon Jennings
Tego sie nie spodziewalem, albumik country, a dokladnie outlawowego country z roku 73 na takiej liscie, szok i niedowierzanie, bo przeciez w tamtych czasach moda na disko funk, a kowboje juz dawno umarly, ale jednak nie wszedzie, bo ta plyta pokazuje , ze gatunki muzyczne, nawet tak niszowe, jak rozbojnickie granie wioskowe nie gina tak latwo, a moga sie nawet dobrze sprzedac, jesli sa zrobione na poziomie, a tutaj ten poziom jest widoczny od pierwszego do ostatniego traka, pan Jennings pod ktorego beltem jest ten material znalazl zloty srodek miedzy cechami klasycznych kawalkow countrowych, a bardziej przystepnym graniem w stylu rokowym, bo pomimo tego ze traki sa jak przystalo na ten gatunek raczej krotkimi kompozycjami, to instrumentalnie dzieje sie na nich duzo, do tego stopnia, ze niektore piosenki musialem sluchac po kilka razy, skupiajac sie na konkretnym kanale, bo jak na klasyka przystalo cechy mono nagran mocno sie przebijaja, wiec na lewym kanale akustyk jest szarpany, a na prawym odpowiada mu elektryk, kazdy trak ma chyba innego basiste, albo przynajmniej wykorzystuje inne typy gitar, bo ciezko znalezc identyczne brzmienia, tak samo z harpami, bo doslownie jakby kilka osob bylo tylko od tego, do tego smyczki, czy to wiolonczelii, badz skrzypcow pojawiaja sie w wiekszej liczbie niz jeden, moja teorie potwierdza sklad muzykow ktorzy brali udzial w nagrywaniu plyty, bo lista zawiera blisko 20 nazwisk, taka roznorodnosc wsrod grajacych przeklada sie na to, ze zaden trak nie brzmi tak samo, a to przeciez country, najnudniejszy instrumentalnie gatunek, o ile Jennings jest mastermindem tych kompozycji, to jednak nie spiewa on swoich kawalkow, bo wszystkie piosenki, poza we had it all, zdecydowanie najslabszej czesci plyty, szczesliwie to ostatni trak, jest mister Billy Joe Shaver, po ktorego zguglowaniu okazal sie tych archetypem wspolczesnego, jak na lata 70, kowboja, ktory scigal Jenningsa na drugi koniec stanow zeby ten zrobil material z jego tekstami i dopial swego, cale szczescie, bo o ile granie i kompozycja instrumentalna jest godna pochwaly, to jak dla mnie najbardziej te plyte robia wlasnie teksty, ktore tak plynnie oddaja ducha utraconego juz swiata tytulowych honky tonkowych herosow, czyli ludzi zyjacych z dnia na dzien i umierajacych z dnia na dzien, bez grosza przy duszy, ktorych najwiekszym zmartwieniem jest co dzisiaj zjesc, wiec opowiesci o kowbojach biedakach i pieknych kobietach, wielkich wygranych barowych kontestow, tanich alkoholach, prawie i jego strozach, milosci do swojej malej ojczyzny, a jednoczesnym umilowaniu wolnosci nieograniczonej zadnymi granicami, jesli w 73 byly to juz motywy na wymarciu, to obecnie sa one skamielinami, moze wlasnie dlatego tak dobrze sie tego slucha, na plejke z pewnoscia leci tytulowy trak, dodatkowo aint no god in mexico i willy the wandering gypsy and me, ale material 27 minutowy, wiec idealny na krotka sesje na raz
4
Jul 07 2021
View Album
Kind Of Blue
Miles Davis
Ultra rzadki jazzowaty pick jednego z najwazniejszych albumikow w davisowej dyskografii, jesli mozna mowic tutaj o waznych i wazniejszych, bo przeciez davis to ikona jazzu od hardego bopa, po modalne jazzowanie, malo ktory artysta tak zmienil swoje brzmienie na przestrzeni lat, a kind of blue jest wlasnie pierwszym materialem w pelni modalnego jazzowania, plyta nagrana w 59, w dwoch sesjach, jedna sesja jedna strona krazka, jak to w tradycji milesowej, zbyt duzych przygotowan do nagran nie bylo, powiedzial tylko ekipie jak maja grac, ale bez wyraznych nakazow, stworzyl sekstet z najbardziej wplywowymi jazzmanami tamtego okresu, w sklad tej ekipy wchodza takie nazwiska jak coltrane czy evans, wiec kocury z najlepszych kocurow na swoich instrumentalach, chociaz preferuje bebopowanie, to jednak taki modalny jazz pozwala takze na dowolna interpretacje co slychac na tej plycie, zwlaszcza na pierwszej stronie i trakach jak blue in green gdzie blyszczy evansowanie, nie wrzucam pojedycnzych trakow, bo i tak mam caly album na dope shietach, wiec leci tylko do listy albumikowej gwiazdkowej
5
Jul 08 2021
View Album
The Piper At The Gates Of Dawn
Pink Floyd
Jesli byl juz najbardziej walterowy material, to kolejnym floydowym mateiralem jest jego przeciwienstwo, czyli pierwsza nagrana plyta, w calosci napisana i skomponowana przez najbardziej nieobliczalnego ojca zalozyciela pinkowych floydow, czyli Syda Barretta, dla ktorego to byla pierwszy i ostatni nagrany material razem z banda pod szyldem floydowym, bo pomimo pojawienia sie na dwoch trakach a saucerful of secrets, to juz nie byl oficjalnym czlonkiem zespolu, wiec jest to najbardziej chaotyczny krazek jaki mozna uslyszec w dyskografii floydow, dodatkowo jako debiutancki material pozostawia on wiele do zyczenia pod wzgledem produkcji, kawalki takie jak chapter 24 maja fatalny mix, trzeszczace wokale, ktore sa rzucane po kanalach, bo w tamtych czasach pinki to glownie pod szyldem psychodelicznej muzyki graly, a nie jak w pozniejszych czasach kompozycji wrecz operowych, ale do mnie jakos nie przemawia w ten sposob, nie potrafie sie odnalezc w chaosie jaki tu panuje, tak jest na wiekszosci trakow, pozytywny chaos jak na matilda mother, ktory wynika bardziej w chorkowania i zangazowania wszystkich czlonkow w wokal, tak samo ma sie sprawa z interstellarowym overdrivem, ktory jest jedynym z dwoch, dodatkowym jest pow r toc h, ktory chociaz wokalu slownego nie ma, to ma barretta wydajacego dzwieki przerozne, wylacznie instrumentalnym calej plyty, dodatkowo bedac najdluzszym utworem plyty, liczac 9 minut 40 sekund, na ktorych slychac zalazki przyszlego stylu floydow i epickich kompozycji wychodzacych poza przyjete kanony rokowych gran, ale jak na calosci plyty to rowniez znajda sie na tym traku bolaczki, dajmy na to torturowanie sluchacza na koniec zonglowaniem po kanalach, najwiecej roboty instrumentalnie mial chyba wright, bo syd potrzebowal roznorakcih dzwiekow, a jakos trzeba bylo stworzyc, wiec klawisze sa tutaj roznorakiego rodzaju od klasycznego pianinka przez orgrany po czeleste, no i slychac brak ogrania, zwlaszcza u pana basowego czyli watersa, na plejaka bym wrzucil najbardziej przystepne kawalki, wiec bike i lucifera sama, dobrze ze dwa skrajne albumy floydowe juz sa poza lista, bo teraz zostaje tylko okres przed wrogim przejeciem i po przyjacielskim odejsciem, a moze raczej wyjebaniem, bo jednak sydowi mocno odjebalo czego poczatki slychac juz na tej plycie, chociaz jesli mialbym rankingowac, bo bardziej przemawiaja do mnie jego solowe materialy, w ktorych bardziej slychac go jako teksciarza, ktory otwiera sie swoja muzyka, albo stara sie opowiedziec z czym mu ciezko, bo lirycznosc tego materialu jest jak z generatora randomowosci, a dodatkowo nie zostaje zbyt dlugo w pamieci po wysluchaniu, brakuje jakiejs osobowsci tym tekstom, ale czego mozna wymagac od bandy, ktora po barowym graniu stara sie skleic swoj pierwszy vinylak i jakos go sprzedac, chociaz to raczej sie nie udalo, zwlaszcza po trasie koncertowej jaka odjebali po plycie, ale to jest wlasnie koniec i poczatek pewnego okresu pinkowatosci, bo juz czegos tak psychodelicznie chaosowego nie nagrali juz
3
Jul 09 2021
View Album
A Love Supreme
John Coltrane
No i pojawil sie swiety Jan Jazzowy, dodatkowo tak blisko od siebie znalazly sie jedne z najwazniejszych plyt jazzowych, bo po ostatnim kind of blue nie sadzilem, ze szybko uslysze cos rownie dobrego, a tym razem, jak zreszta zazwyczaj, mylilem sie, wiec a love supreme, czyli synteza ewolucji jazzowej lat 50-60 zawarta w materiale, ktory bez slow opowiada swoja historie, moze nie do konca bez slow, bo jednak otwierajacy acknowledgment, zawiera chant ktory jest tytulem albumu, a powiazujac tytul traka z chantem dostajemy odpowiedz na pytanie co bedzie motywem przewodnim plyty, wdziecznosc za muzyke, wdziecznosc za zycie, wdziecznosc za cel, wdziecznosc za milosc, a jako ze Coltrane, ktorego okreslilem jako swietego byl mocno wierzaca osoba, praktykujaca wiare w Boga, bez przynaleznosci do scisle okreslonej religii, to dzielo prawdopodobnie bylo adresowane do niego, ma to sens takze patrzac na kolejne plyty, gdzie rowniez wyraznie widoczna jest nawet na samych tytulach ich duchowosc, ascension, aeditations, om, to tylko kilka z przykladow, wiec nie tylko jak trwoga to do Boga, ale takze z dziekczynnymi dzwiekami, a jak mozna lepiej podziekowac za talenty i cel w zyciu niz stworzyc plyte, ktora asymiluje eksperymepty modalno bebopowe jakie tworzyl na poprzednich materialach, wiec plyte otwiera modalnosc acknowledgementa, przechodzacy w kadencyjny resolution grany na 8 taktow, zeby przejsc do iscie bluesowego grania w 12 taktach na pursuance, a konczac znowu modalnosciowa ekspresja psalmu, zagrane z udzialem kwartetu coltrane na dwoch saksach, tenorowej i sopranowej, garrison na kontrabasie, jones na drumsach i dodatkowych gongach, no i tyner na klawiszach, jak w wiekszosci swoich przypadkow, najlepiej opowiada historie ten kto ja napisal, wiec scena jest mocno coltranowa pod tym wzgledem, zmniejszenie liczby instrumentow w nagraniach jazzowych na przestrzeni lat wplywa na to, ze latwiej jest stworzyc material dobry, bo mniejsza ilosc mozliwoych bledow, ale jednoczesnie ciezko stworzyc cos niezwyklego bo rzeczy nieslyszalne nigdzie indziej sa wlasnie czesto kwestia przypadku, ale w tym wypadku jest to z pewnoscia album wyjatkowy, nie tylko ze wzgledu na niasacy z soba muzyczny przekaz, ale rowniez jest kamieniem milowym w tworzeniu free jazzu, ktory pozwala na ekspresje tworcza zarowno kompozytora jak i grajacego, jako material podzielony na party ktore sie wzajemnie komplementuja i uzupelniaja powinien byc sluchany w calosci, wiec nie wrzucam tutaj nic na plejliste, a plyta juz byla od dawna oznaczona w biblioteczce krazkowej spotifaja, oby jak najwiecej takich pickow
5
Jul 10 2021
View Album
First Band On The Moon
The Cardigans
Wreszcie jakis reality check, ze jednak jest to lista mocno popowa, bo po ostatnich pikach wydawala sie zbyt spersonalizowana pod moje gusta, wiec obudziny zostalem pierwsza szwedzka banda, o dziwo to nie ABBA, ale the cardigans, jak to bywa z tak niszowymi zespolami ktore swoj sukces zrobily na popularnej muzyce lat 90, czyli rokowaniu dla szerokiego grona sluchaczy, wiec typowy pop, spiewany jak przystalo na szwedzka bande po anglinsku, bo popularnosc zyskali glownie za wielka woda, czyli hameryka i o dziwo w japonii, gdzie podwojna platyne plyta wyrobila, troche rozumiem dlaczego, plastikowosc i mialkosc tego albumu przypominaja troche japonski city pop lat 80tych, na wokalu zenski pierwiastek bandy, czyli pani nina persson, traki pisane w duecie wokalistka i gitarka prowadzaca svenssona, o ktorej za duzo dobrego nie moge powiedziec. jak o reszcie granej tutaj muzyki, do drugiej strony sadzilem, ze to pierwszy raz gdy slysze ich muzyke, a potem pojawil sie on, lovefool, czyli koncentrat popowosci tego krazka zamkniety 3 minutowym 21 sekundowym traku, ktory zrzuca okowy rokowej otoczki na rzecz prawdziwie popowo diskowego brzmienia, musialo mi sie to obic o uszy za dzieciaka w radioodbiorniku lub w jakiejs kiczowatej komedii romantycznej, idealnie tam pasujac, plyta zawiera takze gwalt na czornym sabacie i ich iron manie, ktory zostal tutaj poskromiony i zapakowany w sluchable szaty, cale szczescie, ze plyta nie jest zbyt dluga, bo ponad 40 minutowej dawki popowania szwedzkiego raczej bym nie wytrzymal, zastanawiajac sie nad trakiem ktory moglbym dodac na plejke, zeby jakis slad pozostal po tym piku, to chyba najlepszym lub mniej najgorszym kandydatem wydaje sie byc drugi numer krazka, czyli been it, opowiadajacy historie milosci, jak wiekszosc trakow, wiec czym to nie byla pani nina w tym zwiazku matkomlojcem, dziwkom, szoferkom, jest to takze kawalek na ktorym drumsy robia robote, jesli chodzi o czesc instrumentalna, bo niestety gitarka nie ma dobrego traka na tej plycie, moze koles byl lepszym teksciarzem niz grajkiem, skoro tak popularne traki udalo mu sie tworzyc, nie rozumiem nazwy bandy, ani okladki ktora przedstawia scene z koncertu, ale czy to jest nawet ta banda, nie mam pojecia i tak jak w nazwe wnikac nie bede, bo jednak nie zainteresowala mnie strona muzyczna wystarczajaco mocno
1
Jul 11 2021
View Album
Moon Safari
Air
Jaka jest szansa na to, ze z 1001 albumikow trafi sie akurat francuzki duet tworcow muzyki elektronicznej, ale jakiej elektroniki, cale szczescie nie jest to pompownik czy inne uba buga lamanym basem po calym woluminiarzu, bo moon safari to debiutancki album duetu Dunckela, ktory jest czlowiekiem za klawiszami i Godina, bedacego tworca konceptu aira, nazwa zespolu jest akronimem od amour, imagination, reve czyli dreamowac, wydany dopiero 3 lata po utworzeniu zespolu, wczesniejszy okres dzialnosci to raczej mikstejpy i singlowanie, no i to co robia muzycy elektroniczni, czyli kreca imprezowe sety, ale debiutancki krazek jest utrzymany raczej w czilowym klimacie, ktory nie pasuje do imprezowania, bo material jest utrzymany raczej w down tempo, wiec 90 BMP, pojawiajace sie wokale, jeden z uncreditowanymi francuzkimi lirykami na sexy boyu, a drugi kelly watch the stars z angielskim wokalem ktory jest zapetlonym tytulem traka, obok nich dwa kawalki bedace zasluga kolabu z beth hirsch, dwa uncreditowane kawalki sa z pewnoscia najbardziej popowym brzmiacym materialem tego krazka, jest jeszcze remember z swoimi mocno synthowymi vibami na wokalu, ale nie jest to plastykowy pop jak z ostatniego picka, a bardziej space agowe popowanie, ktore tworzy kontrast z mniej popowymi kawalkami ktore po nich nastepuja, jak w przypadku kelly jest to talisman, ktory pokazuje skale instrumentalna, jaka duet potrafi operowac, bo wykorzystanie smyczkow w takim gatunku jest dosc niecodziennym, ale udanym eksperymentem, do tego dochodza gitarki operowane przez Godina i przemyslane operowanie synthem, traki birthowe kojarza mi sie z endingami starych bajeczek, lata 80/90 w klimatach sci fi, moze to z powodu tego, ze aira jesli mnie pamiec nie zwodzi na manowce zaslyszalem w jakims AMV, z sexy boyem prawdopodobnie, co nakierowalo mnie na moonowe safari, nawet w tytule mozna sie doszukac inspiracji spacowymi jamami, a moze nawiazaniem do beach boyowego surfingowego safari, co moze byc calkiem dobrym strzalem, bo oba albumy byly debiutanckimi krazkami tych zespolow, dziesiecio trakowa plyta na 43 minuty, to solidna dawka relaksu po pierwszej bandzie na ksiezyciu z wczoraj, co do plejkowych wstawek, to nie jestem pewny na ktorej ele plejce, ale moonowe safari gdzies juz musi goscic, ale wrzuce dodatkowo all i needa i sexy boya na guti szit
4
Jul 12 2021
View Album
Out of Step
Minor Threat
Dawno nie bylo po punkowemu, to tym razem z grubej rury wjechal minor threat, hamerykanska banda rodem z waszingtonu D.C, grajaca muzyke hardkorowo punkowa, album z 83, wiec z czasow gdy kultura punkowa byla jeszcze dosc egzotyczna, zwlaszcza w stanach, bo poczatki to jednak wyspowanie, ale jak slychac od pierwszych do ostatnich sekund materialu jest hardkorowo, sama plyta jest raczej dosc krotka, bo 21 minut, ale bez zadnych zapychaczy wypelniony wymyslnymi rifowaniami na gitarkach, dynamicznym basem, ktory dotrzymuje tempa temu co jest szarpane na gitarach, do tego drumsy ktore sa dobrze spozycjonowane w tyle sceny, a na tym instrumentalu prawdziwie punkerskie wokale pana Iana Mackaye tworza calosc z ktorej czuc energie hardkorowego punka, jesli chodzi o kontent liryczny, to plyta skupia sie bardziej na zaglebianiu sie we wlasne problemy, taka autorefleksja nad wlasnymi problemami, relacjami z innymi, czy szukaniem sensu w zyciu, a takze bezposrednie zwroty do sluchacza jak na zamykajacym traku cashing in, ktorego nie bylo na orginalnym vinylaku, ale jednak spotifajowa wersja go zawiera, sama nazwa plyty czy okladka naprowadza na podobne skojarzenia, tytulowy kwalek out of step mowi o tym, ze wokalista czuje sie nie na miejscu, tym razem nie z powodu bycia zbyt punkowym anarchista na barykadach, czy na spelunowych libacjach, ale raczej z powodu czystego trybu zycia, oszczedzajac zdrowie i czas zeby porobic cos bardziej kreatywnego, zachowujac przy tym mozliwosci czystego myslenia, wiec material krotki, ale pozytywnie napakowany, wiec na plejke wrzuce 3 traki, tytulowy out of step, look, back & laught i zamykajcy cashing in, a plyta do kolekcji zplusowanych leci
4
Jul 13 2021
View Album
Kid A
Radiohead
Nie wiem jak mam dziekowac, ze nie zostalem wychowany na radioheadach, a przed tym przedsluchem znalem tylko dwa traki, to jest creepa, bo chino xl mial wlasna wariacje na ten temat, a drugim kawalkiem ktorego znam glownie za sprawa ciekawego video, to no suprises, co laczy oba te utwory, nie pochodza one z tej plyty, czyli kid A, bo nie jest to wedlug spotifaja lub lastfma najpopularniejsze wydanie radioheada, o czym swiadczy brak topowo sluchalnych szlagierow z plyty, czy 5 pozycja wsrod lastfmowego sluchacz counta, jako osoba podchodzaca calkowicie bez osluchania radioheadowego odbilem sie od tego wydania, glownie przez jego eksperymentalnosc, przekonany bylem ze uslysze cos okolo rokowego, natomiast eksperymentalnosc tego albumu przeistacza go w cos o brzmieniu mocno elektronicznym, w takim stopni, ze ciezko doszukac sie brzmien instrumentow w niektorych momentach, bo praktycznie wszystko jest przepuszczone przez synthy, masa loopow czy dilejow tworzacych wrecz sampelki do tworzenia beatow i z takich kawalkow wycinanki tworzona jest wiekszosc kompozycji, rownie ostrej obrobce zostaly poddane wokale, ktore mocno zeskrubowane sa fitowane do danej sceny, wiec calkowicie inne brzmienie niz to ktore mialem w glowie slyszac radiohead i widzac masy zoomerskich wyznawcow tej bandy, bo z niewiadomych mi przyczyn jest to kultowa grupa u pokolenia 2k, ktore ma problemy ze wszystkim, bo z wycinanki lirycznej takie wiadomosci mozna glownie odczytac, jak na traku how to disappear completely, na ktorym smyczki czerpia z tworczosci polaka rodaka pendereckiego, spora czesc albumu zajmuja traki ambientowe, gdzie liryki nie ma w ogole lub pojawiaja sie pojedyczne zwroty, dobrym przykladem tego prawie ambienta jest motion picture soundtrack, ktory laczy w sobie organowe granie, harfowanie i syntezatorowe szumowanie, na plejke dodam raczej bardziej tradycyjne kawalki plyty czyli how to disappear completely i optimistic, chociaz jestem w stanie zrozumiec czemu akurat taka a nie inna plyta zostala umieszczona na tej liscie, to mam dziwne przeczucie, ze nie jest to moje ostatnie spotkanie z radioglowo na tym generatorowaniu
2
Jul 14 2021
View Album
Synchronicity
The Police
Z dyskorafii milicyjnej znam tylko dwa albumy, reggatta de blanc i pik dzisiejszego dnia, czyli synchronicity, jest to album w ktorym dosc mocno banda odeszla od klimatow okolo regowych, zeby zanurzyc sie w tym czym staly lata 80, wiec w odkrywaniu na nowo dawno zapomnianych gatunkow, no i synthow, bo to one stanowia o trzonie melodycznym tego albumu, chociaz nie jest to jeszcze tak natretne wykorzystanie jak na ostatnim radioheadzie, bo znajda sie tu takze traki bez zmodowanego dzwieku, o bardziej klasyczno rokowym brzmieniu czego dobrym przykladem jest zamykajacy murder by numbers, ktory poza swietnymi gitarkami broni sie mocno stingowymi wokalami, ktore czesto nie brzmia jakby moglyby byc lepiej nagrane, ale zostawione sa z swoimi niedoskonalosciami, nawet cos tak glupiego nadaje autentycznosci kawalkow jak dla mnie, bo najbardziej znane szlagiery z tej plyty, to bardziej popowe granie niz rokowanie, jak jeden z najwiekszych hitow ekipy, czyli every breath you take, ktory jest przeszywajacym otwarciem drugiej strony, to chyba wlasnie na takich kawalkach dobrze widac najmocniejsza strone the police, czyli w tym wypadku to bedzie liryczna zabawa konceptami, bo z jednej strony jest to album pop rokowy, ktory sprzedal sie dobrze i byl lub nadal jest sluchalny, a z drugiej strony za tytulem synchronicity kryje sie ciekawie przemycony koncept, synchronicznosc to pojecie wprowadzone do zachodniej filozofii przed junga, majace okreslac hippotetyczne znaczenie nie powiazanych ze soba zdarzen dla danego czleka, czyli odbiorcy tych zdarzen, jedna z tych teorii, ktore jesli chcialoby sie zastosowac z zyciu codziennym, to zdrowy rozsadek mozna schowac do szafy, a w odniesieniu do plyty, to przesiewajac liryke przez sito tego konceptu otrzymujemy naprawde przemyslane teksty i tak slodki love story z every breath you take nabiera kolejnego dna i wydaje sie byc wrecz przerazajacy, na plejaka obok najwiekszego szlagiera, wiec wspomnianego wyzej breatha, dorzuce king of pain i tea in the sahara, dzieki temu pikowi mam kolejna rekomendcje czytankowa, bo wyczytalem, ze glowna inspiracja dla konceptu krazka byla ksiazka the roots of coincidence koestlera, wiec czytanka na temat parapsychologii jak znalazl
3
Jul 15 2021
View Album
Modern Sounds in Country and Western Music
Ray Charles
Ciezko o bardziej trafny tytul albumu, nie ma co wiecej pisac, bo wszystko co nalezy wiedziec o tej plycie jest juz zawarte na okladce
4
Jul 16 2021
View Album
Nothing's Shocking
Jane's Addiction
Kolejne pojawienie sie janes addiction na liscie, tym razem albumik poprzedzajacy ritual de lo habituala, bedacy drugim krazkiem w dyskografii bandy, niezbyt dobrze wspominam poprzednie starcie, ale tym razem bedzie chyba tylko latwiej, glownie przez to, ze jest to najbardziej przystepny material bandy, bo wiekszosc topowych songow wedlug spotifaja i last fma, ktore nadal sa sluchane pochodzi wlasnie z tego zbioru materialu, choc sama plyta sprzedala sie gorzej niz rytual, wyjasnienie jest proste, rytulal przypadl na peak popularnosci, natomiast nothings shocking byl najbardziej przystepnym ich wydaniem z tego co uslyszalem na plycie, jest tu tez troche mateiralu wydanego na self tiltowym albumiku, ktory byl ich pierwszym, te traki zamykaja druga strone, akurat ta czesc najbardziej mi przypadla do gustu, pewnie przez wykorzystanie akustyka na jane says i spokojniejszy, w porownaniu do reszy, klimat, tak samo sprawa ma sie w wypadku pigs in zen, traki nie sa zbyt przekombinowane jak kompozycje z rytulalu, ale nadal najwiekszym zgrzytem jest wokal panna perrego, ktory morduje koty na majku, wiec jest to nadal najslabszy element jaki slychac, po ktorym zaraz idzie liryka mocno generyczna i repetytywna z mocnym podkresleniem profanacji gdzie tylko jest to mozliwe, wiec nic ciekawego, z ciekawostek to trabkarzem na kawalku idiots rule zostal pan basiorowy z czerwonych goracych papryczek czili czyli mista flea, kolejnym ciekawym aspektem tej plyty jest jej okladka, czyli polnagie blizniaczki syjamskie z plonacymi haircutami, ktore pan farrellka musial sam wykonac, bo jak przystalo na czlowieka artyste i boga bandy wszystko na siebie, takze taka a nie inna okladka mogla spowodowac zmniejszony sell krazkow, bo niektore sklepy sprzedawaly je nawet w papierze, zeby nie siac zgorszenia rokujacymi twinami w ogniu, na plejaka wrzuce wspomniany juz kawalek jane says, ale jako calosc nie jest to plyta ktora bym sobie odpalil dla przyjemnego odsluchu, a wszystko przez farrellka kontent
1
Jul 17 2021
View Album
Vincebus Eruptum
Blue Cheer
Vincebus eruptum, czyli pseudo lacinska translacja blue cheera, wiec pierwszy krazek bandy selftitlledowy w bardzo stonerskim klimacie, bo sam blue cheer to nazwa popularnego na rynku w tamtych czasach LSD, ktore rozprowadzal patronajt od gratefulowych deadow, wiec od tego pewnie wziela sie nazwa zespolu, ewentualnie od proszku do prania, ale to raczej elesdyk zabral nazwe od proszku, a potem banda go zabrala na wlasny uzytek, ale czym muzycznie jest niebieski doping, banda z 67 hameryka kalifornia, wiec klimaty dzieci kwiatow, ale na modle metalowa, sama plyte mozna podzielic na covery klasycznych rokowych trakow, jak sumertime blues cochrana czy parchmanowej farmy allisonona, ktora jednak bardziej kojarze z wersji blues breakersow mayalla i rock me baby b b kinga, wspolnym mianownikiem tych trakow sa ich bluesowe korzenie, to co robi blue cheer na tym materiale, to budowanie pomostu pomiedzy bluesem do metalu, z czego wyszlo acidowe rokowanie o poteznym brzmieniu, nie tylko jesli chodzi o decybele, ale takze o surowy styl granych tutaj rifow, ktore w niektorych miejsach, brzmia wrecz zeppelinowo, a to prawie dwa lata przed ich pierwsza plyta, wiec cheerowcy byli prawdopodobnie pionierami tego stylu grania, prosty z ostrym jebnieciem i energia, ktora czuc takze na wokalu pana petersona, ktory jako frontmen napisal takze 3 orginalne traki, ktore stanowia druga czesc krazka, jesli by go podzielic na covery i orginalne kompozycje, to wlasnie z tych orginalnych kompow mozna w pelni przyznac bandzie miano stonerow, bo tematycznie bardzo lekowo, zwlaszcza na doctor please, ktory brzmi jak litania drugersowa wierzacego kwasiarza, niestety nie moge dodac nic na spotifaja, bo zbyt podziemmna plyta, cale szczescie z pomoca kolejny raz przyszedl soulseek, wiec pobralem sobie dwie wersje, zeby miec porownanie, z 2k03 remaster z dodatkowym trakiem, all night long, oraz projekt audiofilow z nipona z roku 2k17, ktory polega na odtwarzaniu w mozliwie jak najlepszej jakosci zapomnianych a kultowych materialow i roznica w jakosci obu tych wersji jest kolosalna, remaster z 2k03 brzmi jak tanie stereo, bo jest to migracja z mono do stereo, a cos takiego praktycznie nigdy nie jest czyms dobrym dla materialu koncowego, natomiast japonska wersja to wymasterowane mono, ktore genialnie oddaje glebokosc sceny, czy zmiane kanalow, czy fejkowe endingi, zeby wrocic z rosnacym basem jak na second time around, jeden z hajlajtowych momentow plyty w moich uszach, wlasnie takich albumow chcialbym wiecej na liscie, przelomowych, a jednoczesnie niezbyt znanych szerokiemu gronu sluchaczy
4
Jul 18 2021
View Album
Ragged Glory
Neil Young & Crazy Horse
Kolejny Neil Young, tym razem juz nie taki youngowy, na liscie 1001 albumikow, tym razem z wsparciem bandy crazy horse, to moje pierwsze podejscie do youngowego albumiku w koopie, po pierwszym odsluchu gdyby nie wokale youngowe, to nie mialbym pojecia, ze to jest jego gitara, gatunek dominujacy to grunge, wiec gitarki sa mocno przesterowane, co nigdy nie kojarzylo mi sie z youngiem, ale po rzuceniu okiem na jego dyskografie, gdzie znajduje sie 40 samych studyjnych albumow, z roznymi bandami jestem pod podziwem przystosowania sie do zmieniajacego sie roka, bo ciagle tworzenie przed ponad pol wieku to prawdziwy wyczyn, wracajac do samego ragged glory na ponad 60 materiale znalazlo sie 10 trakow, co daje spory czas zabawy z kawalkiem, bo najdluzsze, to jest love to burn i love and only love, maja az ponad 10 minut, z czego pewnie polowa to beda gitarowe wyczyny pana younga, firmowej harpy nie uraczy sie na tej plycie, ale chorkowe harmonie czlonkow crazy horse rekompensuja te strate, nie moze byc inaczej jesli chodzi o kompozycje, autorem tekstu dziewieciu kawalkow jest pan youngowy, ktoremu kunszt liryczny nie zwietrzal na przestrzeni lat, nadal czuc bluesowy klimat, przeplatany z psychodelicznym rokiem, tym razem w troche ostrzejszej oprawie, na plycie pojawia sie takze grungowa interpretacja farmera johna pana sugarkejna, zamykajacy trak mother earth jest zapisem wystepu live, tylko nie wiem skad, bo reszta plyty zostala nagrana na ranczu zlamanej szczaly nalezacym do younga i raczej dosc sprawnie to poszlo, bo uwineli sie w kilka tygodni, a potem wylowili co najlepsze i tak zamkneli krazek, co do materialu ktory pozostal w odpadkach, to jakos w tym roku ma zostac wydane ragged glory II czy jakos tak, bo w 2k20 juz bylo ogloszone, ale covidy niezbyt pomagaja w wydawaniu materialow, w przeciagu roku nawet nazwa sie zmienila i cos zwanego smell the horse ma sie ukazac na miesiacach, na plejaka wrzuce white line oraz jeden z dluzszych kawalkow czyli love to burn, fajna sprawa uslyszec artyste, ktorego sie zna z innej strony, ale jak mozna kogos znac nie znajac nawet czwartej czesci jego dyskografii, wiec nie zostaje nic innego jak tylko sluchac
3
Jul 19 2021
View Album
The Only Ones
The Only Ones
The only ones, wiec po tylu dniach wreszcie powrot na wyspy, tym razem cos nieznanego, bo nazwa bandy nie mowi mi nic, guglowanie wikipediowe wskazuje na bande ktora dosc szybko sie skonczyla, bo w ciagu 2 lat wydali 3 albumy, a potem malo o nich bylo slychac, material jest krotki, bo zaledwie 33 minuty, 41 w edycji deluxowej spotifaja, gdybym mial klasyfikowac gatunkowo, to strzelalbym w jakis luzny punk, ale discog podpowiada zeby nakierowac sie bardziej na power pop i ma to sens, bo material brzmi jak cos co juz sie slyszalo, nie jest to ciezki odsluch, a raczej przyjemnie dla ucha granie, gitarki daja rade, tak samo drumersy, pojawiaja sie takze wstawki klawiszowe, a nawet trabki, jak na the immortal story, wszystko brzmi tak jak brzmiec powinno, ale jednak nie czuc czegos co wyroznialoby ten material od X wyspiarskich punkowo popowych plyt, no moze wokal perretta, ktory gra takze na gitarce i klawiszach, te wokale wydaja sie byc rozciagane, wyrzucane z jakims brakiem entuzjazmu, a moze raczej rozmarzone, ale jednak jest to chyba rzecz ktora najbardziej zapamietam, bo niestety nie moge napisac tego samego na temat liryki, bo ciezko doszukac sie czegos glebokiego, o ile brzmieniowo ta plyta przypomina mi marquee moon, to lirycznie nie ma do niej startu, najlepszymi momentami na plycie jak dla mnie sa instrumentalne przerywniki, nawet nie koniecznie solowki, ale takie momenty jak koncowka wspominanego the immortal story, ktora pokazuje kunszt skillsowy calej grupy, kawalkami ktore wrzuce na plejke bedzie w pierwszej kolejnosci najbardziej popularny trak bandy, to jest another girl, another planet, ktory zdecydowanie wyroznia sie na plycie, a kawalek zyskal drugie zycie w 2k07 w takim stopniu, ze nawet banda sie reaktywowala i nastepne 10 lat koncerowala, kolejnym pickiem bedzie creature of doom, dziwny material z jednej strony dobrze sie go slucha, ale czuje ze szybko wyleci mi on z pamieci
3
Jul 20 2021
View Album
Being There
Wilco
Wilco, czy banda ktora kojarze glownie przez Jezusa, etc. czyli ich najbardziej popularny kawalek, przynajmniej wedlug spoti, po natrafieniu na ten naturalnym odruchem bylo przesluchanie calego albumu i tak wlasnie poznalem wilcosow i yankee hotel, czyli krazek ktory najbardziej sluchany, natomast lista zaserwowala cos calkiem innego z ich dyskografii, album tak niszowy, ze nie widac go nawet w top 5 lastfma profilu bandy, being there to drugi album w dorobku bandy, tytul jest nawiazaniem do filmu o tym samym tytule, ktory natomiast jest oparty na buku, rowniez o tym tytule, napisanym przez hamerykanskiego polaka rodaka jerzego kosinskiego, wiec kolejna ksiazka na liste to read jak znalazl, co do samego albumu to jest to potezny material, bo dwa dyski daja godzine i siedemnascie minut czasu odtwarzania, gdy myslalem, ze yankeesowy hotel byl napakowany instrumentalami, to tutaj jest jeszcze bardziej napakowane w tej kwestii, nie chodzi tylko o to, ze na 18 trakach jest sporo miejsca na rozne konwencje, ale wiekszosc czlonkow bandy jest multiinstrumentalistami, wiec na notesach kto na czym gral po piec roznych instrumentow przy nazwisku, robiac to razy szesciu czlonkow i dodajac artystow studyjnych, mozna otrzymac prawdziwa lawine dzwiekow, co przeklada sie na gatunek jaki jest motywem przewodnim plyty, bo alternatywny rock, w ktorym jest tak wiele mozliwosci zachacza o graniczace z nim gatunki mieszajac je dowoli, najbardziej namieszane w tym przypadku jest tu country, wiec powiedzialbym, ze powstalo cos w postaci psychodelicznego country, jakkolwiek by to nie brzmialo, o ile duzy czas daje duze mozliwosci, to jest takze pulapka, bo pojawiaja sie przez to mocniej popowe filery, traki ktore wrecz mecza, gdy slucha sie go majac w glowie poprzedni, jak w przypadku monday, ktory pojawia sie zaraz po far,far away, ktory laduje na plejce, razem z sunken treasure, ktory otwiera druga strone i jest najlepsza prezentacja skillsow gitarki akustykowej jak dla mnie z calej plyty, dobry pick, zwlaszcza slyszac jeszcze jak brzmial hotel foxtrot i majac na uwadze w jakim kierunku muzycznie zmierzala banda, bo wyglada to raczej na powolna ewolucje stylu niz przeskok z jednej galezi na druga
3
Jul 21 2021
View Album
A Girl Called Dusty
Dusty Springfield
No i drugi albumik dla, gatunek ten sam bo pop w najczystszym tego slowa znaczeniu, tak samo jak beatelsy rodem z wysp siejac standardy hamerykanskiej muzyki, nie moglo sie chyba gorzej wylosowac, ze slucham te dwa albumy jeden za drugim, bo cieszko doszukac sie w tych niedociagnieciaciach, jakichkolwiek dociagniec majac jeszcze w uszach produkcje beatelsow, wiem ze nie jest to dokladnie ten sam rocznik plytowy i ze w dwa lata sporo sie moglo zmienic w muzyce, ale fakt pozostaje faktem, ze ta plyta jest zbiorem najbardziej standardowych hamerykanskich trakow up to date zaspiewanych przez brytyjska wokalistke w aranzacjach wszelakich, bo nawet dlugosc obu materialow jest podobna, 34 minuty na 12 trakow w podstawowej wersji, a jak tragiczna jest to wersja, nie wiem kto sadzil, ze dobrym pomyslem na spotifaju bedzie wrzucic mixa w postaci jeden trak mono, kolejny stereo, nie mowie nawet o jakosci pomiedzy tymi dwoma typami trakow, ale o sam dyskomfort sluchania tak zmieniajacego sie dzwieku, orkiestra ktora akomponiuje pani dusty rowniez w tym nie pomaga, bo nie wiem czy to roznice w ilosci czanelow, czy w roznych sesjach nagrywana byla plyta z mocno zmienionym skladem orkiestrowym, a moze panie z breakaway, czyli trio wokalnego ktore robi harmonie dla pani dusty, kawalki jak my colouring book brzmia jakby wokalowi brakowalo przeibicia, podbijanie na glosnosci nic nie daje, a juz nastepny mockingbird jest juz sluchalny, nawet z o wiele bardziej skomplikowanymi wokalnymi zabiegami, wystepuja dwa wokale ktore prowadza dialog lub sie uzupelniaja, nie ma co nawet sie rozpisywac czy o czyms jest ta plyta, jesli na trakliscie pojawia sie nawet do re mi fasola, najlepszym elementem tego nagrania jest sam wokal pani dusty, ktory pewnie skads znam, bo skoro plyta sie tu znalazla, to pewnie jest to gwiazda popowej muzyki, skoro nawet taki szrot znalazl miejsce na liscie, a co do plejlistowej listy, to dodam otwierajacy mama said w wersji mono, ktory najbardziej komplementuje wokalistke i dobrze utylizuje chorki, ale ocena taka a nie inna glownie poprzez kontrast revolverowy i spotifajowa wersje tego albumu, a raczej pseudo wersje, bo czegos takiego jeszcze nie widzialem jak slucham od 10 lat na spoti
1
Jul 22 2021
View Album
Revolver
Beatles
Nie wiem co sie wydarzylo, ze wylosowalo dzisiaj dwa albumy, ale cale szczescie sa to dwa szybkie odsluchy, na pierwszy ogien idzie cos znanego, wiec beatelsowy revolver, plyta ktora jak dla mnie definiuje te bande na nowo, z typowo popowego brzmienia zmierza w cos bardziej eksperymentalnego, co juz widac nawet po rzucie okiem na okladke i jej kolazowy styl, a jak eksperymenty, to nie moglo zabraknac elementow psychodelicznych, bo poza rubberowym soulem z hameryki beatelsy przywiozly takze ciagoty do srodkow psychoaktywnych, wiec naturalnym nastepstwem zdarzen jest pojscie w strone psychodelicznego brzmienia, z psychodelia ida w parze dobrze klimaty wschodnie, wiec harrison na sitarze czy tanpurze, rowniez strunowy instrumencior, pochodzenia prawdpodobnie indyjskiego, nie jest tu jakims zaskoczeniem, chociaz eksperymenty beatelsowe nie brzmia jakby w ogole byly one eksperymentami, wszystko jest tak solidnie wymasterowane, nie tylko jesli chodzi o poziom liryczny tekstow, bo duet lenonowo mccartnejowy robi robote jak zwykle, ale widac juz takze dobre kawalki od harrisona, jak otwierajacy taxman, czy i want to tell you, jest to tez plyta na ktorej kazdy z czlonkow dostal przynajmniej jeden kawalek na ktorym jest glownym woklaem, 14 trakow rozbitych na 35 minutach, co daje typowo popowe dwu minutowe z kawalkiem kompozycje, a osoba z jednym trakiem na liscie jest oczywscie ringo, ale rekompensuje mu to, ze yellow submarine stal sie, zaraz obok eleanor rigby, jednym z najpopularniejszych kawalkow plyty, pomimo swojego dzieciecego charakteru, prostej linii melodycznej, na ktora nakladaja sie lenonowe wynalazki, zwlaszcza podczas zalogowego dialogu, ale nie mozna zapominac o aspekcie patrzenia na traki pisane kwasowo, z kolejnych elementow eksperymentalnych to zauwazalnym jest takze zabawa loopami czy dzwiekami synthowo podobnymi, jak na traku tommorow never comes, gdzie obok blizej niezidentyfikowanego skreczowania po tasmie slychac klaskacze czy inne grzeochoty, co do kawalkow na plejke, to kazdy czlonek dostal swojego picka, ringo wiadomo ktorego, lennon na im only sleeping, harrison wspominanego juz taxmana, a u paula wybor padl na good day sunshine, nie jest to z pewnoscia moj ulubiony material beatelsow, ale jednak jest to jedna z najbardziej influencyjnych plyt lat 60, ktora miala wplyw na rozwoj popu i obranie nowych kierunkow w jego rozwoju
4
Jul 23 2021
View Album
Black Monk Time
The Monks
Jeden z tych nietypowych pickow, do ktorych trzeba przysiasc wiecej niz raz, zeby przesluchac plyte w calosci, podczas pierwszego odsluchu sie odbilem, ale jednak nie zrazilem, jak mogl powstac twor tak niespojny, a jednak sluchalny i unikalny w swoim brzmieniu, trzeba zaczac od tego, ze jest to pierwszy i ostatni album jaki wypuscily monki to material nagrany przez 4 hamerykanskich wojakow w zachodnich niemcach z dodatkowym cywilnym drumerem, niemcy lat 60, to oczywiscie musi sie pojawic krautrock, ktorego mozna sie tu takze doszukac, ale w odroznieniu od wczesniejszych krautowych pickow, tym razem kompozycje trakow sa bardziej rokowe dwu minutowe songi, wiec nie ma tu 15 minutowych kawalkow jak u kraftwerka, choc zdarzaja sie traki z minimalna iloscia wokalu, jak na blast off, co do samego wokalu, to jego kontent jest iscie punkowy, a raczej proto punkowy, bo to jednak lata 60, wiec scena punkowa jest dopiero w powijakach, jak przystalo na wojakow liryka jest mocno zwiazana z bezsensem wojny, miejscem czleka w wyobcowanym swiecie bez domu czy swego miejsca, obok tego duzo trakow nawiazujacych do romantyzmu zaserwowanego po punkowemu, ale co najlepsze w tych trakach jest to, ze jako muzyka grana dla niemca, daje to wolne rece jesli chodzi o kontent i jego przekaz, wiec o ile
zdecydowanie nie sa to dobre wokale pod wzgledem muzycznym, to czuje sie z nich walaszkowata energie, zwlaszcza taki takie jak drunek maria, niby pierdzielenie trzy po trzy, ale jednak cos w tym jest, najbardziej niemieckim akcentem plyty sa wlasnie wokale na oh, how to do now, ktore jak dla mnie staraja sie nasladowac jodlowanie, jesli chodzi o instrumentale, to banda 5 osobowa, wiec calkiem standardowy rokowy sklad, zamiast klasycznych klawiszy zostaly wykorzystany elektroniczne organy philcorda, z cudow technicznych lat 60 dochodzi jeszcze elektryczne banjo, jesli dodac do tego mocne wykorzystanie overdriva dostajemy szorstki i surowy dzwiek, ktory wcale nie komplementuje samego wokalu, a raczej idzie z nim razem w parze, te dwie strony laczy chorkowanie ktore w jednych momentach brzmi jak beach boysowe harmonie, a w innych jak ich parodia, jestem w stanie zrozumiec dlaczego monki sie nie sprzedaly, a jednoczesnie staly sie kult klasikiem muzycznych nerdow, bo mnie rowniez kupil ten material, choc to tylko 30 minut na 12 trakach w wersji z 66, spotifajowa wersja zawiera 6 dodatkowych trakow, co daje laczny czas krazka 47 minut, z plejlistowych pickow musi sie znalezc otwierajacy monk time, potem kawalek wydany jako promo singiel czyli complication, oraz boys are the boys and girls are the choice, a caly album leci do biblioteczki spotifajowej, w ciagu dwoch dni prawie setka skrobli wpadla, co nie zdarzylo sie mi chyba jeszcze przy sluchaniu tej listy
4
Jul 24 2021
View Album
Tarkus
Emerson, Lake & Palmer
To byl dobry dzien na taki material, bo zeby w pelni docenic progresywnego rocka, poza odpowiednim sprzetem potrzeba takze chwili spokoju i przemyslenia sluchanego albumu, moze dlatego tak niewiele progresywnego rocka jest na tej liscie, bo nie liczac floydow, to ciezko by szukac wsrod prawie dwustu pickow przedstawicieli tego jakze intelektualnie absorbujacego gatunku, a jeszcze dziwniejsze, ze nie natrafilem na taka ultrabande, dlaczego takie okreslenie, bo kazdy z trzech czlonkow przed powstaniem zespolu byl juz kims w muzycznym biznesie, zaskoczenie juz na pierwszym traku, tytulowym tarkusie, ktorego 21 minut stanowi pierwsza strone tego long pleja, jak przystalo na progresiva tarkus to siedmio czesciowy suit opowiadajacy epicka historie blizej nieokreslonego futurystycznego pancernikowatego zwanego tarkusem, kazda z czesci kawalka opowiada epizod epicki tarkusa, ktory mozna zlurkowac na materialach zawartych na sleevie, cale szczescie, ze jest bo historia 7 czesciowa, a tylko 3 zawieraja kontekst liryczny, reszta to instrumentale o bardzo atonalnym brzmieni i charakterystycznymi klawiszami, wrecz perkusyjnymi, pierwszym skojarzeniem po tej polowie, toz to przeciez crimson king, daleki od prawy nie bylem, bo jak nazwa zespolu glosi, znajduje sie w nim pewien lake, dokladnie ten sam greg lake, ktory byl odpowiedzialny za wokal i gitare basowa na dwoch pierwszych albumach crimsonow, a jako ze jestem fangejem dworku karmazynowego krola, to crimsony brzmia wlasnie jak ich debiutancki album, wiec tutaj jestem kupiony wokalami lakeowymi i kontentem lirycznym, bo jest on za niego odpowiedzialny, wiec zarowno pierwsza strona przypowiesci o pancerfaustowym pancerniku majacym propagowac wartosci pacyfistyczne pokazujac okrucienstwo i bezsens wojen prowadzonych przez ludzi, druga strona troche zmienia nastroj plyty kawalkami jeremy bender i crystal bitches, tylko po to zeby zaraz wrocic do klimatu pierwszej strony z utworem rozbitym na dwa traki, to znaczy the only way i infinite space, zglebiajacym sie w to jaki sens czlowieczenstwo i progresja czlowieka przez pryzmat zbrodni wojennych XX wieku, to jakze mocne odniesienie do zydow, pierwsza czesc pod wzgledem instrumentalnym wyroznia sie wykorzystaniem organow koscielnych, zeby stoponiowo przejsc w bardziej bogata instrumentalnie infinite space, gdzie obok klawiszy fortepanowych mozna uslyszec perkusje i bas, nadal jest atonalnie, ale tym razem bardziej jazzowo, to wlasnie tam skojarzylem skad znam te drumsy, bo o ile nazwisko palmera nie mowilo mi zbyt wiele, ale tak to jest jak sie jest laikiem progowym, lecz oryginalny atomic rooster jest juz mi znany i bardzo dobrze oceniany, do czego z pewnoscia przylozyly sie te drumy, kompozycje tych dwoch trakow sa oparte na bachowej tworczosci, choc takich niuansow juz nie bylem w stanie wylapac, zakonczenie plyty wraca do bardziej klasycznego rocka, zwlaszcza kawalek are you ready eddy, bedacy dosc luznym zwrotem do pana plyty z ekipy producenckiej, slabe jest wstawianie 20 minutowych kawalkow na plejki, wiec tym razem daruje sobie te przyjemnosc i caly albumik leci na miejsce do biblioteczki, zasiadzie w lozych progresowych dzikow, zaraz obok crimsonowych kingow
4
Jul 25 2021
View Album
Guitar Town
Steve Earle
Kolejny albumik z gatunku tych countrowych. a jak polowa takich pickow na tej liscie, nagrywany nigdzie indziej, jak tylko w nashville, coraz bardziej utwierdzam sie w przekonnaniu, ze jest to jakiegos rodzaju mekka tego gatunku, przed pojawiniem sie go na liscie nie mialem stycznosci z nazwiskiem pana Earle, a po przesluchu jestem w stanie stwierdzic, ze z muzyka takze nie mialem do czynienia, albo przynajmniej nie mam uczucia deja vu sluchajac plyty, co do samego krazka to jest to debiutancki album pana steva, chociaz to nie byl jego poczatek kariery muzycznej, bo jak przystalo na country muzyka prowadzil ciezkie zycie w ktorym staral sie pogodzic nieglodowanie z graniem muzyki, co slychac na tym materiale, w ktorym mozna sie doszukac autobiograficznych watkow, jak porzucenie domu w mlodym wieku, zeby udac sie do mekki countrowej i tam szukac szczescia po barach dajac koncerty dla kazdego chcacego sluchac, taki zywot prowadzil przez 14 lat, po nagraniu guitar town, dobre okreslenie na nashville, jego kariera wystrzelila i do dzisiaj ma na swoim koncie 21 albumow studyjnych, wiec polaczenie klasycznego rocka i elementow country zrobilo komercyjny sukces, nie wiem w ktora strone poszla dalsza czesc jego dyskografii, ale mam nadzieje ze byl to honky town jak na tytulowym traku guitar town, ktory chyba nie tylko dla mnie, bo wedlug spotifaja jest to najbardziej sluchany trak tego artysty, zrobil najwieksze wrazenie, jego upbeatowosc i liryka walki o lepsze jutro w smutnym dzisiaj stanowi cos co najbardziej mnie urzeklo na tej plycie, wiec pierwsza czesc albumu idealnie wpisuje sie w ten koncept, druga natomiast jest bardziej tradycyjnie rokowa, pan Earle i jego gitarka jest wspierana przez bande zwana the dukes, ktora raczej stanowila wsparcie dla solowych tworcow, jak to czesto jest w muzyce rokowo countrowej, ciekawe jest takze ze jest to jeden z pierwszych albumow nagrywanych cyfrowo przy uzyciu mitsubishi X-800, wykorzystanie 32 tejpowego sprzetu dalo pole do popisu jesli chodzi o produkcje i overdubowanie, bo jest ono mocno wyczuwalne, 34 minuty nagrania jest podzielone na 10 kawalkow, ale wersja spotifajowa to ultra super deluksix na 30 lecie plyty, wiec zawiera takze nagranie koncertu chicago z roku 86, ktory jest dobrze nagranym livem, ktory dodatkowo pokazuje, ze banda potrafi grac, a nie tylko nagrywac przy pomocy overdubowania czego sie obawialem podczas odluchu pierwszego cdka, uspokojony tym faktem wrzucam na plejke good ol boya, no i oczywiscie tytulowy guitar town
3
Jul 26 2021
View Album
90
808 State
Dawano nie wylosowalo tak ciezkiego odsluchu, zdarzaly sie juz elektroniczne picki, ale takiej techniawy jeszcze nie bylo, moze nie jest to jeszcze poziom pompownika, ale jednak poziom 150 BPM, to troche za duzo na moje biedne uszaki, plyta z 89 wydana przez wyspiarki zespol 808 state, to chyba nienajlepiej, ze slucham sobie inteligentnej muzyki tanecznej lezac w lozku, moze wlasnie to tworzy te bariere poznawcza, ktora nie pozwala mi przeniknac zlozonosc kompozycji tej plyty, bo jak tak ze sluchac inteligentnej muzyki tanecznej bez porszania konczynami, przeciez musi byc w niej cos zawarte, poza rytmicznymi uderzeniamu basiora, gibereszowymi samplami i wykorzystaniem mocno synthowych klawiszy, moze kryje sie za tym glebszy koncept, na co moga wskazywac plynne przejscia miedzy kolejnymi trakami, ktorych jest tutaj 8 rozciagnietych na 40 minut czasu materialu, niestety nie udalo mi sie zrozumiec fenomenu tego krazka, pewnie za malo go wytanczylem, pamiatkowo zostawie kawalek, ktory jako jedyny z calego setu mnie zainteresowal, czyli pacific 202, ktory o dziwo jest trzecim najpopularniejszym kawalkiem tej brytyjskiej bandy, utwor ten nie jest tak jednolity jak inne kawalki, ma wyraznie wyznaczone sekcje, tutaj klawiszowanko, tutaj jakis drumik, tam saksa daje popisy mozliwosci, a to wszystko okraszone dosc orginalnymi sampelkami, ktore jak dla mnie brzmia dosc ptasio, ogolny klimat nasuwa mi skojarzenia z hot lajnem majami i latami 90, dlatego wlasnie bedzie to dla mnie hajlajt sluchowiska
1
Jul 27 2021
View Album
Bongo Rock
Incredible Bongo Band
Od czasow incredible string banda i ich przepieknej corki wisielca nie bylo jeszcze tak orginalnej nazwy bandy, dodatkowo tytul plyty rowniez na poziomie, bo bongo rock, co to w ogole ma byc za zart z listy topowych albumikow przyszlo mi na mysl, a juz w pierwszych sekundach odpalenia apache, czyli otwierajacego utworu widzialem, ze juz go skads znam, murzynskie zmysly zareagowaly natychmiast, tylko ciezko bylo im przypisac sampel tych bongosow do konkretnego tytulu, przyczyna tego stanu rzeczy wyjasnila sie w mgnieniu oka po sprawdzeniu whosampledit gdzie widnieje info, ze kawalek byl zasamplowany w ponad 700 kawalkach, ktore ktos dodal, pytanie ile nie zostalo jeszcze dodane, co daje najwyzszy wynik jaki widzialem w swym krotkim zyciu, wiec mozna powiedziec, ze natrafilem na skarbnice murzynskiego rzemiosla samplowego, pytanie dlaczego akurat ten album, ten kawalek, odpowiedz jest juz w samym tytule i nazwie bandy, bongosy, drumy, kongi, takie afrykanskie bebny wywodzace sie z kuby, detki, plus pomysl na to co z nimi zrobic, sama idea albumu to soundtrack do filmu klasy b the thing with two heads, ktory dzisiaj jest znany wlasnie z powodu ostka jaki jest w nim zawarty, sam banda jest banda tylko z nazwy i za projektem mozna znalezc tylko jedno nazwisko michaela vinera, ktory byl pomyslodawca przedsiewziecia, majacego na celu wykorzystanie muzykow studyjnych ktorzy akurat beda pod reka i stworzenie czegos na potrzeby filmu, w wyniku takiego jamowania powstal skarbiec sampelkowy funkowo rokowych beatow, nagranych 8 trakow, to chyba w wiekszosci instrumentalne covery kanonow muzyki okolo rokowej ktore daja 33 minuty czasu nagraniowego, chociaz spotifajowa wersja to godzina 18 minut z dodatkowymi trakami i miksami z orginalnego krazka, chyba jeszcze nie bylo w zestawieniu tak randomowego kawalka jesli chodzi o jego geneze, bo nagrywajac covery na potrzeby filmu stworzyc plyte ktora stanie sie kilka lat pozniej jednym z kamieni wegielnych nowego gatunku muzycznego, to niesamowita historia, co do dzwieku samej plyty to najlepsze w niej jest odkrywanie elementow juz gdzies wykorzystanych, bo sa one tak charakterystyczne, ze az dziwnie brzmia jako orginalna czesc traka, w odsluchu przeszkadza najbardziej jakosc masteringu tej plyty, bo jednak rockowe picki rozpuszczaja uszczy czlowieka, jesli chodzi o poziom na jakim jest utrzymana produkcja, tutaj natomiast slychac bardzo dobrze roznice pomiedzy albumem za ktorym stoi szereg inzynierow od materialu nagrywanego po macoszemu w katach studia po godzniach, jednoczesnie nadal ma swoj orginalny klimat i brzmienie ktore kojarzy kazdy fan old skulowego rapu, na plejaka wrzucam najbardziej rozpoznawalny trak, jednoczesnie singiel dzieki ktoremu w ogole plyta zostala nagrana, wiec otwierajacy apatche, dodatkowo plejlista funkowa powiekszy sie o trak bongolia oraz last bongo in belgium
3
Jul 28 2021
View Album
Paul's Boutique
Beastie Boys
Kolejne zwierzakowe bojsy wlecialy, pauls boutique to drugi album bandy, dodakowo 25 lipca byla 32 rocznica wydania plyty, wiec lista prawie trafila z data, tym razem nie az tak klasyczny jak licensed to ill, ale jednak i tak dalbym go w top 3 beastiowych plyt, jesli chodzi o influencyjnosc materialu zaprezentowanego na tym krazku, wydany 3 lata po wielkim komercyjnym sukcesie debiutowego illowego albuma, nie zebral az tak szerokiego poklasku, ale jednak wsrod fanow klasyki jest to niezwykle wazna pozycja, jesli chodzi o techniki wykorzystane na produkcji, to slychac prawdziwa rewolucje, tym razem za masteringiem nie stal pan rubinowy, tylko the dust brothers znani ze swojego mocno samplowego stylu tworzenia trakow, dodatkowo wsparciem inzynierskim byl pan mario caldato, ktorego byly to pierwsze kroki w murzynskim biznesie, no i same zwierzaki mialy ogromny wplyw na brzmienie materialu koncowego, bo niby lekkie duchy z chlopakow, to jednak podobno katowali produkcje w celu osiagniecia brzmienia jaki chcieli uzyskac w swych marzeniach, wracajac do sampli, to chyba ciezko o bardziej osamplowany material, jesli chodzi o mainstreamowe wydania, 55 minutowy material jest oparty na 105 samplach, nie moglo ozywiscie zabraknac bongowego rokowania, ktory pojawil sie wczesniej na liscie, przy czym az 24 sample sa na jednym traku, zamykajacej krazek 12 minutowej rapowej suitcie b boj bouillabaisse, takie instrumentale o wiele bardziej pasuja do komicznych liryk i dialogowego prowadzenia trakow jaki prowadza bojsy, da sie uslyszec takze teksy o wiele bardziej przemyslane i nie tak przystepne dla sluchacza radiowego, wiec po komercyjnym sukcesie chlopaki spelnili sie takze jako tworcy tworzac cos naprawde orginalnego co zmienilo cala rap gre, tworzenie kawalkow na multi samplingowych lejerow, to przeciez 90s w pigulce, dlatego jak dla mnie jest to moj ulubiony material boysow, na plejaka leci looking down the barrel of a gun, prawie otwierajacy shake your rump, prawie bo jednak pierwszy kawalek na trakliscie to to all the girls, a do bab krotka pilka i 30 sekundowy trak calkowitej ciszy majacy przygotowac sluchacza na sampelkowy rolercoster jaki ma uslyszec w nadchodzacych 50 minutach, gdyby inne rapowe albumiki mialy takie omowienie sampelkowe jak ten, to moje zycie byloby o wiele latwiejsze, jesli chodzi o szukanie materialow zrodlowych, no i ostatni trak to the sounds of the science
4
Jul 29 2021
View Album
Rejoicing In The Hands
Devendra Banhart
Takiej odmiany wlasnie mi bylo trzeba, album tak prosty, a jednoczesnie tak wciagajacy, ze chyba juz 4 odsluchy wpadly, rejoicing in the hands to trzeci studyjny album pana Banharta, ktory urodzony w teksasie, wychowany w wenezueli, jako nastolatek wrocil do cali, zeby podazac za kariera muzyczna lub artystyczna, bo jeszcze cos na boku z rysowaniem ma, chocby swoje okladki sam tworzy, ale czym jest w ogole ta plyta, z pewnoscia akustycznym materialem, ktory laczy w sobie elementy folka i psychodelii, ktora w tym wypadku jest oparta na mocnych tekstach, ktore daja szerokie pole wolnej interpretacji, a jednoczesnie tworza obrazy ktore widac zaraz po przymknieciu powiek, zostalem zapytany wczoraj co sadze na temat muzyki latino, zgodnie ze swoimi przekonaniami stwierdzilem, ze nie przepadam za jej odmiana o ktora pewnie osoba pytala, czyli popularne popowe granie z wykorzystalem charakterystycznych gitarkowych elementow, jak chocby znienawidzone despacito, czy co trzeci hamerykani popowy kawalek, ktory musi zawierac cos latynowskiego, natomiast uwielbiam wykorzystanie bossa novy w murzynskich produkcjach, to pewnie glownie zasluga JMT i stoupe z jego egzotycznymi samplowaniami, a wlasnie na tej plycie, ktora jest z 2k04 brzmienie jak u pana bonfy z lat 60, wiec dawno sie tak pozytywnie nie zaskoczylem nowym albumem, gdzie na 16, dosc krotkich kompozycjach, bo cala plyta ma 42 minuty, pan devendra laczy psychodeliczne teksty jak przystalo na kali z brzmieniem gitarkowym, w ktorym czuc latino wplywy, chociaz plyta to wiekszosci kompozycje czysto akustyczno gitarkowe, to sa takze traki o bardziej zlozonej kompozycji, gdzie pojawiaja sie basy, smyczki, klawisze, czy talerze, do tego dochodzi pojawiajacy sie na 3 kawalakch wokal wspierajacy, na tytulowym rejoicingu duet spiewany na dwa kanaly, z lewej pan devendra, a z prawej pani vashti bunyan, ktora na dwoch pozostalych tworzy chorki overdubowane, ciekawie rozlokowane na scenie, z trakow ktore wyladuja na plejce, to z pewnoscia otwierajacy this is the way, czyli prosta akustyczna kompozycja ktora idealnie nadaje tonu calej plycie, fall na ktorym mozna uslyszec o wiele wiecej instrumentow i dosc mocnego overdubowania, bo zarowno elektryka jak i akustyka obslugiwal wokalista, no i dodatkowo sa te chorkowania o ktorych pisalem wczesniej, a wszystko stopniowo narasta od poczatku utworu, zeby dac upust szalenstwu w koncowce, a ostatim pickiem bedzie zkomponowany na podobnej zasadzie this beard is for siobhan, jako ze pierwszy raz slysze zarowno o plycie i muzyku, to tym bardziej cieszy mnie, ze akurat cos tak indyjskiego wylosowalo, bo jednak wiekszosc 1001 albumow to majorowe labele i ich top sellujace albumy, a taka odmiana od niezaleznej malej wytworni jest odswiezajaca, prawie jak pierwsze zetkniecie z pink moonem od drejka, bo to bylo jedno z pierwszych skojarzen po odpaleniu plyty
4
Jul 30 2021
View Album
Oracular Spectacular
MGMT
Byl nieznany pick, to musiala lista zbalansowac czyms co kojarzy chyba kazdy, bo oracular spectacular, to pierwszy album wydany przez powazna wytwornie, w tym wypadku columbia records, zawiera jedne z najbardziej popowych i chwytliwych trakow jakie slyszalem, wiec nie jest dziwne, ze gdy puscilem ten album w samochodzie, to nawet osoby amuzyczne od razu kojarzyly kawalek po pierwszych nutkach, reklama dupla sprzed 10 lat zrobila robote, no i samplowatosc tego materialu, bo sporo murzynow pozyczalo ich beaty, jak nipsey i call from the bank, sporo tez colabowali, moim ulubionym colabem w tym wypadku bedzie spotkanie z kid cudim i ratatatem na pursuit of happiness z czlowieka na ksiezycu 2k09, ale nie jest to w zadnym razie poczatek muzyzkowania dla duetu andrewa vanwyngardena i bena goldwassera, bo chlopaki ktore spotkaly sie na uniwerku i juz graja od 2k02, wiec troche im zajelo sprzedanie sie, przed oracularem spectacularem wydali jeden epek, z ktorego pochodza dwa najwieksze hity oraculara, kids i time to pretend, ktory jest takze tytulem epka i tak samo jak na tej plycie otwiera material, ale jak otwiera, przejscie z time to pretend do oraculara, to zpopowanie swojego brzmienia z nastawieniem na jak najwiekszy sukces komercyjny, cel jak widac zostal osiagniety i plyta jest na liscie, ten album pokazuje, ze nawet psychodeliczne liryki da sie sprzedac, jesli odpowiednio popracuje sie nad brzmieniem, bo to wlasnie ten aspekt najbardziej odroznia pierwszy epek i plyte, jeszcze mocniej synthami, wokale zmodulowane efektami do granic mozliwosci tak aby blendowaly sie z melodia, nie zostalo to za duzo z surowosci wokalowych epki, a to wszystko zeby sie sprzedac, gdybym nie znal calej dyskografii MGMT, to zalozylbym, ze nastepne numery pojada przetartym szlakiem i beda nastawione na jak najwieksze slupki, a sprawa wyglada calkiem inaczej, bo zarowno congratulations jak i eponimowy album sa powrotem do bardziej rokowego brzmienia z mniejszym wykorzystaniem synthow i opartymi na czystych dzwiekach instrumentalnych, bo zapomnialbym wspomniec, ze obaj czlonkowie duetu, to multi instrumentalisci, wiec jesli chodzi o wykorzystane dzwieki calosc byla tworzona przez duet, az dziwne ze album z jednymi z najbardziej popowych trakow w historii jest jednoczesnie jednym z moim ulubionych, stoi za tym kompozycja plyty, pierwsza czesc krazka jest wypakowana do granic mozliwosci hitowymi trakami, to jest 5 kawalkow, od szostego, nazwanego 4th dimensial transition album calkowicie zmienia swoje obliczne i pokazuje, ze MGMT to jednak indyjski rock, a nie sam pop, to tak jakby wydac dwa epki na jednej plycie i ta strona ktora ma sprzedac plyte jest stworzona z zrecyklingowanego materialu juz wczesniej wykorzystanego na time to pretend, natomiast od drugiej strony bije orginalnosc brzmienia, bardziej konserwatywne podejscie do chanelow, jak pieces of what, ktory daje mocno monowe viby, zwlaszcza w koncowce, gdzie na prawym kanale dostajemy wokal, natomiast basy i drumy na lewym, cos niezbyt popowego, ale kto dojdzie do tego momentu, jak na spotifaju, pierwsza strona oscyluje pomiedzy 300-500 milionow odtworzen, a druga strona pomiedzy 9-15 miliona, dopiero takie porownanie dobrze ukazuje to o czym pisalem, dlatego wlasnie jest to jeden z moich ulubionych albumow, ktore ciezko przypisac do konkretnego gatunku, bo tworcy pokazuja, ze potrafia grac cokolwiek w zaleznosci od tego czy chca sprzedac material lub tez grac co im lezy, na plejce juz mam cala pierwsza strone, wiec teraz wypadaloby dodac takze cos z drugiej, a wybor padl na piecies of what i zamykajacy material reflections, a cala plyta leci do spoti biblioteczki gdzie jej miejsce
5
Jul 31 2021
View Album
Vulgar Display Of Power
Pantera
Wreszcie mam okazje uslyszec pantere, czyli bande ktora znam calkowicie ze slyszenia, nie mialem pojecia, ze w ogole jest to hamerykanska banda, bo nazwa kierowala mnie raczej w strone ukejowa lub niemca sentymentujacego za rzesza, co nawet by pasowalo do kontentu ktory mozna uslyszec na wulgarnej manifestacji sily, wiec jest to 6 studyjny album bandy, ktory wedlug wiki jest z okresu przejscia z bycia banda znana w podziemiu hamerykanskim do grania na wiekszych scenach dla miedzynarodowej publiki, jesli pamiec mnie nie myli z ciezkich gran na liscie byly juz judasy, sabaty i metalika, ale tamte zespoly gdzies juz slyszalem, widzialem, a pantera jakos przemknela niezauwazona przez moje muzyczne wojaze, po przesluchamiu albumy jestem przekonany, ze jeszcze kilka lat temu moglbym odnalezc cos dla siebie na tej plycie, teraz nie jestem w stanie juz wczuc sie w traszowe przeslanie sily ponad wszystko jakie manifestuje soba ten krazek, o ile przeslanie liryczne jest dosc bezposrednie i prosto podane, wiec bedzie o bezsensownosci religii, nieudolnosci rzadzacych masami politykanow, czy mediantow, jak na kawalku fucking hostile, gdzie wszystkie te 3 kwestie sa poruszone doglebnie, za to wirtuozeria skali ryczenia jaka potrafi wydobyc z siebie frontmen bandy Phil Anselmo jest godna podziwu, od niskiego growlowania do darcia ryja wyzej niz gitarka, a przy tym na walku jeszcze calkiem normalne fragmenty wokalne mozna uslyszec, a pomyslec ze przy pierwszym podejscu odsluchowym to wlasnie na walku sie poddalem, a okazalo sie, ze to jeden z najbardziej sluchalnych kawalkow plyty, nie tylko dzieki ultra precyzyjnemu drumowaniu pana paula, ale jego polaczeniu z rytmicznym basem rexa browna i nietypowym riffem gitarkowym ktory jest tutaj grany przez darrella diamondowego, na tym kawalku banda najlepiej klei sie jako calosc, najciezej bylo przebrnac przez psuedo balladowanie jak na trakach this love czy hollow, przez pokrecone wyginanie omawianego tematu pod ideologie sily jaka jest wszedzie forsowana, az takiego parcia jak tutaj nie czulem na poprzednich metalowych pickach, a przeciez juz byl trasz grany, ale widocznie pantera to jakies ultra koty jesli chodzi o brutalnosc brzmienia i przeslania, ktora niestety do mnie nie trafia, wiec z jednej strony slysze jedne z lepszych drumow metalowych jakie slyszalem, dobre gitary, jak u daisukiego, zwlaszcza na fucking hostile, ktory brzmi jak wyrwany z gierki, gdyby zreworkowac kontent wokalu, ciezko by mnie bylo naklonic na przesluchanie reszty dyskografii, wiec na plejke wrzuce walka, ktory pozytywnie zaskoczyl w porownaiu z reszta materialu, drugim pickiem bedzie live in a hole, ktory lirycznie jest blizszy punkowemu niz traszowemu podejsciu do problemu weltschmerzowego, trak konczy sie brakiem jasnej odpowiedzi na pytanie co robic jako jednostka rzucona w wir swiata, dobrze wreszcie wiedzic z czym sie je panterke i gdzie ja stawiac na skali metalowego traszowania po kablach
2
Aug 01 2021
View Album
The Sensual World
Kate Bush
To sie nazywa przeskok z jednej skrajnosci w druga, pantera i zdefiniowane brzmienie oparte na sile, doslownie i w przenosni, a teraz the sensual world, ktory brzmi jak wszystko i nic, plyta z 89 bedaca szosta pozycja w dyskografii pani Kate Bush, ktora pochodzi oczywiscie z wysp, a skad indziej, jesli chodzi o popowe granie, tym razem okreslane pod gatunkiem art rocka, w moim odczuciu dosc przesadnie, bo o wiele lepiej pasuje tu okreslenie art popu, bo jedyny ala rokowych trak, to rocket tails, glownie za sprawa wykorzystania gitarek na pierwszym planie, jesli chodzi o instrumentalnosc albumu, to jak przystalo na artowe produkcje jest na bogato, pani Bush sama klika klawisze pianinowe, natomiast reszta instrumentow jest obstawiona kohorta studyjnych muzykow, ktorzy wnosza na niektorych trakach dosc niecodzienne instrumentale, jak na otwierajacym, bo gwizdki, skrzypki, polaczone z dudami, ktore w irlandii zwa sie uilleann pipes, a wazny jest tu watek irlandzki, bo owy kawalek mial byc inspirowany pania bloomowa z ulyssesa joyca, a tylko inspirowany, bo pani buszowa chciala wykorzystac bezposrednio fragmenty monologu z ostatniej czesci ksiazki, ale joysowe copyrightsy nie zezwolily na taki zabieg i musiala stworzyc cos orginalnego, tak wiec samemu bym nigdy nie wpadl, ze to akurat taka referencja, ale jednak fajne swiateczne jajo, a jednym z powodow dla ktorych sie nie polapalem w tak zlozonym wybiegu lirycznym, jest to ze ciezko mi bylo sledzic kontent liryczny jej wokalu, ktory jest tak przyjemny, ze slucha sie go dla samego dzwieku, a nie kontentu, wiec przeciwienstwo ostaniego picka, taki styl spiewania kojarzy mi sie z muzyka filmowa, zwlaszcza jesli chodzi o filmy animowane disneja, pewnie od ostatniego przesluchu pocahontaski w wykonaniu gorniakowej, tak mnie naszlo na to porownanie, rowniez przypomina to troche styl w jakim japonskie miastowe popy, wlasnie z lat 90 byly spiewane, wiem ze jezyk calkowicie inny, ale jednak wykorzystanie haromonii overdubowanych pasuje idealnie, jest takze na czym zawiesic ucho jesli chodzi o instrumenntale, bo chociaz niektore kompozycje sa wrecz zbyt upakowane, to prostsze utwory w ktorych piaino jest glowna atrakcja sa naprawde dobre, przykladem moze byc this womans work, jesli zrozumialem plyte piate przez dziesiate, to jednak kobieta bedzie chyba wspolnym mianownikiem laczacym wiekszosc trakow i nic wiecej na ten temat raczej nie bede staral rozpisywac, bo i tak te notatki rosna w niepokojacym tempie, na plejaka leci tytulowy the sensual world
2
Aug 02 2021
View Album
Fisherman's Blues
The Waterboys
Kolejny wyspiarski pick, waterboys brzmi jak nazwa diskowej bandy rodem z hameryki, dodatkowo zastanawiajcy tytul plyty, fishermans blues, pierwsze skojarzenie nawiazuje do nazwy bandy i okresla jaki material bedzie na tapecie, nic bardziej mylnego, jedynie eponimowy song ma w sobie cos z bluesa, natomiast reszta plyty to folk, nie jest to zadna tragedia, ale tez niczym nie potrafi zaskoczyc, 4 kawalki to covery znanych juz trakow, jak this land is your land woodiego guthriego, ktory zamyka cala plyte, oczywiscie song zawiera twisty irlandzkie, bo to jest motyw przewodni albumu pod wzgledem muzycznym, mozna uslyszec instrumenty bardzo typowe dla szkocko irlandzkich klimatow, wiec smyczki, dudy o dziwacznych nazwac i dziwne trabki, niby wszystko fajnie na bogato, ale jednak czuc bardziej jarmarczna atmosfere gdy sa one laczone z synthami na tym samym traku, jak w przypadku world party, tak samo ma sie z wokalem, ktory jest piescia do nosa tej plyty, chcialbym uslyszec tylko pierwszy trak i takie zostawic sobie wspomnienie o tym krazku, ale pozostale 13 trakow, z wyjatkami jak the stolen child, ktory jest raczej poezja na instruentalnym podkladzie, a nie songiem, czy chocby wolniejszymi balladami typu has anybody here seen hank, za duzo tutaj niespojnosci i sztucznosci w granej muzyce, to moje pierwsze sluchanie tej bandy, ale ich poprzednie materialy nie brzmia w ogole jak nic z tej plyty, wiec to byl ogromny skok na komercyjne sprzedanie sie, bo to ich najlepiej sprzedana plyta, tak randomowa, ze musiala przypasc komus do gustu, akurat nie w moim wypadku, na plejke leci jedynie tytulowy kawalek, ktory naprawde robi robote jako hajp na plyte, niestety hajp nie dozyl do konca 54 minutowego odsluchu
1
Aug 03 2021
View Album
Rust In Peace
Megadeth
W tym tygodniu metal wjechal ostro po kablach, bo kolejna kucowata banda, o ktorej pierwsze slysze, ale jednak maskotke kojarze, bo pan szkieleto zombiak na okladce, ktora o dziwo robi jakis sens i nawiazuje do kontentu plyty a nie tylko ladnie wyglada, jest dosc charakterystyczny za sprawa swoich featurow, wiec zdzewienie w spokoju lub pokoju to czwarta plyta hamerykanskiej bandy megasmierciowej, negatywnie nastawiony bylem po ostatnim metalowym odsluchu, bo znowu katowac te darcia ryja i to drugi raz w tym samym tygodniu, ale jednak klimat plyty jest zupelnie inny, ona o czyms jest, ma koncept od poczatku do konca wyraznie rozpisany, nie ma tutaj wycia mordy z haslami powera numbera ones, ale raczej bardziej przypominajace hardo rokowy styl lirycznej ekspresji, jesli nie liczyc dziwnych wstawek bakujacych wokali, ktore lubia sie pojawiac gdzieniegdzie, zazwyczaj jako pohukujace szouty aprobacji, jesli natomiast mialbym porownywac instrumentalne panterowanie z rustem, to widac olbrzymia roznice miedzy tymi dwoma nagranami, to znaczy slychac dwa rozne podejscia do masteringu, gatunek ten sam, skladowo instrumentalnie podobnie, ale rust jest o wiele prostszy w odsluchu nie ma takich fajerwerkow jak na panterowym walku, ze drumsy robia dokola swiata po kanalach co daje zludzenie ich wszech obecnosci, u dethow natomiast jesli cos jest na jednym kanale, to zostaje na nim do konca, dla takiego laika metalowego rust jest o wiele prostszym odsluchem, gdzie dodatkowo moge posluchac bardziej lub mniej ciekawyc konceptow lirycznych, zwiazanych z okladkowymi alienami, nuklearkami, swiatowymi mocami, religiami, jak przystalo na metalowanie, co mnie natomiast najbardziej zabolalo na tej plycie, to dosc czeste gitarkowe solowania i tempo kawalkow przychodzace na mysl skojarzenia do speedowanego metalu, dosc wysokie wokalne popisy takze w niektorych miejsach moglyby byc troche mniej wysokie, ale jak na album kucowaty, to zaskakujaco dobrze sie bawilem z tym pickiem, wplyw na to mial pewnie czas trwania materialu, bo 44 minuty, to nie za duzo, a jednoczesnie wystarczajaco dlugo, zeby pokazac swoje towary, na plejke wrzuce historie z hangaru 18 i tornado of souls
3
Aug 04 2021
View Album
Roxy Music
Roxy Music
Wiec dowiedzialem sie, ze thinkpadowa klawka ma super fukcje zmiany stronki zaraz obok klawiszy strzlkowych, a nie bede drugi raz pisal tego samego do czego co juz wiem, to zebym tylko mial z czym kojarzyc roxowy music jedno stwierdzenie musi pasc, Brian Eno Top
3
Aug 05 2021
View Album
Fear Of Music
Talking Heads
Czyzby talking heads wysunelo sie na prowadzenie w rankingu najwiekszej liczby pickowej na liscie, bo jest to juz trzeci album ktory slucham w ramach codziennej listy, jednoczesnie jest to trzecia pozycja w dyskografii bandy, a druga z bohaterem wczorajszego picka panem Brianem Eno, ktory wyprodukowal lwia czesc dyskografii headsow, fear of music jest dziwnym albumem, bo nie obrodzil w zadne hity wedlug countow na spotifaju czy lasfmie, nie jest on nawet w top 4 najpopularniejszych plyt zespolu, a jednak jest on ciekawym punktem w transformacji pomiedzy 77 a remain in light, eksperymentowanie z cudami elektroniki, ktore swoja osoba wprowadzil pan eno, ktory jest oczywiscie odpowiedzialny na klikanie synthow na plycie, jak prawie zawsze zreszta na albumach ktore produkuje, ale nie na tym koczy sie jego influencja, bo jestem przekonany, ze wokalny styl Davida Byrne rowniez moze byc zasluga pana Eno, bo slychac w nim wiele podobienstw do stylu wczorajszego roxy music, a wydania dzieli blisko 7 lat, taki pastiszowy styl stal sie wrecz wizytowka headsow polaczony z diskowymi rytmami, a raczej ich inkorporacja w typowe rokowe brzmienie, taki wlasnie byl pomysl na nowa fale w wydaniu gadajacych glow, ale jak dla mnie headsy to rowniez kontent liryczny, bo byrne nie zawodzi swoimi tekstami, ktore zazwyczaj poruszaja na pozor trywialne watki, ale swoja postacia potrafi stworzyc dramat oparty na tak niewielkich rzeczach jak papier, miasta, zwierzeta czy niebo, to niektore z tytulow kawalkow tej plyty, bo sam tytul, fear of music, mozna interpretowac jako fear of wstaw nazwe songa i robi to sens, bo z paranoicznych tekstow jest przecez pan byrne znany, ale jest i trak ktory odejdzie od tej koncepcji i bedzie blizej czemus co nazwalbym blue printem pod remain in light, jest to otwierajacy I zimbra, ktory sklada sie z giberyszowych lirykow bedacych adaptajca poematu w stylu dadaizu, wiec giberisz najprosciej, dosc orginalne, wrecz przegiete afrykanskie brzmienie oparte na gitarkach fripowych i drumersach frantza i na eksperymentach enowych, jako fangej headsow ciezko mi ocenic pomiedzy soba te trzy picki, wiec standardowe 4 gwiazdki, a na plejaka rzuce minda, aira i life durning wartime, ktory jest jak dla mnie najlepsza mini historyjka tej plyty, bo jak inaczej nazwac opowiesc o urbanskim guerrilli co zyje o masle orzechowym
4
Aug 06 2021
View Album
OK
Talvin Singh
Calkiem egzotyczny piczek, chociaz troche wyspiarski, bo wydany w uk, debiutancki album pana talvina singha, czyli producenta/dja/bembenkowicza urodzonego w uk, ale z korzeniami w indiach, co dosc mocno slychac na tym materiale, stad wlasnie jego egzotycznosc, bo chociaz jest to elektronika pelna geba, to jednak uzywa elementow muzyki klasycznej, w tym wypadku glownie brzmien rodem z indii, jakies sitarki, drumersowanie tez typowo indyjskie, nie wspominajac o przewijajacych sie wokalach brzmiacych jak ludowe rekordingi, co dziwne pojawiaja sie rowniez w niektorych trakach hinskie wokalowania jakis pan, z tego co wyczytalem to czesc byla nagrywana na okinawie, wiec pewnie to jest efekt tych prac, co najbardziej slychac na tytulowym traku OK, ale plyta jest nawet bardziej niz OK, bo naprawde dobrze sie tego sluchalo od poczatku do konca, slychac ze tworzone bylo to z mysla o kompletnym krazku, struktura przechodzenia miedzy trakami, tempem w poszczegolnych czesciach plyty, wiec jesli zazwyczaj nie jestem przekonany do elektroniki, w wydaniu junglowo breakbeatowym, to w tak orginalnie podanym wydaniu, bo polaczyc drumowe brejkowanie z klasyczna muzyka rodem z filharmonii i tradycyjnymi spiewami folkowymi, to naprawde ciekawie polaczenie, wiec na plejke wrzuce tytulowy kawalek, butterflaja i soni, a cala plyta laduje na polce plyt w sam raz na czilowy odsluch polaczony z innymi aktywnosciami, bo wokale hinsko hinduskie nie rozpraszaja, a dobrze wpasowuja sie do lamanych beatow
4
Aug 07 2021
View Album
Fear Of A Black Planet
Public Enemy
Czas na kontrowersyjny album dosc kontrowersyjnych czarnuchow, jak mowi jeden z kawalkow, burn hollywood burn, trzeci w dyskografii zespolu, a czemu kontrowersyjny i dosc a nie bardzo, bo jednak jest to album ktory sprzedal sie dobrze i jakos znalazl sie na tej liscie, wiec porusza jak na lata 90 kontrowersyjne tematy czarnej spolecznosci, rownouprawnienie, seksizm w kulturze hip hopu, czy chocby mieszanki rasowe, czy nieudolnosc wladz i sluzb, 911 is a joke, dziwne jak bardzo po 30 latach nadal aktualne sa te problemy, aktualne ale jednoczesnie wypaczane w druga strone, bo tak jak hollywoodzki trak mowil o tym, ze ktos czarny nie dostanie powaznej roli w filmie, tak teraz niepisanym wymaganiem jest obsadzenie czarnej roli, zeby uciszyc krzykaczy rownosciowych i ich walki o urojona rownosc, czy z takim zamyslem pisali swoje teksty chuck D i flavor flav, tego nie wiem, ale nie wydaje mi sie zeby obecnie bylo duzo lepiej niz wczesniej, a czemu nie bardzo kontrowersyjny, bo grupa pozbyla sie najbardziej radykalnego czlonka przed tworzeniem tej plyty, pan professor griff wylecial za pojazdy na zydowskich mniejszosciach, nie musze mowic nawet o tym, ze def jam to wytwornia z dosc mocnymi korzeniami w ziemi obiecanej, co do samej plyty, to album jest napakowany kawalkami tak klasyczymi, ktore nawet radiowym sluchacza musialy sie obic sie o uszy w szelakich produkcjach telewizynych, wspominiany juz burn hollywood burn, ktory jest jedynym featurowych trackiem, ale jakim ice cube i big daddy kane na jednym kawalku, czy fight the power jeden z szybszych kawalkow plyty, do tego dochodzi welcome to the terrordome, na godzinnym materiale znajdzie sie az 20 trakow, bo album zawiera sporo skitowych mini kawalkow, a wiekszosc kawalkow jest budowana na ostrym samplowaniu i loopach, do tego dobra robota na tambulach i skreczowaniu jak przystalo na lordowego DJa, nie jest to moze poziom beastowych bojsow i ich paulowego butiku, ale kolazowe samplowane z pewnoscia jest mocnym akcentem plyty, album zestarzal sie dobrze, ale jednak wydarzenia takie jak meczennikowanie grzegorzow flydowych calkowicie zmienia odbior tej plyty dla mnie
3
Aug 08 2021
View Album
White Light
Gene Clark
Mile zaskoczenie, bo od tej strony nie znalem jeszcze glownego teksciarza byrdsow, pana Gene, ktory na swojej drugiej solowej plycie dotitnie pokazuje, ze mial on lwia czesc zaslug jesli chodzi o sukces bandy, bo zazwyczaj jak sie mysli o byrdasch, to na mysl przychodzi Crosby i jego gitarkowanie, McGuinn jako glowny wokalista, ale rozbudowane lirycznie teksty utrzymane w psychodeliczno folkowym klimacie, to jednak w wiekszosci zasluga Clarka, no i nie mozna zapomniec o harpie, ale co do samego albumu white light, nagrany w 71 z czlonkami latajacych braci burritosowych i bandy stefka mlynarza, material jest dosc krotki, bo tylko 35 minut na 9 kawalkow z czego wiekszosc to kompozycje orginalne clarka, jedynie tears of rage dylana jest tutaj coverem, na plycie dominuja proste kompozycje oparte na dwoch gitarkach i harpie, zarowno gitarka i harpa operuje pan Gene, no i oczywiscie jest on glosem plyty, bo to przeciez jego material, urzeklo mnie podczas odsluchu jak album progresuje swoje brzmienie, pierwsze traki same gitarki i harpa, co przywodzi na mysl styl country z folkowymi wokalami, dochodza kolejne instrumenty, tutaj bongosy, tam drumsy, kolejne organy, elektryk, klawisze, w wyniku czego juz przy tears of rage i konczacym plyte 1975 czuje sie jakbym sluchal klasycznego rokowego materialu, folkowe brzmienie w ciagu 30 minut zupelnie ewoluowalo, a obie czesci plyty slucha sie rownie dobrze, to dopiero sztuka, a sztuczki mozna szukac w solidnych tekstach, ktorym najblizej do wspomnianego juz dylana czy neila younga i jego folkowego okresu, niestety nie dodam nic na plejke, bo spotifaj nie posiada w swej biblitoece akurat tego albumu, ktory widocznie nie sprzedal sie zbyt dobrze, jak zreszta cala solowa tworczosc Clarka, a wielka szkoda, ze taki artysta jest znany tylko jako czlonek byrdsow
4
Aug 09 2021
View Album
Goodbye Yellow Brick Road
Elton John
Wreszcie udalo sie przesluchac plyte sir Eltona Johna, a z moim szczesciem trafilo na jego najbardziej zhajpowany album, co ja pisze podwojny album, ktory w godzine szesnacie serwuje siedemnascie kawalkow wszystich stworzonych w duecie John - Taupin, tak jak w przypadku wiekszosci popowo rokowych wydan w prace nad plyta zostala zangazowana potezna ilosc studyjnych muzykow i ludzi od produkcji, co niestety slychac, jak dla mnie niestety, bo najbardziej przypadly mi do gustu kawalki o prostej kompozycji skupiajacych sie na klawiszach eltonowych i na liryce bardziej niz na wodotryskach na kanalach, bo z kanalami i poziomami glosnosci mam osobny beef, na kawalkach jak seal sa momenty gdy gitarki sie wsciekaja, perkusja daje po talerzach, a do tego dojda jeszcze bongosy i czlowiek jest wrecz zmuszony zmniejszych poziom glosnosci, co jak dla mnie na materiale z szescioma kucharkami jest nie do pomyslenia, ale moze kawalki byly tworzone z myslia o radio plejach, a nie jakis sluchawkowych odsluchach, bo to jednak muzyka popularna, ktora ma leciec dla jak najszerszego grona sluchaczy, wiec przewazaja up beatowe kawalki czerpiace z brzmienia synthowego, ktore elton klika, cale szczescie ze jest to podwojna plyta i obok mocno popowych bangerow znajda sie odpowiedno wywazone blizej balladowe traki, nie wiem czy nazwac laczeniem stylow mozna nazwac traki jak jamaica jerk off, ale z pewnoscia celuje on w klimat wyznaczony tytulem z jakims skutkiem, jak dla mnie troche komicznym, ale moze taki byl zamysl, wiec przed tym poteznym odsluchem bylem pod wrazeniem eltonowego glosu, jak u goryli sie pojawil rok temu na ktoryms tam z kolei singu i nadal mial to cos, co tutaj rowniez czuc, wczesny eltonowy glos kojarzy mi sie z billym joelem, zwlaszcza na wolniejszych i powzniejszych kawalkach jak ihave seen that movie too czuje sie jakbym sluchal czegos z piano mana, a po odsluchu tej plyty nabralem rowniez szacunku do sira jako artysty potrafiacego stworzyc tak sluchalny podwojny album napisany wokol swoich klawiszy, z ktorego jest co wylowic na plejke, ogranicze sie do czterech kawalkow zeby dodac zarowno cos dynamicznie hitowego jak i cos co najbardziej mnie urzeklo podczas odsluchu, wiec social disease, sweet painted lady, candle in the wind, a z drugiej strony spektrum saturday night is alright (for fighting), cos czuje ze jeszcze nie jeden raz sie przewinie przez liste tworczosc Eltonowa, bo przeciez wyspiarstwo sie zgadza, rokowosc popularna sie zgadza, wiec czego chciec wiecej od pozycji listowej
3
Aug 10 2021
View Album
Automatic For The People
R.E.M.
Pierwsze pojawienie sie R.E.M.a na liscie i pierwsze starcie z ta banda od losing my religion, nie spodziewalem sie, ze bedzie to az tak ciezki boj, bo jednak jest to 90s dodatkowo mocno oparty na akustykach, czyli tak jak lubie, dodatkowo pierwszy trak zrobil robote i w ciekawy sposob otworzyl plyte, ale wtedy nie widzialem jeszcze, ze 9 z 12 kawalkow bedzie brzmial niemal identycznie co pierwszy, bo sa to balladowe kawalki, ale to sa te ballady ktore dobrze lataja w radiu jako wolne kawalki dla smutnego czleka, bo sluchajac plyty da sie fizycznie odczuc, ze motywem przewodnim jest bol przemijania i zwiazane z nim rozterki, co najbardziej oddaje wokal ktory wnosi tutaj pan Stipe, ktory o dziwo nie gra dodatkowo na instrumentalach, co jest dosc dziwne jak na rocka uczelniano garazowego, chociaz lepszym okresleniem na gatunek tej plyty, to gatunek ktorego pionierem byl Gene Clark, czyli barokowy pop, przez swoja balladowosc polaczona z backujacymi wokalami, smyczkami od pana Jonesa z led zeppelina, tylko trzy kawalki odchodza od tego konceptu midowego tempa, z enigmatycznymi tekstami granymi w miniorze, z tego miksu wybralem na plejke dwa kawalki ktore wedlug mnie najlepiej reprezentuja te dwa style, bardziej rokowy the sidewinder sleeps tonite oraz bardziej balladowy try not to breathe, oba pozycje pochodza z poczatkowej czesci plyty, bo im dalej w las tym gorzej mi sie sluchalo, caly czas majac wrazenie ze jest grane znowu to samo, z tego powodu byl to ciezki odsluch, ale przynajmniej juz wiem skad pochodzi banda od tak ogranego wszedzie losing my religion
2
Aug 11 2021
View Album
Slanted And Enchanted
Pavement
Kolejna banda ktora znam z jednego albumu, wiec poznaje pavementa na nowo, bo slyszalem wczesniej tylko jeden z ich popularniejszych wydan czyli brighten the corners z 97, natomiast dzisiejszy slanted and enchanted jest z 92 i jest debiutanckim albumem bandym, ktora w swoim wczesniejszym dorobku miala kilka epek, mocno undergrundowoych, jak przystalo na post punkowe granie w mocnym lofi, debiutancki material rowniez jest utrzymany w podobnym stylu, bo chociaz to album studyjny, to nadal slychac jakos piwniczna jakosc, co tutaj mam na mysli jako komplement, zwlaszcza po ostatniej remowej przeprawie, gdzie nie dalo sie odszukac sladow autemtycznosci muzyki, natomiast tutaj slychac ja az tak dobitnie, ze niektore fragmenty trzeba sluchac kilka razy zeby sprawdzic czy to aby sluchawki na kablu znowu nie plataly mi figli, bo miejsca w ktorych drzwiek lubi zaszumiec z jednego kanalu na drugi sie zdarzaja na plycie, taki urok indi rokowania, ciekawie uslyszec zespol ktorego brzmienie sie juz zna konca okresu dzialania, a poznaje poczatek, bo akurat tutaj da sie uslyszec roznice pomiedzy kompozycjami slanteda a cornersa, dzwiek nie jest jeszcze tak oszlifowany jak w pozniejszym okresie, przez dzwiek mam na mysli zarowno wokalowy performans Malkmusowy, ktory z krzyczanego punka wyrosl na spiew nasuwajacy na mysl Lou Reeda w solowym okresie kariery, co do instrumentali, to najwieksza roznice slychac w podejsciu do drumow i perkusji, ale to z powodu zmian w ekipie bandy na tej pozycji, basior i gitarka w tym wydaniu sa o wiele surowsze, ale pasuje to do punkowosci materialu, co natomiast sie nie zmienilo i nadal jest jedna z najmocniejszych stron pavementu, to teksty, ktore w nieprzekombinowany sposob brzmia szczerze nawet gdy zwracaja sie bezposrednio do sluchacza, a jednoczescie potrafia opowiedziec historie, nieraz z pewna ironia i zartem, takiego wlasnie punka brakowalo na liscie, na plejke leci in the mouth a desert, ktory daje ciekawe spojrzenie na relacje miedzy ludzkie i pojecie przyjazni, kolejnym pickiem bedzie zurich is stained rowniez poruszajacym ten sam watek, ktory jest mocnym motywem przewijajacym sie przez caly material, czyli 39 minut podzielonych na 14 kawalkow
3
Aug 12 2021
View Album
Songs Of Love And Hate
Leonard Cohen
Kolejny folkowy album o ktorego pojeciu bym pewnie nigdy sie nie dowiedzial, gdyby nie listowe losowanko, songs of love and hate to trzeci w bogatej dyskografii, bo az 15 studyjnych nagran, album Leonarda Cohena, ktory tworzy swoje ballady po angielsku, jak na kanadyjczyka przystalo, jednoczesnie nie brzmi on w ogole jak kanadyjczyk, nie chodzi mi o uzywany jezyk, czy wymowe, ale o kontent tworzonej muyzki, bo ostatnio tyle nawiazan biblijnych w tekstach slyszalem u Dylana, a nie wydaje mi sie zebym mijal sie z prawda okreslajac Cohena kanadyjskim Dylanem po przesluchaniu tego materialu, bo tak napakowanych kontentem lirycznych tekstow ciezko szukac u kogokolwiek innego, dlatego takiej plyty nie da sie przesluchac raz i o niej zapomniec, bo zawsze znajdzie sie inne spojrzenie na sluchany kawalek w zaleznosci od posiadanej wiedzy lub materialow pomocniczych, bo genius jest tutaj dobrym wsparciem dajacym drogowskazy w ktora strone mozna ciagnac interpretacje, tytul dobrze oddaje zawartosc ktora mozna znalezc w srodku, sa piosenki o dwoch bliskich sobie uczuciach milosci i nienawisci, nie tak oczywistej jak na wyjcach panterowych, ale o nienawisci czy tez milosci do samego siebie, swoich slabosci, opowiadanych podczas kontemplacji golenia, ktore jest zaproszeniem do slaszowania swietego mikolaja po kablach, a to tylko jeden osmiu kawalkow, wsrod ktorych brak jakichkolwiek zapychaczy, po zwikowaniu pana Cohena troche sie wyjasnilo skad tak mocno odcisniete sa tutaj motywy biblijne, pomimo obywatelstwa kanadyjskiego jego przodkowie maja mocno litewsko zydowskie korzenie, na tyle mocne zeby byc jednym z ojcow zalozycieli kanadyjskiej rady zydow, wiec czuc tutaj mocny wplyw wychowania wsrod ortodyksyjnego judaizmu, co do strony instrumentalnej plyty, to jak przystalo na muzyke folkowa dominuje akustyk Cohena, na kolejnym planie najmocniejszymi akcentami jest pianino Johnstona, ktory byl takze odpowiedzialy za produkcje materialu, a jest to ta sama osoba ktora nagrywala z Dylanem, Byrdsami, czy chcby ostatnimi Waterboysami, kolejny raz zrobil on swietna robote, bo album oszczednie uzywa zasosbow instrumentalnych, jednoczesnie nie jest ani surowy, ani nie odciaga uwagi od glownego dania plyty czyli kontentu lirycznego, skoro muzyka rokowo folkowa jak u dylana, to nie moglo zabraknac akcentow harpy ustnej, czy okazjonalnego banjo, no i traka z elektrykiem, trzeba jeszcze wspomniec o backujacych wokalach, ktore dobrze zostaly wplecione na produkcji, wiec jesli wokal Cohena leci na obu kanalach, tak zza jednego mozna uslyszec backujace szepty lub nawet cale chorki, w tym jeden dzieciecy chor, wszystko jest, wsrod 8 kawalkow znajdzie sie takze jeden zapisy wystepu live, to jest sing another song, boys, bedacy przedostatnim trakiem, dodajac na plejke kawalki ktore musialy sie tam znalezc dodalem polowe plyty, numery 1, 3, 4, 8, jak na 44 minuty materialu, czyli dosc standardowo album na dwie strony vinylaka to chyba plyta ktora ktora mozna sluchac calkowicie wyrywkowo, a i tak bedzie sluchalna, a jednoczesnie stanowi przemyslana kompozycje biegnaca jak wykres oscylografu z swoimi lowami i nastepujacymi po nich downami, no i jest to kolejny swietny argument za teza, ze narod zydowski wydaje na swiat najlepszych bardow naszych czasow
5
Aug 13 2021
View Album
Inspiration Information
Shuggie Otis
Kolejny Otis do muzycznej kolekcji, dodatkowo jest to syn jednej z ikon hamerykanskiej czarnej muzyki, czyli Johnnyego Otisa, ktory zrobil odwrotnego Jacksona, czyli jako bialy czlek wybral zywot czarnego muzyka i jeszcze zdobyl przy tym aprobate czarnej spolecznosci, wiec pierwszy solowy numer jego syna jest synteza tego co gral papa z elektronika ktora juz pojawiala sie w muzyce lat 70s, inspiration information to jeden z tych albumow na ktorych czuc, ze bylo tworzone praktycznie przez jedna osobe, bo Shuggie Otis to nie tylko multiinstrumentalista, wokalista, ale takze producent tego materialu, wersja ktora sluchalem to reedycja z 2001, ktora zawiera 4 dodatkowe traki w tym strawberry letter 23, czyli najwiekszy komercyjny sukces Shuggiego Otisa, jako song nagrany przez the brothers johnson, ktory w shuggowej wersji jest takze hajlajtowym momentem plyty na rowni z otwierajacym inspiration information, oba te kawalki to funk z elementami soula, ktore mialy chartowac sie wysoko, co nadaje im brzmienie czegos co juz sie slyszalo, a moglo sie slyszec na samplach, bo z tego co widze, to nawet w popowych wydanach jak u byonce, outkastcie, czy digable planets, czy rjd2 sie przewijaja, co daje najlepszy certyfikat materialu, ale jak dla mnie strona liryczna takiej muzyki jest niesluchalna, albo w moim obecnym moodzie lub po ostatnim picku za swiezo w glowie slychac poezje na gitarkach, cale szczescie plyta jest podzielona na dwie czesci strona a zawiera inspiration information i inne kawalki wokalowe, natomiast od 6 traka do konca, nie liczac kawalkow ktore doszly w reedycji panuje instrumentalne brzmienie, z ktorego najbardziej przypadl mi do gustu pling!, w ktorym slychac wykorzystanie analogowej maszynki drumujacej, wiec ten kawalek znajdzie sie na instrumentalnej plejce, natomiast wspominany juz II i letter wedruja na funkowa polke w biblioteczce, dziwne ze jest to pierwszy i ostatni solowy album tego artysty, bo w reszcie dyskografii moge znalezc tylko pojedyczne kolaby, bo chocby sama pierwsza strona powinna byla sie dobrze sprzedac, jak w wypadku spektakularowego orakulara od mgmt
3
Aug 14 2021
View Album
The Poet
Bobby Womack
Dzien po dniu znow sie dzieje funkowego soula cud, tym razem w wykonaniu Bobbiego Womacka, z ktorym takze spotykam sie po raz pierwszy, a widocznie jest to jakas gruba ryba czarnego r&b lat 70-90, bo 28 albumow studyjnych sie nie wydaje, jesli nie jest sie sluchalnym muzykiem, dzisiaj trzynasty, to musialo wylosowac akurat trzynasty album w jego dyskografii, the poet 39 minut to bardzo czarny soulowy material, ktoremu w niektorych trakach niedaleko do r&b zwlaszcza w pierwszej czesci krazka, otwierajacy so many sides of you oparty na synthowo klawiszowym brzmieniu w polaczeniu z precyzyjnym basem perkusjowymi drumami i bongosami, ktore nadaja czarnego klimatu calej kompozycji, no i chorkowanie jak przystalo na r&b, praktycznie przez pol plyty je slychac, sam wokal Womackowy brzmi jak ten ojcow zalozycieli czarnej muzyki popularnej, readdingowych influencji z latwoscia mozna sie doszukiwac, ale najbardziej trafnym okresleniem na ten typ maniery wokalnej jest czarny soul, dobrze zrobiony, ale nie niosacy w sobie nic nowego, podobnie jest jesli chodzi o liryke osluchane juz wielokrtonie milosne rozsterki soulowego artysty, z poety wrzuce na soulowa plejke otwierajacy so many sides of you, jako najmocniejszy lirycznie kawalek i if you think you are lonley now jako podsumowanie drugiej, wolniejszej, strony plyty, trivia tajm pana Womacka powinienem kojarzyc z kolaba z Gorillazami z 2k10 na plastik beachu mial swoj wklad w kawalek stylo
2
Aug 15 2021
View Album
Live At The Witch Trials
The Fall
Wreszcie powrot na lono wyspiarskie, gdzie tym razem wylosowalo post punkowa perelke, bo live at the witch trials to jeden z tych albumow, ktory raczej nie podejdzie szerokiemu gronu sluchaczy, ale tych ktorych zauroczyl zmieni w the fallowych fiendow, laknacych wiecej tego typu materialu, co stanowi o jego unikatowosci tego krazka, zaczynajac od tytulu, live at the witch trials, pasowaloby do zapisu jakiegos wystepu, ale jest to debiutancki numer grupy, a nazwa moze nawiazywac do tego, ze calosc zostala nagrana podczas jednodniowej sesji, co do samych livowych albumow, to w dyskografii zespolu jest ich 55 co z 31 albumami studyjnymi tworzy naprawde gigantyczna kolekcje, co jest w tym wszystkim najciekawsze jest to jak wygladal sklad grupy w przeciagu tych prawie 40 lat, jedynie wokalista i osoba odpowiedzialna za teksty byla czlonkiem ktory pozostal z orginalnej ekipy i zakonczyl swoj zywot jako ojciec zalozyciel bandy, dajac wystepy z wozka inwalidzkiego, po smierci Marka Smitha banda zakonczyla dzialanosc w 2k18, wiec juz to daje wskazowke gdzie bedzie lezec jedna z glowych sil zespolu, kontencie lirycznym, 38 minut materialu nagrania ma w sobie tyle pomyslow, ktorych ciezko szukac na calej dyskografii niektorych zespolow, tak patrze na ciebie U2 i radjohedzie, glownym poruszanym tematem sa narkotyki, z dosc wyraznym protestem przeciwko szuakniu wolnosci w niewoli substancji, co najlepiej slychac na trakach frightened, no xmas for john quays, jedna z lepszych gier slownych jakie widzialem w tytulach piosenek, ale nie jest plyta wylacznie o drugach, bo kawalki takie jak rebellious jukebox ladnie podsumowuje brytyjska scene muzyczna, porownojac ja do grajacej szafy, jest to jeden z najbardziej catchowych songow calej plyty, zwlaszcza fragment refrenowy i wykorzystane tam klawisze, ale co do powtorzen, to jest nawet caly kawalek na ten temat repetition, song stworzony zeby byl jak najbardziej monotonym songiem plyty, akurat nie pojawia sie na orginalnym wydaniu, ale spotifaj mial ultra giga deluxe z ponad dwoma godzinami materialu i prawdziwymi livowymi nagraniami, niestety wiekszosc w dosc garazowej jakosci, repetition moglby byc nihilistycznym hymnem stwierdzajacym nijakosc wszystkiego wokol, jak na post punka to nie moglo zabraknac takze tematow zwiazanych z nierownosciami spolecznymi, zwlaszcza jesli chodzi o los klasy pracowniczej jak na kawalku industrial estate, wiec jest czego sluchac, a przygrywa temu dosc klasyczny sklad, bo gitarka, basior, drumy i klawisze, ktore najbardziej sie wybijaja na tle innych instrumentali i czuc ich obecnosc, pewnie dlatego tez pan Pawlett ktory na nich gra pojawia sie jeszcze na kilku materialach bandy, ale jak na material nagrywany podczas jednej sesji to nie ma sie za bardzo czego przyczepiac do reszty ekipy, produkcja odwalila takze kawal dobrej roboty, majac porownanie sluchajac prawdziwych livowych wersji, instrumenty sa wyraznie zaznaczone na kanalach, a jednoczesnie czuc buntowniczy charakter i lajwowosc nagrania na orginalnym wydaniu, plyta z pewnoscia przekonala mnie do zapoznania sie z reszta tworcznosci the falla i sama persona jej zalozyciela i osobe wokol ktorej sie zespol obracal Marka Smitha, co do kawalkow ktore leca na plejke, to beda to otwierajacy frightened, swiateczny songers i powtorzeniowy majstersztyk
4
Aug 16 2021
View Album
The White Album
Beatles
Trzecie objawienie sie beatlesowe na liscie, tym razem z chyba najbardziej popularnym materialem, bo plyta the beatles, czy jak proponuje lista the white album, z oczywistych okladkowych wzgledow, jest najlepiej sprzedanym krazkiem bandy, ktory w statusie platynowo diamentowym wybija sie nawet ponad abbey road, jest to takze jedyna podwojne wydanie bandy, wiec na albumie mamy do przesluchania 30 kawalkow, ktore prezentuja mozliwosci stylowe beatlesow, w troche odmiennej wersji niz na pepperze czy revolverze, bo nie ma tutaj zmian granej muzyki w przeciagu jednego traku, tylko cale piosenki sa utrzymane jednym zdefiniowanym gatunku i tak dostajemy muzyke od klasycznego rokowania na modle hamerykanska, folkowanie, ballady, satyry na klasyki, bluesowanie, czy nawet wyspiarskie ska, no i mozna tez pokusic sie o awangardowe granie, ale tak fangeje zukowatych nazywaja wiekszosc tej plyty, a moze i nawet wiekszosc ich dyskografii, ale cos w tym jest bo jednak wyznaczyli tredy ktorymi sie kierowala muzyka popularna w latach pozniejszych, nie ma tez co sie rozwodzic nad grupowaniem poszczegolnych trakow na gatunki, bo jest ich zbyt duzo, plyta jest takim natlokiem muzycznym z ktorego ciezko wylowic cos co naprawde blyszczy, nie jest to konceptowy album, wiec kawalki nie sa ze soba zbyt powiazane co jeszcze bardziej wprowadza popowy armagedon, bo w tamtym okresie wszyscy co wychodzilo od beatlesow musialo byc hitem i czyms sluchalnym, bo zespol mial prawdziwy kult wokol siebie, nie chodzi mi tu o mansonowe interpretacje plyty, ktore mialy kierowac jego rozwojem organizacji, co poza utrzymaniem stylow w ryzach jest nowoscia na plycie, z pewnoscia powrot do bardziej klasycznego wyboru instrumentow, co najbardziej zmienia brzmienie tego albumu, nie ma tu juz egzotyki, a raczej klasyka zachodniej muzyki, wiec gitarki, zwlaszcza akustyki, chociaz i clapton sie pojawia, wiec elektryki tez maja swoje miejsce, drumersy, a nie jakies bongosy, no i tamburino jak przystalo na cyganskich wyspiarzy, nowoscia jest takze lenonowa oblubienica, ktora mogla byc punktem zapalnym konfliktu miedzy bandowego, ktory doprowadzil do rozpadu zespolu w przeciagu roku, bo jak to babe do studia spraszac na schadzki i jeszcze dawac jej udzial na plytach, a skoro duet lenonowo kartnejowy jest odpowiedzialny za kontent liryczny, to jako zakochany czlek lenon mial parcie na najbardziej popowy motyw, czyli songi milosne, wiec songi o samym sobie i joko onie sie pojawia, najlepszym przykladem tego jest monkowy song, no i jeszcze byl ten trip beatlesowy do jakiegos namaste ktory mial ich oswiecic i tak ich oswiecil, ze wypluli z siebie podwojny album i zaczeli ostrzyc na siebie noze, godzina i pol sluchania, wiec trzeba cos wylowic, znowu sie potwierdza regula, ze im dluzszy material z srednia zawartoscia, najbardziej przypadnie do gustu ta czesc, ktora byla sluchana na poczatku, wiec pierwszej strony pierwszej plyty lenonowy folk songer, ktory podchodzi pod balladowa opowiesc czyli the continuing story of bungalow bill, zaraz po nim jest grany gitarowy song pana harrisona, ktory gra tutaj pierwsze skrzypce, a moze raczej gitarki, choc to i tak nie do konca bo jednak leaduje clapton, ale jednak song pisany i spiewany przez harrisona, harde granie i jego powrot na gitarke, bo na poprzednich materialach robil na sitarkowca bardziej niz za gitarzyste, wiec do kompletu musze dodac savory truffle o podobnej genezie powstania, wiec czwartym ostatnim kawalkiem bedzie blackbird od mccartneya, czyli folkowy song oparty na samym akustyku w akompaniamencie klapersowym, o ile zrodla wikiowej dotyczace poprzednich plyt byly obszerne, to bialy album ma tak fanatycznych pisarzy, ze kazdy song ma swoja rozprawe, teraz zostaje pytanie ile beatlesowych wydan zostalo do konca listy, chociaz odpowiedz jest oczywista, reszta
3
Aug 17 2021
View Album
Brown Sugar
D'Angelo
Po bialym albumie dla rownowagi musialo wylosowac czarny album, niestety nie rap czy jazz, funk, blues, soul, ale najbardziej popowy z czarnych gatunkow muzycznych, to jest r&b, nie pamietam kiedy tak ostatnio walczylem zeby skonczyc odsluch, tak potezna dawka ultra skoncentrowanego meskiego r&b to przepis na to jak zlamac czlowieka, tak sobie wyobrazam zamysl pana D'Angelo, ktorego nie kojarze, ale skad mialbym znac r&b od ktoremu brazowe cukry robia sie lepkie, tak jak tytul wskazuje, no i gatunek bedzie spiewanie do brownowej widowni, zenskiej czesci glownie, nie odczulbym roznicy gdybym zapetlil drugi kawalek i przesluchal go 10 razy, a przesluchal cala plyte, od poczatku do konca jest nawijane tym r&bowym wokalem, ktory w rapie jest utozsamiany z homoseksualnymi ciagotami go uzywajacych, a powszechnie stanowi jakos kiepskiego brzmienia, jedynym elementem ratujacym album jest jego strona instrumentalna i beaty jakie pan Angelo wykroil i wymasterowal, bo slychac, ze jest to rok 95 i rownie dobrze moglby ktos na tym cos rapowac, zamiast zmarnowac material na love songi, ktore prawie calkowicie wypelniaja krazek, wyjatkiem jest otwierajacy brown sugar, ktory ma byc metafora dla marihuaninenu, mocno wysuszonego skoro taki kolorek nabrany, moze w innych trakach takze sa zakamuflowane tresci podprogowe, ale takich progow lowo songowych nie chce sie przekraczac wiecej niz raz, na plejke funkowa leci tytulowy kawalek
1
Aug 18 2021
View Album
Like Water For Chocolate
Common
Kolejny dzien pod czarna flaga, jak woda na czekolade, czy moze jak woda dla czekolady, co moze sugerowac okladka albumu, tym razem zaskoczenie jest wieksze, bo artsta dobrze znany, a jednak wybor albumu z jego dyskografii dosc nieoczywisty, bo poklask podziemnych hardkorowych glow na liscie otrzymalaby plyta resurrection, natomiast jego najlepiej sprzedanym materialem i nadal sluchanym, jesli luknac na spotifaja czy last fma jest zdecydowanie bardziej popowy, a mniej consciousowy be z 2k04, a tworca listy postawil na kompromisie pomiedzy tymi dwoma stylami, chociaz juz sama oklada czy tytul rowniez moze miec cos wspolnego z wyborem tej pozycji, bo o ile common zawsze byl raperem ktory otwarcie mowil o problemach murzynskiej spolecznosci, tak w tym albumie jest to motyw przewodni, ale jednak troche z mniej krytycznej strony patrzy na spoleczenstwo niz chocby na wspomnianym resurrection, wiecej tu gloryfikowania czarnosci, ale takze holdowania wczesniejszym pokoleniom, co juz mozna zobaczyc po samych tytulach trakow, jak otwierajacy time travelin a tribute to fela, tego samego feli ktory mial juz swojego picka z swoim zombie, theloniousowy traczek tez jest oczywistym nawiazaniem do monka, niezrozumiala hajpowosc tej plyty moze wynikac z dwoch powodow, ilosci featurow, bo na 16 trakow, tylko 6 jest ich pozbawiona, a nawet na trakach bez featurow samplowanie bywa tak mocne, ze czuc obecnosc samplowanego artysty, co nie zawsze jest zle, ale gdzies w tym wszystkim traci sie sam kontent commonowy, a skoro o samplach, to na produkcji sptokaly sie legendarne teraz postacie, to jest j dilla z slum village oraz questlove z the roots, dodatkowo pojawiaja sie kawalki wyprodukowane przez dja premiera, czy chocby pana di angelo z poprzedniego picka, jaki ten murzynski swiat muzyczny jest maly, like water for chocolate plyta z pomyslem na siebie, pomyslem ktory zostal wykonany, bo sprzedac politycznie swiadomy hip hop w roku 2000, to sukces sam w sobie, ale jednak godzina siedemnascie czasu materialowego jest zbyt rozciagnietym konceptem, ktory caly czas sie powtarza, featury takie jak mos def na the questions pomagaja, ale co za duzo to niedobrze po pewnym czasie, na plejaka wrzuce wlasnie the questions i chyba najbardziej z rozpoznawalnych kawalkow plyty, czyli the light i ten dosc nietypowy jak dla tej plyty, bo bialy sampel pana caldwella z open your eyes z 80, oba kawalki wyprodukowane przez mistrza J
3
Aug 19 2021
View Album
The College Dropout
Kanye West
Czarny strajk trwa w najlepsze i to z jakim pickiem, bo debiutancki album pana Westa, the college dropout rozpoczal kariere Kanyego jako pelnoflagowego rapera, a nie tylko producenta, przed tym krazkiem byl znany glownie z produkcji na trakach pana Jaya Z, a przepis na dobry start, swiezy luzny koncept, nadanie konceptowi twarzy, czytaj dropoutowy misiek, dobre featury, ktore nie kradna spotlajta, ale jednak wplywaja na atrakcyjnosc materialu dla sluchacza, bo ile osob musialo poznac pana Westa sluchajac two worlds z mos defem, czy get em high z commonem i talibem kwelim, pan jay czy ludacris to kolejne featury plyty, ale co definiuje brzmienie tej plyty, to zdecydowanie to co sie dzieje na bitach, bo to pan West stworzyl pomysl na wlasne brzmienie, dla jednych zbyt r&bitowe jak na rap, zbyt eksperymentalne, zbyt gospelowe, a jednak tak sluchalne o czym swiadcza charty, co do konceptu ktory tutaj rozpoczyna trylogie collegowa, to tytulowy motyw dropoutowania pojawia sie glownie w skitach, ale tez na trakach jak school spirit czy we dont care, materialu jest godzina siedemnascie minut, a najwazniejszymi topikami sa motywy bycia murzynem w spoleczenstwie hameryki, sukcesu poprzez edukacje, pojawiaja sie oczywscie takze watki osobiste, jak na traku throught wire, ktory jest dosc komiczna relacja z rehaba po samochowowym incydencie, jesli chodzi o plejkowe wrzuty z tej plyty, to do trakow ktore juz mam dodaje spaceships oraz all falls down, chociaz bylem zaskoczony, ze tylko trzy kawalki mialem na plejce do tej pory, wspominane we dont care, school spirit, ktore najlepiej oddaja spirita plyty, jak dla mnie jeden z albumow definiujacych dzwiek westowski, ale mozna by tak powiedziec o kazdym materiale ktory ten pan wypuszcza, bo tak influencyjnego artysty w ostatnich dwudziestoleci ciezko szukac
5
Aug 20 2021
View Album
Hotel California
Eagles
Powrot do klasycznego rocka, tym razem Eagles z ich piatym albumem, najwiekszym komercyjnym sukcesem, a wiec hotel california, na tym materiale banda odchodzi od swojego country brzmienia na rzecz bardziej popowego rokowania, jest to tez pierwszy album bez leadona, ktory byl glownym zrodlem ciagot wiejskich w bandzie, za niego do skladu wszedl joe walsh, czyli jedna z legendarnych gitarek hamerykanskiego rockowania, z pewnoscia pomoglo to zmienic brzmienie eaglesowe w tym materiale, o samym koncepcie hotelu california sie juz nasluchalem wystarczajaco od daj hardowych fanow, ze nie bede znowu sie zaglebial w te krolicza nore, jesli chodzi o brzmienie to dominuje gitarka, co nie jest dziwne, jesli czterech na pieciu czlonkow bandy ma swoje partie gitarowe na krazku, glownym wokalem jest pan henley, ale frey, walsh i meisner takze po swoim traku, jedynie bez kawalka zostal fedler, choc i tak kazdego mozna uslyszec na backujacych woklach chocby w otwierajacym klasycznym traku hotel california, gdyby sie nie wsluchac za dobrze, to mozna stwierdzic, ze na plycie wystepuje tylko jeden wokal, to zasluga albo wina pana szymczyka i jego charakterystycznej produkcji, ktora mozna uslyszec nie tylko na wiekszosci eaglesowych materialow, ale takze chocby u B.B. kinga, czy walsha, pan wiedzial jak stworzyc dzwiek ktory bedzie sluchalny, ale jednak traci sie w tym unikalnosc brzmienia, to samo mozna by powiedziec o lirycznej stronie plyty, bo operuje ona mocno na niejasnosciach i wielorakim znaczeniach tekstu, wiec tak jak w ambitnym popie byc powinno byc, bo radiowy sluchacz uslyszy songa o raju na ziemi w hotelu kalifornijskim, a inny bedzie slyszal opisy branzy muzycznej okiem eaglesowym, interpretacja dowolna, z plyty moim ulubionym kawalkiem, jest zdecydowanie life in the fast lane, wiec laduje on na plejce razem z kawalkiem walshowym, to jest pretty maids all in a row
3
Aug 21 2021
View Album
Nowhere
Ride
Dawno nie bylo shoegazowania, wiec mila odmiana po ostatnich dosc popowych pickach, debiutancki album bandy z oxfordu, bandy ktora slysze pierwszy raz, ale tak to jest jak sie jest ignorantem muzycznym, orginalne wydanie vinylowe liczylo 38 minut na 8 trakach, ale spotifaj serwuje wersje rozszerzona, 15 trakow i godzina 12 minut materialu, co jest dobrym bonusowym kontentem, a poziom plyty jest rowny od poczatku do konca, jesli chodzi o wydanie orginalne, dodatkowe traki sa troche bardziej surowe, brakuje im tego dreamowego feelingu shoegazingu, wokali plynacych na gitarkowych rifach, ale na tej plycie najbardziej urzekla mnie praca basisty, a gitarka schodzi na drugi plan, czy nawet trzeci, bo niektore fragmenty drumowe takze zasluguja na hajlajta, tak jak na polar bearze, ale jesli chodzi o traki ktore sie znajda na plejce, to zamykajacy orginal vapour trail, wplecienie smyczkowania do shoegazowania to bylo wlasnie to co sprzedalo ten trak jak dla mnie, no i otwierajacy seagull, epizod czleka zmarnowanego
4
Aug 22 2021
View Album
The Doors
The Doors
The Doors by The Doors czyli kolejne doorsy do kolekcji listowej, debiutancki material, bandy ktora w ciagu 4 lat dzialalnosci wydala 6 albumow, przy czym kazdy teraz ma status klasyka, a dzisiejszy pik zawedrowal nawet do biblioteki kongresu, dobrze ze akurat taka kolejnosc albumikow, najpierw ostatni gdzie morrison jest juz mocno zmeczony na wokalu i sklania sie bardziej w stronie bluesa, a pierwszy ktory ma calkowicie inna energie jesli chodzi o wokal, kontent liryczny nie jest az tak mroczny jak na L.A woman, dominuja tutaj love songi w charakterystycznym dla doorsow zabarwieniu psychodelicznym, pan morrison jako teksciarz kreuje siebie na symbol seksu, co takze bedzie charakterystyczna cecha doorsowych materialow, bo jesli the doors, to od razu rzuca sie na mysl pan morrison, juz widac to nawet z samej oklaki i proporcji jakie czlonkowie zesplu na niej otrzymali w porownaniu z frontmanem, a moze backdoormanem, jak jest na traku o tejze nazwie, ale jak dla mnie brzmienie doorsow to nie tylko sam wokal, bo roznorodnosc gatunkow ktora potrafili stworzyc na jeden krazek i ich egzekucja to jest to czego sie szuka w ich materialach, nie moge sie doszukac kto pisac muzyke, ale z tego co pamietam to najbardziej maczal w tym palce pan Krieger, o klawiszach i drumach co napisac mialem juz napisac na l.a womance, chociaz tutaj brzmia troche bardziej surowo jesli chodzi o mastering, chociaz ta sama osoba odpowiada za cala dyskografie zespolu, czyli pan rothchild, to jednak dzwiek doorsow sie zmienia z plyty na plyte i zrzuca swoja surowosc, ale pomimo tego to chyba z tej plyty znam najwiecej trakow, pewnie ma to cos z tym wspolnego z tym, ze z 11 trakow 6 juz mam na plejce, wiec nie bede jeszcze bardziej doorsowal plejlisty, a wrzuce cala plyte na szelfa spotifajowego
5
Aug 23 2021
View Album
Teenager Of The Year
Frank Black
Nastolatek roku chyba nie mogl gorzej trafic, bo bezposrednio po doorsach i nowhere od ride, bo w porownaniu do poprzednich albumow strasznie wynudzony material, nawet nie wynudzony, ale zbyt rozciagniety, teenager of the year to drugi album w solowej dyskografii franka blacka, ktory bardziej jest chyba znany jako frontmen pixies, wiec sam pan frank byl jednym z sztandarowych pionierow alternatywnego rocka, jego surrealistyczne teksty polaczone z jeszcze dziwniejszymi zachowaniami na wokalu byly jednymi z najwazniejszych rzeczy wyrozniajacych pixies, a co z tego zostalo na teenagerze, ktorego slysze pierwszy raz, z pewnoscia teksty tak niezrozumiale, ze jedynie z geniusem ma sens proba ich interpretacji, dziwne wokale rowniez zostaly jak byly, ale wydaje mi sie, ze tutaj jest o wiele wiecej spiewania lub prob spiewania, a u pixiesow to bylo raczej na zasadzie pan franciszko wyje morde, a pani kim robi za spiewaka bandy, tego aspektu mi tutaj najbardziej brakowalo, material nie jest az tak bardzo eksperymentalny jesli chodzi o wykorzystanie overdrivow czy przestrojen, a slychac bardziej indyjskie granie w ktorym slychac inspumenty i mozna powiedziec, tutaj jest elektryk, tam akustyk, tutaj jakis bongos, najwiekszym problemem jest tu jednak natlok trakow, bo na ponad godzinnym materiale jest ich 22, co nie daje zbyt duzego czasu na kompozycje, a daje okazje do stworzenia 22 kawalkow o wszystkim i niczym, ktorych wspolnym mianownikiem jest sci fi, moze do tego sie odnosi sie tytul albumu nastolatek roku, bo jednak fantastyka naukowa to jeden z najpopularniejszych gatunkow tej kategorii wiekowej wsrod czytaczy, a zeby pokazac jak plyta jest bardzo o wszystkim i niczym wystarczy spojrzec na pierwszy kawalek, ktory traktuje o pongu, czyli gierce w komputr z czasow starozytnych, lata 70, drugi utwor z listy trakowej thalassocracy czyli dyskus na temat morskich stworow, no i nastepny (I want to live on an) abstract plain, ktorego tytul juz wystarczajaco zdradza kontent liryczny, czwarty calistan, a wiec hymn poswiecony kalifornii, opowiadajacy o jej brudach i pieknosciach, fajowe slowotworstwo, jesli chodzi o tytul kawalka, jak na pana blacka przystalo, no i tak by mozna wymieniac do 22 traka, a nie bedzie kawalka takiego samego, tylko ze brakuje spojnosci, nie pomaga w tym z pewnoscia 15 osobowa grupa inzynierow i 3 leadowe gitarki na roznych trakach, czuje jakby jedynym elementem ktory gra wystarczajaco dobrze na kazdym traku sa klawisze, czasem dosc mocno snthowe, ale nie rozumiem o co chodzi z tym tlumem na produkcji, dobre kawalki z ktorych powstal sredni album, na plejke wrzuce juz opisanego calistana i headache za referencje do space oddity bowiego
3
Aug 24 2021
View Album
Hot Buttered Soul
Isaac Hayes
To jeden z tych albumow, ktorych nie slyszalem, a czuje sie jakbym go znal od poczatku do konca, a wszystko za sprawa murzynskich samplowan, wiec z dziwnym uczuciem deja vu, a efektu tego dopelnia sam pan Isaac, ktorego glos skads jakbym znal i okazalo sie, ze to przeciez szefu z south parka z pierwszych sezonow, to kolejne mile zaskoczenie, ale czym tak w ogole jest hot buttered soul, bo wiadomo, ze kopalnia dzwiekow z ktorej czerpali gleboko w latach 90, chocby biggie i pac, dj quik, czy public enemy, jak dla mnie ta plyta to jeden z najlepszych prob zbalansowania soula i funku na jednym krazku, stad tez pewnie nazwa progresywnego soula jako gatunku, ktory zawiera zaledwie 4 traki, ale dwa z nich to kompozycje na 12 i 19 minut, wiec ciezko bedzie z plejlistowym pickiem, 3 kawalki to covery, a raczej wlasne interpretacje istniejacych juz utworow, jedynie hyperbolicsyllabicsesquedalymistic, prawdziwie murzynski tytul jak na rok 69, wiec o ile pan Isaac nie jest autorem mocnych soulowych tekstow poruszajacych serca, tak jest kompozytorem brzmienia, ktore jest esensja czarnej muzyki funka, ktory porusza ducha, a nie jedynie cialo, sam hayes klika w kawisze na tym albumie, jesli chodzi o dodatkowe instrumenty, to jest on wspierany przez the bar kays, na walk on by wspierajaca gitarka, ktora jest w centrum uwagi zwlasza pod koniec traka jest harold beane, to wlasnie ten kawalek bedzie jednym z plejlistowych pickow, kolejnym natomiast ogrinalne kompo czyli hyperowy trak, nie moglem sie doszukac jaki cory czarnego plemienia wspieraly wokalnie hayesa na tym materiale, ale jest to jeden z lepszych chorkowan jakie ostatnio slyszalem na funkowych graniach
4
Aug 25 2021
View Album
The Psychedelic Sounds of the 13th Floor Elevators
The 13th Floor Elevators
Srogie piguly wylosowalo, nie bylo sluchane, bo takiego dzwieku nie da sie raczej z nicym pomylic, jak sam tytul sugeruje album jest mocno psychodelicznym brzmieniem bandy znanej jako the 13th floor elevators, wiec chlopaki wysoko lataja, kontent liryczny zaserwowany na plycie jest dosc klasycznym stonerskim bajdurzeniem na tematy wszelakie, percepcja, jej brak, konektowanie, teksty pisane przez wokaliste i operatora gitarki rytmicznej rokiego ericsona, ciekawa kombinacja imieniowo nazwiskowa, reszta bandy to niby klasyk, bo basy dwa, na roznych trakach zmieniaja sie grajacy na nim, gitarka, dumowa perkusja, ale jest to cos co nadaje unikalnego charakteru tego materialowi, mianowicie, elektryczna flaszka, z anglinskiego electric jug, o ile jugi sa jeszcze jakos wykorzystywane w muzyce i w latach 20 nawet byly bandy jugowe, tak elektryczny jug to swojego rodzaju unikat grany tutaj przez tommiego halla, jeden instrument, ktory nawet nie jest w centrum uwagi nadaje charakteru calemu materialowi, bo takiego dzwieku jeszcze nie znalem, a najblizej mu do synthowych klawiszy, ale nie do konca, bo jego dzwiek ma dziwny ksztalt, wiec to z pewnoscia zapamietam najbardziej z tej plyty, bo jesli chodzi o pozostale aspekty to pomimo roznorodnosci brzmienia, bo z poczatku brzmia bardzo garazowo, gdyby nie harmonijka pana ericksona, przechodza z rokowania, na bardziej folkowe brzmienie, zeby zaraz uderzuc na bluesa, wiec material nie jest nudny, czasowo rowniez to dobry cut, bo 34 minuty na 11 trakach, ale brakuje tu dedykacji do jednego stylu, chociaz to jest debiutancki epek bandy, wiec ciekawe tez w ktora strone ruszyli w dalszej dzialanosci, no i czy jug pozostal, bo robi robote, przynajmniej jako cos co wyroznia bande, na plejke wrzuce najbardziej hitowo sprzedany trak zespolu, otwierajacy plyte w garazowym stylu you are gonna miss me oraz monke island
3
Aug 26 2021
View Album
Let Love Rule
Lenny Kravitz
Let love rule to debiutancki material pana Lenniego Kravitza, jednego z najbardziej popularnych rokowych artystow lat 90, tak popularnych, ze kojarze az dwa traki jego autorstwa, a ta plyta jest dla mnie tajemnica i obietnica blenda soula rocka i funku, a tajemnica jest jak musial sie wstrzelic z takim podejsciem do muzyki zeby zostac popularnym grajkiem, bo o ile popularne muzyki tworzone sa przez sztaby ludzi kryjacym sie za nazwiskiem artysty, to jednak najwieksze popowe materialy, to czesto wystepy jednego czlowieka, tak jak to mialo miejsce w wypadku princa czy jacksona, graja, spiewaja i jeszcze ogarniaja masterowanie plytki, zawsze inaczej slucha sie takiego krazka, gdy masz z tylu glowy, ze wszystkie instrumentale ktore slyszych wyszly spod reki jednej osoby, od tego konceptu odchodza tylko traki be i fear, ktore byly tworzone z tamtoczasowa panna bonet, po trakach ktore znam od pana kravitza sadzilem, ze urodzil sie on z elektrykiem w lapie, a jednak na debiutanckim materiale debiutuje akustyk, co nie jest zle, ale nie jest to taki szok jak na elektryczne popisy jak na are you gonna go my way, sluchajac calego albumu, a nie tylko krazka, a nie pojedynczych kawalkow jak wczesniej meczy troche jak popowy jednak jest to material, do posluchania, ale z kawalkow ktore zapadaja w pamiec mam tylko trzy, nie jest to oczywiscie tytulowy let love rule, ktorego czesc instrumentalna wdaje sie byc zmarnowana na taki kontent liryczny, pod tym wzgledem najbardziej kuleje cala plyta, ciezko na czyms zawiesic ucho i posluchac ciekawej opowiesci, bo ma byc prosto, z takich wyrozniajacych sie kawalkow to o rasistowskich zlotowach jest moim pickiem plejlistowym, razem z otwierajacym sitting on top of the world i freedom trainem w ktorym slysze jakby fly away
3
Aug 27 2021
View Album
Who's Next
The Who
Byl zywiec na leedsie, a teraz nastepny w dyskografii czyli whos next, plyte ktora myslalem, ze znam a okazuje sie, ze jednak nie wiem o niej zupelnie nic, bo nie ma jakiegos motywu przewodniego, konceptu spajajacego 9 trakow zawartych na 43 minutach materialu, a jednak gdy bardziej sie zaglebic w historie nagrania wychodzi, ze wiekszosc materialu tej plyty byla czescia wiekszego projektu, przy ktorym tommy moglby schowac sie w koncie, epicka futurystyczna opera o post apokaliptycznych wyspach, gdzie bojowniki o wolnosc katuja ludzi rokowymi seansami muzycznymi, ta plyta zawiera wlasnie slady tego koneptu, znanego jako lifehouse, prawie jak komory matrixowe, jedynym kawalkiem ktory nie jest zwiazany z tym projektem jest my wife napisany i wykoanny przez Entwistla, reszta materialu jest autorstwa Townshenda, a za wokal robi Daltrey, czyli standardowo jak chodzi o kompozycje the who, co natomiast wychodzi poza standardy na tej plycie, to z pewnoscia mocne wykorzystane, ktorych nie slychac az tak na poprzednich albumach zespolu, ma to zapewne zwiazek z futurystycznym zamyslem lifehouse, wiec obok klawiszy pianina pojawiaja sie organy puszczone przez EMS VCS 3, czy ARP 2500, co definiuje brzmienie calego albumu, bo otwieranie hardo rokowego albumu takim combem, to odwazny pomysl, ale to wlasnie te kawalki ktore zawieraja niecodzienne dla bandy elementy sa najmocniejszymi punktami plyty, to bedzie otwierajacy baba o'riley czy song is over ktory zamyka pierwsza strone, no i konczacy cala plyte wont get fooled again, moze to referencja do pana producentowego lamberta, ktory do wydania tommiego byl brosem bandy, a potem zaczal jebac na kase i kable, wiec drogi sie rozeszly, tak jak wspominalem na zywym leedsie ten okres whosowy, to jak dla mnie ich peak pod wzgledem solowych skilli jesli chodzi o instrumenty, wiec nawet eksperymenty synthowe nie zbijaja ich az tak bardzo na dalszy plan, z songow plejkowych, to behind blue eyes byl juz dodany dawniej, ciekawa sprawa jest to jak zmienia sie postrzeganie kawalka, jesli pozna sie historie, akurat ten utwor mial opowiadac historie z puntku widzenia glownego antagonisty opery, zlodupca jumbo, a bezposrednia inspiracja do napisana traka mial byc moment oswiecenia pana Pete, gdy splawil szlaufa po koncercie jak nauczal jego mentor pana baba meher, wiec na plejliste leca wspominane juz synthowe traczyska i getting in tune, ktory jest ich calkowicie pozbawiony, jest to dobry kawalek na otwarcie drugiej strony przez to jak dynamicznie progresuje opowiadajac o sprzecznosciach zycia uduchowiono oswieconego, a pijacko hedonistycznego, ktore zawarte sa w jednej postaci, wiec o ile ostatnio byly odkrywane same nowosci, tak fajnie posluchac czegos co juz sie zna, a dowiedziec sie wiecej na ten temat i spojrzec na plyte z innej strony
4
Aug 28 2021
View Album
Dusty In Memphis
Dusty Springfield
Tak jakbym gdzies to juz slyszal, no tak kolejny material wyspiarsko hamerykanskiej ikony muzyki popularnej, czyli pani Dusty, a tak wlasciwie Mary Isobel Catherine Bernadette O'Brien, skad okreslenie wyspiarsko hamerykanska, z mojego poprzedniego spotkania na liscie wiem, ze pani zaczynala kariere na wyspach gdzie nagrywala swoje pierwsze 4 albumy, a jak wiadomo jak sie zrobi kariere to sie jedzie za wode, tak samo bylo w tym wypadku, jak nawet sam tytul wskazuje piaty album to wyjazd zamorski i nowy poczatek w karierze, ale nadal oparty na tym samym typie tworczosci, tworzeniu popowych hitow opartych na charakterystycznym glosie pani Dusty, tym razem na plycie jest wiecej trakow swiezych, jesli tak mozna powiedziec, bo jest to ich pierwsze nagranie a nie covery jak na debiutanckim materiale, ktory zawieral jedynie kompozycje ktore byly standardy gatunku, ale jednak jest to material stricte popowy, wiec glowny motywem przewodnim bedzie oczywiscie milowanie, szczesliwe, nieszczesliwe, ckliwe, popowe, ale to nie jest muzyka ktorej slucha sie dla kontentu lirycznego, glowna atrakcja jest glos pani dusty, czyli mezzo, dodatkowo plyta stoi na wyzszym poziomie jesli chodzi o zangazowanych muzykow studyjnych, a moze to zasluga produkcji, bo sporo nazwisk sie przewija na producenckiej liscie, no bo to przeciez plyta atlantika, wiec w tej kwesti kompromisow nie moze byc, spotifaj uraczyl tym razem wersja sterero i prawie pelna mono, bo tylko 8 trakow, ale w tym wypadku wersje mono wypadaja o wiele biedniej pod wzgledem brzmienia niz stereo, na plejke dodam jedyny trak ktory kojarzylem juz skads wczesniej, a bedzieto son of a preacher man, pewnie z jakiegos filmu, chociaz u cypress hilla byl on tez samplowany w traku hits from the bong, no i nowych wu tangach z 2k14, z ciekawostek album za swoje zaslugi w rozwoju feministycznej czesci muzyki popularnej dostal sie do biblioteki kongresu, co jeszcze ciekawe pani dusty mogla byc dobra wrozka dla led zeppelinow, bo to prawdopodobnie z jej polecenia dostali rekord dila od atlantika juz na swoj debiutancki material, dobry kawalek trivii
2
Aug 29 2021
View Album
Hunting High And Low
a-ha
Kolejny popowy material, tym razem z troche innej epoki, z innej lokacji i innego kalibru, bo Hunting High And Low to debiutancki album norweskiej bandy o bardzo orginalnej nazwie dla czleka spoza krainy fiordow, a-ha, plyta z 85, wiec z czasu najwiekszej synthowej epidemii, co czuc na praktycznie calym materiale, ktorego jest 35 minut, chociaz rownie dobrze mozna zapoznac sie z pierwszymi 3 minutami i 45 sekundami i juz wiedziec co, gdzie, jak i dlaczego, bo wlasnie tyle trwa otwierajacy trak take on me, ktory jest wizytowka bandy, a tu ciekawostka jednym z najbardziej popularnych songow z europy w czasach wczesno jutubowych, wiec nie dziwne, ze znam go z katowania stacji radiowych tym wlasnie songiem, bo o ile sam trak ma w sobie cos co mozna nazwac duchem tamtej epoki, tak od strony muzycznej jest to produkcja raczej sredniawa, mam na mysli caloksztalt plyty, bo tak synthowego popu dawno nie slyszalem tutaj, banda troj osobowa, glosny wokal, pan na gitarce i pan od klawisza, do tego drumy z automata, tak samo basior i mamy disko polo pelna geba, co do samego wokalu, to pan Harket brzmi troche jak lidlowy bowie, za co oczywiscie plus, ale ciezko znalezc cos na czym mozna zawiesic ucho na tej plycie, oczywiscie poza openingiem, gdybym mial wskazac traki ktore jeszcze jakos sie wyrozniaja, to bylyby to and you tell me o wiele wolniejszy trak niz reszta materialu, wiec nie jest tak popowo, a kolejnym jest zamykajacy here i stand and face the rain, ktory sampluje z poczatku jakies chorki koscielne, albo tak to przynajmniej brzmi i jakos zmienia sie w ciagu tych 4 minut grania, egzotyczne smyczki i produkcja robia tutaj robote, czego nie mozna powiedziec na reszcie materialu, gdzie na niektorych kawalkach trzeba regulowac glosnosci samodzielnie, na plejaka wrzuce jedynie take on me, jako swoista wizytowke albumu
2
Aug 30 2021
View Album
Fishscale
Ghostface Killah
Czego jak czego, ale pana Ghostface Killaha na takiej liscie sie nie spodziewalem i to dodatkowo z takim materialem, bo dalbym sobie obciac lape, ze ironman, gdzie persona tonyego starka snuje opowiesci z getta bedzie miala o wiele wieksze szanse na pojawienie sie tutaj, tak samo sprawa ma sie z supreme clientele jako album inspirowany czarnym ladem, a tu jednak fishscale, czyli album ktorego motywem przewodnim jest dealowanie koko, na co juz nawet tytul jasno wskazuje, rybie luski to okreslenie na wyjatkowo czysta kokaine, okolo 90% wtedy nie mamy do czynienia z bialym proszkiem sprzedawanym na dworcach, ale raczej z bialo lsniacymi krysztalami lub czyms oscypkowo wygladajacym przed pieczeniem, wiec plyta trzyma sie tego motywu opowiadajac na temat dzialalnosci przestepczosci zorganizowanej po murzynsku, jak przystalo na gettowe historie mamy opowiesci o biegaczach, porucznikach, kucharzach, niewinnych przechodniach wciagnietych w ten swiat kilogramow za sprawa kawalka olowiu, thugowej milosci, lojalnosci do rodziny i do ulicznej rodziny, szybkich pieniadzach, szybkim zyciu i jeszcze szybszym umieraniu, plyta to godzina dwanascie solidnego materialu, z 27 trakow 7 to skity, ktore sa dla mnie jak najwiekszym problemem albumu, bo w wiekszosci sa to bardzo typowe ghostowe monologi, ktore maja wprowadzic do traka, o ile ghost nigdy nie byl w moim top 3 czlonkow wutangowych, tak jak slucham tej plyty to jest zadziwiajaco rowna, jesli chodzi o liryczny deliwery, nie ma tutaj przesadzonej liczby featurow, jak na poprzednich materialach, taki ironman, to praktycznie album trio killaha raekwona i cappadonny, dodatkowo z beatami od pana RZA, wiec wutang pelna geba, tutaj natomiast czuc o wiele bardziej solowosc tego projektu, takze od strony beatowo producenckiej, bo RZA nie wystepuje tutaj jako producent, tylko ma jednego wersa na 9 milli bros, ktory featuruje wszystkich zyjacych, oraz tych troche mniej zyjacych, czlonkow wu tanga, a wiec kto wyprodukowal plyte, odpowiedz na to pytanie jest skomplikowana, bo dlugo by wymieniac 11 apostolow producerki ktory zebrali sie zeby ugotowac taki krazek, obok takich nazwisk jak pete rock czy j dilla pojawiaja sie takze calkiem niespodziewane picki, ktore slychac juz podczas pierwszego odsluchu, mianowicie mf doom na producerce, zastanawialem sie skad on mial tyle materialu zeby wypuscic trzy albumy czysto instrumentalne, ktorych w wiekszosci nie uzywal na swoich materialach, to wlasnie po czesci otrzymalem odpowiedz na clipse of doom czy jellyfish, albo na wspominanym juz wutangowym traku, na nastepne instrumentalne sluchanie musze obadac orginy reszty special herbsow, z pikow plejlistowych na liste wpada kilo, brosy i back like that, z najbardziej 2k06 featurem jaki mozna sobie wysnic, czyli pan ne-yo i jego aksamitne wokale na chorusie, lista kolejny raz pozytywnie zaskakuje iloscia murzynskich albumow, a zaskoczenie tym wieksze, bo to jednak thugowo hardkorowy material, a nie radio friendly kontent
4
Aug 31 2021
View Album
3 Years, 5 Months And 2 Days In The Life Of...
Arrested Development
Kolejny czarny pick, ale tym razem z calkowicie przeciwnego kranca spektrum murzynskiego rapu, bo 3 years, 5 months and 2 days in the life of... jest calkowitym przeciwienstwem fishscale od pana ghostface, a wiec czym jest, jeden z pionierskich materialow alternatywnego conscious rapu, ktory stara sie edukowac czarna spolecznosc w duchu panter i 5 procentowcow, ale jednak jest przy tym krytyczny, bo widzi w jakim kierunku zmierza spoleczenstwo czarnych braci, no i jak rozwija sie sama branza hip hopowa, gangsta rap lat 90 i 80, wiec album stara sie znalezc alternatywny storytelling, nie az tak wypelniony negatywnoscia wyscigu po kilo, ale innym spojrzeniem na czlowieka, a to ze wylosowalo taki material akurat obok fishscale pokazuje jak roznorodny potrafi byc ten gatunek. ale skad w ogole pomysl na taka plyte, arrested development to nie jest typowa hip hopowa banda, bo bardziej swoim skladem przypomina jakis jazzowy kolektyw, 20 czlonkow, bo wiekszosc instrumentow jest grana live, kilku inzynierow produkcji, chorkowe wokale, zwlaszcza rzenskie, oraz niesamowicie ciekawy duet Speech i Baba Oje, dwojka poznala sie podczas studiow na uniwerku wisconsin–milwaukee, co nie byloby niczym dziwnym, gdyby nie to ze pan Baba Oje w czasie gdy byl studenciakiem mial 57 lat, zostal on wsparciem duchowym bandy, tak ciekawej bandzie udalo sie po 3 latach 5 miesiach i 2 dniach dostac rekord dila i wypuscic plyte ktora zapiszac sie w historii hip hopu, nie byl to ich ostatni material, ale material z mtv unplugged czy Zingalamaduni nie sprzedaly sie juz tak dobrze i nie trafily do szerszego grona sluchaczy, nastepnie seria epkow, az do 2020 gdzie ponownie pojawili sie z pelnoprawnym albumem dont fight your demons, ale to wlasnie trzema rokami zasiali ziarno pozytywnych vibow, ktore wydalo plon, ktory zmienil gangsta rap i nadal mu nieco pozytywniejszego odcienia za sprawa ekip takich jak outkast, goodie mob czy nappy roots, plyta nie posiada za bardzo bengierow, bo jest spojna caloscia, gdzie kawalek przechodzi w nastepny, pan speech robi robote jako prawdziwy mistrz ceremonii, bo niektore kawalki brzmia praktycznie jak wyrwane z ambony i to nawet nie 5 procentowej, ale czarnej ambony jakiegokolwiek zgromadzenia majacego na celu poprawe sytuacji danej spolecznosci, z trakow ktore najbardziej do mnie trafily, to menelowy kawalek mr wendal, tennesee czyli kawalek o milosci do malej ojczyzny i jednoczesnie do ludzi bedacych jej czescia, ostatnim kawalekiem na plejke bedzie fishin 4 religion mowiacym o morzu ideii, religii, w ktorym latwo jest utonac, z poprzednich odsluchow mialem juz dodanego people everyday traktujacy o prowadzeniu sie czarnych braci, ktore tutaj pan speech karci jako niegodne czleka rozumnego, kolejny dobry pik, tylko czekam czym lista pokara za takie sluchanska
4
Sep 01 2021
View Album
São Paulo Confessions
Suba
A to ci dopiero ciekawy pik, plyta artysty o pseudonimie Suba, ktory pochodzil z dawnej jugoslawii, nagrywana w brazylii, a wydana w belgii, jest to tez jedyna plyta z jego zyjacej dyskografii, ktora mozna znalezc, a co do muzyka ktora jest tutaj grana, to jest to ciekawa fuzja muzyki elektronicznej z rytmami latynowskiej hameryki, wiec przewszystkim acidowy jazzik, samby, polowa kawalkow to numery czysto instrumentalne, natomiast reszta zawiera spiewy roznych brazylijskich wokalistej, jakos lepiej slucha mi sie trakow bez wokalu w tym wypadku, wokale sa do zludzenia do siebie podobne, moze to jezyk, albo ich proba zgrania sie z downtempoym beatem, ale jednak cos mi w nic nie pasuje, kompozcje stara sie laczyc w sobie elementy muzyki elektronicznej z brzmieniem latino gitarowym czy tez perkusujnym, pojawiaja sie tez klawisze, ktore najbardziej urzekaja na traku na neblina, ktory brzmi jak cos co moglo wyjsc spod lapy nujabesa, az tak dobre downtempo, ale nie samymi wolnymi tempami zyje plyta, jak brazylia, to musi byc takze i samba, wiec znalazl sie i traczek samba do gringo paulista, ktory jak dla mnie brzmi najbardziej latynosko z calego albumu, wiec gringowi udalo sie przekazac swoje doswiadczenia z zycia latino, bo ciekawy wydaje sie zyciorys pana suby, emigracja z jugoslawii w 89, gdy panstwo chylilo sie ku nieuniknionemu rozpadowi, kariera za wielka woda w tytulowym sao paulo, a do tego zakonczenie tej kariery smiercia za swoja muzyke, staral sie ratowac z pozaru materialy ktore mial w studiu, pewnie z tego powodu tez sam pik jest na tej liscie, bo skoro starszych materialow nawet nie ma w szeroko dostepnym streamie, to prawdopodonie jest to przyklad tak dobrze znanego muzycznego life after death, ale dobrze ze pojawiaja sie rowniez tak swieze w swym koncepcie rzeczy, a nie sam brytyjski pop czy znane juz murzyny
3
Sep 02 2021
View Album
Repeater
Fugazi
Repeater, dobry tytul dla plyty ktora mam wrazenie, ze gdzies juz slyszalem, moja okolo rokowa plejka gosci dwa traki od fugazi, ale sa to kawalki z pierwszych epkow, ktore potem zostaly zlaczone w jeden album znany jako 13 songs, ale i tak wrazenie deja vu pozostalo, do czasu az sprawdzilem wokaliste bandy, czyli pana iana mackaye, ktory z wygladu przypomina nerdowskiego nauczyciela klas gimnazjalnych, to jednak potrafi niezle pokrzyczec na mikrofony gloszac hasla prostego punkerstwa, nie wiem czy w ogole istnieje jakies sensowne okreslenie na taki nurt w punku, ale z materialu na out of step i takze na repeaterze tresci sa wyjatkowo anarchistycznie pozytywne, wiec na tytulowym repeaterze mowa o tym jak konczy sie zabawa z drugami, w tym wypadku chodzi o dealowanie, a sam repeater, to pistolet powtarzalny, co robi sens w odniesieniu do kontekstu, dodatkowo repeater to aluzja do tego, ze jest to problem ciagle sie powtarzajacy w spoleczenstwie, a raczej w systemie, ktory oczywiscie z duchem punka nalezy zburzyc, spalic i obszczac, samo uzywanie drugow takze jest ganione na innych kawalkach, jak zamkajacy orginalna wydanie shut the door, dostalo sie takze coonsumerom i materialista, jak na traku merchandise, wiec nie ma mercza od fugazisow, nawet kawalek o styropianie sie znalazl, wiec material pod tym wzgledem jest nawet bardziej zroznicowany niz out of step od minor threat, no ale jest to tez prawie dwa razy dluzszy material, bo 35 minut w orginalnym wydaniu i 42 z trzema dodatkowymi kawalkami, ktore dostepny byly na spotifaju, ale jednak bardziej przemawialo do mnie instrumentalna hardkorowosc out of step, to repeater juz jest po hardkorze i zmierza w kierunku garazowego grania, nie bez powodu mowi sie o tym albumie jako influencja dla nirvany czy pearl jama, bo indyjski rock jest w nim silny, ale basior jest zdecydowanie hajlajtem plyty, zwlaszcza na trakach takich jak two beats off, ktory leci na plejke razem z swoim intrem, przynajmniej oba traki maja jeden motyw liryczny, czyli greed, a ostatnim kawalkiem plejkowym bedzie wspomniany juz tytulowy repeater, dobrze sie sluchalo, ale nie jest to jednak az takie zaskoczenie dla ucha jak poprzedni material pana iana, ktory dane mi bylo uslyszec na liscie
3
Sep 03 2021
View Album
(Pronounced 'Leh-'Nérd 'Skin-'Nérd)
Lynyrd Skynyrd
Banda ktora zna chyba kazdy za sprawa ich wiecznie zywego sweet home alabama, ktory jednak nie pochodzi z tej plyty, krazek ktorego tytul pomaga w poprawnej wymowie nazwy zespolu jest ich debiutanckim albumem, na prawie 43 minutach jest zawarte 8 trakow, utrzymanych w klimacie poludniowej hameryczki, wiec taki mieszaniec country z bluesem, do tego mocne brzmienia hardego rocka i dostajemy klimat radia X z gta pelna morda, w ktorym pojawia sie przynajmniej jeden kawalek z tej plyty, bo pamietam cos free birdowego z osta, free bird moze byc najbardziej rozpoznawalnym numerem lynyrdow, a to za sprawa epickiej gitarkowej solowki, ktora zamyka kawalek jak i cala plyte i trwa ponad 5 minut, co czyni go takze najdluzszym songiem plyty, jak i calej dyskografii lynyrdow, co do samej bandy to ich brzmienie definiuje trio gitarkowe Rossington na leadzie w wiekszosci trakow czasem zmieniony z Collinsem, ktory na tej plycie operuje glownie na rytminczej i akustyku na free birdzie oraz Kingiem basiorzem, ktory mial leada na missisipi kidzie, to wlasnie harmonia miedzy nimi najbardziej urzekla mnie podczas odsluchu, dodatkowymi instrumentami sa typowo rokowo drumsy Burnsa i klawisze Powellowe, ostatnim elementem do ukladanki brzmienia bandy jest wokalista i autor tekstow Ronnie Van Zant, ktory brzmi tu o wiele nizej, cale szczescie, niz na traku z ktorego kojarzylem bande czyli sweet homa alabamowego, jak dla mnie dobry wokal oddajacy liryke tekstow, jak byc powinno gdy ktos pisal traczka przeciez, a lirycznie plyta takze daje rade, chociaz porusza dosc oklepanie poludniowe motywy, to robi to jednak szczerze i nie czuc tu zaszablonowania gatunkowego, wiec posluchamy o uwielbieniu do wolnosci, niebezpieczenstwach wiskaczow, dancingow z nieznajomymi pieknosciami czy o tym jak dobrze przezyc zycie, jako prosty czlek, jak do mnie bardzo trafil storytelling pana Ronniego, dobry pik dodatkowo przesluchany w pasujacych do plyty okolicznosciach, bo spity i wygiety na fotelu znajomka po calonocnej libacji festiwalowej, na plejaka dodam traki, o ktorych juz po czesci wspomnialem podczas opisu kontentu lirycznego, czyli zamykajacy free bird, poision whiskey i simple man, chociaz plyta jest na tyle rowna, ze kazdy z trakow nadawalby sie na plejke
4
Sep 04 2021
View Album
At Budokan
Cheap Trick
I kolejny live albumik, tym razem prosto z nippona, chociaz banda jak najbardziej hamerykanska, o ktorej dodatkowo pierwsze slysze, a tym koncertem z japonii zyskali tam taka slawe jakby byli nowym wcieleniem beatlesowym, co zreszta slychac dobrze na tej plycie, bo jest to wyjatkowo surowe nagranie, jesli chodzi o redukcje przeglosow z widowni i nipponki piszczacy jakby mialby byc zaraz zmaglowane przez potezne brzmienie cheap trickow, za brzmieniem tym stoi 4 osobowa banda w skladzie, Rick Nielsen glowna gitarka, a dodatkowo autor wszystkich kompozycji tutaj zagranych, Tom Petersson na basie, za drumy odpowiedzialny byl Bun E. Carlos, natomiast role wokalisty odgrywa Robin Zander, ktory dodatkowo rytmiczna gitarka wspiera bande, slysze zespol pierwszy raz, a jednak robia wrazenie, ze gdzies juz podobne motywy byly grane, najblizej wokalnie tutaj do pana Planta z zeppelinow, samo brzmienie jest rownie harde jak ledowe, ale mniej tutaj zmian tempa i solowych wokali, a wiecej grania stadionowego, czyli mocna napierdalanka, ten efekt napierdalanki wzmagaja jeszcze bardziej te okrzyki trybunowe wscieklych nipponek, cheap tricki daja takze queenowe viby, ale to moze tez kolejny efekt tych wrzaskow widowniowych, na nagraniu znalazly sie songi z poprzednich wydan bandy, a takze z albumu ktory wychodzil podczas tej trasy, znalazl sie takze jeden cover aint that a shame, kontent liryczny stoi na bardzo popowym poziomie, wiec grane jest to co najlepiej sie spiewa, albo raczej najlatwiej, bo przeciez muzyka ma trafic do mas zebranych na tak poteznej arenie jak budokan, jako ze jest to live od kawalka do kawalka przerwy miedzy trakami sa jakos zbridzowane i nie czuc przerw miedzy nastepujacymi po sobie piosenkami, ale za to trzeba sluchac zwrotow do publiki i lapania kontaktu wolnym ingliszem, zeby japonice moglby choc sprobowac ogarnac co tam sie odrokowuje, dobra plytka jesli ktos chce posluchac czegos z livowym feelingiem i nie ma przeciwskazan do popowego rokowania, natomiast muzycznie jest mocno srednio, bo mimo swej hardosci koncertowej, to czuc mialkosc materialu zrodlowego, bo niestety sprawdzilem kilka trakow w studyjnych wersjach i brzmia one jeszcze bardziej popowo niz tutaj, juz nie gitarka jest dominujacym brzmieniem, ale chocby klawisze, jak na surrenderze, ktory tutaj leci na plejke, a w wersji studyjnej traci synthowymi klikaczami i potwornymi overdubami harmonijkowych wokali, traki sa jakos pomyslanie ulozone, bo plyta zaczyna sie od hello there, a konczy na goodbye i clock strikes ten, co jest chyba dosc dobrym motywem na zakonczenie, live at budokan to 11 trakow i 48 minut, ktore zdecydowanie wpisuja sie w gatunek arenowego rocka, jak i sama konwencje livowych nagran, bo chyba najbardziej chodzi o to, aby oddac feeling bycia blisko muzyki gdy jest tworzona na zywca
3
Sep 05 2021
View Album
Elephant
The White Stripes
Drugie stripsy na liscie, tym razem elephant z ktorego pochodzi najbardziej znany trak zespolu czyli seven nation army, jak kawalek o tym jak sie jest wkurwionym na to, ze ktos caly czas opowiada o relacji whitow w bandzie za ich plecami stal sie hymnem pilkarskim i byl chantowany nawet na world cupie 2k18, pewnie ma z tym cos wspolnego budowa traczka, bo jak wszystkie kompozycje pana whita wowodza sie z filozofii mniej to wiecej, tak samo tutaj dwu osobowa banda z pomoca jedynie drumsow walacych w zakresie serduchowym i gitarki, ktora jest puszczona przez pedala digitech whammy, ktory z semi akustyka stworzyl tu cos co brzmi jak bas, najbardziej czuc to podczas chorusa bezlirykowego, ktory jest wizytowka kawalka, na popularnosc numeru mialo wplyw tez pewnie widelo, bo jest to jeden z najbardziej zapadajacych w pamiec teledyskow ery mtviowej, takze obrazowo minimalistyczny z kalejdoskopowymi przejsciami, ktore dodatkowo zmieniaja czas tranzycji w zaleznosci od tego co sie dzieje na beacie, prosty acz tak satysfakcjonujacy zabieg, a to dopiero pierwszy trak z 14 ktore ma do zaoferowania plyta, ktorej laczny czas grania to 50 minut, motywem przewodnim plyty sa love songi z innej perspektywy, bo duet juz wtedy oficjalnie nie byl para, ale na tak dobrych termach sie rozeszli, ze nadal pozostali panstwem whitow, najbardziej oczywistym przykladem tego bedzie zamykajacy well tts true That we love one another, ktory featuruje Holly Golightly, dokladnie jak w sniadaniu u tiffaniego, song oparty na akustyku jacka i tamburynowaniu meg na trzy glosy, ktore prowadza ze soba dialog w ktorych mozna doszukac sie nawiazan do sniadania tiffaniego jak i relacji megowo jackowej, caly song przypomina mi hotel yerobe z blood cellow, nie jest to jedyny kawalek akustykowy, bo znajdzie sie ich conajmniej kilka, przy czym jest nawet traczek calkowicie megowy, jesli chodzi o wokal, czego nie bylo na poprzedniej plycie, troche plejkowych piczkow sie uzbieralo, bo poza seven nation army, ktory juz byl dodam zamykajacego songa na trzy glosy, the air near my fingers, traczek coverowy czyli i just dont know what to do with myslef autorstwa Bacharach i Davida i the hardest button to button, ktory takze ma bardzo orginalny pomysl na swoje video, szotowany przez 3 dni przy wykorzystaniu 32 drumowych kitow i 32 ampow i 16 mikrofonowych stendow, prawdziwy slajdszol, ktory warto obejrzec, jesli poprzedni albumik sprzedal dla mnie bande, tak ten jeszcze bardziej utwierdzil mnie w przekonaniu, ze ten duet potrafi przechodzic od minimalizmu brzmieniowego w maksymalizm, jesli da sie to tak okresic, a przy wykorzystaniu jak najmniejszych zasobow tworzyc roznorodne brzmienia, od folko balladowych bluesowych brzmien po garazowe granie, a to wszystko z pomoca wylacznie drumow, gitarek przesterowanych na roznorakie sposoby i okazjonalnych klawiszy czy tamburinow
4
Sep 06 2021
View Album
From Elvis In Memphis
Elvis Presley
Kolejne spotkanie z panem Elvisem, no i kolejny komebek, tym razem powrot od tworzenia muzyczek pod soundtraczki, a nagrywanie tego co pan presley chcialby nagrywac, jako artysta presley to glownie wokal i gitarka, ewentualnie klawisz, wiec kompozycje ktore spiewa sa oparte o klasyczne numery lub tez wielcy lirycy tworzyli dla niego traczki na zamowienie, skoro muzyka popularna to wiadomo, ze wiekszosc kawalkow to beda ballady milosne szczesliwe lub smuteczkowe, ale milosne, bo taki motyw przewodni muzyki popularnej, ktorej elvis jest niekwestionowanym krolem, no i jak to bywa w takich nagraniach na liscie wykonawcow widnieje 30 nazwisk, ktore przewijaja sie przez caly material, cecha charakterystyczna albumu sa soulowe chorkowania na prawym kanale, czemu tylko na prawym, nie mam pojecia, ale tak zmasterowany material, ze wokale backujace slychac tylko z prawego w tym wypadku, a z pewnoscia nie jest to wydanie mono, bo wokal glowny jest podzielony na dwa kanaly, ale instrumenty maja swoje miejsce na danym kanale, ktorego nie opuszczaja, a jednych trakach daje to calkiem dobry efekt, jak na only the strong survive, wyjatkiem od reguly prawego kanalu jest gentle on my mind, gdzie chorkowanie slychac na lewym, no i meskie glosy backujace tam sie pojawiaja, na tym materiale bardziej czuc soulowego funka niz country rocka, co jak dla mnie jest zaskoczeniem jako elvisowego ignoranta, ale jednak na plejke dodam traczka raczej gospelowego czyli zamykajacy orgianlne wydanie in the ghetto, ktory wyroznia sie tematycznie sposrod reszty traklisty, bo jednak zycie i umieranie gettowe to lekkie oderwanie od motywu lowu lowu, drugim kawalkiem bedzie im movin on, czyli cos bardziej klasycznie countrowego, a nawet honky tonkowego, wydanie spotifajowe to jakis dziwny kompromis pomiedzy orginalnym, a cdkiem z 98, bo zawiera 16 traczkow na 50 minutach, a nie jak orginal 12 w 36, ale brak mu dwoch kawalkow do pelnego cdka, lepiej sie tego sluchalo niz elvis is back, ale jednak czuc, ze material ma ponad 50 lat, a nagrywany byl jak byl i teraz mozna tylko maskowac tworzac takie pseudo mono wydania
2
Sep 07 2021
View Album
Metallica
Metallica
No i hat trik zdublowanych zespolow zaliczony, tym razem zmiana klimatu na mocniejsze brzmienie, choc nie do konca tak mocne jak myslalem, bo album juz nie gra tak traszowo, a bardziej metalowo radio friendly, chyba cos w tym jest bo spoti pokazuje trzy traczki z tej plyty jako topowe kawalki, a przeciez kazdy wie ze metallica skonczyla sie na kill em all, chociaz sluszniejsze wydaje sie stwierdzenie, ze skonczyla sie wlasnie na tym czarnym albumie, bo tak tez mowi sie na te plyte, no bo czorna okladka jak u pana kejniego prawie, z jakims wenzem hamerykanskim, jak dla mnie zmiana stylu tej plyty jak najbardziej na plus brzmieniowy, ale mniej BPMow oznacza, ze lirycznie plyta jest bardziej zrozumiala i niestety meczy swym kontentem prawdziwie metalowym, czyli gimboteizm edycja kucerska pelna geba, jak to ludzie umieraja, czemu tyle zla, jesli nie religionowe kontenty to oczywiscie metalowe uwielbienie wlasnej ekspresji za pomoca agresji, jak na dont tread on me, jak dla mnie najwiekszym problemem plyty jest jej czas trwania, bo godzina dwie minuty na dwunastu trakach takiego grania, to zbyt wiele jak na moje uszy, bo obok radyjkowych ballad ktore jeszcze da sie przezyc sa kawalki jak of wolf and man czy throught the never gdzie darcie ryjca jest tak meczace, ze klawisz skip sam sie klika w kieszeni, na plejaka wrzuce dwa z trojcy tej plytyki, czyli otwierajacy enter sandman, ktory sam ma wyjatkowo dobre otwarcie jesli chodzi o kawalek, bo jednak gitarkowo jest to dobre granie, ale potem dochodzi wokalowanie, no i jest jak jest, kolejnym kawalkiem bedzie the unforgiven, ktory featuruje akustyczne brzmienia i najlepszy, albo najmniej slaby performens wokalny pana hetfielda, mam nadzieje, ze tym razem metallica skonczy sie na metallice, chociaz jeszcze wypadaloby posluchac ride the lightning, bo przeciez ky kiskowa referencja, przy czym tych referencji pewnie bedzie o wiele wiecej w dyskografii metalikowej
2
Sep 08 2021
View Album
Soul Mining
The The
Dobrze raz od czasu trafic cos co potrafi calkowicie zaskoczyc, bo Soul Mining na pierwszy rzut oka zapowiadal sie jak X wyspiarskich synthowych popowych materialow, ktore juz sie przewinely przez liste, a tymaczasem mialem okazje uslyszec cos zupelnie swiezego od pana Matta Johnsona, bo banda The The, to jedynie przykrywka dla jego wlasnej tworczosci, w sensie, ze zespol nie mial stalych czlonkow tylko byli oni zmieniani w zaleznosci od potrzeb artystycznych, taka wolnosc tworcza i wyjatkowo talent do kamuflowania przemyslanej liryki na synthowych brzmienaich i przemycaniu kawalkow ktore zostawiaja cie z przemysleniami w piosenakch przy ktorych ludzie powinni tanczyc, to wlasnie majstersztyk tego materialu, plyta jest pierwszym studyjnym wydaniem w dyskografii The The, orginalna wersja ma 41 minuty na 7 trakach, gdzie najdluzszym zamykajacym kawalkiem jest giant, ktory jest ostatnim krzykiem juz prawie doomerskim plyty, how can anyone know me
when I dont even know myself? takim pytaniem i odpowiedzia yeah, yeah, yeah konczy sie caly album, nie wiem jak ludzie w komentarzach pod this is the day czy i've been waitin for tomorrow uwazaja, ze jest to pocieszna muzyka z pozytywnym przeslaniem lirycznym, jak caly soul mining jest doslownie kopaniem rozpaczy, byc moze takie kopanie potrafi podniesc na duchu, ale z pewnoscia zmusza do przemyslen wywolujacych poczucie smutku i bezradnosci, w skali bloomerowo doomerowej, album to solidny kawalek rozsadnego gloomera starajacego sie przejsc na strone bloomerska, jak na traczki the sinking feeling, gdzie podmiot liryczny oswiadcza, ze jego stan jest wynikiem moralnego zepsucia jakie toczy sie przez jego kraj, czy czasy, ale jednak nie rzuca sie w otchlan doomerstwa i opiera sie latwemu rozwiazaniu, a zostaje dla jutra, bo jak mozna inaczej, ciekawe sa takze przewijajace sie watki tego co jest po zyciu, a wiec pojawia sie strach zarowno przed bogiem jak i pieklem, niezdecydowanie w tej kwestii pojawia sie kilkukrotnie, tak samo motyw bycia zaleznym od drugiej osoby, to znaczy wiazanie swojego szczescia z druga osoba chyba nigdy nie jest zdrowe, bo nawet jesli chwilowo taka wiez, to jednak nic nie moze wiecznie trwac, to motyw przewodni tytulowego kawalka oraz the twilight hour, a co do brzmienia tego post punkowo synthowego albumiku, to nie spodziewalem sie, ze tak dobrze mozna zgrac synthowe brzmienie z zywymi instrumentami, zwlaszcza jak na solowy material, pan Matt byl rowniez producentem albumiku, na liscie muzykow bioracych udzial w nagraniach widnieje 18 nazwisk, wiec ciezko stwierdzic kto na czym gral, ale z pewnoscia sluchac dosc ciekawe wykorzystanie niecodziennych instrumentow, jak akordeonu i skrzypiec na this is the day lub klawesow na giantcie, czy wiolonczeli w the twilight hour, ale calosc materialu jest spojna kompozycja, co najbardziej w budowie trakow mnie urzeklo, to to jak kazdy kawalek z osobna ma wlasny opening i rozwija sie w przeciagu trwania utworu, wykorzystanie synthezatorowych wokali na chorusach daje wrazenie, ze jeszcze ktos tu spiewa poza czlowiekiem orkiestra, a to jednak one man show, dziwne jest ze nie czuc zeby album byl z 83, gdybym mial obstawiac to strzelalbym w pozne lata 90, a tu jednak poczatek 80, co moze najbardziej zdradza pewna maniera wokalna, ale samo brzmienie instrumentali jest tak jakosciowo zmiksowane, ze nie brzmi to jak debiutancki material wlasnej produkcji, ale jak cos z mainstreamu madchestera, co do plejkowych traczkow, to dodam najpopularniejszy kawalek z albumu czyli tak niezrozumiany this is the day i the sinking feeling, a caly album laduje na poleczce spotifajowej piczkow o wyjatkowej jakosci
4
Sep 09 2021
View Album
Picture Book
Simply Red
Kolejne wyspiarskie granie, tym razem banda Simply Red rodem z manchesteru, rocznik tego debiutanckiego albumu to 85, a gdyby klasyfikowac gatunkowo to najbardziej pasuje niebieskooki soul po dosc popowej stronie spektrum gatunku, 44 minuty na 10 trakach, gdzie wiekszosc kawalkow miesci sie w 4 minutowym radio pleju tajmie, pomimo tego ze dlugosciowo plyta jest akurat, nie za dluga nie za krotka, to jednak czuje, ze za tydzien juz nie bede pamietal z niej zadnego traczka, zarowno lirycznie plyta niczym nie przyciaga uwagi, instrumentalnie kawalki takie jak sad old red czy jericho grane sa jak cool jazzowe numery, ktore pod tym wzgledem slucha sie dobrze, ale obok nich czuc kontrast bardziej soulowo rokowych numerow jak otwierajacy come to my aid, ktory krzyczy swoimi trumpetami i klawiszami, to sa lata 80, nie potrafie zrozumiec jak banda chciala polaczyc tak dwa rozne style grania na jednym materiale i kto byl zadowolony z finalnego efektu, ze az album znalazl sie na liscie 1001 albumikowej, ale tak juz to jest z wyspiarskimi materialami, na plejaka wrzuuce sobie moneys too tight ktory najlepiej laczy dwa swiaty plyty w jednym traczku, takie zdziwienie dlaczego ten traczek tak rozni sie lirycznie od reszty materialu, a okazuje sie, ze jest to cover murzynskiego soulowego kawalka od the valentine brothers z 70s, wiec pan Hucknall, ktory jest tutaj glownym wokalem i klawiszami jest tak bialy, ze tego pietno jest odczuwalne na liryce tej plyty, z ciekawostej jeden traczek pisany byl przez pana Bryne z Talking Heads, to jest heaven, ktory rowniez pasuje tutaj jak piesc do nosa, im dluzej sie tej plyty slucha tym gorzej chce sie ja oceniac, wiec koncze ten wymeczony odsluch
2
Sep 10 2021
View Album
Made In Japan
Deep Purple
Kolejny album zywy, no i kolejna podroz do nippona, tym razem z o wiele bardziej znanym zespolem, bo dyskografie studyjna Deep Purple juz mialem okazje przesluchac, wiec na trakliscie zadnych niespodzianek, no moze poza tym, ze niektore kawalki sa grane podwojnie, jak speed king czy black night, wynika to z tego, ze nie jest to zapis jednego koncertu, tylko sklejanka mateiralu z japonskiej trasy koncerowej, jesli wiki mnie nie zwodzi, to dokladnie z trzech koncertow jednego z Budokana w Tokio i dwoch z Festiwal Hall w Osace, juz same ten fakt, ze nie jest to nagranie jednego koncertu a takie best of trasy koncertowej, jest dla mnie troche dziwne, no ale wiecej dobrego grania, bo to album z okresu pomiedzy machine head a who do we think we are, czyli okres w ktorym banda juz dobrze przeszla od psychodelicznych poczatkow w bardziej harde granie, ktore akurat o wiele lepiej wychodzi na takich livowych materialach, wiec poza wspomnianymi juz trakami na albumue znajda sie takie klasyki jak space truckin, smoke on the water czy child in time, album slucham praktycznie majac z tylu glowy jeszcze at bukokan od cheap trick i najbardziej uderza roznica w interpretacji kawalkow, o ile na cheap tricku brzmienie bylo rozne od tego z wersji studyjnej, to jednak banda trzymala sie tego co jest na traczku, tutaj natomiast Deep Purple stawia na prawdziwe jamowanie i improwizacje, wiec 5 minut roznicy pomiedzy wersja live a albumowa nie jest czyms dziwnym glownie sa to solowe popisy na gitarkach pana Blackmore czy drumowe od Paicea, jak na the mule, 9 minutowa wersja, wiec o ile jestem w stanie uwierzyc, ze jest to najlepszy livowy wystep bandy, to czas trwania albumu potrafi zmeczyc, bo jest to ponad 2 godziny, co jak na sluchanie z codziennego polecenia jest iscie maratonskim czasem, na plejke raczej nie bede nic wrzucal, bo chociaz jest to solidny kawal muzyki, to plejki lajwowej nadal nie udalo mi sie zorganizowac, a wiekszosc kawalkow juz i tak jest na rokowej plejce, o czym jeszcze warto wspomniec, to to ze nie slychac tutaj zadnego overdubowania, albo jestem gluchy, albo tak mistrzowko zaranzowane, ze nie daje sie go wylapac, choc sadze, ze miala to byc wylacznie plyta na rynek nipponski do sprzedazy po tournee, a wyszedl material klasyczny, dlatego tak niewielki naklad orginalnego tloczenia winylaka, no i pod wzgledem nagrania to jednak da sie stworzyc livowy koncert z budokana bez psychofanek wykrzykujacych randomowe nipponskie zwroty
3
Sep 11 2021
View Album
Ace of Spades
Motörhead
Kolejny hardy material, tym razem jeszcze ciezszy niz Deep Purple, bo Motorhead, z smiesznym o, to juz chyba bardziej metal, a nawet speed metal w niektorych momentach tej plyty, jakze klasycznego Ace of Spades, ktore nawet jako laik ciezkich brzmien, ku zdziwieniu niektorych, znam i szanuje, zwlaszcza zalozyciela i jedynego stalego czlonka bandy, czlowieka legende, kgogos kto dla metalu jest tym czyms czym Snoop Dog jest dla rapu, a wiec pana Lemmiego glosu i basiora bandy, chociaz dwoch pozostalych czlonkow ekipy to rowniez klasyczne nazwiska z tak zwanej zlotej ery motorheada, pan Clarke na gitarce i Phil zwierzak na drumsach, ale jesli mowa o zespole, to nie mozna zapomniec kto byl odpowiedzialny za ich brzmienie na plytach, czyli panu Vicowi Mailenowi, bo porownojac wczesne materialy bandy, a albumami ktorymi wybili sie do mainstreamu, to wlasnie najwieksza roznica jest po stronie producenckiej, okielznanie dzikiego brzmienia i nadania mu smuklosci co czuc zwlaszcza na licznych solowkach ktore tak czesto wystepuja na ace of spades, jak przystalo na szybki ciezki metal, jest krotko a tresciwie 36 minuty i 12 trakow, album tak prosty jak i sam gatunek, motywem przewodnim bedzie sex, drugersy i filozofia yolo, najkrocej rzecz ujmujac, slucha sie tego dobrze, bo z tekstow, ktorych autorstwo jest przypisywane calej bandzie, co tez jest zaskoczeniem w szol biznesie, bije autentycznosc, jak sluchasz traczka jak the chase is better than the catch, to slychac ze sa to slowa oswieconego czada, caly album opiewa szybkie pelne zycie i robi to tak dobitnie nie pozostawiajac zadnych dwuznacznosci co kto mial na mysli piszac kawalki o gwaltach, dzikich wezach i przynetach wieziennych, dopiero przy tym odsluchu skojarzylem skad taka okladaka, w motywie kowbojskim, kapelunio, poncze i cos pustynnego pod nogami, nawiazuje ona do kawalka shoot you in the back, ktory posilkuje sie tym samym motywem mowiac oczywiscie o szybkim zyciu i jeszcze szybszych zgonach, calosc byla nagrywana jeszcze w UK, dopiero lata 90 to emigracja do stanow, wiec to jakas podrabiana pustynia, tez dziwne ze postac tak kojarzona z hamerykanskim stylem zycia jest wyspiarzem, spotifajowa wersja obrodzila w alternatywne tejki i z 36 minut zrobilo sie prawie poltorej godziny na 27 kawalkach, niestety alternatywne tejki nie maja podjazdu do materialu albumowego, sa one tutaj tak jakby pokazac co pan Vic pocudowal z dzwiekiem motorheada, ze stali sie oni tak klasyczna pozycja na metal liscie, na plejaka obok ace of spades, ktroy juz sie tam cziluje od dawna laduje live to win, najbardziej pozytywny kawalek plyty, a o to naprawde ciezko wsrod tak pozytywnego podejscia do zycia jaki propagowal pan Lemmy
3
Sep 12 2021
View Album
More Specials
The Specials
Jeszcze wiecej specialsow, akurat tej bandy nie spodziewalem sie zobaczyc kolejny raz na liscie, bo wedlug spotifaja wszystkie klasyczne numery mieli zawarte na debiutanckim the specials, a tu kolejna plyta, mozna powiedziec, ze za ciosem, bo zaledwie rok po wydaniu pierwszej, tym razem banda dala sie poznac z jeszcze ambitniejszej strony, to nie jest juz ska przeniesione na brytyjskie wyspy, gatunek ktorym teraz sama banda sie okreslala to two tone, bo tak zwie ta mieszanka ska punku rocka i nowej fali, ale material na tej plycie jest tak chaotyczny, ze nie ma sensu szukac odpowidniego epitetu gatunkowego dla calosci, kazdy trak by trzeba bylo rozbijac i analizowac osobno, tak jak na poprzednim albumie kontent liryczny jest mocno polityczny, a moze tez swiatopogladowy, stara sie byc swiadomy, a bycie swiadomym w angli lat 80 za czasow teczerowej, to to juz lepiej kupic jakies tanie wino i o tym wszystkim zapomniec, taka jest tez wlasnie pierwsza sugestia na otwierajacym enjoy yourself, ktory jest typowo specialowym numerem, chociaz z mocna sekcja deta, a takie niewinne enjoy yourself przechodzi na kolejnych trakach w fatalistyczne do nothing czy rat race, ktory natomiast jedzie po karierowiczach, wiec w angli lat 80 nie bylo nic, nie ma nic, nie bedzie nic lepszego, wiecej trakow jest autorskich, chociaz w bandzie nie bylo jednego lirycysty, to kazdy wrzucil swoje dwa grosze i pojedyncze kawalki od roznych czlonkow sie pojawiaja, tak samo na wokalu czesciej mozna uslyszec czarne glosy, a nie tylko samego pana Halla. plyta ma kilka dobrych trakow, ktore brzmia prawie jak z pierwszego albumu, ale jednak druga strona jest mocno zapychajaca przez swoja niespojnosc stylowa, jakies cool jazzy, latino klimaty, westernowe klimaty, czy lounge, czyli gatunek majacy na celu swym vibem przeniesc sluchacza w dane miejsce, ten gatunek jest tutaj najbardziej odczuwalny na ghost town, gdzie naprawde robi robote, ale jesli zaraz po tym leci parostatkiem w piekny rejs, to troche wybija to z rytmu odsluch, szybka kariera bandy, wiec szybka ewolucja, moze zbyt szybka, pierwszy material mial w sobie o wiele wiecej zywej energii, tutaj znowu intensywnie wykorzystywany jest overdub przez co brzmienie jest bardziej doszlifowane, ale jednak traci na swoim charakterze, na plejke dodam friday night, saturday morning, stereotajpa i wspominanego do nothing
3
Sep 13 2021
View Album
Little Earthquakes
Tori Amos
Male trzesienia ziemi to jeden z najlepszych solowych projektow jakie lista do tej pory wyplula, przez solowych mam na mysli, ze jest to spektakl jednego aktora w tym przypadku Tori Amos, o ktorej slysze pierwszy raz, ale musialem juz ja gdzies slyszec, bo mam dziwne uczucie deja vu slyszac ten glos, potezny material, bo blisko godzina na 12 kawalkach, wszystkie napisane i skomponowane przez pania Amos, dodatkowo jest ona wspolproducentem czesci trakow, gatunkowo nazwalbym to popowym rokiem z tej ambitniejszej strony, wiec rownie dobrze mozna uzyc okreslenia alternatywnego rokowania, bo chociaz material popularny, to nie posiada on kawalkow radiowych, zarowno minimalistyczne brzmienie oparte na klawiszach, w ktore klika wlasnie pani Amos, zarowno klawisze elektrykowych bordow jak i fortepianowe da sie uslyszec podczas odsluchu, tak tez od strony liryczej jest to raczej trudny material, a moze ciezki bedzie lepszym okresleniem, bo glownymi motywami sa oczywiscie traumatyczne doswiadczenia zwiazane z edukacja seksualna, dorastaniem wsrod wartosci chrzescijanskich, feminizmem, ogolnym niezrozumieniem, wiec all that jazz, ale i tak najwazniejsze jest brzmienie jakie pani Amos stworzyla na tym materiale, mezzosopran w polaczeniu z minimalistycznymi klawiszami i dodatkowymi instrumentami granymi przez studyjnych najmenikow, wiec stringi wiolaczelowe, czy skrzypkowe, akustykowe gitarki, no i basiki, tworza spojna kompozycje, dawno nie sluchalo mi sie tak dobrze samego wokalu, glos jest naprawde czarujaco autentyczny, z plejkowych pickow dodam najabardziej winter, jako jeden z bogatszych instrumentalnie kawalkow, bogaty takze w motyw dorastania i niezrozumienia, kolejnym bedzie leather, ktory stara sie byc bardziej jazzowa niz rokowa kompozycja, co tez robi w ciekawy sposob progresujac klawiszami i elementami gitarki elektrykowej
4
Sep 14 2021
View Album
Parachutes
Coldplay
No i cos z wielkich popowych rokowcow wyspiarskich musialo wylosowac, bo dawno jakis nie bylo, wiec coldplay i ich debiutancki numer parachutes jest dokladnie tym czego sie spodziewalem kojarzac bande jedynie z ery mtv i kawalka ktory ich definiuje, czyli viva la vida, tak znowu pan eno top, ale tutaj pana eno nie uraczymy podczas odsluchu. a jedynie co plyta ma do zaoferowania to typowo mialkie popowo rokowe kompozycje z obowiazkowym pierdoleniem o Schopenhauerze, plyta brzmi jakby ktos dobrze odrobil zajecia z radioheadowania, ale jak sie inspirowac to od najlepszych, ale przez to cala plyta brzmi jak cos co juz sie slyszalo, takie downtempo jakie panuje na zdecydowanie wiekszej czesci plyty w polaczeniu z residentowymsleeperowym wokalem chrisa martina zmusza do samorefleksji nad brytyjska muzyka popularna, cale szczescie ze plyta zamyka sie w standardowym czasie albumikowym, bo w 41 minutach i 10 trakach, coldplay na tej plycie gra w skladzie cztero osobowym, przy czym sporo robi pan frontmenowy, bo nie tylko wokale, ale tez akustyk i klawisze i pianinko, traki oczywiscie pisane calobandowo, bo takiej mialkosci nie sposob wycisnac z jednego czleka, tu nawet nie chodzi o tematyke utworow, bo pomimo tego, ze wiekszosc to oczywiscie o stosunkach miedzyludzkich w bandzie czy to z lachonami, ale nawet openingowy dont panic, ktory jest nawiazaniem do autostopa galaktykowego, gdzie spiewane jest o pieknym swiecie w ktorym jest jednak duzo bonesow i piekny swiat nie zawsze jest tak piekny, orginalny pomysl na traczek, a jednak dwa wersy, takie same, chorusa i outro, minimalistyczny kawalek moglby ktos powiedziec, tak jak u radiohedow, ale z tak typowym wokalem jakim operuje pan martin brzmi to jak lupowanie 10 wyrazow, tak to wyglada na calym materiale, ciezko mi szukac jakis pozywynych momentow ktore chcialbym wrzucic na plejke, ale dodac cos trzeba, wiec wybieram songa o motywie bondowym zatytulowanego spies, kolejny dosc orginalny temat, a brzmi jak residen, moze plyta ma jakis glebszy ukryty przekaz ktorego ja nie potrafie wylapac, ale brzmienie nie kupilo mnie na tyle zebym zaglebial sie w lore albumikowe
1
Sep 15 2021
View Album
Suzanne Vega
Suzanne Vega
Folkowy pop czy popowy folk, oto jest pytanie, jest to debiutancki material pani Vega, ktora kojarze jedynie z jednego kawalka, to jest luka swego czasu mocno radiowo grany kawalek, eponimowy albumik ma calkiem podobny vibe do hitowego utworu, wiec kompozycje pisane na akustyka na ktorym gra na wszystkich 10 trakach pani Suzanne, do tego elementy elektryka, basik i okazjonalne wstawki egzotycznych instrumentali jak wiolonczela czy perkusja, na kazdym traku musi byc cos klawiszowego, a klawisze tutaj to synthowe klikacze, co nadaje temu folkowemu materialowi popowatosci, jak widac udalo sie, bo jednak kariere zrobila, chociaz nie tym materialem, bo wiekszosc topowych traczkow pochodzi z pozniejszych albumow, ale jak na debiutancki material to pani vega mocno okreslila sie co ma zamiar tworzyc i byla w tym konsekwentna przez 35 minut trwania plyty, no moze poza ostatnim trakiem, ktory tak mocno wykorzystuje gre muzykow studyjnych, ze przekracza granice folkowatosci i atakuje rokowanie w stylu country, podzielone jest to na 10 trakow co daje typowo popowe dlugosci piosenek, jesli chodzi o kontent liryczny, to autorka tekstow jest oczywiscie pani Vega, jako glowny motyw albumu okreslilbym poszukiwanie samego siebie, tak bym powiedzial lowiac jakies podwojne czy potrojne dna z tych dosc prostych tesktow z jednolitym podzialem chorusowym i krotkimi lamaniami wersow, ostatni folkowy material to byl pan Cohen, moze dlatego tak drazni mnie az tak mocna prostota wykorzystania tekstu, kolejna kwestia jest to ze muzycznie album nie ma do zaoferowania niczego co jakos by zapadlo w pamiec na dluzej, mysle ze kawalkiem ktory najbardziej zapadnie mi w pamiec, to chyba najprostsza kompozycja plyty, otwierajacy cracking czyli song o przechadzce w parku, w swojej prostoscie bardzo obrazowy lirycznie, dlatego tez znajdzie on miejsce dla siebie na plejce folkowo rokowej
2
Sep 16 2021
View Album
Ray Of Light
Madonna
Kolejna odslona Madonny na liscie, tym razem juz z okresu gdzie byla niekwestionowana krolowa popu, a jak to krolowe maja prawa do wszelakich eksperymentow i wyznaczania nowych granic muzycznych, tak wiec Ray of Light jest odsluchem o wiele bardziej zroznicowanym niz like a prayer, a nawet bym powiedzial, ze mniej popowo a bardziej elektronicznie, bo ludzmi odpowiedzialnymi za produkcje sa tu william orbit, patrick leonard i rick nowels, czyli szpece w dziedzinie tri hopu i szeroko pojetej elektroniki co czuc podczas odsluchu, bo plyta brzmi jak cos co mogl wypuscic moby, nie ma tutaj zbyt duzo zywych instrumentow, wszystko jest produkowanie elektronicznie co daje albumowi 2k00 feeling, ale zachowany jest dobry balans pomiedzy trakami wolniejszymi, a kawalkami z wiekszymi bpmami, jesli chodzi o szybkosc albumu, to pacing przypomina tutaj troche sinusoide startuje wolno, zeby osignac najwyzsze bpmy na sky fits heaven, po czym traczek inspirowany hinduizmem i joginizmem shanti/ashtangi, ciekawy i egzotyczny kawalek, bo jest on spiewany w hindi, a tekst pochodzi podobno z tekstow wedyjskich, reszta plyty utrzymana jest tez raczej w wolniejszym tempie, ktory pasuje do kontentu lirycznego jaki serwuje madonna, bo wydaje mi sie, ze plyta jest o wiele bardziej osobista niz poprzedni material ktory mialem okazje sluchac, wiele odniesiec do swojej malej corki, little star jest chyba nawet bezposrednim tekstem o niej do niej, ale odsluch sie troche dluzyl, bo jednak jest to godzina i szesc minut na 13 piosenkach, pomimo tego plycie nie mozna odmowic innowacyjnosci, bo o elektroniczny album popowy z tak pelnym wokalem, ktory jest jeszcze lepszy niz na like a prayer, a calkiem inny od tego ktory znam juz z mtviowej ery madonny z 2k10, jest on pelny a jednak lagodny brzmieniowo i jak kameleon dopasowuje sie on do elektronicznych beatow zaserwowanych przed producerke, ta sinusoida o ktorej mowilem wynika wlasnie z tego, ze praktycznie plyta podzielona jest pomiedzy trzech producentow, wiec kazdy odcisnal na nim pietno swojego stylu poczatek orbitowy, srodkowa czesc leonardowa i koncowka nowelsa, wlasnie dlatego piki plejkowe tez ida wedlug tej zasady po kawalku od kazdego, zaczynajac od poczatku popowa ballada o niezbyt popowym temacie, bo mordach i gwaltach, kolejny sky fits heaven napakowany kontentem joginskowym, bo chyba taka filozofie sobie ogarnela w tamtym czasie, ostatnim kawalkiem na plejke bedzie little star, czyli utwor o ktorym juz wspomnialem wczesniej, kolejny raz poznaje artyste na nowo przez spojrzenie z perspektywny innego albumu, a o ile nie jestem wielkim fanem elektroniki, tak takie jej polaczenie z spojnym kontentem lirycznym i wokalem topowym, jesli chodzi o muzyke popularna naprawde robi robote
4
Sep 17 2021
View Album
Djam Leelii
Baaba Maal
Jeden z tych pickow ktorych sie czlowiek nie spodziewa, bo jest to folkowy album prosto z senegalu, Baaba Maal, to glowa tego projektu, ale wspierany jest przez Mansoura Secka, zarowno na wokalu jak i gitarce, wiec jest to praktycznie plyta duetu Maal-Seck, dodatkowymi instrumentami ktore mozna uslyszec podczas odsluchu to tradycyjne afrykanskie sprzety, tym razem z afryki zachodniej, bo pojawia sie balafon, ktory jest afrykanskim odpowiednikiem ksylofonu, kora ktora mozna okresic jako 21 strunowa harfe, do tego perkusyjne bebnienia i elemety elektrycznych rifow, spotifajowa wersja tej plyty to 12 kawalkow i godzina 12 minut czasu grania, bo jest to wydanie z 98, natomiast orginalne wydanie pochodzi z 89, choc material nagrywany na nia pochodzi juz nawet z 84, nawet pomimo tego, ze kontentu lirycznego nie rozumiem ani troche, to jednak slucha sie tego przyjemnie, bo jest to cos nowego, takiego polaczenia dzwiekow nie slyszalem wczesniej, bo jednak afryka jest dluga i szeroka, a wiekszosc afrykanskich materialow jakie osluchalem, to poludnie i ewentualna polnoc, a zachod ma swoj orginalny urok, ciezko tu wrzucic cos na plejke, bo jednak brzmi to tak odmiennie ze ciezko zgrupowac to na dana plejke, wiec cala plyta leci na poleczke orginalnych pickow plejkowych, nieposzerzajacych horyzonty muzyczne
4
Sep 18 2021
View Album
Celebrity Skin
Hole
Kolejna dziura na liscie, jak zawsze nie zawodzi, mialkosc tego albumu jest nawet wieksza niz na live throught this, oba albumy dziela 4 lata roznicy, a czas ten nie byl zmarnowany przez bande, ktora odeszla od grania garazowego i punkerskiego darcia mordy, na rzecz alternatywnego rokowania w najbardziej popowym odcieniu, pojawiaja sie nawet chorkowania, sklad bandy pozostal niezmienny, ale tym razem kto inny pomogl w pisaniu songow, bo pan kobajn juz dawno gryzl ziemie, to na pomoc pani courtney przyszedl kolejny kuk, tym razem byl to billy corgan, znany chocby z the smashing pumpkins, nie wiem z ktorej strony celebrity skin ma miec w sobie cos unikalnego, jakosciowego, artystycznego, ze znalazl sie na liscie, ale wydaje mi sie, ze autor listy musial byc mocnym fangejem bandy lub kolejnym kukiem od love, tym razem to juz chyba ostatni raz zegnam sie z hole, bo trzeci album grupy juz nie osiagnal znaczacego sukcesu komercyjnego, no ale wydany ponad dekade po ostatnim, wiec to album kombekowy raczej, a z takim brzmieniem ciezko o kombek w tak zmieniacej sie nurcie muzyki popularnej, na plejce laaduje kawalek napisany przez pana erlandsona, ktory jest jedynym meskim pierwiastkiem w tej babskiej bandzie, to jest northern star
1
Sep 19 2021
View Album
Can't Buy A Thrill
Steely Dan
Prawie 1/4 listy skonczona, a to dopiero pierwszy steely dan na liscie, wiec jeszcze 5 czeka na swoj czas, bo steely dan to jedna z tych band, ktora nie wypuszczala muzyki ktora mozna by nazwac niedorobiona, chociaz samo nazywanie steely dan banda jest niezbyt precyzyjnym okresleniem, bo jak dla mnie jest to projekt duetu Becker-Fagen, czego tak jeszcze nie widac na debiutanckim cant buy a thrill, ale jednak widoczne sa juz tego przeslanki, sama plyta ktorej dane mi bylo posluchac kolejny raz pomimo tego, ze jest teraz klasykiem rocka, brzmieniowo jest blizsza jazzowi niz folk rokowi, bo tak nieraz okreslany jest gatunek tego albumiku, co wyroznia plyte to z pewnoscia cieple brzmienie, zestawione z sardonicznym wokalem i liryka Fagena, chociaz na plycie sa 3 traki na ktroych mozna uslyszec na glownym wokalu Palmera na dirty work i brooklyn, czyli wokaliste steely danow na wystepy live oraz hoddera na midnite cruise, kolejna cecha mocno definiujaca brzmienie grupy sa influencje latino jazzowe, zderzone z poscigiem perfekcjonizmu jaki napedzal duet tegich glow duetu, upbeatowe brzmienie w polaczeniu z sarkastycznyi tekstami, ktorych bohaterami zazwyczaj sa fikcyjne persony przegranych ludzi, czy to mordujacych, zkukowanych, kukujacych, grajacych, włóczykijow, wszystkich laczy to, ze nie sa w stanie kierowac swym przeznaczeniem, wiec idealna moodowa muzyczka, na co jeszcze warto zwrocic uwage podczas odsluchu, to perfekcjonizm jakim ocieka album od strony produkcji, jest to zasluga duetu, ktory pomagal w nagrywaniu wszystkich studyjnych albumikow steely dana, to jest Gary Katz i Roger Nichols, ktory byli w stanie spelnic wygorowane wymagania jakosci fagenowobeckerowej, ktory potrafili nagrywac po 300 tejkow danych partii zeby znalezc to cos w brzmieniu, a jesli chodzi o szukanie brzmienia to trzeba przejsc do kolejnej kwestii definiujacej zwlaszcza pozniejsze projekty danowe, czyli uzycia muzykow studyjnych, o ile na cant buy a thrill pojawia sie ich tylko czterech i trzy wokalistki robiace chorki na kings i brooklyn, to jednak ci muzycy nie tylko sa zapychaczem tam gdzie bylo potrzebny dany instrument, ale stanowia oni jedne z hajlajtow plyty tak jak gitarowe solo Elliotta Randalla na reelin in the years, unialnosc tego albumu zawiera sie w tym jak lekko sie go slucha pomimo tak ciezkiego kontentu lirycznego, ale nie jest to zdecydowanie popowa lekkosc, tylko lekkosc wynikajaca z tego jak wypoliszowane sa te kompozycje, na plejce juz mam dwa traki najbardziej popularne wedlug spotifaja, wiec wrzuce dwa troche bardziej niszowe, bedzie to dirty work z wokalem palmera, ktory nie posiada tego sardonicznego vibe jak u fagena, a brzmi raczej jak cos z niebieskookiego soulu, co idealnie komponuje sie z motywem przewodniem traczka, czyli byciu pionkiem wykorzystywanym przez babe zamezna, kolejnym pickiem bedzie fire in the hole nawiazujacym do dogowania draftu wietnamskiego, co oczywiscie bylo dosc modne wsrod owczesnych muzykantow, a cala plyta juz byla dodana na poleczke albumow must have, a jednak jak odpalilem na spoti, to wygladalo tak jakby jej tam nie bylo, wiec kolejny raz padlem ofiara spotifajowego namieszania zwiaznego z roznymi wersjami tych samych albumow, z profilu bandy jestes w stanie zobaczyc tylko jedna wersje i nie masz dostepu zobaczyc innych ktore jednak istnieja gdzies w bazie albumow i jesli masz jakies kawalki z danego wydania jestes w stanie sie do niego dostac, ale co gorsze mozesz dodac duplikaty na plejliste bez informacji o powielonych trakach, spotify welkam tu
5
Sep 20 2021
View Album
Lazer Guided Melodies
Spiritualized
Kolejny album z serii brytyjskiego grania, zarowno nazwa bandy jak i plyty nic mi nie mowi, chociaz az tak bardzo undergroundowy material to nie jest, bo jednak 370k sluchaczy w ciagu miesiaca na spoti, ale co to w ogole za plyta, lazer guided melodies najtrafniej mozna okreslic jako space rocka, albo przynajmniej mocno eksperymentalna odmiane rocka, ale lirycznie blisko jest tez do dreamowego popu, przez prostote jaka jest wykorzystana w tekstach, jest to debiutancki material piecioosobowej grupy, ktorej liderem i jedynym stalym czlonkiem byl Jason Pierce, jak to na lidera przystalo teksty sa jego autorstwa, pokrywa on rowniez bazwe wokalna i gitarkowa, choc jeszcze ma jakies fragmenty na jakis egzotycznych cymbalach czy autoharpie, wiec multiinstrumtalnie, nigdzie nie widze jakis mega synthow, a niektore dzwieki klawiszowe brzmia wrecz kraftwerkowo, czy tam krautrokowo, wiec gitarki czy klawisze musialy ciekawie byc przesterowane dla osiagniecia takiego brzmienia, bo co do samego brzmienia, to tak jak przystalo na kosmiczny rock jest nie z tej ziemi, tajemniczne, w niektorych momentach jak z sennego marzenia, a w innych razej dziwacznie niepokojace, czasu na budowanie klimatu jest wystarczajaco duzo, bo calosc trwa rowna godzine i jest podzielone na 12 trakow, ciekawa sprawa jest jeszcze jak zostalo wytloczone wydanie vinylkowe bylo podzielone na 4 roznokolorowe sekcje, co zdecydowanie uderza w brzmieniu tej bandy, to szczera prostota, nie ma tutaj zbednych dzwiekow, oszczednosc liryczna i wykorzystanie licznych powtorzen jeszcze bardziej buduje senna hipnotycznosc materialu, ciekawe sa tez nawiazania, ktore mozna powiazac z spirytualnym poszukiwaniem w jakiejkolwiek religii, no z jednej strony mozna je brac jako typowe love songi, a z drugiej strony jako zwrot do blizej nieokreslonego adresata, jak na shine a light, i want you, czy smiles, co lepiej pasuje do ezoterycznosci brzmienia tego materialu, wiec teksty proste, a i tak pozostawiaja wolne pole do interpretacji, wiec kolejny dobry dobry pick z wyspiarskiej kolekcji lat 90, bo plyta wydana w 92, na plejke wrzuce otwierajacy you know its true, take your time i sway, jedne z najbardziej lirycznie rozbudowanych kawalkow, zeby jakos pasowaly na rokowa plejke, ale caly album leci na poleczke ciekawych pickow
4
Sep 21 2021
View Album
Rattus Norvegicus
The Stranglers
Za ciosem kolejny pick wyspiarski, no i kolejny debiutancki material, tym razem the stranglers i ich szczurzy krazek, tytul plyty rattus norvegicus, to z laciny okreslenie na szczura brazowego lub ulicznego, co pasuje do konceptu, bo gatunkowo plyta ma sporo wspolnego z punkiem, a wiec kawalki o zyciu w miescie, a zwlaszcza zamykajacy orginalne wydanie down in the sewer pasuje idealnie do konceptu szczurowatego, orginalny krazek z 77 to 40 minut i 9 kawalkow, reedycja z 2k01 zostala wzbogacona o 3 dodatkowe piosenki, wszystkie pana J&J Burnela, przechodzac do skladu zespolu, to podczas nagrywania tej plyty liczyl on 4 osoby przy czym zarowno czlowiek od gitar Hugh Cornwell, jak i basista, wspominany juz J&J zajmowali sie pisaniem trakow, a dodatkowo dzielili sie czasem na wokalu, wiec polowa trakow, pozostali dwaj czlonkowie to oczywiscie perkusja pana Jeta Blacka i klawisze Dave Greenfielda, a to klawisze najbardziej stanowia o brzmieniu tego albumu, bo wykorzystuje on nie tylko klasyczne pianina i organy, ale takze synthy, bo jesli niekore kawalki sa mocno punkowe, tak inne brzmia jak cos z nowej fali brytyjskiej, czyli cos ala devo czy the police, tak wiec kawalki jak get a grip sa oparte wlasnie o synthowe brzmienia klawiszowe, cale szczescie ze plyta ma takze traki z bardziej tradycyjnym podejsciem do punka jak na jednym z moich hajlajtow czyli london lady, czyli jednym z kawalkow J&Ja, ktory ocieka punkowa energia duzego miasta, bedzie to jeden z plejkowych pickow, dodatkowo otwierajacy sometimes Cornwella, ktory wedlug mnie najblizej zbliza do syntezy puna i nowej fali, no i od strony lirycznej tez dobry trak, o tresowaniu baby, ktora pojawia sie jeszcze na jednym traku po tym jak juz byla przetresowana, co do kontentu lirycznego to jest on zroznicowany, a kawalki znaczaco sie od siebie roznia w zaleznosci od tego kto byl ich autorem, bardziej punkowe J&Ja, a z komercyjnym brzmieniem od Cornwella, wiec sa traki o squatowaniu, plazowaniu i podziwianiu brzoskwin, czy proroctwach nostradamusa, no i szczurach miejskich, bo zamykajacy down in the sewer tez laduje na plejke, najdluzszy utwor calej plyty, bo az 8 minut, plyta ma swoje momenty, ale jednak troche zbyt mocno synthowa w niektorych miejsach, a w polaczeniu z serowym wokalem glownego wokalu brzmi to jak cokolwiek z lat 70
3
Sep 22 2021
View Album
Faith
George Michael
Kolejny album od pana Michaela Geogrga, czyli od czlonka jednej z najpopularniejszych band lat 80, czyli WHAMu, w ciagu 5 lat dzialalnosci wypuscili tyle synthowo popowej muzyki i udalo im sie trafic tyle hiciorcow, co wiekszosci artystow nie ustrzeli w ciagu dziesiecioleci dzialalnosci artystycznej, ale jak to z geniuszami nie chca spoczywac na laurach, wiec pan george na samym szczycie whamowej kariery doeszedl do wniosku, ze splituja bande i bedzie robil muzyke samemu, wynikiem tego splitu jest wlasnie faith, jest tym wszystkim czym byl wham i czyms jeszcze, a tym czyms jest odrobienie lekcji z pana jacksona i princea, bo ten album doslownie wyciska ekstrakt thrillerowy, dodaje do niego purple raina, a persona dzordzowa wnosi ducha ultra czada lat 80, synthowe brzmienie, polaczone z chwytliwymi popowymi tekstami, ktore oczywiscie ociekaja tym co najlepiej sie sprzedaje, a wiec seksem, juz z samej okladki pan george atakuje iscie jojowa, nie jest to jedyna rzecz ktora wniosl na plyte, bo jako geniusz multiinstrumentalista gra zarowno basiki i klawisze, produkuje, miksuje, aranzuje traki, wiec tak jak na poprzednim numerze ktory mialem okazje sluchac one man show, do tego wykorzystanie XX muzykow studyjnych slychac na kazdym traku, ale tym razem utrzymane jest to w bardziej komercyjnych ramach wizji, pan dzordz chyba nie powtorzyl nigdy sukcesu whamowego, ale jednak sprzedal sie dobrze nawet solowo, ale ta plyta nie oferuje nic ciekawego czego juz nie slyszalo sie u czarnych funkowo soulowych artystow, bo pan george to jeden z tych farbowanych lisow, ktory pomimo swojej bialosci tworzy muzyke iscie czarna, ale jak kopiowac, to tylko najlepszych w biznesie, zeby nie zgubic tak cennego picka na plejke leci tytulowy faith, ktory brzmi jak cos co paasowaloby swietnie na ending jojolionowy, moze za 20 lat okaze sie, ze mialem racje i akurat trafi na faith
1
Sep 23 2021
View Album
Clube Da Esquina
Milton Nascimento
Dwa egzotyczne picki w ciagu tygodnia, jakis blad w matrixie listowym, tym razem album z hameryki lacinskiej, bo clube de esquina, to material ktory nazwe zawdziecza od brazylisjkiego kolektywu o tej samej nazwie, jako wykonawce jest podany Milton Nascimento i Lô Borges w zaleznosci od wydania, bo akurat spotifajowa wersja na bogato przypisuje kazdemu danego traka, wiec da sie sprawdzic kto jest tworca danych trakow, gorzej tylko, ze ciezko o przetlumaczone liryki owych kawalkow, jedynie niektore piosenki sa tlumaczone w inny sposob niz guglowy, wiec ciezko mi pisac na temat kontentu lirycznego, a to chyba dosc wazny element w tego typu muzyce, a co do typu, skoro nowy kontynent na liscie, to nowy gatunek rowniez sie pojawil, mianowicie tajemnicze MPB, co mozna rozwinac do música popular brasileira, a owa zagadkowa nazwa kryje pod soba to z czego hameryczka poludniowa slynie najlardziej, wiec jest to gatunek wywodzacy sie z post bossa novy laczacy w sobie sambowe, baiaowe brzmienia i pewnie x innych regionalnych klimatow z zagranicznym brzmieniem jazzu, folka czy rocka, wiec o ile podstawa wiekszosci trakow bedzie brzmienie perkusyjne, to jednak gitarki juz w zaleznosci od traka zamiennie akustykowo elektryczne, jak to w jazzie pojawiaja sie takze sekcje hornowe czy smyczki, wiolonczele, no i pewnie x innych ktorych ciezko sie doszukac, bo jednak material jest potezny, bo 21 kawalkow i godzina z dwiema minutami muzyki, wiec podwojna plyta jak sie patrzy, a wcale nie wydaje sie przeciagana w zadna strone, moze to przez to ze lirycznie jedynie z 5 trakow przeczytalem, a reszta zostaje dla mnie tajemnica, tak samo jesli chodzi o wokal nie jestem w stanie stwierdzic ilu wokalistow przewija sie przez album, bo jednak jesli nie zna sie jezyka ciezko wylapuje sie roznice danych glosow, ale z pewnoscia conajmniej dwa wokale glowne i dodatkowe chorkowe zenskie glosy, tak czy inaczej nie da sie plycie odmowic autentycznosci brzmienia, bo jest to zupelnie cos nowego na liscie, jak i w mojej biblioteczce, ta szczerosc grania rekompensuje nawet niedociagniecia ktore mozna wylapac od strony miksingowej, dziwne jednokanalowe fragmenty, przejscia miedzy trakami, ktore w niektorych wypadakch potrafia trwac i z 10 sekund, co moze pozwala oddzielic jeden kawalek od drugiego, bijace troche przestry elektrykow w niektorych miejscach, no ale jest to plyta kolektywu prosto z brazylii lat 70, bo orginalne wydanie wypuszczono w 72, na plejke nie bede wrzucal pojedynczych kawalkow, bo nie mam plejki na portugalski kontent, ale cala plyta leci na spotifajowa poleczke
4
Sep 24 2021
View Album
Channel Orange
Frank Ocean
Kto by sie spodziewal, ze album z 2k12 znajdzie sie na liscie, niby prawie 10 lat, a jednak czlowieka zaskakuja takie tytuly, jeszcze wieksze zaskoczenie, bo ten odsluch byl moim pierwszym bojem z albumem pana franka, bo jako artyste znalem pana juz z klasycznego blonde, czy trakow odd future, ale jendak nigdy nie mialem w sobie tyle samozaparcia zeby sprostac odsluchowi calej plyty, tak popularnego artysty, ciezko mi okreslic jakiego gatunku, bo przed odsluchem stawialbym go w szeregu po kejniowych raperow, a jednak sie okazalo, ze to co tworzy na tej plycie to material o wiele bardziej soulowy, czy raczej neo soulowy, dzwieku jaki zastane sie spodziewalem, wiec zadnych zaskoczen tutaj nie ma, ze calosc brzmi jakby pracowala nad tym setka osob, dwadziesia na instrumentach wykorzystanych, a reszta na produkcji, bo pod tym wzgledem album zostal tak przemielony, ze nie ma sie czego czepiac, ale z drugiej strony ta perfekcyjnosc sprzedaje tanio dusze takiej plyty, no ale i tak najgorszy w odsluchu jest wokal pana frankowskiego, juz po ostatnich doswiadczeniach z panem georgem michaelem mam uczulenie na meskie wokale prawiace o zyciu milosnym, a przeciez soul powinien opierac sie na wokalu, a co z takiego wokalu ktory jest wymasterowany w taki sposob, ze nie slychac zza niego osoby, tylko perfekcyjnie wyprodukowany dzwiek poruszajacy tematy od typowo milosnych, po problemy slawy i pieniedzy, po drugowe tematy, zarowno ze strony uzywaczy jak i rozprowadzaczy, a nawet rzondownikow ktory czerpia zyski z stanu rzeczy jaki sie utrzymuje na ulicach, oczywiscie pojawiaja sie takze motywy czarne zycie znaczy cos, ktore moze nawet konkurowac do motywu glownego albumu, bo song zatytulowany pyramids traktuje o pieknych corach czarnego ladu, mitcznych kleopatr, ktore w dzisiejszych czasow ukladaja piramidki na kolanach po stripowych klubach, dobre w plycie jest to, ze oszczednie jest pod wzgledem featurow, debiutancki studyjny material tylko z dwoma goscinnymi wokalami, to sie ceni, zwlaszcza patrzac na nazwiska jakie sie pojawia earl sweatshirt i pan andre 3000, ktory wspiera takze gitarkowo, czlowiek nie liczyl na nic wstrzasajaco dobrego i odkrywczego i jednak sie nie przeliczyl, bo uslyszalem dokladnie to z czego znalem juz pana oceana z innych trakow, czyli uczuciowej muzyki dla nastoletnich hamerykanskich mas szukajacych ambitnego brzmienia w popularnej muzyce, na plejke wrzucam songa pink matter, zeby na rapowa plejke mozna by zaklasyfikowac dzieki featurowi outkastowemu, z trivia tajma, fajnym skitem zostaje otwarta plyta, bo startujaca plejka i strit fajterek grany, ktorego sluchac jeszcze na nawozowym traku gdzies w tle, wiec fajny maly smaczek i przemycenie tak niemainstreamowego egga na jakze mainstreamowym krazku z tloczni def jamowych
2
Sep 25 2021
View Album
At Folsom Prison
Johnny Cash
A tym razem artysta dobrze znany, ale jednak album sluchany pierwszy raz, bo kto przeslucha cala cashowa dyskografie, z 67 studyjnymi albumami, 12 livami i 105 kompilacjami, akurat trafilo na jednego z tych dwunastu livowych nagran, dodatkowo jest to pierwszy livowy album w karierze cashowej, ktorym w swoim rodzaju zresetowal swoja kariere i wrocil na szczyt po maratonie dawania po kablach, plyta nagrana w 68, wiec w okresie w ktorym narodzil sie czlek w czernii, ktory zapoczatkowal takze przejscie z wizerunku outlawowego do czegos bardziej ikonicznego, na 45 minutowym materiale znalazlo sie miejsce na 16 kawalkow z czego 14 nagrane zostalo na jednym koncercie, a jedynie dwie pochodza z drugiego koncertu tego samego dnia, to jest give my love to rose i i got stripes, oba autorstwa casha, bo jednak wiekszosc kawalkow to klasyki outlawowego country, a nie kompozycje casha, ktorych na albumie mozna naliczyc tylko piec, ale w takiej muzycie chodzi o to jak sie ja robi, a nie kto jest akutorem tektsow, a pan cash swietnie odgrywal swoja role outlawa, a jeszcze w takim miejscu jak wiezienie stanowe muzyka nabiera calkiem innego wymiaru, to samo odnosi sie takze do widowni, ktora jest slyszalna w ciagu calego wystepu, bo jak to w muzyce country wszedzie puenty po ktorych ludzie dostaja kociokwiku co buduje atmosfere wieziennego koncertu, w dzisiejszych czasach taki koncert jest nie do pomyslenia, bo jak by to mialo wygladac, murzyny rapujace o czarnym zyciu materujacym, czy o tym ze wszystkie copy to bastardy, kurla, kiedys nawet zloczyncy mieli wiecej klasy i gracji w swych wystepkach, a raczej w ich odsiadywaniu, wiec niezwykle nagranie w stylu pozdrowienia do wiezienia, jesli chodzi o akompaniament instrumentalny, to poza gitarka i harmonijka pana casha, mozna takie uslyszec elektryki, drumsy i basa, do tego dochodza chorki i jeden wokal zenski, z plejkowych pickow na plejce musi sie znalezc tytulowy folsom prison blues, czyli kawalek z 55 i jeden z klasycznych numerow poczatkow kariery cashowej, do tego kolejny blues, tym razem kokainowy autorstwa T.J. Arnall, 16 piosenek i ich kolejnosc tworzy pewien rollercoster podczas odsluchu, raz kawalki o kokainowym szalenstwie, mordach i gwaltach, tylko zeby potem sluchac o tym co czeka na biedakow w krainie mlekiem i miodem plynacej za tymi murami, a potem jeszcze love songi o dogach, w reakcjach jakie wydaja na nie wiezniarze slychac, ze muzyka potrafi trawic do wnetrza czlowieka i go dotknac, a to najwazniejsze
4
Sep 26 2021
View Album
Odessey And Oracle
The Zombies
Kolejny raz spotkanie z odyseja i wyrocznia, czyli drugim i ostatnim albumem wydanym w okresie pierwotnym okresie dzialalnosci bandy, po ktorego wydaniu dosc szybko nastapila dezintegracja zespolu, wiec jest to jedna z tych band beatlesowej ery, gdzie zespoly sie rozpadaly po stworzeniu hitu, ktory skutkowal albumem, koncertami z wielka woda i pozniejszym zapomnieniem, w tym wypadku sytacja wyglada dosc podobnie, ale jednak odyseja ma w sobie to cos, co od chwili gdy natrafilem najpierw na time of the season, a potem na reszte plyty przyciaga do ponownego odsluchu, pomimo tego, ze gatunkowo jest to dosc popowy rock z elementami psychodeliki, to jednak ma w sobie to cos co ciagnie do kolejnych odsluchow, a sluchajac dzisiaj kolejny raz tej plyty nie jestem w stanie stwierdzic co to jest, wokale pana Colina Blunstona, klawisze Argentowe, bo te dwa elementy najbardziej przychodza mi na mysl, ale na trakach takich jak this will be our year czy hung up on dream laur pierwszenstwa musialbym oddac gitarce w polaczeniu z praca basika, wiec duetowi Atkinson-White, do tego jeszcze Hugh Grundy na drumach i jest cala 5 osobowa banda, ktora z osobna nie zachwyca wyjatkowo, a stworzyla tak sluchalny material, do zyczenia pozostawia takze wersja spotifajowa na ktorej sa wymieszane nagrania w mono i stereo, co moze nie kluje w uszy sluchajac pojedynczych kawalkow, ale przy odsluchu calej plyty jest to dosc wyboista droga, wiec soulseek kolejny raz ratuje dzien, gdzie udalo mi sie zdobyc dobre monowe flaki, oczywiscie nipponskie wydanie, jak wiekszosc dobrych wspolczesnych repressow pochodzi wlasnie z kraju kwitnacej winsni i czarnego winyla, co do kontentu lirycznego plyty, to jak w popowym roku motywem przewodnim bedzie milosc i jej pochodne, wiec otwarcie o milosnym wieziennym kawalku, milosci do rodzinnych tradycji arystokracji, simpowania do baby co juz ma chlopa, rozpacze po zwiazkowe, a to dopiero czery pierwsze kawalki, kolejnym pojawiajacym sie odniesieniem beda psychodeliczne wspomagacze, jak przystalo na album z okresu sierzanta peppera, najbardziej czuc je w opisach codziennych rzeczy i zjawisk, na ktore normalnie nie zwraca sie uwagi, a sa tak interesujace w innych stanach swiadomosci, cos jak na traku changes czy time of the season, ktory ma jeden z najbardziej rozpoznawalnych basowych lini jakie znam, a otwarcie solowym basikiem to tez ciekawy zabieg, jak teraz slysze seasona, to mam przed uszami jeszcze jeden wazny aspekt dzwieku zombiesowego, czyli harmonie wokali wspomagajacych lub duetowanie wokalne Blunstone -Argent na brief candles czy a rose for emily, dopiero teraz sie zorintowalem, ze pan Blunstone jest jedynie wokalista, a traki byly pisane przez Argenta i Whita, z czego lirycznie ciekawsze wydaja mi sie kompozycje tego drugiego, na plejke nie dodaje nic nowego, bo juz wystarczajaco kawalkow na spotifajowej plejce jest, wiec jedynie dodam plyte na poleczke biblioteczka spotifaja
4
Sep 27 2021
View Album
Orbital 2
Orbital
Dawno tak nie pokaralo gatunkiem z gatunku tych najtrudniej przyswajalnych, czyli chodzi o odmiane elektroniki zwana powszechnie techniawa, orbital 2 jak sama nazwa wskazuje bedzie drugim albumem studyjnym grupy o nazwie orbital, ktora jest duetem braci Hartnoll, ich imiona to Phil i Paul, jak przystalo na standardy listy orbitale musza byc oczywiscie rezydentami wyspiarskimi, bo jakze inaczej moze byc, nie jest to pierwszy i pewnie nie ostatni album elektroniczny podczas tego forsowania listy, ale jest to jeden z tych pickow od ktorego zupelnie sie odbilem podczas odsluchu, techniawa, ale nie wiksiarska, tylko inteligentniusia techniawa, dla wysublimowanych gustow koneserow muzyki elektroniczej, ktorej nie potrafie zrozumiec, cecha charakterystyczna brzmienia duetu na tym materiale bedzie bogaty sampling, juz pierwszy trak rozpoczyna sie sampelem z star treka time becomes a loop, ktory oczywiscie jest zlupowany przez prawie dwie minuty z letkim jego opoznieniem przy loopie, takie przesuniecie sampla w czasie okresia sie jakp phasing, z tego zabiegu kompozycyjnego mocno czerpia braciszkowie, przez co juz po pierwszych 5 minutach odsluchu mialem dosc, a nie jest to dobry omen, gdy plyta ma godzine i piec minut dlugosci i 10 trakow, kawalki lushowe kojarza mi sie z trancowym klimatem, ktory kontynuuje swa obecnosc na nastepne piosenki, bo kawalki wydaja sie byc ze soba zespawane tak jakby orbital drugi byl jednym wielkim songiem, ktory jest do konsumpcji w calosci, na co trzeba miec mocny zoladek muzyczny, cale szczescie, ze to juz ponad 250 piczek, wiec zahartowanie pozwolilo dosluchac albumu do konca i z czystym sumieniem jestem w stanie stwierdzic, ze nadal nie rozumiem tego gatunku, a rzadkie przepadki, jak z juno reactor, nie objawily sie jeszcze na liscie, songiem ktory najmniej mnie zabolal byl impact, ktory jest takze najdluzszym utworem plyty, a sample sa calkowicie niezrozumiale i niezbyt obszerne przez co nie tak odczuwalne, wiec leci na plejke lofikowych, zeby jakis slad po tym orginalnym elektronicznym projekcie orbitalowym nie zaginal, okladka faktycznie wyglada jak cos co mogloby byc orbitalowe
1
Sep 28 2021
View Album
Out Of The Blue
Electric Light Orchestra
Album znany, ale nigdy wczesniej nie przesluchany, bo znany jedynie z klasycznego songa mr blue sky, ktory nie tylko w radio sie przewija, ale robi tez robote w ostach filmowych, wiec out of the blue jest 7 studyjnym krazkiem brytyjskiej bandy ELO, ktora tworzylo w okresie tworzenia tego materialu siedmiu czlonkow, podobno byl to zloty okres bandy, dlatego ten line-up zwie sie klasycznym, najbardziej charakterystyczne w brzmieniu elektrikowej swiatlowej orkiestry jest wykorzystanie smyczkow, w tym wypadku dwoch wiolonczeli pana Gala i McDowella, do tego dochodza skrzypce pana Kaminskiego, a reszta to klasyka rokowych band, wiec wokal i gitarka Jeff Lynne, Kelly Groucutt na basie i wokalach, dziwne duo tworza z Lynnem, bo to takie chorkowanie jak w jakims disko funku dopowiadaajace kwestie, czy powtarzajace za glownym wokalem, no ale harmonicznosci nie mozna im odmowic, Bev Bevan na drumach i kolejny wazny aspekt brzmienia ELO, czyli klawisze i syntezatorowanie Richarda Tandiego, bo gatunkwo ciezko przypisac temu naklejke typowego rokowego materialu, bo takie dziwy brzmieniowe sie pojawiaja, ze czlowiek sie zastanawia czy to disko, rokowanie, a moze jakas synfonia futurystycznosci rodem z przeszlosci, bo jak na album z 77 przystalo uzycie syntezatorow leci ostro po kablach, ale smyczki rownowaza brzmienie dlatego to taki retro future, juz od samej okladki widac, ze muzyka bedzie kosmiczna, chociaz jakos nie czuc tego w liryce, a bardziej w brzmieniu instrumentalnym, bo kontent liryczny, to bardzo pozytywne songi, wiec o relacjach szczesliwych miedzy ludzmi bedzie, o ladnej pogodzie, o tym jak ladnie w nocy, czy o dzikim zachodzie, czesto pojawia sie tez motyw niebieskiego, co pewnie ma zwiazek z tytulem, czy to niebo niebieskie, woda, uczucia, pomimo tego ze nie ma takiej monotonii jesli chodzi o tematy, to jednak wiekszosc kawalkow jest strasznie mialka, wiec pan Lynne nie bedzie w topce zarowno moich teksciarzy jak i wokalistow, ta mialkosc moze wynikac z tego, ze plyta ma godzine i dziesiec minut, wiec taki odsluch potrafi wymeczyc, zwlaszcza jesli nie ma tutaj zadnych zaskakujacych zwrotow akcji, bo upbeatowy material z pozytywnymi kontentami chyba tylko w jednym miejscu, na big wheels zmienia troche tempo i opowiada o struglowaniu z zyciem tak dla odmiany, tej odmiany mi brakowalo, bo 16 trakow tak pozytywnych, ze w pewnych momentach ociekasz cukrem tego futurystyczno retrowego lukru, wiec dobrze sie tego slucha dla samych instrumentalnych kompozycji, ktore w niektorych momentach przypominaja numery poznego okresu queenowego, czy kawalki yesa z fragile z podkrecona sruba futurystyczna, wiec banda zyje do swojej nazwy, czy jak to sie mowi po polskiemu i brzmi naprawde orkiestrowo swietliscie, na plejce mialem juz oczywiscie mistera blue sky i otwierajacy turn to stone, ale dodam jeszcze numer ktorego jeszcze wczesniej nie mialem okazji uslyszec i naprawde sie wyroznil na tle calej plyty, a to bedzie juz wspomniany big wheels
3
Sep 29 2021
View Album
Damaged
Black Flag
Material tak klasyczny w gatunku punka, ze nawet ja znalem go przed listowym pickiem, wiec kolejny szybki odsluch debiutanckiego krazka studyjnego bandy Black Flag, czyli jednej z pierwszych prawdziwie punkowych band hameryki, formacja powstala w 76, a pierwszy album jest dopiero z 81, bo jak przystalo na punka poczatki dzialalnosci to gigowanie wszedzie gdzie sie da, a z takim kontentem ciezko o rekord dile, orginalnie plyta miala byc wydana przez MCA, ale po tym jak zarzad uznal, ze brzmienie jest zbyt hardkorowe i niezbyt rodzico przyjazne grupa musiala wiec wydac plyte pod wlanym szyldem, wiec gitarzysta i glowny liryk grupy, Greg Ginn. przebranzowil swoja firme na wytworne plytowa i tak powstal SST Records, banda w czasie nagrywania Damaged liczyla 5 czlonkow, Rollins jako glowny wokal, Cadena gitarka rytmiczna, pan Dukowski na basie, ksywka strasznie polacka, ale jest on hamerykaninem, ktory wybral sobie polacka ksywke, bo jak wiadomo polaki wszedzie znienawidzone, wiec idealnie pasuje do punkowego wizerunku, ostatnim czlonkiem jest kolumbijsko hamerykanski drumer o pseudonimie Robo, 35 minutowy material, to traki wypuszczone wczesniej jako single czy epki, pomimo tego, ze glownym tworca tesktow jest wspomniany juz Ginn, to kazdy z czlonkow ma jakis credit pisarski na plycie, bo trakow jest az 15, jak przystalo na punkowe kawalki sa to krotkie i wypakowanie chaosem brzmienia kompozycje, lirycznie od samego poczatku i rise above czuc wiadomo czemu ciezko bylo sprzedac to w szanujacej sie wytworki, bo banda otwarcie mowi o tym, ze ma wyjebane na obecny establiszment muzyczny, polityczny, kulturowy, no i na jakiekolwiek ograniczenia wolnosci, bo przeciez ludzie to nie roboty, czy istoty z waldena drugiego, wiec traki o tym ze policja nadal dokucza sie pojawiaja, o tym ze nie ma nic lepszego niz wyrazanie samego siebie przez destrukcje wszystkiego wokol, czyli sardoniczne teksty dotyczace marnowania zycia jak na gimmie gimmie gimmie, gdzie jest mowa o slejwowaniu za pejczekami, czy jak na jednym z najbardziej znanych numerow bandy, to jest tv party opowiadajacym o tym jak ludzie kochaja swoje odbiorniki tv i jak dla nich zyja, ale album ma takze swoje drugie oblicze, bo tak ekspresywne wyrazanie samego siebie jak w kulturze punkowej czesto kryje za soba jakies szkielety w klozecie, ktore ktos stara sie ukryc, wiec jednym z takich szkieletorow tutaj bedzie alkohol i jego naduzywanie, ktore przewija sie podczas odsluchu, od niewinnych piwerek, gdy nie ma nic innego do roboty, do zapijania sie na smierc, zeby tylko nie kontantowac z otoczeniem, inne drugi jako forma eskejpizmu rowniez sie pojawiaja, ale to jednak alkohol jest tym glownym antagonistom, ktory ciagnie za soba depresje, marskosc watroby i wszechobecna suchosc, to wlasnie strona liryczna sprawia, ze slucha sie tego tak dobrze, tak autentyczny punk ma sporo wspolnego z murzynskimi rapersami, oba gatunki wywodza sie z podobnych korzeni najglebszych skidrowow, jesli chodzi o instrumentalna czesc plyty, to najbardziej charakterystycznym elementem jak dla mnie jest wspolpraca miedzy drumami i basem, ktore wspolnie tworza scene dla glownej gitarki, w niektorych momentach slychac, ze jest to dosc biedne nagranie pod wzgledem masteringu, glownie poziomy glosnosci, chociaz caly album jest glowny, to jednak troche lepszy balans moglby byc miedzy wokalem a instrumentami, bo rytmiczna gubi sie wsrod innych dzwiekow, ciekawa sprawa jesli chodzi o drumy jest to, ze wczesniej nie moglem dojsc do tego skad taki poglos sie bierze przy dzwiekach talerzy, a wiki mowi o tym, ze pan Robo w jakiej branzolecie gral i stad ten dziwny dzwiek, podczas walenia w wysokie talerze, a co do wokali, to jak przystalo na punka spiewem tego sie nie da nazwac, bo jest to raczej liryczna recytacja, bardziej lub mniej luryczna, a glos pana Rollinsa brzmi dosc neutralnie, wiec ani nie grzeje, ani nie chlodzi, reszta bandy takze udziela sie wokalne, zazwyczaj jako horusy czy jak na tv party dopowiadajace pewnie kwestie glosy, dawno nie sluchalem w calosci, wiec dobrze ze lista pozwolila sobie przypomniec takiego klasyka, ktory juz nawet sama okladka mowi, ze to jest wlasnie klasyG przez duze G
4
Sep 30 2021
View Album
Microshift
Hookworms
Album tak swiezy, ze jeszcze goracy, bo rocznik 2k18 a juz na tak elitarnej liscie sie znalazl, jest to trzecia i ostatnia plyta w dyskografii hookwormsow, dosc nietypowej grupy, mocno indyjskiej dodatkowo brytyjskiej, wszyscy czlonkowie bandy ukryci sa pod pseudonimami bedacymi pierwszymi literami imienia i nazwiska, a czlonkow bylo pieciu, wiec jak na rokowa bande przystalo, lineup skladal sie z drumera, dwoch gitar, basiste ktory ogarnial takze synthezatory, ktorych mocne wykorzysztanie definiuje brzmienie tej plyty, oraz frontmena MJa wokalnego, pisarzyste tekstowego i klawiszowca, a wiec jeszcze wiecej syntezatorowego brzmienia, pewnie jedynie tego jegomoscia zapamietam, bo pol strony wiki zajebane o tym jak to banda sie rozpadla, jak nie chodzi o pieniadze, to zawsze chodzi o baby, w skrocie byla laska zostala reprezentantem nieznajomej laski, ktora uskarzala sie na napasc seksualna frontmana bandy, szybka kampania twitterowa i banda do rozwiazania i kariera porobiona, ciekawe z perspektywy tego, ze najdluzszy kawalek albumu opener mowi wlasnie o tym, ze chopy to nie musza byc twarde rejpujace karki, ale moga tez byc ciapciakami, ostatnie notki albumowe sa o wiele rozwiazle, wiec jesli chodzi o sama plyte, to microshift dobrze synthezuje feeling psychodelicznego rocka z elementami elektroniki, slychac zabawe na synthah i samplach, slucha sie tego troche jak dark side of the moon pinkow, ze wzgledu na to jak traki sa ze soba polaczone i nie czuc pomiedzy nimi przejscia, wiec plyta idealna na pojedyczna sesje odsluchu, 45 minut na 9 trakach nie wydaje sie byc zbyt dlugie zeby znudzic, a czuc ze material tworzony jako calosciowy koncept, a nie zbior traczkow, wiec pomimo tego ze liryka jak i wokale wydaja sie troche zbyt mialkie, to jednak w tej popowosci nerdzik moglby tez uslyszec cos dla siebie, wiec dla mnie ulubionym kawalkiem plyty jest instrumentalny reunion, najbardziej psychodeliczny numer albumu, wiec leci na plejke, wraz z drugim na trakliscie static resistance, nie wiem gdzie juz slyszalem ten synthezator, ale strasznie charakterystyczne brzmienie, jesli mialbym strzelac to prawdopodobnie cos od the who, moze baba orilley ma podobne fragmenty, skoro nawet tak nowozytne numery sa na liscie, to nic tylko czekac na jakies spolczesne murzyny mumblujace zeby je zjedynkowac
3
Oct 01 2021
View Album
The Rise & Fall
Madness
Kolejny pik wyspiarski, ale tym razem bardziej tradycyjny i pasujacy do listy, bo plyta z 82, grupy ktora po statach spotifajowych mozna okreslic jako bande jednego przeboju, chociaz mnie samemu zarowno nazwa zespolu, jak i albumu nic nie mowila przed odsluchem, dopiero trak numer 7 uswiadomil mi, ze gdzies juz to slyszalem, bo kto nie zna tak brytyjskiego kawalka jak our house, ale jestem zdziwiony, ze plyta sluchala sie tak dobrze, a tylko jeden czy dwa traki sa z niej sluchane na lastfmie czy spotifaju i grupa wydaje sie dosc zapomiana muzycznie w porownaniu do takich specialsow, ktory tworzyli w podobym czasie i calkiem podobny gatunkowo material, chociaz ciezko tutaj o jakakolwiek klasyfikacje, bo discog mowi o popowym krazku w stylu ska, to juz bardziej 2 tone pasuje jak w na drugim albumie specialsow, ale jednak calosciowo ta plyta o wiele bardziej przypadla mi do gustu, bo ma ona na siebie jakis pomysl, tym pomyslem bedzie motyw poczatkow i koncow jak wskazuje tytul, za czym ida motywy dziecinstwa, przemijania, dekadencji, wiec nie obylo sie takze od disu na thatcherowa, pojawia sie takze motyw pajeeta znikac na traku new delhi, wiec takie niezbyt popowe motywy, za to od strony instrumentalnej jest o wiele bardziej zachowawczno, bo siedmioosobowa banda jak przystalo na okolo skawowe klimaty uzywa mocno instrumentow detych, wiec trabki i saksy sa mocno slyszalne, do tego wykorzystanie zarowno kontrabasu jak i standardowej giaty basowej jest odczuwalne, wielkim plusem jak dla mnie jest brak synthowego brzmienia, a zamiast tego piano, prawie cala plyta jest spiewana przez jednego wokaliste, to jest pana Suggsa, ktory pomimo tego, ze brzmi jak prawdziwy wyspiarz, to jednak artykuluje sie wystarczajaco czysto aby wokale byly zrozumiale o co ciezko na niektorych brytyjksich pikach, jedynie ostatni trak madness (is all in the mind) jest wykonywany przez wokal wspierajacy albumu trebacza bandy mistera Smytha, nie spodziewalem sie, ze tak mi podejdzie ten 43 minutowy krazek z gatunku 2 tonowych, na plejke wrzucam robotniczy kawalek tomorrow (just another day), wspomiany juz wczesniej madness i najpopularniejszy song zespolu, czyli our house
4
Oct 02 2021
View Album
Blood Sugar Sex Magik
Red Hot Chili Peppers
Czlowiek sie ludzil, ze zna czili peppersy, a tu dostaje takiego picka i rzeczywistosc plyty zweryfikowala, po pierwsze nie przypuszczalem, ze to takie potezne wydanie, podwojna plyta, bite godzina dwadziescia materialu na 19 trakach, z czego dwa ostatnie to remastery z 2k06, bo orginalne wydanie jest z 91, kolejnym zaskoczeniem bylo to kto wyprodukowal ten album, a takze wszytkie kolejne, az do ostatniego wydania nie kto inny a sam murzynsko metalowy guru muzyczny, Rick Rubin, wiec do kolekcji zrobionych karier muzycznych musze dopisac mu czili peppery, bo wlasnie po tym albumie stali sie banda grana i sluchana na calym swiecie, a nie tylko lokalnie i to jeszcze jaka plyta, bo takim misz maszem stylow i brzmien sprzedac sie, takie rzeczy to tylko pan Rubin, a co do tego misz maszu, to jesli swoja wizje brzmienia RHCP laczylem z under the bridge, ulubionego numeru z plyty, tak plyta o wiele bardziej przypomina funkowy rock zmieszany z metalowymi rifkami gitarkowymi przeplatanymi ostrym drumieniem, ktore jest po rubinowsku prosto w twarz, do tego dodac czarujace wokale frontmena, to jest pana Kiedisa Anthonego, ktory jak snejk zmienia nie tylko maniere wokalna, ale calkowicie brzmienie swojego glosu w zaleznosci od kawalka od wolnych baladowych brzmien jak z under the bridge i breaking the girl, przez funkowy rapcore suck my kiss czy, wstaw polowe kawalkow plyty, po brzmienie dzikiego zboczenca z sir psycho sexy, tytul plyty dobrze nakierowuje na kontent liryczny, bo zdecydowana wiekszosc funkowego brzmienia, to seks krew i cukier magikowa, tym cukrem nazwalbym bakujace wokale, ktore na wczesniej sir psycho sexy zmuszaja do reflekcji nad dalszym katowaniem sie materialem, ktory w takich momentach strasznie meczy, ale przy takiej objetosci trakowej znalazly sie kawalki o troche mniej seksualnym zabarwieniu, jak my lovely man opowiadajacy o ziomeczku, bylbym czlonku bandy ktory zbyt ostro walil po kablach, mostowy song rowniez porusza podobny motyw, chociaz nie wiem czy chodzi o te sama osobe, odkad nasluchalem sie o tym jak bonzo robil drumem brzmienie zeppelinow o wiele bardziej doceniam jak potrafia one wplyna na melodyjnosc songow, w tym wypadku dochodzi jeszcze rubinowa produkcja, ktora w metalu obok wyeksponowanych ostrych riffow jest wlasnie znana z dobrego uwidocznienia na sceniu drumiarza, dobrym okresleniem gatunkowym tego krazka bedzie funk metal jak czytam, bo laczy on w sobie takze elementy z rapcora, wiec ultimejt alternatywny starter pak lat 90 tak mozna nazwac ten album, bo obok metalowych riffow poslugiwac sie cymbalkami, jak na wspominanym juz sir psycho sexy, to naprawde trzeba miec fantazje, no i wolnosc w tworzeniu muzyki, ale chyba Rubin jest z tego znany, ze dawal wolna reke artystom, a potem szlifowal co wymyslily tegie glowy, a to ze chlopaki mialy wolna reke tworcza zdecydowanie czuc, wiec o ile wiekszosc lustowego materialu nie trafia w moje gusta, to instrumentalnie slychac, ze jest to grane tak jak chcieli grac, a nie jak musieli, a autentycznosc w popowym materiale, to rzadki okaz, na plyte obok under the bridge, ktorego juz mialem wrzuconego leci kawalek z przeciwnego konca spektrum, wiec wspominany psycho sir, dodatkowo najbardziej powtarzalny lirycznie trak, wiec give it away, ostatnim pickiem bedzie my lovely man zeby zbalansowac troche te wybrane numery
3
Oct 03 2021
View Album
The Stone Roses
The Stone Roses
No i kolejne wyspiarskie brzmienia, ktore utwierdza w przekonaniu, ze autor listy jest bardzo nieobiektywnym wybieraczem, jesli chodzi o gatunki niszowe, bo jest to kolejne granie w stylu madchesterowym, rekord z 89 i debiutancki album grupy the stone roses, o ktorej slysze pierwszy raz, nie kojarze takze nikogo z formacji, a jednak tych band sie juz sie troche przewinelo, czteroosobowa banda, wiec gitarka, basik, drumy, pianino na jednym traku, no i wokal, wiec standardowy pak i wlasnie tak brzmi, jak standardowy material z tamtego okresu, najprosciej bedzie okreslic album mianem alternatywnego rocka, bo stylowo za bardzo odbiega od poprzednich pikow madchesterowych, zeby tak go okreslac, a dodatkowo jest to o wiele popularniejszy material niz poprzednie czestery, wiec fangeje na wiki czy discogach wypisuja i przypisuja nadprzyrodzone atuty, jak to czesto bywa swoim ulubionym materialom, chociaz jangle pop calkiem pasuje jesli patrzec na tylko wybrane traki, bo akurat ostatni i najdluzszy, a tak sie zlozylo, ze takze najlepszy kawalek calego materialu idealnie wpisuje sie w janglowa definicje brzmienia, opartego na mocnej, wrecz szorstkiej gitarce, ze zmianami tempa, podobnie jak u byrdsow, wiec to bedzie jeden z dwoch trakow plejkowych, bo pomimo 8 minut dlugosci trzyma w uwadze przez caly czas, no i tekstowo tez jest o wiele lepszy niz reszta plyty, szprytne wykorzystanie referencji chrzescijanskiej na jak niechrzescijanskim materiale, drugim kawalkiem bedzie bye bye badman, song oparty na motywach zamieszek paryskich z 68, stad wlasnie te kolory na okladce, no i cytrynki tez odnosza sie do tego traka, zeby gaz lzawiacy sobie przemywac cytrynkami, przez caly krazek przewijaja sie motywy antymonarchistyczne, kawalek elizabeth my dear, ale jednak wiekoszosc plyty, to oklepane lowe songi chociaz niezbyt popowe, to jednak nijakie, orginalne wydanie ma 48 minut, ale spotifaj nakarmil mnie rocznicowym wydaniem z 2k09 wersja 58 minutowa z dodatkowym trakiem, ktory podbil czas odsluchu do prawie godziny, wiec granie dobre, ale tylko na wybranych trakach, bo wiekszosc jest brzmi jak cos co juz sie slyszalo, byc moze influencyjny album, ktory pokazal brytowi jak ma grac roka zeby popowy sukces zrobic za wielkom rzekom, tak pacze na ciebie oasis, bo tej bandzie najblizej brzmieniowo i kalendarzowo do kamiennych roz, zwlaszcza jesli chodzi o charakter wokalisty jaki utrzymuje przez caly album pan Ian Brown, ktory wiekszosc czasu musi sie przebijac przez instrumentalna czesc bandy, ale robi to z taka pewnoscia i namaszczeniem, jakby byl kims wybranym do rzeczy wielkich, a to przeciez debiutancki material, ktory nie brzmi jak jeden
3
Oct 04 2021
View Album
In-A-Gadda-Da-Vida
Iron Butterfly
To sie nazywa poleconko, jeden z praszczurow hardego rokowania jak sie slyszy, drugi studyjny album Iron Butterfly, czyli czteroosobowej formacji rodem z hameryki, kalifornia, dawno nie bylo tak kompaktowego albumu do odsluchu, 6 trakow na 36 minut, przy czym pierwsze 5 tworza jednego sajda winylkowego, natomiast tytulowy In-A-Gadda-Da-Vida to 17 minutowy epik, dla ktorego przedwszystkim warto przesluchac ten album, o ile pierwsza strona brzmi jak wiekszosc psychodelicznego roka z tamtego okresu, specyficzny wokal, bakujace wokale na harmoniach, tematycznie milosc dzieci kwiatow i wszytko co przyjemne, brzmienie w ktorym pierwsze skrzypce graja organy pana Douga Ingle, ktory byl takze glownym wokalem, teksciarzem i kompozytorem kawalkow, wiec lider czlowiek liderujacy bandzie, dopiero druga strona jak dla mnie zrobila odsluch, 17 minutowy monster tematycznie nadal opowiadajacy o milosci tym razem z motywami biblijnymi, jak tytul wskazuje mowa o edenie dzikich wezach, jablkach i wygnaniach, chociaz sam tekst zawiera sie w pierwszych i ostatnich dwoch minutach, pozostale 13 to jest doslowne jamowanie, bo orginalny trak mial sie konczyc w okolicach 2 minut, a chlopaki sobie graly ktos kliknal rekorda i tak zjamowali 17 minutowy traczek, ktory stal sie ich najlepiej sprzedanym songiem i ktory znaczaco wplynal na rozwoj hardego rocka, a nawet metalu, bo zarowno na materialach deep purple, jak i czornego sabata slychac ich influencje, glownie jesli chodzi o ostre gitarkowe riffowanie, ale jak dla mnie najlepszym momentem kawalka jest drumowa solowka pana Rona Bushiego miedzy 6:30 do 9:00, ale caly trak jest tak rowny, ze nawet linie melodyczna basisty musialbym pochwalic za takie trzymanie sie gitarki prowadzacej w pierwszej czesci, do tego dochodza organy rodem z zaboru zielonoswiatkowcow i traczek o rajskim ogrodzie jak znalazl, przypadek jak zawsze najlepszym przewodnikiem, jako ze material sie sprzedal, to trzeba bylo stworzyc z tego singla i udalo sie go skrocic do ponizej trzech minut, ale jak dla mnie brakuje mu juz tej szorstkosci, nawet wokale brzmia inaczej, o solowkach nie ma co marzyc, jedynie pozostaja charakterystyczne ostre jak na tamte czasy elektrykowe riffy, na plejke leci b sajd, a z pierwszej strony termnation najbardziej psychodeliczne granie calej plyty, jesli chodzi o liryke, bo co moze byc bardziej psychodelicznego niz zakonczenie zywota
4
Oct 05 2021
View Album
To Pimp A Butterfly
Kendrick Lamar
Aj karamba, pojawily sie murzyny prorokowane podczas sluchowiska hookwormsow, ale nie do konca, bo nie mumblowy trap, a krol wspolczesnego lozenia rymow, ktory jednak mocno jest zwiazany, jesli chodzi o inspiracje murzynami zlotej ery, co slychac zwlaszcza na tym albumie, ktory sam w sobie jest pewnego rodzaju dialogiem z 2pacem, wydaje mi sie ze juz wystarczajaco sie napisalem na temat tego albumu gloszac murzynska ewangelie w internetach, wiec zbieranie tutaj antologii na ten temat troche mijaloby sie z celem tych opiso recenzjo notesow, wiec na tym koncze, a ocena oczywista, bo przeciez to pan Kendrick Lamar
5
Oct 06 2021
View Album
Music From The Penguin Cafe
Penguin Cafe Orchestra
Teraz z calkiem innej beczki piczek, bo jesli pamiec mnie nie myli jest to pierwszy reprezentant muzyki klasycznej na liscie do tej pory, wiec oczywiscie jestem totalnym ignorantem w tak wysublimowanym gatunku, trzeba dodac ze jest to muzyka klasyczna w stylu contemporary, a zatem wspolczesnym, roznica polega przedwszystkim na tym jak bardzo wykorzystywane sa komputry w celu uzyskania boskiego dzwieku, wiec nie same klikanie klawiszy, czy pociagniecia smyczkow stanowia o brzmieniu calosci, ale wazna role odgrywa takze producent, a co do producenta, to jest nim nie kto inny jak pan Eno, ale tym razem tylko w wydaniu executivowym, wiec raczej za kompem nie siedzial przy minksowaniu materialu, co do samej plyty, to zastanawiajacy jest motyw pingwinowy na okladce oraz nazwach plyty i bandy, sama banda Penguin Cafe Orchestra sklada sie z 4 czlonkow Helen Liebmann na wiolonczeli, Gavyn Wright na altowce oraz skrzypkach, Steve Nye na organach elektrycznych i stanowisku inzynieria projektu oraz czlowiek orkiesta Simon Jeffes, czlowiek orkiesta, bo jego wikiowa lista instrumentowo wokalna zawiera electric guitar, bass, ukulele, cuatro, spinet, electric piano, mouth percussion, sheng, ring modulator, vocals, to jest orginalny sklad, ale traki od drugiego do osmego byly wykonywane w formacji zapisanej na trakliscie jako zopf, dochodza tam grajkowie ukulele i wokale, ale tych wokali jak na lekarstwo na albumie, bo przeciez to muzyka klasyczna, wiec jedynym trakiem od poczatku do konca okraszonym wokalami bedzie coronation, wokale brzmia jak wokale w muzyce klasycznej, ktora jednak nie jest grana na koncertach, ale w studiu, troche dziwne uczucia mam z tym zwiazane, jesli chodzi o brzmienie jakie najbardziej mnie uderzylo z tego 45 minutowego materialu, to polaczenie gitary elektrycznej ze smyczkami, zwlaszcza na otwierajacym penguin cafe single, jesli nazwa traczka nie jest przypadkowa i byl to singiel promujacy krazek, to zdecydowanie byl to dobry wybor zeby sprzedac ten album, bo kawalek zawiera skompresowana reszte albumu, nie ujmujac calej reszcie ten jest naprawde dopakowany, kolejnym traczkiem wartym uwagi jak dla mnie byla najdluzsza kompozycja calej plyty numer 9 na liscie liczacy ponad 11 minut, tutaj glownie za sprawa tego, ze czuc motyw przewodni kawalka z samego instrumentala, czego nie bylem w stanie doswiadczyc na innych numerach, ale tak to jest jak jest sie ignorantem w kompozycjach klasycznych, chociaz pewnie malo co taki album ma z muzyka klasyczna i bedzie to raczej instrumentalny folk, tak jak podpowiada wiki, dwa wspomniane traczki laduja na plejce, tym razem na plejce z instrumentalnymi klasycznymi ostami, bo nie wiem gdzie lepiej by byloby je zaklasyfikowac, a nie bede tak bardzo sie rozdrabnial w nowe plejki
3
Oct 07 2021
View Album
Dog Man Star
Suede
Po ostatnim dlugim striku jakosciowych piczkow wreszcie jakis powrot do standardow brytyjskiej pretensjonalnosci popowej, bo pojawia sie on dog man star, drugi album w dyskografii bandy londonskiej bandy suede, podczas nagrywania tego materialu 4 osobowej bandy, ktora jeszcze przed zakonczeniem nagran do tego krazka zmniejszyla sie o jednego czlonka, pan od gitarek nie wytrzymal jaka muzyka byla tworzona co doprowadzilo do spiec wewnatrz bandy rezultujacych w jego wyjebaniu, pomimo tego ze pierwszy raz slysze o takim zespole, krazku, czy osobach w niego zamieszanego, to z samego odsluchu albumu w tym konflikcie stalbym murem za panem gitarkowym, ktory staral sie grac o wiele zbyt rokowo, gdzie reszta bandy leciala raczej w brit popa, nie chodzi nawet o same wokale czy teksty o szopenie, ale ogolna nijakosc grania, nie ma tutaj na czym ucha zawiesic, a w polaczeniu z przygnebiajacym, wyjatkowo pretensjonalnie, nastroju jakim utrzymana jest tematyka albumu gwarantuje to rezidentowegosleepera, bylby to jeden z pretendentow do oceny jednogwiazdkowej, gdyby nie jeden numer ktory jednak jakos rekompensuje ten prawie godzinny album, chodzi mi o trak numer 11, the asphalt world, ktory to wlasnie byl bezposrednim punktem zapalnym konfliktu, bo pan Bernard Butler od gitarki i klawiszy, ktory mial w planach kawalek 25 minutowy z 8 minutowym solo na gitarce, wersja albumowa ma zaledwie 9:25, a i tak jest najdluzszym utworem, no i najbardziej muzycznie zlozonym, a nie jak reszta radio songow z wyliczonymi czasami chorusowymi jak przystalo na britpopa, wiec z calej plyty jedynym wartym odsluchu kawakiem jest asfaltowy swiat sutenerstwa, dlatego tez leci on na plejke, mam nadzieje, ze nie pojawia sie kolejne albumy tego zespolu, zwlaszcza gdy glos rozsadku w postaci pana Butlera wyskoczyl z tego parostatku
2
Oct 08 2021
View Album
Tea for the Tillerman
Cat Stevens
Mila odmiana po dog manowym starze, nadal wyspy brytyjskie, ale tym razem o wiele bardziej folkowo, chociaz jest to dosc mocno popularny styl folka, ale nie na tyle populary zebym kojarzyl tytul czy artyste, jak na ignoranta muzycznego przystalo, wiec Cat Stevens lub obecnie grajacy pod pseudonimem Yusuf Islam, z dosc oczywistych wzgledow, to artysta londynski grajacy folka opartego na brzmieniu akustyka oraz klawiszy, dodatkowymi instrumentami pojawiajacymi sie na plycie sa smyczki, kontrabas, drumsy, kongosy czy wiolaczela, ale nigdzie album nie sprawia wrazenia przytloczenia instrumentami, melodycznie i lirycznie jest prosto, a jednak tak bogato, bo proste kawalki, pozostawiaj pole do wolnej interpretacji, glownym motywem beda duchowe poszukiwania, chyba nic dziwnego jak na artyste ktory zmienil imie na islam, ale nawet songi, ktore sie dobrze sprzedaly, to jest wild world, z na pierwszy rzut oka wyglada jak typowy love song, czy raczej after love song, bo bardziej o rozejsciu sie pary, a prawdopobnie traktuje on o przejsciach Cata, ktory rok przed nagraniem tego albumu zdychal na gruzlice i odme plucna i zegnal sie ze swiatem, tak obrocil losy i pewnie tez stad motyw poszukiwania czegos nowego, czy to artystycznie czy duchowo, o ile wild worlda skojarzylem praktycznie po kilku nutkach, tak jeszcze jeden traczek byl mi znany z straznikow galaktyki voliumarza drugiego, na endingu byl father and son, jestem pewien ze jeszcze longer boats gdzies mi sie obil o uszy, ale juz nie zgadne gdzie, chyba od czasu albumu Cohena nie bylo pika ktory tak lirycznie do mnie trafil, ze w kazdym traku mozna cos dla siebie wyluskac, chociaz tylko 36 minut na 11 kawalkow, to nie ma zadnych filerowych miejsc, gdyby tylko troche bardziej surowo byl wyprodukowany, bo jednak slychac spore katowanie overdubowaniem tam gdzie bardziej skomplikowane partie ala smyczki+gitarka z kontrabasem perfekcjonizm wykonania odbiera autentycznosci, ale calosciowo ale jest to przypadlosc tylko we fragmentach albumu, jako calosc przybilbym stempel autentycznosci, glownie przez strone wokalno liryczna, na plejke wrzuce wild worlda i miles from nowhere, a na liste do przesluchania albumow musi zostac dodane Tea for the Tillerman 2, ktore ukazalo sie w tamtym roku na 50lecie, jedynie po okladce widze, ze pan sternikowy z okladki wszedl w ere kosmiczna, tak samo dzieciarnia na drzewach, ciekawe bedzie uslyszec tego samego artyste po 50 latach
4
Oct 09 2021
View Album
Pink Moon
Nick Drake
Drugi i zapewne ostatni na liscie album pana Nicka Drake, ostatni takze w jego dyskografii, bo byla to ostatnia to ostatnia plyta ktora udalo mu sie nagrac przed smiercia, material z roku 72 w swojej formie jest jeszcze bardziej minimalistyczny, surowy, ale takze przez to bardziej autentyczny niz poprzedni Bryter Layter, bo glownym i jedynym instrumentem, poza wystepujacymi na otwierajacym pink moon klawiszami, jest akustyk, o ktorym juz pisalem w ramach poprzedniej plyty, tutaj jest on jeszcze bardziej wyeksponowany przez granie solowe jeszcze wyrazniej czuc unikalna technike gry Nicka, ciekawym faktem jest takze to, ze zarowno gitara jak i wokal nagrywane byly na jednym traku, wiec jedynym overdubem plyty sa wspomniane klawisze na pink moonie, co daje ultimejtowy folk feeling czlowieka wylewajacego z siebie co mu lezy na sercu prosto na instrument, prawdziwa rzadkosc wsrod nagrywanej muzyki, a co mogl wylewac z siebie pan Drake, ktory cala swoja krotka kariere zmagal sie z depresja i szukaniem sukcesu w muzyce, co bezposrednio przelozylo sie na tematyke ostatniej plyty, ale na tym materiale slychac juz jakby pogodzenie z stanem w jakim jest jego kariera i podejscie do sprawy z troche wyzszej perspektywy, szczere teksty 24 letniego staruszka przez ktore przemawiaja przewijajace sie metafory cial niebieskich, por dnia, kolorow ciezkie do jednoznacznej interpretacji to wlasnie chleb powszedni plyty, bo czym moze byc tytulowy pink moon, po rozwiazaniu zagadki tego pytania plyta calkowicie zmienia swoj klucz, calosc zostala nagrana zaledwie w dwoch nocnych sesjach, pomimo tego, ze jest to tylko 11 kawalkow na 28 minutach materialu nie zmienia tego, ze jest to jeden z ulubionych krazkow w mojej biblioteczce do ktorego lubie wracac, na plejke nie bede nic dodawal, bo i tak juz album jest w spotifajowej kolekcji, kolejny przesluch i kolejne pytania, jak czlowiek sukcesu moze skonczyc tak nieszczesliwie, czy brak sukcesu jest az tak dotkliwszy dla kogos na sukcesie wychowanym niz dla czlowieka juz dawno przegranego, kiedy pogon za sukcesem staje sie pulapka w ktora czlowiek sam sie zapedza, to tylko niektore z pytan ktore mozna sobie postawic po takim seansiku, nie jest to album ktory spodoba sie kazdemu, jeszcze mniej ludzi go zrozumie, ale jest to cos naprawde wyjatkowego zapisanego na tasmie
5
Oct 10 2021
View Album
Germfree Adolescents
X-Ray Spex
Rownowaga we wszystkim, wczoraj peakowy album, to dzisiaj zwiedzamy otchlanie brytyjskiego punka, Germ Free Adolescents to debiutancki album 5 osobowej bandy X-Ray Spex, wedlug wiki jeden z najmocniejszych punkowych materialow z wysp, a jak dla mnie jeden z najbardziej pretensjonalnych i niepowaznych materialow jakie mialem okazje przesluchac w ramach tej listy, dziwnym trafem frontowym menem jest baba, mianowicie Poly Styrene, ktora na materiale jest odpowiedzialna za teksty i "wokale" czyli najbrutalniejsza strone plyty, bo o ile granie ani mnie grzeje, ani nie chlodzi, a jedynym zaskoczeniem jest mocne wykorzystanie saksy, tak niezbyt punkowo, a raczej skowo, ale to co pani poly przygotowala lirycznie potezna dawke punkowych oczywistosci doprawionych mocnym feministycznym stylem bycia, no ale to jeszcze nie jest najgorsza strona plyty, najwiekszym problemem podczas odsluchu byl dla mnie wokal, wiadomo ze wyspiarskie klimaty, to poziom hard zrozumienia, ale tutaj niektore traki brzmia jak giberisz, dopiero po odpaleniu tekstu da sie cos zrozumiec, moze to ze wzgledu na multikulturowe korzenie wokalistki, mlody wiek rozpoczecia dawania po kablach w hipisowskich sklotach, dopiero teraz zguglowalem sobie pania wokalistke i okazalo sie, ze podczas nagrywania tego materialu miala na zebach potezny aparat, ktory nie tylko robil ja o wiele bardziej feministycznym baboem, ale takze w tak prosty sposob byl wymowka tak okropnych zdolnosci wokalnych, cale szczescie tym razem nie musze wybierac co dodac na plejke, bo dyskografia bandy nie istnieje na spotifaju, poza livowym albumiki z 2k09, wiec material zszabrowany z soulseeka, ale rownie dobrze moglbym posluchac tego na jutubie, jakosc wokalu i tak pewnie by duzo nie stracila, takze od strony technicznej sluchac biede i brak doswiadczenia ze strony producenkiej, takze jeden z pierwszych materialow pana na produkcji, ktory zostal producentem kolejnych albumow zespolu, dawno nie wymeczyl mnie tak bardzo 35 minutowy krazek
1
Oct 11 2021
View Album
Fever Ray
Fever Ray
Kolejna silna baba na tapecie, tym razem jest to artystka solowa pani Karin Dreijer, ktora wystepuje pod pseudonimem Fever Ray, dodatkowa nute egzotycznosci dadaje pochodzenie, bo jest to wokalistka szwedzka, ktora zrebootowala swoja kariere muzyczna tym materialem, bo wczesniej byla czescia dueto elektronicznego the knife, ktory tworzyla z bratem, plyta fever ray gatunkowo takze elektroniczny pop, utrzymany w stylu ambientowych beatow, synthezatorowych wokali, niby jedna pani wokalistka, a tak roznie brzmi przez caly album, magia synthezatorow, wiec calkowicie nie moj typ muzyki, ale jednak da sie tego sluchac, chociaz czuje, ze lepiej brzmialby jako czysty ambientowy instrumental bez zbednych wokali, bo lirycznie jest to glownie opowiesc dziewczynki i zlym swiecie, oczywiscie feministyczne okulary ubrane, wiec sa traki gdzie malo mowi i mozna sie wsluchac w bicik, jak na traingle walks, tylko po to zeby dostac po mordzie synthowym iscie diabelskim wokalem concrete walls, mila niespodzianka jest to, ze poznalem skad sie wzial opening wikingowy, bo jest to fragment traka otwierajacego album, czyli if i had a heart, ktory nie bez powodu jest hajlajtem calej plyty, zawiera w sobie trzy rodzaje wokalu przewijajace sie przez reszte plyty, a dodatkowo brzmi najmniej elektronicznie z calego krazka, chociaz nie wiem czy to taka zaleta jak gatunkowo ma to byc elektroniczny pop, tak czy inaczej plyta sluchalna, ale jednak ambient z wokalami sie gryzie zbyt mocno jak dla mnie, na plejke leci wikingowy traczek jako najbardziej rozpoznawalny kawalek z dyskografii pani fever ray, a moze nie pani, bo to chyba niezbyt mile okreslenie w totalnym feminizmie
2
Oct 12 2021
View Album
Live And Dangerous
Thin Lizzy
Kolejny album live, jak zwykle bandy nie kojarze, szybki gugl podpowiada, ze chlopaki sa wyspiarzami, jakby inaczej, a dokladniej irlandczykami z dublina, plyta z 78, ktora nie jest nagraniem jednego koncertu, a raczej kompilacja 5 wystepow na przestrzni 2 lat, dodatkowo mocno wypoliszowanymi przez overduby ktore jeszcze byly dogrywane w studiu, gatunkowo jest raczej harde rokowanie, ktore kojarzy mi sie troche z stylem ram jama, taki livowy album, to pewnie kompilacja najwiekszych szlagierow, ale tylko jeden kawalek kojarze, nie wiem czemu ale z galeczka mi sie kojarzy i jakimis szlagierami wyspiarskimi, to jest the boys are back in town, pomimo tego ze material przydlugi, bo 76 minut, to jakos nie meczy, ale takze nie ma fragmentow w ktorych by sie chcialo powiedziec, jak to jest grane, tutaj czuc dobre koncerciwo, bo praktycznie kazdy traczek to song z innego wystepu, przez co na jednym widownia jest czescia sciezki dzwiekowej, a na nastepnym jest juz nieslyszalna, no ale tak to jest jesli ktos robi kompilacje dodatkowo owerdubowana, a i tak zostawia nierowne poziomy glosnosci na poszczegolnyuch trakach, wiec o ile muzycznie da sie tego sluchac jak naprawde kawal dobrego klasycznego rocka, tak od strony technicznej i livowej plyta pozostawia wiele do zyczenia, lirycznie kawalki tez nie przyciagaja uwagi na tyle zeby zastanowic sie nad tekstem dluzej niz sie go ma w uszach od jednej do nastepnej zwrotki, wiec bardzo popularny rock hardo zagrany, hardy zwlaszcza na gitarce, ktora jest zdecydowanie spotlajtem instrumentalnym, moze dlatego, ze zdecydowanie najglosniejsza w tym miksie, wiec plyta sluchalna, ale raczej nie przekonala mnie zeby zapoznac sie z studyjnymi materialami bandy, ale na plejke wrzuce jednak studyjna wersje boysow, bo zdecydowanie lepiej brzmi pod wzgledem technicznym, moze to te owerduby daly tak dziwny efekt
2
Oct 13 2021
View Album
Another Music In A Different Kitchen
Buzzcocks
Dobrze ze tak krotki mateiral sie akurat trafil na ti ajowy dzionek, wiec notka musi byc rownie krotka, buzzcocki to oczywiscie wyspiarska banda probojaca sprzedac punka w dosc popowej postaci, album jak i sama banda z tego samego okresu co sex pistole, wiec druga i najwieksza fala punkerstwa do mainstreamu na wyspach, co z pewnoscia wyroznia ten material to jego liryczna popowosc, powtarzajace sie zwroty przez pol traka, regularne refreny, brak sweringu, brzmi to jak sexy pistole po utemperowaniu wokalu, bo pan Pete Shelley, ktory jest zarowno glowna gitara jak i wokalem nie jest zbyt ekspresywny w swoim wystepie, wiec gitarka rytmiczna i bas musza ratowac instrumentalnie plyte, bo o drumsach nie da sie za duzo powiedziec, moze poza tym, ze brzmi to malo punkowo, a bardziej power popowo, ale takie mam odczucie do calosci tej plyty, na plejke dodam otwierajacy fast cars, bo ranting na szybkie fury to dosc orginalny pomysl jak na punkowe otwarcie plyty, no i instrumental calkiem dobry jest w porownaniu do reszty kontentu, no moze poza zamykajacym moving away from the pulsebeat, 7 minutowy kawalek, wiec daje miejsce na rozwoj instrumentalny, pomimo tego ze jest w nim jakas minuta ciszy pod koniec, to i tak czyni go najdluzszym trakiem tej 35 minutowej plyty, ktora pomimo lejbela punkowatosci nie porusza tematow okolo polityczno spolecznych, a bardziej skupia sie na autorefleksji i oczywiscie relacjach miedzyludzkich
2
Oct 14 2021
View Album
Tusk
Fleetwood Mac
Przesada byloby stwierdzenie, ze kojarze bande, bo jednym ich materialem ktory mialem wczesniej okazje przesluchac byla plyta Rrumors, czyli album poprzedzajacy Tuska, ktory z kolei jest dwunastym studyjnym krazkiem bandy, z tego co mowi wiki wiekszosc albumow byla nagrywana piecoosobowym skladem, ktory mozna uslyszec takze na tej plycie w sklad ktorego wchodzi dwoch ojcow zalozycieli bandy Mick Fleetwood na drumach i John McVie na basie, do tego dochodza dwie panie Christine McVie od klawiszy i wokali oraz Stevie Nicks ktora jest najwazniejszym wokalem bandy, do tego dochodzi Lindsey Buckingham ktory wydaje mi sie byc dyktatorem zespolu w tamtym okresie, multinstrumentalista, ktorego mozna uslyszec na kazdym z kawalkow zarowno instrumentalnie jak i wokalnie, nie bede sie zaglebial w relacje jakie panowaly w bandzie, ale duet Stevie Lindsey to hamerykanska para, ktora dolaczyla do zespolu przed albumem ktorym dokonali komercyjnego przelomu, reszta bandy to oczywiscie brytyjczycy w duchu listowym, niby sie nie zaglebiam, ale jednak dosc skomplikowane relacje musialy tam panowac, jak jeden drugiego zdradzal po katach i jeszcze o tym robili kawalki, ale nie bede studiowal genezy kto byl z kim kiedy i dlaczego, sam album to jeden z tych poteznych podwojnych krazkow, podczas ktorego odsluchu przy koncu zapomina sie juz co bylo na poczatku, bo jednak jest to 20 kawalkow i godzina pietnascie minut materialu, ktory dodatkowo nie jest jakos mocno powiazany tematycznie, a brzmi jak kompilacja popowych kawalkow, ktore przez podwojne zenskie wokale przywodza mi na mysl abbe czy bee gees, a zeby bylo ciekawiej to w tej kompilacji znalazlo sie miejsce takze na punkowe influencje, pan Buckingham staral sie jak mogl nadac albumowi punkowego charakteru o czym swiadcza kawalki takie jak what makes you think youre the one czy not that funny, ktore przypominaja mi troche tworczosc od the undertones, dlatego tez album nie przypomina znanego mi rumors, a stara sie byc czyms zupelnie innym, moze zeby uniknac zaszufladkowania jako banda potrafiaca grac tylko w jeden sposob, wiec o ile slucha sie tego przyzwoicie i nigdzie uszy nie bola, to jedynie wybrane kawalki sie przebijaja, a majac do przesluchania 20 piosenek, to naprawde potrafia sie one zgubic w takim natloku tresci, takimi hajlajtami byly dla mnie najkrotszy song plyty, thats enough for me, nie jest to wcale pun majacy podsumowac moj stosunek do plyty, ale ten najkrotszy utwor na krazku jest najlepsza synteza fleetwooda ktorego znalem z rumorow z graniem nowej fali, dosc smutny song opowiadajacy o bolach rozstania na upbeatowej melodii i ciekawym efekcie wokalnym Buckinghama, kolejnym bedzie o wiele bardziej folkowy numer sisters of the moon, ktory zawiera specyficzne brzmienie gitarki i wokale pani Stevie Nicks, no i tytulowy traczek tusk, kolejna wokalna jak i liryczna cegielka Lindsey w budowaniu swiatymi tego krazka, co ciekawe zespol utrzymuje przez caly album zasade, kogo liryka ten jest glownym wokalem, sam utwor kompozycyjnie najbardziej sie wyroznia sposrod calej plyty, na traku mozna uslyszec brzmienie jakiegos collegowego big banda, co nadaje mu iscie dzunglowego brzmienia, to wlasnie trio laduje na plejce
3
Oct 15 2021
View Album
Dig Your Own Hole
The Chemical Brothers
Muzyka elektroniczna w takim wydaniu przyprawia mnie o ciarki, a plyta dosc obszerna, bo ponad godzinny odsluch, wiec nie bylo to zbyt przyjemnie doswiadczenie, ale i takich albumow trzeba posluchac, bandy, a raczej duetu, chemicznych braci nie kojarze, zaden z trakow nie rzucil mi sie na uszy, ze gdzies juz go slyszalem, no ale taki gatunek techniawy brejkbitowej lub big beatowej, jak zwal tak zwal, bo nie potrafilbym odroznic jednej od drugiej, tak jak jednego od drugiego kawalka tej plyty nie jestem w stanie okreslic czyms wiecej niz daje lubudubu, sampluje cos tam i tak szybko wali po uszach, najbardziej przyjazny mi traczek, nawiazujacy do murzynskich technik tworzenia beatow, to get up on it like this, przede wszystkim ze wzgledu na wykorzystanie skreczy i murzynsko brzmiacego sampla, wiec to bedzie traczek na plejke jak znalazl, zeby takie techniawowe perelki nie zginely w otchlani listowej
1
Oct 16 2021
View Album
Bossanova
Pixies
Niby pierwszy album pixiesow na liscie, ale album pana franka blacka juz jakby zaprezentowal pixiesowe granie, ale to pewnie nie pierwszy i nie ostatni album tej bandy na liscie, bo bossanova nie rzuca sie na mysl jako reprezentacyjny krazek zespolu, tym razem rodem z hameryczki, sama plyta to indyjskie rokowanie lat 90 w iscie pixielowym stylu z mocnymi chorusowymi akcentami gitarkowymi, do tego basik, drumsy i gitarowanie blackowe, no i backujace wokale skladu, zwlaszcza pani kim z basika tworza pixiesowe brzmienie, podobnie jest w kompozycji kawalkow w wiekszosci mozna je podzielic na traki powtarzajace przez caly kawalek elementy refrenu lub caly refren z lekko zmienianymi zwrotkami jak na is she weird, kolejnym typem songow beda 5 minutowce o wszystkim i niczym, zreszta to tez pixiesowa cecha charakterystyczna bezsensownosc liryczna pana blacka, sluchajac czegos takiego samemu trzeba nadac sensu temu czego sie slucha, z tego powodu nie ma co nawet brac sie za interpretacje trakow, bo albo sa one tak proste, ze jest ona zbyteczna lub tak skomplikowane, ze bezsensowne, na plejke wrzuce przedstawicieli obu tych stronnictw wspomniany kwalek is she weird i bardziej monologowobezsensowny dig for fire, albumik sluchalny, ale pixiesy maja jeszcze zdecydowanie mocniejszy material w swojej dyskografii
3
Oct 17 2021
View Album
Blackstar
David Bowie
Dwudziesty piaty studyjny album, ostatni z jakze bogatej dyskografii Bowiego, a przy tym szosty, a pewnie nie ostatni, na liscie pikowej, jak pisal jeden z wielkich wieszczy ulicy jakie zycie taki rap, to dobre okreslenie na ten album, dlatego ze ten ostatni numer Bowiego opowiada wlasnie o zyciu, a przede wszystkim o jego zakonczenu, bo to wlasnie przemijanie jest glownym motywem krazka, ktory jest swoistym pozegnaniem ze swiatem, bezposrednim bodzcem byla rakowa diagnoza, pan ktory od roku 2k03 wypuscil tylko jeden krazek dostaje info, ze umiera wiec naturalnym jest fakt, ze zrobi o tym plyte, ktora nadana jego personie jeszcze bardziej legendarna pozycje w dziejach muzyki, w 41 minutach i 7 kawalkach opowiada o lowach i hightach karierowych, gatunkowo ciezko okreslic ten album, bo jest to rock grany przez jazzmenow, dodatkowo wyczuwalne sa influencje muzyki elektronicznej, na plycie blackstarowej personie towarzyszy takze lider LCD Soundsystem James Murphy, a za produkcja stoi pan odpowiedzialny za polowe dyskografii Bowiego czyli Tony Visconti, chociaz prawie 70 letni pan Bowie praktycznie na lozu smierci, to nadal potrafi zaskoczyc wokalnie, chociaz najbardziej z plyty uderza autentycznosc, kawalki na pierwszy rzut oka wygladajace jak typowe popowe songi o dupie maryny potrafia przemycac watki autobigraficzne okraszone licznymi nawiazaniami zarowno do wczesniejszych projektow, elementow biblijnych, czy tez innych dziedzin sztuki, zwlaszcza traczek tis a pity that she was a whore nawiazujacy do sztuki o tej samej nazwie, sam projekt blackstarowy wydal rowniez sztuke zatytulowana Lazarus, nawiazujaca do filmu w ktorym mial okazje zagrac Bowie, a soundtrack z ktorego juz sie pojawil na tej liscie, wiec the man who fell to earth, do albumu zostaly wyprodukowane dwa teledyski pierwszy do traka tytulowego oraz do Lazarusa, ktory mozna nazwac punktem centralnym calej plyty, swego rodzaju labedzim songiem Bowiego, samo video pojawilo sie trzy dni przed jego smiercia, sama plyta dwa dni przed, chyba bardziej odpowiedniej daty wypuszczenia plyty nie mogl sobie wybrac, o ile rapowych przedsmiertnych albumow czy songow troche mozna naliczyc, to wydaje mi sie jednak, ze w muzyce popularnej takie albumy sa czyms o wiele rzadszym, bo nawet z wlasnej smierci zrobic dzielo sztuki tylko prawdziwy artysta moze sie popisac takim majstersztykiem tworczym, na plejce znajdzie sie miejsce na najdluzszy traczek plyty, tytulowego blackstara i moj ulubiony numer lazarusa z ostatnimi gitarkowymi akcentami spod reki Bowiego i wyjatkowym saksowym solo Donnego McCaslina, nie wiem ile z dwudziestu pieciu albumow sie pojawi na liscie, ale mam nadzieje, ze jeszcze bedzie mi dane sie dowiedziec
4
Oct 18 2021
View Album
Ladies And Gentlemen We Are Floating In Space
Spiritualized
Ladnie obrodzilo w tym tygodniu w potezne albumiki, kolejny z kategorii ponad godzinnej, ladies and gentlemen we are floating in space to trzeci album w dyskografii brytyjskiej space rokowej bandy spiritualized, ktora mozna nazwac glownym projektem kariery muzycznej jej frontmena Jasona Piercea, ktorego juz mialem okazje poznac na wczesniej wylosowanej pozycji listowej, chodzi mi o lazer guided melodies, floatowanie w spejsie jeszcze bardziej rozwinal swoj pomysl jaki na kolazowe granie wymyslil na siebie pan Pierce, tak jak w przypadku pierwszego albumu plyta zostala nagrana praca wielu artystow studyjnych i czterech czlonkow bandy, dodatkowo dochodzi tutaj jeszcze prawdziwy chor gospelowy, co juz sugeruje, ze shoegazowanie bylo jeszcze niewystarczajacym srodkiem przekazu, bo o ile kazdy z trakow brzmi na swoj sposob unikatowo, to jendak mozna je podzielic na trzy grupy, kolazowa zabawa z samplami i brzmieniem jakie mozna uzyskac z wykorzystaniem sekwencjonerow 24 tasmowych, ktorego najlepszym przykladem bedzie tytulowy traczek pierwszy z plejlisty plyty, song ktorego ciezko opisac ze wzgledu na to jak buduje swoja melodie, wykorzystuje sample presjelowe z i cant help falling in love, a to wszystko na ponadczasowej progresji canon d, jak ending ewangelionwoy, kolejnym gatunkiem bedzie klasyczne shoegazowanie jak z all of my thoughts, mozna by takze zrobic kategorie dla naspidowanych gazowan, bo jakby nie patrzec walenie po kablach jest drugim najwazniejszym motywem albumu co zdecydowanie slychac analizujac lirycznie traki jak electricity czy i think im in love czy home of the brave, prawie bym zapomnial o zamykajacej cala plyte 17 minutowej junkowej balladzie cop shoot cop, ktora jest idealnym polaczeniem tworzenia muzyki opartej na samplach i mocnych overdubach z shoegazowym gitarowaniem, no i zostaja jeszcze kawalki instrumentalne i instrumentalno gospelowe, na ktorych slychac najlepiej jak dopieszczony pod wzgledem produkcji jest ten material, pan spaceman J. kolejny raz nie zawodzi i dostarcza material najwyzszej jakosci, tym razem uciekajacy w heroinowa psychoze zamiast w dreamowe filozofowanie, ale czego sie spodziewac po kombinacji rozstania i ladowania po kablach, dodatkowo rozstania wewnatrz bandowego, bo nie trudno sie domyslic, ze inspiracja wiekszosci materialow byla pani Radley czyli glowne klawisze zespolu, wiki podpowiada ze byl to jej ostatni material nagrany z Jasonem, wiec tak jak planowalem powoli poznaje dyskografie spiritualized, choc pewnie juz raczej plejka nie wypluje kolejnych pozycji, po odsluchu pozostaje jeszcze zapoznac sie z lektura sophies world z ktorego ma pochodzic tytul plyty, wiec pewnie jakas influencja byla, a na spotifajowa plejke dodam otwierajacy float i cool waves, czyli traczek gdzie zostal spozytkowany gospelowy chor, ale i tak cala plyta laduje na poleczce cedekow osobliwych w swym brzmieniu
5
Oct 19 2021
View Album
She's So Unusual
Cyndi Lauper
Allah sprawiedliwy, jak ostatnio nie moglem narzekac na brak dobrych sluchowisk, tak musialo trafic cos z przeciwnego bieguna muzycznego, czysty pop nowej fali, juz sama okladka zwiastowala cos przykrego, ale moje rozczarowanie tylko sie poglebialo z traku na traczek, jesli po pierwszym nadal nie moglem sobie skojarzyc faktow kto to taki nietypowy ta pani Cyndi Lauper, tak juz drugi kawalek nie pozostawil mi zadnych watpliwosci, to jest ta zaraza ktora sprowadzila na swiat grils just want to have fun, zeby nie bylo niejasnosci, nie jest to traczek pani Cyndi, tylko Roberta Hazarda, ale to jednak jej wersja jest albo byla zmora radioodbiornikow na calym swiecie, ciezko mi ten piczek nawet nazywac albumem, bo wyglada to bardziej jak zbior singli, na 10 trakow w jakich sie zamyka plyta 6 zostalo wypuszczone jako single, dodatkowo te kawalki to covery, a autorskie kawalki pani Lauper wszedzie maja co writterow, wiec pani pisarka nie byla zbyt mocna, cale szczescie wokalnie rowniez nie nadrabia, to na pewno musi dobrze operowac instrumentem, takze pudlo, bo pani jest jedynie wokalem, czy raczej wokalami, bo chorkowanie musialo byc, o tyle dobrze ze na chorkach tak nie drze japy jak na glowym wokalu, ale czego sie spodziewac po songach o piniadzach, seksie i szczemsciu, rok 83 a lirycznie brzmi to tak wspolczesnie, prawdziwa wizjonerka muzyki rozrywkowej, tej material z pewnosia zapisal jej imie nie tylko w sercach sluchaczy na calym swiecie, ale takze w statystych najbardziej wnerwiajacych utworow na jakie mozna sie natknac w radiu czy innych pulapkach wspolczesnych mediow, cale szczescie ze to tylko 38 minut tortury, przy czym ostatnie dwa traki sprawdzaja jeszcze czujnosc sluchacza i staraja sie zrobic na nim zart, bo przedostatni kawalek hes so unusual to ultra lofi cover boopowego songa ktory jest grany tylko na prawym kanale, no super 45 sekund cichego grania na jednym kanale, to zeby dopelnic zartu nastepny kawalek nadal go ciagnie i na 3 minutowym yeah yeah okupujac prawy kanal poprzednim songiem co juz stworzylo prawdziwa miksture pomieszania zmyslow, jedynie to zdziwienie ostatnich dwoch trakow pewnie zostanie mi w pamieci po tym odsluchaniu, wiec yeah yeah leci na plejke za iskre orginalnosci w tym morzu popowosci
1
Oct 20 2021
View Album
Lam Toro
Baaba Maal
Czego jak czego, ale kolejnego albumu z senegalu od tego samego artysty sie zem nie spodziewal, sporo wiecej niz podczas sluchania ostatniej plyty pana Baaby Maala sie nie dowiem, bo informacje o tym materiale praktycznie nie istnieja, a recek na amazunie nie ma co czytac, ale z skrapow lirykowych ktore udalo mi sie odszyfrowac muzyka nadal traktuje o pieknie afrykanskiej ziemi, w szczegolnosci senegalu, bo to rodzinna ziemia Baaby, ponoc wiekszosc liryki jest spiewana w Fulbe, ale nie jestem w stanie tego zweryfikowac wlasnymi uszami, wiec nadal jest to folk o pozytywnym upbeatowym brzmieniu, ale zdecydowanie wiecej jest tutaj elementow z muzyki elektronicznej, slychac takze eksperymenty z klimatami reggae, czy nawet funkowego rocka jak na hamady boiro, gdzie najbardziej slychac mocne samplowanie i zabawe z synthami, zabraklo mi tutaj gitarki pana Secka z pierwszej pozycji, no ale nowy material to nowe pomysly, wydaje mi sie, ze moze byc on nawet bardziej przystepny niz debiutancki material poprzez wykorzystanie bardziej standarowych instrumentow jak elektrykowych gitar czy klawiszy, ale przez to material traci na afrykanskim uroku, plyta to prawie godzina na 11 trakach, ale nawet pomimo tego nie czuje sie zeby album sie dluzyl, jak ostatni pik i tuskowy material, wiec moze nie tak murzynski jak pierwszy album pana Baaby, to jednak nadal insteresujacy na swoj sposob, na plejke dodam lowe songa zatytulowanego daande lenol
3
Oct 21 2021
View Album
Fun House
The Stooges
Nawet nie polowa listy, a czuje sie jakby co drugi pick to cos co juz sie przewinelo przez liste, tak samo jest ze Stoogesami, byl ich trzeci album znany z influencji Bowiego, to przyszla pora na album numer dwa z dyskografii pradziadow punka, komercyjny niewypal, ale jak to z legendarnymi bandami sprzedal sie dobrze gdy pan Iggy stal sie gwaizda swiatowego formatu, jak dla mnie album z jeden strony ciekawy przez eksperymenty, synteza brzmienia jazzowego z psychodelicznym graniem aka doorsowym, a to podane w kontekscie calkowitej improwizacji, w ktorej osoba odpowiedzialna za produkcje nie miala prawa sie odnalezc, co skutkuje tym, ze calosc brzmi jak gig za garazami w niektorych momentach, zwlaszcza gdy doslownie slychac trzaski ampow, jak na pradziadow punkowych poza energia pana Iggiego zachowana zostala takze forma krotkich albumow, bo calosc ma 36 minut na 7 trakach, banda gra takim prawie takim samym skladem jak na raw power, dodatkowym czlonkiem jest tutaj pan od saksy Steve Mackay, ktorego wlasnie brzmienie jest jak dla mnie najbardziej charakterystycznym elementem plyty, bo o ile saksa nie kojarzy sie za bardzo z punkiem a nawet rockiem, to budowanie calych kawalkow wokol jej brzmienia jest po prostu swieze, nawet jak na lata 70, mam takze na mysli kawalek 1970, ktory leci na plejke razem z t.v eye, ciekawe jest tez zamkniecie plyty przez prawie instrumentalny kawalek punkowego jazzu okraszonym wyciem i szczekaniem Popa
3
Oct 22 2021
View Album
Tical
Method Man
El klasiko wu tangowe na liscie, nie moze byc, jest to pierwsza solowa plyta tangowa wydana prawie rowny rok po 36 chambersach, wiec 94, jest to takze pierwszy solowy material w dyskografii pana Methoda, czyli jednej z najwazniejszych postaci chambersowej, bo jesli chodzi o kunszt liryczny nie ma on sobie rownych w skladzie, ale co z ticalem, album praktycznie w calosci wyprodukowany przez RZA z pomoca 4th Disciple na dwoch trakach, jesli chodzi o featury to tak jak to bywa na wutangowych materialach musi pojawic sie ktos z bandy, ale tutaj akurat featury sa bardzo oszczedne, co podkresla solowy charakter plyty, jedynie Mr. Sandman jest trakiem goscinnym gdzie mozna uslyszec Decka RZE pana Blue Raspberry, Streetlife i Fiska, ktory pojawia sie takze na P.L.O style, poza tym jeszcze kawalek meth vs chef z Reakwonem, bo jak mowi lore wu tangowe membery musialy sie duelowac o bity, wiec taki duel wlasnie tutaj ma miejsce, przy czym zwyciescy tutaj nie ma wiec obaj panowie sa na traczku, glownymi motywami bedzie tytulowy tical, chociaz sam meth zdradzil gdzies, ze to akronim od taking into consideration all lives, no ale jednak marihuanina sie przewija przez cala plyte, wraz z opowiesciami o zyciu na projektach, milosciach projektowych, no i typowym dla methoda lirycznym prezeniu skillow, solidne 13 kawalkow zamkniete na 43 minutach cidika, na plejke ciezko cos dodam, bo najbardziej klasyczne kawalki jak bring the pain czy mr sandman juz dawno dodane, wiec sluchajac tym razem hajlajtami beda wspomniany juz meth vs chef jako najlepszy ficzur ktory wyciaga flow samego metha na nowy poziom, kolejnym numerem bedzie what the blood clot, czyli jechanka po calej bandzie, wiec bardzo niecodzienny okaz w tak zgranym skladzie, przynajmniej jeszcze w tamtym czasie, gdy RZA rzadzil silna lapa, tak w ogole bloodclot chyba razem sie powinno pisac po dzamajskiemu ingriszu
4
Oct 23 2021
View Album
Queen Of Denmark
John Grant
Dawno mnie tak nie rozezlil albumowy piczek jak Queen Of Denmark od pana Granta, album z szeroko pojetego gatunku muzyki popularnej, zarowno muzycznie, jak i lirycznie fagoterka pelna geba, o ile pierwsza czesc przydlugiego 51 minutowego albumu to cos ala folkowego, tak druga czesc romansuje z synthami co daje iscie niesluchalne polaczenie, jest to kolejna plyta z ery nowozytnej, bo rok 2k10, a jednoczescie debiutancki numer granta, oczywiscie pierwsze slysze o takim albumie badz artyscie, ktory przed tym albumem byl liderem takze popowej bandy the czars, orginalna nazwa jak na hamerykanska bande, brzmienie plyty kreci sie wokol klawiszy w ktore klika pan john, reszta instrumentow jest grana przez bande Midlake i innych artystow studyjnych, ciezko mi zdecydowac co najbardziej mi przeszkadza w odsluchu, czy to wokale ktore brzmia jak kazde inne wokale rokowopopowe, bogate w fagoty tresci liryczne, bo jesli motywem przewodnim ma byc to jak czterdziestoletniemu chlopowi jest ciezko w zyciu ze wzgledu na swoja orjetacje w terenie, to podziekuje, jeden z tych pickow po ktorych przesluchaniu wiem, ze na drugi dzien nie bede juz kojarzyl ani jednego traka tak urzekajaco nijakie jest brzmienie tej plyty
1
Oct 24 2021
View Album
16 Lovers Lane
The Go-Betweens
Jak to mozliwe, ze australia ma tak slaba reprezentacje na liscie, jesli mnie pamiec nie myli bedzie to dopiero trzeci piczek z kolonii karnej, przynajmniej nie nick cave kolejny raz, 16 Lovers Lane to szosty album w dyskografii rokowopopowej bandy The Go-Betweens, w ktorej sklad w trakcie nagrywania tej plyty wchodzilo pieciu czlonkow, a instrumentalnie przewija sie o wiele wiecej egzotycznych narzedzi do wydawania dzwieku, bo znajda sie smyczki, oboje, harmonijki, organy, do tego dochodzi wokalny miks glosow, sa dwa meskie wokale i jeden zenski, ktory robi robote na drugiej czesci plyty tworzac pseudoharmonie jak na trakach streets of your town, lirycznie jest to dosc oklepany album, bo przewazaja lowe songi, ktore maja byc proste zeby latwo sie dalo sluchac takiej muzyki, raczej same pozytywne viby, ale jednak nie cukierowe, ciekawe jest takze polaczenie gitarek jakie mozna uslychac lekka radosna elektrykowa gra w polaczeniu z mocniej poprowadzonym akustykiem daje ciekawy efekt, instrumentalnie na kazdym traku duzo sie dzieje, ale nadal jest to przyjemne do osluchania, bo poprowadzone jest na zasadnie sekwencji, co najlepiej slychac na otwierajacym kawalku love goes on, ktory jest moja ulubiona pozycja z plyty, wiec leci na plejke razem z streets of your town, ktorego wydaje mi sie, ze skads znam, ale jednak nie jestem w stanie przypiac go do zrodla wspomnienia, albumik z 88 a brzmi jak cos o wiele swiezszego, no i jest to pierwszy piczek z australii ktorego da sie osluchac i wiedziec o czym jest spiewany bez tekstu przed oczyma, album prosty, odpowiednio krotki i z pozytywnymi tekstami, wiec dobra muzyka popularno rokowa
3
Oct 25 2021
View Album
Let It Bleed
The Rolling Stones
Trzecie objawienie sie na liscie stonesow i jedna z trojcy stonowych go to albumikow, o bandzie juz wystarczajaco sie wypisalem na poprzednich pickach, to warto tylko zaznaczyc, ze jest to pierwszy wystep Micka Taylora na gitarce, natomiast jeszcze zyjacy Jones slyszalny jest tylko na dwoch kawalkach i to na autoharpie i kongosach, ciezko w takiej dyskografii doszukiwac sie najlepszych albumow, ale let it bleed jest zdecydowanie jednym z najlepiej przemyslanych stonesowych plyt, kazda minuta plyty zostala zagospodarowana zeby przekazac jak najwiecej sie da z hamerykansiej muzyki, zwlaszcza bluesa i soula, mozna by pojedyncze traki dzielic na to z jakiego regionu hameryki muzyke akurat staraja sie oddac, bo country rowniez jest odczuwalne jak na you got the silver, ktory jest jedynym kawalkiem bez wokalu Jaggerowego, zastepuje go tu pan gitarzysta Keith Richards, country honk, wiec prawie honky tonk czy tez tytulowy let it bleed, nie mozna takze zapominac o influencjach gospelowych, ktore najlepiej slychac na jakze klimatycznie zamykajacym cala plyte you cant always get what you want, ktory swietnie wykorzystuje the london bach choir zarowno jako intro jak i outro kawalka, do tego dochodza akustykowe granie Jaggera i Keitha, no i przewijajacy sie bas Wymana, poza tym jeszcze z 10 osob mialo swoj udzial jako muzycy sesyjni, co slychac po klawiszach, trabieniu i czarno brzmiacych chorkach, co sklada sie na 7 minutowy i 30 sekundowy, najdluzszy trak calej plyty i prawdziwie epickie zamkniecie tego projektu, lirycznie stonesy rzadko kiedy zawodza i dostarczaja teksty przepelnione wszelakimi emocjami, ale jednak zawsze znajdujace droge do wspolnego mianownika jakim jest seks, jest to takze ostatni album wydany w mono, czego jednak tak nie slychac, bo byl nagrywany z mysla o stereo, stad to klasyczno stonesowe zabawy kanalami i rozmieszczenie instrumentow na scenie, wokalnie to takze najmocniejsza plyta pana Micka, ktory wydaje sie byc na tej plycie w swojej szczytowej formie i potrafi wyciagnac z siebie zarowno potezne ryki jak na midnightowym rumblerze jak i delikatny wokale jak na love in vain, gwiazdkowa ocena raczej jest oczywista jako stonowego fangeja, ale piczki plejkowe juz jednak sa twardszym orzechem do zgryzienia, bo plyta jest pozbawiona filerow, wiec calosc leci na poleczke spotifajowa, a na plejke tylko trzy kawalki, otwierajacy, zamykajacy i tytulowy, ciekawa rzecza jest takze sam tytul, bo plyta ukazala sie tylko dzien przed dosc mocno krwawym koncercie altamont free concert, na ktorych rolling stones byli main eventem, wiec tytul mocno wpisal sie w zainstniala sytuacje
5
Oct 26 2021
View Album
Tom Petty & The Heartbreakers
Tom Petty and the Heartbreakers
Czy okladka moze uprzedzic o tym co znajdzie sie na plycie, bo mam wrazenie ze w tym wypadku wlasnie tak bylo, pan Tom Petty, jak przypadkowo dobrane nazwisko, oraz ekipa lamaczy serc splodzila album ktory brzmi jak wzorzec popowego rockowania, chociaz jak na lata 76 to troche pozno na takie odkrycia, bo popowa muzyke zaczynaja przejmowac synthowe brzmienia, ktorych tutaj nie jest jeszcze az tyle, bardziej klasyczny rok vibe, ale jednak wystarczajaco popowy bez zadnych ekstrawaganckich solowek czy liryki mogacej zawierac w sobie cos wiecej niz pierdolenie o szopenie, od poczatku do konca sluchajacy jest prowadzony po komulaly kultury rokowej, wiec songowanie o kobietach dla kobiet od poteznej persony pana Pettiego, ktorego mozna podziwiac na okladce i na pierwszy rzut oka widac, ze to prawdziwy zlodupiec, ktory nie jedno niewiescie serce polamal takim materialem, ktory jest jego debiutanckim albumem, wiec nazwa odwazna, za ktora nie kryje sie nic ciekawego, sposrod czterech heartbreakerow wyrozniaja sie Mike Campbell gitarka ktora mozna uslyszec u pana dylana na kilku albumach i Stan Lynch drumujacy bedacy studyjnym grajkiem z dosc pokazna dyskografia, ale na tym albumie dopiero zaczyna przygode z drumami co takze slychac, wiec zarowno muzycznie jak i lirycznie niczego nadzwyczajnego nie da sie doszukac na krazku, na plejke dodam kawalek bedacy najwiekszym hitem bandy, ktory zamyka caly album, to jest american girl, ktorego mozna kojarzyc z milczenia owiec
1
Oct 27 2021
View Album
The Holy Bible
Manic Street Preachers
Dawno nie slyszalem czegos tak mocnego w swoim przekazie, a dodatkowo swiezego, bo jest to moje pierwsze spotkanie z ta banda, a co to za banda w ogole manic street preachers, to wyspiarska czterososobowa banda, tym razem walijczykow grajacych muzyke dosc ciezka do zaszufladkowania gatunkowo, najbardziej pasuje mi okreslenie tego albumu jako mocna alternatywa, cos post punkowego, jest to trzecia plyta w dyskografii zespolu, sam tytul daje hinta, ze ma to byc dzielo niezwykle, no i takie wlasnie wyszlo w moim odczuciu, bo kazdy trak opowiada jakas historie, ale nie sa to harlequiny jak z nagrania pana Pettiego, ale naprawde ciezkie tematy, gdzie kazda piosenka jest swego rodzaju rozprawa na tematy przerozne od sutenerstwo, hamerykanskosci, prawackich aborcjach na gatunku ludzkim, pozadaniu nieczystosci, wyrokach smierci, rewolucjantach, anoreksji, zatracaniu niewinnosci, standardach spoleczenstwa, przemijaniu, holokauscie, czy politycznej poprawnosci, tak w ultra skrocie mozna strescic kontent liryczny plyty, za ktorym w glownej czesci stal pan Richey Edwards, ktory jest kreditowany jako gitarka rytmiczna, lecz nie bral on udzialu w nagraniach, a jego jedynym wkladem sa teksty, ktore jednak jak dla mnie stanowia o unikalnosci tej plyty, dawno nie slyszalem czegos tak obrazowo nieszczesliwego, przepelnionego takimi emocjami, gdzie czuc autentycznosc wylewajaca sie z kolejnych barow tekstu, byl to ostatni album grupy z udzialem Richiego, o ktorym slad zagial w niedlugim czasie po wydaniu plyty, z tak mocnym przeslaniem jakie niesie plyta jego los jest mocno przewidywalny, od strony muzycznej plyta operuje surowym brzmieniem jakie mozna uzyskac przez mocne przestery gitarkowe i klimatyczne drumowanie, ktore jak na przedostatnim traku the intense humming of evil razem z znieksztalconymi brzmieniami gitary przywodzi na mysl brzmienie pociagow, ktore z kolei bezposrednio lacza sie z tematyka zaglady i obozow koncentracyjnych utworu, sluchajac flakow zdecydowanie da sie odczuc, ze jest to material robiony na szybko, jesli chodzi o produkcje, ale banda zrobila dobra robote jesli chciala oddac istote punka pod wzgledem instrumentali, wokale sa jak dla mnie najslabsza czescia plyty, za ktorymi frontmen James Dean Bradfield ktory gra takze na gitarkach i bawil sie takze na produkcji, jak i reszta czlonkow, wiec moze dlatego plyta ma w sobie to autentyczne brzmienie, o ktore tak ciezko, pozostalymi jeszcze niewymienionymi czlonkami sa Nicky Wire co pisarz i basista, no i Sean Moore na drumach, wiec o ile zeby zrozumiec dokladnie teksty musialem przesluchac z dwa razy, dodatkowo czytajac tekst podczas odsluchu, to jednak jestem zadowolony z tak ciekawego picka listowego, moje top trzy kawalkow z tego krazka to faster, die in the summertime i zamykacjacy song P,C,P, trudna do oceny plyta, ale jednak na tyle unikalna, ze pelne gwiazdki i dodanie na polke spotifajowa
5
Oct 28 2021
View Album
Dry
PJ Harvey
Pani Harvey to musi byc jakas gruba ryba wyspiarskiej muzyki, bo to juz jej drugi album i jeszcze jakie rozpiecie czasowe pomiedzy nimi, blisko 20 lat, przeciez w tyle sie umiera z 5 razy jak sie gra muzyke, a tutaj pani gra nadal, poprzedni album byl z 2k11, a ten natomiast przenosi nas do 92 zeby opowiedziec orgin story pani PJ Harvey, debiutancki krazek, to nie jakies folki i zmyslne kompozycje, tylko bardzo prosto, na trzech czlonkow bandy no i dodatkowe instrumentale sesyjne, pani PJ harata tutaj tylko na gitarce i smyczkach, bo album jest bardzo oszczedny jesli chodzi o swe brzmienie, az tak oszczednie, ze w niektorych momentach wydaje sie, ze to bas jest instrumentem prowadzacym, debiutancki albumik to tematycznie plyta jest zlepkiem wszystkiego i niczego, znajda sie lowe songi mlodej pannicy, jak i ambitne traki chocby motywach literacko biblijnych, zeby potem wystrzelic z jeszcze bardziej przekombinowanymi minimalistycznymi tekstami, jak na zamykajacym krazek water, ale niestety nie jest to the holy bible z poprzedniego picka, a jedynie pierwszy album pani ktora tutaj dopiero raczkuje w porownaiu z let england shake, wiec w tych 40 minutach ciezko mi znalezc kawalki ktore by mnie urzekly, no i od strony technicznej takze slychac, ze jest to pierwsza plyta, bo wokale potrafia sie gubic wsrod instrumentala, a jesli to byl zamierzony efekt, to jeszcze bardziej go nie rozumiem, ale przynajmniej nie ma syntezatorow na wokalach, wiec naturalnie pani PJ harata liryczki, niepokoji mnie ten przewijajacy sie motyw ekshibicjonizmu, czy chodzi tutaj o artystyczne obnazenie jako pierwszy krazek, moze ostatni, wiec tak stara sie pokazac wszystko co ma, no ale udalo sie przebrnac do konca, na plejke dodam najbardziej biblijny song, nawiazujacy do postaci samsona, wiec hair, mam nadzieje, ze to ostatnia pozycja pani Harvey na liscie, acz obawiam sie czegos przeciwnego
1
Oct 29 2021
View Album
Face to Face
The Kinks
Pierwsze i z pewnoscia nie ostatnie Kinksy na liscie, wiec ultra kompaktowo, plyte face to face mozna okreslic jako bardzo popowy rock, czyli cos jak beatlesy z poczatkowego okresu, w czym kryje sie troche prawdy, ale nawet sama ta plyta potrafi sie obronic przed takimi zarzutami, bo ma na siebie pomysl, chociaz nie jest to stricte konceptowy album, bo jednak widac i slychac, ze przy luzniejszej sytuacji z lejbelem mogliby stworzyc z tego cos odwazniejszego, biorac pod uwage jakie kawalki znalazly sie poza plyta, chocby dead end street, pomimo tego, ze wiekszosc kawalkow jest pisana pod standardowy czas songa popowego, czyli mniej niz 3 minuty, to opowiadaja historie ktore potrafia zaciekawic, zwlaszcza takie perelki jak session man, czyli hymn na temat heroicznej pracy muzykow sesyjnych, a zwkaszcza pana Nickiego Hopkinsa, ktorego klawisze mozna uslyszec chocby u stonesow, czyy the who, no i rowniez u kinksow, pan Ray Davies mial glowe na karku wypluwajac z siebie taki material, dodatkowo jest on glownym wokalem albumu, chociaz openingowy trak nalezy do mlodszego z duetu braci, pana Dave, do ktorego nalezy najbardziej charakterystyczny jak dla mnie instrument plyty, a bedzie to gitarka, sklad uzupelniaja Pete Quaife na basie i Mick Avory na drumsach, orginalny album to 38 minut material, ale akurat spotifaj mial bogatsza wersje z dodatkowymi trakami i wersjami mono i sterego, w tym wypadku mono robi lepsza robote jak na moje ucho, na plejke obok sunny afternoona dodam jeszcze wspomnianego session mana i kawalek o dandysie
3
Oct 30 2021
View Album
2112
Rush
Kolejny komebek listowy, rush juz sie pojawil z Moving Pictures, ktore niezbyt mi przypadlo do gustu, ale 2112 to prawdziwy redemption ark bandy, 38 minutowy material, to dosc konceptowy progresywny rok, w ktorym wiecej dobrego grania gitarowego, a mniej syntezatorow w porownaniu z ruchomymi obrazkami, album sklada sie jedynie z 6 utworow, z czego cala pierwsza strone stanowi epicka scifictionowa opera, ktora brzmi jak cos co mogliby nagrac the who, autorem tego kosmicznego konceptu jest perkusista Neil Peart, natomiast kompozycja muzyczka to duet gitarowy Geddy Lee i Alex Lifeson, lista nie obfituje w tak nerdowskie nagrania, a tu zwlaszcza na pierwszej stronie czuc klimat dobrego erpega, ale trzeba ocenic cala plyte, a ta traci na koncowce, zwlaszcza jesli chodzi o traki lessons i tears, ktore brzmia o wiele bardziej akustycznie i tematycznie nie maja w sobie tej epickosci, ale banda odkupila sie w moich oczach, czy raczej uszach tym materialem i plyta leci na spotifaja poleczke krazkow ciekawych, bo 20 minutowy utwor jest za dlugi jak na plejkowe standardy, ale zeby bez dodania piosenki zakonczyc ten odsluch, to wrzuce opening drugiej strony a passage to bangkok, jak pierwsza strona byla o lataniu w przestrzeni pozaziemskiej, to druga otwiera sie lataniem bardzo przyziemnym, bo najlatwiej go okreslic jako kawalek o turystyce narkotykowej
3
Oct 31 2021
View Album
In A Silent Way
Miles Davis
Druga pozycja Davisowa na liscie, ale tym o wiele bardziej eksperymentalna, bo jest to fusion jazz oparty w duzej mierze na dzwiekach eleltrykowych, zarowno klawiszy, pan hancock, jak i gitarek, ale nie mozna takze odmowic niczego saksie pana Shorter jak i kunsztowi z jakim posluguje sie trabka pan Davis, ktorego nadal jest mi malo na tym nagraniu, 40 minutowy album dzieli sie na dwie czesci shhh/pacefull i tytulowy in a silent way, oba prawie dwudziestominutowe utwory sa podzielone na trzy czesci, co czuc zwlaszcza na tytulowym traku, natomiast shh ma bardziej jednolita kompozycje i subtleniejsze przejscia, wlasnie ta plyta rozpoczyna Milesowa elektryczna epoke, dzieki czemu stal sie niewatpliwa sila sprawcza rowniez w muzyce rozrywkowej, bo brzmienie fusion jazzu ktorego tutaj jest pionierem przewija sie zarowno przez funk, blues, a nawet r&b, ale jak dla mnie jest to plyta na ktorej za malo jest Milesa w Davisie, nagraniu brakuje jakiejs ekspresyjnosci, nie chodzi tu nawet o to ze jak cos jest zbyt perfekcyjnie zagrane, to brzmi to jak cos dopieszczonego przez producenta i bedacego owocem intensywnego overdubowania, ale jakos nie trafia do mnie motyw in a silent way ktory jest grany bardziej na modle rokowa niz jazzowa, no ale jesli stoisz w miejscu, to tak jakbys sie cofal, jesli wszystko inne idzie do przodu, tak samo jest z muzyka, wiec taka zmiana brzmienia jest calkiem zrozumiala, ale jednoczesnie nie jestem jej fanem, na plejke juz nic nie dodam, bo tytulowy in a silent way juz na niej jest, bo nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym albumem, a czuje ze pan Davis jeszcze przynajmniej raz sie pojawi na liscie
3
Nov 01 2021
View Album
A Grand Don't Come For Free
The Streets
Kolejny z niecodziennych pickow, bo wyspiarski rap z wczesnych lat 2000, wiec czuc frytki i smazona rybe wylewajaca sie z flow pana Mike Skinnera ktory jest glownym rapowym wokalem projektu the streets, ktory troche czlonkow musial miec, co slychac glownie na hookach czy skitach, tak samo na bitach, ktore brzmia bardziej jak elektroniczne downtempo czy garage jukejowe niz instrumentale do ktorych murzyny sie uciekaja, bo album jest zdecydowanie jednym z bardziej bialych rapowych albumow jakie ostatnio slyszalem, z pewnoscia nie jestem wystarczajaco biegly w wyspiarskim slangu zeby docenic kwieciste liryki pana majka, ale z pewnoscia moge stwierdzic, ze to najbardziej drewniane flow jakie slyszalem w tym roku, miejscami jest to bardziej liryczna recytacja tekstu, ktory niezle jest stakowany w barach, a w innych nieudolne zawodzenie pseudo spiewaka, wiec co stoi za pojawieniem sie takiej plyty na liscie, najprawdopodobniej koncept wokol ktorego kreci sie cale nagranie, ktory zawarty jest juz w samym tytule A Grand Don't Come For Free, plyta jest opowiescia o przygodach pana majka, w ktorych glowna role odgrwa tytulowy grand funciakow i dziewczyna zwana Simone, wiec jest tracenie piniedzy, odzyskiwanie, to samo z baba, ale jednak wieksza drama, bo wlasnie plyta stara sie budowac dramatyczne napiecie, wiec taki storyteling pozwala to osignac, bo ma to rece i nogi jesli chodzi o zwiazki przyczynowo skutkowe, wiec ten bogato rozwiniety epos jest powodem dla ktorego warto dac szanse temu nagraniu, na plejaka dodam fit but you know it, czyli songa o wyrywaniu lasek na nocnych pijatykach w barach szybkiej obslugi i what is he thinking opisujacy paranoje pana majka na temat tego kto mogl zajebac piniadze za las i babe jego ruchac, kawalek zawiera takze najlepsze rapowe zwrotki featurujace pana Wayney G
2
Nov 02 2021
View Album
Foo Fighters
Foo Fighters
Debiutacki material Foo Fightersow zdecydowanie nie brzmi jak reszta ich pozniejszej dyskografii, ciezko jest zdefiniowac brzmienie grunge, czy post grunge, bo to juz lata 95, ale owery sa, cicho glosno jest, giberisz jest, wiec punkty odchaczone, wiec czemu brzmi to inaczej niz hity z kolejnych albumow foo fightersow, haczyk tkwi w tym, ze nie jest to album bandy bandy, tylko pana Grohla pod pseudonimem bandowym, jest to pierwszy jego po disbandzie nirvany, musialem juz o nim wspominac podczas opisu neverminda gdzie robil za drumiarza, tutaj natomiast wzial na siebie caly projekt od liryki, przez instrumentale po produkcje, jego partnerem w przestepstwie byl Barrett Jones, ktory pomagal w produkcji tego 44 demkowego epka, ktory z ultra rarowego podziemnego wydania w liczbie 100 egzemplarzy kasetowych obecnie jest dostepna w 79 roznych reedycjach, jest to chyba jeden z powodow dlaczego pan Dave zrobil kariere jaka zrobil, a Novoselic pojawia sie jedynie w wspominkach boomerow nirvanowych, jedynym featurem plyty jest gitara Grega Dulliego na x-static, natomiast reszta brzmienia to tylko Grohl, mozna lubic jego drumowanie z nirvany, czy gitary ktore sa jego najczestszym instrumentem na dyskografii F&F, ale tutaj wlatuje on po kablach zdecydowanie zbyt mocno, czuc ze nagrania byly mocno spid ranowane, caly material nagrany i obrobiony w tydzien, a mimo tego, ze na instrumental sklada sie gitara, bas i drumy, to jednak przy tak obszernym materiale, biorac pod uwage, ze jest to grunge, a przy koncu nawet punk, potrafi on zmeczyc, dlatego zdeycodwanie pierwsza czesc plyty o wiele bardziej mi podeszla, lirycznie jest to jak wspominalem giberisz z ktorego jednak da sie wylowic emocje jakimi kierowal sie pan Dave podczas pisania, duzo jest tu kopjumowania zwiazanego z nirvanowaniem, co czuc zwlaszcza na traku alone + easy target, ale nie wszystkie kawalki sa az tak negatywne, z innych czuc zagubienie czy melancholie, jak z zamykajacego plyte exhaused, czy jest to najlepszy material w dyskografii F&F, z pewnoscia nie, najgorszy takze on nie jest, ale z pewnoscia jest inny niz cala reszta, wiec warto dac mu szanse, bo jednak nie jest rzecza powszechna album debiutancki bandy nie grany przez bande tylko solo, na plejke wrzuce otwierajacy this is a call ktory jest kwintesencja bezsensownej liryki w polaczeniu z poterzna prowadzaca perkusja i licznymi zmianami tempa, ten kawalek zawiera caly album skompresowany do bisko 4 minut, a druga pozycja bedzie good grief, ktory lirycznie robi wiecej sensu i ma ten typowy fu fajterowy chrous mostkowy, tak w ogole to fajno, ze akurat tak blisko ten pick sie znalazl obok 2112, bo to wlasnie tamten material byl inspiracja dla drumowania pana Grohla
3
Nov 03 2021
View Album
Bitches Brew
Miles Davis
Spodziewalem sie ze uszlysze pana Davisa jeszcze na liscie, ale nie sadzilem, ze bedzie to tak szybkie spotkanie, a dodatkowo, ze bedzie to material z tego samego okresu, bo Bitches Brew zostala nagrana zaledwie pol roku po wypuszczeniu In a Silent Way, wiec jest to ten sam elektroniczny okres Davisowania, ale pomysl na material jest wyraznie inny, nie ma tutaj przepieszczenia materialu overdubem, a kawalki byly tworzone przez laczenie osobno nagrywanych partow, bo tak jak na poprzedniej plycie sa to potezne formy muzyczne ponad dwudziestominutowe na pierwszych dwoch stronach, a oscylujacych w graniach dziesieciu na dwoch kolejnych, bo jest to podwojny album o lacznym czasie 94 minut, wiec jest to sroga dawka jazzowania, jesli chodzi o styl plyty, to tak jak na poprzednim materiale Miles oddalil sie od klasycznych jazzowych rytmow na rzecz luznych aranzacji inspirowanych rockiem do czego wykorzystal elektryki, zarowno klawisze jak i gitary, czy nawet basy, ale w odroznieniu od silent waya album jest o wiele bardziej oparty na improwizacji, przez co czulem sie jakbym sluchal bardziej Coltrana niz Davisa, jesli chodzi o kompozycje, 90 minut materialu to i featury na takim projekcie musza byc bogate, a najwazniejszymi postaciami beda tam Zawinul na klawiszach i Wayne Shorter na saksie, ten pierwszy jest odpowiedzialny za kompozycje Pharaoh's Dance, drugi natomiast za Feio i Sanctuary, bylem sceptycznie nastawiony przed odsluchem, ale ciesze sie, ze moglem posluchac tak szybko Davisa z tak mocnym materialem, na plejke leci traczek tytulowy oraz Miles Runs the Voodoo Down, no i znowu wypada napisac, ze Davis jeszcze bedzie sluchany, ale tym razem juz na pewno beda to raczej starsze materialy
4
Nov 04 2021
View Album
Colour By Numbers
Culture Club
No i klasyka gatunku, wyspiarski pop, colour by numbers to drugi studyjny krazek synth popowo soulowej bandy prosto z londonu, rok 83 wiec nateznie synthow przkroczylo wszelkie normy sluchalnosci, a scena byla zalewana grupami, ktore pojawialy i znikaly po wydaniu tego czegos co udalo sie sprzedac i zostac zapamietanym na jednym kawalku, w przypadku kulturalnego klubu jest to juz pierwszy utwor z tej plyty, czyli karma chameleon ktory jest stalym bywalcem w szlagierach radiowych wspominajacych lepsze czasy, no i jeszcze mozna kojarzyc z tego widelo gdzie chlop, czyli pan wokalista bandy Boy George przebral sie za babe kolorowom, no nie wyczymie, chociaz jest on glownym wokalem, to jego glos z pewnoscia nie jest czyms co zostaje w pamieci po odsluchu tej plyty, bo jest to mialkie niebieskookie zawodzenie ktorego czlowiek zawsze ma dosc po 5 minutach odsluchu, wiec wypadaloby ze po pierwszym traku bezpiecznie mozna skonczyc odsluch plyty, bo na kolejnych dziewieciu kawalkach nic ciekawszego niz na pierwszym nie sposob uraczyc, ale czlowiek sie przekonuje tylko, ze wokalnie panie bakujace zrobily o wiele lepsza robote niz pan george, pisze panie, bo glownie zenskie glosy slysze z tylu, ale w kontrybucji albumowej cala banda jest zaznaczona jako bakujacy wokal, sporo takze sesyjnych muzykow na wszelakich fletach, harmonijkach, trumpetach, bo material jest przepakowany kaczowatymi melodiami wypchanymi do granic mozliwosci sluchalnosci, ale cale szczescie krotka plyta, bo zaledwie 38 minut liczy podstawowe 10 kawalkow, z ktorych na plejke leci wspomniany na poczatku one hit wonder bandy
1
Nov 05 2021
View Album
Grace
Jeff Buckley
Pierwszy i jedyny studyjny album jaki pan Jeff Buckley wpuscil za swego zywota, a szkoda bo z takim glosem mogl jeszcze cos z pewnoscia nagrac wartego uwagi, to wlasnie wokalem album wygral swoje miejsce na tak prestizowej liscie, a chociaz najbardziej popularnym jego songiem jest cover Cohenowskiego Hallelujah, to siedem na dziesiec kawalkow jest jego autorstwa, lirycznie krazek jest dosc rozbudowany jesli chodzi o tematyke, ale jednak najwieksza czesc to romantyczne songi, ale jednak na tyle glebokie i pozwalajace na dowolna interpretacje, ze nie nudza sluchacza, muzycznie plyta oscyluje w okolicach folka i rocka alternatywnego, wiec obok utworow jak eternal life brzmiacych mocno gitarowo, drumowo, jak przystalo na lata 90 hamerykanskiego rokowania, a zaraz obok niego na plejliscie kawalek jak Corpus Christi Carol, ktory jest coverem jakiejs klasycznej piesni koledowej wyspiarzy z falkonem i chrystusem w rolach glownych, instrumental oparty o jedynie delikatne gitarkowe dzwieki, autorstwa Jeffa, ktory pokazuje na plycie, ze jest multiinstrumentalista, grajac gitarki, drumsy, klawisze, czy nawet jakies appalachianowe dulcimery, ktore przypominaja cytre, instrumentale sa dosc zlozone i bardzo teksturowe, wiele warstw mozna znalesc w poszczegolnych trakach, na to bogate, moze nawet az zbyt bogate w niektorych miejsach brzmienie pracowala banda 6 sesyjnych grajkow, 51 minut jakosciowego sluchowiska jak na debiutancki i niestety ostatni album pana Buckleya, na plejke leci lowe song od ktorego tytul wziela plyta, wspomniana kolede i eternal life, mysle ze to kombo trzech songow najlepiej pokazuje skale w jakiej potrafil on spiewac, czterooktawowy tenor w muzyce popularnej nie slyszy sie zbyt czesto
3
Nov 06 2021
View Album
Tommy
The Who
O The Whosach napisalem juz wszystko co zem wiedzial na dwoch poprzednich albumach, ktore chronologicznie ustawione byly akurat miedzy dzisiejszym pickiem, magnum opus bandy jakim niewatpliwie jest Tommy, czyli plyta z gatunku oper rokowych traktujaca o gluchym, glupim i slepym biednym chlopcu zwanym Tommy, od wczesnego dziecinstwa, przez dorastanie jako wyalienowany inwalida, gnebienie w rodzienie, szukania sposobow na uzdrowienie, muzyke, znalezienie pinballowego sensu zycia, do zostania bozkiem, ktory jest wykorzystywany do robienia piniedzy przez dobrego wujaszka, a ta historia opowiedziana jest w 24 aktach, bo tyle wlasnie kawalkow ma ten 75 minutowy album, a jak to byla z dobrymi lirykami, a takimi stoi cala plyta, Pete Townshend potrafi przekazac cos wiecej niz tylko opowiesc na danym traku, a cos znacznie bardziej osobistego, jesli chodzi o strone instrumentalna plyta ta poprzedza live at leeds, ktora czerpie wlasnie z Tommiego, wiec album byl nagrywany z mysla o tym zeby go sprzedac na zywca, a polaczyc to z trzymajaca sie kupy historia to nie lada sztuka, najlpeszy zywy tommy jakie slyszalem to nagranie z Ottawy z 69, wiec z roku wydania albumu, na plycie nie ma zadnych sesyjnych muzykow, a jedynie czterech czlonkow bandy, z nietypowych instrumentali pojawia sie harmonijka, puzon lub trabka francuza, czy bonjo, ciezko wybierac plejkowe utwory z tak konceptowego albumu, ktory warto przesluchac od poczatku do konca zeby uzyskac pelnowymiarowe doswiadczenie, ale na liscie mialem juz pinballowego wizarda, to dodam jeszcze songa o leczeniu tommiego przez pimpa hawkera, eyesight to the blind i zamykajacy calosc song we are not gonna take it, gdzie kampowicze daja do zrozumienia, ze nie sa w stanie podazac za naukami pinballowej religii, ktora moze byc nawiazaniem do rewolucji dzieco kwiatowej, ktora w 69 juz zaczynala umierac, jak wszystkie albumiki piecio gwiazdkowe calosc leci na spotifajowa poleczke biblioteczna
5
Nov 07 2021
View Album
Let's Get It On
Marvin Gaye
Czuje sie jakby dawno nie bylo tak czarnego materialu, jak ten od pana Marvina Gaya, a przeciez Davisy nie tak dawno sie przewinely, ale jazz a soul, dodatkowo zmieszany tutaj z funkiem to calkiem dwa rozne murzynskie swiaty, wiec co oferuje lets get it on podczas odsluchu z pewnoscia bogate brzmienie instrumentalne chociaz sam pan Marvin jest przede wszystkim wokalista i lirykiem, to jednak jako ze jest to jego trzynasty studyjny album, to jako sluchalny muzyk zgromadzil wokol siebie mala orkiestre, samych grajkow gitarowych mozna naliczyc szesciu, a co za tym idzie kazdy trak brzmi na swoj sposob inaczej, ale tez nie ma tutaj specyficznego brzmienia albumu, tylko kawalek po kawalku brzmienie sie zmienia, ale co jest stalym punkiem przewalajacym sie przez caly krazek jest seksualne healowanie jakie w swojej liryce propaguje pan Gay, pisze seksualne healowanie, bo taka jest nazwa jego najpopularniejszego traka z ktorego kojarze nazwisko, sexual healing, no moze aint no mountain high enough jest bardziej znany, ale jak dla mnie to wlasnie healing bardziej pasuje do opisu tworczosci pana Marvina, ktory jak przyznaje romansy i seksy w muzyce jaka tworzy wynikaja z tego, ze stary go krotko trzymal w mlodosci, mam nadzieje ze nie pijany w wannie, ale i tak 31 minut sluchania tak zaserwowanego romansu przprawia o wrzody, nie pomaga nawet wokal jakim operuje, bo jednak czlowiek slyszy o czym sie spiewa, wiec jak dla mnie tematyka milosna w takim wydaniu to wielkie nie nie, na uwage zasluguja takze chorkowania, ktore widocznie musialy byc nagrywane na kilku osobnych trakach, bo w niektorych partiach tworza naprawde cieawe efekty, jak koncowka tytulowego kawalka, otwierajacego krazek, a bedacego takze pickiem pejkowym z tego albumu, wydaje mi sie, ze znam kilka sampli z tej plyty, ale jakos nie moge skojarzyc z konkretnymi tytulami, jak bedzie chwila to lukne pana Marvina na samplotece i zobaczymy co dostane
2
Nov 08 2021
View Album
Rain Dogs
Tom Waits
Dla takich albumow przede wszystkim brne w te liste, czlowiek przeslucha plyty i nie ma pojecia czego sluchal, ale i tak sie podoba, gatunkowo bedzie to rock, ale z tak mocnymi eksperymentami, ze czuc jakby to byl patchwork x gatunkow, brzmi to jakby ktos zebral bande jazzowa, mocno ich napoil trunkami wysokoprocentowymi i dal im jamowac, a na tych jamach pan Tom Waits, o ktorym myslalem ze slysze go pierwszy raz, a jednak juz zdarzylo mi sie na plejce miec jeden jego traczek troche bardziej konwencjonalny goin out west, snuje swoja poezje, czy to w recytacji, czy w bardziej spiewanej formie, bardzo ekspresywnej, wiec glos jest lamany na wszelkie sposoby, to samo mozna powiedziec o instrumentach, bo jak jamuja najebani jazzmeni, to slyszy sie cos naprawde wyjatkowego, wsrod tych pijakow instrumentalnych obok pana Waitsa, ktory gra zarowno sporo gitar i klawiszy, czy bonjo, znajda sie takie nazwiska jak Keith Richards ze stonesow, czy Larry Taylor z canned heat, wyjatkowosci tylko dodaje motyw przewodni plyty czyli miasto, nie jest to koncept album, ale glowny watek jest wyraznie skierowany na brudne ulice wielkich miast, gdzie w rynsztokach caly czas rozgrywa sie cudowe zycie i piekna smierc, miasto pana Waitsa ma w sobie cos czego sie nie da ubrac w slowa, z jednej strony pokrzepiajace, a z drugiej tak zlowrogie, ze skidrowy ktore znam samemu wydaja mi sie jakos mniej mroczne, moze w tym tkwi pokrzepiajaca strona albumiku, bo nie moze on byc tak negatywny, bo z pewnoscia nie zostawia on sluchacza smutnym jest w nim za duzo zycia, co do trakow plejkowych, to jest to plyta ktora wchodzi swietnie jako pelny krazek, jak i pojedyncze kawalki maja sens, wiec plyta na poleczke, a na plejke tytulowy utwor rain dogs, jockey full of burbon, downtown train i tango till they are sore, dodatkowo na jazzowa plejke instrumental pod tytulem midtown, ktory przypomina mi aranzacje z cowboja bebopa, dokladnie openingowy tank, czyli hardbop z mocno latynowskimi klimatami, plyta po ktorej z pewnoscia obadam reszte dyskografii pana Waitsa
4
Nov 09 2021
View Album
Hysteria
Def Leppard
No i powrot na wyspy, a jak to zazwyczaj bywa z takimi powrotami, bywaja one dosc ciezkie, bo taki wlasnie jest album Hysteria glam metalowej, czy jak dla mnie raczej pop rokowej bandy prosto z Sheffield, ten krazek z 87 jest 4 w dyskografii zespolu, ktory tworzy pieciu czlonkow z panem Joe Elliott jako frontmenem, albumowe info nie wskazuje palcem na to zeby ktos z bandy tworzyl teksty, tylko wszyscy sa zlistowaniu jako autorzy, ale po odsluchu plyty, czlowiek jest pewny, ze nad tak popowymi tekstami musialy tegie glowy siedziec, bo plyta jest nagrana w taki sposob zeby sprzedac kazdy utwor z osobna, ale nie w ten sposob, ze kazdy jest na tyle unikatowy i czyms sie wyroznia, a wrecz przeciwnie, wszystko jest jednakowo mialkie, wiec o ile nawet w niektorych miejsach gitarki brzmia jakosciowo, jak na excitable, to jednak popowa kompozycja trakow brak jakiejkolwiek liryki, przewijajace sie do bolu chorkowania sprawiaja, ze glowa boli juz po kilku trakach, a plyta liczy ich az 12 z ponad godzinnym plej tajmem, wiec krotko nie jest, ale udalo sie sprzedac plyte, bo to z niej pochodza najbardziej sluchalne w naszych czasach piosenki zespolu z pour some sugar on me oraz tytulowa histeria, ktora jest takze moim plejkowym pickiem, dawno nie bylo albumu, ktory by cierpial na taka przypadlosc, grania w kolko tego samego i sztucznej doskonalosci nagrania, nie chodzi tylko o multitrakowe wokale, tak bardzo naduzywane, ale same instrumenty wydaja sie jak wziete z szafki sampelkowej przykladow okreslonych dzwiekow, moze pan producent Robert John "Mutt" Lange ma cos z tym wspolnego, bo jest on takze tworca sukcesu najbardziej sztucznie brzmiacych dla mnie zespolow, czyli nickelbacka i moroonow 5, czy ac/dc, po przesluchaniu histerii wylosowalo mi nastepny trak 20 century boya i tylko bardziej utwierdzilem sie w tym pisalem wyzej, bo ich muzyka brzmi po prostu nudno, wiec jak dla mnie zle
1
Nov 10 2021
View Album
The Köln Concert
Keith Jarrett
Tak koscistego zywca jeszcze na plejsce nie bylo, tylko jeden artysta, jeden instrument i podowjny krazek jest ich wynikowa, artysta jest Keith Jarrett, ktorego nie kojarze, bo solowego materialu nie ma az tak duzo w porownaniu do tego na ilu albumach wystepuje lacznie, bo gral nawet u Davisa czy z jazz messengersami, natomiast jego instrumentem jest pianino, czyli rowniez pojecia o nim nie mam, opis albumu mowi o jakis zamiankach pianinowych, graniu na sprzecie ktory mozna se rozbic o kant dupy, o tym jak Keithowi sie nie chcialo nagrywac jakiegos koncertu dla smarkuli w kolonii, ciezko stwierdzic jaki to gatunek, bo chyba nigdy nie sluchalem solowych klawiszowych jazzow, ale najblizej kojarzy mi sie z evansowym graniem na postbopowych albumach, chociaz jazz to jednak nie jest to malpia improwizacja barowa, a jednak koncert operowy, wiec i publika odzywa sie jedynie nagrodzic brawami na koniec traka, sam muzyk tez nie wchodzi w interakcje z publika poza sama muzyka, calosc podzielona jest na dwie czesci, przy czym pierwsza ma 26 minut jako jeden trak, wiec naprawde potezna improwizacja, druga czesc jest podzielona na trzy traki, najkrotszy ma 6 minut, wiec jak znalazl na plejke, nadal nie jestem przekonany do klawiszy, ale jednak sluchalo sie dobrze albumu jako soundtracka do lektury, moze niezbyt gatunkowo trafilem, bo czarny jazz z napoleonska rasijom, ale jednak sprawdzil sie wysmienicie, pewnie nie bedzie mi dane zrozumiec fenomenu tego picku na liscie muzyki rozrywkowej, bo az 104 wydania tego krazka i nadal pojawiajace sie nowe musza o czyms swiadczyc
3
Nov 11 2021
View Album
Introducing The Hardline According To Terence Trent D'Arby
Terence Trent D'Arby
JoJowa referencja pelna geba, ale w stylu soulowego r&b, brak opisu, darby multiinstrumentalista jednego krazka i to debiutanckiwgo, opening na plejke
2
Nov 12 2021
View Album
The Sun Rises In The East
Jeru The Damaja
Murzynskie gransko wysokich lotow, jeden z mocniejszych debiutow, pan premier na bitach i danaja na zwrotkach, to mocno bijace slonce ze wschodu, na plejce juz mam wystarczajaco trakow z plyty
4
Nov 13 2021
View Album
Sheet Music
10cc
Kolejny albumik sluchany z fona, ale znowu sluchany wczesniej, wiec raczej przypomnienie niz zglebianie nowego materalu, 10cc, to jedna z tych band ktora potrafila stworzyc krazki z popowym brzmieniem, a jednoczesnie przemycic na nim tyle eksperymentalnego brzmienia i orginalnej warstwy lrycznej, bo taki wlasnie w skrocie jest sheet music, ktory przypomina mi brzmienie steely dana, swoja dbaloscia o szczegoly produkcji, a obie bandy tworzyly w tym samym okresie, wiec wzajemna inspiracja mogla miec tutaj miejsce, songi na plejke openingowy the wall street shuffle i clockwork creep
4
Nov 14 2021
View Album
Aladdin Sane
David Bowie
Kolejny raz generatorowy matriks sie pokazuje, zaraz po spektaklu lazarusa losuje albumik Bowiego, przpadek, nie sadze, jest sluchane bylo drugi albumik z ery ziggiowej, mocno hamerykanski, bo pisany w trasie koncertowej po hameryce, muzycznie slychac glam rocka przeplatanego z jazzowimi influencjami granymi przez spidery z marsa, wiec znany sklad z poprzednich nagran bowiego, traki na plejke the jean genie i watch that man
3
Nov 15 2021
View Album
A Short Album About Love
The Divine Comedy
Tego jeszcze wyspiarze nie grali, popowy album w aranzacjach orkiestrowo synfonicznych, czyli takie brytylskie rubiki, tylko ze klaskania nie ma, ale za to sporo innych dzwiekow przewija sie przez ten krotki, nie tylko z nazwy album o milosci, bo material to 31 na 7 trakach, daj slabemu spiewakowi 20 osobowa orkiestre za plecami a i tak nadal bedzie spiewal o jakis milosnych glupotach, dawno zaden album mnie tak nie znuzyl w tak krotkim czasie, na plejke nic nie leci, bo stawialbym w ten sposob mine losujac traki
1
Nov 16 2021
View Album
The Clash
The Clash
Az dziwne, ze dopiero teraz wylosowalo cos od Clasha, bo jak dla mnie to wlasnie jest klasyczne brzmienie brytyjskiego punka, debiutancki album bandy z 77, na tej plycie grali w piecoosobowym skladzie, bo dwoch drumerow jest zlistowanych, tym dodatkowym jest Terry Chimes odpowiedzialny takze za produkcje wersji ukejowej, reszta sklada tu klasyczny lineup Strummer wokale i gitarka rytmiczna, Jones leadowa, Simonon basior, no i Headon, ktory na tej plycie jest tylko na 4 z 14 trakow, na reszcie gra Chimes, 14 kawalkow to sporo jak na 35 minut materialu, ale grany jest przeciez punk, wiec nie potrzeba dlugiego traka zeby zaspiewac co czlowieka drazni lub boli, a lirycznie plyta dzieki takiejilosci kawalkow jest wysoce roznorodna, znajda sie klasyczne punkerskie zawodzenia w strone establiszmentu, rzondu, czy jakiegos kraju zza wielkiej wody, rekordowych lejbeli, seksy tajmy, wikendowe anthem, songi o tym, ze robota to glupota, czy tez o jezdzeniu bez celu po londoniie, jak na londons burning, gdzie w ciekawy sposob przedstawione jest nocne miasto, glowny wokal jest wspierany przez reszte bandy w chorkowaniu, ale na kilku trakach pojawia sie takze Jones, ktory jest autorem wiekszosci tekstow, to jedna z tych plyt, ktore gdy sie slucha przemawia przez nie nostalgia, bo jednak clash byl jedna z moich pierwszych punkerskich band jakie slyszalem, instruemntalnie dosc mocno odczuwalne sa niskojakosciowe przestery na gitarkach, dlatego najprzyjemniejszym instrumentem beda jak dla mnie drumsy, ktore prowadza przez caly album, albo tez miks moze pozostawiac wiele do zyczenia, stad taka ciasnota sceny i wrazenie grania w kanciapie, niby punk, ale wydany przez majorowego lejbela CBS, nie jest to ich najlepsza plyta, ale zdecydowanie mocny debiut, na plejce mialem juz policowo thievesowy song i hate&war, wiec dodam jeszcze londons burning, career opportunities i im so bored with usa, z ciekawostki okladka byla stworzona przez polaka Rosława Szaybo, ktory w tamtych latach byl glownym dyrektorem artystycznym CBSa, wiec sporo okladek znanych artystow czy band jest wlasnie spod jego reki w tym ta z pierwszej plyty Clasha
4
Nov 17 2021
View Album
Highway to Hell
AC/DC
Po tylu latach sie czlowiek wreszcie dowiedzial skad ta podswiadoma odraza do pradowej bandy, a okazalo sie, ze chlopaki z najwiekszej na swiecie kolonii karnej pochodza, co jest pewnie glownym czynnikiem dlaczego te wokale tak potrafia rozsierdzic czleka nawet o spokojnym usposobieniu, kolejna niespodzianka bylo to, ze nie jest to ich debuitancki material czy tez jakis wczesny, bo to szosty album w dyskografii z roku 79, sama banda juz dziala od 73 i nadal tworzy muzyce dla napalonych boomerow, a z pozytywnych zaskoczen, to glownego pana wyjacego nie ma na tym materiale, bo dopiero po tym albumie pan Bon Scott, og wokalista bandy sie wywrocil i jego miejsce zajal Johnson, ale przechodzac do samego highway to hell, to przed odsluchlem znalem jedynie tytulowego traka, ktory jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych numerow zespolu i po przesluchaniu 41 minutowej plyty utwierdzilem sie jedynie w przekonaniu, ze sluszenie tylko jeden numer wyroznica sie z calego albumu, ktory jest doslownie zawodzeniem wyposzczonego upadlego czleka, z kawalka na kawalek caly czas o tym samym, jak by to patelki byly robione, rymci cimri rymci, wiec nie dziwne, ze banda zyskala taka popularnosc jako hardo rokowa banda radio przyjazna, wiekszosc kawalkow zamyka sie w standardowych 4 minutach i jest instrumentalnie tak powtarzalna, ze ma sie wrazenie, ze polowa materialu to rozne wersje jednej piosenki, bracia Young postarali sie zeby gitarki byly mocno przesterowane, wiec nie ma mowy o jakis ambitnych brzmieniach, a jest lupanie po lopacie, jedynie pochwalic sie da pana drumersa Rudda, zwlaszcza na trakach gdzie sa one wyeksponowane na z przodu sceny ratuje on czesc instrumentalna plyty, jak na kawalkach shot down in flames czy tytulowy highway to hell, podszedlem do albumiku bez zadnych oczekiwan i odchodze po przesluchu bez rozczarowania, bo jednak ac/dc to chyba jedna z najbardziej przehajpowanych band mainstreamowego rocka, ale przynajmniej wiem juz cos wiecej poza tym, ze strasznie wyja, juz wiem kto wyje, po co wyje i o czym wyje, bardzo edukacyjny pick listowy, na plejke juz nic nie dodaje, bo tytulowy traczek jest wystarczajaca pamiatka po tej plycie
1
Nov 18 2021
View Album
Diamond Life
Sade
Takiej odmiany bylo mi trzeba po ostatnich wyjcach, diamond life to debiutancki album brytyjskiej bandy sade z 83, zespol bierze swoja nazwe od nazwiska wokalistki Sade Adu, ktora pochodzi z kolonialnej nigerii, gatunkowo banda gra dosyc jazzowo, ale jest to ten popularny jazz, ktory dobrze i latwo sie slucha i mozna go zarowno puscic w radiu jako wolniejszy kawalek, czy tez w windzie, discog fajnym gatunkiem okresla te plyte, jako smooth soul, co ma sens biorac pod uwage tematyke jaka porusza krazek, czyli oczywiscie zycie milosne i jego wzloty, upadki i roznorakie niuanse, ciekawa rzecza jest, ze sporo referencji z tego materialu mozna znalezc, zarowno w formie sampli jak i liryki na murzynskich kawalkach, chocby u big daddy kane czy rakima, wiec jak na popowy, albo raczej sophisti-popowy album to jego material zyje swoim zyciem po zyciu, ale jednak muzycznie jest on nudny, trio przygrywajace pani Sade, to saksa, klawisze i bas, ale wystepuja takze muzycy sesyjni, wiec instrumentowy count jest troche wyzszy, nie zmienia to jednak faktu, ze jest nudno od strony instrumentalnej, lirycznie takze jest bardzo jednowymiarowo, jedynym trakiem ktory lamie konwencje milosna jest sally, kawalek traktuje o salvation army, wiec moze nie az tak bardzo lamie, ale z pewnoscia skupia sie na mniej romantycznym gatunku milosci do blizniego, ciekawy jest takze zamykajacy trak why cant we live together, ktory ma zdecydowanie inny vibe w porownaniu do reszty albumu, czuje ze moze miec to zwiazek z tym, ze jest to cover a nie orginalny kontent pani Sade, a na plejke leci openingowy smooth operator
2
Nov 19 2021
View Album
Gunfighter Ballads And Trail Songs
Marty Robbins
Jeden z najbardziej memicznych pickow jakie pojawily sie na liscie, bo ranger z wielkim ironem przy pasie, to nie tylko kultowa pozycja na ost falloutowym, ale bardziej ostatnio kojarzy sie z zoltym psem, no ale wspolczesnie sam koncept westernowych ballad jest zartem, bo opowiadaja one historie tak abstrakcyjne wspolczesnie, ze slucha sie ich jako zartu, a gunfighter ballads and trail songs, to wlasnie zbior takich przyspiewek, orginalne wydanie z 59 zamyka sie w 35 minutach, ale spotifaj ma wersje deluxowa z 99 dodajaca 3 kawalki, co daje 44 minuty opowiesci, o samym panie Robbinsie nie wiedzialem nic wiecej, ze byl autorem big irona, ale jak widze to jest on jednym z najwiekszych outlawowoych grajkow hameryki, 40 lat kariery muzycznej, filmowanie na boku, a dodatkowo jeszcze sciganka w nascarze, brzmi jak wspolczesny kowboj, jesli chodzi o ten album, to polowa materialu to orginalne utwory Martiego, natomiast reszta to klasyczne opowiscie outlawowe, wiec piekna milosc, jeszcze piekniejsze smierci, prawo i bezprawie, mala ojczyzna i jej uwielbienie polaczone z zamilowaniem wolnosci, pewnie sie powtazam, ale nawet komercyjnie sprzedawane country w takim wydaniu ma w sobie cos wyjatkowego, czego nie mozna uslyszec juz na dzisiejszych nagraniach, jesli chodzi o czesc instrumentalna plyty, to jest ona minimalistyczna i nadaje uczucie, ze slucha sie prawdziwej opowiesci w barze czy ognisku na szlaku, w nagraniu bralo udzial tylko pieciu artystow, jesli liczyc takze gitarke Robbinsa, no i jeszcze tompall & the glaser brothers robili za chorki, ktore w tym gatunku nie ograniczaja sie jedynie do refrenow, minimalne instrumentale, urzekajacy wokal pana Martiego i opowiesci z bezdrozy, przepis na wyjatkowo sluchalny krazek, na plejke leca glownie orginalne kompozycje, wiec otwierajacy big iron, el paso i they are hanging me tonight, po takim seansie czlek czuje sie jak bumer i znowu chce sie odpalac fallouta, aby przemierzac nieuzytki wyjete spod prawa
4
Nov 20 2021
View Album
Ramones
Ramones
Dziwne ze wczesniej nie slyszalem nawet zadnego traka od Ramones, calkowicie nie kojarze bandy, a calkiem dobrze sie wpisuje w moje gusta ascetycznie prostej muzyki, plyta ramones, to epinimowy debiut hamerykanskiej punkerskiej bandy ze wschodniego wybrzeza, ramonow bylo czterech, wiec sklad prosty gitara, bas i drumy, no i jeszcze pan frontujacy w tym wypadku pan Joey Ramone, dziwne ze wszyscy takie ksywki przyjeli jako ramonowie, na 29 minutowym debiucie zmiescili 14 kawalkow, ktore urzekaja swoja prostota zarowno pod wzgledem instrumentalnym jak i lirycznym, gitarki graja szybko, drumsy wala glosno, a liryka leci wydaje sie, ze o czymkolwiek, bo 14 kawalkow daje pole do popisu, jesli chodzi o poruszana tematyke, plyta z 76 wiec takie punkerskie prawdziady, a swym okrojonym do granic mozliwosci brzmieniem potrafi zaciekawic, od openingowego blitzkreig popu do today your love, tomorrow the world trzyma na sluchawach, traki sa tak proste, ze nie trzeba nawet wyjasniac o czym traktuja wystarczy przeczytac tytul i juz tresc jest ujawniona, sporo nawiazan hitlerowskich sie przewija przez krazek, wydaje mi sie ze mocniejsze kawalki, zarowno jesli chodzi o tresc jak i brzmienie zostaly zapakowane na pierwsza strone, ma to sens bo przeciez debiutancki album, wiec zbiera sie songi w kolejnosci od najbardziej sluchalnych do mniej, chociaz do tej teorii nie pasuje zamykajacy utwor o slodziakowym nazim walczonym za ojczyzne i milosc, jeszcze co do samego nagrania, to jest odczuwalne, ze calosc zostala zamknieta w ciagu tygodnia, surowe i proste brzmienie najlepiej oddaja ten krazek, na plejke wleci openingowy pop, beat on the brat i havana affair
3
Nov 21 2021
View Album
Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band
Beatles
Piaty krazek bandy na liscie, wiec o samym zespole juz sie chyba wypisalem co wiedzialem, a sam album to jak dla mnie opus magnum ich dyskografii, wedlug niektorych jeden z pierwszych konceptowych krazkow jakie zna muzyka rozrywkowa, a pochodzi on z roku 67, ciekawa sprawa jest to ze podobno krytycy sami wymyslili sobie ten koncept, bo sam lenon i ringu mowili, ze jedynie dwa pierwsze songi mialy jakies polaczenie, a reszta to gem na gemie, ale bez motywu przewodniego, ale to wlasnie zamykajacy traczek a day in the life tworzy caly koncept, jesli wczesniejsze dwanasciekawalkow byly opowiescia snuta w swiecie pepperowym przez lonlejowo sercowo klubikowa bande, to trzynasty trak burzy eskejpistyczno psychodeliczny obraz swiata pepperowego na rzecz szarej rzeczywistosci, nie ma tutaj orientalnych brzmien i mistycznych brzmien, ktore przewijaja sie przez caly album, natomiast jest to skontrastowane z dzwiekami rzeczywistosci, potezna orkiestra, czy chocby budzik do roboty, wiec nawet jesli beatlesie nie mieli zamiaru stworzyc tak madrego konceptu, to jednak im sie udalo, gdyby nie zamykajacy kawalek to calosc mozna by okreslic jako niepowaznie szczesliwa, co moze by pasowalo do tak popularnej muzyki, ale z pewnoscia nie niosloby ze soba takiego przeslania, jak dla mnie sgt. peppers lonely hearts club band, to blisko 40 minut mocno skondensowanego kopiuma, ucieczki od rzeczywistosci zarowno w muzyke czy prosto w kable, chociaz glownym wspolautorem byl raczej kwasior McCartnejowy, a Lennon mial byc tym swiadomym przewodnikiem podczas procesu pisania traczkow, jesli chodzi o instrumetale, to jest tak jak na poprzednich materialach beatlesow z tego okresu, jak na revolverze pojawiaja sie zarowno minimalistyczne kompozycje jak na lucy in the sky with diamonds przeplatane z bogato osamplowanymi, elektrykowymi trakami jak good morning good morning, czy prawdziwie Harrisonowym brzmieniem within you without you, gdzie zaprezentowal kunszt swoich sitarowych sztuczek, jest to takze drugi najdluzszy utwor plyty, przegrywajacy tylko z epilogiem a day in the life, jest to takze album na ktorym jak dla mnie Lennon najbardziej wokalnie sie wpasowal, zarowno kawalki solowe jak i z Paulem maja wreszcie jakosciowo wykonany efekt, ktorym spamowal na swoich nagraniach, Lennon jest chyba postacia u ktorej najbardziej slychac ewolucje wokalu na przestrzeni dyskografii beatlesowej, album niby konceptowy, a jednak pojedyncze traki rowniez mocno sluchalne, z poprzednich odsluchow mialem juz with a little help from my friends i pania lucy, wiec dodam jeszcze dwa kolejne getting better zwlaszcza za gitarkowe nutki jakie mozna uslyszec juz na samym wstepie, a kolejnym bedzie wlasnie zamykajacy a day in the life, ktory dopiero teraz jakos brzmi dla mnie inaczej i nadaje drugiego dna pepperowemu albumikowi, jesli jestem juz na piatym nagraniu, to obstawiam, ze musi sie pojawic co najmniej jeszcze jeden, a optymistycznie zakladajac, bo przeciez brytyjska super banda, ze nawet dwa lub trzy moga sie zmiescic, wtedy chyba zostana panowie krolami listy pod wzgledem ilosci przemyconych albumikow
5
Nov 22 2021
View Album
Dare!
The Human League
Kolejny raz wyspy brytyjkie pokazuja, ze moze byc jeszcze gorzej jesli chodzi o brzmienie lat 80 i synthowe urojenia popowe, bo dare jest wlasnie uosobieniem wszystkiego co wzbudza we mnie muzyczne obrzydzenie, na blisko 41 minutach udalo sie zawrzec tak wiele, a jednak tak niewiele, muzyka oparta wylacznie na elektronicznym brzmieniu z wokalem, ktory brzmi jak kazdy inny meski wokal, ktory jest wspierany dwoma zenskimi glosami tworzy mieszanke tak nudna, ze przesluchanie tych 40 minut stanowilo jedno z najtrudniejszych listowych wyzwan, ciezko mi znalezc pozytywne aspekty tego picka, moze tylko, ze jednak album sie konczy i piec minut po zakonczonym odsluchu czlowiek nie ma pojecia co go tak ogluszalo przez ostatnie 40 minut
1
Nov 23 2021
View Album
Bat Out Of Hell
Meat Loaf
Kolejny ciekawy albumik, tym razem prosto z hameryki, co juz widac nawet po samej okladce, jakies nietopyry i kuce na moturze, ale wyglada epicko i juz sama nadaje klimat plycie, ktora jest debiutem studyjnym pana o pseudonimie Meat Loaf, ktoremu z wygladu duzo nie brakuje do miesnego bochena, album powstal we wspolpracy z kompozytorem Jimem Steinmanen, wiec Loaf byl wokalem, a glowa za calym konceptem zarowno liycznym jak i instrumentalnym byl Jim, a do tego z dwadziescia osob jest odpowiedzialnych za granie z czego warto wspomniec o Rundgrenie gitarze wszystkich trakow poza trzecim i siodmym oraz Bittanie czyli pianinie.klawiaszach przewijajacych sie przez caly albumik poza ostatnim kawalkiem, gdzie scene przejmuje prawdziwa filharmonia, wiec nie da sie powiedziec kto gra, ale jest na bogato przez caly krazek, bo jednak sporo artystow sie przewija na tych 46 minutach, dodatkowo jeszcze zenskie chorki wspomagaja pana Loafa czesto i gesto, co jeszcze bardziej poteguje wrazenie przepychu dzwiekowego, na bogato jest rowniez jesli chodzi o liryke, bo kawalki to prawdziwe opowiesci na dziesiatki linijek, ale kontentu po tytule czy okladce nie sposob sie domyslic, bo jest to nic innego jak opowiesc o mlodosci, wiec i milosci, motorach, mnogosci percepcji, mrocznych mroczkach, wiec opowiesci banalne, ale za to jak ubrane sluchasz kawalka o pierwszym pocalunku mlodzienca, a jest on tak przedstawiony jak epicka wyprawa w nieznane, pan Loaf stanal na wysokosci zadania i dobrze oddal dramatyzm i napiecie budowane lirycznie, ale im blizej do konca tym gorzej, to brzmi, a raczej brzmi coraz normalniej i wytraca sie ten pieklo nietoperzowy klimat z pierwszego traka, ktory sam w sobie ma cos z born to run pana Springsteena, zamykajacy for crying out loud stara sie to nadrobic przekombinowanymi orkiestrowymi wstawkami, ale nie jest to juz to samo co poczatek, ciezko zaklasyfikowac do jakiegos konkretnego gatunku tej plyty, bo z jednej strony tematycznie jest to swietna popowa opowiesc z motywem milosci w roli glownej, z drugiej brzmi to momentami tak przekombinowanie, ze wychodzi z tego rock progresywny, a na samym bacie z piekla mozna sie doszukiwac metalowych influencji, wiec mocno ostatecznie bym okreslal plyte jako hardo eksperymentalny popowy rock, dziwne jest tez, ze album wchodzi pod solowa dyskografie pana loafa, jesli tak duza czesc roboty byla wykonana przez Steinmana, nietopyr piekielny doczekal sie kontynuacji, bo jeszcze dwa albumiki sygnowane nietoperzem sie ukazaly, a dodatkowo calkiem niedawno, bo w 2k17 ukazal sie musical pod tym samym tytulem autorstwa oczywiscie Steinmana, na plejke leci utwor openingowy
3
Nov 24 2021
View Album
Led Zeppelin
Led Zeppelin
Czyzby Zeppeliny beda kolejnymi beatlesami listy, bo jesli nawet debiutancka plyta z 69 pojawila sie w zestawieniu, to bede zawiedzony jesli reszta dyskografii rowniez nie znajdzie sie na liscie, bo przez 10 lat wspolpracy wyplula tle dobrego materialu, wiec jesli chodzi o debiut to najwazniejsze w nim jest to, ze taka banda w ogole sie zawiazala i nie rozleciala po stworzeniu mocno sredniego pierwszego krazka, bo 45 minutowy album zdecydowanie nie pokazuje na co stac zespol, jedynie 5 z 9 trakow to autorskie kompozycje, reszta natomiast to covery klasycznych bluesowych i folkowych utworow, wiec znajdzie sie tam i cant quit you baby czy you shook me, ktorym zeppelini nadali o wiele ostrzejszy charakter, bo jednak ostre i surowe brzmienie jest dobrym okresleniem na muzyke zeppelinow z tamego okresu, ale nadal jest to szukanie wlasnej tozsamosci muzycznej, nawet pan Plant nie brzmi zbyt charyzmatycznie poza kilkoma momentami, do ktorych mozna zaliczyc singlowe kawalki plyty, wiec otwierajacy good times bad times i communication breakdown z naciskiem na ten pierwszy, ktory swietnie dziala jako otwieracz, jest to takze debiut pana Page jako producenta, a jak wiadomo nie od razu pitrkow trybunalski zbudowano, wiec brzmienie tego albumu miejscami skrzypi niedociagnieniami ze strony produkcji, ale tak to jest wlasnie jak sie eksperymentuje, bo chyba byl on jednym z pierwszych producentow, ktory uzywal nagrywania w roznych odleglosciach od zrodla dzwieku, a taka wypadkowa miedzy dwoma nagraniami dawala ambientowy dzwiek nagrania, ale jakich cudow jeszcze on przeciez nie probowal, jak to odwrocone echo z wspomnianego juz you shook me, wiec nie tylko pod wzgledem muzycznym jest to mocno eksperymentalny material, ale takze technicznym, takie swobody moglo zapewnic tylko samofundowanie plyty, bo przed wydaniem nie byli zwiazani z zadnym lejbelem i sami musieli pokryc koszty nagran, ale to juz miejsce na calkiem inne opowiadanie o el generalisimo bandy czyli panu Grantowi, na plejke leca kawalki singowe albumiku, mam nadzieje, ze reszta dyskografii rowniez pojawi sie na liscie, bo to dopiero 2/9
3
Nov 25 2021
View Album
John Prine
John Prine
Jeden z tych albumow, gdzie chcesz sprawdzic jeden trak co to w ogole jest, a 44 minuty pozniej jestes na ostatnim i masz ochote dawac repeata, bo wlasnie z takiej strony pokazal mi sie pan John Prine na swoim debiutanckim krazku z 71, gatunkowo jest to folk z elementami country, po tym co uslyszalem jestem zdziwiony, ze wczesniej nawet nie slyszalem o tym Panu, szukajac Dylanowych brzmien, bo lirycznie jak nikt podchodzi on do jego poziomu, teksty sa zarowno barwnymi opowiesciami, ale zawieraja w sobie niekiedy wrecz moralizatorskie przeslania, bogata symbolika kamuflowana wielopoziomowymi metaforami, no i najwazniejsze autentycznosc ktora slychac plynaca z prawienia pana Johna, jednym z najbardziej przewijajacych sie motywow jest chauvinism w obliczu wojny wietnamskiej, wiec teksty traktuja zarowno o unikaniu draftowania, jak i losie weteranow, nie pomijajac takze fanatykow slepo wierzacych w wyzszosc swoich racji nad wszystkim innym, ale nie jest to konceptowy album, wiec na 13 kawalkach znajdzie sie takze miejsce na proze dnia codziennego, ktora najlepiej czuc na kawalkach jak hello in there traktujacym o tym jak wiele potrafi zmienic zaledwie dostrzezenie wokol siebie drugiego czlowieka, zwlaszcza starszego, bo czlowiek im starszy tym w mniejszym kregu ludzi sie obraca, az wreszcie sie nie obraca, tylko kroczy samotnie przez zycie, kolejnym kawalkiem mozna powiedziec sielankowym bedzie paradise, ktory jak mozna sie domyslac bedzie traktowac o najlepszym miejscu, ktore kazdy powinien miec, malej ojczyznie i o wspomnieniach zwiazanych z takim miejscem, czuc jest na tej plycie bagaz doswiadczen jakie uzbieral pan Prine przed rozpoczeciem kariery muzycznej, bo przed debiutem swoje odsluzyl w armii oraz na poczcie, jesli chodzi o strone instrumentalna plyty, to jak przystalo na country beda gitarki wszelakie, sam Prine gra tutaj na akustyku, ale na nagraniu mozna uslyszec bogate, ale jednoczesnie bardzo tradycyjne brzmienie country, wiec obok gitar bonjosy, skrzypce, tamburyny, czy klasyczne basy i drumy, ktore w polaczeniu z ostrzejszym brzmieniem gitary, jak na pretty good brzmi bardziej rokowo niz folkowo, wiec o ile nie ma tutaj elementow, ktore by rzucaly instrumentalnie na kolana, to jednak jest grane tak, ze nie przeszkadza w konsumpcji kolejnych wersow spiewanych przez pana Prina, ktory niekiedy brzmi az zbyt Dylanowo, ktory z pewnoscia byl mocna inspiracja w tworzeniu tej plyty, co do plejkowych pickow, to plyta jest tak rowna, ze ciezko cos wybrac, ale jesli musze dodac cztery kawalki, to beda to otwierajacy illegal smile, kawalek ktory nasuwa skojarzenie z uzytkownikami hehuany, a jednak pan Prine w jakims wywiadzie z 2k10 przyznal, ze jednak nie chodzi o jaranie, ale o zdrowy smiech z blizej nieokreslonego powodu, ktory najczesciej dopada pozna noca w obliczu rzeczy nowych, kolejnym kawalkiem bedzie quiet man brzmiacy mocno wagabundowo, oraz wspomniane juz hello in there i sam stone, jestem niezmiernie ciekawy czy reszta dyskografii pana Johna zespawnowala rownie jakosciowa muzyke, a co najwazniejsze czy teksty utrzymaly poziom z tego debiutanckiego krazka, bo na przestrzeni lat uzbieralo mu sie 18 studyjnych albumow za pasem, a rok temu wykonczyl sie prawdopodobnie covidowo, wiec kolejny hamerykanski wieszcz z krainy Nashville poznany
4
Nov 26 2021
View Album
Deserter's Songs
Mercury Rev
Kolejny ciekawy albumik na liscie, tym razem cos bardziej rokowego, ale dosyc eksperymentalnego, wiec idealnie wpisuje sie w alternatywe lat 90, jak czwarty album w dyskografii bandy Mercury Rev, pochodzacej ze stanu nowy york, plyta wydana w 98, to skad pochodzi banda ma znaczenie, bo w liryce przemyconych jest sporo nawiazan do danych miejsc, wiec tutaj jakies skalki sie pojawiaja, tam linie pociagowe, no i najwazniejsze, nie jest to kolejny brytyjski album zalany synthami, ktore ustepuja na tym materiale miejsca bardziej symfonicznym brzmieniom, wiec pojawiaja sie zarowno smyczki, flety i przedziwne instrumenty ktorych nazwy widze pierwszy raz w zyciu, a buduja one klimat niesamowitej dziwnosci, ktory wydaje sie byc motywem przewodnim nagrania, dla ktorego inspiracja mialy byc tale spinners for children, wiec opowiadania bajeczek z orkiestra robiaca do nich muzyke, dodatkowo album powstawal po komercyjnym fiasku poprzednich plyt, wiec rownie dobrze moglo to byc ostatnie bandy, wiec z takiej depresji Jonathan Donahue, ktory jest autorem prawie wszystkich tekstow i glownym wokalem, postawil na proste brzmienie, ktore bedzie mialo w sobie cos filmowego, bo momentami, zwlaszcza tymi calkowicie instrumentalnymi slucha sie tego jak jakiegos tajemnicznego soundtracka, moze to przez niecodziene wykorzystanie tasmy filmowej jako nosnika nagraniowego, bo jest cos unikalnego w dzwieku tego nagrania, co najlepiej slychac na dobrej jakosci flaku prosto z soulseeka, 3 kawalki na plycie to instrumentale, wiec jesli wczoraj byl albumik, ktory skupia sie wokol liryki, tak dzisiaj strona instrumentalna zdaje sie byc ta wazniejsza, ku mojej niespodziance album ukazal sie rowniez w wersji instrumentalnej, wiec widze, ze moje odczucia nie byly osamotnione, bo same instrumentale moga robic za dzielo same w sobie w tym wypadku, po guglowaniu dziwnych gatunkow wyszlo, ze deserterowe songi mozna takze przepchnac jako chamber pop, wiec muzyka popularna, ale bogata o przemyslne kompozycje oparte o wieloinstrumentalne brzmienia rodem z wystepow orkiestrowych, co dosc dobrze oddaje kompozycje tego krazka, ciezko sie doszukac jaki byl sklad bandy podczas nagran, ale wydaje mi sie, zespol posiada czterech glownych czlonkow, wspomnianego Donahue, Grasshoppera i Chandlera i Dave Fridmanna, ten ostatni razem z Donahue wyprodukowal albumik, a jest to ta sama osoba ktora czuwala nad sukcesem MGMT oraz ich oracular spectacular, wiec wiadomo skad takie ciekawe podejscie do dzwieku, z plejkowych pickow dodam 3 najbardziej popowe songi, ktore wedlug spotifaja sa takze jednymi z najlepiej odtwarzanych piosenek zespolu, a bedzie to otwierajacy kawalek holes, opus 40 i goddess on hiway, czuje jakby ostatnio za duzo dobrej muzyki losowalo, ale to przeciez lista topowych albumikow, wiec slabych zawodnikow nie ma zbyt wielu, chyba ze synthy wyspiarskie
4
Nov 27 2021
View Album
Arrival
ABBA
No i przyjechala ABBA, zebym wreszcie zmierzyl sie z tak klasycznym zespolem, ktory wyznaczyl kierunek muzyce rozrywkowej lat 70, wizytowka grania europejskiego za wielkom wodom, bo zespol szwedzki, potwierdzily sie takze moje przypuszczenie jakoby nazwa bandy, to byly inicjaly czlonkow, dwie baby i dla chlopy dodatkowo jeszcze sie poparowali, jedna para przed rozpoczeciem dzialalnosci, a druga pod koniec, obie pary sie zdezintegrowaly w tym samym czasie co banda, ciekawe co wyniklo z czego w tym wypadku, bo po takiej karierze kazdy z albumow topowal czarty, sprzedawali wszystko co wyszlo z ich studia, a tu takie szybkie zakonczenie kariery zespolowej po osmiu latach dzialalnosci, ale co do samego arrivala to jest to dokladnie ten typ muzyki ktorego nie potrafie sluchac i jest on mi wyjatkowo niemily, przez swoja milosc, konformizm muzyczny, wszechobecne poczucie mialkosci, jako czwarty album w dyskografii zespolu plasuje go dokladnie w srodku stawki chronologicznej, a jak dla mnie to pierwszy abbowy album jakie slyszalem, bo wczesniej moje uszy byly jedynie gwalcone wszelakimi radiowymi atakami, ale samemu z wlasnej nieprzymuszonej woli nie sluchalem, a dwa hitowe kawalki arrivala, czyli money money i dancing queen brzmia jak kazde inne hity zespolu, wiec sluchajac dancingowego queena wyraznie nasuwa sie deja vu z waterloo, nie jest to z pewnoscia najbardziej synthowy album w ich wykonaniu, ale i tak instrumentale sa tak oklepane, bo zaslyszane pewnie w X innych kawalkach jak to ma sie z dzielami wybitnie influencyjnymi, dodatkowo banda tworzyla na zasadzie pany BB pisaly traczki, ktore byly spiewane przez panie AA, chociaz BB tez sie udzielali na wokalach, bo jednym z najbardziej rozpoznawalnych abbowych akcentow jak dla mnie sa wlasnie harmonie jakie maja zarowno panie na wokalach jak i towarzyszace in pany, czuc tutaj chemie sparowanych ludzi, panowie BB jeszcze cos brzdakali na wszelakich instrumentach, ale jednak ABBA tworzyla juz w nowoczesnym stylu, wiec sesyjni muzycy byli odpowiedzialni za wieszkosc instrumentali, chociaz pewnie mieli jakis stalych wspolpracownikow, ale to juz trzeba by postudiowac lore innych albumikow, no i pany BB byly jeszcze odpowiedzialne za produkcje, kolejna wazna ceche abbowych nagran, ktore byly przystepnie perfekcyjne, nagrania prawie sprzed pol wieku, a technicznie tak ostro przystepne dla sluchacza, ktory chce dzwieku przyjemnego i lekkiego, bo przeciez muzyka rozrywkowa przeznaczona do densowania w duzej mierze, nie bez przyczyny abba to pradziady disko polo przez swoj wklad w euro disko, wiec o ambitnosci tekstow i probie ich jakiejkolwiek nadinterpretacji nie bede sie rozpisywal, bo dziwne mysli przechodza przez glowe sluchajac albumu, ktory otwiera sie kawalkiem o calowaniu nauczyciela, a konczy prawie ze gospelowym instrumentalem, wiec 33 minuty pomiedzy tymi dwoma punktami to prawdziwa podroz przez kregi piekielne, dodatkowo jeszcze spotifaj uraczyl mnie jakas ekskluzywna wersja, ktora obrodzila w dwa mniej densingowe kawalki, fernando o pieknym gosciu i wolnosci, a drugi o pieknych hawajach, bo na tym albumie wszystko jest piekne, mlode i szczesliwe, a jesli nie jest to tylko dlatego, ze za bardzo sie slucha, nie zapomne tego odsluchu jeszcze z jednego powodu, pozwolil mi on sprawdzic ile czlek jest w stanie utrzymac rece nad poziomem glowy, z czego wynika ze jesli bardzo chce mozna nawet i 45 minut, a odczucia po nich sa zblizone do tych co po pieciu, wiec piekny to byl odsluch nie zapomne go nigdy, a jednoczesnie mam cicha nadzieje, ze jako lista brytyjska, to nie bedzie wiecej abbowych szlagierow sie przewijalo, ale pewnie to zludna nadzieja patrzac na to jak sprzedaly sie ich krazki od pierwszego do ostatniego, plejkowo dodam monejowego songa na liste wszystkiego i niczego
1
Nov 28 2021
View Album
Live!
Fela Kuti
Nie spodziewalem sie drugiego objawienia nigeryjskiego ksiecia na liscie, a tu jednak kontratakuje z zywym albumikiem z roku 71, wiec tak jak poprzedni album jest to afrobeat, ale brzmi on o wiele bardziej nieoszlifowanie, pewnie przez to ze live material, a afryka i lata 70, to nie jest czas i miejsce dla jakosciowych nagran, pan Kuti gra z trzynastoosobowa banda, prawie cala czarna, bo tym pewnie jest pan Ginger Baker z Creamu, juz zdisbandowanego, album ten zostal nagrany przy okazji nagrywania dokumentu o podrozy Bakera po afryce w poszukiwaniu afrykanskich rytmow drumowych, bo jednak afryka drumem stoi, co zdecydowanie slychac na tej plycie, nie tylko za sprawa ostatniego traka, ktory jest doslownie drumowym duelem Bakera z Tonym Allenem, lacznie piec kawalkow zamykajacych sie w godzinie z minuta, calosc brzmi podobnie do poprzedniego materialu od pana Feli, ale jako zywy jazzowy material, to wokale sa potraktowane po macoszemu, a jedynym glosem nagrania jest sam pan Kuti, wiec brakuje tych typowych dla afrobeatu chorkow, poza koncowka egbe mi o, gdzie mozna uslyszec mocno zoverdubowane wokale, nie ma tez konceptu, bo jest to zwyczajne nagranie wystepu barowego, chociaz bardzo spokojna publicznosc, taka az niezbyt czarna, jedynie brawa i lekkie krzyki na zakonczenie trakow, ale w trakcie cisza, albo to zasluga magii produkcji, bo pewnie musialo byc cos doprodukowane, no i z liryki czlowiek tez sie nic nie dowie, bo jedynie intra czy outra sa po angielsku natomiast same wokale podczas trakow, to murzynski, z regionow nigerii, na plejke leci drugi traczek black mans cry, ktory najbardziej jest zbalansowany i jego 11 minut daje dobry priwju na cala plyte
3
Nov 29 2021
View Album
The Seldom Seen Kid
Elbow
Wyspy kolejny raz pokazuja, ze lista wcale nie jest baisowana, the seldon seen kid to czwarty album bandy zwanej elbow, czy to kenganowa referencja, plyta z roklu 2k08 co czyni ja dosc nowozytna pozycja jak na standardy listy, gatunkowo bedzie to rock, ten artystyczny szukajacy na siebie pomyslu, a powielajacy tylko oklepane schematy i pakuje je dla sluchacza o wysublimowanym guscie muzycznym, ktory byle czego nie tyka, do wlasnie takiego gatunku zaliczylbym te plyte, nie slucha sie tego tragicznie, ale zostawia posmak, ze brak tu jakiegos osobistego pierwiastka, bo calosc sprowadza sie do tego ze 5 osobowa banda gra w cieniu poteznego smyczkowania, bo wlasnie trak wypchany do granic mozliwosc brzmieniem muzykow sesyjnych i zabijajacy sama bande byl dla mnie hajlajtem, czyli przedostatni kawalek one day like this, ktory laduje na plejce, natomiast reszta plyty niczym nie dosc, ze nie zaskakuje, to nawet nie przyciaga uwagi, nudny i smetny krazek, no i jeszcze te wokale lidera pana Guya, ktory byl rowniez odpowiedzialny za liryke plyty, to dowod na to, ze po wokalu mozna zwizualizowac jak wyglada artysta z ktorego sie on wydobywa, dodatkowo jeszcze trafic z imieniem, bo Guy brzmi prawie tak typowo jak wokal tego pana, brak w nim czegos na czym mozna sie zatrzymac i po mnie wrecz splywa, prawie jak wolne fragmenty pana z imaginowych dragonow podobny typ spiewu
1
Nov 30 2021
View Album
My Beautiful Dark Twisted Fantasy
Kanye West
Aj karamba, z grubej rury polecial nowozytne krazki, bo do tych zaliczylbym wedlug niektorych magnum opus pana Westa, bo do takiego miana wlasnie aspiruje my beautiful dark twisted fantasy, ale ja jako fan postaci wole miec nadzieje, ze albumy tego pokroju lub lepsze jeszcze wyjda spod reki yeeziego, plyta z 2k10 patrzat juz teraz z perspektywy dekady byla jednym z najbardziej influencyjnych krazkow w rapie, to wlasnie tutaj pan West zdecydowal sie na odejscie na minimalistyczne synthowe brzmienie i auto tune tak bardzo zameczony na heartbreaku i postawil na prawdziwy maksymalizm brzmieniowy i influencyjny, bo album czerpie gleboko nie tylko z tradycji east ostowych, ale szuka inspiracji w brzmienaich r&b, jazzu, elektroniki wczesnych lat 90, czy progresywnego rocka lat 70, bo kto nie kojarzy sampli crimsonowych wykorzystanych na POWER czy Herona na who will survive in america, a chociaz pan West jest zawsze producentem swoich materialow, tak na tym krazku producerka to prawdziwa burza mozgow z nazwiskami takimi jak RZA, Mike Dean, S1 czy Bink, nie jest to typowy album z kawalkami radiowymi 3 minuty 20 sekund, bo niektore zamykaja sie w ponad 9 minutach, jak runaway ktory featuruje pusha T i ktory doczekal sie wlasnego wlasnego filmu krotkometrazowego, ktory zawiera muzyke calej plyty, wracajac do featurow, to o ile zazwyczja featury zmniejszaja jakosc calosci, tak dobrze dobrane tutaj nie szkodza, a tylko nadaja bardziej rapowego klimatu poprzez roznorodnosc stylow jakie sa zatosowane, poza wspomnianym pusha T przewijaja sie jeszcze takie postacie jak Kid Cudi, Jay-Z, Rick Ross, czy Raekwon z mniej rapowych wartych uwagi pojawia sie oczywiscie Rihanna i jej wystep na all of the lights razem z Eltonem Johnem i jego pianinem, a tymi nazwiskami nawet nie wymienilem polowy gosci na plycie, ktorych jest duzo, czasem wychodzi na to, ze najlepsza zwrotke traka robi featur, ale nadal jest duzo miejsca na Kejniego w Kejnim, bo chociaz nie jest to jakis stricte konceptowy album, to jak to w tworczosci westowskiej najwazniejszy jest artysta i jego zycie, problemy, wiec jest o dziwkach, szukaniu samego siebie w dziwkach, establiszmencie murzynskim, murzynie na zlej ziemi, dekadencji w spoleczenstwie, balansowaniu na brzytwie samego siebie, na pierwszy rzut oka plyta wydaje sie byc dosc depresyjna w odbiorze, ale jesli dodac sobie do tego filozofie jaka pan West przemyca w swoich materialach, zwlaszcza w ostatnich mocno gospelowych albumach, to jednak takie powatpiewanie w samego siebie moze byc oznaka zdrowego rachunku sumienia, ktory jest dobrym krokiem w drodze do pozbycia sie wszelakich wyrzutow kierowanych w samego siebie, ciezko mi wybrac topowy albumik z dyskografii westowkiej, ale jednak MBDTF z pewnoscia byly w topowej trojce jego krazkow, na plejke nie dodaje nic nowego, bo i tak juz polowa plyty tam sie znajduje, ale calosc leci na poleczke spotifajowa, im bardziej krazek jest osluchany tym ciezej jest cos napisac na jego sensownego, bo co mialem wiedziec juz wiedzialem przed odsluchem zazwyczaj i tak wlasnie bylo w przypadku tego picka, nic nowego nie doszukam sie szperajac discogowo czy geniusowo, pozytyw widze w tym, ze daje okazje do przesluchania calej plyty z pewnego dystansu od ostaniego przesluchania i bedac na swiezo po innych plytach, a nie jak czesto bywa katowaniu calymi dniami jednej dyskografii, zmienia to jak slyszy sie dana plyte, czuje ze to nie ostatnie pojawienie sie tego pana na liscie albumikowej, obyu
5
Dec 01 2021
View Album
Hypocrisy Is The Greatest Luxury
The Disposable Heroes Of Hiphoprisy
Czlowiek doczekal sie czasow gdzie z dnia na dzien dwa murzynskie albumy lista zatosuje, o ile MBDTF to album znany raczej kazdemu kto siedzi w czarnej muzycie, tak dzisiejszy hypocrisy is the greatest luxury, to jak na standardy listy prawdziwie podziemny krazek, bo samemu pierwszy raz slysze na jego temat, banda i jej czlonkowie sa mi rowniez nieznani, tylko 19 wersji wyszlo na przestrzeni lat, a sama plyta jest z 92, gatunkowo jest to takze ciekawy przypadek, bo wiki glosi, ze jest to industrialny hip hop, wiec rap ktory swoje beaty opiera na elektronicznych brzmieniach, a czasem nawet na halasach, bo nie wiem jak to lepiej okreslic, ale oczywiscie nie brakuje bardziej tradycyjnego samplowania, ale i tak jest sporo zywych instrumentow, bo wikia podaje sporo ludzi zamieszanych w tworzenie albumu, gdyby mnie wiki nie zbaisowalo, to raczej upatrywalbym gatunkowo tutaj politycznego rapu, co juz zapowiada sam tytul czy nazwa bandy, liryka skupia sie na obnazaniu tej wszechobecnej hipokryzji w zyciu czleka, zwlaszcza czarnego w bialym swiecie hameryki, wiec nie obejdzie sie bez narracji meczensko mniejszosciowej, ale sporo jest tez o zyciu politycznym, balansowaniu interesowania sie sprawami na skale panstwowa i lokalna, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmialo, hipokryzje spoleczenstwa i jego norm, czy przyjetego establiszmentu politycznego, hipokryzji w mediach czy w samej rapowej grze, mozna by wypisywac i wypisywac gdzie pan Michael Franti, ktory jest liderem i ojcem projektu, bo zarowno liryka i wokale, jak i producerka to jego udzial, dlatego tez pewnie znajduje sie na okladce, wiec banda tylko z nazwy, a bardziej projekt jednego czlowieka, ktory chcial stworzyc cos jeszcze bardziej politycznego niz public enemy i musze przyznac, ze mu sie udalo, ale za jaka cene, o ile lirycznie jest to przepakowana do granic mozliwosci godzina i szesc minut cedeka, to jednak ta liryka jest recytowana bardziej niz rapowana, chociaz w niektorych momentach brzmi faktycznie jak pan Chuck D, ktorym musial sie z pewnoscia inspirowac, chociaz niekiedy kalibrem swoich przemyslen bardziej pasuje tu porownanie z X clanem, chociaz nie czuc tak bardzo afrocentryzmu, tak czy inaczej ciekawy pick, zwlaszcza ze nie sadzilem, ze uslysze cos rapowego czego bym nie znam juz wczesniej, wiec po ponad 300 pickach lista zaskoczyla, na plejke wrzuce songa na temat otumianiana spoleczenstwa przy uzyciu tv, television the drug of the nation, temat jak zawsze aktualny
2
Dec 02 2021
View Album
Under Construction
Missy Elliott
Byly dwa i jest i trzeci czarny pick z rzedu i albumy ukladaja sie w sensowna calosc, od plyty z kategorii magnum opus, przez ambitny rap z niecodziennym podejsciem do beatow, do mainstreamowego szlamu wczesnych lat 2k, bo takim szlamem jest under construction, czyli plyta z pogranicza rapu i r&b, ktora jest czwartym studyjnym krazkiem pani Missy Elliott, ktora dorobila sie jakze zaszczytnego przydomka krulowej rapu, nie wiem jak do tego doszlo, kto rozdawal te godnosci i ile musiala za nie zaplacic, bo o ile wczesniej slyszalem ja glownie na jakis featurach, tak po przesluchaniu calego albumu jestem zdziwiony jak ten album znalazl sie na liscie pana wyspiarza, bo o ile gangsta rap moze dobrze sie sluchac, pieniadze, dziwki i koks moga miec swoj hedonistyczny urok, tak taka tematyka u pani Missy brzmi jak zawodzenie menelicy, ktora nie moze sie zdecydowac czy chce rapowac, czy jednak woli spiewac chorki w r&b, sieden z czternastu trakow ma featury glownie rapowe, pewnie w tym mozna sie doszukiwac takiego sukcesu komercyjnego, no ale tez musiala zapewnic jakas luke na rynku i dac mlodym szlaufom gettciarskim jakis wzor do nasladowania, wiec stworzona persona thugowej gettciary mogla sie sprzedac, co do nazwisk pojawia sie tu chocby method man, ludacris, czy jay z z beyonce, nie mozna takze zapominac o kolaborantach na prodcuerce, bo tak generyczne 2k beaty mogla stworzyc tylko wyjatkowo mainstreamowa persona, a takom wlasnie jest Timberland, ktory jest odpowiedzialny za wiekszosc beatow Missy, wydaje mi sie, ze zle ocenilem wczorajszy albumik, teraz z czystym sumieniem dalbym mu trzy gwiazdki po odsluchaniu tej konstrukcji, jako jednej z najbardziej meczacych plyt ostatnio na liscie
1
Dec 03 2021
View Album
Haunted Dancehall
The Sabres Of Paradise
Trafilo gatunek ktory nie jestem w stanie zrozumiec jak zyje, inteligentna muzyka taneczna lub IDM z anglinskiego, haunted dancehall to drugi krazek z roku 94 wyspiarskiej bandy the sabres of paradise,, ktorej trzech czlonkow spolodzilo ten albumik, 14 songow i godzina 16 minut odsluchu, to jak na moje uszy stanowczo zbyt wiele, wiec ten inteligento taneczny krazek jest wystarczajaco dlugi zeby przemycic jeszcze kilka innych gatunkow muzycznych, wsrod ktorych z pewnscia znadzje sie ambient, moze same noisy, no i dub, wiec jak dla mnie traki pomiedzy planet d a theme 4 brzmialy najprzystepnie i najbardziej murzynsko, w sensie brzmia bardziej jak gotowe bity na ktore mozna sie wbic, a nie blizej nieokreslone halasowo manipulacje, wiec jesli mialbym kroic plyte, to wlasnie te czesc bym zabral dla siebie, na plejke leci planet d, podobno mial to byc jeden z pierwszych koncept albumow w gatunku techniany, ale wizja nawiedzonego dancehallu jakos nie przebiegla mi pzez mysl, ze kawalki opowiadaja jakas historie, bo nie moge tego uslyszec a jednak tak jest, moze cos sie uda ogarnac zeby zalagodzic sprawe, ale to pewno trzeba ladnie po kablach ladowac
2
Dec 04 2021
View Album
Bridge Over Troubled Water
Simon & Garfunkel
Kolejny Simon i Garfunkel na liscie, tym razem z najwiekszym komercyjnym sukcesem, czyli ostatnim krazkiem przed disbanded, czyli bridge over troubled water z 1970, ktory jest odejsciem od klasycznego brzmienia folkowego rocka duetu na rzecz eksperymentow z roznymi elementami muzyki popularnej, wiec znajda sie wstawki rock&rollowe jak na baby driverze, elementy reggae z why dont you write me, czy klawisze wyrwane z gospelowych kawalkow jak na otwierajacym tytulowym traku, nie zabraknie takze r&b czy jazzu z frankowego utworu, a to wszystko wymieszane z pomoca z dbaloscia o szczegoly, wiec poza trakiem numer 10, ktory byl nagrywany live na jakims uniwerku, wiec brzmi on calkiem inaczej niz reszta plyty, ciezko sie przyczepic do czegos od strony techninczej, ale jako calosc to plyta przypomina troche szukanie gemow w stosie wungla, bo chociaz to tylko 37 minut materialu, chociaz ale i tak wiecej niz wiekszosc poprzednich albumow duetu, to momentami plyta potrafi znudzic czlowieka na sile sprzedajac przesadnie bogate brzmienie, ale jesli doszukac sie akustykowych fragmentow tak klasycznych dla Simonowego brzmienia takimi gemami sa dla mnie opowiesc o biednym dzieciaku ktory staje sie bokserem, wiec trak the boxer, kolejnym bedzie the only living boy in new york, ktory po czesci wyjasnia dlaczego byl to ostatni material nagrany przez duet razem, pan Simon chcial tworzyc muzyke nadal, a Garfunkel postanowil wybrac kariere filmowa, co kolidowalo z stylem nagrywania duetu, wiec na traku pan Simon wylewa jak mu zle, ze Artie kreci filmiki zamiast byc razem z nim i robic muzyke, wlasnie te dwa z jedenastu kawalkow leca na plejke, fajnie jakby cos z starszych materialow duetu rowniez pojawilo sie na liscie, bo dwa albumy i dwa ostatnie trafilo, a jedak jak mam na mysli ten duet, to kojarze go raczej z wczesnymi akustykami i ambitniejszymi balladami, a nie z tak latwym sluchowiskiem jak wiekszosc bridge over troubled water
3
Dec 05 2021
View Album
B-52's
The B-52's
Jeden z dziwniejszych pickow ostatnio na liscie, banda z hamerykanskim aten, w georgii, debiutancki eponimowy krazek bandy B-52's z 97, wiec czasy synthowych densowych brzmien, tego sie wlasnie spodziewalem gdy musialem szukac plyty na soulseeku, bo spotifaj nie posiada go w swoim katalogu, choc jest to najpopularniejszy krazek zespolu, ciezko okreslic co to jest za muzyka, z pewnoscia mozna okreslic ja jako cos z nowej fali, brzmieniowo podobne do devo, ale poprzeczka kiczu i absurdu zostala tu jeszcze wyzej zawieszona, moze i nie ma synthowego brzmienia za duzo, ale jesli w wykorzystanych instrumentach pojawiaja sie pozycje takie jak, dzieciece pianino, klawiszowe basy, walkie talkie, czy alarm przeciew pozarowy, wiec juz to daje do myslenia jak bedzie brzmiec to 39 minut, do tego dodac kontent liryczny oparty na retro kiczu, wiec beka z lat 50 i 60 hamerykanskosci, a to wszystko podane przez wokale tak straszne, ze w niektorych momentach uszy prosza o zaprzestanie torturowania, to wlasnie te dwa zenskie wokale najbardziej mi przeszkadzaly podczas odsluchu, bo w niektorych miejsach album potrafi byc zabawny, ale tylko po to zeby zaraz sluchac jejejejej w duzym natezeniu, pomysl na siebie plyta ma, ale slucha sie tego ciezko, moze to muzyka bardziej do zabawy przy dawaniu po kablach na dencingowych florach, ale na sluchawkach brzmi strasznie, nie dodaje nic na plejke, bo sluchane offlajnowo jedynie, ale hajlajtem plyty byl rock lobster, ktory ma w sobie klimat serfingowy i glownym wokalem jest pan Fred Schneider, a panie robia za chorki, wiec tak bardzo nie bola uszy, no i sam pomysl zrobienia surf rockowego kawalka na temat langustowatego zwierza z glebin to kusznt warsztatu lirycznego, a wykorzystanie w tekscie okreslenia jak bikiniowy wielory tylko to potwierdza
2
Dec 06 2021
View Album
Let's Get Killed
David Holmes
Instrumental prawie murzynski, bo trip hop stworzony przez wyspiarza z belfastu Davida Holmesa, ktory jednak brzmi zadziwiajaco hamerykansko, przyczyna tego jest to, ze inspiracja do plyty byla wycieczka do hameryki, stolicy murzynskosci, wiec nowego jorku, stad rowniez sam tytul krazka, lets get killed, bo gdy roamujesz bronksowe getta z drogim sprzetem audio nie trudno zostac za niego zabitym, wiec luzny koncept tworzy sie preaktycznie sam za sprawa samplowanych postaci getta i brzmienia miasta, album ma prawie rowna godzine i podzielony jest na 13 trakow, z ktorych najbardziej zwraca na siebie uwage radio 7 przez zsamplowany motyw klasycznego bonda, poza nim na plejke dodalem jeszcze rodney yates, ktory jest utrzymany w zdecydowanie szybszym tempie niz reszta plyty, ktora moze aspirowac nawet do miana downtemo jako glownego stylu, no i jeszcze tytulowy lets get killed, ktory swietnie oddaje klimat suspensu walki o zycie na nieznanych ulicach obcego miasta, jestem zaskoczony, ze tak rowny albumik utrzymany w klimatach okolo hip hopowych przywedrowal od dja z belfastu
3
Dec 07 2021
View Album
Low-Life
New Order
Wyspiarze i lata 80, to iscie niebianskie polaczenie jak pokazuja staty zarowno dekadowe jak i gatunkowe, bo twardym orzechem do zgryzienia jest segregacja gatunkowa tej plyty, po pierwszym traku bylem mile zaskoczony, ze uslysze cos z prawdziwymi instrumentami i liryka glebsza niz na potancowke, bo otwierajacy love vigilantes sprawia wlasnie takie wrazenie, ten gitarkowy riff nie daje mi spokoju, bo skads go powinienem znac, ale nie moge skojarzyc, warta uwagi jest takze praca jaka robi na basie pan Peter Hook, a na gitarce frontmen zespolu Bernard Sumner, caly sklad skladal sie z 4 czlonkow w czasie nagrywania tej plyty, bedacej trzecim w ich dyskografii, dodatkowymi czlonkami sa Stephen Morris od perkusyjnych instrumentow i synthow oraz Gillian Gilbert dodatkowa gitara i wspacie synthowe, wiec jak nie trudno sie domyslic kolejne kawalki juz troche tego synthowego brzmienia beda przemycaly przez co podchodzi tutaj bardziej synth popem typowo tanecznym, wiec album ma swoje chwile, ale czasami jest zbyt syntetyczny jak na moje uszaki, jestem pozytywnie zaskoczony panem wokalista, ktory sprawia wrazenie charyzmatycznego wokalisty, a o zespole slysze pierwszy raz, moze bedzie kiedys okazja sprawdzic reszte dyskografii, jesli maja wiecej takich gemow jak trak otwierajacy czy sub-culture, ktore leca na plejke, ktos moglby powiedziec, ze te traki brzmia troche banalnie, ale jestem fanem takich prostych, a jednoczesnie autentycznych tekstow
3
Dec 08 2021
View Album
Technique
New Order
Chyba pierwszy raz sytuacja zeby banda miala dwa albumy z rzedu na liscie, tym razem jest to piaty krazek w dyskografii zespolu, obie plyty dziela cztery lata, a zmiana brzmienia jest dosc mocno zauwazana, zwlaszcza jesli slucha sie plyty z dnia na dzien i ma sie poprzednia swiezo przed uszami, banda skupila sie na pojsciu w synthowe brzmienia inspirowane dodatkowo kultura ibizy, na tej wlasnie wysepce byl album nagrywany, wiec gatunkiem ktory byl influencja tego krazka byl ibizowy house, odmiana acidowego housa, wiec niestety pojawiaja sie umcy umcy, lubu dubu i szybsze tempo, lirycznie rowniez brzmi to bardziej densingowo, co sie nie zmienilo to zdecydowanie obecnosc pana Sumnera na wokalu i kawalki prowadzone basem, jak all the way, ktory jest dla mnie jednym z hajlajtow krazka, kolejnym bedzie run, nie sa to tak taneczne kawalki, a brzmia bardziej rokowo, jako podsumowanie albumu swietnie pasuje wypowiedz basisty Petera Hooka na temat tej plyty, ze byla to walka czlowieka z sekwencerami, gdzie pan Hook staral sie zeby zostawic troche trakow bez nich dla rokowego feelingu zespolu, cale szczescie, ze udalo mu sie obronic przed tym atakiem technologii i muzyki bez swojego brzmienia, teraz juz nie jestem taki pewien czy chce sprawdzac reszte tworczosci zespolu, jesli w kolejnych albumach dalej brna w kierunku sceny tanecznej, ale tego moze dowiem sie jutro lub za XXX pickow
2
Dec 09 2021
View Album
Devil Without A Cause
Kid Rock
Ponad trzysta pickow a lista i tak potrafi zaskoczyc czyms takim jak devil without a cause pana Kid Rocka, po samej okladce z nadzieja sadzielem, ze zaserwowany zostal mi jakis murzynski rapers, a dostalem redneckowego kowboja, ktory bawi sie w bycie murzynem, po okladce sadzielem, ze naprawde jest on czarny, bo ilu bialych ludzi chodzi w dlugich dredach, na ponad 70 minutach materialu pan Kid Rock serwuje tluste bary przeplatane gitarkowymi brzmieniami rocka czy nawet metalu, tylko zeby przejsc do country i jego niebieskiej strony, nie obylo sie takze tego czego kocurki lubia najbardziej, a zatem synthy instrumentalne jak i pomagajace nadac magicznych brzmien wokalom pana spiewaka rapera gitarkowego syntezysty bonjowego grajka Kida, misz masz stylow, ktory pomogla przyrzadzic banda twisted brown trucker, adekwatna nazwa jak na zespol backujacy, oraz kilku muzykow sesyjnych, ale jednak najgorsza czescia albumu jest sama persona jaka kreuje Rock, czyli wspomnianego redneckowego pimpa gangstera ruchacza oddanego rodzinie i znajomym bedacego samemu sobie bogiem a jednoczesnie pokornym sluga pana niebieskiego zyjacego na spokojnie uprawiajac swoje namietnosci i skazy zapomnialbym dodac ze bialego, samym opowiadaniem jaka jest ta albumowa persona moza podsumowac kontent liryczny, bo najprosciej jest to album Kida Rocka o Kidzie Rocku, dawno nie czulem sie tak zbambuzlowany jak po tym odsluchu, zrabowany na 70 minut przez jednorekiego bandyte w kapeluszu i przebraniu murzyna, a pan nadal tworzy i splodzil 11 albumow studyjnych, przy czym dzisiejszy diabel jest czwartym w kolejnosci, na dodam na rapowa plejke tytulowy traczek zeby miec jakas pamiatke po tej plycie, ktora mozna straszyc biedne murzyniatka jak bialy czlowiek moze zrabowac kulture innych ludow i sprzedac ja targetowi ktory nienawidzi orginalnego posiadacza tej kultury
1
Dec 10 2021
View Album
If I Could Only Remember My Name
David Crosby
O ile dyskografie byrdsow czy CSNY troche osluchalem i znam poszczegolne albumy solowe niektorych czlonkow, tak dorobek solowy pana Crosbiego jest dla mnie niewadoma, wiec dobry piczek na zapoznanie sie z tym artystom na solowym krazku, bo jest to jego pierwszy album wydany jedynie pod swoim imieniem, z roku 71, ale przesada byloby stwierdzenie, ze jest to cos zupelnie innego, brzmiacego jak nic wszczesniej zasluszanego, bo lista ludzi bioracych udzial w nagrywaniu tego srednio dlugiego albumiku, 38 minut na 9 trakach, jest dosc spora i przepelniona nazwiskami super gwiazd tamtych czasow, wiec obok Stillsa i Younga przewija sie przez polowe trakow Jerry Garcia z wdziecznych trupkow czy Joni Mitchell na wokalach, trzynascie osob na dziewieciu trakach to juz troche tlok, no ale jednak slychac to z czego Crosby slynie, czyli gitarkowanie akustyka, zwlaszcza, ze trzy traki sa czysto instrumentalne lub cztery jesli liczyc orleans, ktory wymienia przez caly trak jedynie znane katedry francuzkie, a reszta lirycznie jest rowniez raczej oszczedna, wyjatkiem moze byc cowboy movie, opowiadajacy historie kompanow rozdzielonych przez kobiete fatalna, motyw mocno frazesowy, ale jesli odnosi sie do grupy CSNY, to go kupuje, dlatego laduje na plejce razem z traction in the rain, ktory lirycznie wydaje sie byc skondensowanym copiumem, wiec rowniez mocno pozytywny motyw idealnie wpasowujacy sie w cieple brzmienie calego albumu, nie jestem rozczarowany tym co przesluchalem, ale czuje jednak ze brakuje mu czegos co wpadnie mi w pamiec, bo jednak jest to rockowy folk, dobrze zagrany, ale jednak ktory ciepi na zbyt duza ilosc featurow przez co Crosby wydaje sie zepchniety na dalszy plan
3
Dec 11 2021
View Album
Boston
Boston
Dawno nie bylo jakiegos znanego i lubianego albumiku, bo do takich wlasnie zaliczam debiutancki krazek Bostonow, hamerykanska banda, kto by sie spodziewal z Bostonu, jedna z tych nielicznych band stworzonej przez ludzi bardziej technicznych niz artystycznych, ktorzy nie mieli problemu dostac rekord dila i tworzyc muzyki ktora byla sluchalna, a to za sprawa pana Scholza, ktory juz za dzieciaka studiowal muzyke klasyczna, wystudiowal sie inzyniersko, wszyscy czlonkowie zespolu poznali sie na MITcie, no i prawie samemu nagral w swojej piwnicy demo bostonow ktore zapewnilo im rekord dila, wiec juz na samym albumie zajmowal sie nie tylko graniem na niezliczonych instrumentach, napisal wiekszosc teksow, tylko dwa traki byly dzielone z wokalista Delpem, ale takze produkcja, a to samouk z gatunku tych, ktorzy sami zbudowali slasne studia nagraniowe, wiec jest tu cos co mozna odniesc do poczatkow rapu, gdzie producenci musieli nie tylko czuc muzyke, ale wiedzic jak sie ja tworzy od strony technicznej, wlasnie to know how wedlug mnie tworzy to bostonskie brzmienie, niby hard rock, a dla ucha tak przyjemny, ze mozna spokojnie zamknac oczy i oddac sie muzyce, prawie jak w otwierajacym more than a feeling, ktory uzywa podobnego zwrotu, co do kontentu lirycznego jaki prezentuje plyta, to jest to dosc typowy latwy odsluch pod wzgledem lirycznym, duzo kawalkow milosnych, trak o bandzie rokowej i struglowaniu w branzy muzycznej, wiec troche ironicznie, pojawiaja sie takze motywy wyscigu szczurow, jak na peace of mind, wyjatkiem wydaje sie tutaj byc hitch a ride, lirycznie krotki kawalek traktujacy o odejsciu tytulowym hitchem, traczek ten ma jedna z najlepszych solowek gitarowych calego krazka, a jest ich tutaj sporo, kolejna mocno rozpoznawalna jest opening foreplay/long time, wiec foreplay to instrumentalny wstep, nagrany w calosci przez pana geniusza stojacego za sukcesem grupy, ktory trak ten wymyslil sobie 6 lat przed powstaniem plyty, o ile Scholz obylby sie bez reszty zespolu, tak frontmen Delp i jego unikalne glos z pewnoscia przyczynil sie do sukcesu zespolu, rowniez niezbyt czesto sie slyszy zebym jeden wokalista spiewal cala plyte, wiec glowny wokal, chorki, czy przekladancowe overduby 37 solidnego grania ktore laczy w sobie przystepnosc brzmienia z jakoscia strony technicznej, na plejce juz mialem dodane najwieksze hity krazka, wiec more than a feeling i smokin, a tym razem dodam wspomniane hitch a ride i peace of mind
4
Dec 12 2021
View Album
Your New Favourite Band
The Hives
Tego jeszcze nie grali, punk prosto ze szwecji w postaci krazka ktory jest kompilacja szlagierow z dwoch pierwszych albumow, nawet nie wiem jak cos takiego oceniac, bo rownie dobrze moglyby sie na liscie pojawiac kompilacje w stylu top singielkow danego zespolu, przed tym pickiem mialem okazje przesluchac juz jeden z albumow na ktorych opiera sie ta kompilacja, wiec polowe materialu znalem, tym bardziej mnie zdziwilo, ze znam kawalki z plyty ktora pierwszy raz widze na oczy, bo jest to chyba pierwsza kompilacja na liscie albumikowej, jedyny kawalek ktory przypadl mi do gustu z tamtej plyty zostal wystrzelony juz jako opening, wiec chyba trafnie go ulukowalem jako najmocniejszy punkt veni vidi vicious, kolejne 11 trakow brzmi jak punkowe banaly, ktore sluchalne bylyby bardziej gdyby banda miala z nimi cokolwiek wspolnego, ale szwecki punk, jak zreszta wiekszosc szweckiej muzyki, ktora ktos slyszy poza szwecja jest mistrzem w kopiowaniu gatunku i jego sprzedazy, wiec plyta nie ma w sobie zbyt duzo punka, jak na punkowa kompilacje, ciezko tutaj oceniac album, jesli plyta nie jest nawet albumem, poza openingiem krazek w tych 28 minutach broni sie jeszcze ostatnim trakiem, ktory moze zle gugluje, ale wydaje sie byc orginalnym kontentem tej plyty i jednoczesnie pokazuje cos co banda moglaby tworzyc i brzmiec o wiele naturalniej i orginalniej, bo jesli odjac wymuszone liryki i ladowanie po gitarkach ile sie da zeby zagluszczyc tego kocurooprawiacza, to wychodzi calkiem przyzwoite brzmienie, ktore o wiele bardziej slyszalne bylo w 2k10 jak u wczesnych elephantow klatkowych, wiec zamykajacy the hives are law, you are crime leci na plejke
1
Dec 13 2021
View Album
Paris 1919
John Cale
Kolejne nowosci, ale od postaci ktora zdarzylo mi sie slyszec, nawet nie wiedzac tego, bo pan Cale byl founderowym memberem velvetowych undergroundow, gdzie byl glownym multinstrumentalista bandy z dowych pierwszych krazkow, a dodatkowo nawet kilka wokalow jest jego, gral od klawiszy przez elektryczne altowki po basy, tak samo na tym materiale tworzy na kilku instrumentach, gatunkowo jest to ambitna muzyka popowa, ktora romansuje z klimatami muzyki kasycznej i rocka starajac sie jakos sprzedac taki blend, juz z samej okladki widac, ze jest to odsluch dla gentelmanowego sluchacza, tytul paris 1919 nawiazuje do konferencji ktora zrodzila traktat wersalski, co slychac na calym krazku, ktory luzno porusza tematy okolo europejskie XX wieku z perspektywy wyspiarza, jest to ciekawy pomysl na koncept, ale nie dla polaka robaka to, nie jestem w stanie wczuc sie w niego i brzmi on dosc bezpluciwo, jest to dosyc krotka plyta, bo zamyka sie w 31 minutach i 9 trakach, jak na album z 73 to trzyma sie dobrze, pewnie dlatego, ze pomimo tego, ze muzycznie sporo sie dzieje, orkiestrowe smyczki, gitary elektryczne akustyczne, czy nawet tamburyniarze, to pan Cale sie w tym nie gubi i jest glownym bohaterem krazka, a z tak powszednio brzmiacym wokalem jest to osiagniecie, o ile nie ma tutaj jakis miejsc ktore wyjatkowo mi zapadna w pamiec, to jednak calosc byla rowna, wiec przesluchanie calego krazka wchodzi dobrze, na plejke dodam trak tytulowy, zeby pamietac, ze taka plyta istnieje, bo pan Cale troche nagral tych studyjnych albumikow, wiec moze jeszcze jakies ciekawe rzeczy wykonceptowal, bo to jest jego trzecia z 16 plyt
3
Dec 14 2021
View Album
Document
R.E.M.
Juz po pierwszym R.E.Mie widzialem, ze z tym zespolem sie raczej nie zaprzyjaznie, ale drugi pick tylko mnie w tym utwierdzil, document to piaty album w dyskografii tej hamerykanskiej bandy z roku 87, tym razem troche mniej doomersko, ale nadal tak jak sie gra zeby sprzedac traka dla sluchaczy, wiec latwy odsluch na nielatwe tematy, bo plyta praktycznie w calosci traktuje o hamerykanskosci, a o czym zaspiewac hamerykaninowi jak nie o wspanialosci hameryczki, no oczywiscie o tym jaka hameryczka zla i niesprawiedliwa, wiec bedzie o hamerykanskiej wyjatkowosci, ktora objawia sie w tym, ze wtracaja sie we wszelkie mozliwe sprawy na swiecie, ktore nie powinny ich w ogole zajmowac, wiec interwencje zbrojne i temu podobne szyngenjansy, kumulacja tego rantu jest najpopularniejszy trak z tego krazka, czyli its end of the world as we know it and i feel fine, wiec to rantowanie zbieranie przez pol albumu zostaje zakonczone przytaknieciem, ze spoko, hamerykanskosc jest sprytnie polaczona z motywem ognia i spalania ktory przewija sie przez rozne traki, tak burza skojarzen z ogniem, to takze cienie, strazaka i tym podobne pomysly, nie bylaby to zla plyta, gdyby banda potrafila zagrac wiecej niz jeden kawalek, bo praktycznie cale 39 minut brzmi tak samo, zarowno instrumentalnie jak i wokalnie, chociaz brzmieniowo rozni sie to od ostatniego krazka, ale nadal jest monotonnie jak bylo, tym razem plyta byla nagrywanie w nashville, a co za tym idzie musi czerpac z tej hamerykanskiej folkowosci, ktora nalecialo juz tamto miejsce i czuc to sluchajac tej plyty, na plejke dodam wspomniany kulminacyjny rant, jako najbardziej znany kawalek z plyty i pewnie jeszcze cos sie trafi od rema podczas czyszczenia listy
2
Dec 15 2021
View Album
Dance Mania
Tito Puente
Powiew egzotyki na liscie, bo albmik z gatunku mambo z roku 58, wiec jest grane mocno jazzowo z latynoskim twistem, ktory wlasnie czyni te muzyke taneczna, bo o ile jazz rowniez moze byc taneczny, to nie brzmi on prawie nigdy jak muzyka z tej plyty, jak slucham tego jako totalny laik, ktory nie slyszal zadnego mambo rekorda wczesniej, to jedyne co przewija mi sie przed oczami, to niezliczone wstawki filmowe, srednich filmow akcji i sceny dyskotekowe i portorykanskich tancerzy wywijajacych na danceflorach, a przeciez mambo jest podobno z cuby, chociaz sam pan Tito Puente byl urodzony juz w hameryce, jednak korzenie portorykanskie, jak lata 50 to oczywiscie brzmienie big bandowe i potezna ilosc instrumentow przewijajaca sie przez album, w tym samych trebaczy bylo z osmiu, dodatkowo sporo jest tutaj elementow wokalnych, ale jako ze hiszpanski jezyk trudny nie jestem nawet w stanie stwierdzic plci spiewakow, nie wiem czemu ale hiszpanski brzmi dla mnie zawsze przesadnie muskularnie lub calkowicie bezpluciowo, ale glosow z pewnoscia jest kilka, co nie jest dziwne w czasach big bandowego grania i spiewania, z 38 minut materialu jest 12 trakow, wiec nie sa to przesadnie dlugie kawalki jak niektore jazzowe kompozycje, bo przeciez to muzyka typowo taneczna, przy ktorej az sie nuzka sama porywa do rownomiernego tupania, wiekszosc kawalkow to orginalne pomysly pana Puente, bo jedynie piec to utwory skomponowane przez innych grajkow tamtych czasow, wlasnie te orginalne kompozycje wydaja mi sie najciekawsze muzycznie, na plejke wrzuce z pewnoscia hong kong mambo, ktorego juz nazwa zdradza, ze bedzie sie inspirowala brzmieniem mingleeowym, uzyskanym glownie przy pomocy wibrafona, kolejnym kawalkiem bedzie czikitowy traczek, to jest mi chiquita quiere bembe, ktory bedzie jednym z najbardziej rozspiewanych utworow plyty, chorek starych dziadow robi robote, jako pierwsze zderzenie z mambo jestem zadowolony z picka, chociaz muzyka tak odlegla od moich zwyczajnych preferencji, to jednak ma w sobie to cos czego ciezko szukac we wspolczesnych nagraniach, co do samego nagrania, to zdziwlilo mnie, ze tak dobrze brzmialo pod wzgledem technicznym, uczucie sceny brak trzaskow i hukow, widac ladnie musial byc krazek zremasterowany, bo sluchalem wersji z 2k11
3
Dec 16 2021
View Album
Rock Bottom
Robert Wyatt
Awangardowosc i progresywnosc tego albumu uciekly daleko poza skale w ktorej sie obracalem, wiec po odsluchu jestem calkowicie zbambozlowany co tak wlasciwie uslyszalem, a jest czego sluchac, bo sporo artystow sie przewija przez plyte i obok instrumentow typowo rokowych mozna uslyszec takze skrzypce, klarnety, czy nawet bardziej egzotycznie koncertyne, czyli jakby mini harmonie reczna z klawiszami pod obiema lapami, pierwszy raz widze takie cuda, ale lista instrumentow jest jeszcze dziwniejsza, bo mozna tam znalezc lampki wina czy podstawki tego samego producenta, z ktorych pan Wyatt stara sie wydobyc dzwieki kotrych mu brakuje do swojej wizji, ktora jak przystalo na wyspiarza z Canterbury, pana Roberta Wyatta powinnienem kojarzyc z bandy soft machine, ktorej nazwa mi sie obila o uszy, chocby jako jojowa referencja, ale jednak na last fmie mialem przesluchane tylko kilka pojedycznych trakow z ich dyskografii, wiec to oczywiscie, ze Wyatta slysze teraz pierwszy raz, wiki podpowiada, ze w specyficznych okolicznosciach powstawala plyta, a raczej dosc nieciekawych, bo nagrywanie odbywalo sie w czasie rekonwalescencji po wypadku, ktory przykul Wyatta do wozka do konca zycia, a chociaz w liryce ciezko doszukac sie bezposrednich odniesien do tych wydarzen, a sam material mial byc skomponowany dlugo przed wypadkiem, to jednak musialo to jakos wplynac na brzmienie tego nagrania, ktore mnie zdecydowanie przeroslo zarowno od strony instrumentalnej jak i liryczno wokalnej, bo jak przystalo na wyspiarza z canterbury, to uzywa on cheaky heya cunt slownictwa polaczonego z brytyjskim akcentowaniem, dodatkowo bogato posilkujac sie onometopejami, wiec rekord jest pelny jeczenia, wzdychania i wszelkich piri tiri piri tiri zwlaszcza blizniacze kawalki alife i alifib, wiec o ile nie sluchalo mi sie tego zle, a orginalnosci materialu nie mozna odmowic, to jednak sie odbilem i jedynie pierwszy trak wydaje mi sie zrozumialy, jak to bywa z lowe songami, chociaz w tym wydaniu to nietrafione okreslenie, bo chociaz kawalek o milosci, to jednak prosty nie jest, ale prosty na standardy jakie wyznaczyla plyta, ciekawe jest ze pomimo tego ze Wyatt jest glownym wokalem i gra zarwono perkusyjne fragmenty jak i klawisze, no i wynalazki pokroju kieliszkow, to jednak nie slychac go tak jak slychac muzyka rokowego, a pokazuje sie bardziej jako grajek jazzowy, moze bardziej kompozytor, bo to jednak jego aranzacje gdzie daje miejsce do popisu innym artystom, bo niektore kawalki sa wrecz zdominowane przez artystow, sesyjnych, jak w przypadku piatego utworu alife i obecnej tam saksy, na plejke dodam otwierajacy sea song, ktory jako najprzystepniejsza piosenka calego krazka jest rowniez najczesciej odtwarzanym utworem wedlug spotifaja z tej plyty
2
Dec 17 2021
View Album
For Your Pleasure
Roxy Music
Kolejny albumik od roxy music, durgi w dyskografii zespolu, nagrywany tym samym skladem co debiutancki krazek, wiec pan eno znowu zrobil robote, tak jak poprzedni przypomina troche kompozycje bowiego z okresu alladinowego, bo przeciez obie plyty wyszly w 73, ale na tej plycie o wiele bardziej slychac wokale, ktore jak dla mnie tylko zawadzaja w porownaniu do pierwszej plyty, pan ferry zadnym bowim nie bedzie i spiewa zwyczajnie nudno, wiec pan eno moze kombinowac z kompozycjami, ktore sa oparte przedewszystkim na synthowym brzmieniu i mocnym elektryku, ale jednak plyta w 42 minuty potrafi zanudzic, dosc nietypowo jest podzielona plyta, bo strona pierwsza zawiera 5 kawalkow, druga natomiast tylko 3, ktore brzmia o wiele bardziej eksperymentalnie i nie opieraja sie na wokalu az tak bardzo jak pierwsza czesc, ale na plejke leci jednak otwierajacy trak do the strand, wiec bardzo taneczny song, ktory jednak najbardziej zostaje w glowie po przesluchaniu calego albumu
2
Dec 18 2021
View Album
The Man Machine
Kraftwerk
Drugi kraftwerkowy material na liscie, tym razem najbardziej popularny albumik, wiec the man machine z 78, bedacy siodmym studyjnym nagraniem w dorobku bandy, jak to w przypadku elektroniki tworzonej przy pomocy poteznych synthow czlowiek nie wie jakie dzwieki go atakauja, tak w tym wypadku atak byl tak minimalistyczny, ze wrecz nieodczuwalny, nie jest to brzmienie krautowe jak w poprzednim autobahnie, a cos bardziej konwencjonalnego w normach synthowego popu, bo jest to material popowy, co wlasnie kupilo mnie o wiele bardziej niz eksperymentalna autostrada, popowe brzmienie elektro polaczone z luznym konceptem, ktory jednym slowem mozna podsumowac jako futuryzm, tworzy dobre kombo, material niby z lat 70, a sluchajac mam wrazenie, ze znam te brzmienia z vaporowowych trakow, wiec juz wiadomo czym tworcy tego renesansowego zrywu artystycznego sie mogli inspirowac, kolejna sprawa sa wykorzystane wokale, w wiekszej czesci sa one mocno przepuszczone przez modulatory w celu uzyskania brzmienia pokroju mister robato arigato, ale na najbardziej popowym utworze plyty, otwierajacego druga strone the model, utrzymanej w sarkastycznym tonie historii pieknej kobiety i jej roli we wspolczesnym spoleczenstwie, nie mozna sie przyczepic do jakosci anglinskich wojsow, a przeciez banda niemiecka i sa nawet wersje dojczowe, ktorych nie sprawdzalem, bo angielskie brzmia na tyle dobrze, ze nie widze sensu szukac czegos lepszego, jak zazwyczaj ciezko mi sie slucha elektronicznych pickow, tak the man machine skatowalem juz chyba z piec razy, bo samo nagranie ma 36 minut i zawiera 6 dosc rowno podzielonych czasowo trakow, na plejke rokowa leci the model, ktory ma w sobie cos co kojarzy mi sie z tworczoscia residentow, a na guti szitowa otwierajacy the robots, ale rowno dobrze moglby to byc kazdy inny utwor, bo plyta jest rowna i ciezko znalezc momenty nudne badz niepotrzebne, calosc wiec laduje w biblioteczce spotifajowej zasluzonych krazkow
5
Dec 19 2021
View Album
Music for the Masses
Depeche Mode
Lista chyba chciala pokazac jak bardzo gatunek moze sie roznic przez porownanie wczorajszego kraftwerka z dzisiejszym depeche mode, ktorzy debiutuja na liscie likowej z ich szostym albumem studyjnym music for the masses z 87, gatunek jak poprzednia pozycja synthowy pop, ale jest to calkowicie inny rodzaj muzyki, brak tu jakiegokolwiek konceptu, a jak przystalo na depeche mode brzmia jakby uciekly z radiowej audycji boomerowskiej tesknoty za latami 80, ciekawie w ogole wyglada podzial obowiazkow w zespole, cztery osoby, David Gahan zabija koty na wokalu, Martin Gore pisze dla niego teksty ktorymi zabija te koty, Alan Wilder ten tworzy caloksztalt muzyczny na ktorym koty sa mordowane i Andrew Fletcher ktory nie robi nic i odcina kupony, ciekawa sprawa, ze jako czlonek bandy nie ma zadnych creditow jako tworca, pewnie przez wczorajsze robocie synthy, ale te dzisiejsze brzmia tak nudno, a polaczone z tak wysmienicie zwyczajnym wokalem tworza mieszanke residentowosleeperowa, wyjatkiem od tej reguly bedzie otwierajacy never let me down again, jako cos swiezego, tylko po to zeby kolejne 40 minut slyszec go w 8 innych remiksach, bo praktycznie pierwsze 4 minuty definiuja brzmienie kolejnych 40, z wyjatkiem zamkyjacego traka pimpf, ktory zmienia koncepcje tworzenia radio friendli songow na rzecz kompozycji czysto instrumentalnej opartej na brzmieniach rodem z opery, dodatkowo isterowe egi nawet ma kawalek jak pol minuty ciszy po ktorym jest outro calej plyty, gdyby reszta albumu byla podobnie tworzona, to mogloby cos z tego ciekawego wyjsc, ale tak to depeche mode pozostanie dla mnie banda od personalnego jezusa, na plejke dodam wspomnianego wczesniej pimpfa
2
Dec 20 2021
View Album
NEU! 75
Neu!
Kolejna niemiecka pozycja w tym tygodniu, ale nie jest to jedyna rzecz laczaca ten album z kraftwerkiem, oba zespoly nagrywaly z legendarnym w tamtych czasach Connym Plankiem, ktory byl chocby jedna z osob stojacych za sukcesem autobahna, tym razem trafilo na hardy kraut, wiec blizej mainstreamowym gatunkom muzycznym eksperymentalnie progresywnemu rokowaniu, ale jednak jest w tym cos o wiele bardziej czarujacego i tajemnicznego, bo jednak jest to muzyka z starego kontynentu, ktora jednak byla influencyjna na tak mainstreamowych tworcow tego okresu jak chocby pan Bowie i jego trylogia berlinska, gleboko czerpiaca z dorobku takich zespolow jak neu, nawet tytul srodkowego albumiku trylogii berlinskiej nawiazuje do openingowego traka b sajda dzisiejszej plyty, wiec neu!'75 jak sam tytul wskazuje wydanego w 75, 42 minuty, 6 trakow i idealna rownowana pomiedzy strona a i b, prawdziwy muzyczny jin i jang, pierwsza strona spokojna, niekiedy nawet melancholijna przez te deszczowe brzmienia oraz motyw przewodni calego nagrania, wiec rozlaki, bo otwierajacy isi, to zdrobnienie od izabeli, kolejny na plejliscie utwor seeland, wiec calkiem samotlumaczacy, jako kraina do ktorej iza pojechala, a zamykajacy pierwsza czesc leb' wohl na polski oznacza zegnanko, druga czesc rowniez zawiera slady tego motywu juz w samym hero, ktory jest najbardziej lirycznym trakiem calej plyty jest wspomniany wyjazd do norwegii jakiegos skarbeczka, ale to jak obie strony sie roznia jest czyms pieknym, hero nie ma w sobie nic z ambientowego grania do ktorych przez pierwsze dwadziescia minut czlowiek sie przyzwyczail, a atakuje ostrymi gitarami dzwiekami, ktore sa w pewnym sensie petane przez lagodne synthy, dodatkowo drumsy, ktore graja pierwszo planowa role na drugiej stronie, dodatkowo wokale ktore rowniez biora z zaskoczenia, a przypominaja jak cos co mozna bylo uslyszec pozniej u sex pistolsow czy stogesow, wiec proto punk kipi z drugiej strony tego materialu, oczywiscie liryka po anglinsku jak przystalo na jakosciowego krauta, ktory sluchany byl globalnie, a nie tylko lokalnie, na plejke wrzuce openingowe utwory obu stron zeby podkreslic dualizm tej plyty nawet na plejce, jesli mialyby grac po sobie oba traki, ale cala plyta leci na poleczke spotifajowa, bo album nagrany z zamyslem zeby przesluchac od poczatku do konca zeby poczuc roznice jak roznorakie oblicza moze posiadac jeden material, a nadal trzymac sie jednego konceptu
5
Dec 21 2021
View Album
Fragile
Yes
Jak wczoraj byl niszowy albumik z alternatywy progowej, tak dzisiaj z troche innej polki, wiec mainstreamowa uczta dla sluchacza kompozycji tak symfonicznych, ze ciezko ogarniac kto jak i co gra, fragile to czwarta plyta w dyskografii yesa, wiec brytyjskiej bandy, nagranany w 71 i tym samym roku wypuszczony, jest to takze pierwszy album, ktory featuruje pana Wakemana, ktory przynisol ze soba do zespolu potezna roznorodnosc klawiszowa i synthowa, ktora zarowno na fragile jak i kolejnych materialach stala sie niejako cecha charakterystyczna ich tworczosci, sam album to 41 minut i 9 kawalkow, ciekawa sprawa jest to, ze jedynie 4 z nich byly tworzone jako caly zespol, natomiast pozostale 5, to solowe utwory kazdego z czlonkow ekipy, kolejna sprawa jest podzial na traki instrumentalne, a wokalowe, bo tutaj rowniez utrzymuje sie podzial 4 do 5, nie bede ocenial pojedynczych trakow, bo pewnie zbaisowany bylbym do tych zawierajacych wokale Andersonowe, bo jest wsrod nich chocby legendarny ending pierwszego parta jojowego, wiec roundabout, ktory tak mocno wpisal sie w dzieje memologii, a jednoczescie jest swietnym openigiem tego krazka, wiec chociaz nie jest to material tworzony pod jeden motyw i idee, to jednak nastroj jaki emanuje z calego albumu utrzymuje sie jednaki przez caly odsluch, malo jest tak przyjemnie wesolo spokojnych krazkow, ktore znam, tylko pozytywne wibracje, jest dobrym okresleniem tej plyty, czasem dziwi praca dzwieku na kanalach, jak zaglowanie w niektorych momentach, nie wiadomo czy wynikajace z wizji artystycznej, czy dziwnego balansu sceny, ale sa to bledy wybaczalne patrzac na caloksztalt brzmienia, na plejke nie mam za bardzo co wrzucac, bo album juz wielokrotnie zakatowany, ale chyba uda sie gdzies wcisnac jeszcze long distance runaround, im wiecej slyszalem i wiecej wiem na temat danej plyty, tym mniej mnie nachodzi na lurkowanie lorowego i jakos zostaje przy tym co wiem, wiec same notatki albumowe rowniez sa mniej sensowne w takim wypadku
4
Dec 22 2021
View Album
The Message
Grandmaster Flash & The Furious Five
Album ktory rownie dobrze moglby byc jednym kawalkiem, tytulowym the message, bo to jedna z tych wczesnych rapowych plyt, ktore chce wiele, a wychodzi jak to czesto w poczatkach gatunku, czyli pomieszanie z wylewem kreatywnosci tworcow, ktorych grupa liczyla sporo, bo sporo jest grania na instrumentach, no i kazdy musial miec swoja zwrote, albo chociaz probowal, bo rapowanie jest tutaj glownie na tytulowym traku, reszta to raczej funkowe brzmienia, no i abominacje pokroju scorpio, ktore brzmia jak bazarowa muzyka kogos kto dostal synthy i sprawdza jakie to ma funkcje, zwlaszcza te wokale przepuszczone przez miliard filtrow w celu uzyskania robociego giberiszu jest dnem dna plyty, czas dobrze pokazal czemu banda sie nazywala arcymistrz flesz i pieciu furiatow, influencyjne techniki tworzenia beatow i krojenia sampli pochodza od niego, drugim pozytywnie zaskakujacym punktem, nawet po tylu latach, bo plyta z roku 82 jest wystep drugiego arcymistrza, chodzi o Melle Mela, ktory razem z Duke Bootee, artysta znanym jedynie z zwrotki i hooka na the message, tworza podwaliny pod wspolczesne ukladnaie rymow na beaty, wiec o ile pierwsze 30 minut jest ciezkim odsluchem, tak ostatni trak ratuje krazek, dziwne ze na plejce go wczesniej nie mialem, albo inna wersja zagoscila, cieszy widok tak waznego albumu w historii czarnej muzyki, ale jednak nie zestarzal on sie zbyt dobrze, zbyt duzo elektronicznego funku, za malo jakosciowych zwrotek, stad ocena calosci mocne 2/5
2
Dec 23 2021
View Album
American Pie
Don McLean
Na mysl o amerykanskim ciescie mam odruchy wymiotne, ale to zasluga telewizji, a nie tej plyty, bo o ile tytulowy traczek kojarzylem wczeniej, to calej plyty sluchalem pierwszy raz, a samego amerykanskiego pia znalem jeszcze wczesniej w jedajowym wydaniu weirda ala niz orginalny utwor pana McLeana, wiec sama plyta jest z 71 i nalezy do gatunku popularno folkowego, glownie za sprawa openingowego american pie, ktory stal sie kultowym songiem epoki, bo samemu rowniez traktuje w pewnym sensie o epokach i o tym jak hameryczka sie psuje lub idzie ku gorszemu przytaczajac mase odniesien do popkultury, ktorych nie ma co tutaj wyliczac, bo to jeden z tych kawalkow gdzie do kazdego slowa jest ukryte sekretne znaczenie i caly utwor jest swojego rodzaju szyfrem, ktory pan mclean podobno wyjawil w 2k15, gdy pogonil orginalne notatki za grube miliony, opening to praktycznie jedna czwarta calej plyty, bo calosc zamyka sie w 36 minutach na 10 trakach, wiec reszta jest zdecydowanie krotsza i wpasowuje sie w radio przyjazne standardy trojminutowek, instrumentem dominujacym jest tutaj akustyk mcleana, ktory wymienia w niekotrych miejscach na banjo, ale sporo artystow sesyjnych bierze udzial w nagraniu, wiec nie zabraknie klawiszy pianina czy elektrycznej gitary, ktore mozna uslychac na openingu, nie ma jakiejs ekstrawagancji, jesli chodzi o instrumenty, bo maja one robic tlo dla liryki, ktora spiewa pan donald, ktory mocno zaciaga dylanem i w tamtym czasie wygladal troche jak on, a jak to w przypadku folka bywa tematyka romantyczna nie jest mu obca, wiec obok hameryki, to bedzie glowny motyw przewodni, chociaz znajda sie takze mocne traki ukazujace wojne w jej troche mniej bohaterskim i szlachetnym swietle, a bardziej brudnym i do ziemi, im bardziej sie zastanawiam co slyszalem, tym wiecej podobienst do tworczosci dylanowej, a im wiecej tak mysle, tym mniej slychac tutaj czegos unikalnego czego bym juz wczesniej nie slyszal, wiec o ile przyjemnie sie sluchalo, to ciezko znalezc cos co zostanie w glownie, moze poza tytulowym trakiem, ktorego i tak bede w pierwszej kolejnosci kojarzyl z innym artystom, ale na plejke poza openingiem dodam jeszcze crossroads, tak otwarta do interpretacji piosenka, ze kazdy bedzie mial na nia wlasny pomysl
3
Dec 24 2021
View Album
Band On The Run
Paul McCartney and Wings
Nie pamietam zeby wczesniej byly jakies solowe materiay zukowe, wiec pan McCartneney ma palme pierwszenstwa na liscie, chociaz nie jest to solowy material jak lista podpowiada, bo nagrywana z wingsami, nie jest to nawet debiutancki material tego skladu, a trzeci ich krazek studyjny, z roku 73, a dla samego McC jest to piaty po zukowy projekt, sama banda mogla liczyc x rotejtujacych czlonkow, ale corem byl tutaj duet paulowo lindowy i Denny Laine, takiego obrotu sprawy sie nie spodziewalem, linda jest creditowana jako wspoltworca trakow i operator klawiszowy, dodatkowo harmonijke wokale, a chlopy dzwigaja instrumentalna czesc muzykowania, paul na wokalach, wsrod wingsow i sesyjnych muzykow pojawia sie nawet Ginger Baker z creamu na jednym traku, bo wiekszosc materialu byla nagrywana w jego studio w lagos, bo po srednich post beatlesowych plytach McC rowniez postanowil szukac natchnienia w afryce, a Baker juz tam siedzial troche, wiec pomogl mu sie rozgoscic w jego skromnych prograch, wiec ciekawy kawalek trivi, co do samej plyty to wydaje mi sie, ze czuc ten brak pomyslu na siebie, wiekszosc kawalkow brzmi nijako i nie przyciaga uwagi, typowy popowy rock, sa zmiany tempa, spokojne i wolne traki przeplatane szoutowymi i ostro elektrycznymi gitarowymi piecami, ale jako calosc jest dosc nudno, najbardziej z calej plyty podeszly mi akustykowe motywy otwierajacego kawalka tytulowego band on the run i mrs vandebilt, jeszcze mamunia pasuje do tych kryteriow, no i czlowiek sie dowiedzial o ciekawym slowku, bo po arabsku oznacza bezpieczna przystan, bezpiecznie odsluchane, ale wrazenie ze album byl nagrywany bez jakiegos pomyslu na siebie pozostalo, no ale przynajmniej dowiedzialem sie co dzialo sie z kolejnym zukiem po disbandzie, na plejke leci traczek vandebiltowy
2
Dec 25 2021
View Album
Countdown To Ecstasy
Steely Dan
Drugi na liscie i drugi w dyskografii, mam nadzieje, ze rowniez nie ostatni material Steely Danow na liscie, nadal jest grane w podobnym klimacie, ale w troche innym skladzie, nie ma juz Palmera, wiec cale wokale naleza do Fagena, dodatkowo album nagrywany w trasie koncertowej, wiec nie jest az tak dopieszczony pod wzgledem masteringu jak cant buy a thrill czy kolejny plyty danowe, ale jak dla mnie najwazniejsze, ze ostal sie ten estetyzm ktory byl juz widoczny na debiutanckim materiale, polaczony z lirykami przepelnionymi sardonicznoscia, ktorej nie brakuje na tej plycie, stanowi o mnie to cos za co uwielbiam ich materialy, nawet bardziej niz perfekcjonizm brzmienia do jakiego daza w swej muzyce, glowne motywy sa zblizone do tego co mozna uslyszec na poprzednim albumie, wiec zarty na ludziach, czy to szukajacych swojej drogi zycia w ucieczce na wschod, jak na otwierajacym bodhisattva, fajnie jest pokazane jak szukanie czegos orginalnego i duchowego sprowadza sie czesto do odcinania kuponow przez kogos kto wykorzystuje taki trend, podobnie w razor boyu, ktory szuka siebie w materializmie i dobrach doczesnych, takie zestawienie obok siebie dwoch kawalkow pokazuje jak obie drogi sa beznadziejne, jest gemblingowanie zlotymi zebami, narkotyki w starej szkole, dziwkowanie w nowy orleanie, czy post apokaliptyczny survival LA, wiec duet jak zawsze nie zawodzi lirycznie i potrafi pisac kawalki ktorych da sie sluchac wielokrotnie wynajdujac w nich coraz to nowe odcienie szarosci, nigdy sie nie zastanawialem jak tym listowal ich albumy, ale sluchajac countdowna, ktory jakos nigdy nie byl mi bliski, to wiem, ze byloby to pierunsko trudne zadanie, bo skala ocen zamykalaby sie pomiedzy 4-5, na plejke dodam otwierajacego bodhisattve jako najbardziej jazzowo zinfluencjowany kawalek i your gold teeth, a calosc leci na poleczke spotifajowa
4
Dec 26 2021
View Album
A Christmas Gift For You From Phil Spector
Various Artists
Swiateczny prezent od pana listowego na 25 grudnia, wiec swiateczne granie w stylu lat 60, bo krazek z 63, nawet dzieli date wydania z asasynacja JFK, nie sa to koledy, a raczej mikstejp kawalkow okoloswiatecznych, ktore mozna uslyszec w hamerykanskich radiach w tym okresie, wiec typowy pop z mocnymi influencjami r&b, jest czarno, zarowno na chorkach jak i na glownych wokalach, o instrumentalach nie wspominam, bo tutaj jest juz troche bardziej bialy personel, ogromna banda muzykow brala udzial w nagraniach, bo plyta featuruje ponad dwadziescia nazwisk, wiec feeling big bandu na niektorych kawalkach jest obecny, 34 minuty i 13 kawalkow, dobrze ze pan od listy ustawil akurat na swieta taki album, bo w mniej swiatecznym dniu chyba bym nie wytrzymal takiej dawki swiatecznej milosci, na plejke nic nie wrzucam, bo zbyt specyficzne kawalki, ale dobrze wiedziec o istnieniu takiej plyty z swiatecznymi szlagierami w jezyku angielskim
2
Dec 27 2021
View Album
The La's
The La's
Czlowiek sie ludzi, ze gdzies to juz slyszal, a nie slyszal, wyspiarsko indyjskim rokiem zalatuje, ale takim ktory moglby byc popularny, najblizej temu do oasisa z tego co znam, brak opisow w najblizszych dniach, pan Lee Mavers wydaje sie ciekawa postac po przesluchaniu tej plyty
3
Dec 28 2021
View Album
The Undertones
The Undertones
Kolejny albumik Undertonesow, tym razem debiutancki material, ktory duzo nie zmienia mojego zdania o tworczosci zespolu, bo obie plyty sa tak do siebie podobne, ze gdyby wrzucone na jednego epka, to pewnie ciezko byloby je odroznic,
2
Dec 29 2021
View Album
Scream, Dracula, Scream
Rocket From The Crypt
Dawno takiego wycia nie bylo, prosto z hameryki, plyta ktora kojarzyc mi sie bedzie jedynie z scigalkami w ktorych sie zlomowalo fury, bo tak samo odsluchl tego albumu mnie zezlomowal
1
Dec 30 2021
View Album
Astral Weeks
Van Morrison
Chyba najprzyjemniejszy odsluch wyprawy, ale i tak mocno sredni, o wiele za duzo jak na jeden krazek, zaczyna sie jak folk, a konczy niebieskookim bluesem czy soulem, taki blend konceptow na jednym krazku, na plejke otwierajacy trak
2
Dec 31 2021
View Album
The Wildest!
Louis Prima
Wydaje mi sie, ze gdzies juz slyszalem niektore traki z tej plyty, luzny i z humorkiem jump blues, zwany rowniez swingiem, grany przez niezbyt liczna grupe muzykow, wiec nie jest to typowy dla tamtych czasow big bandowy material, czesto spiewany na dwa glosy, ale jednak glownym aktorem jest pan Prima, ktory pomimo, ze spiewa po angielsku, to czuc od niego wloskie influencje, na plejke gigolakowy traczek
2
Jan 01 2022
View Album
Dear Science
TV On The Radio
Ostatni album roku 2k21 i taki cringe, wczesne lata 2k wylewaja sie z tego albumu, tak jak na wczorajszym odsluchu blend wszelakich gatnkow zeby calosc nazwac artystycznie wybitnym rokowanie, mnostwo instrumentow, denerwujacy wokal pana Adebimpe, nie ma to jak zakonczyc rok tak potwornym miszmaszem podanym w sosie nowoczesnej muzyki, gdzie ciezko jest okreslic kto zrobil wieksza robote, ktos grajacy, czy procesujacy caly material, bo tak mialkiego materialu czlowiek nie jest w stanie nagrac o wlasnych silach
1
Jan 02 2022
View Album
Deja Vu
Crosby, Stills, Nash & Young
To sie nazywa albumik na rozpoczecie 2k22, klasyczny material folkowego rocka, bedacy prawdopodobnie magnum opus bandy, a jednoczesnie pierwsza plyta ktora nagrywali kwartetem z Neilem Youngiem w skladzie, 36 minut materialu, ktory jest dosc rowno podzielony miedzy czlonkow zespolu, ale jednak z widocznie mniejszym udzialem Younga, jesli chodzi o instrumentale, w ogole ciekawie nagrywali material, bo kazdy sobie ogarnial sesje na swoje traki i tylko prosil innych czego potrzebowali zeby im nagrali, wiec bardzo inwidualne podejscie do tworzenia, ale sprawdza sie ta formula, bo traki wyraznie roznia sie od siebie i nawet nie po samych wokalach, ale wykorzystanych instrumentalach da sie poznac do kogo nalezy dany kawalek, skoro kazdy pisal i tworzy pod siebie, to nie ma tutaj zbytniej spojnosci lirycznej w postaci motywu przewodniego, opener bedzie prawdopodbnie inspirowany tym, ze cale trio CSN bylo zdumpowane w tamtym okresie, wiec carrujom naprzod wiadrami copium, ale beda tez lekcje boomerskie dla nowofagow i o tym jak to kazde pokolenie ma swoj czas, czy o nie scinaniu kudlow jako symbolu hameryki walczacej, kazdy z czlonkow ma cos co chce przekazac i na 10 trakach udalo sie sporo tego przemycic, albo raczej na 9, bo woodstock jest coverem joni mitchell, fenomenem tej plyty jest to, ze jest tak rowna a jednoczesnie tak roznorodna, co slychac rowniez w samej technice nagrywania poszczegolnych kawalkow, sa tutaj utwory oparte na jednym instrumencie jak 4+ 20 Stillsa, gdzie caly kawalek jest tworzony przez jednego akustyka, a sa kawalki jak country girll czy carry on gdzie wykorzystywana jest sciana dzwieku, nakladajace sie na siebie instrumenty budujace wrazenie orkiestrowego brzmienia a w innych miejscach wrecz szumu tla zeby jeszcze bardziej spotengowac efekty harmonii z ktorych zespol byl znany juz nawet na debiutanckim krazku, a z dodatkowym glosem jeszcze lepiej to brzmi, ciezko jest wybrac ulubione kawalki z takiego materialu, ale zrobie miejsce na plejce dla kazdego z czlonkow, wiec teach your children Nasha, 4 + 20 Stillsa, helpless Younga i tytulowy deja vu Crosbiego, a calosc do biblioteczki spotifajowej, bo to jedna z tych plyt ktore sluchaja sie same od poczatku do konca
5
Jan 03 2022
View Album
Speakerboxxx/The Love Below
OutKast
Aj karamba, o ile liczylem na outkastow na liscie, to jednak mialem cicha nadzieje, ze bedzie to stankonia lub cos bardziej klasycznego, a tworca listy postawil na najbardziej sprzedane wydanie grupy, ktore jest przedostatnim albumem w dyskografii duetu, a raczej podwojnym albumem, bo jak / w tytule wskazuje sa to dwa projekty wydane za jednym razem jako podwojny krazek, speakerboxxx od big boya i the love below andre 3000, dwa tak rozne krazki, ze ciezko bedzie jakos ocenic je jako calosc, bo strona big boya, to wszystko z czego poludniowy hip hop jest znany, wiec funkowo jazzowe beaty z mocnymi elementami basiorowymi, teksty w ktorych glownymi motywami sa problemy spoleczne, ale ubrane w taki sposob, zeby jednak przyjemnie sie tego sluchalo, stad big boiowa persona jest tutaj prawdziwym donem reprezentujacym poludniowy rap, rowniez lista featurow speakerboxxxa dosc jasno wskazuje, ze jest to rapowy album, bo pojawia sie chocby jay z, goodie mob, czy killer mike, ta strona ma 56 minut na 19 kawalkach, zarowno tutaj jak i na the love below mnostwo jest skitow intr i outr, wiec nie jest to najbardziej gladki album autoplejowy jaki mozna sobie wymarzyc, ale dopiero druga strona pokazuje jak ciezki jest to material, bo czesc od andre jest tak eksperymentalna, ze w niektorych momentach wrecz wywracajaca czlowieka zarowno kontentem lirycznym jak i muzycznym, bo o wiele wiecej tutaj romancu, tak duzo, ze ciezko stwierdzic zeby druga strona mowila o czyms innym niz tylko amorach i jego roznorakich aspektach, o wokalnych performansach pana 3k ciezko powiedziec cos wiecej poza tym, ze szalenie ambitnie wymierzyl skale w jakiej bedzie tutaj spiewac, jak czytalem to wszystko bylo nagrywane na chacie, wiec pozwolil sobie na tak wysokie darcie ryja, ze w niektorych momentach mozna go posadzic o bycie kastratem, nie ma tutaj zbyt duzo rapowania, bo wiekszosc 78 strony to jednak spiewy, czesto mocno wymiksowane, ze na kilku kanalach rozne wokale jednoczesnie atakuja, a z kazdego jeden glos, ale jest to tez strona ktora obrodzila w teraz najbardziej znane wsrod mainstreamowego sluchaczaa kawalki takie jak roses, czy tak oszukanczo zamaskowany utwor jakim jest hey ya, ktory pod przykrywka upbeatowej melodii i harmonicznych wokali przemyca srogie prawdy, to wlasnie tutaj widac dlaczego andre jest tak cenionym artystom, a nie tylko raperem, bo zeby sprzedac tak przygnebiajacy kawalek ludziom do zabawy trzeba miec prawdziwy talent, fajna analogie mozna sobie rozkminic, jesli przyjac ten album jako finalny postarany material, bo od takiego sprytnego przemycania trescia cala kariera duetu sie rozpoczela i ich players ballem, wiec nawet the love below ma swoje momenty, ale jednak tak dlugi material potrafi znudzic i zameczyc momentami, gesto czuc, ze cos sie juz slyszalo, nie mowie tylko o tak oczywistych influencjach jak coverowanie funkowo my favorite things, ale 78 minut studiowania milosci, wiec zdecydowanie najpopularniejszego tematu muzyki popularnej, to podroz w niezliczone kawalki, ktore wybrzmiewaja podobna nutka, lista featurow rowniez jest o wiele bardziej egzotyczna i z listowanych nazwisk nie kojarze nikogo, dlugi to byl odsluch nie zapomne go na dlugo, ale jesli chodzi o plejkowe picki, to od andre dodam jego magnum opus tego albumu, wiec hey ya, ale przy tym odsluchu na nowo odkrylem speakerboxxxa i tyle swietnych kawalkow tam ukrytych, wiec dodam the way you move i unhappy, bo otwierajacy ghettomusick juz mialem z dawnego odsluchu, pierwsza strona mocne 4/5, ale dla love below o wiele mniej milosci mam, wiec 2/5
3
Jan 04 2022
View Album
Parklife
Blur
Kolejny blur na liscie, dzien w ruinie, jest to rzeci studyjny krazek bandy, ale chyba pierwszy ktory przyniosl im mainstreamowy sukces, bo jak pan Damon powie, ze zrobi album, ktory kazdemu anglikanowi sie spodoba i w radio beda go grac, to tak bedzie, jest to kompilacja najbardziej mialkich popowych kawalkow utrzymanych w klimacie okolo synthowym polaczonym z brzmieniem alternatywnego rocka, wiec typowy britpop, jak przystalo na wyspiarska muzyke z lat 90, o ile szanuje Damona za muzyke, ktora tworzy w gorillazach, tak jestem hejterem blura, bo nie slychac przez kogo jest tworzona muzyka, wszystko brzmi jak muzyka tworzona przez nikogo dla kazdego, wiec masa instrumentow, synthow i mialkosc liryki dobija przez cale 16 trakow rozciagnietych na 52 miniuty, najblizej prawdziwej muzyki stoi chyba tytulowy traczek, ktory featuruje dodatkowa narracje, wiec nie sam pan Damon opowiada historie, jak na reszcie plyty, chociaz reszta bandy wspiera go typowymi chorkami, kolejnym trakiem wartym uwagi z tych 16 bedzie otwierajacy girls&boys, ktory przywodzi mi na mysl tworczosc The The przez ten dencingowy beat oparty na synthach, ale na plejke dodam jedynie parklife, pewnie nie jest to ostatnie spotkanie z blurem, bo przeciez chluba brytyjskiej muzyki popularnej
1
Jan 05 2022
View Album
Rings Around The World
Super Furry Animals
Ten pik definiuje stwierdzenie, ze zawsze moze byc gorzej, bo nie dosc ze kolejny brytyjski pik, jakze ambitnej bandy, ktora juz miala swoja reprezentacje w generatorze wczesniej, to kolejne 52 minuty meczenia albumu, ktorym chce sie rzygac juz po dwoch kawalkach, dawno nie bylo czegos co tak zniesmaczyloby do dalszego odsluchu jak kawalek sidewalk surfer girl, o tym zeby nie robic ekstremalnych rzeczy, bo jeszcze sie zajebiesz lub nie daj czego zasniesz snem na potezna ilosc lat, jesli hejtowanie deskorolkowania wydaje sie byc orginalne, to reszta plyty juz tak ambitnych pomyslow nie ma, ale standardowo plaku plaku bieda i bogaci sie bogacom, a ziemia w smieci sie obraca, ale pan rhys to taki ambitny i utalentowany czlek, ze potrafi nawet swoim giberiszowym lirykom nadac wyzszy sens, jak przystalo na super furry animals, kolejny dowod na to ze indyjski rok rodzi jedne z najwiekszych rakow tego zestawienia, nie wiem jakich pozytywnych stron szukac na tej plycie, bo slucha sie tego jak parodii, szczegolnie w takich fragmentach jak receptacle for the respectable, gdzie indyjskie eksperymenty zawodza bande nawet do metalowego wyjcowania, jest tutaj takze o wiele wiecej elektroniki niz na fuzzy logic, bo wiadomo eksperymenty i im dziwniej i mniej sensownie tym lepiej, o ile przed odsluchem ani mnie furrasy nie grzaly ani chlodzily, tak po ringsach jestem zadeklarowanym przeciwnikiem uzywania plyt tego rodzaju podczas torturowania wiezniow politycznych, mam nadzieje, ze to moje ostatnie spotkanie z tym zespolem, po ktorym z 13 przesluchanych kawalkow nie jestem w stanie wybrac nawet jednego ktory puscilbym sobie lub komus z wlasnej nieprzymuszonej woli
1
Jan 06 2022
View Album
The Number Of The Beast
Iron Maiden
Drugi album od Maidenow na liscie i kolejny raz jestem pozytywnie zaskoczony, bo zazwyczaj jak widze album lejbelowany gatunkowo jako ciezki metal, to czuje, ze bedzie to ciezki odsluch, a w przypadku maidenow, jak na razie, calkiem przyjemnie slucha sie ich materialow, tematycznie dosc zdywersyfikowany krazek, od grabierzach wikingowych, opowiesciach o kurwach, czy nawiazaniach do horrorow znanych z tv, wiezniach czekajacych na wykonanie wyroku, po grabienie na indianinach, podane w otoczce majacej nawiazywac do szatanskich sztuczek, wiec krzyze czy numery bestii licznie sie przewijaja, zwlaszcza w traku tytulowym, gdzie pan Harris opowiada swoj sen o piekielnych czelusciach, a na sam koniec songa narracja sie zmienia i sam pomiot piekielny przemawia glosem Dickinsona, ktory jest nowym wokalista zespolu, ktory zastapil Di'Anno ktorego slyszalem na debiutanckim materiale, rowniez robi robote, a nawet spiewa bardziej operowo, co dodaje klimatu i unikalnosci bandzie, bo metal jest jednak zdominowany glownie przez wyjce, w tym wypadku jest inaczej i slychac, ze pan Dickson zna sie na warsztacie i operuje dobrym zasiegiem wokalu, od strony instrumentalnej juz takich zmian nie ma, zespol gra podobna muzyke jak na wczesniejszym krazku, wiec duzo solowych wstawek, gdzie Smith i Murray maja pole do popisow gitarowych, chociaz znajda sie takze solowki drumowe, jak na children of the damned, solidne 39 minut materialu, na plejke tytulowy utwor oraz zamykajacy hallowed by thy name
4
Jan 07 2022
View Album
Lust For Life
Iggy Pop
Chyba pierwszy solowy material od Iggiego na liscie i juz moj ulubiony krazek z jego dyskografii, czyli lust for life bedacy drugim solowym albumem pana Popa z roku 77, wiec z czasow berlinskiej trylogii Bowiego, nie jest to bez znaczenia, bo byl on producentem tego krazka i mozna powiedziec, ze byl jednym z glownych sil dzialajacych na Iggiego, ktory razem z nim uciekl za wielka wode do europy przed narkotykowym szalenstwem i w poszukiwaniu nowych inspiracji tworczych, wiec nazwisko Bowiego mozna zobaczyc jako kompozytora wiekszosci kawalkow, operatora klawiszy czy uslyszec na backujacych wokalach, jak dla mnie ten okres u obu artystow jest peakowym momentem w ich karierach, lust for life to jeden z tych albumow ktore sie kocha a ciezko stwierdzic za co tak naprawde, jednym z aspektow beda teksty Iggiego przez ktore wpadl w oko Bowiemu, gdy gral jeszcze w Stoogesach, jest to chyba najbardziej komercyjny album tego punkowego pradziada, jak przystalo na tak bliski colab z Bowim, ale jego popowosc skupia sie glownie na czesci instrumentalnej, bo lirycznie jest to nadal ostra brzytwa, sprytnie przemycana w pluszowych zabawkach, bo glownymi motywami plyty jest copowanie z heroinowymi nawykami, zaraz obok krecenia mlodymi dupami, ale nie brakuje miejsca na satyre zachodniego sukcesu na traku success, ktory zaraz obok passengera pretenduje do kategorii najlepszego drumowania plyty, ale elementem ktory jak dla mnie robi ten trak sa backujace wokale Bowiego puszczone przez syntha sprawiajace wrazenie, ze za Popem spiewa caly chorek, sam kawalek the passenger to chyba najbardziej komercyjnie przyjety utwor Popa, filmy, radio, telewizja byl on wszedzie, a nadal jest sluchalny, bo tak uniwersalny motyw podrozy z hipnotycznym beatem wydrumionym przez Hunta Salesa, ciekawe jeszcze ze ten kawalek wyprodukowal Colin Thurston, ktory tworzyl w tym okresie z Bowim na heroes i podpisal sie pseudonimem Bewlay Bros, referencja do ostatniego traka z hunky dory, wiec wszedzie jajka wielkanocne sa poukrywane, na plejke dodam tylko turn blue, chyba najbardziej eksperymentalny utwor albumu, takze lirycznie chyba najbardziej bogaty, bo opisuje przedobrzenie z heroina, wiec temat z pewnoscia bliski sercu pana Popa
5
Jan 08 2022
View Album
Time Out Of Mind
Bob Dylan
Drugi dylanowy albumik na liscie, a juz go nie znam, bo jest to trzydziesty studyjny krazek z roku 97, wiec wedlug moich wiadomosci juz dawno po latach swietnosci tworczek Dylana, bo podobno skonczyl sie na desire, wiec kolejnych plyt juz nie sprawdzalem, a desire i time out of mind dzieli 21 lat i 13 wydanych albumow studyjnych, wiec tym wieksze moje zaskoczenie, po przesluchaniu tej plyty, bo choc znaczaco sie rozni od jego nagran z lat 70, zarowno technicznie, dwadziescia lat zrobilo swoje jesli chodzi o technologie i brzmienie nie jest juz tak szorstkie i o wiele precyzyjniejsze wielotrakowe, tak samo wokal dylanowy nabral wieku starczego, troche zmienila sie maniera zaciagania, ale chyba najbardziej przez zabiegi ze zmiana odleglosci wokalu od mikrofonu rozni sie on na danych kawalkach, wokal staruszkowy pasuje idealnie do motywu przewodniego krazka, wiec przemijania czy to w milosci czy artystycznego, bo po tak chudych latach 80 i 90 nadal tworzyc, majac w glowie, ze czegos tak dobrego jak kiedys moze juz nie stworzyc musi byc nieprzyjemnym uczuciem, stylistycznie pierwsza rzecza ktora rzuca sie na uszy juz na openingowym love sick jest bluesowe brzmienie, ktore jest przemycane na plycie w polaczeniu z lirykami wzietymi z standardow folkowych tworzy ciekawe kombo, wiec o ile czesc love sickowa jest sluchalna, to hajlajtem dla mnie byla czesc przemijania artystycznego, wiec kawalki jak trying to get to heaven czy not dark yet, ale prawdziwym gemem jest zamykjacy highlands, ktory nawiazuje do najlepszych Dylanowych tradycji tworzenia balladowych opowiesci o wszystkim i niczym, ten ponad 16 minutowy kawalek, bedacy najdluzszym utworem na 72 minutowej plycie jest dla mnie najlepszym przykladem tej syntezy bluesa i folka jaka byla planem tego krazka w moim odczuciu, jak to bywa z Dylanowymi lirykami lacza odniesienia do innych dziel sztuki z zyciem codziennym, wiec rozmowa z kelnerka staje sie polem do snucia mysli wszelakich przez dwadziescia zwrotek i sto wersow tekstu, dziwne ze nie jest to lepiej szerzej znany utwor, nawet na spotifaju jest to jeden z najmniej odtwarzanych kawalkow plyty, po takim odsluchu az chcialoby sie sprawdzic reszte dyskografii Bobowej, ale tak duzo sluchania, tak malo czasu, na plejke dodam trio trying to get to heaven, not dark yet i highlands
4
Jan 09 2022
View Album
Infected
The The
Kolejny The Thechowy albumik na liscie, wiec znowu prawie solowy material pana Johnsona, bo ta nazwa bandy ma chyba tylko stanowic afisz dla jego tworczosci, nie moglem sie doszukac ludzi bioracych udzial w nagraniu na wiki czy discogu, wiec rotacyjni muzycy sesyjni i jakies zorganizowane grupy smyczkowe, ktorych troche slychac na nagraniu musialy byc zaprzegniete do pracy, wiec jak w soul miningu, zmiana jest natomiast pojawienie sie zenskich wokalow na kilku trakach, jakos specjalnie nie grzeja czy chlodza, zreszta jak cala plyta w porownaniu do poprzedniego krazka brzmi podobnie, ale brak jej jakiegos unikalnego charakteru, moze przez to ze lirycznie skupia sie bardziej na tematach mocno brytyjskich, czy hamerykanskich, w kontekscie plyty sa to pojecia czesto wymienne, nie zabraknie takze odniesien do biedy na swiecie, bo Johnson jako prawdziwy wyspiarz nie moze zniesc tego w jak tragicznym stanie znajduje sie jego ojczyzna w latach 80, bo plyta z 86, ojczyzna obejmuje takze kraje trzeciego swiata, ale jak to w lirykach tego specyficznego pana nie zabraknie takze szukania samego siebie czy wielkich i pieknych uczuc, ciekawy jest fakt, ze kazdy kawalek z tego krazka ma swoj teledysk, nie wiem czy to mial byc jakis koncept na wypromowanie do mainstreamu i za wielka wode, ale wideoski sa, wiec tego pana ktory nawet koncertow nie grywal po wypuszczeniu soul miningu do czasu infected mozna ogladac przez 40 minut trwania albumu, jesli liryki subtelnie nawiazuja do krajow trzeciego swiata, to mniej subtelne nawiazania sa zawarte w teledyskach, bo wydaje mi sie, ze polowa byla nagrywana w ameryce poludniowej, a nawet w dolinie amazonki, plyta ma swoje momenty, ale nie porywa juz w takim stopniu jak soul mining, jednym z tych momentow bedzie openingowy trak tytulowy i funkowe drumowe intro, jest to kawalek najbardziej przypominajacy brzmienie soul mingowe, bo jest wrecz synthowo dencingowy, a jednak z lirykami w ktorych mozna znalezc cos dla siebie, kolejnym hajlajtem bedzie heartland, kawalek calkiem inny, tematycznie wyspiarski, ale jednak ciekawie wykorzystuje sporo instrumentow, ktorych nie mozna uslyszec juz na innych trakach, bo recyklingu jak u blura raczej nie da sie tu doswiadczyc, wiec epickie polaczenie orkiestry smyczkowej z harmonijka i pianinem brzmi rewelacyjnie, na plejke leca dwa wspomniane kawalki, a The The leci do odchaczenia z listy do przesluchania, chociaz nie zdziwilbym sie gdyby jeszcze jakis albumik Johnsona sie pojawil na liscie, o ile kolejne albumy nie zmierzaja jeszcze bardziej w brzmienie alternatywy, bo to przejscie z synthu tanecznego do bardziej rokowych kompozycji jest odczuwalny
3
Jan 10 2022
View Album
Behaviour
Pet Shop Boys
Czy to sezon na recyklingowany kontent, bo kolejna banda duetowa, ktora juz miala swoja reprezentacje na liscie i znowu katuje tym samym, dawno takiego uczucia deja vu nie mialem niz podczas tego odsluchu, wiec sprawdzilem rowniez poprzedni album i kawalki maja tak podobna linie melodyczna, ale czego sie spodziewac po ultra synthowym duecie, nawet gosci zbyt wielu nie ma tutaj, wiec komputrowe brzmienia dominuja, traki odroznia poziom mialkosci lirycznej, jak przystalo na pop latwy odsluch i 49 minut z glowy rozbite na 10 kawalkow, pet szopowe bojsy utwierdzaja mnie kolejny raz w tym, ze synthowy pop, to nie moj gatunek muzyczny, ale na elektrowom plejke dodam otwierajacy utwor o intrygujacym tytule, being boring, ktory swietnie podsumowuje moje odczucia po odsluchu krazka behaviour
1
Jan 11 2022
View Album
Whatever People Say I Am, That's What I'm Not
Arctic Monkeys
Takich arktycznych malpiszonow sie nie spodziewalem, bo bande kojarze jedynie z AM, ktory swojego czasu byl grany dosc czesto gesto na stacjach muzycznych w tv, a tu takie zaskoczenie tym jakze wymyslnym tytulem whatever people say i am, thats what im not, ktory jest debiutanckim studyjnym krazkiem zespolu, ale slychac, ze nie jest pierwszym materialem jaki banda grala, bo przez wydaniem plyty pare lat juz grali razem, arktyczne malpy to jeden z tych zespolow, ktore nie slychac, ze sa wyspiarkie, przynajmniej na AM, bo debiutancki krazek, to koncept album skupiajacy sie wokol nocnego zycia mlodego wyspiarza z polnocy kraju, banda pochodzi z Sheffield, wiec juz calkiem polnocno patrzac na mape anglinska, sam pomysl niby dosc osluchany, ale jednak brzmi na tyle roznorodnie, ze nie nudzi opowiesciami o densingach, twardych narkotykach, dziwkach i milicji, czy romansach jedno nocnych, jak i powaznych relacjach damosko meskich, no i o zgonikowaniu, rownie roznorodnie jest od strony muzycznej, bo klasyczny sklad rokowy, wiec 4 czlonkow, dwie gitary, basior i drumy, ale stylowo jest mocno misz masz, stad gatunkowo discog opisuje plyte jako rok indyjski, wiec mocne blendy w ktorych znajdzie sie miejsce na post punka, garazowe granie, czy akcenty britowego popu, najbardziej kojarzy mi sie on stylistycznie ze strokesami, bo na pixiesow za malo tutaj szalenstwa, bo lider i teksciarz zespolu Alex Turner nie wydaje sie az tak uzdolnionym wizjonerem lirycznym, jak i wokalnym virtuoso, ale na kawalkach przygrywa takze na instrumentach, a nie jest jednynie wokalista, wiec sa miejsca gdzie skupia sie na gitarce, ale nie sa to jakies epickie solowki, zdarzaja sie takze fejkowe zakonczenia trakow, zeby znowu wrocic na beat, wiec nudno nie jest, ale miejsc porywajacych i zmuszjacych do rewindowania rowniez brakuje, troche denerwowal mnie takze mastering, bo niektore momenty brzmia wrecz jak material lofi z garazu, a inne znowu jakby byly wyszorowane z wszelakich niedorobek, wiec album sredni, ale i tak jestem pozytywnie zaskoczony, bo spodziewalem sie czegos o wiele gorszego, tak to jest jak sie jest uprzedzony do malpiszonow, na plejke leci i bet you look good on the dance floor, ktory gdzies juz wczesniej slyszalem, ale brandowo nowy kawalek, ktory mi wpadl w ucho, bo jest chyba najprostysza kompozycja calej plyty jest riot van
3
Jan 12 2022
View Album
Pieces Of The Sky
Emmylou Harris
Dawno nie bylo zenskiego spiewania, wiec pieces of the sky od pani Emmylou Harris jest jak znalazl, album z 75 jest drugim w dyskografii artystki, ale pierwszym ktory komercyjnie sie sprzedal, z tego co widze pierwszy album zawieral autorskie kompozycje, ktorych tutaj sie az tylu nieuraczy, bo poza jednym trakiem jest to kompilacja standardow muzyki country zagranej przez potezna ilosc muzykow sesyjnych i zaspiewanych przez pania o tak oryginalnym imieniu, choc dochodzi jeszcze jakis meski wokal na queen of the silver dollar, wersja spotifajowa ma ponad 42 minuty i 12 trakow i choc kojarze tylko jeden kawalek z plejlisty, to najgorsze w tej plycie, ze wszystkie piosenki sa spiewane tak samo, brak im jakiegos charakterystycznego naznaczenia przez wokalistke, takie bezpluciowe interpretacje, choc zaspiewane ladnym wokalem, ale roznica pomiedzy orginalem bottle let me down a wersja z tego albumu jest rozczarowujaca, na plejliste dodam autorskiego traka, boulder to birmingham, bedacy kawalkiem o zalu po stracie mentora w postaci Grama Parsonsa, kolejny raz sprawdza sie, ze im kawalek jest bardziej osobisty i wyraznie artysta jest na nim odcisniety slucha sie go lepiej, nawet jesli jest przepelniony smutkiem
2
Jan 13 2022
View Album
Arc Of A Diver
Steve Winwood
Lata 80 atakuja kolejny raz, tym razem atak prosto z wysp od spiewaka, multiinstrumentalisty, teksciarza, calkowiscie mi nieznanej postaci swiata muzyki Steva Windoowda, arc of a diver to drugi album w jego dyskografii wydany w 1980, krotki acz ambitny material, bo jest to solowy solowy krazek, nie ma tutaj zadnego feautra, nawet w postaci inzyniera dzwieku, jedynie jeden pan jest jako co inzynier, ale jako takim producentem byl pan Steve, wiec jest ambitnie, ale te wielkie ambicje rozbijaja sie o gatunek jaki podejmuje plyta, bo jest to rock w edycji popowej lat 80, wiec synthami ostro po kablach rzuca, az przychodzi fragmentami na mysl still life of Pat Metheny Group i zwlaszcza ich jojowy last train home, album tak solowy, ze pan Steve sam sobie musial robic z chorki, ale nie ma zle, bo przeciez wojsa tez mozna pusicic z efekciarskim efektem i tak jakby nowy glos sie narodzil, z czego jest korzystane na plycie, jak na solowy album to jest masa instrumentow i nie ma miejsc, ktore bylby niewykorzystane instrumentalnie, wiec czapki z glow za taki projekt w latach 80, gdzie jeszcze wszystko trzeba bylo robic na drutach, a nie klepiac w komputr, jak przystalo na album mocno popowy trakuje on w calosci praktycznie o romansach, co juz sie nawet rzuca w oczy z samych tytulow, nie wymeczyl mnie ten 40 minutowy seansik, bo tylko 7 trakow, ale raczej nic mi w glowie po nim nie zostanie, jedynie poza informacja, ze tak solowy material znalazl swe miejsce na liscie, ale to pewnie przez wyspiarskie pochodzenie plyty, na plejke leci second-hand woman, takiego okreslenia na babe jeszcze nie slyszalem i mocno z niego zgnilem, polecam serdecznie
2
Jan 14 2022
View Album
The Visitors
ABBA
Druga ABBA na liscie, drugi album ktory od nich slucham, no i ostatni w dyskografii studyjnej, jesli nie liczyc wielkiego kombaka, ktory zrobili w 2k21 specjalnie na sylwestra z tvp czy tam polsatem, niby tylko 5 lat dzieli dwa albumy, a jednak muzyka jest zdecydowanie dojrzalsza, zarowno przez zwolnienie tempa, sporo trakow mozna zaliczyc do downtempo, a nie jak same szybkie bangery, takze od strony lirycznej wyraznie sie ABBA zmienila po tym splicie, w tym okresie pary chyba sie juz posypaly, ale jednak nadal profesjonalnie razem tworzyli muzyke, wiec romansowe ballady ustepuja goracemu tematowi, jakim w latach 80 byla zimna wojna, wiec plyta jest wypelniona nastrojami z nia zwiazanymi, chociaz jakby sie uprzec, to ten motyw mozna przeniesc na ten split bandowy i rowniez by pasowalo, jako drugie dno, ale az tak ambitnie odwaznych tez nie bede stawial, podobnie jak na pierwszej sluchanej plycie sporo muzykow sesyjnych i podzial pracy w zespole nadal taki sam, wiec chopy instrumenty, aranzacja i producerka, a baby spiewanie, chociaz jest tez trak na ktorym jeden z panow jest glownym wokalem, jest to ich pierwszy digitalowo nagryany krazek, co zdecydowanie zmienia odczucia w uszach, bo wszystko jest jeszcze czystsze brzmieniowo niz na arrivalu, miejscami ta czystosc brzmienia zmienia sie wrecz w pustke, bo tak dobrze czuc pojedyncze instrumenty, dlatego przy mixowaniu ciekawe rzeczy sie odbywaly zeby skompensowac te zbytnia czystosc brzmienia, nadal nie zostalem ABBowym swirem i fanem tych harmonicznych spiewow, ale jednak lepiej mi sie sluchalo tego 37 minutowego materialu na 9 piosenkach niz ostatniego krazka, jako plejkowy kawalek najbardziej pasuje one of us, wiec leci na plejke listwa, ale na zwczajajowa plejke dodam wspomniany kawalek z meskiem wokalem, ktory byl jedyna opcja do kawalka traktujacego trojkatowych stosunkach, taka zmiana wokalna jak dla mnie dodaje sporo calej plycie
2
Jan 15 2022
View Album
Stories From The City, Stories From The Sea
PJ Harvey
Kolejna PJ Harvey, dzien zrujnowany, tym razem piaty w dyskografii krazek, ktory wychodzi poza wyspiarskie tematy i przenosi bohaterke do hameryki, dokladniej do nowego jorku, gdzie troche posiedziala w tamtym okresie, co przeklada sie na liryki tego krazka, na tytul, czy nawet okladke, ale nadal przewijaja sie typowo popowe tematy romansowe rejpowe, nadal pisane jak przez podlotka, a przeciez w tamtym czasie, to juz bylo stare urwisko w tym biznesie, nadal pani PJ ogrywa sporo instrumentow, ale zdecydowanie bardziej melodyjnie wszystko brzmi, miks jest na o wiele wyzszym poziomie, wiec wokale juz nie blenduja tak tragicznie w instrumental jak na ostatniej plycie, a sumujac to wszystko, tak wlasnie brzmi rok 2k00 w muzyce popularnej alternatywno rokowej, czary goryczy przelal jeszcze glowny featur krazka, czyli pan z radioheada thom yorke, ktory na kilku trakach jest dodatkowym wokalem, a na this mess we are in jest glownym wokalem, fanem nadal nie zostalem, ten krazek przez swoje pelniejsze brzmienie brzmi jeszcze bardziej nijako niz dry i raczej, gdy zobacze nazwisko PJ Harvery, to pierwszym skojarzeniem bedzie dry, a nie te opowiesci z miasto morza, na plejke tradycyjnie rejp song, tym razem podtytulem kamikaze
1
Jan 16 2022
View Album
Melodrama
Lorde
Jeden z najnowyszych, a jednoczesnie najgorszych pozycji na liscie jak na razie, plyta z 2k17, bedaca drugim albumem w dyskografii nowozelandzkiej artystki Lorde, ktora chyba tworzy w hameryce, bo tam wszystko bylo nagrywane, o ile czemu jest to najnowsza pozycja jest raczej oczywiste, to laur najgorszej zapewnia sobie swym wyjatkowo radioprzyjaznym brzmieniem, przez 40 minut czulem sie jakbym sluchal radia bez reklam, jesli discog okresla plyte jako indyjski pop, to jest naprawde popowo, dodatkowo mozna dodac elektropop przez nadmiarowe mordowanie synthow na drugiej stronie krazka i artystyczny pop, bo to jeden z tych numerow co nie o dupie maryny graja, tylko o prawdziwe ciezkich problemach z jakimi artystka sie zmagala. super wyglada personalny chart takich guwno albumow, artystka jako glowny producent i 69 dodatkowych producentow mikserow ludzi technicznych, nie ma miejsca na jednego grajka instrumentowego, cala muzyka jest klikana w komputer, pewnie dlatego tak drenuje z energii taki odlsuch, zdecydowanie najgorsze co mi sie przydarzylo od poczatku listy, nie ma na czym zawiesic ucha, musze sprawdzic czy lorde to mainstreamowa artystka znana wsrod polakuf, bo jakos nie kojarze, cale szczescie, zadnego z kawalkow, ale to ten poziom gdzie muzyka brzmi tak samo u roznyych artystow, brak plejkowego picka i do mulu z takim krazkiem
1
Jan 17 2022
View Album
Here, My Dear
Marvin Gaye
Kolejny album pana Marvina, tym razem z roku 78 i o wiele potezniejszy woljumowo, bo az 73 minuty muzyki na 14 trakach, gatunkowo jest to nadal funkowy soul, ale odczucia po przesluchaniu plyty sa zupelnie inne niz po lets get it on i jego sexualowym healingiem, tak tutaj jest zupelnie inny nastroj, bo tez okolicznosci nagrywania inne, bo na poczatku kariery jego muza byla zona Anna, ale z biegiem lat i zostaniu symbolem sexualnego healingu ich relacje zaczely podupadac, kto by pomyslal, az musialo dojsc do rozwodu i majatkowych wojen, na dzieciaka oczywiscie, w takiej atmosferze pan Gaye stworzyl album na ktorym wylal z siebie wszystko na temat tego rozwodu, a raczej historii tego malzenstwa, wiec jest to koncept album opowiadajacy cala historie pary, od szalenczej milosci do szalenczej zazdrosci przepelnionej chciwoscia, a jak przystalo na utalentowanego liryka opowiesc jest przedstawiona w sposob ciekawy, choc oczywiscie dosc jednostronny, nie brak tutaj sarkastycznego chylenia czola przez glowna antagonistka krazka, czy wywolywania jej po imienu jak na traku annas song, o ile poprzednia plyta emanuje stworzona persona sex mastera, tak tutaj wydaje mi sie, ze pokazuje sie prawdziwy pan Marvin, zmarnowany zyciem, bo co z bycia sex masterem, jak musi sie ciagac po sadach, bedac przy tym publiczna atrakcja, bo medialnie rowniez musialo mu sie dostac, jak przystalo na hameryke, no i kolejny raz wychodzi na to, ze im material bardziej osobisty tym lepszy jakosciowo, muzycznie nadal tworzy podobnie, wiec w nagrania zangazowana byla masa sesyjnych muzykow ktorzy tworza midtempowe funkowe beaty skomponowane przez Marvina, roznica jest takze w tym, ze ma on swoje udzialy w instrumentalach, a nie jedynie wokalnie, wiec gra on klawisze, basa, synthy, najlepiej jak wiki mowi o tym, ze nie chcial nagrac on nic dlugiego, dobrego, ciezkiego, bo przeciez baba i tak wezmie kase za album na dzieciaka, a wyszedl tak dlugi, ciezki, jakosciowy material, jak dla mnie magnum opus Gayeowy, bo nie slyszalem wczesniej kompletnej opowiesci zwiazku opowiedzianej w tak funkowy sposob, na plejke leci i met a little girl oraz is that enough
4
Jan 18 2022
View Album
MTV Unplugged In New York
Nirvana
Coraz blizej polowy listy, wiec czesciej niz rzadziej zesoly sie powtarzaja, tak jest takze i dzisiaj z zywym krazkiem od Nirvany, ktory jest drugim ich pojawiemien sie na liscie jak do tej pory i jesli mnie zmysly popularnej muzyki nie myla, bedzie ostatnim, bo w mainstreamie nirvana, to glownie nevermind i wlasnie ten wystep w MTV unplugged, nagrany w listopadzie 93, a wydany prawie rowno rok pozniej, jako pierwsza plyta juz po Cobainie, jest to chyba jeden z najbardziej charakterystycznych nagran unpluggowych, studio ubrane jak na pogrzeb z bialymi kwiatami, swiecami, kolejnym charakterystycznym elementem jest pan Cobain, dla ktorego to nagranie bylo swoistym pogrzebem, patrzac z perspektywy czasu, jak przystalo na format unplugged zespol sobie gra przez godzine, albo raczej nagrywa godzinny material, bo to jednak telewizja i przerwy moga sobie robic, ale w tym wypadku byla to nieprzerwana godzina, ktorej efektem bylo 14 trakow, z ktorych 6 to covery, w tym the man who sold the world bowiego, kolejnym rzucajacym sie w oczy jest zamykajacy nagranie where did you sleep last night, ktory jest interpretacja folkowej kompozycji Leada Belliego, jesli chodzi o covery, to ostatnim krory wyjatkowo mi spasowal byl jesus doesnt want me for a sunbeam, orginalnie od The Vaselines, reszta coverow to kawalki od meat puppets, ktorych dwoch czlonkow bralo udzial w tym nagraniu, jesli chodzi o nirvanowe kawalki, to nie ma tutaj zbyt wielu topowych bangerow z ktorych znanych jest zespol, moze poza come as you are czy on a plain, nagranie otwiera jedyny utwor z debitanckiego bleacha, z neverminda znalazly sie 4 kawalki, natomiast z utero 3, ktore brzmia inaczej niz ich albumowe odpowiedniki, cala plyta przypomina mi bardziej folka niz grunda, zwlaszcza za sprawa wolanego wystepu Cobaina, ktory brzmi dla mnie prawie jak Neil Young na tonights the night, mam na mysli jak slychac artyste w tym co spiewa, to i moze bardziej akustyczne podejscie do kompozycji i ciekawe dodatkowe instrumentale jak akordeon Novoselica z trzeciego traku nadaja plycie folkowego lub przynajmniej akustyczno rokowego klimatu, o ile tak mozna powiedziec o grungu, plyta brzmi jakby siedzialo sie w tym studio, traki sa polaczone krotkimi przerywnikami co bedzie grane nastepne no i reakcjami publiki, jakos nigdy nie bylem fanem nirvany, ale dobrze sie sluchalo tego lajwa, calkiem inaczej niz neverminda, ciekawe w jaka strone muzycznie by poszli, gdyby Kurt sie nie kopyrtnal, na plejke dodam raczej cos z coverow zeby nie duplikowac trakow, wiec trak jezusowy i czleka co sprzedal swiat
4
Jan 19 2022
View Album
Talking Book
Stevie Wonder
Funkowy tydzien, ale jednak inaczej, bo pierwszy raz na liscie Stevie Wonder, czyli postac ikona, ktorej muzycznie jednak nie kojarze za bardzo, talking book jest to 15 album w jego dyskografii z roku 72, w tamtym czasie mial 22 lata i juz 15 albumow za pasem, wiec juz nie dziwne dlaczego jest okreslany on geniuszem, nie tylko przez fakt bycia niewidomym muzykiem, ale czego dowiedzialem sie po tym albumie, multiinstrumentalista, kompozytorem, lirykiem, prawdziwy czlowiek orkiestra, niby pietnasty album, ale podobno dopiero drugi w klasycznym okresie Wonderowym, wiec dobry material na start, co rzuca sie na uszy, to fakt, ze wiekszosc trakow jest stworzona w calosci przez Wondera, kawalki z piecioma instrumentami, to standard tego albumu, wiec jest mocne lejerowanie dzwiekow, sporo synthowego brzmienia ktore nadaje soulowym lirycznie kawalkom funkowego brzmienia, a co za tym idzie przenosi je blizej mainstreamu, jak jeden z hajlajtow plyty maybe your baby, czy superstision, ktore mnie najbardziej kupily swoim brzmieniem, obok nich na plejke dodam jeszcze otwierajacy you are the sunshine of my life, 4 z 10 kawalkow byly wspolpisane, dwa z ex zona Syreeta Wright, a dwa kolejne z Yvonne Wright, zbieznosc nazwisk przypadkowa, plyta tak dobra, ze nawet pan prezydent hamerykanski mial z niej kawalek do slubu, chodzi o obamow i songa you and i, motywem przewodnim plyty bedzie milosc i jej odcienie, wiec jest w czym wybierac, ale nie zabraklo miejsa na ambitniejsze tematy spoleczne, jak na superstitions czy big brother, ktory ma w swoje sporo folkowego brzmienia przez, to ze glownym instrumentalem jest hamronijka, dodatkowo liryka oparta na orwelowskiej tworczosci, 43 minuty sluchowiska roznorodnego gatunkowo i stylistycznie, ktore zacheca do zapoznania sie z reszta klasycznej tworczosci Wondera
4
Jan 20 2022
View Album
Birth Of The Cool
Miles Davis
Kolejny Miles na liscie, juz czwarty, tym razem z dosc zaskakujacym albumem, bo nie jest to studyjny krazek, a raczej kompilacja nagran z 49 i 50, wydana dopiero w 57, a material stanowil podwaliny cool jazzu, ktory najlepiej jest znany wlasnie z studyjnych plyt Davisa tamtego okresu, wiec miles ahead czy porgy and bess, po ktorych dopiero przychodzi epoka modalnego grania, jak na zaliczonym juz na liscie kind of blue, wiec nazwa kompilacyjnego krazka zobowiazuje i serwuje swieze podejscie do bebopu, podanie go w coolowym wydaniu, ciezko sprawdzic kto gra na ktorym traku, bo material byl nagrywany przynajmniej na trzech sesjach, ale nazwiska sie przewijajace obok Davisa, to raczej biala strona mocy jazzowej, jak zreszta przystalo na coolowy jazz, ktory zazwyczaj kojarzy sie z bialymi artystami, ale sa oczywiscie wyjatki od tej reguly i wsrod nich bedzie John Lewis z Modern Jazz Quartet, ktory ma na plycie swoje dwie aranzacje, to jest move oraz rouge, 11 kawalkow w 32 minuty, co daje dosc krotki kompozycje jak na jazz, na plejke dodam boplicity i otwierajacy plyte move, o ile slucha sie tego albumu szybko, bo taka krotka forma, to brak jej spojnosci, bo slychac, ze kazdy mial wlasny pomysl na coolowe brzmienie, wiec przynajmniej mozna otrzymac szersza perspektywe na granie lub tworzenie sie jednego gatunku przez kilku artystow, a to wszystko na jednej plycie
3
Jan 21 2022
View Album
Siamese Dream
The Smashing Pumpkins
Nowosc na liscie w postacie pumpkinsow, czyli jednego z filarow hamerykanskiego grunda/alternatywy/indyjskosci.lamanej przez popowy sukces, samemu bande kojarze jedynie z hitowych kawalkow i epickiego dwugodzinnego albumu mellon collie i nieskonczona smutnosc, ale dzisiaj na tapecie siamese dream z roku 93, ktory jest drugim krazkiem w dyskografii bandy, 62 minuty na 13 trakach, ktore sa tak przepakowane gitarowo, ze nie da sie po jednym odsluchaniu uslyszec calego traka, niekotre kawalki maja ponad 30 overdubow gitarowych, a gitary pumpkinowe to efekty na efektach, zarowno Corgana jak i Jamesa Iha, bo obaj slyna z wyszukiwania jak najbardziej oryginalnych brzmien, o ile na melankoli byly miejsca ciezkie gitarowo, tak tutaj latwiej ciezko o brak takich miejsc, wyjatkami sa kawalki spaceboy czy koncowka plyty luna i sweet sweet, czuje ze odbilem sie lirycznie od tej plyty, bo nie mam pojecia o czym moze byc, jak wiekszosc tworczosci Corgana jest to muzyka smutna, bo nieudane zwiazki, dziecinstwo abusowane, twarde narkotyki, samobojowe nastroje, ale nie ma tu tego czegos co oczarowalo mnie gdy sluchalem melakoli, mozna sie spuszczac nad tym jak ta plyta nie brzmi ile napracowanka w tak wylejerowane brzmienie, ale jak prosty chlopak z debicy bardziej ciesza mnie mniej skomplikowane kompozycje jak spaceboy, ktory ma byc o autystycznym mlodszym bracie billa, wiec tez wholesone motyw w porownaniu z chocby majonezowym giberiszem, ktory znowu prezentuje to warstwowane brzmienie, tak czy inaczej ciekawy odsluch, na plejke leci today jako reprezentant nie az tak corganowego mooda, soma lejerowanie definujace brzmienie plyty i spaceboy za bycie akustyczna odmiana krazka
3
Jan 22 2022
View Album
Abbey Road
Beatles
Kolejna wykreslanka beatlesowa na liscie, tym razem trafilo na abbey road, wiec 11 album w dyskografii bandy i przedostatni przed disbandem, niezmiernie popularny, co zreszta pokazuje topka generatora, na ktorej wrecz kroluje abbey road, wiec wynika z tego, ze jest to najbardziej popularne wydanie beatlesowe, pewnie za sprawa klasycznej okladki przejscia dla pieszych, jaki zbieg okolicznosci, ze akurat dzisiaj czytalem o otwarciu tego studia w ktorym wiekszosc materialu na te plyte byla nagrywana, jak dla mnie dziwna plyta, nie tylko ze wzgledu na fakt, ze najlepsze traki sa od Harrisona, mowa o something i here comes the sun, ale o sama popowosc, zwlaszcza drugiej strony albumu, bo sluchajac jej mam skojarzenia z residentami i ich komercyjnym albumem, wiec jako parodia beatlesow chyba sie sprawdzil, wieksza czesc b sida, to traki minutowe lub dwuminutowe, wyjatkami od nich jest octopusowy song od Ringo, bedacy drugim kawalkiem pod ktorym jest podpisany w dyskografii zespolu, czy wspomniany juz here comes the sun, czuc ze duet McC-Lennon juz nie byl taki plodny, bo ciezko o cos interesujacego, przewijaja sie yokowe motywy, przewidywania disbandowe, ale druga strona jak dla mnie jest zarowno lirycznie jak i muzycznie skladana ciezka do ogarniecia, wygladajaca raczej jak misz masz tego co bylo i mozna bylo wrzucic na plyte, ale beatlesowe fangeje, jako jeden z najgorszych gatunkow fanow w swiecie muzyki, potrafia stworzyc niestworzone teorie jakoby to byl jeden song na pol b sida, jednak sluchajac carry that weight i nastepujacego po nim the end, ktory jest zamknieciem albumu, jesli nie liczyc ukrytego traka her majesty, to nie mozna odmowic beatlesom ladnego pozegnania, bo chociaz nie jest to ostatnia wydana plyta, jest jednak ostatnia nagrana razem, wiec o ile let it be nagrywane bylo w nerwowo, bo pod kamerami, tak abbey road mozna sluchac jako album pozegnalny bandy, ktora wie ze nie da sie dluzej ciagnac na sile odcinania kuponow, no i jest to tez najlepiej technicznie nagrany krazek bandy, bo technologia juz poszla do przodu, a zaplecze technikow grupy, to pokazna lista nazwisk, na plejce juz mialem Harrisonowe kawalki, ale dodam do nich oktopusowy song i duet carry that weight z the endem, na ktorym wokalnie wystepuje caly zespol, natomiast the end featuruje girarki trzech czlonkow i drumsy ringowe, co daje kazdemu mini solo, mini, bo kawalek dwuminutowy, moze po tym przesluchaniu jakos bardziej docenilem te druga strone plyty, ale nadal jestem zdania, ze zdecydowanie przehajpowany album w rankingu generatora
4
Jan 23 2022
View Album
Are You Experienced
Jimi Hendrix
Taki album trafilo na dzien akurat w ktorym nie zyje
5
Jan 24 2022
View Album
It's A Shame About Ray
The Lemonheads
Tak hamerykansko brzmiacego albumu dawno nie slyszalem, w negatywnym znaczeniu tego zwrotu, pierwszy raz takze slysze o lemonheadsach, ale gdy spotifajowym najbardziej granym trakiem jest cover, mrs robinson, ktory jest bonusowym trakiem tego krazka, to wiedz, ze cos jest nie tak, bo cale 30 minuty plyty brzmia jak pierwszy trak, wyjatkiem jest ostatni coverowy trak, na ktorym ktos zastapil tego niepelnosprytnego basiste, co troche zmienilo kompozycje, ale 12 orginalnych trakow nie brzmi zbyt tak lekko, ze jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie, pan Dando tworzy raczej liryki, tak typowo hamerykanskie, ze az do bolu, hamerykanskie jak lata 90 alternatywnej muzyki i kucingu, na plejke dodam kawalek tytulowy, ktory najlepiej oddaje odcienie szarosci w jakich utrzymana jest plyta
1
Jan 25 2022
View Album
Endtroducing.....
DJ Shadow
Pozytywne zaskoczenie, bo mocno zareprezentowana instrumentalna czesc murzynskiej muzyki, tym wprowadzeniem pana DJa Shadowa, ktory choc czarny za bardzo nie jest, to jednak wie jak w samplowanie, bo ponad godzinny krazek jest kopalnia klasycznych murzynskich sampli jazzowo funkowych, jak i zarowno wprowadza sporo rokowych elementow, chocby nirwane czy metalike, ale gdybym mial wybrac swoj ulubiony sampel plyty, zdecydowanie kierowalbym sie w strone traka organ donor, ktory sampluje tears od Giorgio Morodera z 72, chociaz w instrumentalnym rapie sample to spora czesc muzyki, to jednak umiejtnosc ich wykorzystania i zabawa nimi jest najwazniejsza, a jako ze jest to debiutancki krazek, to ma w sobie on sporo tej swiezosci, naginane tutaj sa reguly tworzenia instrumentali lat 90, bledujac instrumentalne soundtracki do zycia z luznymi kawalkami pelnymi skreczy i funkowych sampli, wzbogacone o noirowy klimat i przyprawione skitami, ktore skladnie lacza kolejne kawalki, pierwszy raz slucham dzisiaj endtroducing i raczej bym nie dal jej ponad 25 lat, bo brzmi tak wspolczesnie, moze to rowniez przez to, ze tak sie juz osluchalem z ostatnimi materialami od pana Shadowa, wiec z our pathetic age czy the mountain will fall z ktorego traczek z RTJ chyba najwiekszej popularnosci mu narobil w mainstreamie, wiec pozytywne zaskoczenie, ze instrumentalny hip hop rowniez ma swoja reprezentacje na liscie i to jeszcze z hameryki, bo jeden moby juz wystarczy na 1000 albumow, na plejke instrumentalna traczek organowy, building steam with grain of salt i magnum opus plyty czyli midnight in a perfect world
4
Jan 26 2022
View Album
Rust Never Sleeps
Neil Young & Crazy Horse
Pan Young bedzie jednym z najczesciej przewijajacych sie postaci listy, bo jest to juz conajmniej szosty album na ktorym go mozna uslyszec, no i drugi w kolabie z crazy horsem, slucham pierwszy raz i wczesniej znalem jedynie openingowego traka, przez kobejnowa notke, w ktorej wykorzystal zwrot z tego kawalka, krazek z 79, ale nagrywany na przestrzeni miesiecy pomiedzy 76 a 78, specyfczny album, bo czesc kawalkow nagrywana byla podczas zwycowych wystepow, a czesc w studio, znacznie mniej jest tych studyjnych, bo tylko dwa kawalki z pierwszej strony sail away i pocahontas, kolejnym elementem wyroznijacym plyte jest styl w jakim jest utrzymana, bo stara sie on pogodzic w sobie Neila Younga harvestowego snujacego folkowe ballady na a sajdzie z przelamujacym nowe wody muzyczne b sajdem, bo po wypaleniu CSNY Young szukal inspiracji koncertujac chocby z crazy horse co slychac na drugiej elektrycznej stronie krazka, featurujacego cztery kawalki z wystepow na zywo, chociaz troche pooverdubowane, ostatnim ciekawym elementem ktory zapada w pamiec po przesluchaniu jest kompozycja otwarcia i zamkniecia, my my, hey hey i hey hey, my my, ciekawy zabieg podkreslajacy motyw przewodni plyty zawarty w tytule, czyli rust never sleeps, poza tymi utworami mocno do tej frazy odnosi sie thrasher, prawie doslownie opowiadajacy o reszcie ekipy z czasow CSNY, ale przede wszystkim o Youngu i o jego szukaniu czegos wiecej w tym co juz robi, bo najlatwiej jest odcinac kupony od tego co jest znane i lubiane, a eksperymenty w muzyce nie zawsze sluza popularnosci, jak mowi epilogowy utwor, kolejny raz sie przekonuje, ze nie samymi solowymi materialami dyskografia neilowa stoi i pozycje z crazy horsem to rowniez mocne materialy, na plejke opening i ending i jeszcze z a sajda dodam trashera i sail away, dodam jesli spotify na to pozwoli, bo w tej chwili niby album widze, ale jednak odtworzyc go sie nie da, dziwna sprawa, bo zazwyczaj zablokowanych w regionie albumow nie widac w cale lub sa niedodawalne, wiec moze to jedynie bug appki
4
Jan 27 2022
View Album
Fuzzy
Grant Lee Buffalo
Pierwsze slysze, a brzmi dosc generycznie jak na rokowe standardy lat 90, to raczej nawet gdybym gdzies slyszal, to nie przypomnialbym tego sobie, plyta z 93, ktora jest debiuten pana Granta, nagrywana jako trio z Kimblem na basie i klawiszach oraz Petersem od instrumentow membranofonowych, sam Buffalo poza wokalem ogrywa jeszcze gitary, akustyka i elektryka, wiec plyta mocno overdubowana co dziwnie czuc, niby znosnie sie tego slucha i sa momenty gdzie zmiana pomiedzy akustykiem, a elektrykiem w locie daje ciekawe efekty, jak na tytulowym traku, ktory jako jedyny jest sluchany na spotifaju, bo iles milionow wyswietlen ma, gdy reszta plyty ledwo setki, bo reszte najkrocej podsumowac mozna jako mialkie 48 minut rozbite na 11 trakow, plyta nuzy nie tylko dlugoscia, jest to alternatywny rock, ale pan buffalo nie tylko z nazwiska czy okladki wyklada raczej na folkowca, bo lirycznie tez potrafi opowiadac o wszystkim i o niczym, a znalezc w tym cos dla siebie bylo mi ciezko, jedynie kawalek dixie drug store swoim poziomem absurdu i jambalajowym chorusem mnie kupil, wiec bedzie to plejkowy pick, ale reszta pomimo tego, ze jest sluchalna nie trafila do mnie, do tego dochodza denerwujace aspekty techniczne tego overdubowania, ktore nadaje sztucznosci brzmieniu, a zwlaszcza majac swiezo przesluchanego lajwa od Younga jest to jeszcze wyrazniejsze, kolejna sprawa sa wokale, ktore tez dziwne zmasterowane, bo o ile pan Lee spiewa jak spiewa ani mnie on grzeje, ani chlodzi, to jednak sa moemty gdzie trzeba krecic glosnoscia w jedna czy druga strone, bo pozycja wokalu lubi sie zmieniac z utworu na utwor, moze przez to ze w dwoch roznych studiach nagrywane, ale zeby az tak to bylo slychac jest niecodziennym sluchowiskiem
2
Jan 28 2022
View Album
The Pleasure Principle
Gary Numan
Nie wiem skad kojarze postac, ale muzycznie pierwszy raz slysze, a pan Numan uraczyl tym czym lata 80 swoja, czyli popem i synthem, plyta z 79 jest jego debiutanckim solowym materialem, chociaz samemu nie gra, bo klawiszowiec, drumer i basiarz mu towarzysza na tej plycie, 41 minut i 10 trakow opartych na tym co syntezator wypluje, zastapily one gitarowe brzmienia, lirycznie rowniez stara sie byc futurystyczna jak tylko sie da, wiec roboty, samochody, czy inzyniery sa tematami na utwory, a to wszystko wyspiewane z tak denerwujaca maniera, ze tylko dziekowac za tak niewielka dawke lirycznej strony plyty, bo spora czesc materialu to instrumentalne brzdakania, a co do brzdakania to najciekawszym efektem byl znieksztalcony basior na M.E. ktory featuruje takze wiolaczele chyba jako jedyny kawalek plyty, wiec kolejny egzotyczny smaczek, najbardziej mi podeszly trzy traki bonusowe, ktore calkowicie poszly na instrumental i najbardziej przypominaja kraftwerkowe tworczosci, natomiast glowna czesc plyty, to synthowe brzdakanie dla wyspiarza oi
1
Jan 29 2022
View Album
Protection
Massive Attack
Kolejny wyspiarski albumik wjechal, tym razem massive attack z ich drugim studyjnym krazkiem protection, ktory kontynulujac tradycje z blue linesow blenduje style i gatunki zeby wypluc z nich czilujace downtempowe traczki, ktore najlatwiej zaklasyfikowac jako trip-hop, wiec kolejny dzien z elektronika, ale tym razem 49 minut odsluchu to czilera, dziesiec kawalkow, a mozna naliczyc z 6 roznych wokali, to wlasnie co najbardziej mi przeszkadzalo podczas odsluchu, bo o ile beaty sa ciekawe, to wokalnie loteria, lirycznie szczepy ktore ciezko nawet oceniac, ciezko sie polapac w tym kolektywie massivo attackowym, ale o wiele bardziej bym wolal plyte jako czysty instrumental, jak na trakach heat miser i weather storm, ktore leca na plejke, bo szlagiery plyty, czyli otwierajacy protection czy karmacoma ze swoimi wokalami, to dla mnie bardziej missy niz hity, no ale i tak zdecydowanie lepiej sie tego sluchalo niz wczorajszego picka lub podobnego gatunkowo muzyka wyspiarskiego, ktory juz przewinal sie przez liste z podobnym materialem, choc o wiele bardziej bardziej popowym
2
Jan 30 2022
View Album
We Are Family
Sister Sledge
Sam tytul, czy chocby nazwa bandy zapowiadala ciezki material, ale jeszcze tak diskowego szitu nie bylo na liscie, grupa typu 4 baby, siostry, sobie spiewaja, ktos im przygrywa, ktos pisze co maja spiewac, tortura diskowa w klimacie r&b trwala 43 minuty na 8 trakach, gdzie kazda z siostr znalazla utwor dla siebie, ale jak przystalo na disko chorki siostrzane sa na porzadku dziennym, gdzie jedna przewodzi reszta wspiera bakujacymi wokalami, a to wszystko w oprawie poteznego bandu, bo nazwisk grajkow bedzie z 20, tak grane, ze jeden kawalek nie rozni sie praktycznie od drugiego, nudno, ale skocznie, jak przystalo na muzyke popularna goracych lat 80 na nozke i z przytupem, na plejke dodam lost in music jako najbardziej neutralny song albumu
1
Jan 31 2022
View Album
Let It Be
The Replacements
Hameryczkowy strik sie rozpoczyna, trzecim studyjnym krazkiem punkowej bandy the replacements, ktora kojarze, ale nie wiem skad, a nawet na plejce cos juz od nich mam, co do samego let it be to znaczaco wychodzi poza punk, celujac gatunkowo juz w post punk, a w niektorych momentach indyjski rock, gdzie lomotanie na gitarkach i giberisz zostal zastapiony brzmieniami klawiszy i mandoliny, jak na openingowym i will dare, featurujacy gitarkowo pana Bucka z remu, trak solidnie otwiera ten dosc krotki, bo 33 minutowy album, na 11 kawalkach banda porusza tematy zarowno typowe dla gatunku, czyli nie dawanie szitu czy to na zwiazki romantyczne, czy tez zawodowe, zwiazki telewizji z muzyka popularna, czy zwiazki mlodosci, a nawet zwiazki z dokturami, ale czuc ze motywem przewodnim ma byc tutaj okres dorastania, wiec bedzie o wyobcowaniu dziwnych jednostek, song o lpgtqw+ zanim stalo sie to modne, pierwszych milosciach, seksach lub jego braku, solidnie zapelnione 33 minuty materialu, gdzie jeszcze znalazlo sie miejsce na covera, to jest black diamond od kissa, rozszerzone wersje maja rowniez inne covery w tym takze od t rexa, podobno banda chciala tym jeszcze bardziej niz przebierankami w damskie fatalaszki rozezlic purystow punkowych, ale ciekawa banda, bo trzymala sie tego o czym spiewala, czuc ze grali tak jak chcieli i brzmi to autentycznie, zarowno o migdalkach jak o wystepach w cyrku, ktorymi mialy byc koncerty zespolu, na plejke dodam dwa pierwsze utwory, ale cala plyta jest na tyle kompaktowa, ze dobrze sie tego slucha w jednym posiedzeniu, wiec obok i will dare laduje favorite thing
3
Feb 01 2022
View Album
Come Away With Me
Norah Jones
Album z gatunku 15 minut przesluchane, a juz chce sie lulac, a tu jeszcze pol godziny do konca, come away with me jest debiutanckim krazkiem pani Norah Jones, ktora wyglada na to jest dosc popularna artystka biorac pod uwage ilosc grammy ktore nakradla, wiec niby kojarze nazwisko, choc bardziej imie, ale muzyka nic mi nie mowi, tak samo wyglada to po przesluchaniu tej plyty, bo jest to generyczny pop pisany przez x ludzi, produkowany przez kolejne x, wyspiewane przez ladny glos, czyli recepta na mainstreamowy sukces, znalazlo sie na liscie, wiec chyba dziala, tak samo z czescia instrumentalna plyty, ktora kolysze czlowieka do snu, sama pani Jones gra glownie klawisze, reszta natomiast to muzycy sesyjni, ktorych mozna naliczyc z 13, wiec kazdy trak ma niby cos swojego, a jednak brzmia tak podobnie, na plejke listowa dodam openingowego dont know why, ale rownie dobrze moglby to byc kazdy kawalek tak ciezko o wyrazne roznice pomiedzy piosenkami, z pewnoscia to nie moj gatunek, ale gdy po przesluchaniu albumu dostalem polecane utwory na podstawie tej plyty, to o wiele lepiej sie sluchalo bez rozumienia liryki francuzkich kawalkow, tak samo mam z hinskimi trakami z tego co zauwazylem, ale przynajmniej juz wiem z czym sie je pania Norah Jones
1
Feb 02 2022
View Album
Histoire De Melody Nelson
Serge Gainsbourg
Kolejny dowod na potege matrixa listowego, wczoraj pisze o wyzszosci francuzkiego popu nad hamerykanskim, a dzisiaj dostaje jeden z najbaradziej eksperymentalnych, a nadal popowych albumow listy, bo takim wlasnie krazkiem jest histoire de melody nelson, plyte ciezko zaklasyfikowac gatunkowo, bo o takie kombo psychodelii, orkiesty i funku naprawde ciezko, pan Serge Gainsbourg na 28 minutach krazka opowiada historie zwiazku tytulowej lolity z panem wieku sredniego, oczywiscie autobiograficzne watki, jak przystalo na francuza, pan Serge opowiada historie swego zycia z lolita, nie jestem pewien czy na okladce jest akurat jego lolita, ale guglowanie albumu zwraca fotki pana Serga z podobnie loliciarska lolita, lecz nie sam motyw przewodni jakim jest tak francuski zwiazek stanowi o eksperymentalnosci tego albumu, ale muzyka, ktora latwiej zrozumiec niz francuzkie liryki naszpikowane grami slownymi z ktorymi translacja przegrywa nierowna walke, bo muzycznie jest to unikalne polaczenie funkowego rockowania z harmoniami muzyki synfornicznej, najlepiej te polaczenia graja na najdluzszych kawalkach epka, czyli otwierajacym i zamykjacym kompozycje melody i cargo culte, zwlaszcza ten drugi swietnie buduje napiecie przez stopniowe wprowadzanie kolejnych brzmien, zaczynajac od pojedynczych fristrajlowych brzdakniec elektryka, rytmicznego drumienia, zeby w polowie traku dojsc do czesci chorkowo symfonicznej i zamknac z przytupem wszystkim co fabryka dala, kompozycje z tej plyty sa dzielem pracy w duecie z Jean-Claudem Vannierem, dosc popularne imie tej plyty, bo jeszcze trzy osoby o takim imieniu sa featurowane na liscie personelu w tym jako producent pan Jean-Claude Desmarty, ktoremu trzeba pogratulowac tak swietnie brzmiacego nagrania, zwlaszcza jak na rok 71, wiec pomimo tego, ze lirycznie album pozostaje dla mnie engima, to jednak sluchalo sie go swietnie, w mysl zasady z poprzedniego pika, im mniej sie cos rozumie tym przyjemniej sie tego slucha, ciekawe ile swojej zaslugi w nagraniach mial sam pan Serge jako muzyk, bo tez jest zlistowany jako pianino, ktore sie troche przewija oraz gitara, chociaz tutaj tych gitar jest zdecydowanie wiecej niz jedna, tak czy inaczej album krotki, ale zostawiajacy wrazenie ktorego sie latwo nie zapomni, na plejke leci endingowy utwor, a cala plyta na poleczke spotifajowa, dajac kolejny powod do nadrobienia lolity nabokova
4
Feb 03 2022
View Album
The Slider
T. Rex
Drugi album T.rexa na liscie, ktory nawet chronolgoicznie sie uklada, bo slider z 72 byl poprzedzony elektrycznym wojownikiem, wiec trend glamowy jest nadal utrzymywany, album troche dluzszy, bo 53 minuty, ale jednoczesnie mniej plodny w hitowe songi, bo samemu kojarze z tej plyty jedynie ballrooms of mars, choc nie zmienia to faktu, ze stylowo bardzo przypomina warriora, wiec laczenie spokojnego akustyka z ostrzejszym szarpnieciem, bas wokol ktorego budowana jest wiekszosc trakow, no i pan Visconti, ktory tak jak na poprzednim albumie jest producentem i ogarnia sekcje smyczkowe, ktore nie sa naduzywane, a jednak sa czyms charakterystycznym dla brzmienia bandy, ktora zdefiniowala gatunek glamowego grania, lirycznie jak zawsze jest mocny giberisz za ktory mozna kochac lub nienawidzic pana Bolana, bo sztuka jest pisac prosto, zeby brzmialo cos lekko, a jednoczesnie przemycic tam cos konkretnego, jak rantowanie na Dylana i jego madre liryki na kawalku, ktory ma 50 linijek, z ktorych polowa to wyrazy dzwiekonasladowcze jak ma to miejsce na mystic lady, dodatkowo bedac fangejem Dylanowym, ot taki dualizm czleka i artysty, nie moglo zabraknac takze licznych referencji do motoryzacji, tak ironicznej jego przypadku, w 43 minutach znalazlo sie takze miejsce na odniesienia do muzyki elvisa, floydow, czy beatlesow, bo plyta powstawala akurat gdy Ringo krecil dokument o t rexie, ktory byl nagraniem dwoch koncertow, wiec sam Ringo jest zlistowany w personelu jako autor okladkowego szota, dobrze sobie czasem odswiezyc takie klasyki i miec porownanie z tym co sie przewija przez liste, nadal utwierdzajac sie w swoim fangejostwie Marcowym, na plejke dodam openingowego metal guru, ktory ma byc utworem o niespersonifikowanym bostwie i telegram sam, ktory opowiada o blizej nieokreslonej osobie telegramujacej, kto by sie spodziewal
4
Feb 04 2022
View Album
Darkness on the Edge of Town
Bruce Springsteen
No i kolejny Springsteen wlecial na liste, tym razem rowniez chronologicznie jak w przypadku trexa, bo Darkness on the Edge of Town z 78 jest czwartym studyjnym krazkiem artysty, na ktorego troche bylo trzeba czekac po sukcesie born to run, jak nie wiadomo czemu, to zawsze bedzie chodzilo o piniadze i zle wytwornie plytowe, wiec dopiero po trzech latach udalo mu sie wydac kolejny material, slucham albumu pierwszy raz i nie potrafie skojarzyc zebym slyszal cos z niego wczesniej, wiec prawdziwym jest stwierdzenie, ze nie byl az takim sukcesem komercyjnym jak poprzednia plyta, ale jak dla mnie jest tylko lepiej niz bylo na runie w ktorym dominowaly idealy hamerykanskosci, pogon za marzeniem, pieniadzem, ladnym samochodem, czy szybka baba, tutaj natomiast troche zmienia sie perspektywa, o czym juz informuje tytul czy okladka z wczorajszym panem Brucem, idealistyczna pogon za czyms zostala zastapiona szara rzeczywistoscia, ktora najlepiej oddaja kawalki takie jak factory czy streets of fire, chociaz nie jest to koncept album, to jednak czuc jaka byla mysl przewodnia przyswiecaja kreacji bohaterow tych Springsteenowych opowiesci, sporo mozna sie doszukac w liryce odniesien biblijnych, ktore takze sa czyms charakterystycznym dla heartlandowego rocka, do ktorego mozna zaliczyc ten krazek, ktorego protagonistami sa zwykle chlopy ze zwyklymi problemami, kolejny raz zaskakuje jak wokalna ekspresja moze byc elastyczna na przestrzeni jednego albumu czy nawet piosenki, jesli nawet ciezko czasem przez to zrozumiec tekst, to jednak niesamowicie oddaje emocje taki wokal, jak na kawalku adam raised the cain, z ktorego bije kainowosc, instrumentalnie takze slychac zmiane w podejsciu do nagran, o wiele krotsza lista personelu, pojawia sie jedynie The E Street Band, ktora nagrywa teraz bardziej na zywca, a nie tak bardzo overdubowo, co nadaje materialowi autentycznego brzmienia, E Streetowa banda, to szesciu muzykow, ktory brali udzial w poprzednich nagraniach pana Springsteena, wiec nie zabraklo saksy Clemonsa czy pianina Bittan, ktore na tym albumie wydaje sie byc nawet wazniejsze niz gitara Springsteenowa, ktora jednak ma swoje epickie solowki, jak na candys room, czy streets of fire, jak muzyka o prostych ludziach, to nie moglo zabraknac ulubionego instrumentu country, wiec harmonijki, ktora takze ma swoje swietne solowki jak na the promised land, 42 minuty solidnego materialu, ktory zmienil moje postrzeganie pana Bruca jako artysty szlagierow typu born in the USA, na plejke leci otwierajacy badlands, ktory ma jedne z lepszych linijek refrenowych plyty, jesli ktos wie jak tworzyc openingowe traki, to wlasnie ten pan, oraz wspomniane juz kawalki factory i promised land
4
Feb 05 2022
View Album
Melody A.M.
Röyksopp
Czesto gesto elektronike wylewa z listy, tym razem w jakze ambitnym gatunku trip hopowym, wiec lajtowe bity raczej downtempo oparte na brzmieniu synthow sprytnie wykorzystanych do tworzenia muzyki bedacej woda na mlyny tworcow reklam z wczesnych lat 2k, melody a.m jest debiutanckim krazkiem norweskiego duetu röyksopp, na 46 minutach eksperymentow mozna doszukac sie dwoch glownych nurtow, muzyki reklamowo windowej jak eple, przypadek ze song zostal wykorzstany przez apple podczas instalki macowego OSa, in space, czy otwierajacego so easy, ta strona plyty jest jeszcze calkiem sluchalna, bo przypomina mi troche lofikowe beaty przez takie drumowanie i eksperymenty z synthami, miejscami przypominajca troche to co slyszalem juz na plycie of boards of canada wczesniej na liscie, no ale jest i druga czesc, o wiele bardziej popowo wokalna, kawalki o niczym, spiewane przez nijaki wokal pana Øye na trakach poor leno i remind me, kolejnym glosem juz troche bardziej pasujacym do atmosfery plyty jest pani Drecker, ktora ma swoja partie na sparks, ale albumow slucha sie jako calosci i tak tez ocenia, a tutaj momenty w ktorych czlowiek musi otworzyc oczy, bo cos nie brzmi dobrze pojawiaja sie wraz z wokalnymi kawalkami, moze tez nie o same wokale chodzi, bo na meskich spiewanych trakach beaty sa zdecydowanie szybsze, na pleje dodam sparks, ktory jak dla mnie najlepiej reprezentuje style zawarte na tym krazku
2
Feb 06 2022
View Album
Veckatimest
Grizzly Bear
Tym razem wylosowalo cos calkiem nie tak starego, bo album z 2k09, bedacy trzecim krazkiem w dyskografii girzzly bearsow, czyli czteroosobowej bandy z nowojorskiego brooklynu, sama plyta to 52 minuty ciezkiego do zgatunkowania materialu na dwunastu kawalkach, bo jak tu doszukiwac sie stylow w indyjskim rokowaniu, ktore laczy w sobie akustyczne brzmienia dziwnych instrumentow, z dorobkiem wspolczesnej techniki produkcji muzyki w celu uzyskania orginalnych brzmien z srednio jakosciowych dzwiekow instrumentali, czy lejerowania wokali ktore jest tak przeruchane na tym krazku jak nigdzie, pierwsze skojarzenia gdzie juz slyszalem podobna muzyke nasuwa sie deerhunter od strony instruemntalnej, natomiast wokalnie bardziej foxygen, zwlaszcza traki pana Drosta, plyta jest podzielona pomiedzy dwoch wokalistow, ktorzy spiewaja roznie, ale na tak samo o niczym, bo jednak najslabszym aspektem plyty sa tak oklepane liryki, niczym z generatora indyjskich tekstow dla ambitnych sluchaczy, nie wiem czemu ale dodatkowo videosy promujace plyte rowniez podtrzymuja wizerunek pseudo artystycznosci zespolu, teraz pasuje zadac pytanie, czy to muzyka uformowala panow w takie artystyczne persony, czy raczej oni uformowali sie zeby pasowac do nurtu indyjskich grajkow wczesnych lat 2k, pytanie bez odpowiedzi, bo raczej nie rzuce sie na zglebianie reszty dyskografii zespolu, pomino tego, ze ta plyta rowniez ma swoje mocniejsze momenty, jak two weeks, ktory zdecydowanie wyroznia sie pod wzgledem instrumentalnym od reszty albumu, co przelozylo sie na ilosc odtworzen, bo jest to hicior nie tylko plyty jak i calej dyskografii zespolu wedlug statystyk spotifaja, a moze to przez wykorzystanie tego instrumentala jako brutalnego sampla u pana gambino, wiec rowniez dodam go na swoja plejke, no i jeszcze takim momentem byl utwor while you wait for the others, ktory natomiast wyroznia sie jakosciowym, jak nigdzie na krazku wokalu, polaczonym z chytrze wykorzystanym wspierajacy wokalem, ktory przez caly czas trwania traka jest gdzies z tylu i czai sie na swoja kolej, polaczone z zaglerka kanalowa moze sie to podobac, w moj gust akurat trafilo
2
Feb 07 2022
View Album
Sweet Dreams (Are Made Of This)
Eurythmics
Muzyka elektroniczna musi stanowic lwia czesc tej listy, bo jest to kolejny elektroniczny albumik z ery wszech synthowego popu nowej ery, bo plyta z 83, ktorej nawet jesli sie nie slyszalo, to kojarzy chocby z tytulu, bo sweet dreams jest tak wykatowanym utworem, ktory byl chyba wszedzie, ze zdziwilbym sie jesli ktos by go nie kojarzyl, co do samej bandy, a raczej wyspiarskiego duetu Eurythmics, tworza go pani Annie Lennox, ktora odpowiada za czesci wokalne i pan David A. Stewart, ktory wraz z pokaznym personelem technicznym tworzy synthowe kompozycje, chociaz tez woklanie sie udziela, ale na ile nie jestem w stanie stwierdzic przez androgenicznosc wokali sprzedawanych przez Lennox, co do liryki to jest ona przypisana duetowi, wiec typowo popowo jest o niczym w klimatach romansu, chociaz sam duet, ktory zaczynal jako romantyczna para juz sie rozpadl po okresie burzliwej milosci, co jednak nie przeszkodzilo w stworzeniu tak komercyjnie udanego krazka, wspomniana androgenicznosc wydaje sie byc motywem przewodnim teledyskow tej plyty, caly album na swoja wersje video, wiec 42 minuty materialu filmowego, ktory tylko utwierdza w tym przekonaniu, bo przed odsluchem kojarzylem tylko specyficzny teledysk sweet dreamsowy, reszta nie jest wcale mniej specyficzna, dreamsy wiec leca na plejke, jako cos co definiuje eurythmiki, a sam odsluch strasznie wymeczony, zwlaszcza te bardziej ambitne kawalki, jak jennifer czy i have got an angel ktore ida nawet w noisowe synthy, wiec juz troche mniej popowo niz standard plyty
1
Feb 08 2022
View Album
Chirping Crickets
Buddy Holly & The Crickets
Prawdziwie starozytny album, bo z 57 bedacy pierwszym i ostatnim wydanym za zycia Buddiego albumem swierszczy, wiec czworki mlodych i pieknych chlopcow z gitarami, kontrabasem i drumsami, chociaz precyzyjniej wydaje sie okreslenie jak widnieje na liscie, wiec Buddy Holly & The Crickets, bo jednak to on gitarkowal. byl glownym wokalem, i wspolautorem wiekszosci kawalkow, razem z panem producentem Normanem Pettym, co dzisiaj jest dosc niespotykane, zeby producent byl jednoczesnie autorem tekstow, ale Holly to pionier muzyki popularnej, wiec kiedys tak moglo byc, chyba niewielu artystow mialo taki wplyw na nurt muzyki popularnej i opraw okularowych w tak krotkim czasie, bo dwa lata po wydaniu tego krazka juz wydyntkowal, ale co do samej plyty, ultra kompaktowa forma 25 minutowego epka, ktory kiedys jednak byl pelnoprawnym albumem, bo takie wymiary vinylkowe byly, na tych 25 minutach udalo sie upchac 12 kawalkow, co daje praktycznie 2 minuty na kazdy kawalek i tak tez jest, bo piosenki sa bardzo szablonowe, zarowno lirycznie, wiec jak na poprzednim piku romantyczne balladowanie, identyczne podejscie do wykorzystania wokali wspierajacych od traku pierwszego do 12, ktore stanowia dodatkowa linie melodyczna z ich papa powaniem i innymi onomatopejami, instrumentalnie rowniez jest mocno przewidywalnie jak przystalo na styl rockabilly, ktory tutaj brzmi podrecznikowo dobrze, ale wynudzajaco po kilku utworach, slucha sie tego dobrze takze ze wzgledu na poziom techniczny nagrania, ladnie musialo byc to zremasterowane, bo nie brzmi to jak cos nagrywane w 57, zwlaszcza na kawalkach, ktore posiadaja szersza scene, to jest najbardziej na utworach z mocnym drumowaniem, ktore sa moimi faworytami krazka, jak that will be the day, czy im looking for someone to love, ktory featuruje takze gitarowa solowke, dluzsza niz 10 sekund, co jest osiagnieciem na tak ultra skompresowanym albumie, gdzie kazda sekunda czasu nagraniowego musi byc czyms zapelniona, na plejke dodam wspomnianego that wll be the day, ktory wydaje sie byc najlepiej sluchanym kawalkiem swierszczy z tej plyty, fanem pana Holliego nie zostalem, ale juz wiem skad okreslenie na dzien jego smierci, dzien w ktorym umarla muzyka
2
Feb 09 2022
View Album
Abraxas
Santana
I wreszcie jakas odmiana pomiedzy przeskakiwaniem uk i us, wiec latino rokowanie w wykonaniu bandy Santana, ktora swoja nazwe bierze od lidera formacji pana Carlosa Santany, tytul abraxas jest referencja do demiana hessego, krazek z 1970, nagrywany w hameryce, na zachodnim wybrzezu, co ma niewatpliwy wplyw na to jak brzmi ten album, bo ekipa santany, to miks latynosow i bardziej bialych hamerykanow, wiec plyta dwu jezykowa, chociaz i tak blizej jej do instrumentalnego albumu, bo trzy kawalki sa spiewane po angielsku przez klawiszowca Gregga Rolie, reszta jest instrumentalno latynoska, bo jakas liryka jest, ale sa to glownie rytmowe chorki, szesciosobowy sklad w ktorym jest podwojna perkusja i congi, jak na muzyke latino przystalo, bo gatunkowo najlatwiej nazwac to latino rokiem, ale rownie dobrze pasuje fuzujacy jazz na sambowych rytmach, albo mozna jak na discogu cala litanie Afro-Cuban, Fusion, Samba, Blues Rock, Psychedelic Rock, Chicano Rock, wiec bogaty miks, nawet jesli chodzi o zlistowane traki, to w 37 mintuach i 9 trakach jest wmieszanie orginalnego kontentu z coverami szlagierow jak oye como va, pana Tito, ktory juz sie przewinal przez liste, to wlasnie coverami stoi plyta, bo sa one najbardziej sluchanymi utworami wedlug spotifaja, poza Samba Pa Ti, ktory jest orginalnym santanowym kawalkiem, co do plejkowych pickow to zdecydowanie titowy cover i hope you are feeling better, ktory najblizej podchodzi pod psychodeliczne brzmienie, ktore jest zarzucane plycie, dodatkowo ostro porobione wokale, brzmiace prawie jak cos beatlesowego, czuje ze tej bandy o wiele lepiej sluchaloby sie na zywca, bo 37 minut plyty to zbyt malo jak na tak roznorodne granie
3
Feb 10 2022
View Album
Hearts And Bones
Paul Simon
Kolejny pan Simon na liscie, tym razem zaskoczyl o wiele bardziej popowym albumem niz ostatni Graceland, czy kolaby z Garfunkelem, Hearts and Bones z 83 jest szostym studyjnym albumem w jego dyskografii i poprzedza wspomnianego Gracelanda, sam album mial byc z poczatku kolejnym krazkiem duetu, ale podczas nagran artysci poszli w dwie rozne strony, pan Paul pokasowal wokale funkelowe i mamy solowy twor, 10 trakow na 40 minutach, plyta juz od samego poczatku atakuje brzmieniem synthowym klawiszy, ktore jednak nie jest naduzywane, bo jak na poprzednim Simonowym albumie lista featurow siega blisko 30 muzykow, wsrod ktorych znajda sie momenty warte uwagi jak solowka gitarowa z allergies pana Al Di Meola, czy smyczki na zamykajacym the late great johhny ace, ale pomiedzy tymi dwoma trakami plyta jest raczej mialka, no ale czego sie spodziewac po rokowania na modle popowa, za malo akustykowej gitarki, a za duzo funkowego popowego brzmienia, jak na trakach when numbers get serious czy think too much, nie potrafie sie takze wczuc w surrealistyczny styl liryczny w jakim Simon utrzymuje album, oczywiscie o zyciu milosnym jest wiekszosc tekstow z ktorych mozna sie dowiedziec sporo na temat zycia romantycznego pana Paula, dzieckach, malzenstwach, czy o niczym jak ksiezyce lub samochody i zeby w tym niczym cos przekazac co zostane ze sluchaczem po przesluchaniu plyty zostaje, w tym wypadku odbilem sie i co najbardziej mi zapadnie w pamiec, to historia jasia asowatego, ktory pretenduje do jednej z najlepszych smierci swiata muzyki, bo zeby bawic sie w przerwie pomiedzy setami rewolwerem celujac w ekipe zapewniajac, ze nie jest naladowany sprawdzic to na sobie zasluguje na jakies upamietnienie, wiec od dzisiaj lolowy ace bedzie mi sie kojarzyl z tym pijanym grajkiem i komiczna postacia, ktora tak zrobila mi dzien, bo nie dosc, ze najbardziej folkowy utwor plyty, to jeszcze taka historia jest na nim przemycona
2
Feb 11 2022
View Album
Bringing It All Back Home
Bob Dylan
Tym razem znowu wylosowal sie Dylan z mojego ulubionego okresu jego tworczosci, wiec przejscia folkowego brzmienia w twardsze rokowanie z uzyciem elektrycznych instrumentow, bedace mozna powiedziec narodzinami nowego gatunku, czyli folkowego rocka, ktore wlasnie mialo miejsce na Bringing It All Back Home z 65, bedacy szostym studyjnym krazkiem w dyskografii Bobowej, ktory idealnie balansuje pomiedzy folkowym Dylanem uczniem pana Guthriego, a czyms nowym, muzyka lat 60, ktora przejawia sie w wykorzystaniu elektrycznych instrumentali, wiec plyta na pierwszej stronie pokazuje swoje nowe brzmienie, wiec mozna posluchac pana Dylana na elektryku i kultowej harmonijce z kilkoma ciekawymi postaciami, jak Brucem Langhornem, ktory mial byc inspiracja dla kawalka mr tambourine man, na krorym takze go mozna uslyszec jako kounter melodie elektrykowa, tak samo jak na zamykajacym krazek its all over now, baby blue, na jak tak popularny album, tak bardzo rozpisany jesli chodzi o strone liryczna nigdzie nie moge znalezc kto bierze udzial w nagraniach danych kawalkow, a szkoda bo zwlaszcza na pierwszej stronie gdzie instrumentalnie sporo sie dzieje sporo osob wydaje sie pominietych, bo jak to w przypadku wiekszosci Dylanoiwych nagran sesje zamknieto ekspresem, bo wystarczyly dwie sejse na nagranie wszystkiego co mialo sie znalezc na plycie, a nawet wiecej, bo caly album zostal nagrany z elektrykami, ale jedynie czesc dostala sie do wersji ostatecznej, to polaczenie elektrykowego A sajda z klasycznym folkowym B sajdem jest czyms co sprawia, ze ta plyta jest tak wyjatkowa dla mnie w dyskografii Dylanowej, jako jeden z najbardziej influencyjnych jego wydan, co do strony lirycznej, to juz wczesniej sie rozpisywalem nad tym jak barwne historie potrafi on tworzyc praktycznie o niczym i jak tworzyc bohaterow, z ktorymi czlowiek potrafi sie zrzyc w ciagu kilku minut trwania piosenki i tutaj jest dokladnie tak samo, wiec plyta otwiera abstrakcyjna opowiesc w ktorej glowna role dostaja drugi i milicja, wiec typowa opowiesc o zyciu pod tytulem subterranean homesick blues, tak wyglada wieksza czesc pierwszej strony, ktora stanowi swojgo rodzaju epicko sarkastyczny komentarz hameryki tamtych czasow, druga czesc tej strony beda dwa love songi she belongs to me i love minus zero, z pierwszego traka wynika bardziej, ze to on nalezy do niej, bo tak idealna jest ta wybranka, bo tak wlasnie wyglada pani z okladki, love minus zero takze kontynuuje temat milosci idealnej, dluzsza nazwa tego kawalka zawiera takze /no limit ktory swietnie pasuje do tej teorii, druga strona swietnie pokazuje kontrast jaki instrumental potrafi stworzyc, nadal komentowane sa podobne tematy, tylko teraz maja calkiem inne brzmienie, czego swietnym przykladem jest its alright, ma im only bleeding, pietnastozwrotkowy komentarz lat 60 i spoleczenstwa hameryki z ktorego pochodza jedne z najbardziej kultowe teksty, jak o nagim prezydencie, czy gilotynowaniu, no i jest pan tamburyniarz, ktory jest jednym z najbardziej kultowych utworow w dyskografii Dylana, tyle razy coverowany, a jednak tutaj brzmi dla mnie najlepiej, jeden z tych kawalkow ktore potrafia przeniesc czlowieka do innego miejsca, takim miejscem moga byc wrota edenu, czyli jeden z najbardziej enigmatyczno surrealistycznych fragmentow plyty, inspirowany Blejkowym songs of paradise, krazek zamyka fitujacy its all over now, ktory swietnie pasuje jako utwor ktorym pan Bob pozegnal sie z folkowym establiszmentem i swietnie pokazujacy dorastanie Dylana jako artysty, ktory szuka samego siebie, wydaje mi sie ze ta strona jest bogatsza lirycznie, chociaz to tylko cztery kawalki, ktore sa jednak bardziej rozbudowane niz rokowo blusowe eksperymenty pierszej strony, na plejke raczej nic nie dodam, bo juz dawno to zrobilem, ale musze dodac album na spotifajowa poleczke biblioteczna
5
Feb 12 2022
View Album
The Miseducation of Lauryn Hill
Lauryn Hill
Zenska czesc rapowej gry wreszcie doczekala sie kolejnej reprezentacji, po ostatnim picku od pani Missy Elliott, The Miseducation of Lauryn Hill jest dobrym kontrastem, pani Hill jest znana glownie jako czlonek Fugees i wlasnie tego albumu, ktory jest jej jedynym studyjnym krazkiem do tej pory, 72 minuty i 16 trakow opowiesci o milosci, priorytetach zyciowych, rodzinie, dzieciach, kobiecie i jej roli w swiecie, wiec material bardzo autobiograficzny jak teraz czytam wiki, a to wszystko podane w stylu neo soulowym z mocnymi influencjami jamajskimi, album nagrywany razem z ekipa zwana New Ark w kingston, z ktorymi bylo sadzic sie potem o piniadze, bo nie byli featurowani jak wspoltworcy, a pani Hill starala sie stworzyc wrazenie jakby album byl jej solowym dzielem, a ile z tego co napisala jest jej, tego sie pewnie nigdy nie dowiemy, ale plyta ma na siebie pomysl i trzyma sie go od poczatku do konca, w budowaniu narracji pomagaja takze skity uzywane jako intra lub outra, ktore featuruja bande dzieciakow w sytuacji szkolnej rozprawiajacych o milosci, czyli o glownym temacie plyty, wiec na 72 minutach znajda sie traki bardziej rapowe jak doo wop, ktore maja rapowane zwrotki, ale nadal wykorzystuja beaty ktore mozna okreslic jako progresywne, bo takiego terminu najczesciej sie uzywa do opisywania fugeesowych trakow, a tutaj zadnej rewolucji nie ma, jedynie ewolucja, w strone tego neo soulowego spiewania, bo na kawalkach gdzie pani Hill spiewa, a nie rapuje dodatkowo pojawiaja sie chorki, czegos takiego u fugeesow nie bylo, bo to zazwyczaj Lauryn byla tymi chorkami, poza wspomnianymi New Arkami, przewijaja sie jeszcze takie postacie jak d angelo, j blige, czy pan santana, ktory nie tak dawno sie przewinal przez liste, wiec lista nazwisk dobija pod 40, wiec troche inne podejscie do tworzenia niz gdy nagrywala w grupie, ale i tak nie brakuje klasycznych sampli od wu tangow po doorsow, po przesluchaniu najbardziej zostanie traczek zion, ktory chyba najlepiej pasuje do mysli przewodniej krazka, wyboru dzieciaka i milosci nad krarierowaniem, biorac pod uwage, ze byl to jej ostatni studyjny krazek, to pani naprawde zyje tym o czym mowi na plycie, zion featuruje akustykowa gitarke pana santany, ktory hajlajtuje ten utwor, natomiast najciezsze zwrotki, ktore przywodza na mysl blunted on reality mozna znalezc na doo wopie, tak czy inaczej jak dla mnie zbyt rozciagnieta plyta i na dwunastym traku odpala sie alergia na pana d angelo, zion na plejke soulowa, a doo wop rapowa
2
Feb 13 2022
View Album
Layla And Other Assorted Love Songs
Derek & The Dominos
Kolejny potezny voljumowo krazek, bo bite 76 minut materialu, jak nazwa wskazuje roznorakich milosnych kawalkow, to sie nazywa tytul spojlerujacy plyte, bo nie tylko juz wiesz o czym bedzie, ale takze gdzie znajduje sie gem nagrania, czyli w tym wypadku tytulowa Layla, czyli pani z okladki, z ktora jest zwiazana przepiekna historia ruchania zony kolegi, tak bardzo ponadczasowa, banda Derek & The Dominos, to projekt pana Claptona, ktory wymeczony graniem w super bandach jak cream postanowil stworzyc cos swierzego, wiec zwerbowal kogo chcial i mial i nagral ten ekskluzywny krazek, jedyny projekt tego skladu, ktorego glownymi czlonkami poza Claptonem byli Bobby Whitlock na klawiszach i wokalu, Carl Radle na basie i drugiej perkusji, bo pierwsza gral Jim Gordon, znany takze z pianika na Layli, sam Clapton dzielil gitarowe partie z Duanem Allmanem, a to gitara jak dla mnie stanowi o brzmienie bluesowego rocka, bo o ile pan Eric jest niekwestionowana legenda jesli chodzi o skillsy gitarowe, to Duan z pewnoscia nalezy do czesci tej legendy, bo sporo wytrejdowali info podczas nagran do tej plyty, co slychac potem na nagraniach Allmanowych braci, ale posluchac tego duetu mozna jedynie tutaj gdzie jeden wyciaga z drugiego coraz to bardziej wymyslne power chordy przesterowane do granic mozliwosci technicznych, ktore niekiedy wrecz zawodza i slychac trzaski na tasmach, w ogole cala plyta brzmi jak wystep na zywca, wiec raczej zbyt duzego overdubowania tu nie bylo, tylko czyste jamowanie, jamowane sa zarowno klasyki bluesa jak Key to the Highway, Have You Ever Loved a Woman, czy tributowy cover Hendrixa, ktory wydyndkowal podczas prac nad krazkiem, Little Wing, na 14 trakow 5 to covery, reszta to kompozycje autorstwa duetu Clapton-Whitlock, poza Layla do ktorej sporo swojego dolozyl Gordon, na nieoczekiwanym pianinie, ktore razem z trakiem zostalo hajlajtem plyty, kolejny raz sprawdza sie, ze bardziej tragiczna historia jest tlem albumu tym lepszy on jest muzycznie, ale czy historia pozadania i rozczarowania jest naprawde az tak tragiczna jak mozna wnioskowac z kontentu plyty, w szczegolnosci wrecz maniakalnych wokalow Claptona z tytulowego traka, ktorym towarzyszy gitara, ktora progresuje napiecie w miare tego jak rozwijaja sie wokale, tylko po to zeby zostac opanowana przez pianinowe outro, ktore stanowi druga polowe traku, elektryczne ujadanie jest opanowane i teraz stanowi raczej tlo dla akustyka ktory wysuwa sie na pierwszy plan, wiec 7 minutowa calosc stanowi swojego rodzaju opowiesc z happy endem, od szlenstwa pozadania do blogosci posiadania, z plejkowych pickow to layle juz mialem dawniej dodana, ale z coverowych trakow najbardziej siadl mi nobody knows you when you are down and out z tak uniwersalnymi madrosciami zyciowymi, plyta nie odniosla komercyjnego sukcesu na premiere i jedynie tytulowy kawalek jest strimowany na spotifaju, ale jak dla mnie jest to jeden z najlepszych przykladow bluesowego rocka, laczacy w sobie klasyczne covery z orginalnymi kompozycjami bedacymi owocami pragnienia i pogoni za czyms co wydaje sie byc poza zasiegiem czleka, wiec idealnie tworzy bluesowy klimat
4
Feb 14 2022
View Album
London Calling
The Clash
Kolejna potezna pozycja, ale rownie dobrze znana jak poprzednie, a dodatkowo Clash byl juz przerabiany, London Calling jest trzecim studyjnym albumem bandy z 79, chyba najbardziej komercyjnie udanym w ich dyskografii, a takze pierwszym jaki mialem okazje od nich poznac, w kontrascie z debiutanckim The Claash slychac tutaj odejscie od klasycznego brzmienia punkowego na rzecz post punkowych eksperymentow z wszelakimi gatuntami muzycznymi od bluesa przez jazz po ska, a jest sporo czasu na te eksperymenty, bo plyta ma godzine z piecioma minutami i 19 trakow, wiec o ile styl muzyczny ulegl zmianie tak teksty nadal skupiaja sie na problemach spolecznych wyspiarzy zwiazanych z milicja, drugami, rasizmem, cumerstwem, konsumpcjonizmem, wlasnie za teksty tak mocno szanuje bande, bo nigdy nie sa one czarno biale, gloryfikujac jedna strone konfliktu, najlepiej to widac na przykadzie kawalkow jak hateful gdzie drugi sa pokazane jako ucieczka od samotnosci w blogosc substancji, ale nie jest to darmowa ucieczka, bo wszystko ma swoja cene, nie tylko materialna, ale gorsza cena jest powrot do samotnosc gdy juz nie jest sie wysoko, tak samo z krytyka systemu kapitalistycznego i porwnaniu go z socjalizmem na Clampdown, przykadow tego mozna by wymieniac, najwieksze szlagiery, jak tytulowy traczek, zagubiony w supermarkecie czy rudy nie moze zawiesc juz mam na plejce, bo mocno sentymentalny albumik, ktory wciagnal mnie w punkowa muzyke wyspiarzy, ale dodam jeszcze wspomniany hateful i koka kolowy song
4
Feb 15 2022
View Album
John Barleycorn Must Die
Traffic
Tym razem cos nowego, ale jednak juz jakby slyszanego, bo Traffic to grupa pana Winwooda, ktory juz mial swojego picka na liscie w postaci arc of a diver, tym razem jednak jest wspierany przez dwohc dodatkowych muzykow przez co plyta brzmi bardziej zywo, a mniej kompozycyjnie, John Barleycorn Must Die jest czwartym krazkiem w dyskografii grupy z 1970 i tak jak na zaslyszanym wczesniej diverze stara sie laczyc w sobie elementy folkowego rocka z progesywnoscia jazzowa, Winwood stoi zarowno za kompozycjami, koloboracyjnie z drumerem Capaldim, lirykami, wokalem, jak i wiekszoscia granych instrumentali na plycie, stranger to himself jest grany w calosci przez niego, wiec nie sposob jest nie miec wrazenia deja vu, dodatkowo dochodzi kwestia liryczna, ktora jest zdecydowanie mocno wyspiarska, wiec ciezko wylapac jakies pochowane folklorowe referencje, ale opowiesc o tytulowym Johnie Barleycornie, do ktorego nawiazuje snop z okladki, bedaca metafora produkcji piwa i whisky przepelniona nawiazaniami biblijnymi do umierania i odradzania sie byla zaiste ciekawa, calosc to zgrabnie zamkniete 35 minut na 6 trakach, ktore featuruja bogate zaplecze instrumentalne jak na trzy osobowa ekipe i potwierdzaja, ze pan Winwood to gruba ryba wyspiarskiego progresywnego rokowania, na plejke dodam tytulowy traczek, ale rownie hajlajtowy jest otwierajacy glad, bedacy jedynym w calosci instrumentalnym utworem na ktorym najlepiej slychac to bogatwcto brzmienia o ktorym wspominalem, na siedmiu minutach pojawia sie dziewiec instrumentow i cala trojka ma udzial na tym krazku, co zdecydowanie poprawia jego brzmienie, nadajac mu jamowatosci, ktorego przeciwienstwem bedzie zamykajacy every mother son, gdzie calosc poza drumami jest grana przez jedna osobe, wiec lepiej sie tego sluchalo niz ostatniego arcowania
3
Feb 16 2022
View Album
The Predator
Ice Cube
Takiego picka na liscie bialego czlowieka bym sie nie spodziewal, a jednak jest, pan Ice Cube z swoim trzecim studyjnym krazkiem The Predator z 92, ktory jest klasyka westcoastowego gangsta rapu lat 90, no i klasykiem z radia los santos gdzie check yo self byl czesto na repeacie, a czemu zdziwienie, ze taka plyta pojawia sie na liscie, bo moze i gore zbyt hardcorowego na nim nie ma, ale jednak obraca sie glownie wokol napiec rasowych w LA, gdzie w 92 doszlo do rozruchow po tym jak psiarnia porobila chlopaka, ale nie sama policyjna brutalnoscia zyje pan Ice Cube, bo sporo jest odniesien do jego rzekomego antysemityzmu, pimpowania, gangowania, czyli calego dobrego zycia gettowego, album zawiera 16 trakow z czego 4 to jakosciowe skity, ktore pomagaja w rozbudowaniu narracji plyty, wiec otwierajacy pierwszy dzien szkoly sampluje milicjantow wprowadzajacych do wiezienia, swietnie pociete wywiady z panem kostka na fuck em, czy sample malcoma X z integrationowego inserta maja sens na plycie i nie sa jedynie zapychaczem jak to czesto bywa, nie tylko skity sa bogato osamplowane, bo przykladow multi lejerowego samplingu mozna tutaj wymieniac bez konca, wiec przewijaja sie filmowe wstawki, chocby z tytulowego predatora, wywiady z liderami czarnych ugrupowan, czy klasycznych teraz, a wtedy dosc swiezych trakow artystow z zachodniego wybrzeza, moim ulubionym przykladem warsztatu samplowego bedzie tutaj openingowy when will they shoot, gdzie na jednym traku zostalo upchniete szesc zasamplowanych trakow, od queena do x clanu, ciezko o tak bogate beaty gdzie sample sa wykorzystywane nie tylko do tworzenia lini melodycznej, ale wykorzystywane jako dopelnienie liryczne, za tym kawalkiem stal akurat dj pooh, wiec postac najbardziej znana ze wspolpracy ze snoopemczy kingiem tee, sam cube jest rowniez zlistowany jako wspolproducent na niektorych kawalkach czy skitach, sporo tez zrbil na plycie DJ Muggs od cypressow, chociaz to troche obraza tak podsumowac jego dyskografie gdy tyle wyprodukowal zarowno w mainstreamie jak i ostatnio w podziemiu, wiec produkcja wylosowala jakosciowa ekipe co przeklada sie na ciezkie i bogate brzmienie, o ile cube jakos nigdy nie byl w mojej rapowej topce, nawet jesli chodzi o lata 90, to plyta jako calosc ma rece i nogi, ktore nie postarzaly sie za bardzo w ciagu tych 30 lat, bo burdy na tle rasowym sa nadal, a moze nawet bardziej, aktualne, wiec 56 minut jakosciowego odsluchu, na plejce juz mialem klasyczne kawalki, wiec it was a good day i check yo self, ale z dzisiejszego odsluchu dodam jeszcze traczek z najlepszymi samplami albumu, wiec when will they shoot i zamykajacy album say hi to the bad guy featurujacy parliamentowe intro i paczkowych gliniarzy, klasyk, ciekawe czym jeszcze lista zaskoczy z kategorii czarnej muzyki
4
Feb 17 2022
View Album
I See A Darkness
Bonnie "Prince" Billy
Bylo mainstreamowo, to teraz podziemny album od pana pod pseudonimem Bonnie "Prince" Billy, ktory z tego co widze jest plodnym tworca muzyki indyjsko folkowej, ale to juz jest taka nisza, ze operowanie gatunkami nie ma tutaj najmniejszego sensu, I See A Darkness jest jego pierwszym pod tym pseudonimem, drugim studyjnym, a szostym w dyskografii krazkiem, najlepszym okresleniem na kontent plyty bedzie bez zycia, instrumentalnie przewaza granie akustykiem, bongosem czy delikantymi klawiszami, moze dwa traki sa oparte na czyms bardziej elektrycznym, ale to nie samo instrumentalne brzmienie swiadczy o niezyciu tego nagrania, a jego pustka liryczna, ktora z pewnoscia byla celowym zabiegiem majacym otoczyc sluchacza aura apatii, ktora wyciekla z glowy pana Bonniego, ktory widac, ze szanuje swoja prace lirczna, bo nawet wydal booka bedacego guidem do jego tworczosci, stamtad wiekszosc adnotacji geniusowych pochodzi, pierwszy raz cos takiego widze, a plyta jest tak undergroundowa, ze nie ma co jej szukac na spotifaju, ciekawa plyta, ale trzeba byc w specyficznym nastroju zeby dac sie jej porwac, moze byc do rany przylol, gdy czlowiek bedzie potrzebowal czegos co upewni go w otaczajacej go nicosci codziennej wszechrzeczy, najbardziej hajlajtowymi momentami byl dla mnie tytulowy utwor i today i was an evil one, ktory dobrze oddaje podejscie czlowieka do kwestii bycia zlodupcem, jesli przeciez i tak wszystko jutro bedzie mial wyzerowane, ale jak na 37 minut materialu na 11 trakach, to nie czuc zadnych przeciaganych momentow, kontent liryczny jest na tyle gesty zeby przykuc uwage sluchacza, a instrumenty stanowia dla niego jedynie tlo
3
Feb 18 2022
View Album
Blue Lines
Massive Attack
Znowu ten zmasowany atak, tym razem uderza z debiutanckim blue lines, ktory zapisal sie jako szlagierowy krazek gatunku trip hopowego, a mnie jeszcze bardziej utwierdzil w tym, ze nie dla mnie taki miks czarnej muzyki na elektronicznych beatach, dodatkowo bola wokale, ktorych jest wiecej niz na protecu oraz sa rownie roznorodne, a zlistowanego kto gdzie spiewa nie ma, bo przeciez kolektyw tworczy, wiec wszyscy wszystko robia wspolnie i tak tez sa w creditsach, na tych 45 minutach hajlajtem byl dla mnie five man army, ktory najblizej z calej plyty zbliza sie gatunkowo do rapu z jamajskimi influencjami, dobre rymy, rowne cztery zwrotki, trzech roznych raperow i outro pana, ktorego w ciagu calego traku mozna uslyszec na backujacym wokalu, wiec tez ciekawy pomysl kompozycyjny, ale poza tym kawalkiem ciezko lowic cos dobrego, bo zawsze cos przekszadza, tutaj wokale dokuczaja, tam znowu beat brzmi jak cos wyciete z play od mobiego i tak z dziewieciu utworow na plycie robi sie trzy ktore siadaja i pewnie dziwne nie bedzie, ze dwa z nich to kawalki rapowe, wiec muzyka taneczna dla glowy a nie nog, jak sam kolektyw okreslal to co stworzyl, nadal pozostaje na tej samej pozycji gwiazdkowej
2
Feb 19 2022
View Album
The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars
David Bowie
Troche bylo trzeba czekac, ale czlowiek sie doczekal osmego pojawienia sie pana Bowiego na liscie, dodatkowo z jednym z moich ulubionych krazkow, a jesli last fm nie klamie takze najbardziej osluchany, ale jakich innych sie spodziewac, jesli juz tyle sie przewinelo i jak tak mysle, to sadze, ze jeszcze maksymalnie dwa da sie upchnac, chyba najbardziej rokowo punkowy krazek w dyskografii Bowiego i poczatek Ziggowej persony, nagrany w pomiedzy 71 a 72 i wydany w tym samym roku, no i ostatni nagrany na wyspach przed wyruszeniem na podboj hameryki z aladdinem, ciezko sie doszukiwac czegos nowego gdy juz tyle razy sie slyszalo plyte, wiec zadnych zaskoczen nie bylo, album na ktorym gitarkowo Bowie jest najlepszy w swojej karierze, moze ze wzgledu na to ze jest to jedyny instrument jakiego dytyka, reszta zajmuja sie tytulowe spidery z marsa, wiec taki prywatny bend z ktorym David bedzie colabowal na kolejnych krazkach, w sklad ktorego wchodza przedewszystkim Mick Ronson na elektrykach i klawiszach, robiacy takze za backujace wokale, ktore sa tak nieinwazyjnie podane, a jednak robia to cos, Trevor Bolder na basie i Mick Woodmansey drumujacy, najlepszy sklad backujacy Davida, tak autentycznie rokowego brzmienia ciezko sie doszukac na innych jego krazkach, niby nie jest to konceptowy album, ale piosenki lirycznie tak sie uzupelniaja, ze razem tworza historie majaca rece i nogi opowiadajca o lepperskim mesjaszu Ziggim, ktoremu zostalo powierzone zadanie uratowania swiata, ale boski tylek i skillsy gitarkowe tak podbily mu ego, ze musial je wyruchac, w wyniku czego fani go pozarli i spajdery musialy rozwiazac benda, piekna opowiesc zamknieta na 38 minutach i jedenastu trakach, pewnie na hunkowej dory pisalem, ze w tym okresie pan David mial najlepsze wokale, jeszcze niewyniszczone przez dawanie po kablach, polaczone z, jak na tamte czasy, ambitnie rewolucyjnymi technikami efektami jak echa i przestery z moonage daydreama tworza wspaniala uczte dla uszu, wiec moze jakos odkrywczy ten odsluch nie byl, ale dobrze sobie przypomniec tak klasyczne albumy, jak tak teraz slucham to juz wiem jakiego kawalka mi zabraklo na lazarusie, z pewnoscia byl to starman, ktorego wrecz slysze jako good ending spektaklu, ale tak samo dobrze moglby byc openingiem, no i co do samej postaci ziggiego, to przynajmniej dowiedzialem sie na kim byl bazowany, byl to podobno Vince Taylor, ktory mial tak zbazowane zalamanie nerwowe, poprzedzone alkoholizacja narkotyzacja i religizacja, ze uwazal sie za czyms pomiedzy bogiem a aljenem, czyli istny ziggy, dodatowo sama ksywka alter ego Bowiego z tego krazka moze nawiazywac do Iggiego Popa i pewnie x sluchalnych muzykow tamtego okresu, bo co jak co Bowie zawsze czerpal inspiracje z tego co akurat dzialo sie w okol niego zarowno w spoleczenstwie jak i w branzy muzykowej, mocarna baza, ciezko dodac cos na plejke z tak osluchanej plyty, ktora juz i tak znajduje sie w bibliteczce, ale znajde jeszcze miejsce dla suffragette city
5
Feb 20 2022
View Album
Electric Music For The Mind And Body
Country Joe & The Fish
Tendencja do dlugich tytulow sie utrzymuje, ale tym razem cos nowego do posluchania, pierwszy studyjny krazek od Country Joe & The Fish czyli bande rokowo folkowa tworzaca w nurcie psychodelicznym, jak przystalo na album z 67, wiec po albumach byrdsow, beatlesow czy beach bojow doszlo do wysypu psychodeliki, lepszej lub gorszej, ale z pewnoscia goracej, bo albumy ukazywaly sie jak grzyby po deszczu i electric music for the mind and body jest jednym z nich, nagrany w przeciagu tygodnia na zachodnim wybrzezu stanow, w kalifornii, sama banda to pieciosobowy sklad, wiec nie ma tutaj zbyt wiekich eksperymentow instrumentalnych, ale nie zabraklo harmonijki, dzwonkow czy tamburyna, jak przystalo na psychodeliczne melodnie, pojawiaja sie takze modne w tamtym czasie efekciarskie zabiegi zawijania czy fazerowania dzwieku klawiszy czy gitarek, slychac takze ze bylo to nagrywane na spidrunie, bo material jest dosc szorstki od strony technicznej, moze to tez byc kwestia remasatera, bo jakies byly problemy z tasmami na wydanie cd, a slucham akurat spotifajowej wersji, wiec pewnie to co ostatnio sie pojawilo tam bedzie, lirycznie rowniez ciezko o cos odkrywczego, bo sporo o lataniu wysoko, kochaniu nisko i niecodziennej codziennosci psychodelicznej, ale koniec koncow nie sluchalo sie tego zle, 44 minuty i 11 trakow z czego 9 wokaluje Country Joe McDonald i dwa Barry Melton, zdecydowanie ten pierwszy bardziej pasuje do psychodelicznego grania w ktorym jednak sporo folkowych lub country influencji mozna sie doszukac, na plejke leci otwierajacy flying high i jeden z najdziwniejszych tytulow jakie ostatnio widzialem, wiec porpoise mouth, bo takiego okreslenia zwiazengo z seksem oralnym i morswinami jeszcze nie widzialem jak zyje
3
Feb 21 2022
View Album
Time Out
The Dave Brubeck Quartet
Jakos nic mi nie mowil tytul, ale juz na pierwszym traku cos mi switalo w glowie, ze slyszalem to gdzies, a po trzecim juz bylem tego pewny i last fmowa baza danych nie klamala, ostatni raz sluchano w 2k16, wiec w moim najbardziej odkrywczym jazzowo okresie, Time Out z 59 jest nietypowym klasykiem coolowego jazzu, bopu, czy west costowego jazzowania, w zaleznosci jakich kategorii segregujacych styl ktos przyjmie, a nietypowosc pochodzi przede wszystkim z niespotykanymi w jazzie czy muzyce rozrywkowej sygnaturami, inspirowanymi wycieczkami pana Brubecka po turko krajach, jak sam tytul openingowego trakaa wskazuje, w sklad kwartetu poza Davem Bruceckiem na pianinie, wchodzili jeszcze Paul Desmond na saksie, basista Eugene Wright i Joe Morello z drumsami, glownym kompozytorem byl oczywiscie pan Dave, ale najbardziej popularny trak z krazka, ktory pozwolil mi przypomniec sobie gdzie to juz slyszlem, czyli take five jest autorstwa Desmonda, ciekawy lore, ze na lozu smierci przekazal on prawa autorskie na rzecz czerwonego krzyza, a jako ze utwor nadal cieszy sie popuarnoscia przynosza one zyski, klawiatura odmawia wspolpracy, ale musze przyznac, ze jest to jeden z najlepiej rozpisanych wikiowo jazzowych albumow jakie guglowalem, kazdy song rozbity na czesci, w ktorym wyszczegolnione co i jak gra, wiec nawet laik muzyczny moze sie dowiedziec skad bierze sie tak orginalne brzmienie, ktore najprosciej mozna okreslic jako bass scalajacy licytacje pianinowo saksowe, ktore czesto po sobie nastepuja, nie zabraklo takze miejsca na drumowe solo, ktore jest kluczowym elementem take five, ktory laduje na plejce razem z blue rondo a la turk
4
Feb 22 2022
View Album
Green Onions
Booker T. & The MG's
Ultra rzadki instrumentalny strik, idealny na cztery setny pick listowy, podobnie jak z wczorajszym time out, kwartetowa banda, album znany i nieznany jednoczesnie, bo nie kojarzylem, a na last fmie juz byl sluchany, ale tutaj juz po pierwszej nutce cos nasuwa sie na mysl, tytulowy trak, plyta z roku 62, ktora jest jednym z niewielu krazkow w mojej biblioteczce z gatunku r&b bedacych w calosci instrumentalna, chociaz zdaje sobie sprawe, ze gatunek sam w sobie jest prawie tak stary jak muzyka rozrywkowa, to jednak jego wczesne nagrania nie sa jakos popularne, r&b zawsze kojarzy mi sie z rownia pochyla w kierunku coraz to bardziej oklepanego chorkowania na elektronicznych/synthowych beatach, ktore osiagnely poziom mulu w wczesnych latach 2k i implodowaly od nadmiaru rapowych influencji, a na green onionsach mozna posluchac r&b w postaci gdzie jeszcze groovuje, co jednak nie zmienia faktu, ze plyta jest straszliwie monotonna, nawet na jedynie 35 minut czasu jej trwania, na 12 trakow jedynie 3 to oryginalne kompozycje, do ktorych mozna zaliczyc behave yourself i utwory z cebularzem w tytule, reszta plyty to covery lub raczej aranzacje modnych zeby nie powiedziec najbardziej ogranych motywow r&b tamtych czasow, wiec sluchajac mozna wylapac pojawiajace sie w funkowym rapie samplarze, ale czlowiek nie jest pewny, czy akurat pochodza z tej plyty, czy z oryginalnych wersji, tak mialem wlasnie z rinky dinkiem, ktorego sampel najbardziej mi utknal w glowie z pitbulowych facetow w czerni, co z pewnoscia stanowi o brzmieniu tego kwartetu, to hammondowe brzmienie organow, ktore kojarzy mi sie z bardziej undergrundowymi psychodelicznymi nagraniami niz r&b, ale tutaj pan Booker flexuje na nich, bo stanowia one rdzen wiekszosci kompozycji, dodatkowymi instrumentami sa elektryk gitarowy, kontrabas i elektrykowy basior, no i drumy, ale jednak najbardziej zapadaja w pamiec fragmenty organowe, moze przez to ze rzadko gdzie sa az tak abusowane jak na tych 35 minutach, na plejke dodam z pewnoscia tytulowy opening i raczej starczy, zwlaszcza jak czlowiek ma wybierac w coverach, wiec plyta osluchana, moze jestem mniej uprzedzony co do r&b, ale nadal pozostaje nieprzekonany do kompilacji modnych coverow
2
Feb 23 2022
View Album
Heavy Weather
Weather Report
Tydzien instrumentalny na liscie trwa w najlepsze, tym razem z poteznymi jojowymi referencjami, bo grany jest heavy weather bedacy siodmym studyjnym krazkiem jazzowej bandy weather report pod przewodnictwem pana Zawinula, ktory juz sie pojawil na liscie na plycie Davisa, ale zdecydowanie nie jest to krazek jednej osoby, bo w sklad zespolu wchodza takie nazwiska jak Wayne Shorter, wiec legendarna saksa, Jaco Pastorius na basie, Alex Acuña drumsy i Manolo Badrena tamburyniarz i perkusja, wiec paleta charakterow zaowocowala roznorodnymi kompozycjami, bo kazdy z czlonkow ma swoj kawalek, ktorych lacznie jest 8 na 37 minutach, co jednak najbardziej mnie urzeklo podczas odsluchu, to idealny balans na granicy improwizacji a kompozycji, ktora ma charakteryzowac fussion, no i nie mozna zapomniec o wykorzystaniu ciekawych instrumentow, bo klawisze Zawinula, to pianinko, elektryczna klawiaturka, jak i konsola synthowa, tak samo z saksa pojawia sie zarowno w wersji tenorowej jak i sopranowej, podobnie Jaco gral glownie na basie i to jeszcze bezprogowym, ale na otwierajacym birdlandzie gra on na mandoloncelle, wiec specyficzna wloska lutnia, grajaca dosc niskie tony, krazek niesamowicie lekki, raczej utrzymany w dosc szybkim tempie, a jednoczesnie przepelniony ciekawym wielowarstwowym brzmieniem, ktore jednak nie zabija energii ktora wrecz bije z poszczegolnych instrumentow, ale najbardziej czuc to z grania pana Jaco, ktorego kawalki sa dla mnie hajlajtami albumu, wiec na plejke leci otwierajacy birdland i zamkykajacy havona, ciekawy lore piece na temat pana Jaco, to fakt ze mial dziwne hobby polegajace na szukaniu barowych bojek, wiec prawie jak w fajt klubie, takie hobby z pewnoscia nie sprzyja zdrowotnosci, bo w wieku 35 lat zakonczyl swoj zywot przed wrotami jednego z barow, swietny basista i ciekawa postac z tego ktotkiego opisu
5
Feb 24 2022
View Album
Sweetheart Of The Rodeo
The Byrds
Nie znalem Byrdsow z takiej strony, zawsze nasuwaly sie przychodeliczno popowe skojarzenia, a Sweethearth of the Rodeo to atak na calkiem inny gatunek, bardziej zakorzeniony w tradycji hamerykanskiej, wiec musi chodzic o country, ta plyta z 68 bylaby prawie kompilacja szlagierow gatunku, wiec trakow od Dylana, Guthriego, czy Haggarda, prawie bo jednak wsrod 11 trakow na tym srednio dlugim, bo 32 minutowym krazku, mozna znalezc dwa utwory bedace orginalnymi kompozycjami pana Grama Parsona, ktorego jest to jedyne nagranie z Byrdsami, ktore w tamtym okresie przechodzily wielkie szuflowanie, Crosby i Clarke odeszli w zapomnienie i dyktatorem naczelnym zostal McGuinn, ktoremu poza Parsonem towarzysza jeszcze Hillman i Kevin Kelley i sporo artystow sesyjnych, bo Byrdsowe podejscie do country cechuje bogatosc brzmienia, ktore w polaczeniu z jakoscia nagrania sprawia, ze swietnie sie tego slucha na monitorach, czlowiek ma wrazenie otaczajacej go sceny, wiec pomimo obaw, ze to juz nie te Byrdsy ktore znalem, dobrze sie sluchalo plyty przepelnionej tak chrzescijanskimi konceptami, wieksza czesc pierwszej strony mozna spokojnie zaklasyfikowac jako country gospel, do tego dodac opowiesci o dobrych bandytach, wyidealizowanej milosci i mamy klasyczne nashvillowanie, wiec nie dziwne hejty na plyte, bo przeciez popowa banda okrada ludzi ciezkiej pracy z ich dorobku muzyczno kulturowego i honky townowego brzmienia, ale zrobili to jakosciowo, a dodajac do tego Parsonowe kawalki, ktore wychodza troche ponad te koncepty i nawiazuja do jego stylu kosmicznej muzyki hamerykanskiej, ktora stara sie byc blendem tego co w hameryce grali najlepiej, dobrze sie zlozylo, ze poznalem wreszcie te postac, ktora ciekawila mnie od czasu pieces of the sky, na ktorym byl wspominany przez pania Emmylou, wiec na plejce znajdzie sie jeden z jego kawalkow, one hundred years from now, ktore porusza ciekawa kwestie tego jak bedzie za sto lat, ale nie od strony technologicznej, politycznej, czy ekologicznej, ale tego co czlowiek bedzie czul i co bedzie sie dla niego liczyc, czy beda choc troche podobni do piszacego utwor, jest to ciekawy koncept, bo rozwoj czlowieka pod wzgledem emocjonalnym nie jest w zadnym wypadku proporcjonalny do rozwoju intelektualnego, czego dysproporcje szczegolnie widac w ostatnich 200 latach cywilizacji, co jak pisal Koestler wrozy czlowiekowi rychly koniec, wiec wizja stu lat, ktore by mialy byc w roku 2068 jest interesujacym tematem do rozwazam, zwlaszcza biorac pod uwage wydarzenia dnia dzisiejszego i rosyjska agresje, ktora mozna ogladac w full hd i palac nienawiscia do drugiego czlowieka nie wychodzac z domu, piekna sprawa, drugim kawalkiem na plejke bedzie openingowy you aint goin nowhere, ktory jest dylanowym coverem
3
Feb 25 2022
View Album
Straight Outta Compton
N.W.A.
Szok i niedowierzanie, predator tak szybko zostal zdeklasowany w kategorii najbardziej murzynsko gangsterskiego materialu listy, bo takim wlasnie albumem jest Straight Outta Compton, od murzynow z humorkiem w sklad ktorego wchodzili rapujacy Eazy-E, MC Ren, no i pan Ice Cube, a za beaty odpowiadali Arabian Prince, DJ Yella i Dr. Dre, ktory mial tez swoje zwrotki na pieciu trakach, ksywki w wiekszosci dobrze znane wsrod zjadaczy murzynskiego chleba, bo N.W.A zrobilo im kariery i o ile nie umarlo sie im, jak ojcu zalozycielowi iziemu, to raczej dobrze pieniadze robili na czarnej muzyce, jest to plyta z 88, wiec rymowanie miejscami brzmi wrecz komicznie, zwlaszcza biorac pod uwage kontent liryczny zycia gangsterskiego, smiesznych ksywek, policji ktora ciagle dokucza, lachociagach, ulicznym uzbrojeniu, to jesli 30 lat temu moglo to brzmiec hardkorowo, tak dzisiaj brzmi troche honk honkowo, zwlaszcza u slabych ogniiw tego krazka, ktorymi z pewnoscia byl dre i pan kostka, dla ktorego predator to zdecydowanie skok cywilizacyjny, jesli chodzi o skladanie zwrotek, a z tymi zwrotkami to nigdy nie wiadomo, jak przeciez takie klasyki z dyskografii pana dre, jak nadal dre sa autorstwa ghost writera w postaci jaya Z, bo dre zawsze bardziej robil robote na beatach niz na majku, ktore ratuja krazek, od jednego z najlepszych openingow mainstreamowego gangsta rapu na tytulowym soc, przez fuck the police po express yourself, plyta ma rowno godzine i czuc ze niektore traki sa mocno wymeczone, bo jak dla mnie rownie dobrze moglaby sie skonczyc na expressie, ale jednak klasyka gatunku, ktora zrobila wiele dobrego dla rapowej gry, z plejkowych pickow to dodalbym te trzy piosenki ktore wymienilem wczesniej, ale pewnie juz sa gdzies w odmentach plejki, o ile spotifaj ich gdzies nie zawieruszychl, bo ostatnio sporo zarowno klasykow jak i nowosci mieni sie odcieniami szarosci
3
Feb 26 2022
View Album
The Freewheelin' Bob Dylan
Bob Dylan
Kolejny Dylan na liscie, drugi album z dyskografii tego hamerykanskiego barda i pierwszy ktorym zaskoczyl szersza widownie skillsami lirycysty, bo na poprzedniej plycie spiewal glownie klasyki folka, a ten krazek zawiera tylko jednego tradycjonalnego songa, jest to corrina, corrina, reszta to autorskie kompozycje utrzymane w klimatach folkowych zaspiewane w akompaniamencie akustyka i harmonijki ustnej trzymanej na homoncie, jak przystalo na folkowego barda, raczej nigdy nie stawialem zbyt wysoko tej plyty w dyskografii dylanowej, glownie ze wzgledu na to, ze jakos nie ma na niej fragmentow zapadajacych w pamiec, cudacznych historii, okraszonych czarnym humorem, czy czegos dotykajacego czlowieka tam gdzie akurat trzeba, jest o wiele bardziej moralizatorsko, a album z okresu zauroczenia lewa strona mocy, co jest przedstawione na okladce, wiec bedzie o prawach czleka i prawach obywatelskich, wojnach i robieniu milosci, wiec cala paleta narzedzi wieszcza pokolenia, ale jednak ten 49 minutowy material nie jest tym po co zazwyczaj siegam do Dylanowej dyskografii, dodatkowo od strony technicznej jest dosc kulawo, bo plyta z 62 i nagrywana na mono dostala fatalna transformacje do stereo, ktore jest na spoti, na plejke dodam openingowego blowin in the wind w ktorym sa stawiane pytania na ktore ciezko znalezc jednoznaczne odpowiedzi i pan Bob tego nie ukrywa, ale w refrenie daje znac, ze one gdzies sa, tylko trzeba je znalezc, kolejnym pickiem bedzie zamykajacy i shall be free, ktory najlepiej oddaje podejscie Dylana do pisania nowych trakow, bo jak twierdzil czlowiek nie tworzy utworow, tylko je znajduje, jesli ich nie spisze, to zrobi to ktos inny, wiec tworzenia piosenek o niczym jak najbardziej pasuje do tego podejscia tworczego
3
Feb 27 2022
View Album
The Stooges
The Stooges
Nie spodziewalem sie, ze cala dyskografia stoogesow sprzed roku 2k pojawi sie na liscie, a jednak eponimowy krazek z 1969 jest studyjnym debiutem bandy, wydany z mocnego lejbela, ale pieniedzy nie zrobil, dopiero potem odkryty na nowo gdy Iggi zostal wypromowany przez Bowiego, ale co do samej plyty grana jest takim samym skladem jak na fun house, wiec nie ma sie co rozowdzic nad poszczegolnymi instrumentalami, ale ciekawym dodatkiem jest osoba ktora wyprodukowala album, bo jest to John Cale, najbardziej znany jako ojciec zalozyciel velvelowych undergroundow, ale tworzyl tez solowo, bo przez plejke sie przewinal, ale widocznie zajmowal sie rowniez produkcja, co czuc na tej plycie, taki miks velvetow z stonsami, ale zagrane inaczej niz zwykle, bo nie rokowo, a prapunkowo, wiec distortowane gitary, echa, tworza bizzarna atmosfere nagrania, lirycznie jest rownie dziwnie, najbardziej znanym utworem plyty wydaje mi sie byc i wanna be your dog, bo juz na plejce go mialem, ktory jak wiekszosc plyty porusza tematyke milosna, ale ukazujac obikt uczucia jako dosc apodyktyczny i okrutny, motyw pojawia sie takze na innych kawalkach jak ann czy little doll, ale jednak najdluzszym utworem tego 36 minutowego krazka jest ponad 10 minutowy we will fail, ktory jest tak surowo prosty, lirycznie praktycznie nieistniejacy, a tak klimatyczny, chantowanie mantr, klaskania i swietnie zmiksowane smyczki, tworza wrecz psychodeliczny efekt, jak dla mnie sam ten trak bylby warty przesluchania plyty, ktora raczej nie nudzi, a walka z nuda pojawia sie jako temat na no fun, dobry pick i fajnie ze odswiezylem sobie cala dyskografie stoogesow uzupelnajac generator
3
Feb 28 2022
View Album
Scum
Napalm Death
I wreszcie doczekalem sie Scuma, wiec chyba najnizej ocenianego albumu generatora wedlug rankingu popularnosci, tym razem zgodze sie z opinia wiekszosci, ze jest to material z gatunku tych gdzie posluchac mozna ironicznie, ale jesli rozwazasz kontemplacje na trzezwo, to cos jest z toba nie tak, plyta jest debiutanckim krazkiem bandy napalm death pochodzacej z wyspiarskich west midlandsow, az jestem ciekaw co pan ukladacz listy odnotowal w ksiazce na temat tego albumu, bo czegos tak niszowego jeszcze nie grali, a przeciez juz przewijal sie junkyard z australii, ale przynajmniej czlowiek poznal nowy gatunek, mianowicie grindcore, bedacy fuzja ciezkiego metalu z hardkorowym punkiem, birac z obu najbardziej hardkorowe elementy i tworzy z nich radio friendly piosenki dla calej rodziny, na tym 33 minutowym albumie upchnieto 28 trakow, wiec srednia dlugosc utworow to okolo minuty, ale przy takim charataniu gitarowo drumowym przyprawionym calkowicie niezrozumialymi wokalami growlowanymi sprawia wrazenie metnej calosci, ktora moglaby byc nagrana za jednym razem, wiec nie mam pojecia o czym traktuje lirycznie, co posmialem z growlowania w stylu kaczora donalda to moje, ale drugi raz bym chyba sie nie zmusil do przesluchania tej plyty, podobno pierwsza i druga strone graja dwa rozne sklady muzykow, jedynie drumy sa stale, ale jakos tego nie slychac, bo poza momentami jak tytulowy scum czy siege of power muzykowanie zamiena sie w zwykla napierdalanke, jak w speed metalu, tylko zamiast precyzji i wymyslnych kompozycji jest chaos, ktory moglby byc motywem swietnym przewodnim nagrania
1
Mar 01 2022
View Album
Violator
Depeche Mode
Kolejne Depeche na liscie, ale tym razem bardziej kojarze album, ktory jest siodmym w ich studyjnej dyskografii, wydany w 1990, wiec troche minelo od muzyki dla mass i czuc wyrazna zmiane w stylistyce bandy, nadal popowo, bardziej rokowo i mocno elektronicznie, slychac takze influencje z muzyki muzyki klasycznej, jak kompozycja na traku clean, cos jak pimpf na poprzednim piku od nich, najbardziej jednak zaskoczyly mnie wokale pana Gore, tym razem o wiele bardziej pasujace do tonu krazka, ktory melodycznie celuje w spokojne uptempo, a lirycznie opowiada o hedonistyczym stylu bycia zycia, od dobrych dziewczym, po ladne narkotyki, wiec pasuje do podejscia bandy do nagran w tamtym okresie, work hard and party hard, a jednoczesnie lubic to co sie robi i sprzedac jako komercyjny sukces jest sztuka, ktora sie tutaj udala, hajlajtami jak dla mnie beda traki ktore gdzies juz mialem osluchane, wiec personal jesus czy enjoy the silence, ale na plejce ich nie bylo jeszcze, bo jednak dosc elektroniczne traki jak na moja liste
3
Mar 02 2022
View Album
Qui sème le vent récolte le tempo
MC Solaar
Cos mi dzwoni, tylko nie wiem w jakim kosciele, MC Solaar przedstawiciel francuzkiej sceny rapowej ze swoim deboutanckim krazkiem studyjnym Qui sème le vent récolte le tempo, wiec sprytny zart na biblijnym powiedzeniu kto sieje wiatr, ten zbiera burze, bo tempête brzmi prawie jak tempo, wiec ciekawie wykorzystane przyslowie do opisania tego co pan Solaar ma zamiar zrobic na tym albumie, bo jest to plyta z 91, wiec z czasow gdy ten gatunek dopiero raczkowal na starym kontynecie w tym rowniez w francji, ale nie jest to w zadnym wypadku kopiuj wklej klasykow lat 80 z hameryki, orginalne samplowanie nie tak bardzo boom bapowe jak w hameryce, a o wiele delikatniejsze i jazzowe, bo troche samplowanych kawalkow francuzkich i angielskich artystow, beaty sa autorstwa Jimmy Jaya i duetu Cassius, ciezko oceniac rapowy album bez odniesienia sie do kontentu lirycznego, a jako ze francuzkie liryki, translacji jakosciowych brak, to pozostaja jedynie domysly czy slyszane rymy niosa w sobie cos wartego uwagi, wiec na plejke wrzuce jedynie tytulowy traczek, a album ocenie srednio, bo sluchalo sie go dobrze, z niewielkimi wyjatkami jak reggowy traczek, ale raczej rowne i czilerskie 52 minuty krazka
3
Mar 03 2022
View Album
E.V.O.L.
Sonic Youth
Soniczna mlodziez z swoim trzecim studyjnym krazkiem evol z roku 1986 jest tym wszystkim czym moze tylko byc indyjskie granie w stylu post punkowym, wiec awangardowe brzmienie, ktore bedzie cechowala przede wszystkim charczaca gitarka poprzesterowana, diabelki w budce nagraniowej, jak na in the kingdom, wokale zmieniajace sie z minuty na minute, raz zenskie raz meskie wokale, to wlasnie wokale pani Kim Gordon sa jak dla mnie czescia nagrania ktora chcialbym z niego wyciac, dodatkowo jedyne dwa traki z ciekawie zagranym basem, to wlasnie te na ktorych Mike Watt ja zastepuje, na plejke dodam jeden z nich zamykajacy plyte bubblegum, ktory dodatkowo jest coverem, a nie orginalnym trakiem zespolu, bo co do kontentu lirycznego to jest on ubogi nie tylko ze wzgledu na to, ze traki takie krotkie i niezbyt obfite w slowa, ale jak przystalo na indyjskie granie jest mialko i o niczym robiac nawiazania do wszystkiego co sie da, wiec otwierajacy trak jest listem milosnym do pana Toma Verlaine, ktory byl frontmenem Television, ktorzy juz sie pojawili na plejce i pokazali, ze skape w liryke traki rowniez moga byc ciekawe, tutaj tego nie ma i gdyby nie bubblegum i in the kingdom, to te prawie 40 minut bym sie wynudzil, nie pamietam kiedy ostatnio hamerykanski album indyjsko punkowy tak bardzo wydawal mi sie nijaki jak ta plyta
2
Mar 04 2022
View Album
Smile
Brian Wilson
Jeden z najdziwniejszych odsluchow jakie sie pojawily na liscie, muzyka ktora tak lubie brzmi tak nie na miejscu, Smile pana Braiana Wilsona, ktorego raczej kazdy kojarzy glownie z Beach Boysow jest dziwna kompilacja wlasnie Boysowej tworczosci, legenda glosi, ze biczowie nagrali tak cudaczny material, ze Beatlesow trzeba by bylo zeskrobywac z chartow, album mial sie nazywac Smile, wiec jak dzisiejsza plyta, ale nie wyszedl w 66 czy 67, tylko mial swoje rozne wcielenia na przestrzeni lat, rozpoczynajac od Smiley Smile z 67, bedacego mini epkiem, bo zaledwie 27 minutowy krazek, pierwsza smilowa kompilacja byly good vibrations, jako krazek na 30 lecie boysow, drugi byl wlasnie projekt solowy pana Briana z 2k04 i ostatnim jest the smile sessions z 2k11, jakos nigdy mnie nie naszlo zeby az tak zaglebiac sie w lore smilowe, ale pierwszy i ostatni tributowy projekt to orginalne nagrania poprawione jak sie dalo, z lepszym lub gorszym efektem, ale na dzisiejszym picku jest cos calkiem nowego, kawalki te same, ale nagrywane calkowicie od nowa, z poteznym zapleczem instrumentalnym, wiec brzmi to jeszcze bardziej orkiestrowo niz w latach 60, nie chce mi sie nawet sprawdzac czy jakies nazwiska sie pokrywaja z wczesniejszymi kolaboratorami boysow, bo ciezko mi znalezc traka dla ktorego warto by to bylo zrobic, nie ma tutaj tego czegos, nawet jesli klawisze klikaja tak samo, to jednak brzmia calkowicie inaczej, ponad 30 lat roznicy a slychac regress pod wzgledem masteringu, co najbardziej zabolalo na surfs up, kawalku ktory tak otula sluchacza to z jeden to z drugiej strony w zamykajacej czesci kawalka, ale jednak najslabiej slychac samego pana Wilsona, teraz pytanie czy to przez ten dziwny mastering, czy jednak lata nie oszczedzily go tak dobrze jak chocby pana Bowiego, ktory do samego konca mial tak potezny wokal, wiec dziwny to byl odsluch, zapomne go bardzo szybko, a im wiekszym fangejem Beach Boysow jestem tym wiekszym hejterem tego krazka, ktory jest jak dla mnie apokryficznym dzielem pana Briana
1
Mar 05 2022
View Album
Jagged Little Pill
Alanis Morissette
Granie i spiewanie z kanady, ktora jak do tej pory zbyt duzej reprezentacji nie miala na liscie, ale jak miala to raczej hitowe, tym razem jak dla mnie jest to calkowity miss, tak okrutnego zawodzenia dawno nie slyszalem, jak na tym co oferuje Jagged Little Pill, ktory jest trzecim albumem w dyskografii pani Alanis Morissette, na tej prawie godzinnej torturze mozna odchaczac czekliste jak stworzyc radiowe brzmienie w muzyce rokowej, chociaz lepiej okreslic to jako pop rock, blendowanie roznych styli od elektronicznego brzmienia po akustyka przy wykorzystaniu poteznej ilosci sesyjnych grajkow, czek, liryka ktora kreci sie wokol biednej mlodej baby, jakom oczywiscie jest artystka osadzona w tak okrutnym swiecie, czek, ekspresja liryczna zeby jeszcze bardziej podkreslic dramaty z jakimi musi sie ona zmagac tworzac muzyczny kontent, czek, ponad 10 ludzi siedzacych nad produkcja, bo im wiecej glow przy projekcie tym bardziej mialkie i podobajace sie kazdemu brzmienie mozna wycisnac z danego traka, czek, wiec nie dziwne ze w latach 90 byl to dobrze sprzedany krazek, bo ona to wszystko robi, robi to tak dobrze, ze po tej godzinnej torturze nie jestem w stanie nic dodac na plejke, bo takie plyty trzeba przezyc tylko raz w zyciu, zeby uzmyslowic sobie dlaczego muzyka popularna jest popularna
1
Mar 06 2022
View Album
Songs For Swingin' Lovers!
Frank Sinatra
Kolejny Sinatra na liscie, plyta z 56, bedaca dziesiatym albumem w jego dyskografii i akurat chronologicznie jest nastepnym po niebieskim albumiku, ktory juz byl na liscie, jakiegos wielkiego zaskoczenia tutaj nie ma, pan Frank nadal spiewa tak dobrze jak na poprzednim piku, ale tym razem mniej niebiesko, a jak sam tytul wskazuje bardziej swingowo dla loversow, wiec nie tylko inny podklad muzyczny, szybszy i bardziej coolowy jazz, no i lirycznie mniej smutno, a loversy sa bardziej laskawe, podobnie jak na poprzednim wszystkie kompozycje to covery klasykow popowej muzyki, najbardziej osluchane klasyki z tej plyty jak dla mnie to i have got you under my skin, tak swietnie zasamplowany przez apathiego, czy old devil moon, wiec tez te kawalki leca na plejke lekko niebieska, sinatra to jednak sinatra, ponadczasowy glos i ekspresja liryczna
3
Mar 07 2022
View Album
Chicago Transit Authority
Chicago
Chyba pierwszy raz spotykam sie z banda, jeszcze dziwniejsze. bo hamerykanska banda grajaca muzyke rokowo jazzowo popowa, zadziwiajaco zroznicowana jak na jeden krazek, ktory trwa jednak 76 minut, zespol podczas nagrywania albumu skladal sie z siedmiu czlonkow, wiec sporo instrumentow sie pojawia, jak to w jazzie talerzowanie, saksy, trumpety, do tego dochodzi trzech wokalistow, ktory rotacyjnie maja traki, ktore byly pisane glownie przez klawiszowca Lamma, ktory zadbal o popularne brzmienie zespolu, natomiast jego eksperymentalna strona lezy na barkach glownej gitary Terrego Katha, ktorego autorstwa jest introwy trak i free guitar form, ktory sam w sobie jest czyms unikalnym jak na lata 60 i album jazzowo rokowy, sama gitara podpieta pod ampa, ktora przez 6 minut jamuje tworzac jakies podwaliny pod noisowa muzyke, wiec dobry piczek, bo cos nowego czlowiek uslyszal, najbardziej zapadajacym w pamiec hajlajtem bedzie Kathowa solowka, a najbardziej popularnym traczkiem zostaje im a man, wiec oba utwory leca na plejke
3
Mar 08 2022
View Album
The Fat Of The Land
The Prodigy
Kolejny klasyk z gatunku w ktorego nigdy nie potrafilem sie zglebic, wiec elektronika, o ile sam zespol kojarzylem, to nie mialem pojecia, ze tyle osob za nim stoi, jacys spiewacze, producenci, tancerze na kiju, the fat of the land jest ich trzecim studyjnym krazkiem z roku 97, jakos zawsze prodigy kojarzylo mi sie z hameryka pewnie po tych vajbowych teledyskach i okladkach jak ten crabowy jam, ale jednak niektore wokale zdradzaja wyspiarskie korzenie bandy, krazek jest utrzymany w stylu big beatu i breakbeatu, wiec na spektrum elektronicznym jest to ten chaotyczny kraniec przepelniony energia i chaosem brzmienia, efektu dopelniaja roznorakie wokale, dziwne sample, jak katanowe machania z breathe, najwiecej wokalnie udzielal sie pan Keith Flint, ktorego bardziej kojarze jako pana z rogami z chocby firestartera, kolejnym waznym glosem plyty jest Maxim Reality, ktorego styl liryczny daje skojarzenia z hip hopem, bo momentami tak wlasnie plyta brzmi, jak dobre beaty i wylozone na nich liryki jak diesel power, ktory featuruje koola keitha, plyta ma 56 miniut i ciezko znalezc fragmenty ktore by nudzily lub niepasowaly, jak dla mnie jeden z lepszych elektronicznych pickow na liscie jak dotad, a z pewnoscia jeden z najbardziej energetycznych, bo takie jamowanie pasuje nie tylko do tanca, ale jak glosi motto openingowego smack my bitch up do robienia czegokolwiek intensywnie, z czym sie calkowicie zgadzam, wiec na plejke leci openingowy kawalek, breathe i firestarter, a na rapowa zalapie sie disel power
4
Mar 09 2022
View Album
Wonderful Rainbow
Lightning Bolt
Kolejny przyklad tego jak lista potrafi odpowiedziec na notatke czlowieka, dwa dni temu niespodziewany traczek od Chicago, ktory mial byc pradziadem noisowego rocka, a dzisiaj dostaje undergrundowy noise na picka, wonderful rainbow jest trzecim krazkiem zespolu, a raczej duetu lighning bolts w ktorego sklad wchodza basista Brian Gibson i drumowy wokalista rowniez Brian, ale Chippendale, chlopaki z wschodniego wybrzeza hameryki, jesli Chicago bylo praszczurem noisa to tutaj jest juz w pelni rozwiniety koncept czystej nieczystosci dzwieku i ogolnego szalenstwa, bo tak najlepiej mozna okreslic takie drumowanie, ktore jest jednak polaczone z basem tak ciezkim jak chwytliwym, ciezko przykladac wage do liryki, bo wydaja sie one improwizowanymi onomatopejami w wiekszosci, z 10 trakow na tych 41 minutach, jedynie dwa sa w miare spokojnie zagranie, to jest otwierajacy hello morning i tytulowy wonderful rainbow, natomiast pozostale 39 minut krazka, to czyste szalenstwo dzwieku jednej gitary i kompletu drumow, nie byl to latwy odsluch, ale jednak wydaje mi sie, ze tak unikalnego brzmienia ciezko bedzie zapomniec, a podobno jest to najbardziej przystepny dla sluchacza material zespolu, wiec co sie musi wyprawiac na reszcie dyskografii, a banda nadal tworzy i podobno ma status kultowej wsrod koneserow noisowego brzmienia, najbardziej plejkowymi trakami sa jak dla mnie dracula mountain i 30k monkies, kolejny ciekawy i odkrywczy albumik listowy
3
Mar 10 2022
View Album
Alien Lanes
Guided By Voices
Znowu indyjska hameryczka, tym razem w wydaniu moco lofikowym, bo wlasnie takim krazkiem sa alien lanes od guided by voices, bandy za ktora stoi pan Robert Pollard, ktory jest glownym wokalista i lirykiem grupy w sklad ktorej podczas nagran tej plyty wchodzilo jeszcze szesc osob, ale traki sa grane raczej standardowym setupem gitara, elektryk lub akustyk, bas i drumy, tylko ze postacie sie zmieniaja, a maja sie na czym zmieniac, bo album ma 41 minut, ale zmiescili tam az 28 utworow, co nie daje zbyt duzego czasu na pojedyncze piosenki, co tworzy sytuacje traczek bedzie hitem lub misem i tak 28 razy, wiec mozna znalezc kawalki ktore slucha sie dobrze, bo lirycznie sa lekkie a instrumentalnie jamuja, ale jednak jest to szukanie, przed odsluchem mialem juz na plejliscie jeden utwor z tej plyty, pewnie w polecanym radiu indyjskim cos zaslyszalalem, a po przesluchaniu calosci dodam jeszcze dwa inne motor away i as we go up, we go down, ktore najlepiej sie bronia z calosci nagrania, ktore na generatorze wypada jako jako najbardziej budzetowe jak do tej pory, bo pewnie przesada jest nagrali plyte za 10 dolarow a sprzedali za 100k, ale jak na rok 95 nadal brzmi to w wiekszosci przypadkow przyzwoicie, chociaz dziwne uczucie sluchac takiego lofika na przyzwoitych sluchawkach, bo czujesz jakby czegos brakowalo, a jednak ten brak stanowi integralna czesc brzmienia, bo jesli nie mozesz zagrac czegos dobrze, to przeciez wystarczy, ze nie nagrasz wystarczajaco dobrze zeby ktokolwiek zauwazyl roznice, wiec z mieszanymi odczuciami i kilkoma wylowionymi utworami moge odchaczyc pozycje na liscie
2
Mar 11 2022
View Album
Fleet Foxes
Fleet Foxes
Czlowiek sie doczekal indyjskiego rokowania, ktore ma na siebie pomysl, bo wlasnie takim albumem jest fleet foxes bedacy eponimowym debiutem grupy z roku 2k08, az dziwne ze zespol jest z hameryki, bo stylistycznie idealnie wpasowuje sie w basnie anglinsko europejskie, o czym juz swiadczy sama okladka, ktora jest ciekawym obrazem Pietera Bruegela Elderowego zatytulowanym Nederlandse Spreekwoorden, a po polsku znany takze jako swiat do gory nogami, bo o ile na pierwszy rzut oka wyglada to na typowy przyklad sztuki wiekow srednich, to jednak diabel tkwi w szczegolach, doslownie i w przenosni, bo im dluzej sie przygladac tym bizarniejsze rzeczy mozan dostrzec i podobnie takze ma sie sprawa z tym albumem, na 40 minutach delikatych jamow snute sa opowiesci o smierciach, namietnosciach i smutniejszych uczuciach, a to wszystko przekazane w tak indyjsko folkowej formie, ze genius jest twoim przyjacielem w rozwiazywaniu zagadek liryczych wymyslonych przez pana Robina Pecknolda, ktory zarowno spiewa jak i pisze liryczna strone plyte, dodatkowo brzdakajac na gitarce, ale dziwne ze nikt nie jest creditowany na okladce jako artysta danego instrumentu, tylko jako aranzer, ale wiki podaje kto co dzialal na krazku i tak obok Robina mozna uslyszec na plycie jeszcze czterch czlonkow, sklad raczej typowy, bo glowna gitara, bas, drumsy i klawisze, no i jeszcze uzyczaja swoich glosow do budowania chorkow na sporej ilosci trakow, dawno nie slyszalem tak subtelnie wykorzystanych wokali, nie tylko tych chorkowych, ale rowniez glownych od pana Robina do budowania klimatu plyty, co najlepiej slychac na kawalkach jak meadowlarks czy tiger mountain peasant song, ktore sa najbardziej ascetycznymi trakami pod wzgledem instrumentala, wiec najbardziej rzuca sie na uszy jakie postaranko zostalo wlozone w wokal, nie mozna takze pominac najbardziej sluchanego utworu plyty, ktory natomiast flexuje harmoniczne wokale calego zespolu polaczone z tak pozytywnie brzmiacym instrumentalem, a lirycznie opowiadajac prawdopodobnie o utracie zycia lub niewinnosci, czuc mocne pumped up kicks viby, tylko w iriowym odcieniu, ciekawa to byla plyta, pozytywne zaskoczenie gatunku indyjskiego na generatorze, co do pickow na plejke, to ciezko wybrac, bo plyta jest mocno sluchalna jako calosc, wiec pojdzie na poleczke spotifajowa, ale pojde za glosem wiekszosci i dodam white winter hymnal i jako drugi kawalek your protector, jako najbardziej jamowy utwor plyty, ktory zaskakuje dodatkowym czlonkiem instruemntalnym, bo pojawia sie Gwen Owen na flecie, bo jakby moglo zabraknac fletu na tak basniowym nagraniu
4
Mar 12 2022
View Album
Marcus Garvey
Burning Spear
Ultra rzadki reggowy pik sie znowu pojawil na liscie tym razem jest to album Marcus Garvey pana o pseudonimie artystycznym Burning Spear z roku 75, wiec OG jamajski material, sam tytul odnosi sie do bohatera narodowego tego wyspiarskiego narodu, wiki podpowiada ze jest to plyta w stylu roots reggae, wiec poruszane sa tematy zwiazane z ruchem rastafarianskim, wspominanie wielkich ludzi ktory przyczynili sie do poprawy zycia ludu rowniez sie w to wpsuje, dodatkowo bedzie takze o czasach niewolnictwa, dziedzictwie afrykanskim i nie moglo zabraknac takze nawiazan biblijnych, ktore rowniez sa waznym aspektem tego ruchu, muzycznie plonaca wlocznia jest wspierana przez bande zwana the black disciples, w sklad ktorej wchodzilo podczas nagran 14 apostolow, sklad i brzmienie bandy maja sie dokladnie tak jak czlowiek mysli ze bedzie brzmiec jamajska muzyka, dodatkowo jakosciowo brzmi same nagranie, widac ze Lawrence Lindo lub lepiej znany Jack Rubby zna sie na robocie, album na 33 minutach zamyka sie w 10 kawakach z czego na plejke dodam slavery days i tytulwgo marcusa garveya, ktory na calej plycie ma jeszcze jeden trak podtytulem old marcus garvey, opowiadajacy o tym ze jest on zapomnianym bohaterem, moze tak jest, a moze nie, brak mi znajomosci historii rastafarianskiego ruchu, wiec tez odbior calego krazka jest dosc powierzchowny, bo pewnie lirycznie jest glebszy niz jakim go postrzegam, jesli ktos wie o czym jest spiewane
3
Mar 13 2022
View Album
Wild Is The Wind
Nina Simone
Kolejny czarny album, wiec nadal hameryka, tym razem wylosowalo soulowo jazz, ktory momentami jest tak niebieski, ze az do zludzenia bluesowy, a to wszystko na szostym studyjnym krazku Pani Niny z roku 66, nie kojarze za bardzo jej nazwiska i tak samo glosu, ktory kojarzy mi sie jedynie z chappelles show nie wiem czemu, na 38 minutowej plycie wiekszosc kawalkow to covery popularnych klasykow gatunku i tradycyjnymi czarnymi piesniami, jedyna autorska kompozycja jest four women, nigdzie nie ma zcreditowanej bandy wspomagajaca Pania Nine instrumentalnie. ale jest to dosc typowe granie dla czarnej muzyki popularnej lat 60, wiec brasy, drumsy, jakas gitarka, no i klawisze, zwlaszcza na drugiej stronie ktora ma utwory gdzie jedynym instrumentem potrafia byc klawisze, kawalki 8-11, wsrod nich jest wild is the wind, ktorego Bowie coverowal na station to station, pierwsza strona znowu momentami jest az funkowa jak otwierajacy i love your lovin ways, wiec o milosci w roznorakich stylach, jakos nie oczarowal mnie ten koncept i jego wykonanie, ale nie byl to wymeczony odsluch, na soulowa plejke leci thats all i ask
2
Mar 14 2022
View Album
Odelay
Beck
Kolejny Beck na liscie, tym razem z Odelay ktory byl jego sophomorowym projektem w majorowym lejbelu, ktory tez poza mellow goldem jest jak dla mnie jego najklasyczniejszym materialem, wydany w 96 przez DGC, jak reszta tworczosci Becka charakteryzuje sie tym, sporo sie na plycie dzieje jesli chodzi o instrumentale, bo o ile na poprzednim picku juz bylo widac, ze potrafi on grac na wszelakich dziwnych instruemntach, tak potwierdza to rowniez na tym krazku wyciagajac z szafy echoplexa czy pianino pod kciuka, nie zmienil sie takze zwyczaj korzystania z pomocy muzykow sesyjnych, bo rowniez sporo sie ich znalazlo na plycie, wiec co sprawia ze brzmi on tak roznie w porownaniu z sea change, z pewnoscia lirycznie jest wiekszy misz masz, bo nie ma tutaj motywu przewodniego ktory dawaly problemy milosne z okresu morzowego albumu, Beck w swoim pisaniu ma to do siebie, ze rozne osoby uslysza cos zupelnie innego sluchajac jednego kawalka, z jednej strony popowy zabieg, bo kazdy znajdzie cos dla siebie, a z drugiej sztuka jest pisac w ten sposob, ale to jednak nie od strony lirycznej czuc najwieksza roznice, a stawialbym na instrumentalno producerska, bo wiekszosc plyty zostala wyprodukowana przez duet dust brothers, ktory juz przewineli sie na liscie ukryci chocby na butiku paula od beastie boysow, wiec chyba oczywistym jest, ze to sampling bedzie czyms co wyroznia odelaya z dyskografii becka, jest ono tak ciezkie, ze czasem trudno zauwazyc gdzie grane sa zywe intrumenty, a gdzie wykorzystane sample, ale z drugiej strony jest ono tak pomyslowe i wychodzace z kartonu indyjskiego rocka, ze miejscami bardziej podchodzi pod cos elektronicznego, w pozytywnym znaczeniu tego okreslenia, dodatkowo tak chytre wykorzystanie sampli jak oslowe dzwieki na traku jackass mozna przypisac jedynie producentom najwyzszej proby, dodatkowo wreszcie rozwiazalem zagadke tajemniczej okladki, ktora w plejerze zawsze kojarzyla mi sie z jakims domkiem w stylu hawajskim ze slomiana strzecha, a okazala sie byc zdjeciem psa, owczarka wegierskiego, zwanego komondorem, dredziastego psa ktory skacze przez plotek, wiec calkiem blisko bylem ze swoja pierwotna wizja, kolejna zagadka byl sam tytul, na ktorego wyjasnienie istnieja dwie teorie, pierwsza glosi ze pochodzi od hiszpanskiego órale, ktore jest tak szerokim slowkiem, ze nawet boje sie strzelac co mialo tutaj oznaczac, zwlaszcza ze jest wykorzystane nie tylko w tytule. ale takze w tescie kawalka lord only knows, nie jest to pierwsze i ostatnie wykorzystanie hipszanskiego w swojej liryce, wiec bardzo mocna teoria, druga natomiast sugeruje, ze jest to pun od wyrazenia oh delay, bo prace nad wydaniem plyty musialy sie troche przeciagnac, skoro trwaly prawie dwa lata i prawie jak przypadku cyberpunka, przy skonczonej polowie postanowiono, ze bedzie robione od nowa, tym razem pod nadzorem produkcyjnym dustowych braciszkow, czego rezultatem jest ten uniklanie dziwny, ale jednak niesamowicie sluchalny krazek pana Becka, na plejke dodam jeszcze openingowego devils haircut i where its at, bo juz wczesniej mialem cos dodane
4
Mar 15 2022
View Album
Morrison Hotel
The Doors
Kolejne Doorsy na liscie, jesli pamiec mnie nie myli bedzie to juz ich trzeci album, kolejna klasyczna pozycja ich dyskografii, czyli Morrison Hotel z 1970, chronologicznie piaty krazek, wydane po mocno srednim soft parade, ktory swoja eksperymentalnoscia brzmial tak jak polowa muzyki wydawana w tamtym okresie, Morrison Hotel byl powrotem do tego co Doorsy robily najlepiej czyli granie hardego rokowego bluesa, mniej tu psychodelciznosci z pierwszych materialow, a za to wiecej klimatycznego zawodzenia w akompaniamencie ktory nigdy sie nie nudzi, wiec przede wszystkim Manzarekowe klawisze, Kriegera gitara i Densmorowe drumsy, do tego goscinny bas od Raya Neapolitankiego, co do samych wokali Morrisonowych, to plyta powstawala w ciezkim okresie dla frontmena bandy, co slychac zarowno w glosie jak i w kontencie lirycznym albumu, bo sporo jest tutaj materialu z starszych nagran, najbardziej rzucajacym sie w oczy jest pojawienie sie kawalka waitining for the sun, ktory byl pisany na plyte o tym samym tytule, ale nie znalazl na niej dla siebie miejsca, a dostal drugie zycie tutaj, podobnie z peace frogiem czy indian summer, ale jak to bywa odpadki po poprzednich sesjach staja sie glownym daniem nastepnych, tak jest rowniez w tym wypadku, bo hajlajtowymi momentami plyty sa dla mnie wlasnie te dwa pierwsze wspomniane utwory, pewnie przemawia przeze mnie fangejowosc doorsowa, ale ciezko doszukac mi sie czegos co by mi nie pasowalo w tym 37 minutowym krazku, nagranym zgrabnie i dosc szybko, ale prosto i autentycznie, juz tyle odtworzen nabitych na last fmie, choc nadal nie jest to najbardziej osluchany album z dyskografii zespolu, dopiero teraz przy systematycznym sluchaniu nowych plyt czlowiek jest w stanie docenic prawdziwe perelki, nie ma jeszcze polowy listy, a juz pojawilo sie to co obstawialem, ze bedzie doorsowego, teraz tylko czekac na pozytywne zaskoczenie gdy pojawia sie kolejne dwie pozycje
5
Mar 16 2022
View Album
Shaka Zulu
Ladysmith Black Mambazo
O takie picki wlasnie nic nie robilem, powiew swiezosci prosto z afryki, moze tak prosto, bo plyta prawdopodobnie byla nagrywana w tym samym studio co Graceland Paula Simona, nie jest to bez znaczenia, bo tak jak ladysmith black mambazo mial swoj udzial w nagraniach materialow u Simona, tak Simon jest obecny na tym krazku jako osoba odpowiedzialna za produkcje i miedzynarodowy sukces tego zespolu z Ladysmith RPA, Shaka Zulu to 36 minutowy album zawierajacy jedynie wokale, wiec w zachodnim okresleniu gatunku bylby to album a cappella, ale w afryce na taka forme muzyki mowi sie isicathamiya, oznacza on tradycyjna muzyke ludu Zulusow, ktora bialy czlek rozpozna zwlaszcza po klikaczowych dzwiekach ktore spiewacy potrafia z siebie wydawac, juz wczesniej pojawila sie na liscie podobna pozycja od Pani Miriam Makeba, ktora podeszla do tematu bardziej w stylu muzyki popularnej, natomiast panowie z black mambazo daja bardziej kaplicowego viba, dodatkowo idealnie zbalansowana jest ilosc utworow w jezyku angielskim i zulu, czlowiek slucha czegos z czego slowa nie rozumie zeby plynnie przejsc do czegos rownie egzotycznego, ale juz z slowami ktore potrafi rozszyfrowac, rownie ciekawe jest jak jeden sukces potrafi zbudowac inny, gdyby pana Simona nigdy nie wywialo do afryki i akurat do tamtych rejonow, to o kapeli pewnie nikt poza rodzinnym krajem sie nie dowiedzial, a tak po sukcesie gracelanda udalo im sie sprzedac tak unikalne brzmienie szerszemu gronu sluchaczy i prawie 40 lat pozniej zespol nadal funkcjonuje, prowadzi fundacje majaca promowac kulture i muzyke zulu i nadal jest sluchany, jak nawet na urodzinach u krolowej z buckingham grali w 2k18, z 10 kawalkow na plejke rzuce po jednym z obu jezykow, zulusowm pickiem bedzie otwierajacy unomathemba, z angielskiego natomiast deszczowy song, zupelnie inne zabarwienie emocjonalne ma deszcz jesli jest spiewany przez kogos z czarnego kontynentu, wiec rain, rain, beautiful rain
4
Mar 17 2022
View Album
Pornography
The Cure
Kolejny Curowy pick na liscie, tym razem legendarna pornografia z 82, ktora jest czwartym studyjnym krazkiem bandy, nagrwany w ekskluzywnym skladzie trzech czlonkow pana Smith, czyli wokali i gitary, Gallupa na basie oraz Lola Tolhursta jako drumera, dodatkowo kazdy z nich jest zcreditowany na klawiszach, ktorych sie troche przewija na plycie, klawisze o odcieniu dosc synthowym, ale podane w curowym stylu, wiec ciezko, mrocznie i gotikowo, bo chyba na tym albumie najbardziej uchwycili te atmosfere rozpaczy i doomerskiej milosci, bo liryka jest tak luzna, ze interpretowac mozna ja jak czlowiekowi pasuje, ale najczestszym skojarzeniem jest rozpacz milosna, co jeszcze mocno rzuca sie w uszy sluchajac plyty to robota jaka odwalil pan Lolo z swoimi drumami, ktore stanowia kanwe dla reszty zespolu, od stukania trumnowego z otwierajacego one hundred years po bizzarne rytmy z strange days bedzie to najbardziej zapadajacy w pamiec element tego odsluchu, bo mimo ze gra on tak rowno nie nudzi sie przez cale 43 minut trwania krazka, nie sadzilem rowniez ze az tak roznic beda sie ich kolejne picki listowe, a tu jeszcze nie ma okresu najbardziej mainstreamowych albumow, gdzie juz synthowe brzmienia poszly calkowicie po kablach, pornografia jest chyba najbardziej rokowym, ale nadal gotikowym albumem jaki do tej pory od nich slyszalem, nie jest az tak przepelniony kontentem jak disintegration, nie jest rowniez tak nowo falowy jak seventeen seconds, zmiana priorytetow w instruemntalu jest zdecydowanie na plus, chociaz lirycznie jakos nigdzie nie zaskoczyl czy urzekl jak na poprzednich pickach, gdzie wlasnie tekstem niektore piosenki sie bronily, wiec album ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemnie, w ogolnym rozrachunku kolejny solidny kawalek muzyki od the cure, na plejke dodam openingowego one hundred years i zamykajacy utwor tytulowy, wiec pornografie, ktora w ciekawy sposob wykorzystuje samplowanie dialogow w polaczeniu z Lolkowym drumowaniem do zbudowania jednego z najlepszych wprowadzen jakie ostatnio slyszalem, ktore trwa prawie polowe utworu, bo dopiero po trzech minutach pojawiaja sie wokale, wiec jeden z tych epickich openingow tworzacych caly trak
3
Mar 18 2022
View Album
Happy Sad
Tim Buckley
No i kolejny raz lista okazuje sie serwowac cos o czym slyszalem wczesniej w tym tygodniu i mialem sprawdzic, przypadek, nie sadze, wiec drugie podejscie do pana Buckleya, dodatkowo chronologia dyskografii zostala zachowana, bo happy sad jest kolejnym krazkiem po goodbye and hello z roku 68, a jednak troche sie zmienilo, przede wszystkim od strony stylistycznej, bo slychac odejscie od folkowej psychodelii na rzecz jazzowego rokowania, co dziwne nie powiekszyl sie dramatycznie cast muzykow sesyjnych przy tym posunieciu, o co bylbym gotow posadzic producentow plyty, ktorzy sie nie zmienii, zmienil sie natomiast udzial w kompozycjach pana Tima, ktory tym razem tworzy calkowicie solowo bez pomocy pana Becketta, co przelozylo sie na mniej popowe kompozycje, bo na 44 minutach zamkniete jest 6 kawalkow o roznej dlugosci od 12 do 2 minut, wiec kawalki staja sie prawdziwymi balladami jesli maja tyle czasu na prezentacje, co do samej prezentacji kolejny raz nie zawiodlem sie na wokalnych zdolnosciach Bucklejowych, ktore byly czyms co najbardziej przyciagalo uwage podczas odsluchu pierwszego albumu, tutaj jest podobnie, ale inaczej, bo te dluzsze traki jak 12 minutyowy gypsy woman pokazuja inna strone jego wokalu, gdy zmienia sie wielokrotnie w ciagu jednego utworu zarowno przez zmiane ekspresji jak i odleglosci od majka lub innych zabiegow producenckich, bo calosc jest niesamowiscie gladka, wiec pan Holzman przypilnowal kogo trzeba przy masteringu, z muzykow tworzacych instrumental najbardziej wyroznia sie pan David Friedman, ktory byl odpowiedzialny za perkusje, ale jako jest to krazek praktycznie jazzowy, to nie moglo zabraknac afrykanskich marimbow czy wibrafonow, zazwyczaj to on buduje glowna melodie, a gitarki i basy czy bongosy sa jedynie dodatkami, jestem ciekawy efektu wykorzystanego na love from room 109 at the islander, ktory sampluje dzwieki fal czy morza uderzajacego o plaze lub skaly, troche charcza sluchawy przy niektorych uderzeniach, ale jak dla mnie ten traczek jest najbardziej klimatyczna kompozycja calej plyty, wiec bedzie plejkowym pickiem, razem z buzzin fly, dwa kawalki rozne, ale jednak interesujace na swoj wlasny sposob, happy sad zaliczony i wreszcie mozna zastapic czyms w pamieci ten zwrot, bo wczesniej kojarzyl mi sie jedynie z polska scena punkowa
4
Mar 19 2022
View Album
Black Holes and Revelations
Muse
Kolejny bardzo wyspiarski piczek, bo Muse z jedynym albumem jaki od nich kojarze, wiec black holes and revelations z 2k06, muzyka popularno rokowa, ale w ciekawym kosmicznym klimacie, ktory tworzony jest przez synthy i elektryczne instrumenty, no i wykorzystanie modyfikowanych wokali rowniez ma w tym swoja zasluge, sama banda ma trzech czlonkow, gdzie mozgiem zespolu jest Matthew Bellamy, ktory jest spiewajacym frontmenem z gitara i tworca tekstow tego krazka, Dominic Howard gra na drumsach i perkusji, ostatnim czlonkiem jest Christopher Wolstenholme na basach, przewija sie rowniez kilku muzykow studyjnyuch dodajacych takich smaczkow jak trumpety czy skrzypkowe wiolonczele, gdyby wlasnie nie te male dodatki, to pewnie bym residentowalsliperowal podczas odsluchu, ale blendy syntha i klasycznych instrumentali przywodzace na mysl depeche mode w polaczeniu z galaktycznie epickimi motywami lirycznymi bronia krazka, takimi hajlajtowymi momentami byl dla mnie w pierwszej czesci plyty supermasive black hole, a w drugiej zamykajacy plyte knights of cydonia, ktory z czyms mi sie kojarzy, ale nie jestem w stanie skojarzyc z czym, moze to samo video tak mocno utkwilo mi w pamieci z czasow mtv, bo ponad 6 minut traka jest przepelnione referencjami, glownie filmowymi, przede wszystkim gwiezdnowojennymi, ale nie brakuje rowniez poczciwych biblijnych smaczkow, oba kawalki sa dobre na swoj sposob, bo pierwszy jest typowym dencingowym rokowym kawalkiem lirycznie opowiadajacym o milosci do zlej kobiety, wiec bardzo latwy i popularny temat, wiec nie dziwne ze jest to najbardziej klikany utwor na spotifaju w dyskgorafii bandy, a z drugiej strony mamy kosmiczna mini operetke, ktora jest przepelniona stopniowo narastajacym brzmieniem, ktore swietnie sie sprawdza jako zamkniecie krazka, ale nadal nie wiem skad ten sentyment do akurat tego utworu, wiec oba traki leca na plejke, a ja moge odchaczyc pierwsza odsluchana plyte od Muse bez niesmaku, bo pozytywnie sie zaskoczylem
3
Mar 20 2022
View Album
Blood On The Tracks
Bob Dylan
Polowy list nawet nie ma, a zapas Dylanowych krazkow topnieje w oczach, tym razem padlo na Blood on The Tracks z 75, bedacy kombekowym albumem w dyskografii Dylanowej, wypalonej po latach 60, a co stanowilo tlo do tego powrotu, oczywiscie kreatywny zryw tworczy polaczony z rozwodem, wiec nic dziwnego, ze praktycznie caly 50 minutowy krazek jest poswiecony wzlotom i upadkom milosnym podanych w typowo Dylanowej formie, wiec piosenkach ktore maja czesto gesto ponad dziesiec zwrotek i opowiadaja historie zycia lub historie danej sytuacji, moze wlasnie przez ten motyw przewodni plyty nie potrafilem sie jakos nigdy go niej przekonac patrzac na liczbe wyswietlen z last fma jest on zdecydowanie w dole stawki, bo muzycznie jest to typowy bardowy folk rock, z bogatym brzmieniem gitarowo bonjowo harmonijkowym, rzuca sie w uszy wykorzystanie trzech roznych klawiszy, bo zarowno pianina, hamondowych organow i standardowego kejborda, ciekawe jest tez, ze album zostal nagrany praktycznie jeszcze raz juz po skompletowaniu materialu do wydania i z tych dodatkowych Minneapolisowych nagran do tloczenia dostalo sie piec nowych utworow, wiec polowa krazka, no i hajlajtowe utwory rowniez byly dogrywane w tych sesjach, bo albumowe wersje tangled in the blue i idiot wind pochodza z wlasnie z tamtego dogrywania, do tych kawalkow dodam na plejke jeszcze lily, rosemary and the jack of hearts, ktory reprezentuje moj ulubiony typ tworczosci Dylanowej, wiec opowiesci plaszcza i szpady w klimacie hamerykanskiego zachodu, do tego dochodzi paleta przerysowanych postaci i wartka akcja i jej zwroty trzymaja w napieciu sluchacza przez prawie 9 minut, wiec epicka ballada jak sie patrzy, po tym juz troche bardziej rozumiem dlaczego niektorzy wymieniaja blood on the tracks jako magnum opus dylanowe, ale jednak az tak bardzo mnie ta plyta do siebie nie przekonala zebym musial rowniez dolaczyc do tego grona
4
Mar 21 2022
View Album
Sex Packets
Digital Underground
Kolejny pik ktorego bym sie nie spodziewal po bialej wyspiarskiej liscie, bo murzynski rap z gatunku konceptowych wariacji lat 90, Sex Packets to debiutancki krazek grupy Digital Underground, ktorej twarza, a raczej nosem byl Shock G, ale kolektyw znany byl z tego, ze przewinelo sie przez niego sporo postaci z rapowej gry zachodniego wybrzeza, nawet 2pac troche sie wypromowal zaakrecajac sie na projektach digitalowych, co do samego krazka, to plyta pochodzi z poczatku lat 90, wiec jest bogato wyprawiona w sample. az dziwne ze nadal wisi na spotifaju, bo sporo materialu z tamtego okresu jest zbyt osamplowane, zeby mozna bylo je grac na strimingu, ponad godzina funkodeli z tlustymi rymami o zabarwieniu mocno hedonistycznie komicznym, bo konceptem plyty jest genetic suppression relief antidotes, wiec pigula po ktorej ma byc czlekowi dobrze, gdy nie moze zrobic sobie dobrze, bo ma wazne zeby do roboty, ale oczywiscie czarne zloczynce uzywaja ich do niecnych celow o ktorych opowiada wlasnie ten album, od strony instrumentalnej slychac parliamentowe sample, daddy kane, hendrixa czy hancocka, wiec czarno to sluchac, na tym funkowych instrumentalach czesto dochodzi do dialogow, monologow i prawdziwych dysput, bo mimo tego ze glownym bohaterem jest pan Shock G jako Humpty Hump, ale przewijaja sie takze inny bohaterowie jak Kenny K, czy Money B, ktory rowniez wnosza cos lirycznego od siebie, wiec nie jest to nudna godzina, fajnie sobie odswiezyc takiego klasyka, zwlaszcza ze brakuje na liscie albumow z jajcem, a taki wlasnie humorek przemyca sex packets, na plejke leci openingowy the humpty dance i doowutchyalike, tak w ogole nie czuc tego, ze jest to debiutancki material grupy, bo tworza az tak pewna atmosfere jak prawdziwe freaki tego industri, ale z drugiej strony nie kojarze duzo z ich pozniejszej dyskografii
4
Mar 22 2022
View Album
Abattoir Blues / The Lyre of Orpheus
Nick Cave & The Bad Seeds
Tego Pana sie nie spodziewalem zobaczyc kolejny raz podczas przemierzania listy, a jednak kolejny Nick Cave uciekinier z najwiekszej na swiecie kolonii karnej, moze nawet nie uciekinier, bo po prostu wrocil na mniejsza wyspe, no i kolejny raz z The Bad Seedsami, plyta z 2k04, ktora stara sie byc redempcyjnym arkiem pana Cave na liscie, ktorego mialem okazje poznac przy okazji sluchania jednej z najwiekszych abominacji listy, bo junkyarda, a tutaj taki podwojny album Abattoir Blues / The Lyre of Orpheus blisko gdzina dwadziescia dwie minuty na siedemnastu trakach, a czemu redempcyjny ark, bo jakos kontent liryczny nasuwa na mysl jakies skojarzenia z poszukiwaniem odkupienia, ale na sposob pana ktory zaczynal jako punk, przeszedl przez bluesa i teraz pokazuje sie z synteza gospelu gotika i wspomnianego bluesa, od strony instrumentalnej The Bad Seeds w takim skladzie jak tutaj graja wydaje mi sie byc o wiele przystepniejszy niz na poprzednim the boatmans call, moze to kwestia tego ze tak potezny krazek byl nagrany w zaledwie 12 dni wydaje sie on grany jak najprosciej z licznym recyklingiem gitarowym, mialkimi zeby nie powiedziec nijakimi drumami, znaczaca robote robia tutaj muzycy sesyjni, ktory w tym wypadku sa jedynie wokalami wspierajacymi, wydaje mi sie, ze wlasnie takie uproszczenie od strony instrumentalnej to najlepsze co moglo sie przytrafic panu Nuckowi na tej plycie, bo wreszcie ma on dobre tlo dla swojej tworczosci lirycznej, ktora juz nawet na junkyardzie byla dziwna, ale jednoczesnie ambitna, a na tej plycie mozna go usyszec w takiej formie, ze potrafi pisac potezne kilkunasto zwrotkowce, jak i krotkie utwory ktore prawie w calosci stanowia partie refrenowe, co pokazuje nie tylko roznorodnosc stylu, ale tez fleksowanie materialu pod to co mozna sprzedac jako single, ktore nawet mozna zagrac w radio i nikt nie bedzie wiedzial o czym jest spiewane, a i tak bedzie nucil sobie pod nosem, tak jak chocby w przypadku there she goes, my beutiful world czy breathless, bo przeciez to takie lekkie milosne przyspiewki, ale obok nich mozna znalezc tez kawalki z motywami balu kanibali czy szukaniem katalogow niebieskich, w ogole fajny motyw sobie wymyslil na openingowym get ready for love, zycia wiara w boga, ale rowniez wzgardza dla jej wyznawcow, wiec typowe jest w tobie dwoch Cavow, jestes na nietopyrkowym zlocie, ale tak czy inaczej zrobil dobra robote zarowno przystepnie nieprzystepnymi lirykami czesto opartymi na poezji nie tylko wyspiarskiej, ale takze na o wiele starszych materialach zrodlowych, wokalami na ktorych potrafi momentami zaskoczyc i zmienic swoj typowy bluesowy flow, wiec ciesze sie, ze moglem sie przeprosic z banda tym pickiem, na plejke leci opening drugiej strony the lyre of orpheus, a z pierwszej czesci messiah ward
3
Mar 23 2022
View Album
Whatever
Aimee Mann
To co dobre nie moze przeciez wiecznie trwac, a ten piekny streak pozytywnie zaskakujacych albumow zakonczylo Whatever od pani Aimee Mann, ciezko znalezc bardziej trafny tytul dla tej plyty niz cokolwiek, bo dokladnie tak sie czlowiek czuje po przesluchaniu tego 51 minutowego, niby cos przesluchal, ale nie wie czego sluchal, bo zarowno wokalnie jak instrumentalnie jest to mialkosc nad mialkosciami, gdy skonczyla sie orginalna traklista plyty i spotifaj zaczal polecac cos whateverowatego, to dopiero po czterech kawalkach zorientowalem sie, ze przeciez to juz ktos inny spiewa, bo jest to rokowy pop najwyzszej proby, ktory ze wzgledu na rocznik plyty, 93, najblizej moglbym polozyc do tworczosci PJ Harvery, ale tym razem sluchalo sie tego jeszcze gorzej, motywami przewodnimi sa typowo babskie uzalania sie nad nieszczesliwa miloscia i tym razem jeszcze odrzuceniem ze strony branzy muzycznej, jakkolwiek by to nie brzmialo tworzac tak popowy album, instrumetalnie nie ma zadnych zaskoczen zostala zebrana banda ludzi ktorzy maja zrobic tlo dla performansu wokalnego pani Aimee, ktora sama rowniez angazuje sie w to granie, glownie na basie, wsrod muzykow sesyjnych wyroznia sie Jon Brion, ktory gra na ponad 20 instrumentach, w tym tak orginalnych jak puste butelki czy optigan, wiec pozytywnie i z humorkiem, bo zatrudnic taka ilosc ludzi i srodkow zeby stworzyc i wyprodukowac cos co slucha sie samo nie zostawiaja po sobie nic i brzmiacego jak cokolwiek innego jest sztuka iscie popularna
1
Mar 24 2022
View Album
Kenza
Khaled
Tego akurat sie czlowiek nie spodziewal, bo wylosowac arabskie disko polo jest prawdziwa sztuka, Kenza to album z 99 z gatunku muzyki rai, ktory oznacza algierska muzyke folkowa, ale tutaj wysteuje ona w odslonie dosc zmodernizowanej opierajacej swoje brzmienie na roznorakich gatunkach muzyki popularnej, soula, funku, czy nawet reggae, ale gdzies wplata te elementy typowe dla arabskiego folka, wiec tamburynowanie czy charakterystycznie drumowanie, ciezko napisac cos wiecej, bo praktycznie kazdy song ma inny sklad instrumentalny do tego to polaczenie tradycyjnego brzmienia z synthowymi klawiszami, skreczami i innymi nowinkami lat 90 daja czlowiekowi kociokwik, a to wszystko podane w bogatej opcji, bo az 78 minutowej, gdzie zmiescilo sie 15 trakow, ktorych rozszyfrowac nie jestem w stanie, bo oczywiscie po arabsku, prawie, bo pojawiaja sie takze dwa francuzkie utwory, pewnie covery, no i na dobitke czleka zaserwowany zostaje arabsko angielski cover imagine, moze przemawiaja przeze mnie uprzedzenia, ale arabski jedynie do piesni religijno folkowych, w muzyce rozrywkowej budzi jedynie skojarzenia z danzo kuduro czy helikopterowymi songami, wiec na plejke nic sie nie przekradnie tym razem
1
Mar 25 2022
View Album
The Nightfly
Donald Fagen
Alez wylosowalo zagadke, pierwszy solowy krazek pana Fagena, ktorego zna sie glownie z duetu steely danowego, plyta z 82, wiec rok po pierwszym rozejsciu sie w rozne strony bandy, wiec muzycznie przypomina to tworczosc grupowa, zwlaszcza ze wzgledu na to, ze wiekszosc muzykow zangazowanych w projekt the nighfly byla juz slyszana na poprzednich materialach danowych, wiec pomimo tego, ze sluchalem pierwszy raz odczuwalem lekkie deja vu, ktore sa tylko potegowane przez Fagenowe wokale, nie zabraklo takze doszlifowania, bo album ma 38 minut, a nagrania trwaly 8 miesiecy, wiec tutaj rowniez po staremu, wiec czemu nie oczarowala tak samo jak starsze wydania steely dana, zaznaczam starsze, bo reunionowe juz nie brzmia tak samo jak te z lat 70, o ile o tamtych reunionowych myslalem, ze brzmia jak taki zdziadzialy kombak z tym samym brzmieniem 20 lat pozniej, tak lirycznie to zdziadzienie juz slychac na nightflyu, ktory poza openingowym I.G.Y nie ma w sobie czegos do zapamietania, niby koncept calego krazka jako powrotu do czasow mlodosci i sielankowego zycia hamerykanskiego w cieniu zimnej wojny brzmi calkiem ciekawie, ale jego przelozenie na album nudzi, bo ilez mozna sluchac o pieknych dziewczynach w schronach i radiowcach puszczajacych jazzy po nocach, wiec nie ma tutaj typowej dla duetu aronii i przegranych opowiesci, jak teraz slucham to nawet same melodie wydaja sie byc o wiele bardziej popowo jazzowe, odchodzace od rokowo gitarowych brzmien, ktore wnosil Becker, bo The Nightfly jest wyprodukowany przez pana odpowiedzialnego za reszte dyskografii duetu, pana Katza, wiec nawet tutaj roznic nie widac, chyba ze wziac pod uwage, ze jest to jeden z pierwszych w pelni digitalowo masterowanych albumow, co pewnie tez mialo jakis wplyw na finalne brzmienie przy takim dazeniu do perfekcji dzwieku jakie Fagen zawsze idealizowal, zatem dowiedzialem sie, ze ten duet dzialal dobrze za sprawa obu panow i nikt tu nikogo nie prowadzil za nos, na plejke leci openingowy I.G.Y
3
Mar 26 2022
View Album
High Violet
The National
Nowa hamerykanska banda z gatunku indyjskiego grania do kolekcji, tym razem dosc wspolczesnie, bo High Violet to krazek z 2k10, ktory jest piatym studyjnym albumem grupy, dosc braterskiej, bo dwie pary braci i random na wokalu, ale nie byle jaki random tylko Matt Berninger, ktory spiewa tak gloomersko doomersko sojakowe tresci, ze chyba sila wizualizacji wyguglowalem, ze z wygladu przypomina to co spiewa, wiec sojakowy blues, zagrany w bogatym akompanamencie, bo poza 4 braciaszami grupa podczas nagran wykorzystala dwu cyfrowa liczbe muzykow sesyjnych, wiec jest napchane do rozpuchu, a to wszystko w imie grania powaznej muzyki dla wysubimowanego sluchacza, ktory nie zadowoli sie popowym brzmieniem i nie godzi sie na kompromisy, jesli chodzi o podejscie do brzmienia, musi byc perfekcja, a do tego na dokladke jeszcze wiecej smetow i dlugich kawalkow o niczym, 47 minut materialu i 11 trakow, ktore w wiekszosci kreca sie wokol tak typowego dla nietypowego indyjskiego gatunku, czyli milosci smutnej, rozpadom zwiazkow, odrzuceniu i calemu temu bluesowi, a to podane w tak sojakowym sosiwie, ze az mnie naszla ochota na latte z mlekiem sojowym i przycinanie wasa, gdyby tylko dalo sie posluchac samego instrumentala tego albumu bez tych wymeczonych wokalnie tekstow, na plejke dodam bloodbuzz ohio, kawalek ktory wyroznia sie z plyty pomyslem na siebie, bo pijany ktos wspomina swoje dobre chwile w rodzinnym ohio, ale nie ma ich zbyt wiele, wiec raczej woli pic zeby o nim zapomniec
2
Mar 27 2022
View Album
Led Zeppelin III
Led Zeppelin
Kolejne Zeppeliny na liscie, tym razem z numerem trzecim z 1970, ktory jest chyba najbardziej folkowym materialem w dyskografii bandy, ktory jednak jest otwarty tak bangersko hardnym instrumentalem jak immigrant song, ktory jednak sam w sobie jest ciekawa opowiescia pasujaca do folkowych klimatow snutych na reszcie albumu, tak jak na poprzednich albumach grupa gra wylacznie przy wykorzystaniu wlasnych instrumentow, ale tym razem slychac wieksza roznorodnosc, zwlaszcza wsrod akustycznej czesci instrumentali, wiec Page operuje na banjo, akustykowych gitarach, czy tez hawajkach, do tego Jones ma hajlajtowe momenty na mandolinie, kontrabasie, poza typowymi klawiszami hammondowymi i moogowymi, kolejna rzecza ktora wyproznia ten krazek jest sposob w jakim jest podzielony udzial czlonkow zespolu w pisaniu kawalkow, bo prezentuje on o wiele bardziej demokratyczne podejscie do tematu, gdzie kazdy z czlonkow ma swoje pare groszy, a nie sam Pageowy show, roznorodnosc liryczna jaka za tym idzie jest jedna z mocniejszych stron plyty, ale jako fangej folkowej strony rocka pewnie kupilbym cokolwiek z taki akustykami pana Page, ale gdyby pisac od kawalka do kawalka to znajdzie sie tutaj cos bluesowego jak since i have been loving you z epicka solowka Jimmiego, czy cos bardziej psychodelicznego jak utwor firends, ktory jako jeden z nielicznych z tamtego okresu featuruje smyczkowe brzmienia, wiec jest to 43 przepakowane roznorodnoscia brzmienia, ale jednoczescie te 10 kawalkow pasuja do siebie tworzac spojna calosc, na plejsce juz mialem openingowego immigrantowego songa, ale tym razem dodam jeszcze wspomnianych friendsow i barowy song out on the tiles, ktory obok immigrantow jest przykladem hardego rokowania z tego krazka, charakteryzujace sie Bonhamowa solowka, jeden z hajlajtowych momentow tego albumu obok niezliczonych ou jechow Plantowych
4
Mar 28 2022
View Album
Tracy Chapman
Tracy Chapman
Kolejny swietny pick, ktorego pewnie bym nigdy nie uslyuszal gdyby nie lista, debiutancki material pani Tracy Chapman z 1988 jest swietnym blueprintem tego jak folkowe albumy powinny brzmiec, a rzadko to robia, zwlaszcza na debiutanckim krazku, gdzie trzeba zbalansowac wolnosc tworcza z tym co mozna sprzedac wytworni, ale na tych 36 minutach akustycznego grania znajda sie kawalki ktore mozna sprzedac w postaci singli jak fast car, baby can i hold you, czy openingowy talkin bout a revolution, trzymajace sie jednak stylu w jakim utrzymana jest plyta, wiec folka mowiacego o problemach z jakimi boryka sie spoleczenstwo, a to ze pani Tracy jest przedstawicielka mniejszosci, a dodatkowo jest kobieta daje jej szerokie pole do popisu jesli chodzi o tematyke utworow, od uciekania sansarowej biedzie przez znieczulice drugiego czlowieka na problemy somsiada, konczac na typowo sercowych problemach, nie tylo lirycznie, ale rowniez wokalnie pozytywnie sie zaskoczylem, pani chapman potrafi porwac sluchacza emocjami jakie chce przekazac nie tylko przy pomocy akustyka ktorego mozna uslyszec na wiekszosci trakow, ale rowniez samego glosu, ktory ma w sobie cos urzekajacego, ale jednoczesnie androgenicznego, dodatkowo gra jeszcze na talerzach i gitarze rytmicznej, wiec nawet multiinstrumentalnie, dodatkowy personel rowniez robi robote, zwlaszcza gitara pana Eda Blacka, ale dosc slabo wypada mastering calego krazka, bo momentami trzeba sciszac, bo az tak przebija glosnosc i precyzja samego brzmienia pozostawia wiele do zyczenia, ale pewnie nie byl to jakis mega drogi album, bo kto bedzie inwestowal w debiutancki album czarnej artystki, ktora chce tworzyc akustycznego folka w latach 80, ale calosciowo jestem zadowolony z tego, ze poznalem sie na tej plycie, bo pewnie gdzies mozna sie doszukac influencji plynacych z niej na scene lat 90 i polityczno socjalnie swiadomego rapu, na plejke leci hitowy fast cars i mountains o things
4
Mar 29 2022
View Album
Stand!
Sly & The Family Stone
Do kaduka, kolejny socjalnie awarny album w tym tygodniu, dodatkowo od jednej z najbardziej mieszanych rasowo band kochanych zarowno przez czarnych jak i bialych sluchaczy, wiec musi chodzic o chytrusa kamiennego i jego rodzine, jest to druga pozycja zespolu na liscie i pozytywne zaskoczenie w stosunku do poprzedniego picka, Stand! z 69 jest czwartym albumem grupy i krazkiem ktory poprzedza ostatnio zaslyszany theres a riot goin on, calosc jest zamknieta na 8 trakach i 41 minutach, wiec jest to o wiele bardziej kompaktowe wydanie niz riot, ktorego glownym problemem bylo filerowate rozwlekanie, tutaj natomiast nie czuc wypelniaczy, kolejna rzecza ktora da sie odczuc juz od pierwszego traku jest bardziej funkowe podejscie do grania, jesli riot eksperymentowal, to wydaje mi sie, ze bardziej w strone soula z swoimi bluesowami liniami melodycznymi, tutaj jest wiecej funkowej zabawy, ale jednak podanej w sosie liryki, ktora ma prowokowac sluchacza do myslenia i refleksji nad problemami dnia powszedniego, wiec nie moze sie obyc od watkow rasowych, biedowych, bycia za czyms, czy tez dozenia do wyzszych celow, a nie poprzestawanie na stanie obecnym, wiec zalecialo jezuckimi naukami, gdy glownym utworem albumu jest 13 minutowy instrumental sex machine, wiec ladne duality murzynskiego grania, ale moze wlasnie stanowi o sile tego materialu, bo wchodzi po kablach, instrumentalnie nadal jest to one man show pana chytrusa, ale jakos zywiej i mniej overdubowanie brzmi calosc w porownaniu z riotem, dodatkowo dochodzi pare fajnych poza slayowych instrumentali, jak saksa na i want to take you higher, w mysl integracyjnosci bandy laczacej w sobie zarowno rozne rasy, jak i plcie dobrze zbalansowane sa role wokalne jakie odgrywaja poszczegolne postacie, cztery glowne wokale i dodatkowe wsparcie chorkowe od little sister robi robote tak dobra, ze samplowane mozna uslyszec na multum trakow z lat 90, rowniez fajnie kontrastuje ten pick z wczorajszym od Tracy Chapman, oba o podobnej tematyce, a podane na tak rozne sposoby, przy jednym jamujesz, a przy drugim medrkujesz, a oba mozna sprowadzic do wspolnego mianownika ludzkich problemow, ktore byly, sa i beda aktualne co czyni takie nagrania ponadczasowymi, z plejkowych pickow na funkowa liste laduje everyday people i dont call me nigger, whitey
4
Mar 30 2022
View Album
The Gershwin Songbook
Ella Fitzgerald
Tym razem ciezkie sie wylosowalo, najdluzszy pick jakiego widziala lista, bo bite 196 minut muzyki na 73 kawalkach, nazwa samego albumu zdradza jego zawartosc Gershwiny byli popularnym duetem kompozytorsko lirycznym klasycznego jazzu, wiec tworczosc Iry i Geogrga Gershwinow spiewa pani Ella Fitzgerald, ktora najbardziej kojarze z kolabow Armstrongowych, ale jakos nigdy nie bylem zafascynowany sama pania Ella zeby zglebiac dyskografie, bo wokalny jazz, zwlaszcza w tak klasycznym wydaniu jak z owego songbooka nie nalezy do moich ulubionych odmian jazzu, no ale dzieki pickowi troche sie go nasluchalem, ale swojej opini nie zmienilem, uslyszalem to czego sie spodziewalem, klasycznych benczmarkow zagranych przez potezna konduktorska orkiestre, ktora stanowi tlo dla czarujacego wokalu pani Fitzgerald, jesli ktos jest fanem to z pewnoscia utonie w takim orgormie materialu, jesli kogos boli, badz nudzi wokalny jazz zlotej ery, to bedzie spal lub plakal, ale jak dla mnie takie brzmienie kojarzy sie praktycznie wylacznie z kinem, wiec dziwne uczucie ma czlowiek gdy slyszy cos takiego przez trzy godziny, bo przed oczyma same przewijaja sie czarno biale obrazy zakochanych i umierajacych dobrych gangsterow, Songbook Gershwiny zaliczony, a wokal pani Fitzgerald wypalony w pamieci
2
Mar 31 2022
View Album
Palo Congo
Sabu
Znowu egzotycznie, ale nie tak czarno jak w poprzednich dniach, bo wylosowalo klimaty kubanskie, a jak kuba to i rumba, bo takim gatukiem jest okreslana Palo Congo wedlug wiki, ale blizej temu do afro kubanskiego jazzu w swojej pierwotnie prymitywnej formie, bo jest to album z 57, dodatkowo jest to pierwsze nagranie pan Sabu, czyli Sabu Martineza, jako dyrygenta tej congowej orkiestry skladajacej sie z 5 czlonkow, dodatkowymi instrumentami jakie mozna zaslyszec na nagrania jest kontrabas i bongosy, no i elektryczna gitara, ktora jest tutaj najwiekszym zaskoczeniem na traku rhapsodia del maravilloso czy tribilín cantore, ale tak jak tytul wskazuje jest to congowy album, a nie ma chyba instrumentu ktory bardziej kojarzy niz sie z muzyka pierwotna grana u zarania dziejow jak wlasnie afrykanskie bebny, w tym wypadku kubanskie kongi, ktore na kawalkach calkowicie instrumentalnych jak asabache, czy pierwsza czesc simba potrafia wrecz zahipnotyzowac swym brzmieniem, ale nie jest to plyta calkowicie instrumentalna, bo rownie wazne jak instruemtale dla tonu tego nagrania sa takze wokale, ktore stanowia czesci centralne wokol ktorych budowana jest muzyka na wiekszosci utworow, a wokale sa prowadzone zazwyczaj w formie dialogow pomiedzy majstrem, moze konduktorem Sabu, a reszta skladu lub chorkami o kobiecych glosach powtarzajacych slowa konduktora, pomimo tego ze czlek rozumie jedno na dziesiec slow rzucanych na lewo i prawo, glownie na prawo, bo mastering zazwyczaj wrzuca wokale na prawa strone na kongosy na lewy kanal, ale nie jest to regula, bo podczas dialogow pytanie dobiega z prawej, zeby dostac odpowiedz z lewej i tak dalej, wiec niezbyt duzo zrozumialem, ale klimat odczulem na wlasnych uszach, tak jak pierwotnie moga brzmiec kongosy, takie dialogi rowniez wprowadzaja jakas ogniskowa atmosfere, wiec kolejny niespodziewany pick na tak bialej liscie, na plejke dodam otwierajacy el cumbanchero i wspomniany juz wczesniej instrumental asabache
3
Apr 01 2022
View Album
Central Reservation
Beth Orton
Zegnajcie halcyonowe dni, witaj kolejny wyspiarski picku, tym razem z gatunku babskiego grania, wylosowalo Central Reservation pani Beth Orton z rocznika 99, czyli muzyka folkowo popowa, z naciskiem na pop ze wzgledu na nature babskich problemow, bo jest to kolejna plyta na ktorym artystka wylewa z siebie jak to jej w zyciu zle i ciezko, bo przeciez milosc smutki i niesprawiedliwosci, instruemntalnie jest to dziwne polaczenie typowych dla folka akustycznych instrumentali z czyms nowym, elektrykiem, ale nie instrumentalnym, a muzyka elektroniczna, wiec beaty elektrykowe do ktorych brzdaka jakas gitara sa tutaj na porzadku dziennym, wsrod licznych producentow tego krazka pojawia sie takze nazwisko pana Watta z everything but the girl, ktorzy sie juz przewineli na liscie, a u ktorych jakos naturalniej pasowalo takie polaczenie elektrycznych synthow i akustykow, no ale nie mozna miec wszystkiego, albo czegokolwiek jak w tym wypadku, bo cale 58 minut central reservation najlatwiej okreslic jako bylejakie, niezapadajace w pamiec i sklaniajace do przemyslen nad tym czemu tylko kobiety potrafia wylewac z siebie smutki nad soba przez bita godzine, a ktos moze sie pod tym podpisac i jakos nawiazywac kupujac lub sluchajac tego krazka z wlasnej nieprzymuszonej woli
1
Apr 02 2022
View Album
Eagles
Eagles
Drugie Eaglesy na liscie, tym razem z debiutanckim materialem z 1972, ktory daje nowe spojrzenie na zespol, bo znalem go bardziej jako rokowy pop z hotelu kalifornijskiego, a na eponimicznym krazku graja o wiele bardziej niszowo targetujac styl country rocka, wiec banda musiala przejsc zmiany skladowe, orginalny sklad ktory gra na tym materiale to Glenn Frey, Don Henley i Randy Meisner, ktory graja jeszcze na hotelowym krazku, nowa dla mnie postacia jest pan Bernie Leadon ktorego na gitarce zastapil Walsh, a ktory byl podobno ta sila forsujaca countrowy styl w zespole, chociaz ciezko tutaj mowic o jakims forsowaniu, bo dosc demokratycznie podzielona jest plyta kazdy z czlonkow ma swojego traka zarowno napisanego jak i zaspiewanego, ale jednak glowne motywy kraza wokol prostego zycia na szlaku niekonczacej sie wedrowki, zlych kobiet czy piekna otaczajacego swiata, 37 minut podzielone na 10 trakow, ktore urzekaja prostota brzmienia, do ktorego mam taka slabosc, nie czuc tutaj parcia na komercyjne brzmienie i nawet jesli nie ma takich fajerwerkow jak na kalifornijskim krazku, to jesli chodzi o calosc wypada ona spojniej i bardziej autentycznie, na plejke dodam openingowego take it easy pana Freya, ktory najlepiej wypada wokalnie na tym krazku, odbierajac ten tytul Henleyowi, ktory kojarzyl mi sie z najlepiej zaspiewanymi kawalkami z poprzedniego odsluchu, kolejnym kawalkiem bedzie train leaves here this morning spiewane przez Leadona, kompozycja jeszcze z czasow duetowania z Genem Clarkiem, ktorej akustycznie brzmienie jest chyba najbardziej folkowa kompozycja plyty, wiec kolejny zespol dal sie poznac z nowej strony i teraz mam zagadke co miala ona na mysli mowiac, ze jest fanka eaglesow, jesli zespol ma az tak rozne materialy wydane w przeciagu 4 lat
4
Apr 03 2022
View Album
Ready To Die
The Notorious B.I.G.
Kolejny czarny album przekradl sie na liste, padlo na ready to die pana Biggiego, ktory jest jego studyjnym debiutem z 94, jest to plyta z zlotej ery czarnej gry i preludium do wielkiego beefu east vs west, jak zaczac to z przytupem, bo jest to potezny 69 minutowy krazek, przepakowany samplami dostarczonymi przez gorno juz w tamtym czasie uznanych producentow, zaczynajac od puffiego konczac na premierze, chociaz warto jeszcze wspomniec o panu easy mo bee, ktory sporo trakow wyprodukowal, pomimo tego ze jest to ultra gangstra hardkorowy material, to jednak sproo beatow ma w sobie funkowe brzmienie co jest zasluga samplowania, czego najlepszym przykladem jest juicy z probkowaniem juicy fruit, lirycznie notoryczny B.I.G jest okresalny jako geniusz opowiesci stapajacych twardo po ziemi, oczywiscie chodzi o gettowa ziemie, bo co jak co background do gloszenia czarnej ewangelii to mial, a dodatkowo otaczanie sie proroczymi wizjami wczesnego zgonowania, jak nawet glosza tytuly krazkow, tylko pomoglo stworzyc legende, jak przystalo na gangsta rap nie moglo zabraknac watkow wygodnego zycia pedzonego na sodomie, co slychac w roznych biczowych lirykach, czy nawet fukowych skitach, ktore nie wnosza nic poza yikesowaniem, ale jak teraz slucham calosci, to sporo trakow wydaje mi sie mocno srednia w porownaniu do tego co pamietam z biggiego jako klasyki, do plusow plyty mozna dodac skormna liczbe featurow, bo rappowo pojawia sie jedynie method man na the what, reszta to refrenowe wokale w klimatach rnb czy reggae jak na respect od pani diany king, wiec utwierdzilem sie w tym, ze nie jestem fanem albumow szerokiego pana, bo tak przyziemnie historie sa dobre dla ludzi ktorzy nimi zyja lub dla ignorantow ktorzy chcieliby nimi zyc, a czy sodoma i dazenie do kolejnych zer na koncie w celu poprawy swojego statusu spolecznego jest rozsadnym celem egzystencji, jeszcze zabawniej to brzmi w ustach kogos kto uwaza system w ktorym zyje za niesprawiedliwy i nieludzo go traktujacy, wiec bedzie gral wedlug jego zasad w celu wygrania jego gierki, bo jak inaczej nazwac szol biznes jakim jest rap w takim wydaniu, na plejke dobrzce wspomniany wczesniej trak juicy, bo najwieksze szlagiery juz wczesniej sie na niej znalazly
2
Apr 04 2022
View Album
Le Tigre
Le Tigre
Na taki wylew szamba nie bylem gotowy, bo z uplywem czasu czlowiek przekonuje sie jaka zaraza jest plaga feminizmu, ktorej ewangelie glosi banda le tigre na swoim debiutanckim materiale z 99, trio pochodzi ze stanow hameryki i stanowi unikalna synteze tanecznej muzyki opartej na synthach z odwaznymi obudzonymi lirykami rodem z punkowej sceny, takie polaczenie podobno zwie sie riot grrrl, fajnie podkreslone ze musi byc spiewane przez baby o babach, ale ile bab w babach, jesli tematem calej tworczosci jest teoria feminizmu, ktora stara sie przeciez zkancelowac bycie babom, a najlepiej to sie robi kancelujac wrogow w tej wojnie plci, po otwierajacym kawalku nie spodziewalem sie az takiego kalibru wtloczonego jadu na vynila, ale juz drugi utwor hot topics bedacy swoista lista nazwisk dzialaczy pro feministycznych zapala jakies swiatla ostrzegawcze, bo nastepny trak to juz jest typowe kancelowanie kogos niezyjacych, w tym wypadku pana cassavetes, a to dopiero trzecia stacja na tym dwunasto przystankowym torturowym tourze, dobrze ze na utworze slideshow at free university wyjasnily dlaczego zostalem obrzucony takimi pomyjami, dodatkowo jest to jedyna piosenka z calej plyty ktora bym sobie ponownie puscil z wlasnej woli, lofikowa melodia, sporo samplowania, ktore tworzy rowniez strone liryczna utworu, wiec odpoczynek dla uszu po trzydziestu minutach meczenia wokalnego przez trzy panie lub blizej nieokreslone osoby, bo to przeciez prostackie tak szufladkowac czlekow jezykiem mocno genderowym, zeby bylo zabawniej okladki kolejnych albumow sa podobne, a jednak czyms sie roznia, okres dzialalnosci le tigre nie byl dlugi, bo ostatni album pochodzi z 2k04, ale generacja zoomerow i pokolenie tik toka odkopaly tak ciezki material, idealnie pasuacy do forsowanych aktualnie jedynych poprawnych tejkow, wiec banda zmarchwystala i w klasycznym skladzie nadal cieszy uszy mlodziezy szkolnej
1
Apr 05 2022
View Album
Back At The Chicken Shack
Jimmy Smith
To sie nazywa orginalny tytul, blue note nie zawodzi i kolejny raz dostarcza jakosciowej porcji jazzowania, tym razem w wykonaniu pana Jimmiego Smitha, o ktorym wczesniej nie slyszalem, a ma dosc spora dyskografie i byl aktywny do samego konca, a moglem go wczesniej slyszec na ill communication od beastie boys, sam kurnikowy krazek byl wydany w 63, ale same nagrania do niego trwaly trzy lata wczesniej, taka dyskografia bogata, to nie dziwne ze batchowo byly nagrywane te albumy, sam pan Smith gra na ogranach, a jedynymi dodatkowymi instrumentami jest saksa, drumy i gitara na dwoch z czterech kawalkach, tak samo wyglada sprawa jesli chodzi o kompozycje, z ktorych polowa to autorskie piosenki pana Jummiego, ciekawe spojrzenie na hardy bop z perspektywy organowej, ktorych brzmienie do tej pory najbardziej kojarzyla mi sie z green onions od Bookera, a na tym 37 minutowym materiale mozna poznac instrument z calkiem innej strony, no i tym razem wygraly autorskie pomysly, ktore przy zaprzegnieciu gitary i tworzac kwartet tworza unikalne brzmienie, na plejke dodam openingowy trak tytulowy, za prawdziwe harde solowki organowe
3
Apr 06 2022
View Album
New Gold Dream (81/82/83/84)
Simple Minds
Znowu wyspiarsko, tym razem synthowe brzmienia prosto ze Szkocji grupy Simple Minds z ktorymi wczesniej sie nie spotkalem, ale to zaskoczeniem nie jest biorac pod uwage w jak brytyjskie niuanse muzyczne lista pozwala sie zaglebic czlekowi, plyta z 82 jest piatym studyjnym krazkiem grupy, lata 80 wiec elektroniczne szalenstwo synthow polaczone z poszukiwaniem eksperymenntalnego brzmienia, cos jak happy mondays, ale tutaj te poszukiwania poszly w kierunku brzmienia koscielno organowego, albo takie mam wrazenie na podstawie artow z plyty i chocby samej okladki, ktora nawiazuje do tych motywow, ale ciezko je wylapac bezposrednio z liryki, zespol skladal sie z 7 czlonkow podczas nagrywania tego krazka, z czego az trzech to drumerzy, chociaz jakos szczegolnie nie czuc nacisku na ten instrument, bo raczej brzmienie tego syntha charakteryzuja klawisze od ostrych melodycznych brzmieniowo jak w muzyce tanecznej, po koscielne organy, wokalem grupy jest pan Jim Kerr, ktory z jednej strony spiewa dobrze, ale z drugiej nie ma w sobie czegos charakterystycznego z czego moglbym go pamietac za kilka dni czy tygodni, jako tworcy liryczni poszczegolnych trakow zcreditowana jest banda jako calosc, hajlajtowymi momentami byly openingowy someone somewhere i promised you a miracle, ktory po dwoch pierwszych melancholijnych trakach wnosi pewna optymistyczna euforie, ktora juz zostaje na albumie do konca jego trwania, calosc w orginalnym wydaniu ma 45 minut i jest rozbita na 9 kawalkow, potezna wersja na spotifaju ma ponad 4 godziny i 48 kawalkow, wiec od zatrzesienia dodatkowych tejkow i remixow, na plejke dodam dwa wspomniane wczesniej utwory
3
Apr 07 2022
View Album
Welcome To The Pleasuredome
Frankie Goes To Hollywood
Swiat dlugi i szeroki, tyle muzyki, a lista potrafi zarzucic kolejnym wyspiarskim krazkiem, zeby bylo smieszniej z podobnego okresu, bo wydanym w 84, dopelniajac kwintesencji zartu znowu nowo falowe synthowe granie, ale tym razem jeszcze bardziej eksperymentalnie, co swietnie widac gdy wejdzie sie na ilosc odtworzen poszczegolnych kawalkow na spotifaju, wuec Welcome To The Pleasuredome jest epicka przygoda w brzmienie swiata synthu, debiutancki material grupy Frankie Goes to Hollywood pochodzacej z liverpoolu, z tego co widze sporo tam szuflowania bylo pomimo tego ze zespol gral ledwie 7 lat nie liczac kombeka w latach 2k, ale ten album nagrywany byl piecioosobowym skladem z czego dwoch panow wspieralo jedynie wokalnie zespol, co ciekawsze nie ma wsrod glownego skladu zadnego klawiszowca, a przeciez synthy maja byc grane, no i sa ale w dosc nietypowy sposob, bo sporo brzmienia pochodzi od muzykow sesyjnych w sklad ktorych wchodzi nawet producent plyty pan Trevor Horn, ktory moze byc jedna z wazniejszych postaci tego krazka, bo moze sie komus nie podobac elektronika, liryka, czy wokale, ale calosc brzmi po prostu dobrze i to nie w ten sposob dobrze, ze latwy odsluch i ciach come come chameleonie, ale na 64 minutach i czterech stronach zespol pokazuje cztery rozne sposoby jak mozna grac nowa fale, przez openingowa strone ktorej wieksza czesc zajmuje epicka ballada tytulowa, przez bardziej popowe i energetyczne brzmienie z realx, ktory jest wlasnie tym utworem ktory gdzies mogl mi sie obic o uszy w radio wczesniej, czy two tribes, nastepnie strona coverow, ktora przechodzi w zamykajaca strone z wolniejsza elektronika czesto podana prawie calokowicie instrumentalnie lub z giberyszowmi wokalami, faktycznie jak teraz bardziej sie rozczytalem na temat tej plyty, to doszlo tutaj mozna powiedziec do wrogiego przejecia, gdzie pan Horn objal dowodzenie nad kierunkiem muzycznym w jakim podazyl album, co zaowocowalo tak szerokim wykorzystaniem sesyjnych muzykow, wiec frankie idzie do holiwudow, ale to pan horn ja prowadzi, tak czy inaczej sluchalo sie tego ciekawie, bo odsluch to prawdziwy rolercoster brzmieniowy, a nowym gatunkiem ktory dzisiaj wchodzi w sklad najprzedziwniejszych okreslen muzycznych bedzie oipisujacy te plyte Hi-NRG, jak sama nazwa wskazuje chodzi tutaj o druga strone przepakowana zwawszymi kawalkami, na plejke dodam wspomniany 13 minutowy tytulowy epik i kasowy przeboj grupy, czyli relax, nietypowa plyta sama ciekawie sie slucha, ale jej czlonkowie sie w niej chowaja, a moze raczej sa ukrywami przez poteznego pana Horna
3
Apr 08 2022
View Album
The Atomic Mr Basie
Count Basie & His Orchestra
Jakas odmiana na liscie, tym razem powialo z hameryki dosc oldskulowo, bo big bandowy swingowy krazek the atomic mr basie Counta Basie i jego orkiestry, ktora przewodzil pan Neal Hefti, 39 minutowy krazek sklada sie z 11 utworow, ktore brzmia tak jak czlowiek sobie wyobraza brzmienie gdy slyszy, ze bedzie grany jakis big band jazzowy, jak dla mnie brzmiaca mocno kinowo, bo ile razy takie potezne kompozycje mozna uslyszec w filmach czy bajeczkach, kolejna dziwna sprawa, ze hinskie bajki tak czesto siegaja, a raczej siegaly, bo kojarzy mi sie to bardziej ze starociami gangsterskimi i hardo boilowanymi mscicielami lat 90, pomimo tego, ze plyta pana Counta Basiego to nie dominuje muzycznie tu jego fortepian, a raczej slychac bardziej trebaczy ktorych w takim big bandzie musialo byc kilku, gdy do tego dodac saksy, drumy, gitary, tamburino, to pianino schodzi na drugi plan, ale jednak znajda sie kawalki ktore hajlajtuja wlasnie skillsy pana Basiego, jak na midnite blue, ale tak czy inaczej jest to album calego zespolu a nie jednego czlowieka, czy to gwiazdy tej orkiestry czy pana konduktora, krazek plusuje takze tym ze posiada wylacznie autorskie kompozycje, a nie jak czesto bywa na nagraniach z lat 50, chociaz 58 to juz mocna koncowka, klasykow danego gatunku, bo przeciez standardy najlepiej sie sprzedaja, bo wszyscy je znaja i kochaja, a tutaj same nowosci, z ciekawostej plyta wygrala najlepszego jazzowego performenca na pierwszych grammy, na plejke dodam wspomniany juz kawalek hajlajtujacy klawisze midnite blue i dodatkowo flight of the foo birds za najpozytywniejsze wajby z calego krazka
3
Apr 09 2022
View Album
Enter The Wu-Tang (36 Chambers)
Wu-Tang Clan
Polecialo teraz klasycznym krazkiem, debiutancki album wu-tangowy, czyli 36 chambersow z 93, jedna z najbardziej influencyjnych plyt w historii rapu, nie tylko przez fakt rozpoczecia kariery tylu raperom czy rozpoczecia franczyzny wu tangowej, dziwnie sie slucha i pisze o czyms tak osluchanym wczesniej, bo ciezko dosluchac sie czegos nowego w takim klasyku, dziewieciu czlonkow, a nawet dziesieciu jesli liczyc wers od masta killera na da mystery of chessboxin, mozna by wymieniac po kolei wszystkich czlonkow rozpisujac sie nad tym co akurat wnosza do wu tangu, ktory jest prawdziwym kolazem styli i pomyslow, a osoba ktora podjela sie do sklejenia tego w calosc, byl nie kto inny tylko pan RZA, o ktorym juz musialem napomknac przy okazji methodowego ticala czy kilosow od ghostface, to wlasnie tym albumem RZA zapoczatkowal swoj unikalny styl oparty na samplowych wycinanckach inspirowanych filmami z dalekiego wschodu, wiec nawiazania ktore zaczynaja sie od tytulow, ksywek konczac na samplowanych dialogach z filmow traktujacych o sztukach walki, jesli dodac do tego piecio procentowe nauki i realia gettowe z nowego yorku masz przepis na 36 chambersy, album z jeden strony bedacy blueprintem dla hardkorowego rapu, a z drugiej strony tak geekowskimi nawiazaniami do filmow, komiksow, wiec uslyszy tu dos dla siebie zarowno geek jak i gettowy dwelarz, dla kazdego cos dobrego, a jesli dodac do tego unikalne brzmienie produkcji, ktora z jednej strony jest tak surowa, ze drumy nie brzmia drumowo, a sa raczej przebasowane, a z drugiej czuc takie napracowanko przy tych samplach i ich obrobce, tak jak kiedys zobaczylo jak wygladala produkcja tej plyty i na jakim sprzecie sie to odbywalo, zadnego klikania, przegrywanie kaset zeby bylo z czego ciac dialogi filmowe, doslowna piwnicowa produkcja, a to wszystko zrobione jako wlasny pan i wladca, bo warta uwagi rzecza jest to jak sprzedali swoj album lejbelowi, ale sami sie nie sprzedali i byli wolni do nagrywania czego chcieli i dla kogo chcieli, wiec krazek kazdemu z czlonkow zrobil kariere, nie ma co dodawac na plejke trakow, bo i tak juz polowa plyty tam jest, ale nadal nie zmienia to tego, ze calosc jest rowna i godzina podzielona na dziewieciu czlonkow, chociaz z odczuwalna iloscia methoda i raekwona jako najbardziej aktywnych lirycznie czlonkow, ale nie zmienia to faktu, ze calosc ma w sobie cos wyjatkowego, bo kazdy wnosi cos swojego, ale zazwyczaj zwrotki sa prezentowane jako bitwy pomiedzy czlonkami, co tez fajnie wpasowuje sie w motyw przewodni shaolin vs wutang, kazdy trak pojedynkiem o tytul najostrzejszego liryka, to wlasnie jedna z tych rzeczy ktora czyni ten album takim klasykiem, z podziemia do mainstreamu, a z mainstreamu do kanonu el klasiko
5
Apr 10 2022
View Album
All Hope Is Gone
Slipknot
Wyjce znane z zamaskowania, przed przesluchaniem albumu nie wiedzialem o nich nic wiecej, a po przesluchaniu wiem, ze swoim brakiem wiedzy nie cierpialem, banda hamerykanska, dosc potezna, bo az 9 czlonkow, all hope is gone to ich czwarty studyjny krazek, ktorym otworzyli sobie droge do mainstreamowego wycia, dziedziny muzyki ktora pozostaje dla mnie wieczna zagadka, nie potrafie sie wczuc w jej przekaz, nie daje mi ona myslec, a raczej bombarduje ogromem tego co sie dzieje instrumentalnie i doslownie wykrzykuje mi ze sluchawek liryki typu uga buga cos tam cos tam, ktore brzmia jakby ich targetem byl jakis konkretny odbiorca, ktory bedzie tylko przytakiwal kontentowi bez zadnej refleksji nad nim, tak wyglada wiekszosc trakow, ale jednak nie wszystkie, bo nie jest to typowe metalowe granie lat 80 i 90, nie tylko ze wzgledu na rocznik 2k08, ale pewnie przez tak spory sklad jest tutaj miejsce na eksperymenty o ktorym pradziadom metalu by sie nie snilo, pomimo tego, ze wiekszosc wycia zalicza sie dla mnie pod jeden wspolny gatunek, to tutaj trzeba oddac zespolowi honor, ze dywersyfikuje on swoje wycie, wiec bedzie nu, groove, trasz, czy death, a pomimo swojej ignorancji czuc to na nagraniu, ktore uzywa zarowno ostrego szarpania elektrykami polaczonego z niemozliwe szybkimi drumowaniami, zeby zaraz zaskoczyc akustykiem, czy jakas sztuczka elektroniczna, bo wystepuje tu zarowno samplowanie jak i klawisze, z tego co widze w creditsach to album ma jeden wokal glowny i cztery wspierajace, ale nie jestem w stanie ogarnac jak pan o numerze 8 potrafi przechodzic kolejne kregi wycia, o wokalach wspierajacych nawet nie warto wspominac, bo z glebokich partii piekielnych takie potepione glosy mozna jedynie wydobyc, wiec godzinny odsluch od dawna nie byl az tak meczacy i serwujacy obawy o stan bebenkow usznych przez te wahania glosniosci pomiedzy bardziej a mniej wyjcowymi utworami, z tych 15 utworow z trudem, ale udalo sie wybrac na plejke gehenne, wiec bardziej nu metalowe oblicze albumu, ktore najmniej obraza moje gusta muzyczne z tego pakietu
1
Apr 11 2022
View Album
It's Blitz!
Yeah Yeah Yeahs
Strasznymi nowosciami zarzuca na jak na picki listowe, bo its blitz to krazek z 2k09 i rowniez z hameryki jak wczorajsze wyjce, trzeci studyjny krazek w dyskografii popowo indyjsko synthowo punkowo tanecznej ekipy yeah yeahow, ktora stanowi trio pana Braina na drumach, Nicka ktory wydaje sie byc operatorem synthow i gitar, oraz pani Karen O na wokalu, wiec sklad nie duzy, ale przy wykorzystaniu muzykow sesyjnych i typowej dla popowej produkcji wycinankowej skladanki beatow z wczesniej nagrywanych dzwiekow da sie ulepic calkiem sporo, a na tych 42 minutach udalo sie ulepic jedenascie kawalkow, z ktorych w glowie po odsluchu ostal sie zaledwie jeden, ktorego wczesniej gdzies musialem slyszec, ale nie jestem w tym samemu, bo jest to znaczaco popularny traczek w porownaniu do reszty utworow z listy albumowej, mowa oczywiscie o heads will roll, ktory jakos tak utkwil w pamieci pewnie z ost projecta iksowego, o ile od strony instrumentalnej jest tu rownie nudno jak na reszcie plyty, to jednak wokalnie cos sie dzieje, pani karen urozmaica wokale w roznych czesciach kawalka, w pamiec zapada zwlaszcza hook, ale to by bylo na tyle z rzeczy ktore rzucaja sie w ucho, bo reszta slucha sie w ten sposob, ze jednym uchem wpada, a drugim wypada, latwy odsluch muzyki taneczno relaksacyjnej o niczym, albo sprawiajacej wrazenie braku jakiegokolwiek bagazu emocji w sobie, dodatkowo odnosze wrazenie, ze sporo moglaby plyta zyskac z ciekawszym wokalem, bo ten element potrafi zepsuc instrumentale, ktore maja swoje momenty czego najlepszym przykladem bylby runaway, no ale popowa muzyka musi byc popowa, bo w latwe brzmienie celuje krazek, na plejke dodam jedynie wspomiany wczesniej rollujacy trak
1
Apr 12 2022
View Album
The Band
The Band
Znany i lubiany krazek The Band w wykonaniu The Band, ktory byl ich drugim studyjnym albumem z roku 69, kanadyjski zespol ktory zostal zhamerykanizowany przez dekade tourowania z Dylanem w pewnym czasie samemu zaczal tworzyc wlasnie materialy, chociaz czesto czerpani tez z dylanowych kawalkow, eponimiczny albumik moze byc sluchany jako konceptowy krazek o ludziach i myszach, wiec mocno hamerykansko sie go slucha majac przed oczami moonszajny, linczowania czy unionizujacych sie farmerow, teksty zachaczaja o tematy przyziemne, ale nie zabraknie mniej przyziemnych problemow jak samotnosc pod sosenkami, czy lustowanie na farmie, zespol ktoremu podczas koncerowania z Dylanem zarzucano popowosc stworzyl cos tak folkowego i nie czuc tutaj forsowanego obrazu, a slychac prawdziwych brodatych lesnych dziadkow, w sklad ktorych wchodzilo pieciu czlonkow, z ktorych najwiekszy wklad w proces tworzenia liryki i muzyki mial pan Robbie Robertson, creditowany w wiekszosci trakow, a grajacy takze na gitarkach, akustyku i elektryku, bogate klawisze i pianinko wnosi Richard Manuel, drumowane bylo przez Levona Helma, bas w wykonaniu Ricka Danko, ktory ma takze udzial na skrzypcach i puzonie, ale prawdziwym multiinstrumentalista grupy byl Garth Hudson, klawisze, klawikordy, saksy, trumpety, wiec brzmienie jest na tyle bogate, ze jedynym muzykiem sesyjnym byl producent plyty John Simon, to wlasnie to bogactwo brzmienia najbardziej kieruje banda bardziej w rocka niz w folka, a moze rocka pomalowanego w folkowe historie, ktore jednak mnie kupuja, bo jestem suckerem takich klimatow, dodatkowo wokalnie trzech czlonkow bandy ma swoje utwory, wiec nie jest rowniez nudno pod tym wzgledem, bo o dziwo, ze trzy kawalki ktore najbardziej mi pasuja na plejke z tego dwunasto kawalkowego zestawu naleza do trzech roznych wokalistow, od Helma up on the cripple creek, dankowy when you are awake i king harvest od pana Richarda, chociaz wszystkie glosy lubia sie pojawiac razem jako backujace chorki, wiec albumik osluchany kolejny raz, ale tak samo dobry jak zawsze
4
Apr 13 2022
View Album
Before And After Science
Brian Eno
No i kolejny pan Brian Eno, tym razem z swoim piatym studyjnym krazkiem z 77, ktory byl jego ostatnim romansem z popularna muzyka rokowa, czy popowa przed skokiem na wody ambientu, kolejny ambitny material, jak zawsze przy jego pracach, mocno bazujacy na muzykach z ktorymi juz tworzyl lub dla ktorych tworzyl, na plycie mozna uslyszec czlonkow roxy music czy Wyatta z soft machine, wiec muzycy znani i lubiani, krazek zaskakuje swoim popowym formatem, bo sklada sie zaledwie z 10 utworow na 39 minutach, gdzie podobno w ramach nagran powstalo ponad 100 kompozycji, wiec niezly filtr musial wejsc zeby cos z tego wybrac, a z tego co bylo wybrane mozna dosc latwo podzielic na utwory w stylu awangardy popowego rocka czyli cos takiego jak robil z talking headsami, do ktorych bezposrednim odniesieniem jest kawalek kings lead hat, druga strona to natomiast o wiele bardziej ambientowe brzmienia, ktore jednak sa ubrane w popowe dlugosci trakow i nie staraja sie przytloczyc sluchacza, ale jednak slychac Enowe ciongoty do wszelakich brzmien synthowo mogowo klawiszowych, dodatkowo bogate zaplecze muzykow i ich roznorodnosc daje uczucie jakiejs pracy zbiorowej z ktorej zostaly wybrane topowe utwory, ktore jednak jakiejs spojnej calosci nie tworza, a najgorszym elementem ktory przesladuje podczas odsluchu sa wokale w wykonaniu pan Eno, o ile jego kompozycje sa ciekawe, tak wokale sa bezpluciowo nudne, czuc jakby staral sie byc tym co robil u innych, ale wychodzi z tego jedynie jakosciowy kopiujacy kociak, ktory nie dotyka czlowieka, wiec odsluch szybki i latwy, ale bez fragmentow ktore zostaja na dluzej, na plejke dodam backwatera
2
Apr 14 2022
View Album
Fulfillingness' First Finale
Stevie Wonder
Wonder na liscie, klawiszowa chcica zaspokojona na reszte tygodnia, tym razem z albumem fulfillingness first finale, ktory pochodzi z tego samego okresu co poprzedni pick, wiec najbardziej artystycznie plodnego czasu w karierze tego pana, wiec nadal mocno progresywny soul, ktorego cechuje bogate brzmienie klawiszowe jak przystalo na pana Wondera, co sie zmienilo w porownaniu z poprzednim albumem, to udzial wspol pisarki w tekstach, ktora jest tylko zcreditowana w they wont go when i go, ktory jak dla mnie robi za hajlajt calego krazka, urzekajac swoja prostota, wedlug wiki inspirowany chopinowskimi kompozycjami, ale jak dla mnie bardziej kojarzy sie on z muzyka sakralna i nie jestem pewien dlaczego z droga krzyzowa, czy to sama melodia czy rowniez tekst ma na to wplyw nie jestem w stanie zgadnac, bo jednak ma w sobie cos tajemniczo smutnego, chociaz wydaje mi sie ze Wonder w swojej tworczosci stronil od nawiazan religijnych i raczej staral sie skupiac na problemach spolecznych, co mozna dostrzec chocby na heaven is 10 zillion light years away lub problemach czlowieka w czlowieku, czyli na milosci, ktorej rowniez nie moglo zabraknac w teksach tego albumu, obok minimalistycznych kompozycji znajda sie tez wypakowane instrumentalnie utwory jak you havent done nothing czy otwierajacy smile please, ktore sa najbardziej sluchanymi piosenkami plyty wedlug spotifaja, a takze prawie jedynymi na ktorych pojawiaja sie instrumentalne featury, reszta to solowki Wonderowe z dodatkiem sporej ilosci chorkowania, ktore dodaje funkowosci soulowym rytmom, z dziesieciu kawalkow jest ponad 40 minut sluchania, ktore slucha sie prawie tak dobrze jak poprzedni album, ale jednak nie zaskakuje czyms nowym, ale robi dobrze to co juz bylo grane, z plejkowych pickow na liscie musi sie znalezc wspominany juz they wont go when i go i creepin za harmonijkowa solowke
3
Apr 15 2022
View Album
At Mister Kelly's
Sarah Vaughan
Plyta na zywca z gatunku wokalnego jazzu, wiec najczesciej hit lub miss czy akurat glos przypadnie do gustu, w wypadku pani Sarah Vaughan bedzie to zdecydowanie pierwsza opcja, at mister kellys wpisuje sie idealnie w potrzeby powrotu do rytmu listowego, przerwanego z powodu tridum, wiec plyta z 57 w lakonicznej formie trzydziestu paru minut, minimalistycznej oprawie muzycznej na ktora skladaja sie jedynie pianino kontrabas i drumy raczy sluchacza naturalnym zywym spiewem pani Vaughan, ktory pieknie koloruje standardy jazzowe na orginalne odcienie emocji, na ktorych gra ona po mistrzowsku, a nadal brzmi autentycznie i inaczej na kazdym kawalku, z plejkowych pickow dodam gigolakowego songa i stairway to the stsrs, dawno nie bylo tak dobrego materialu livowego, ktory dodatkowo bylby nagraniem jedynie coverowym
4
Apr 16 2022
View Album
Untitled (Black Is)
SAULT
Chyba najmlodsza plyta w zestawieniu jak do tej pory, bo rocznik 2k20, oczywiscie brytyjskiego pochodzenia, ale co dziwne plyta z podziemia, pierwsze slysze tytul lub nazwe bandy, jakze tajemniczego SAULT, ktory jest kolektywem prawdziwie indyjskim, nie dajacym zadnych wystepow livowych, nie udzielajacym wywiadow, a jedynie puszczajacym albumy do zycia, za ktorymi stoi pan pod pseudonimem Infolo, ktory wedlug tego co wyczytalem ogarnia strone instruentalna, na ktorej wokalnie slychac glownie panie Cleo Sol i Kid Sister, chociaz pojawiaja sie takze featury, ciezko tutaj o konkretny gatunek, bo prawie godzinny material to az 20 trakow, ktore znaczaco odbiegaja od siebie muzycznie, ale jednak wspolnym mianownikiem jest czarnosc, jak sam tytul sugeruje, wiec pojecie czarnosci jest motywem przewodnim calego krazka, od tego co to jest czarnosc, przez to dlaczego czarnosci jest trudno w swiecie po piekno czarnosci, wiec czarne zycie sie liczy, jak przystalo na rok 2k20 i nadal zaskakujaco aktualny, z jednej strony fajnie ze ma sie az taka chlube z swoich korzeni, ale z drugiej postrzeganie czlowieka tylko przez kolor skory jest tylko bardziej utrwalane, wiec afrobeat na miare naszych czasow, muzycznie dobry odsluch, ale kontent liryczny zachacza atakuje black powerowa filozofia, ktora zamiast laczyc ludzi stara sie budowac nowe podzialy, na plejke dodam najbardziej afrowy utwor w moim odczuciu, wiec bow ktory featuruje pana Kiwanuka, ktory brzmi prawdziwie afrykansko, jak na standardy tego nagrania w ktorym wiekszosc wokali to brytyjski angielski, wiec popularny temat dla niszowej grupy sluchaczy, moze za x lat bedzie wspominane jako cos co bylo ukrytym gemem czasow czarnego zycia ktore jest wazne
2
Apr 17 2022
View Album
Superfuzz Bigmuff
Mudhoney
Jakas odmiana od brytyjskiej sceny, praszczury grunga, wiec Mudhoney z ich debiutanckim superfuzz bigmuff z 88, orginalne wydanie ktorego sluchalem przypomina bardziej epka anizeli album, bo to jedynie 22 minuty i 6 trakow grania, sklad dosc standardowy, bo cztery osoby, dwie gitary, dodatkowo bas i drumsy, wokalista zespolu jest Mark Arm, az dziwne ze wszyscy czlonkowie nadal zyja i maja sie dobrze, bo sklad nadal jest aktywny, co jest rzadkoscia biorac pod uwage scene grunge, material krotki ale jednak tresciwy pokazujacy, ze nie trzeba poteznego budzetu zeby cos nagrac, bo ekonomiczne podejscie do kwestii technicznych wydaje sie byc czyms wyrozniajacym mudhoney nawet wsrod praszczurow gatunku, harde brzmienie w polaczeniu z prowokujacymi lirykami serwowanymi pelnym zycia wokalem, ktory jednak potrafi brzmiec jakby czlowiekowi juz bylo wszystko jedno stanowi ciekawe polaczenie, na plejke dodam mudride i zamykajacy in n out of grace, ale jest to tylko 22 minuty epka, wiec nie ma tutaj troche miejsca na rozbudowanie brzmienia, choc tutaj moga pomoc pozniejsze reedycje jak ponad dwu godzinna z 2k08, zawierajaca nie tylko single wydane przed epkiem, ale tez materialy livowe z pozniejszych lat, ale jednak do oceny jest samo 20 minut pierwotnego wydania
3
Apr 18 2022
View Album
The Queen Is Dead
The Smiths
Nie moglo zabraknac tej bandy na liscie, the smiths z ich trzecim studyjnym krazkiem the queen is dead to jeden z najbardziej influencyjnych brytyjskich materialow lat 80, polaczenie dancingowo synthowych melodii z gloomerowymi lirykami traktujacymi o zyciu ktore pozbawione jest sensu i nadziei na lepsze jutro, bo jutro przynosi tylko wiecej dzisiaj, wiec pradziady dla gloomerowej filozofii zycia, smithsy dostaly drugie zycie z rozwojem tej subkultury w wirtualnym webie, a utwory z tej plyty staly sie prawdziwymi hymnami niezliczonych rzesz umeczonych czlekow, a za sukcesem bandy kryje sie potezne ego pana Morrisseya, ktory juz mial wlasnego picka na liscie wczesniej, natomiast za aranzacje muzyczne odpowiedzialny w tym wypadku byl multiinstrumentalista i kompozytor zesplu Johnny Marr, reszte skladu stanowi Andy Rourke na basie i Mike Joyce na drumsach, niewiele jest chyba plyt ktore kreuja tak nierealnie przerysowanych bohaterow, a jednoczesnie brzmia tak autentycznie i czuc z nich zarowno ego poczucia wyzszosci nad reszta z jednoczesna zaloscia nad swoim losem, jak dla mnie to wlasnie stanowi o brzmieniu smithow, ale jednak czlowiek musi byc w odpowiednim nastroju zeby naprawde przezyc ten odsluch, moze nie teraz, ale kiedys tego doswiadczylem, wiec zarowno plyte jak i bande trzymam gdzies w specjalnym miejscu bibliteczki muzycznej, wiec nie ma co dodawac na plejke, bo z dziesieciu utworow ktore tworza ten zwiezly trzydziestoszescio minutowy krazek cztery juz sa dodane, poza hymnem gloomerowym, czyli there is a light that never goes out znalazlo sie miejsce takze dla otwierajacego utworu kawalka tytulowego te queen is dead, frankly, mr shankly i the boy with the thorn in his side, dobre bylo sobie odswiezyc takiego klasyka, ktory jest dobrym wytrychem do wyspiarskiej sceny indyjsko rokowej
5
Apr 19 2022
View Album
Five Leaves Left
Nick Drake
No i kolejny pan Drake na liscie, dosc niespodziewany pick, bo jego pierwszy studyjny material z 69 i jak dla mnie najmniej osluchany jego krazek, wiec o ile pink moona i brytera laytera katowalem, tak piec pozostalych liscow przesluchalem raz i nie wrocilem do nich ponownie, bo reszta dyskografii brzmi o tyle lepiej, ze debiutancki material wypada przy niej nijako, brak mu charakteru, pomimo tego ze nadal utwory sa barwne i pobudzajace wyobraznie, to jednak brakuje im jakiegos zabarwienia emocjonalnego jak desperackie proby przebicia sie do mainstreamu z brytera, czy pogodzony artysta z swoim brakiem sukcesu wsrod szerszej publiki, a tak pierwszy album miesza ze soba melancholijne kawalki jak day is done lub way to blue, ktore jednak sa balansowane przez bardziej pozytywne kompozycje w postaci time has told me czy river mana, nie moglo zabraknac takze czegos dotyczacego wyidealizowanych realcji miedzy ludzkich, bo drake mocno idealizowal lub moze nie chcial pisac o czyms realnym, wiec dla jednego takie przedstawienie relacji bedzie smieszne, a dla drugiego glupie, a jeszcze inny bedzie oczarowany tym jak mozna interpretowac dane sytuacje, natomiast jesli chodzi o strone instrumentalna to podobnie jak na innych nagraniach nagrywal wszystko na zywca bez overdubowania, co jest czyms niecodzinnym gdy wokalista gra jeszcze na akustyku i jest wspierany przez liczne aranzacje smyczkowe, ktore sa glownym instrumentem budujacym klimat plyty, do tego dochodza pianinowe wstawki, elektryk na jednym kawalku i dodatkowe pomniejsze instrumenty, ciekawym nawiazaniem jest sam tytul plyty, ktory odnosi sie do paczki fajek, o ktorych rowniez mial utwor na innym wydaniu, tytulowe piec lisciow zlozylo sie z data skoku na gleboka wode jakiego dokonal konczac swoj zywot artystyczny, co dodatkowo nadaje tajemniczosci tej niezrozumianej i tajemniczej postaci brytyjskiego folka, na plejke dodam openingowego time has told me oraz river mana, wiec pozytywniejsza strone tworczosci Drakowej, bo jednak jest ona w mniejszosci biorac pod uwage caloksztalt materialu, wiec na nowo poznalem sie na albumie juz osluchanym i chyba bardziej docenilem znajac juz reszte tworczosci, dodatkowo biorac pod uwage jak ciezko o tak rowne folkowe materialy, bo 41 minut jest rowne zarowno muzycznie jak i lirycznie
4
Apr 20 2022
View Album
New York Dolls
New York Dolls
Tak zmylkowej okladki dawno nie bylo, czlowiek spodziewal sie babskiego grania z nowego jorku w synthowej stylowce, a dostal harde rokowanie, ktore podchodzi nawet pod punka, w wydaniu przebierancow cancelowanych z powodu hamerykanskiej homofobii lat 70, ktorzy najbardziej kojarza mi sie z rolujacymi stonesami, debiutancki material new york dollsow to 42 minutowy album z 73, piecioosobowy sklad, wiec niby klasyka, ale sporo dziwnych rzeczy dzieje sie tam instrumentalnie, pierwsza beda uzyte gongi, harmonijki piania, czy moogowe synthy, ktore najlepiej slychac na traku vietnamese boy, jesli chodzi o sam styl muzyczny to bandzie udalo sie uchwycic livowy vibe, bo sluchajac plyty czuje sie jakby bylo sie w prawdziwej nowo jorskiej spelunie w ktorej czuc grajacych ze sceny, nie ma tutaj dopieszczenia szczegolow, a raczej czuc energie i ducha zespolu jaki zostal przelany na ten krazek, do tego dochodza odwazne, dziwne i nieodpowiednie do radiowego odtwarzania teksty, ktore lubieznoscia potrafia nawet dorownywac stonesowych kompozycja, ale najwazniejsze ze czuc ze calosc byla pisana z jakims konceptem, bo czuc z krazka miejskosc zespolu, smrod i brud miasta przelany na wynylaka, wiec nie dziwie sie ze mieli cultowy fanbejs, jesli tak brzmia krazki, to co dopiero musialo sie wyprawiac na koncertach, ciezko dojsc do tego czy wokal pana Davida Johansena jest dobry, bo poza tym ze pasuje do klimatu calego krazka, to mocno zalezy od danego kawalka, do tego sporo jest chorkowania pozostalych czlonkow bandy, ktorych zwlaszcza slychac na utworze trash, teksty sa creditowanie glownie dla spiewajacego pana, ale poza panem Nolanem drumiarzem kazdy czlonek jest zcreditowany na przynajmniej jednym kawalki, do tego dochodzi tez jeden cover, pills od Diddley Bo, z pickow na liste dodam wspomnianego trasha, pillsa i openingowego personality crisis, chociaz calosc jest niesamowiscie sluchalna i pomimo tego, ze nie jest to jakis koncept album, to czuc z niego tozsamosc zespolu, ktora sama za siebie sprzedaje plyte dla mnie
4
Apr 21 2022
View Album
Paranoid
Black Sabbath
Trzeci Sabbathowy pick na liscie, tym razem padlo na paranoida, ktory jak dla mnie jest ich najklasyczniejszym krazkiem, jesli mysle o Sabbathcie, to przewija mi sie jako pierwsze skojarzenie wlasnie paranoid z legendarnym openingiem war pigowym, czy iron manowym songiem, plyta z 1970 jest drugim studyjnym nagraniem bandy o ktorej nie ma co sie rozpisywac skoro trzeci pick, cienka jest granica pomiedzy hardym rokowaniem, a ciezkimi metalami i tak o ile jestem sceptycznie nastawiony do metalowych brzmien, tak Sabbaty kupuja swoim podejsciem do komponowania, wiekszosc materialu z tego krazka powstawala w czasie jamowanych sesji zeby potem byc rerecordowana, slychac to glownie w wymyslnych riffach gitarkowych pana Iommiego, ktore zazwyczaj dominuja brzmienie utworow, ale nie jest to regula, bo pojawiaja sie takze spokojniejsze kompozycje jak planet caravan, ktora brzmi wrecz akustycznie, wiec na 42 minutach zawarli klasycznie ostre brzmienie i jednoczesnie eksperymentowali z spokojniejszymi brzmieniami, kolejnym ciekawym eksperymentem jest sam pan Osbourne, ktory zmienia sie z kawalka na kawalek nie tylko przez wykorzystanie synthowych efektow, ale rowniez przez granie na emocjach ktore sa przekazywane wokalem, a jest co przekazywac, bo Sabbathowe utwory pomimo tego, ze sa raczej prosto pisane to jednak potrafia dobitnie dotknac poruszanego tematu, dodatkowo nawiazujac do folkloru filozofii czy religii, jak czorny sabat, to przeciez diaboly musza sie przewijac, co tez zeby ubarwic kompozycje, nie bez powodu pan Ozzy stal sie pewnego rodzaju ikona hardego brzmienia, bo z samego wokalu czuc jego charyzme, ktora przyciaga sluchacza, na plejke nie ma co za bardzo dodawac, bo juz wiekszosc wspominanych trakow gdzies ma swoje miejsce, ale cala plyta laduje w biblioteczce spotifajowej
5
Apr 22 2022
View Album
Caetano Veloso
Caetano Veloso
Tym razem wylosowalo cos z egzotyki, bo debiutancki material pana Caetano Veloso z 68, ktorego gatunkowo wiki okresla jako tropicália, czyli blend tego do w ameryce poludniowej orginalnie sie gralo i proba stworzenia z tego czegos rokowego, bo najblizej do klasycznych gatunkow, to plyta stoi obok psychodelicznego rockowania, bo co jak co nawet nie rozumiejac liryki tworzy ona cos psychodelicznego glownie za sprawa subtelnych wokali pana Caetano, ktory wedlug tego co mowi wiki musi byc gruba ryba brazny muzycznej w brazylii, sadzac po ilosci wydanych albumow i odslychow spotifajowych nadal jest on popularny, wiec jego muzyka musiala sie dobrze zestarzec, skoro tez sie pojawila na liscie, ale jak to bywa z obskurnymi egzotycznymi pickami materialow zrodlowych ktorymi moznaby sie posilic jak na lekarstwo, wiec trzeba zdac sie na swoje uszaki co jest grane instrumentalnie poza klasycznymi rokowymi instrumentalami, z ktorych najbardziej zaskoczyly organy chyba moogowe z hitowego utworu alegria, alegria, to czuc jeszcze muzyke ameryki poludnioiwej wiec duzo trabienia, smyczkowych akcentow i pewnie x instrumentow o wiele bardziej orginalnych, ktore ciezko wymienic nawet po angielsku, co do samego albumu, to czuc w nim debiutancki epek, bo zaledwie 34 minuty materialu na 12 utworach, wiec jest miejsce na zaprezentowanie roznych stron tropicaliany, ktora jak dla mnie bedzie charakteryzowala zmiana tempa pomiedzy kolejnymi piosenkami, ktore potrafia przechodzic pomiedzy tymi taktami klasycznych gatunkow tanczonych na salonach, bo tak brzmia niektore instrumentale, jak soundtraki gangsterskich filmow, czego przykladem jest chocby onde andras, wiec nawet pomimo tego ze liryczna czesc plyty pozostanie dla mnie zagadka, to sluchalo sie tego przyjemnie i naprawde swiezo, bo takiego polaczenia wokalno instrumentalnego jeszcze na liscie nie bylo, wiec jestem nawet w stanie wybaczyc techniczne niedoskonalosci nagrania, bo czuc budzetowosc nagrania, nawet jesli bylo pewnie remasterowanie x razy skoro pan Veloso taka kariere zrobil rozpoczynajac tym krazkiem, na plejke dodam openingowy utwor tropicália
3
Apr 23 2022
View Album
The Real Thing
Faith No More
Dawno nie bylo picka tak sarkastycznie zatytulowanego, bo the real thing obok prawdziwej rzeczy nawet nie stalo, jest to trzeci studyjny krazek bany faith no more z hameryki, plyta pochodzi z 89 i jest wszystkim tym co uslyszec czlowiek uszami wyobrazni gdy pomysli sobie o blendzie radiowym z gta san andreas, skad tak dziwne skojarzenie, bo bite 54 minuty plyty brzmia jak kompilacja poteznej klasy, bo gatnkow mozna by listowac i listowac jak to robi wiki, ale najbardziej razi po uszach metalowe rapowanie, doslownie i w przenosi, bo zespol czerpie zarowno instrumentalnie jak i na dostawie lirycznej z obu gatunkow w roznych proporcjach, co daje prawie definicyjny nu metal, a efektem tego sa takie perelki jak suprise you are dead, czy chocby osmiominutowy epik, czyli tytulowy the real thing, ktory podczas tak dlugiego long pleju prezentuje 69 twarzy pana Mika Pattona, ktory jest odpowiedzialny za tego paczworka, ktory moze dobrze robic za praszczura limp bizkitowego grania, bo jest on odpowiedzialny za wokale jak i kompozycje liryczne bandy, a pozostala czworka jest jego grajkami, ktory momentami potrafia ratowac plyte serwujac jakis instrumentalny utwor, jak najbardziej sluchalny z calego albumu woodpecker from mars, bo nawet nie sam miks gatunkowy i brak jakiejs autentycznosci brzmienia przeszkadzala mi w odsluchu, ale liryka polaczona z wystepem wokalem pana Pattona, ktory od hardych growlowan i porykiwan przechodzi w slodkie spiewy, a od lirycznej strony to najbardziej nasuwajacym sie okresleniem jest redneckowy humorek bialych hamerykanow lat 90, idealny przepis na krindzowanie prawie godzinne, prawie bo na liscie utworow pojawiaja sie takze covery w tym ostatnio osluchany war pigs od sabathow, ktory najlepiej wskazuje co mnie drazni podczas tego odsluchu, czyli frontmen grupy, wiec zespol gra, ale spiewanie nie trafilo w moje gusta, zwlaszcza gdy ma sie porownanie na swiezo z orginalem, na plejke leci wspomniany marsjanski dzieciol jako jedyny utwor w pelni instrumentalny
2
Apr 24 2022
View Album
Da Capo
Love
Kolejne stare nowosci z hameryki, tym razem Da Capo od bandy Love, nazwa znajoma, bo wczesniej juz slyszalem ich Forever Changes, album z podobnego okresu, bo capo wydany byl w 66, a changesy w 67, sklad na obu plytach jest taki sam, wiec jakiejs rewolucji w brzmieniu nie bylo, ale nie zmienia to faktu, ze oba albumy znaczaco sie roznia i wyjasnilo sie czemu changesowy jest o wiele popularniejszym wydaniem, pierwsza sprawa jest jakosc remastera do stereo jednej i drugiej plyty, da capo wypada tutaj fatalnie, ale jednak na spotifaju jest on dostepny zarowno w wersji mono jak i stereo, wiec nie ma tutaj problemu z wyborem dobrej jedynej drogi, kolejna sprawa jest sama struktura plyty, 35 minut grania podzielone na 7 utworow z czego pierwsza strona brzmi podobnie jak changesy z swoimi psychodelicznie popowymi utworami tak popularnymi w latach 60, ale druga strona to cos calkowicie innego, potezny 19 minutowy utwor pod tytulem revelation, ktory byl prawdziwym objawieniem tego albumu, ktory bez niego bylby wybrakowany i raczej szybko zapomniany, a tak na tym 19 minutowym jamujacym kawalku slychac w dluzych ilosciach, to co juz bylo modelowane na wczesniejszych utworach, ale podane w takich ilosciach i z taka energia, ze banda brzmi zupelnie jak inny zespol, malo wokalu, a wiecej instrumentali, jesli jakies wokale sie pojawiaja sa to raczej dzikie wrzaski, ktore tylko hajpuja instrumentale niz jakies liryczne spiewy, bo lirycznie raczej nigdy wysoko nie stawialem pana Arthura Lee, a ten album tylko mnie w tym przekonaniu utwierdzil, wiec banda przypomniana i cos nowego sie uslyszalo dodatkowo, perelka ktora zapamietam z tego odsluchu bedzie utwor b sajda, ktory leci na plejke
3
Apr 25 2022
View Album
Bright Flight
Silver Jews
Kolejne indyjskie rokowanie z hameryki, nowosc wedlug lastfma, ale nowosc nie nowosc, bo polowa skladu to czlonkowie pavementa, ktory rozpadl sie w 99, ale liderem jest zupelnie inny pan, ktory poprowadzil indyjskosc w kierunku smutnych piosenek, mowa o panu Bermanie, ktory jest odpowiedzialny na teksty i wokale wiekszosci utworow, dodatkowo brzdaka na gitarce, pewnie na tym akustyku, bo plyta stara sie laczyc brzmienia akustyczne z elektrycznymi, banda podczas nagran liczyla siedem osob, wiec brzmienie ma zalozona teksture i potrafi zaczynac sie minimalistycznie zeby dodawac kolejne instrumenty jak w miare progresuje utwor, wiec pod tym wzgledem jest w miare roznorodnie, ale wokalnie i lirycznie calosc brzmi nijako, wiekszosc jak typowe smutne indyjskie kawalki na ktorych pan Berman razem ze swoja pania Berman wylewa z siebie smutki bialego czleka artystycznie obdazonego wrazliwoscia na otaczajacy swiat, bywaja takze kompozycje bardziej pavementowe, ktore jakos przypominaja ten humorek i energie lofikowa przemycana przez bande, dobrym przykladem bedzie tutaj lets not and say we did, ale takie piosenki sa w mniejszosci na tym srednio dlugim, bo 35 minutowym krazku, na plejke dodam jedynie zamkyjacego death of the heir of sorrows, ktory przypadl mi do gustu za pianinkowe wstawki i najlepsza prezentacje energii typu braku energii, ktora dominuje cale nagranie i dopiero na ostatnim traku wychodzi w pelnej krasie
2
Apr 26 2022
View Album
Born In The U.S.A.
Bruce Springsteen
No i wreszcie wylosowalo album z ktorego kojarzy sie pana Springsteena, a moze nie albumu co bardziej openingowe traku tytulowego, sama plyta jest z 84 i jest siodmym studyjnym krazkiem w jego dyskografii, tak jak poprzednie albumy nagrywana razem z E streetowa banda, a jak popularne traki to przeciez nie przypadkowo caly album jest utrzymany w konwencji popowej muzyki rokowej, wiec standardowe granie, ktore mozna puscic w radio polaczone z opowiesciami Springsteenowymi o zwyklych ludziach i ich problemach, oczywiscie na kanwie hamerykanskiej, wiec bedzie o weteranach, zmywaczach, hajlejowcach, czy ludziach bez roboty, nie zabraknie tez problemow sercowych, a to wszystko na upbeatowych kawalkach, ktore maskuja w pewny sposob przekaz liryczny opowiesci i w ten sposob je sprzedaja, bo kontentem lirycznym plyta nie rozni sie tak bardzo od ciemnosci na skraju miasta czy poprzedniej w dyskografii nebraski, a jednak brzmi zupelnie inaczej, 12 trakow na 46 minutach przynioslo panu brusowi trzy najpopularniejsze traki spotifajowe, wiec zalozenia albumu byly wykonane, stworzyc cos sluchalnego, a jednak nadal z tym samym charakterem co poprzednie krazki w dyskografii, bo pisanie o ludziach i myszach jest jak dla mnie czyms co charakteryzuje pana Springsteena, nawet bardziej niz charakterystyczne skillsy gitarkowe, ktorej na tej plycie najlepiej slychac na downbound train, ktory takze jest najmniej popowa kompozycja plyty z ktorej czuc bardziej nebraske niz born in the usa, dlatego tez idzie na plejke, obok utworu tytulowego, ktory i tak nie jest najpopularniejszym kawalkiem albumu, bo jest nim dancining in the dark, ktory brzmi prawie jak synthowa banda z tymi klawiszami, a jakos nie moge go z niczym skojarzyc
2
Apr 27 2022
View Album
Post Orgasmic Chill
Skunk Anansie
Matko wyspiarskiej muzyki, znowu to zrobilas, post orgasmic chill to trzeci studyjny album bandy skund anansie, ktora sklada sie z czterech czlonkow i frontuje jej pani, chyba, Skin, ktora poza wokalami jeszcze gra na jakis elektro lub wibrofonach, traki podpisane jako wspolna praca grupy, ale i tak czuc z nich pania wokalistke, bo duzo jest gadania z pierwszej osoby, oczywiscie tematy najwyzszej wagi, problemy zycia, swiata, kolorow, co pasuje idealnie do rokowania wczesnych lat 2k, bo plyta wydana w 99, alternatywne rokowanie z tej bardziej metalowej czesci spectrum alternatywy, nie tylko przez w wiekszosci wykrzyczane wokale, ale przez granie glownie na elektrykach, ktore idealnie pasuja do zagluszania bajduzenia lirycznego, nie potrafilem znalezc jednego traka, ktory by czyms przyciagnal, wiec jedyna zaleta tego 50 minutowego krazka bylo to, ze zdradza kiedy sie zakonczy, nie wiem czy to juz jakies osluchanie wsrod sredniej muzyki popowej, ale wrzucenie takiego utworu jak tutaj im not afraid praktycznie zawsze zwiastuje zamkniete plyty, wiec po kilku nutkach juz wiedzialem, ze koniec tego wymeczonego seansu nadchodzi, po przesluchaniu czegos tak nijako brzmiacego czlowiek nie jest nawet ciekawy jak kto z kim i dlaczego tworzyl plyte, a to naprawde rzadkosc nijakosci
1
Apr 28 2022
View Album
Suede
Suede
Znowu brytyjsko i dodatkowo osluchana juz banda Suede z swoim debiutanckim albumem z 93, ktory brzmi tak jak wyglada okladka, jak niewiadomo co, ale w klimatach wyspiarskiego popu, porownania z smithami jak najbardziej na miejscu, bo wyraznie slychac, ze pan anderson inspirowal sie morrissejowymi wokalami, ale brak tu tresci ktora by przyciagala uwage, bo na calych 45 minutach ciezko znalezc momenty w ktorych czlowiek mowi o to cos czego jeszcze nie slyszalem, fajnie zrobili to i tamto, bo nawet instrumentale sa tak skompresowane, ze brzmia jakby dochodzily z skrytki miotlowej, a przy wykrzystaniu elektrykow i synthow daje to po uszach, tworzac nieslucalny miszmasz, ktory najbardziej zabolal na metal mickey, po bingowym przesluchaniu czuje sie jakbym znowu przesluchal dog manowego stara, ale tym razem bez ambitnych trakow jak the asphalt world, a jedynie z popowymi kompozycjami zamknietymi w ramach czasowych radio pleja, co daje 11 utworow na 45 minutach, na plejke dodam moving za poruszajace drumowane zwlaszcza w openingowej czesci, a pewnie nie jest to ostatnie spotkanie z Suede, bo jeszcze jeden album bardziej popularny niz oba poprzednie jeszcze maja w swojej dyskografii, nic tylko zacierac rece na kolejna dawke wyspiarskiego rokowania w wersji popularnej
2
Apr 29 2022
View Album
Space Ritual
Hawkwind
O takie picki listowe nic nie robilem, nowosc zarowno jako banda, brzmieniowo taka progresja, ze ciezko stawiac ja wokol innych rokujacych zespolow lat 70, a przede wszystkim orginalnosc brzmienia, bo to najbardziej urzeklo mnie na Space Ritual od Hawkwinda z 73, ktory jest poteznym livowym podwojnym albumem, nagrywanym w 72 w londynie i liverpoolu, stad az tyle materialu zeby zrobic dwie epickie strony, ktore objetosciowo to w orginalne 86 minut, a rozszerzona wersja z 2k07 to az dwie godziny dwanascie minut, wiec jest czego posluchac, 21 mocno psychodelicznych kompozycji z motywem przewodnim przestrzeni, wiec space rock z definicji, pomimo tego, ze jest to nagranie koncertowe, to jednak calosc jest tak spojna, wiec banda w calej swojej dyskografii musi kierowac sie tym motywem, bo gdyby nie typowe koncertowe brzmienie tego albumu, to moglbym zakceptowac taka trakliste jako zwykly album, co do samego brzmienia livowego, to jest ono najbardziej zblizone do tego co slyszalem na deep purplowym made in japan, czy budokanowym albumie od cheap tricks, wiec potezny koncert na ktorym scena jest odpowiednio wielka dla szerokiej publicznosci, przez co wokale lubia sie czasami gubic gdzies z tylu, zwlaszcza ze czesto pojawia sie chorkowanie, gdzie ciezko zrozumiec chorek lub glowny wokal, co do samego zespolu to jak na rokowy sklad jest dosc spory, bo az siedmiu czlonkow, a wsrod reszty nazwisk znajomo pojawia sie pan Lemmy, dla ktorego hawkwind byl pierwszym zespolem przed motorowyheadem, podczas odsluchu wlasnie bas wydawal sie wyjatkowo hardy, ale nie sadzilem, ze az taka persona za nim stoi, kolejnym wartym uwagi instrumentem sa drumy grane przez Simona Kinga, nie bede zaglebial sie w kto byl wokalem lirykiem danych trakow, bo sluchalo sie tego dobrze, ale jest to livowy album, wiec tez mialo to cos do rzeczy, zostawie to sobie do zglebienia podczas odsluchu studyjnej dyskografii bandy, bo ten epicko kosmiczny material zachecia do dania mu szansy, bo az dziwne, ze nie slyszalem wczesniej o hawkach biorac pod uwage, ze to przeciez wyspiarski prog z lat 70, no chociaz strasznie mocno zestakowana scena w tamtym okresie byla, wiec nawet cos co brzmi tak dobrze bylo gdzies na drugim planie i nie przebilo sie do mainstreamu, nie dodaje livowych utworow na plejke, ale plyte wrzuce do biblioteczki spotifajowej, zeby nie zpomniec o sprawdzeniu jak wypadaja przy nim studyjne krazki
4
Apr 30 2022
View Album
Clandestino
Manu Chao
Znowu powialo egzotyka, ale tym razem jeszcze dziwniejsza niz zwykle, bo album Clandestino pana Manu Chao moznaby zaliczyc do krazkow ktore dziwne, ze staly sie klasykami na tyle zeby pojawic sie chocby na liscie generatora, bo jest to debiutanckim material pana Manu Chao, ktory rowniez jest ciekawa postacia, bo spiewa w dziewieciu jezykach, glownie po hiszpansku, wychowal sie we francji, a jednak jego muzyka nawiazuje bardziej do latino, a cala plyta byla narywna w warunkach praktycznie domowych podczas podrozy po swiecie, a to przeciez rok 98 i debiutancki krazek, wiec o ile ile z poczatku sadzilem, ze slysze cos zupelnie nowego, to jednak po dwoch hiszpansko brazylijskich trakach pojawilo sie bong bong, ktore gdzies juz slyszalem, ale nie moge przypomniec skad je znam, moze glownie przez ten sampel gdzies sie przewijajacy, no i jest to jeden z trzech utworow po angielsku, co do sampli to sa one trzonem muzycznym albumu, bo skoro robionie przez jednego, prawie, czlowieka to oczywistym wydaje sie wykorzystanie samplowania, do tego dochodzi kwestia skitowych dialogow wplatanych do poszczegolnych piosenek, ktore czesto gesto traktuja o postaci pana Subcomandante Marcosa, ktory jest pewnego rodzaju powstancem, wojownikiem o wolnosc rdzennych mieszkancow poludniowego meksyku, wiec pomimo tego ze niektore traki moga sie wydawac wrecz jesterskie, to czuje ze przemycane sa tutaj pewnie glebsze wartosci zwiazane z wolnoscia i komentarzem polityczno spolecznym, discog okresla plyte gatunkiem pachanga, muzyka zywa, wrecz zabawowa, potwierdza tez ze liryki brzmia zartobliwie i lekko, ale jednak niosa ze soba pewny komentarz nierzadko w czule miejsce, nie czesto zdarza trafiaja sie takie plyty, ktore czuc tak dobrze nawet nie rozumiejac wiekszosci liryki jak ten pick listowy, czuc w tym czlowieka, 45 minutowa calosc sklada sie z 16 trakow, wiec sa to raczej krotki utwory, ktore bazuja na domowej roboty beatach, lejerowaniu sampli i wielojezykowych wokalach pana Manu, hajlajtami plyty poza wspominanym bongowym songiem byl dla mnie tytulowy opening clandestino i welcome to tijuana, nie bede sie zaglebial w biografie artysty, ale udalo mu sie oddac ducha hamryki lacinskiej na tym nagraniu, wiec chyba musial samemu go doswiadczyc
4
May 01 2022
View Album
Illinois
Sufjan Stevens
Chyba wylosowalo album z najdluzszymi tytulami trakow jaki mialem okazje widziec na oczy, Illinoise pana Sufjana Stevensa to potezny konceptowy krazek, jak tytul wskazuje beda nawiazania do illinois, a jest gdzie nawiazywac, bo plyta to az 22 traki na 74 minutach, dodajac do tego styl w jakim jest utrzymana, czyli folk zmieszany z nutka popowa, ale dodatkowo jest cos lofikowego, bo plyta pochodzi z 2k05 i wiekszosc instrumentali oraz pracy na produkcji naleza do pana Sufjana, ktory jest utalentowanym multiinstrumentalista, ktory potrafi zapelnic tak duze polacie winylaka kompozycjami, ktore nawac wylacznie popowo folkowymi byloby przeinaczeniem prawdy, bo niektore utwory brzmia wrecz chamberowo, ze wzgledu na wykorzystanie stringowych grupek, ktore dodatkowo sa wykorzystywane jako klaskacze, czy tez chrokowanie, chociaz jak dla mnie najbardziej pasujacymi do wokali i typu opowiesci jakie snuje na plycie pasuja kompozycje na samych kosciach akustykowych, jak casimir pulaski day czy john wayne gacy, polska mentionem alert, ale jedynie tytulowo, bo pierwszy utwor opowiada o dniu z zycia gdy dostaje sie wyrok smierci w postaci bialaczki, natomiast gacowy trak stara sie opowiedziec w ciekawy sposob historie zycia i odbierania zycia przez pana gace, a to wszystko zwiazane z tak pieknym stanem jak illinois, jest to jeden z tych materialow gdzie pomimo tego, ze rozumiem liryke czuje, ze sporo z niego nie wylapuje, czy to przez referencje miejscowe, czy tez nawiazania biblijne w ktore obfituje plyta, od tak oczywistych jak cytowanie ksiegi wyjscia, czy tez bardziej subtelne jak w traku o seryjnym mordeca rozwazanie nad grzechem i odkupieniem, wiec dobrze pan Stevens zbalansowal liryke pod wzgledem tego co mozna sprzedac dla szerokiego grona sluchaczy, a jednak zostawic w tym swoj charakter, bo takie traki nie sa pisane pod cos tylko z siebie i to sie czuje, wiec odsluch ciekawy, ktory jednak czasem bywa ciezki do przesluchania przez zbyt abstrakcyjne realia illinosowe i dlugosc calego krazka, na plejke dodam dwa wspomniane wczesniej utwory, glownie za to ze sa prostymi kompozycjami, ktore najlepiej akcentuja delikatne wokale pana Stevensa
3
May 02 2022
View Album
Oxygène
Jean-Michel Jarre
Dawno nie bylo czegos zupelnie instrumentalnego, wiec jest Oxygene pana Jeana Michela Jarre, jest to jego trzeci studyjny krazek i pierwszy album ktory sprzedal sie mainstreamowo, a gatunkowo jest to elektronika tworzona na analogowych syntezatorach plus jednym digitalowym, bo jest to plyta z 76, wiec wydaje sie byc jednym z pionierow takiego sposobu tworzenia muzyki, opartej wylacznie na syntezatorach i efektach ktore oferuja, bo obok dzwiekow przypominajacych klasyczne instrumenty pojawiaja sie takze wariacie, ktore lubie okreslac jako kosmiczne echa i tym podobne szumy, trzaski i piski, dlatego tez obok ambientu nasuwa sie skojarzenie z kosmiczna muzyka jak u kraftwerkowcow, ale tutaj panuje bardziej kosmiczny ambient, calosc jest spojna i przyjemna w odsluchu, prawie 40 minut materialu jest podzielone na szesc trakow, ktore sa wylacznie zatytulowane nazwa albumu i partem, bo rownie dobrze moglaby to byc jedna calosc, bo podczas odsluchu traki dosc plynnie przechodza w kolejne, dawno nie bylo instrumentali i rownie dawno nie czulem czegos tak neutralnie naturalnego w odsluchu, a chociaz za elektronika nie przepadam jestem oczarowany ta plyta, bo bije z niej taki spokoj, doslownie czilera utopia i gdy zamkne oczy prawie czuje sie jakbym znowu lezal pod gwiezdzistym niebem na mokrej juz trawie nie myslac o tym co bedzie trzeba robic jutro, wiec jestem kupiony tym albumem, nie dodaje poszczegolnych trakow na plejke, bo z elektronicznej i tak rzadko kiedy slucham, ale caly album leci do biblioteczki spotifajowej, jak tak pomysle to calkiem sporo francuzkiej elektroniki mi podchodzi, patrzac nie tylko przez pryzmat listy, ale bardziej ogolnie, przypadek, nie sadze
4
May 03 2022
View Album
My Generation
The Who
Kolejny album od The Who, tym razem wylosowalo debiutancki material z 65, plyte ktora kojarzy sie glownie przez tytulowy traczek, bo zespol ma tak bogata dyskografie, ze ciezko dokopac sie az do debiutanckiego krazka, bo the who z albumu na album tylko lepsze, wiec start pomimo tego, ze jak na tamte lata dosc hardy, to jednak sluchany teraz nie brzmi juz tak samo dobrze, pewnie ma z tym wspolnego przeniesienie plyty do stereo, bo na samym spotifaju sa trzy rozne wersje tego albumu, trzy rozne wersje stereo i dwie mono, skonczylem sluchajac mono wersji z wersji na 50 lecie wydania, orginalna traklista liczy 12 utworow z czego wszystkie, nie liczac trzech coverow, od Jamesa Browna i Bo Diddley, to tradycyjnie kompozycje pana Pete Townshenda, ktory zaczynal od z typowo popo rokowymi kawalkami bez opowiadania glebszych historii, a majacych wpadac w ucho i cieszyc sluchajacego, instrumentalnie the who zapelnia luke hardego brzmienia na ktore bylo zapotrzebowanie na wyspach, dobrze oddaje ten album okreslenie power popu, ktore przewija sie w opisach discogowych, nawet bardziej niz modowa mjuzika, ktora rowniez moze byc uzywana do okreslania wczesnych whosow, debiut z przytupem glownie przez wspominiany trak tytulowy, ktory stal sie kultowym songiem, wersje rozszerzone posiadaja takze i cant explain why, ktory tez jakims singlowym sposobem stal sie klasycznym utworem i oba te traki juz mialem na plejce i raczej nic nowego nie dodam, bo orginalne 36 zadnych nieznanych gemow nie odkrylo przede mna
3
May 04 2022
View Album
Supa Dupa Fly
Missy Elliott
Kogo jak kogo, ale od tej pani drugiego picka sie nie spodziewalem a jednak, kolejny raz Missy Elliott, tym razem z swoim debiutanckim supa dupa fly, album jest tak podobny do tego co slyszalem na konstrukcyjnym krazku, ze nawet nie chce mi sie znowu pisac o tym jak dobra robote zrobil pan Timberland na produkcji, mieszajac funkowe sample z elektronicznym brzmieniem, do tego polowa trakow zawiera jakies ficzury, wiec dobra promka dla mlodej artystki, jesli nazwisko producenta nie jest wystarczajace, lirycznie rowniez nic sie nie zmienilo, gangsta rap w wydaniu zenskim, dziwnie sie slucha gdy ktos rapuje o jebaniu, ale z pozycji bycia jebanym, no chyba ze pani missy jest az tak gangsta, ze to ona jest ruchaczem, ale kto wie, wiec lirycznie sodoma i gomora po gangsterku, kombinacja niesluchalna, milym akcentem byl pan busta rhymes na openingowym i endingowym traku, nadaje to poczuje jakiejs kompozycji, ale poza produkcja jest to jedyny pozytywny aspekt tych 60 minut, na plejke dodam pass da blunt, zeby nie zapomniec o tym duecie, ktory zawojowal nisze damskiego rapu lat 90, bo supa dupa fly z pewnoscia jest zaliczana do topki plyt z 97, biorac pod uwage mainsteamowy rap
1
May 05 2022
View Album
Urban Hymns
The Verve
Powrot do wyspiarskiego grania okolo rokowego z urbanowymi hymnami od the verve, ktorych przed odsluchem kojarzylem jedynie z bitter sweet symphony, ktore uwielbial katowac w samochodzie znajomy, ale poza tym nic wiecej o bandzie nie wiedzialem, wiec album z 97, goracy okres jesli chodzi o brytyjska alternatywe rokowo popowa, bo czasy oasisa i coldplaya, wiec zestakowanie grube, wiec jakos sie nie dziwie, ze wczesniej nie przesluchalem nic od bandy, pieciu czlonkow, dosc standardowo, chociaz dwie pary klawiszy i gitar prowadzacych, wiec panowie Tong i Ashcroft sie zmieniali rolami na poszczegolnych songach, sam Ashcroft jest takze wokalista i lirykiem grupy, nie wiem czemu ale brzmi to tak podobnie do tego co slychac od co radioheadow czy coldplayow, ze pewnie istnieje oddzielny gatunek do okreslania takiej brytyjskiej alternatywy, ktora cechuja liryki przepelnione szukaniem wyjscia z rozpaczy, bo co najbardziej przebija sie zarowno z wokalu jak i samych slow jest gleboki smutek, a wcale tematycznie nie sa to az takie smuty, ale jednak nie ma tutaj szczesliwego zycia, a raczej jego szukanie, wiec pod tym wzgledem calkiem przypadla mi do gustu plyta jako calosc, ktora tworzy ten godzinny z kwadransem krazek, z czego ten kwadrans to ostatni pietnastominutowy utwor come on/deep freeze oznaczony jako ukryta piosenka, od strony instrumentalnej odsluch byl mniej depresyjny, bo nie jest grane zbyt moodowo, ale tez niczym raczej nie zaskakuje, no moze poza kilkoma samplai, jak ten z bitterowo sweetowej symfonii, na ktorej mozna uslyszec stonesow i ich the last time z the andrew oldham orchestra, o ktorego musiala sie toczyc prawdziwa wojna z tego co wyczytalem na wiki, ale jak sie zakonczyla pozostaje zagadka, ale fakt jest faktem, ze genialnie go wykorzystali na tym traku, zwlaszcza biorac pod uwage, ze jest to przeciez rock, a tak naturalnie brzmi ten sampel w kompozycji tego kawalka, ktory juz wczesniej byl na plejce, ale dodam do niego the drugs dont work, za akustyczne brzmienie i akcenty smyczkowe, ktore pewnie rowniez byly samplowane, bo notesy nie mowia o nikim kto by sie dotykal smyczkow, a ostatnim kawalkiem bedzie lucky man, ktory podobnie smyczkuje i serwuje egzystencjonalne rozwazania na temat szczescia i jego poszukiwaniu zmieniajac siebie lub swoje zwiazki z innymi, zaliczam odsluch do udanych i zmniejszajacych moja uraze do brytyjskiej sceny popowego rokowania i wszechpojetej alternatywy
3
May 06 2022
View Album
Only Built 4 Cuban Linx
Raekwon
Kolejne wutangowe zaskoczenie na liscie, tym razem padlo na debiutancki material Raekwona, czyli only build 4 cuban linx niggaz z roku 95, znany takze jako purpurowa tasma, bo pan Raekwon jak przystalo na jednego z bardziej gangsterskich czlonkow skladu chcial czyms wyroznic swoj towar, wiec kasetka byla kolorowa, podobnie jak na innych materialach ekipy piecze nad produkcja sprawuje pan RZA, a wsrod ficzurow mozna znalezc wiekszosc skladu, z mocnym naciskiem na pana Ghostface, ktory jest druga gwiazda krazka pojawiajaca sie na prawie kazdym utworze, album opowiada historie gettowego zycia wsrod przestepczosci zorganizowanej i dazenia do lepszego zycia dwoch chlopow, a to wszystko opowiedziane ciezkim flow nafaszerowanym slowami zagadkami odnoszacymi sie do piecoprocentowcow, album ten mial byc punktem w ktorym do zycia wrocil mafijny rap na wschodnim wybrzezu, jak chocby debiut pana Jaya czy zycie po smierci Biggiego grubo czerpia z cubanowych linxow, a jest z czego zbierac notatki, bo plyta ma prawie 70 minut na 18 trakach lub 16 odejmujac dwa skity, jest to chyba najbardziej chambersowo brzmiacy album wsrod solowej dyskografii czlonkow grupy, beaty brzmia rownie brudno jak na pierwszych komnatach, chociaz mniej jest samplowania wschodnich filmow, to jednak calosc brzmi rownie szorstko, na plejke raczej nic nie dodaje, bo i tak juz szesc trakow mam, ale hajlajtowymi momentami jak dla mnie to ficzur inspektora decka, wiec guillotine, verbal intercourse, ktory jest jednym z niewielu utworow z kims z poza klanu, bo na beacie pojawia sie pan Nas, ciezko wybrac ostatniego, bo choc materialu jest sporo to jest on rowny i nie czuc filerow, a RZA na produkcji sie nigdy nie nudzi, bo potrafi on wyczarowac harde boom bapowe beaty, ale tez cos prawie funkowego z klawiszami, organami, ktore tworza linie basowa, a do tego wokale rodem z r&b, ktore zamykaja kompozycje, jak ma to miejsce na traku heaven and hell, ktory jest przed ostatnim lub ostatnim utworem plyty i jest dobrym zakonczeniem tego jakze filmowego winylaka, zaraz sie okaze, ze to wu tangi beda liderami w ilosci pozycji na liscie, jesli zliczyc materialy solowe grupy razem, byloby to mile zaskoczenie
4
May 07 2022
View Album
21
Adele
Jedna z tych plyt ktorych nie sluchales nigdy, a wiesz dokladnie jak bedzie brzmiec, bo chyba jeden z ciezko znalezc cos bardziej ogranego w radio wizji 2k1X niz Adele, glownie wlasnie z tego krazka, ktory jest jej drugiej studyjnym krazkiem, a sprzedal sie tak dobrze, ze przez bite 10 lat kawalki z niego sa stalymi bywalcami popowych smutaw top list, jak ja kocham albumy zaprojektowane na popularnosc, tematyka bolesnej milosci, mialem nadzieje, ze tylko na trzech utworach ktore slyszalem wczesniej sie skonczy, ale niestety cale 11 trakow i 48 minut jest naszpikowane bolesna miloscia, strasznym jest miec tak bogate zycie uczuciowe juz w wieku 21 lat, jesli tytul oznacza wiek artystki w chwili nagrywania matrialu, wiec check na tematyke, liczba trakow odpowiada prawie liczbie producentow tego materialu, podobnie ma sie sprawa z lirykami, bo obok pani Adele sporo dodatkowych creditow pisarskich, wiec z instrumentami musi byc podobnie, tlo dla wokali tworzy ekipa skladajaca sie z przynajmniej 50 nazwisk, dodajac do tego 20 osob od dodatkowej produkcji i pewnie osoby niecreditowane widac jak duzym przedsiewzieciem potrafi byc stworzenie popowego krazka, a ile w tak swietnie brzmiacych wokalach pani Adele i emocji plynacych z jej glosu jest artystki, a ile wizji kogos kto pomyslal jak ja sprzedac, bo co jak co spiew na tej plycie jest jej najmocniejsza strona, potrafi ona zmienic sie w zaleznosci od traku i pomimo lirycznej nudy, to zonglerka pomiedzy soulowymi, akustykowymi czy r&bikowymi klimatami wychodzi jest dobrze, no i moze w tym wypadku tych 11 producentow rowniez ma w tym swoje trzy grosze, bo jesli kazdy trak byl nagrywany osobno, to nie dziwne, ze brzmia tak odmiennie, ale jednak zamykaja sie w schemacie popowego grania, jakie sa szanse na kojene krazki pani o tym nazwisku, biorac pod uwage, ze jest ona skarbem narodowym wyspiarskiego narodu obawiam sie, ze dosc wysokie
2
May 08 2022
View Album
Doolittle
Pixies
Kolejne Pixiesy wylosowalo, tym razem ich drugi studyjny album z 89, ktory jest moim ulubionym materialem bandy, orygialne wydanie to 38 minut punkowego rokowania mocno nastakowane kawalkami, bo jest ich az 15, wiec z jednej strony nie daje do duzego plejtajmu utworow, ale nadrabia to ich roznorodnoscia, obok energicznych, przepelnionych instrumentalna przemoca trakow jak tame czy crackity jones, ktore tez dobrze pokazuja jak banda dynamicznie laczyla momenty punkowe z bardziej stonowanymi alternatywnymi brzmieniami, czy nawet z popowymi liniami melodycznymi jak na here comes your man czy monkey gone to heaven, ktory feaczuruje tez bardziej egzotyczne instrumentale jak na grupe hamerykansko punkowo, bo pojawia sie na nim czterech grajkow sesyjnych operujacych smyczkami, ale co najbardziej mnie kupuje na tym albumie, jak i na reszcie tworczosci pana Blacka, to kontent liryczny, ktory sam pan Francis okresla jako giberisz w ktorym chodzilo jedynie o to zeby slowa dobrze do siebie pasowaly, ale jednak jest to niemozliwe biorac pod uwage zatrwozenie motywow przewodnim w ktorym dominuja dziwki, niezbadane glebie i oczywiscie czlowiek, a to wszystko podane w gestym sobie nawiazan biblijnych, wiec nie moglo zabraknac chocby babilonskiej kurwy czy numerow bestyjkowych, wiec jak dla mnie plyta ktora pamieta sie za ten giberisz, w ktorym granie schodzi na drugi plan, dodatkowym aspektem plyty jest jej lofikowosc, a zwlaszcza kontrast jaki robia niektore piosenki jak dead brzmiacy jak gdyby byl nagrywany w schowku na miotly, zwlaszcza ze wzgledu na jakosc wokali, a wystepujacym zaraz po nim monkey gone to heaven, ktory brzmi wrecz popowo, gdyby nie to ze traktuje o czyms tak obskornym jak wplyw czlowieka na srodowisko naturalne, o czyms takim sie przeciez nie robi muzyki do sluchania dla ludzi, a jednak brzmi to na jakosciowy blend szorstkosci punkowej, surrealizmu lirycznego i zywego instrumentala, przepis na undergroundowy szlagierowy krazek lub sleeperowy popowy album, bo jednak premierowo szalu nim nie zrobili, a jego ponowne odkrycie to wczesne lata 2k, na plejce juz cos z niego mialem, wiec malpi i czlowiekowy trak odpadaja, ale dodam jeszcze openingowego debasera i wave of mutilation, ktory od czasow mid90s bedzie mi sie kojarzyl z deska
4
May 09 2022
View Album
Loveless
My Bloody Valentine
No i kolejne krwawe walentynki wylosowalo, wiec znowu patrzenie w buty, tym razem jest to drugi i ostatni studyjny krazek grupy z 91, ktory ma byc ich magnum opusowym wydaniem, chociaz powiedziec, ze jest to krazek bandy jest lekka przesada, bo w celu stworzenia czegos lepszego niz isnt anything postanowili oni obrac zasade baby z plyty bandzie lzej, wiec jak na poprzdnim krazku czterech czlonkow mozna bylo uslyszec, tak tutaj zostal tylko pan Kevin Shields, bioracy na siebie lwia czesc roboty, bo zarowno lirycznie wokalnie jak i instrumentalnie, gitary i basy sa jego, no i przez produkcje i sampling, ma swoj wklad w plyte, kolejnym czlonkiem ktory ostal sie wsrod czystki byl pan o irlandzko brzmiacym nazwisku Cíosoig, ktory drumuje i tez cos sampluje, bo tego samplowania musialo byc troche skoro tworzyli ten album we dwojke, pani Butcher udziela sie jedynie woklanie i lirycznie na trzech trakach, reszta jest od pana Shieldsa, a jest tego 11 trakow na 48 minutach, pomimo tego ze nadal nie jestem w stanie nic zrozumiec przez to jak wokale sa podane, to slucha sie tego lepiej niz ostatnio, bo czuc tutaj jakies poczucie calosci w tym halasie, nadal nie jestem przekonany do shoegazzingu, ktory ma byc wlasnie definiowany tym krazkiem, ale slucha sie tego zdecydowanie lepiej niz poprzedniego picka tego zespolu, hajlajtowymi fragmentami byly traki gdzie bylo mniej wokali a wiecej instrumentali jak na when you sleep czy zamykajcym soon, wyroznia te traki takze upbeatowosc jak na standardy tego albumu, bo patrzenie w buty kojarzy mi sie ze smutami poza przestrzenia codziennosci, a tutaj tak dla odmiany pozytywnie sie zrobilo, wiec na plejke dodam zamykajacy soon i bardziej kojarzacy mi sie z gatunkiem i only said, tym razem ciecia kadrowe wyszly muzycznie na plus bandzie, pomimo tego, ze nagrywanie materialu trwalo ponad dwa lata, co jak na standardy branzy dla takiej bandy jest potwornie dlugim czasem, ktory mial podobno przyczynic sie do upadkow creation records
2
May 10 2022
View Album
Otis Blue/Otis Redding Sings Soul
Otis Redding
Niebieski Otis z 65 jest trzecim studyjnym krazkiem czlowieka ikony soula z ktorego sluchac prawdziwa dusze artysty, a do ktorego legendy przyczynilo sie zbyt szybkie i tragiczne zejscie ze sceny, ale co do samego niebieskiego albumu, to w wiekszosci jest on zbiorem coverow klasykow r&b, chociaz w tamtych czasach to musialy byc raczej aktualnie topowe szlagiery, jedynie dwa pierwsze z jedenastu utworow to kompozycje piora pana Reddinga, ale w tym wypadku nie jest wazne dla mnie kogo lub co spiewane jest, ale w jaki sposob pan Otis potrafi wyrazic siebie i przekazac sluchaczowi energie swym glosem, potrafi dotknac zarowno smutkiem, jak i zarazic pozytywna energia w zaleznosci od traka, jesli chodzi o akompaniujaca mu bande to slychac tutaj klasyczny jazzowy sklad klawisze, horny i saksy, drumy, dodatkowo nadajacym charakteru nagraniu sa gitary zarowno bas jak i elektryk, ktory potrafi sie odezwac raz co jakis czas, ale robi tym roznice, no i tworzy sample wykorzystywane pol wieku pozniej w produkcjach chocby pana Westa, bo jesli przed przesluchem tego albumu wiedzialem, ze sporo wokali Otisowych sie przewija w jego dyskgrafii, nie tyko na kolabie z panem Jayem, ale slysze jak duzo instrumentalnie czerpal on z jego tworczosci, najlepsze sample to te ktore pochodza z jamowania, a tak mozna nazwac proces nagrywania tego krazka, do ktorego nagrania zamknely sie w 24 h, dodatkowo z przerwami zeby zagrac cos dla ludzi, wiec na szybko bez szlifowania do granic mozliwosci materialu, taki wlasnie typ muzyki z ktorego slychac zywego czlowieka przemawia do mnie najbardziej, wiec nawet pomimo tego ze jest to kompilacja utworow, ktore juz znalem wczesniej, to i tak sluchalo sie tego jakosciowo, no i samo nagranie to tylko 32 minuty, wiec nie ma miejsca na filerowe granie, chyba najwiekszym zaskoczeniem byla wersja wonderfulowego worlda, ktora brzmi calkowicie inaczej niz ta ktora mialem zawsze w glownie, czyli wersji pana Armstronga, a chyba bardziej brzmi jak orginalne nagranie od pana Cooka, wiec leci na soulowa plejke razem z my girl i down in the valley za ten sampel gitarowy, ktory skads kojarze, ale nie moge przypomniec sobie skad, czuje ze nie jest to ostatni pick od pana Reddinga na liscie
4
May 11 2022
View Album
Every Good Boy Deserves Fudge
Mudhoney
Nie sadzilem, ze kolejny albumik od tej bandy sie pojawi, a jednak jest ich drugi studyjny krazek, rownie podziemny i lofikowy jak pierwszy, every good boy deserves fudge z 91, nadal jest to grungowe granie z humorkiem, sklad sie nie zminil, wiec muzycznie plyta przypomina to co bylo na superfuzzie, tylko ze jest troche wiecej materialu, bo az 42 minuty na 14 trakach, nie tylko instrumentalnie, ale i lirycznie nadal jest to to samo, czyli utwory dziwnie luzne, mocno sarkastyczne na tematy przerozne, na plejke leci good enough i into the drink
2
May 12 2022
View Album
Sign 'O' The Times
Prince
Kolejny Prince na liscie, tym razem tytul z ktorym spotykam sie po raz pierwszy, bo sign 'O' the times z 87, ktory byl dziewiatym studyjnym krazkiem w jego dyskografii, dodatkowo jest to podwojny album z long plejem o dlugosci 80 minut, wiec materialu sporo a nagrywany jest podobnie jak purple rain, wiec one man show, bo wiekszosc instrumentali grana przez samego Princa, sporo elektonicznych synthow i ustrojstw, ktorych nie ma nawet creditowanych, bo pewnie nikt nie wiedzial co sie tam dzialo podczas sesji nagraniowych, ktore trwaly prawie rok, ale jak na tak dluga plyte i robote jednego czlowieka to nadal jest to wyczyn, tak samo jak kompilacja gatunkow jakich dotyka na tym albumie, bo mozna by tu listowac przekroj gatunkow muzyki popularnej od typowego r&b przez rockowanie po gospelowe influencje, a moze tak synteza rokowania i gospelowania, z nutka orientalnych sitarowan, znajda sie i takie kawalki, czego przykladem moze byc the cross, motywy liryczne nadal obracaja sie wokol zycia czlowieka z czlowiekiem zarowno w zwiazkach jak i w spoleczenstwach, wiec podobny kontent jak na poprzednim picku, ale tutaj jest on bardziej rozwodniony, bo prawie dwa razy dluzszy longplej, do tego dochodzi jedna z najdziwniejszych person jakie slyszalem w muzyce popularnej, bo price wystepuje na niektorych kawalkach jako Camille, co slychac chocby po mocno zpitchowanych wokalach i zenskiej stronie opowiesci milosnej, wiec daje to inne spojrzenie na seksy czy zwiazkowe sprawy, pomysl ciekawy i oryginalny, ale jednak wokalnie nie brzmi od najlepiej, na plejliste dodam openingowy trak tytulowy i wspomianego juz the crossa, sluchajac takiego nagrania popowego i porownojac go z najbardziej sprzedanymi popowymi rekordami popowymi ostatniej dekady czuc strasznie zubozenie jesli chodzi o artystyczna kreatywnosc topowych tworcow, a moze i biede ludzi sluchajacych, ze nie przeszkadza nikomu sluchac jednego i tego samego wyprodukowanego przez caly sztab ludzi i sprzedanego pod logiem danego "artysty", az sie samo nasuwa na usta, kurla kiedys to bylo
3
May 13 2022
View Album
Sunshine Superman
Donovan
Klasyczny album od pana Donovana z 65, jeden z moich ulubionych folkowo psychodelicznych materialow, calosc zamyka sie w 43 minutach na 10 trakach, jedna z unikalnych stron tego nagrania jest to jak laczy muzycke wyspiarska, gdzie czerpie glownie lirycznie nawiazaniami folklorowymi, z psychodelicznymi eksperymentami hameryki, gdzie nie tylko substancje psychoaktywne mialy pewnie wplyw na brzmienie tego albumu, ale sama egzotycznosc styli muzycznych jakie byly grane w stanach tamtych czasow no i rewolucja spirytualistyczna ktora z niej wynikla i powstanie ruchow pro wschodnich, ktore slychac rowniez w muzyce tamtych czasow, jest to takze pierwszy popowo rokowy album feaczurujacy sitarki, ktore kilka lat pozniej zostana sprzedane swiatu przez beatlesow, ale nie samymi sitarkami stoi album, bo pojawiaja sie komozycje bardziej rokowe z elektrykiem, czy kawalki pisane na organy, plyta byla nagrywana zarowno w hameryce jak i na wyspach, wiec poszczegolne traki maja rozne sklady, ale jednak jest to raczej minimalistyczne podejscie do tworzenia, czterech glownych czlonkow, gdzie pan Donovan gra na organach i gitarce, a Shawn Phillips od sitara, chociaz jeszcze ciekawe nazwisko pojawia sie wsrod muzykow z nagran na wyspach, bo jest tam pan Jimmy Page z Zeppelinow, ktorego mozna uslyszec chocby na epickiej solowce otwierajacego tytulowego traka sunshinowego supermana, tak w ogole najbardziej sprzedane traki prezentuja rokowa strone tworczosci Donovana, natomiast folkowe kawalki maja o wiele mniejsze spotifajowe czy lastfmowe odsluchy, wiec troche artysta zamkniety w definicji danego gatunku, a ten krazek swietnie pokazuje jak mozna syntezowac brzmienie folka z rokowa psychodelia, ktora slychac jeszcze lepiej na jego kolejnych plytach, ktore mam nadzieje, ze rowniez sie pojawia na liscie, a przynajmniej chocby hurdy gurdy man musi byc, na plejke dodam jedynie tripowy utwor, ktory jak sama nazwa wskazuje bedzie opowiadal o tripie po hamerykansku
4
May 14 2022
View Album
Elvis Presley
Elvis Presley
Kolejny krazek od pana Presleya, tym razem debiutancki material studyjny z 56, zatytulowy oczywiscie eponimicznie, chociaz wydany w 56, to niektore z trakow byly juz sprzedawane singlowo w 54, bo przeciez jakos major musial sprzedac mlodego utalentowego muzyka, ktory dodatkowo tworzyl cos swiezego, bo tak mozna okreslic nagrywanie rockabillitowych coverow szlagierow bluesa czy country, ktorych spuscizne czuc na tym nagraniu, ale jednak sprzedana w nowej formie, bo pojawiaja sie elektryki, big banda zastepuje bardziej standardowy band czteroosobowy, w wiekszosci, jesli okladka i personelowa lista nie klamia sam Elvis gra na akustyku i pianine na tryin to get to you, jakos wersji spotifajowej pozostawia wiele do zyczenia, bo jest to jeden z dziwniejszych miksow mono na sterego jakie slyszalem, ale moze tez jest to sprawa samego rocznika wydania, ze brzmi tak akwaryjnie, dziwne echa, trzaski i praski, tak jak na innych materialach covery to milosne opowiesci w ktorych ciezko szukac czegos innego niz popowego spiewania do tanczonych mlodych i szczesliwych ludzi, jedynym utworem ktory znalem przed odsluchem byl openingowy blue suede shoes, ktory siedzial mi w glowie glownie przez kultowy opening, ktory wielokrotnie byl przerabiany na potrzeby kolejnych epok muzykowania, trzeci Presley na liscie, a ja nadal nie jestem przekonany do jego muzyki, a dyskografia spora, wiec cos pewnie jeszcze sie trafi do zmiany opinii, na plejke rokowanska wrzuce jedynie wspomniany butowy traczek
1
May 15 2022
View Album
Back In Black
AC/DC
Drugie pojawienie sie AC/DC na liscie, tym razem z ich pierwszym albumem feaczurujacym smiesznego pana w spodniczce i kaszkiecie, Briana Johnsona, zastepujacy zapitego na smierc pana Scotta, nagrywana i wydana w 1980, pomimo tego, ze zmienil sie glowny wokal, to tworza muzyke dokladnie taka jak wczesniej, czyli harde granie dla mas z chwytliwymi riffowaniami gitarkowymi i niesamowicie rownym drumowaniem, dodac do tego teksty gloszace epikurejsko hedonistyczno sodomistyczne podejscie do zycia, jak przystalo na rokowanie popularne, a rezultatem bedzie niesamowity komercyjny sukces, bo nawet jesli czlowiek nie zna sie kompletnie na muzyce, to jednak kojarzy album, chocby po tytulowym traku, ktory leci na plejke, a jak dla mnie najbardziej charakterystyczna cecha tego nagrania bedzie tak denerwujacy wokal ktory jest tutaj spiewany, albo raczej wyty do swiatla ksiezyca, przesluchalbym tej plyty w wersji instrumentalnej zeby sprawdzic czy naprawde tak dzialaja na mnie te wokale polaczone z niemozliwie popowymi lirykami, czy inny diabel w tym siedzi
1
May 16 2022
View Album
Beautiful Freak
Eels
Alternatywne rokowanie jesli kiedykolwiek slyszalem jedne, jest to pierwszy album grupy Eelsowej, chociaz wiki mowi, ze jest to bardziej solowy material pana Mark Oliver Everett, pojawiajacego sie tu pod tajemicznym E, jest on autorem wszystkich trakow, gra na gitarce, klawiszach i byl odpowiedzialny za produkcje i mikserowanie, jak alternatywny rock to dodatkowymi instrumentami bedzie oczywiscie bas i drumy i to by bylo na tyle z zespolu, dodatkowo muzycy sesyjni wnosza dodatkowe klawisze, elektroniczne lub synthowo brzmiace, no i jakies dodatkowe gitarki czy inne tamburyny jak chocby na your lucky day in hell, ktory jak dla mnie prezentuje co najlepiej robi ta banda, czyli buduje sarkastyczne moodowe utwory, ktorych ironie mozna czuc zarowno przez melodie jak i slychac lirycznie, a taka synchronizacja to prawdziwe zaskoczenie, nawet nie sluchac, tylko czuc, ze robione mysla jednego czlowieka, pana E, moze taki akurat mam nastroj, ale trafiaja do mnie takie moodowe uzalania sie nad soba przedstawione w ciekawy sposob, bo tutaj jakies tamburino, tam brzdakanie akustyka czy banjo nadaje unikalnosci temu nagraniu, calosc ma 44 minuty na 12 trakach, wiec dosc standardowo jak na debiutancki material pod szyldem wytworni, poza wspomnianym lucky day in hell dodam jeszcze openingowego novocaine for the soul, ktory jest jednym z najpopularniejszych trakow zespolu, a nie wylacznie tego krazka, ktory jest specyficzny, ale sluchalny, pomimo tego ze pan E brzmi jak wyciety z szablonu brodatego okularowego alternatywnego grajka
3
May 17 2022
View Album
Yankee Hotel Foxtrot
Wilco
Najlepiej pasuje tutaj to anglinskie powiedzonko o deszczu i laniu, ale poskie zamienniki tego idiomu brzmia zbyt negatywnie, bo pomimo tego, ze jest to kolejny dzien z alternatywnym rokowaniem z hameryki, to tym razem cos juz wczesniej osluchanego, czwarty studyjny krazek piecioosobowego skladu Wilco, Yankee Hoel Foxtrot byl ostatnim albumem ktory feaczuruje pana Bennetta, ktory byl tworca muzyki dla trakow pisanych przez Tweediego, podczas nagran tego materialu doszlo do rozlamu w bandzie, co zostalo nawet uwiecznione na dokumencie z tamego okresu I Am Trying to Break Your Heart: A Film About Wilco, wiec ciekawe tlo historycznie dla nagrania, ktore juz takie ciekawe nie jest, bo tak jak to zazwyczaj bywa poszlo o to czy grac muzyke przystepna do sluchacza czy cos ambitnego i prawdopodobnie mniej sluchalnego, tym razem wygrala przystepna strona mocny pana Tweediego, album odchodzi o countrysowych brzmien ktore banda przemycala na poprzednich albumach, a tworzy bardziej wymuskanego moodowanego rocka, ktory pozbawia bande tozsamosci, wiecej tutaj hornow i stringow i zabiegow produkcyjnych ktore nadaja materialowi brzmienia lat wczesnych 2k, najlepiej slychac to na heavy metal drumer, czy kamera, ktore maja ta upbeatowosc kogos swiezego na produkcji, bo kolejnym punktem zapalnym konfliktu wewnetrzego w zespole bylo wlasnie to kto byl odpowiedzialny za produkcje, bo Bennett chcial sie tym zajac osobiscie, ale kolega zaprosil Jima O'Rourke zeby szefowal na produkcji stad wlasnie takie efekciarskie efekty, ale nadal jest to 51 minut solidnego materialu, ktory dobrze sie slucha, bo wsrod 11 trakow latwo znalezc cos dla siebie, chyba taki byl zamysl bandy, zeby nie zasmucic calego krazka, jak na poprzednim picku, tylko roznorodnie napisac plyte bez jakiegos motywu przewodniego, chociaz nie moglo zabraknac mnostwa odniesien hamerykanskich, jak nawet tytul czy okladka sugeruja, przed odsluchem na plejce mialem jedynie Jesus, etc. ktory jest bez watpienia najbardziej znanym utworem zespolu, poprzez mnogosc interpretacji liryki, upbeatowemu drumowaniu, dobremu dokladaniu kolejnych instrumentow w tym przewijajacych sie smyczkow, ktore wyraznie nadaja charakteru artowosci rokowej nagraniu, wiec teraz dodam jeszcze wspominanego heavy metal drumera
3
May 18 2022
View Album
Songs Of Leonard Cohen
Leonard Cohen
Mila niespodzianka jeszcze przed polowa listy kolejny pan Cohen, tym razem mialem okazje posluchac jego debiutanckiego albumu, Songs Of Leonard Cohen z 67 jest tym czego sie spodziewalem podanym jeszcze w bardziej minimalistycznej formie niz na Songs of Love and Hate, wiekszosc 41 minutowego nagrania to sam akustyk Cohenowy z dodatkiem jakiegos harpa czy mandoliny, niektore z trakow jak so long, marianne maja jakies delikatne drumy czy bas, ale wiekszosc to minimalistyczne kompozycje folkowe skupiajace sie na prezentacji liryki, a jak przystalo na pana Cohena jest to najbardziej soczysta strona nagrania, teraz jeszcze lepiej widac, ze sa to poematy przerobione na piosenki, a nic forsowanego, dodatkowo sporo mozna poczytac o orginach kolejnych trakow na geniusie, wiec z takim backgroundem tez inaczej sie patrzy na niektore piosenki, bo pojawia sie znowu motyw pani Nico, czy tez Marianne Jensen ktore byly dla Cohena muzami i obiektami ktore pozwalaly dokonywac tych zreczych fuzji odniesien biblijnych z miloscia wyzsza lub nizsza, bo sa traki traktujace o one night standach czy dziwkowaniu, ale takze piosenki o piosaniu pisanej piosenki, jak ma to miejsce na sisters of mercy, na ktorej pan Cohen pokazuje swoja feministyczna twarz, czy moze nie tyle feministyczna co czleka zadowolonego z samego siebie na wyzszym poziomie, czy to z faktu ze dostal od losu darmowego traka, bo byl to podobno jeden z niewielu utworow napisanych przez Cohena w jednym posiedzeniu, a traktuje on o tym jak przygarnal zablakane turystki do hotelu i pozwolil im sie przespac w jego pokoju gdy on pisal wlasnie ten utwor, wiec pisal tak jak pan Dylan, do ktorego najbardziej go rownam, bo przeciez rowniez ikona folka, chociaz o wiele bardziej mainstreamowego, to jednak widac podobienstwa pomiedzy dwoma artystami, nie tylko przez nawiazania biblijno judaistyczne, ale o to jak wyrazaja na papierze sanych siebie niby w podobny sposob, a jednak na jednego przychodzi kawalek z zaskoczenia, a drugi dziubie w papierze, az otrzyma cos wystarczajaco zadowalajacego i oddajacego to co chcial wyrazic, tutaj bardziej moge utozsamiac sie z panem Cohenem, bo czasem ciezko jest znalezc odpowiednie slowa zeby wyrazic swoje uczucia, odczucia czy nawet mysli przerozne, jestem kupiony tym albumem tak jak poprzednim od tego pana, wiec calosc trafi na poleczke spotifajowa, ale na plejke wrzuce jeszcze trzy utwory szczegolnie sluchalne, dwa z nich to najpopularniejsze nagrania tej plyty, wiec otwierajaca Suzanne i wspomniana juz so long, marianne ktore poza wspomnianymi dodatkowymi instrumentalami posiada takze dodatke chorki od pani Nancy Priddy, kolejny powod do sprawdzenia reszty dyskografii Cohena, chociaz mam nadzieje, ze jeszcze cos sie pojawi na liscie, bo taka plyta to prawdziwy powiew lirycznej bryzy wsrod zaduchu popowej papki
5
May 19 2022
View Album
Fetch The Bolt Cutters
Fiona Apple
Dwadziescia cztery lata odstepu pomiedzy dwoma albumami, ale jest, kolejny krazek od pani Fiony Apple, na liscie raczej nowosc bo rocznik 2k020, wiec juz z poczatku ery covidowej, czego oczywiscie wszelacy krytycy muzyczni nie omieszkali pominac w swoich rozprawach dotyczacych plyty, ktora wpasowala sie w izolacyjne motywy szurow, ktore tutaj sie przejawiaja w izolacjach pani Fiony w samej sobie, czy to jesli chodzi o zwiazki romantyczne, przyjaznie, czy o wlasne cialo, bo i rozbijanie sie na czesci pierwsze tez sie przewija, sluchajac tego nie slychac pani w srednim wieku, ktora wyszla juz z tego okresu zagubienia i buntu z Tidala, ale zabawnie zestarzala ta sama mala dziewynke, ktora chce robic muzyke popowa ktora bedzie oddawac jej pokrecone wnetrze, ktore tutaj jest przelane na 13 trakow i 51 minut materialu, ktory jest spiewany, ale juz nie takim glosem jak na tidalu, a troche juz zawodzacym, albo stylizowanym na zawodzacy, bo dziwne zeby dzieja sie nie tylko lirycznie, ale same wokale maja sporo giberyszowych miejsc, czy onomatopeji, jesli chodzi o instrumentale to pierwsze skrzypce graja tutaj drumsy, ale nie klasyczne walenie po bebnach czy talerzach, ale wykorzystywanie dziwnych rzeczy do tworzenia dziwnych dzwiekow jak glosi wiki, to jak najbardziej sie udalo bo brzmi on dosc orginalnie przez ta symfonie drumujaca za ktora stoja Amy Aileen Wood i Davíd Garza, poza ta dwojka w nagraniach bral udzial Sebastian Steinberg glownie na basie, ale tak jak reszta muzykow z pania Fiona na czele kazdy ma spora liste dziwnych rzeczy na ktorych wydawal dzwieki na tym jakze wymeczonym nagraniu, bo skladanie krazka trwalo prawie piec lat, ale takiej artysce renomowanej nigdzie sie juz nie spieszy i moze szlifowac swe dziela, a dodatkowo tak trafic z czasem wypuszczenia plyty zatytulowanej fetch the bolt cutters na poczatek pandemii, gdzie ludzie barykadowali sie w domach i sprzedac prawie ze konceptowy album jest ladnym zbiegiem okolicznosci, wiec tego nagrania sluchalo sie o wiele ciekawiej niz Tidala, ktory zawiewal standardami, a tutaj jest wiecej eksperymentow, ale jednak nadal nie jestem fanem wokalnych czy tez lirycznych zdolnosci pani Apple, na plejke leci heavy balloon, ktory wokalnie przypomina mi cos Adele, ale mocno porobionej przez zycie, bo kto wie jaka historie skrywa kariera pani Fiony w muzyce popularnej
2
May 20 2022
View Album
GREY Area
Little Simz
Znowu leje zamiast padac, bo kolejna nowozytna pozycja z roku 2k19, dodatkowo artystki ktora juz mialem okazje poznac na plycie ubieglego roku, Sometimes I Might Be Introvert ktora byla mocno hajpowana wsrod hip hopowych headow, jako cos swiezego w mainstreamie z kobiecego rapu, a lista jeszcze wylosowala dodatkowego od pani Little Simz, mianowicie jej szarna strefe, ktora brzmi jak demkowy epek przy tym co sluchalem wczesniej od tej pani, nie tylko przez dlugosc materialu, bo tylko 35 minut na 10 trakach, ale poza beatami ktore trzymaja rowny poziom przeskakujac od energentycznych bangerow w stylu venoma czy 101 FM po stonowane beaty oparte na klasycznych instrumentalach jak trumpetowy flowers ktory zamyka plyte czy klawiszowy selfish na ktorym robote robia backujace wokale, wiec o ile instrumentalna czesc jest mocnym plusem, tak flow jakie sprzedaje tutaj pani Simz jest jako takie w zaleznosci od traka, najlepiej slucha mi sie jej na szybszych bangierach, a chyba nie jestem w tym sam, bo te utwory maja zdecydowanie wiecej ripleji na spotifaju, od strony lirycznej to ciezko tutaj okreslic jednoznacznie czy jest to rap pisany przez artystke czy raczej popowy rap tworzony grupa w celu napisania tego czegos co bedzie dobrym tekstem, raczej druga opcja wchodzi tutaj bardziej w gre, zwlaszcza biorac pod uwage jak wyglada lista creditsow na tym i introwertykowym krazku, na plejke leci najbardziej osluchany utwor, wiec 101 FM, wiec kolejny krazek wyspiarskiej artystki zaliczony i to nawet podczas porzadkow codziennych na liscie, a nie spodziewalem sie, ze spotkam sie tutaj z jej nazwiskiem, zwlaszcza, ze dopiero slyszalem o niej po plycie z ubieglego roku, ktora z pewnoscia sie tutaj znajdzie, jesli lista bedzie w najblizszej przyszlosci aktualizowana
2
May 21 2022
View Album
Mellon Collie and the Infinite Sadness
The Smashing Pumpkins
Troche materialu od pana Corgana juz bylo, ale dopiero teraz trafilo na jego magnum opus, czyli Mellon Collie and the Infinite Sadness z 95, ktory stanowi potezny 28 trakowy krazek, trzci w dyskografii The Smashing Pumpkins, jeszcze bardziej niz na poprzednim picku od tego zespolu slychac jak roznorodnosc brzmienia, bo prawie dwie godziny czasu daja sporo miejsca na eksperymenty, wiec slychac zarowno grungowa jechanka, jak tez akustyczne wolniejsze numery, synthezowe brzmienia z 1979, a nawet kompozycje na orkiestre jak na tonight, tonight, calosc mozna podzielic na dwie glowne czesci, czyli dzien i noc, ktore w orginalnym vinylowym wydaniu byly rozbite jeszcze inaczej, bo az na szesc czesci, co tez w pewnym sensie zmienia jak sie slucha albumu, ktory pomimo tego, ze jest definytywnym pozegnaniem z mlodoscia od pana Corgana, to jednak dawkuje roznorakie strony tego okresu w zaleznosci od strony traka, wiec kolejnosc plejlisty z pewnoscia wplywa tutaj na odbior krazka, gdy pierwszy raz sluchalem tego albumu, to gralem spotifajem wersje dzien/noc, ale w ramach tego odsluchu soulseekowalem orginalne vinylowe wydanie w calkiem przyzwoitej jakosci, bo taka ilosc trakow nagrana w przeciagu kilku miesiecy musi miec swoje surowe miejsca, ktore slychac zwlaszcza na utworach gdzie leci mocna sieczka gitarowa duetu Corgan x Iha, ktory zdecydowanie jest niedoceniany jako gitara prowadzaca, ten album wydaje sie byc dobrym self checkiem czy jeszcze jest sie wystarczajaco mlodym zeby liryka odnosila sie do osoby sluchajacej, czy juz czlowiek jest zbyt przezuty zyciem na palanie nienawiscia przeciwko zyciu i wszystkiemu co sie z nim laczy, jeden z niewielu dwu godzinnych albumow ktore jestem w stanie sluchac kolejny raz w jednym posiedzeniu, wiec chyba nadal nie jest ze mna tak zle, na plejke nic nie dodaje, bo sluchane offlajnowo tym razem
5
May 22 2022
View Album
Kimono My House
Sparks
Dzisiaj bardziej popowe klimaty, ale nadal dosc ciekawie, bo nie tylko cos nowego, ale orginalnie brzmiacego, a to wszystko na Kimono My House, ktory jest trzecim studyjnym krazkiem hamerykanskiej bandy tworzonej przez duet braci Maelow i dodatkowych muzykow, plyta z 74, jak przystalo na artowego/glamowego rocka dosc skroma jesli chodzi o ilosc materialu, bo tylko 36 minut na dziesieciu trakach, sam sklad instrumentalny brzmi dosc typowo, jak kombo drumy, klawisze, bas i gitara, ale do tego dochodzi wokal pana Russella, ktory operuje taka skala wokalna, ze przez pierwsze trzy traki mialem wrazenie, ze slucham wokalistki, a nie chopa co tylko spiewa jak baba w celu podkreslenia ironicznosci utworow, wiec jeden z braci ma niesamowiscie ciekawy glos i potrafi z niego zrobic uzytek dajac energicznie i prawdziwie zywiolowe performensy, bo z tego co widzialem na livowych nagraniach, prawie ze skacze po scenie podczas wystepow, potrafi dynamicznie zmieniac tempo podczas trakow, co daje zespolowi pole do popisu jesli chodzi o instrumentale, bo pomimo tego, ze slychac pisanie pod klawisze, to nie zabieraja one calej sceny, a gitarowo zdarzaja sie ciekawe momenty, jak na thank god its not christmas, co do drugiego brata to gra on na klawiszach i jest glownym teksciarzem bandy odpowiedzialnym rowniez za kompozycje instrumentalne, wiec czuc tutaj, ze bracia rozumieja sie jesli chodzi o to co chca tworzyc, a na tym albumie slychac popowe acz tak wyszukane, ze czlowiek potrzebuje rozczytac sie o co moze tutaj chodzic, bo obok klasycznych lowerowych trakow, choc tutaj z przekasem zawsze, pojawiaja sie nawiazania do literatury, nauki, czy kina, wiec lirycznie miasz masz o wszystkim i niczym, ale zrobiony na modle artystycznego popowania rokowego, wiec tez nie dziwne, ze banda nie zrobila kariery w hameryce, a raczej byla jednym z tych zespolow na ktorych sie poznala europa i tutaj znalazla swoich sluchaczy, ale nadal zaliczylbym ten krazek do jednych z raczej undergroundowych pickow patrzac na ilosc odsluchow spotifajowych czy last fmowych, ale tak czy inaczej sluchalo sie tego przyjemnie, zwlaszcza ze wzgledu na niecodzienny wokal jaki mozna tutaj uslyszec, jedynie Bolanowy kojarzy mi sie z czyms podobnym, ale to i tak jeszcze jest nie to co tutaj, na plejke dodam openingowego this town aint big enough for both of us i amateur hour
3
May 23 2022
View Album
Mask
Bauhaus
Powrot do wyspiarskiego grania z Maskiem drugim studyjnym albumem bandy Bauhaus, ktorzy graja gothicowego rocka, ktory raczej przypomina post punkowe granie do ktorego juz lista troche zdazyla przyzwyczaic, plyta z 81, jesli chodzi o sklad bandy to klasyczny setup drumy, bas, gitara lub klawisze, dodatkowym elementem ktory wyroznia nagranie jest saksa grana przez pana Daniela Asha, ktory poza gitarkami elektrykowymi czy akustykowymi gra jeszcze na wspomnianej saksie, jak na poprzednim picku wokalnie bylo ciekawie tak na tym krazku fajerwerkow nie ma, spiewane jak polowa pickow z tamego okresu na liscie, ale za to instrumentalnie cos sie dzieje, a za tym czyms stoi glownie produkcja nad ktora czuwal jeden z czlonkow bandy, pan od wokali Peter Murphy, wiec slychac niecodzienne wykorzystanie overdubowanych wokali do tworzenia lejerow, czy efektow smyrajacych jedno czy drugie ucho, tak w ogole zauwazylem jak genialnie brzmia traki mono na prawdziwym naglosnieniu, jak ostatnio na gymie lecialy jakies kinksy i raz z jednej, raz z drugiej strony cos czlek slyszal, fajne uczucie w tak duzym pomieszczeniu, nadaje to muzycie jakiegos dodatkowego wymiaru, moze przypominajacego granie stadionowe, co do strony lirycznej nagrania to creditowana jest cala banda jako autorzy i wyszlo z tego mocno paczworkowe horusowe 34 minuty materialu, ktory najczesciej jest prosty lirycznie z miejscami na ballade czy dwie, a to ze pisla cala banda slychac najlepiej na traku bonusowego zatytulowanego po prostu 1. David Jay 2. Peter Murphy 3. Kevin Haskins 4. Daniel Ash, wiec kazdy z czlonkow mial swoja wlasna zwrotke, na tym utworze podnosza do potegi te paczworkowatosc ktora czuc przez caly krazek, co nie zmienia faktu, ze proste traki, ktore jednak cos soba przekazuja bez potrzeby ich rozszyfrowywania sa przyjemna odmiana po kimonowych zagadkach, na plejke dodam in fear of of fear i the man with x ray eyes
3
May 24 2022
View Album
On The Beach
Neil Young
Kolejny z Youngowych klasycznych albumow, drugi z ditchowej trylogii On The Beach z 74, ditchowanie odnosi sie do okresu mainstreamowego sukcesu Harvesta, ktorego nastepstwem stala sie slawa pieniadze i popularnosc, a kazdy medal ma swoje dwie strony, wiec w tym przypadku motywami przewodnimi beda wyalienowanie z starego srodowiska, niepewnosc relacji miedzyludzkich, popadanie w nihilizm czy gniew, a to wszystko spisane na 8 trakach i 40 minutach, tym razem w spokojniejszym akompaniamencie, bo gatunkowo jest to folkowe rokowanie w ktorym mozna wylapac smaczki bluesowe, czy moementy ktore bardziej przypominaja instrumentalnie muzyke country, gdzie lwia czesc instrumentali gra sam Young, bo nie tylko gitara czy harmonijka jest uzywana, ale mozna tez uslyszec go na banjo, elektrycznym tamburyno, czy klawiszach takze elektrykowych, kolejna postacia sporo wnoszaca instrumentalnie jest Ben Keith, ktory gral z Youngiem od czasu Harvesta, tutaj operuje na rowniez szeroki wachlarzu instrumentalnym w zaleznosci od trakow, bo kazdy utwor ma praktycznie inny sklad, bo jeszcze dodatkowych 8 sesyjnych muzykow bralo udzial w nagraniach, ale nie zmienia to faktu, ze calosc jest spojna kompozycja utrzymujaca melancholijny, plazowy, jak w tytule, klimat, no i jest to kolejna z tych plyt ktore jestem w stanie sluchac od poczatku do konca, jesli akurat jestem w odpowiednim nastroju na melancholijne klimaty, bo takie arcydziela muzyczne nawet dla sluchacza bywaja obosieczny mieczem, bo niewielu jest artystow ktorzy potrafia tak wplywac swym glosem czy liryka na czlowieka jak wlasnie Neil Young, nie musze sie rowniez zastanawiac nad tym co dodac na spotifajowa plejke, bo po dramie z tym podkasterem reganowym pan Young zabral swoje materialy z serwisu, bo jest on za maly dla nich dwoch, to nie tylko on zabral zwinal swoje dyskografie po tym incydencie, ale jakos glebiej nie wnikalem, ale co do hajlajtowych trakow to beda nimi dla mnie see the sky about the rain i tytulowy on the beach, a dodatkowo jeszcze openingowy walk on, ktory jest najbardziej instrumentalnie rokowym trakiem calej plyty, trzymajacej rowna linie basowa czy drumowa przez caly kawalek, z dodatkowymi wokalami i dwiema gitarami, wiec idealny opener z bangerem
5
May 25 2022
View Album
Reign In Blood
Slayer
Wreszcie pojedynek ze Slayerem, wiedzialem ze bedzie to ciezki odsluch, ale czegos takiego sie nie spodziewalem, bo chyba od czasow junkyarda czy scuma takiego szrotu nie slyszalem, a takim wlasnie krazkiem jest w odsluchu Reign in Blood, czyli trzeci studyjny grzech popelniony przeciwko gatunkowi ludzkiemu przez Slayera, plyta z 86, ktora byla ich pierwszym albumem wydanym przez def jama, a jak def jam to nie moglo zabraknac pana Ricka Rubina, ktory stoi tutaj na strazy tego zeby uszy zostaly pogwalcone zwacymi brzmieniami gitarowymi, wspolpraca miedzy Rubinem a banda wychodzi poza ich tworczosc, bo jak na picku od Beastie Boysow slychac bylo pana Kinga, ktory jak sie dowiedzialem poza rwaniem gitarowymi rwie rowniez arkusze papieru i zamienia je na cos z pogranicza komedii i krindzu, bo nie wiem jak inaczej okreslic otwieranie plyty auszwicowym songiem, z calych 28 minut materialu bije taka prymtywnie agresywna energia, ze nawet tak krotki odsluch odejmuje czlowiekowi wiary w drugiego czlowieka z koszulka okraszona slayerowym merchem, ktory przeciez zalicza sie do topowych wyborow wszelakich kucow, przynajmniej za moich czasow, wiec o ile samo granie mogloby byc znosne, bo Rubinowska produkcja daje po uszach, to jednak kontent wokalno liryczny jaki serwuje w tym wypadku Tom Araya jest czyms co chce sie jak najszybciej zapomniec, a ze brak tutaj jakis wylacznie instrumentalnych utworow, wiec na plejke nie ma nic do dodania, poza nadziejami na brak kolejnych wydan Slayerowych na liscie
1
May 26 2022
View Album
Rid Of Me
PJ Harvey
Kategoria powiedzenia wyspiarskie, z deszczu pod rynne, bo po Slayerowym picku nie sadzilem, ze cos jeszcze w tym tygodniu bedzie sola na rane, a jednak wylosowalo kolejny album od pani PJ Harvey, Rid Of Me, ktory jest jej drugim studyjnym krazkiem z 93, ktory jest follow upem do goraco przyjetego Dry, ktory juz pojawil sie wczesniej na liscie, tak w ogole jest to czwarta pozycja od tej pani, wiec juz nie tyle sama muzyka, co znudzenie nia wywoluje w czlowieku negatywnce uczucia, bo w przeciwienstwie do let england shake brakuje tutaj ciekawego grania wychodzacego poza standardy artystycznego indyjskiego rokowania, a za to jest klasyczne trio z Dry, wiec gitara, bas i drumy, do tego dodatkowe instrumentowanie od pani Harvey w postaci organow czy smyczkow, ktore slychac przede wszystkim na man-sizowym sextecie, ktory wyroznia sie tym, ze nie harczy jak wiekszosc materialu z tej plyty, ktory brzmi wrecz piwnicznie przez te przesterowane gitary i gleboki basior, co do strony lirycznej to nadal slychac podobne motywy co na Ridzie, wiec nadal zagubiona i nadal zla mloda dama ktora wyrzuca swe wnetrze jako kontent swych utworow, do tego dochodzi jeszcze zbrodnia na coverze dylanowskiego highwaya i tak zamyka sie prawie 50 minutowy odsluch, niby 1001 albumow na liscie, ale jakims dziwnym trafem znajdzie sie miejsce na polowe dyskografii lokalnych artystow wyspiarskich
1
May 27 2022
View Album
In Rainbows
Radiohead
Nawet nie wiem jak oceniac cos takiego wystawiajac wczoraj jedynke dla pani PJ, bo kolejny numer od Radioheada In Rainbowns wyznacza nowe poziomy mialkosci muzyki rokowej, przez bite 42 minuty materialu nie moglem uslyszec niczego co by zwrocilo na siebie uwage, a sluchalem muzyki prawdziwie windowej, bo jest tak elektronicznie jak tylko sie da, ale to ten najgorszy rodzaj muzyki elektronicznej probojacy brzmiec jak analogowe odpowiedniki instrumentalne, wiec jak dla mnie muzycznie nie ma nic, lirycznie jest depresyjnie na popowo, a to wszystko z tragikomicznymi wokalami, kolejny raz potwierdzaja sie memy mowiace o fanach radioheada, a nie byl to pierwszy badz z pewnoscia ostatni krazek tej bandy na liscie, bo tak duzej popowej bandy z wysp trzeba na liscie upchnac przynajmniej z polowe dyskografii, wiec mentalnie sie szykuje na dalsze boje, bo pewnie in dalej w las tym bardziej popowo to bedzie brzmiec, bo jest to zaledwie 7 album z ich 9 plytowej dyskografii, a rocznikowo jest to 2k07, co tez daje do myslenia, bo sam zespol pierwsza plyte wydal w 97, wiec troche czasu to jest
1
May 28 2022
View Album
S&M
Metallica
Pozytywne zaskoczenie tego tygodnia, czyli Metallica o nowym obliczu, jak sam tytul i okladka wskazuja bardziej klasycznym, bo tytul S&M jest skrotem od Symphony and Metallica, ktory jest livowym albumem nagranym w Berkeley Community Theatre z roku 99, wiec przypada na czasy juz po reloadowe, wiec jeszcze nie zdziadzieli a potezna dyskorafia pozwala na tworzenie wystepow ponad dwoch godzinnych, jak w tym przypadku, ale co jest niezwykle w tym nagraniu, to fakt colaba z orkiestra San Francisco Symphony pod przewodnictwem Michaela Kamena, cale nagranie zostalo zapisane nie tylko w postaci tej plyty, ale rowniez na wideo, ktore mialo pozniej swoja kinowa premiere, bo co jak co ale o takich rzeczach nie czesto sie slyszy, najbardziej przychodzi mi na mysl skojarzenie z evangelionowym koncertem gdzie bylo rapowanie pod orkiestre symfoniczna, ale to nagranie ponad dwu godzinnego materialu to calkiem inny kaliber przedsiewziecia, wiekszosc plyty to klasyczne traki zespolu, dwa z nich to calkowicie instrumentalny opening, The Ecstasy of Gold z dobrego, zlego i brzydkiego i The Call of Ktulu z ride the lightning, a wsrod 21 utworow znalazlo sie miejsce na dwie orginalne kompozycje No Leaf Clover i – Human, ale sluchajac tego nagrania pierwszy raz czuje sie jakbym wczesniej nie slyszal zadnego z tych kawalkow, ten blend metalowego targania po gitarach z orkiestra ktora wspiera zespol tworzy cos nadajacego dodatkowy wymiar ich graniu, ktore przypomina teraz muzyke mocno soundtrackowa, ktora kojarzy mi sie z starymi hinskimi bajkami w stylu piesci gwiazd polnocy, czy old skulowych bijatyk, nie dziwie sie wiec, ze az tyle odniesien nie tylko muzycznych, ale i bardziej stylistyczno ester eggowych jest pochowanych w guilty gearze, jesli chodzi o Metallice, wiec tym razem odsluch epicko dlugi, bo granie rowniez prawdziwie epickie, ale calosc odsluchana w jednym posiedzeniu, czy moze raczej polezeniu, jedyne do czego mozna sie przyczepic to jakosc tego nagrania, bo pomimo tego, ze czuc widownie i energie jaka byla podczas koncertu, to scena wydaje sie mocno scisnieta, ale nie mam pojecia jak musialo wygladac nagrywanie tak poteznej orkiestry, ktora jest jedynie banda wspomagajaca gwiazd nagrania, dlatego wiec orkiestra zawsze jest slyszana zza sceny w pewnym oddaleniu, a na pierwszym tle gitary i wokal, tak czy inaczej doswiadczenie jedyne w swoim rodzaju i z pewnoscia najlepszy material jaki slyszalem od tego zespolu na liscie, na plejke raczej nic nie bede wrzucal, ale zastanawiam sie nad stworzeniem kolekcji livowych albumow na spotifaju, bo jednak troche sie ich zbiera, a nie dodajac trakow na zwykla plejke gdzies sie pewnie straca z biegiem czasu
4
May 29 2022
View Album
Me Against The World
2Pac
Pierwszy 2Pac przed polowa listy, Me Against the World jest jego trzecim studyjnym albumem z 95, gdzie wystepuje juz jako znana persona z wytatuowanym thug life na piersiach, wiec nic dziwnego w tytule krazka, ktory porusza przede wszystkim motywy biednego zycia, wychodzenia z biedy i zawisci jaka potrafi ono zrodzic wsrod ludzi z ktorymi sie wychodzilo, bo tytulowy swiat mozna odbierac na wielu poziomach, najbardziej oczywistym sa beefy, ktorych nie brakowalo w tamtych czasach, kolejnym zawisc kogos komu sie gorzej powodzi, czy tez czarny czlowiek przeciwko bialemu systemowi, czy szolbiznesowi, narracje buduje trak na intro, ktory jest paczworkiem njusow o 2Pacu podczas pierwszej dramy strzelaninowej, wiec nie dziwia traki o byciu gotowym na wszystko, bandyckich wybrykach, czy grindowaniu, ale jak to bywa lobuz kocha najmocniej, wiec nie brakuje takze kawalkow skierowanych do wszystkich pieknych pan, nie koniecznie wolnych, ale wystarczy ze pieknych, ale rowniez do matek, bo dear mama jest chyba najbardziej osluchanym trakiem tej plyty, ktora nie zrodzila tylu bangrow co all eyez on me czy nagranie makaveliowe, bo tak jak zreszta cala tupakowa dyskografia plyta jest mocno nierowna, zwlaszcza pod wzgledem serwowanych beatow, prawie kazdy utwor jest wyprodukowany przez kogos innego, a wcale nie czuc tutaj jakiejs mega unikalnosci tych kawalkow, bo przewazaja g funkowe brzmienia z soulowymi wstawkami, ktore czesto slychac na horusach, jak chocby na tytulowym traku, ktory jest ma samplowana pania Minnie Riperton, wiec jakosc sluchanego utworu jest w wiekszosci zalezna od tego kto siedzial na produkcji, bo jesli chodzi o to co lirycznie prezentuje tutaj Pac, to zdecydowanie bardziej wole jego sposob opowiadania historii i kreacji swojej postaci niz wymyslne rymowanki i lamanki od notorycznego duzego, ktory juz wczesniej pojawil sie na liscie, a to dosc kontrowersyjna opinia wsrod wspolczensnych hip hopowych glow, prostota i charyzma Paca wygrywaja jak dla mnie porownojac tych dwoch artystow, tworzacych dla tego samego targetu, w tym samym czasie, a brzmiacych tak odmiennie, na plejke dodam wspomniane wczesniej top trzy, a cala plyta to tez takie mocne trzy, bo nie jest to plyta dobra, ale zla rowniez ona nie jest, mozna powiedziec, ze jest taka srednia, ale z momentami
3
May 30 2022
View Album
Siembra
Willie Colón & Rubén Blades
Klasyczna salsa jest klasyczna
3
May 31 2022
View Album
If You're Feeling Sinister
Belle & Sebastian
To chyba dobry czas na przerwe, bo kolejny jakosciowy pick, a jakos nie jestem w stanie wykrzesac nic na jego temat, if you're feeling sinister jest drugim albumem w dyskografii szkockiej bandy Belle and Sebastian z 1996, wiki okresla plyte jako indyjski pop, ale wydaje mi sie bardziej adekwatne okreslenie indyjskiego rokowania w tym przypadku, bo jesli wokale sa dosc popowe, to jednak kontent liryczny jest zbyt ambitny jak na muzyke popularna, tak samo ma sie sprawa aranzacji instrumentalnych ktore mozna osluchac na tym albumie, ciekawe blendy grania akustycznego i elektryka, podane w ciekawych proporcjach, co najlepiej slychac na like dylan in the movies, swietne wymiany pomiedzy gitara elektryczna a akustyczna, z dodatkiem smyczkow i klawiszy, zwienczone dzwiekami cymbalkowymi, a to wszystko na dynamicznym cztero minutowym traku, wiec jednak zamykajacym sie w standardzie popowym, bande tworzylo w czasie nagrania 8 osob, glownym wokalem i teksciarzem byl pan Stuart Murdoch, ktory klika rowniez w klawisze i szarpie gitarke, mam dziwne uczucie, ze jest to praca jednej osoby, az tak charyzmatycznie i imtymnie brzmia niektore z tekstow, wiec moze to jeden z pozytywnych dyktatorow bandowych, dodatkowo obdazony glosem zblizonym do Nicka Drake, nie wiem to z powodu barwy, czy tez same teksty jakos niosa w sobie odrobine glebokiego smutku ktore sa tak tozsame z Drakiem, ale jednak nie penetrujace tak gleboko, co do plejkowych pickow, to dodam openingowego the stars of the track & field i najbardziej osluchany utwor z tego 41 minutowego materialu wedlug spotifaja, czyli get me away from here, im dying, nadal nie jestem przekonany do tagu popowego ktory przylegl do tego albumu, ale slucha sie go jednoczesnie latwo, ale zaden z 10 trakow nie wydaje sie byc tutaj wcisniety na sile, a plyta potrafi zaskoczyc z piosenki na piosenke, wiec dobra odmiana od salsowatych rytmow dnia wczorajszego i idealny pick na wieczor w nowej celi, przez co pewnie na dluzej zapadnie mi calosc w pamiec
4
Jun 01 2022
View Album
This Is Fats Domino
Fats Domino
Chyba jeden z starszych pickow na liscie, bo This Is Fats Domino to krazek z 1956, a same nagrania pochodza nawet z 51, bo jak przystalo na poczatku muzyki rozrywkowej nagrywanie plyt nie bylo jeszcze priorytetem, a jedynie dodatkiem do wystepow na zywo, bo sam pan Fats Domino juz wtedy byl gruba ryba muzyki rozywkowej i sceny rock n rolla, a to dopiero trzeci album w jego dyskografii, na 27 minutach podzielonych na 12 trakow, jak przystalo na muzyke rozrywkowa praktycznie dwuminutowych raczej prostych kompozycji, ktore w wiekszosci sa autorskimi numerami pana Domino i Dava Bartholomewa, ktory byl producentem albumu, a zarazem kompozytorem, ktory mial do wykorzystania klawisze na ktorych gral pan Fats, do tego dwie gitary elektrykowe, basiory, drumy i trio saks tta, samo nagranie jest dosc podziemne w dzisiejszych czasach, bo ani na spotifaju, ani na jutubie go nie widac, wiec z odsiecza przyszedl po raz kolejny soulseek, gdzie wyczilem flacowa wersje ktora brzmi tak obskurnie, az czlowiek ma wrazenie , ze slucha czegos z gramofonu, taka jakosc nagrania, ale pomimo tego jest to dosc przyjemny odsluch ze wzgledu na wyjatkowo cieply glos, nawet jesli teksty i melodie wydaja sie raczej banalami, to jednak ten vibe kojarzacy sie z new vegasem i kasynowymi zabawami sprawia radosc, bez pickow plejkowych tym razem
2
Jun 02 2022
View Album
Strangeways, Here We Come
The Smiths
To sie nazywa dobry pick na polowe listy, ostatni studyjny krazek od The smiths z 87, wiec cos sie konczy cos zaczyna, bo gdyby nie eksperymenty tej plyty, to pan Morrissey tak odwaznie nie wkroczylby w solowa tworczosc, bo Strangeways, Here We Come jak go teraz slucham wydaje sie byc poligonem na ktorym bylo testowane jak bardzo mozna dac sie poniesc rokowemu brzmieniu, a jednoczesnie nie stracic brandowego feelingu junglowego popu, ktore bylo jedna z najabardziej charakterystycznych, no moze poza ego pan spiewaka, ktore kupilo wielu sluchaczy, w tym rowniez mnie, elementow muzyki zespolu, a na tych 36 minutach mniej jest typowego syntezatorowego i catchowego grania na rzecz harmonijek, harpow czy wymyslnych cymbalow zwanych marimbami, jest to tez jedyny krazek na ktorym sam pan Morrissey cos gra instrumentalnie, sa to klawisze na death of the disco dancer, ktore raczej hajlajtem plyty czy nawet utworu nie sa, 36 minut podzielone na 10 trakow, ale nie sa to typowo 3,5 miniutowe utwory, bo zdarzaja sie nawet 5 minutowe traki ktore wpisuja sie w eksperymenty w poszukiwaniu swiezego stylu, a krotsze piosenki, jak jeden z szlagierow nagrania czyli girlfriend in a coma bardziej przypominaja material z the queen is dead, comowy song to jeden z najbardziej memicznych utworow bandy jesli zestawi sie go z ewangelionowa scena szpitalna, wiec kolejny raz slucham plyty i tak jak w reszcie dyskografii tego skarbu brytyjskiej muzyki rozrywkowej moge sie osluchwiac bez konca, ile w tym wspomnien i doomerskiego weltschmerza, ktory tak potrafia obudzic w czlowieku, a ile naprawde dobrej muzyki ktora laczy w sobie potezne ego wokalisty i solidna robote bandy ktora mu na to pozwalala, zwlaszcza pana Marra, ktory byl rownie wazna osoba dowodzaca ktora miala najwiekszy wplyw na to jak muzycznie kierowal sie zespol, na plejke leci wspomniana dziewczyna w swipaczce i i started something i couldnt finish, ktora ma jeden z bardziej bangierowych openingow jakie mozna uslyszec na plycie
4
Jun 03 2022
View Album
Ctrl
SZA
Jakosciowy material na 500 pick to tak wrzucilo traszowy filler na 501, bo wylosowalo Ctrl od SZA z roczniak 2017, ktory jest niczym innym niz popowym spiewaniem przez czarna artystke do produkcji modnych producentow, bo mozna wyroznic pieciu producentow plyty ktorzy mieli wplyw na brzmienie plyty poa jak tylko sie da popowymi wokalami artystki zwanej SZA, ktora kojarze z jakis mtv czy innych popularnych chartow muzycznych, ale o samej nic nie wiem poza tym, ze jest to artyyska z typu ma wygladac i sie sprzedac na albumie czy wystpie, a nie niesc w sobie nic nowego lub odkrywczego, bo 49 minut SZA r&b czy eno soula naszpikowane feaczurami niczim nie zaskoczylo nie zrobilo momentu w ktorym czlek chcialy zreplejowac to co akurat bylo grane, niestety nie bylo takich momentow, wiec ocena jak najbardziej zasluzona jako filer listowy, bo nie wiem jak inaczej nazwac album tego typu, zadny kawalek nie zapda w pamiec na dluzej niz przesluchanie kolejnego, ale co sie spodziewac po albumie z ktorego 1/3 byla wypuszczona w postaci singli przed wydaniem krazka, jak dla mnie takie granie muzyki to cos dziwnego, robionego jedynie dla dolara, bo nie wiem jak mozna inaczej wypluc z siebie takie zestawienie trakow, w ktorych faczury robia najwieksza robote, wiec na plejke nie idzie nic, a caly krazek nie powinien sie znalezc nawet w poblizu listy 1001 albumow do przesluchania przed zgonem, bo poziom granej muzyki jest tutaj ponizej standardow listowych, ale wiadomo album nowy artystki o dziwnym pseudonimie i o egzotycznej karnacji puszczanej w radio, wiec wsystko sie zgadza zeby doac na liste, nie umiem sie doszukac pozytywow tych 50 minut ktore tutaj zmarnowalem, a wiem ze niestety nie jest to ostatnie spotkanie z wspoczesnymi okolo rapowymi albumami, bo jednak r&b czesto jest podciagane pod rapowanie, co jest jak najbardziej na miejscu przez styl w jakim wyrzuca swoja bezznaczeniowa liryke pani SZA
1
Jun 04 2022
View Album
The Velvet Underground & Nico
The Velvet Underground
Jestem niemal pewny, ze juz pisalem o tym krazku, ale lista jakos go nie pokazuje wczesniej, co jest dziwne, bo dawno nie mialem tak nie tylko osluchanego materialu, ale rowniez z wyrobiona opinia na jego temat, nie kojarze takze zadnej dyskusji w ktorej moglbym sobie wyrobic tak silnie odcisniete na pamieci osady i ciekawostki, tak czy inaczej, jesli zadanie domowe po przesluchaniu picku zrobilo sie samo, to nie ma sie co tutaj kolejny raz produkowac
5
Jun 05 2022
View Album
Moondance
Van Morrison
Drugi pick na liscie od tego pana i drugi w jego dyskgorafii, wiec fajnie wypada porownanie obu tych krazkow, Astral Weeks pomimo tego, ze sluchany pod golym niebem w spiworze jednak jakos utkwil w glowie, ale Moondance jest zdecydowanie bardziej popowa twarza pana Van Morrisona, w kat poszly proste mocno spontaniczne jazzowe kompozycje, na rzecz ulozonego grania przypominajacego bluesowego rocka przez mocne naduzywanie instrumentow dentych, wiec sekcja hornowa i basiorze daja po uszach, o ile jeszcze na pierwszym albumie dalo sie wyczuc wyspiarskie pochodzenie pana Morrisona, tak na tym albumie brzmi jak prawdziwy spiewak nashvillowy, chociaz sam krazek nagrywany byl w nowym yorku, wiec hameryka, ale jednak nie mekka takiego grania, no ale okreslanie tej plyty jako irish folk przez wiki jest chyba ogronym naciagnieciem faktow, bo gdoybym nie slyszal pierwszej plyty, to nawet do glowy by mi nie przyszlo, ze moze to byc material wyspiarza, na co tez ma wplyw fakt, ze wszystkie backujace wokale sa spiewane przez czarne artystki, co jeszcze bardziej nadaje utworom tej amerykanskiej autentycznosci, 38 minut dopieszczonego materialu, ktory jest o wiele bardziej przystepny dla sluchacza, ale jednak nie zanudza, bo lirycznie Morrison przemyca wartosci uniwersalne, czyli milosc do otaczajacego swiata w troche stonersko mistycznych klimatach, patrzac nawet na sama trakliste, ale nie brakuje tu takze klasycznej milosci do drugiego czleka, czy siebie samego, wiec mocno pozytywne wajby mozna zlapac po przesluchaniu, wiec drugie podejscie do pana Van Morrisona nawet przyjemniejsze niz pierwsze i z pewnoscia bardziej wygodnickie, bo jednak inaczej slucha sie w deszczu, a ogladajac deszcz za oknem, na plejke leci openingowy and it stoned me i into the mystic
3
Jun 06 2022
View Album
Chemtrails Over The Country Club
Lana Del Rey
Jestem zaniepokojony iloscia nowozytnych pickow ostatnio, bo o istnieniu tej plyty nie mialem pojecia przed dniem dzisiejszym, bo nie ma w niej zbyt wielu radiowych czy telewizijnych hitow, albo szczesliwie ich unikalem, bo plyta ma ledwie ponad rok, bo marzec 2k21, ale nie zmienia to faktu, ze juz przed odsluchem mialem wizje katuszy, a 45 minut i 11 trakow pozniej jestem w stanie stwierdzic, ze byly to prorocze wizje, bo pani Lana Del Rey, przez prawie dekade nie zmienila sie nic a nic, nadal tworzy muzyke idealna pod swoja wykreowana persone smutnej kobiety, ktora wypelnila pustke wielu nastoletnich serc wczesnych lat 2k1x, bo kto nie jak pani Lana, czy raczej Elizabeth Woolridge Grant stworzyla kariere na nostalgii polaczonej z motywem slabej i smutnej kobiety, wiec dobre polaczenie dla kupienia serc nastoletnich dziewczyn, ktore podchodzac do swiata w idealistyczny sposob ciagna jak do miodu w historie nieszczescia i samobojczej milosci, ktore nie jestem w sobie wyobrazic jak, ale od 10 lat i 7 albumow potrafi ona nadal sprzedawac, ale z pozytywnych zaskoczen, to mniej tutaj tej szopkowej powagii barokowych kompozycji porzuconych na rzecz bardziej folkowych, czy americanowych brzmien, ktore sa zasluga pana Jacka Antonoffa, ktory wyprodukowal jej trzy ostatnie albumy, a takze udziela sie na nich instrumentalnie, a ja kojarze go z materialu Arizona Baby od pana Abstracta, zmienily sie instrumentale, ale rowniez wokalnie brzmi to jakos mniej forsowanie, nadal czuc wyraznie persone smutnej pani, ale nie juz z takiej wysokosci, co nie boli az tak w uszy jak na kawalkach z ktorych glownie kojarzylem artystke, wiec pierwszy album z jakze bogatej dyskografii wysluchany, zawiera on najlepsze co od niej slyszalem, ale nadal jest to mocne 2/10, co w przeliczeniu na gwiazdki daje jedynke, ale jednak nie tak tragiczna jak pewnie bym dal born to die, dziwne jest to jak artystka potrafi zamknac sie przez prawie dekade w jednej personie i odcinac tylko kupony, bo Lana Del Rey zawsze bedzie dla mnie jedna z najbardziej farbowanych artystek, od ktorej sztucznosc sztuki az bije w oczy, popelnilem kardynalny blad i zguglowalem reddita fangejowatego del rey zeby wybadac jak to wyglada z pisaniem liryki u niej, bo jedynie bylem swiadkiem kamieniowania niewiernego
1
Jun 07 2022
View Album
Daydream Nation
Sonic Youth
Drugi raz na liscie material od Sonic Youth, kolejny ktory slucham pierwszy raz, wiec bez uprzedzen i oczekiwan, Daydream Nation z 88 jest piatym studyjnym krazkiem bandy, tym razem jest to o wiele potezniejsze wydanie niz EVOL, bo jest podwojny album z 70 minutowym longplejem, co go zdecydowanie odroznia od szybkiego i chaotycznego pierwszego picka jest budowanie albumu wokol jakiejs mysli przewodniem, ktora jak dla mnie zdradza sie w nawiazaniach do neuromancera, wiec tak jak w ksiazce znajdzie sie miejsce na eskejpizm w inne swiaty, czy to komputrowe, czy narkotykowe, odrzucenia nie tylko zawodow milosnych, ale takze zawodow na plaszczyznie socjalnej, wiec jako fan sci fi czulem sie jak ryba w wodzie podczas tych 70 minut wedrowki po brudnym swiecie przyszlosci, ciekawe czy cos z tego krazka znalazlo sie na OST cyberpunka, bo jesli gierka bylaby tak dobra jak miala byc z zapowiedzi, to widze tutaj kilka solidnych pozycji ktore mozna by bylo przemycic, a ta cala fantastyka podana nadal w dosc punkowej formie, ktora jednak przechodzi juz w indyjskie czy alternatywne rokowanie lat 90, ale nie boi sie jednak eksperymentowac z halasami gitarowymi, bo mocno przesterowane dzwieki sa tym co wyrozniaja instrumentalnie album, a nie brakuje miejsca do ich prezentowania, bo samo nagrywanie mialo forme mocno jamujaca, wiec zdarzaja sie kawalki w ktorych 5 minut z 7 bedzie czysto instrumentalna, ale nadal swietnie budujaca klimat, ktory narzucaja wokalnie, bo jesli chodzi o spiew to glownymi wokalami nadal sa pan Moore i pani Gordon, ale kazdy czlonek jest zlistowany jako lirycysta, nadal o wiele bardziej przypadaja mi meskie wokale na takich nagraniach, ale slychac mocny progress w zenskim wokalu, nie jest to juz takie wycie jak na EVOLU, no moze poza zamykajacym eliminatorem, na ktorym dziki wokal pelen zabojczego erotyzmu eksploduje zamykajac plyte, ktora sluchala sie wyjatkowo dobrze, czy to tylko zasluga dobrych wpomnien po neuromancerze, czy jednak jest to az tak skladna calosc, na plejke dodam openingowego teen age riot i pierwsza czesc trojutworowego endingu krazka, czyli the wonder, dwa pierwsze traki idealnie sie lacza i sa spiewane przez Moora, a wspomniany eliminator eliminuje ten efekt
3
Jun 08 2022
View Album
Deloused in the Comatorium
The Mars Volta
Pierwszy raz slysze o bandzie, a to progresywne rokowanie z 2k03 i to dodatkowo z influencjami ameryki lacinskiej patrzac na czlonkow, nazwy trakow, czy wsluchujac sie w granie zespolu, Deloused in the Comatorium jest debiutanckim krazkiem bandy The Mars Volta, na ktorej czele stoja wokalista i teksciarz Cedric Bixler-Zavala i Omar Rodríguez-López odpowiedzialny za kompozycje instrumentalne, z dodatkowych postaci ktore kojarze w skladzie przewija sie basista z RHCP, Flea, pomimo tego, ze krazek jest konceptowym albumem nie wciaga lirycznie i nie potrafi zbudowac porywajacej opowiesci, na co pewnie ma tez wplyw to w jaki sposob jest ona przedstawiona, bo historia czleka spiaczkujacego po przedawkowaniu jest wrecz momentami wykrzyczana zamiast spiewana i bardziej przypomina to wokalnie rocka stadionowego nowej daty, wykorzystujacego efekciarskie efekty na przestery wokalowe, nie wiem czemu ale jednoczesnie nie potrafie zrozumiec o czym jest spiewane, a takze w pelni skupic sie na instrumentalach, ktore sa mocniejsza strona 60 minutowego materialu, zwlaszcza jesli chodzi o pare gitara + bas i wolniejsze momenty gdzie slychac gitary przesterowane do granic mozliwosci dodatkowo echujace w polaczeniu z bebnieniem recznym, buduje to magiczna atmosfere jak w endingu czy openingu traku televators, na plejke dodam Inertiatic ESP, ktory jest najlepszym streszczeniem tego co jest grane na plycie
2
Jun 09 2022
View Album
Surfer Rosa
Pixies
To chyba koniec trylogii Pixiesowej, bo przyszla pora na surfer rose, ktory byl ich debiutanckim studyjnym wydaniem z 88, kompaktowe wydanie 34 minutowe przepakowane 13 trakami, tak nieskladnych jak tylko moze byc debiut artystycznego punkowania, momenty instrumentalne, z mocnym akcentem na przestery gitarowe momenty giberiszu, bo pan Black nie jest tutaj jeszcze nawet blisko swojego peaku jako teksciarz, momenty kiepskich wokali, nie tylko przez o duzo zbyt duzo pani Kim na wokalu, ale i leadujacy glos okreslic jako niestabilny belkot momentami nie jest przesada, bo jednak najbardziej bola mnie chorkowe wokale, gdy oba te glosy sie zderzaja tworzac cos unikalnie niesluchalnego, czego najlepszym przykladem bedzie river euphrates, ale tak czy inaczej znajdzie sie kilka trakow wartych osluchania na tym albumie, przede wszystkim kultowy where is my mind, znany chocby z trainspotting, gdzie swietnie pasuje do opowiesci, pixiesy chyba sa jedna z nielicznych grup gdzie kazdy album slucha sie zupelnie inaczej, co odzwierciedla nie tylko ilosc gwiazdkowa, ale tego ile sie pamieta z danej plyty, bo poza tym ze jest to ich debiut studyjny i stad pochodzi where is my mind raczej niewiele wiecej zostanie mi po tym odsluchu
2
Jun 10 2022
View Album
1999
Prince
Kolejna trzeci pick na liscie, tym razem w postaci 1999, ktory jest piatym studyjnym krazkiem w dyskografii Princa, plyta z roku 82 poprzedza chronologicznie purple rain, nie slyszalem wczesniej chyba niczego poza tytulowym trakiem i kultowego bawienia sie jak to jest 1999, ale nadal jest to muzyka znana z poprzednich pickow, wiec w calosci nagrywana przez jedna osobe, wyprodukowana, wymasterowana i przemyslana w okreslonym celu, wydaje mi sie, ze mniej tutaj socjalno humanitarnych tresci, a wiecej tego mocno typowego dla czarnego funka czy r&b sexualnego healowania, bo jednak prince to persona, ktora w latach 80 musiala lamac nie tylko serca, ale i plecy wielu kobiet, a dzisiaj jak czlowiek obejrzy jakiegos widelo promujace ten album, to na ustach pojawia sie raczej usmiech politowania, wiec nie zestarzalo sie to zbyt dobrze w moich uszach, ale tak jak w przypadku poprzednich albumow slucha sie tego relaksujaco i 70 minut mozna wciagnac na jednym posiedzeniu, dodatkowa frajda jest odkrywanie gdzie co jak zostalo wykorzystane, bo tak jak na poprzednich pickach sporo mozna uslyszec sampli wykorzystywanych w latach 90, chocby w zachodnio wybrzezowym g funku, na plejke leci otwierajacy trak tytulowy 1999, a to pewnie nie jest ostatnie spotanie z Princem na tej liscie
3
Jun 11 2022
View Album
Gorillaz
Gorillaz
Gorillaz by Gorillaz to w mojej biblioteczce jeden z tych albumow osluchanych do bolu, a nadal sprawiajacych taka frajde jak za pierwszym razem, jest to pierwszy pick wirtualnej bandy na liscie i pewnie nie ostatni, bo jednak jest to pewien unikalny fenomen wsrod zachodniej muzyki rozrywkowej to wlasnie Gorillaz, ktore jest projektem pana Damona Albarna, ktory pojawil sie juz na liscie przy Blurowych pickach i Jamiego Hewletta, ktory odpowiada w tym wypadku glownie za strone wizualna zespolu, bo jednak wirtualny zespol trzeba wykreowac, bo to wlasnie postacie jakie ten projekt stworzyl sa jedna z mocnych stron wciagajacych sluchacza, gorillazy maja swoje wlasne uniwersum z poteznym lore, ktore czesto i gesto plata sie z wydarzeniami swiata rzeczywistego, zwlaszcza w ostatniej fazie przez jaka przechodzi grupa, bo gorillazy trzeba nazwac banda, pod pod kazda z postaci kryje sie artysta i jego wlasny instrument, wiec czterech czlonkow za ktorymi kryje sie x muzykow, bo jednak jest to album mocno kolabowy, gdzie pan Damon jest glownym wokalista i lirykiem, ale jednak produkcja zostala dzielona z nikim innym jak Danem Automatorem, ktory w zamierzchlych latach, bo rok wydania tej plyty to 2k01, nie byl jeszcze tak uznanym producentem jak jest teraz, ale juz wtedy mial w dyskografii kilka ciekawych projektow jak so hows your girl z handsome boy modeling school, czy deltron 3030, czyli duet z delem, ktorego przemycil takze na Gorillazowy projekt, bo pomimo calej swojej eksperymentalnosci jak dla mnie jest to material na ktorym artysta rokowy stara sie dostosowac do standardow hip hopowych co daje ciekawe efekty, polaczenie popowo catchowatych hookow z tekstami o kilka tonow ciezszymi jak przystalo na rokowanie, a to wszystko na bitach elektronicznie lofikowych, bo ten album jest tez dobrym przykladem produkcji domowej, tak dobrze znanej nawet z mainstreamowych krazkow rapowych, jak chcoby wutangowe produkcje od RZA, tak tutaj domowe brzmienie nadaje albumowi pewnego ciepla i bliskosci do ktorej chetnie sie wraca, a jest do czego, bo blisko godzinna plyta jest tak roznorodna jak tylko moze byc material, ktory mial byc wielkim eksperymentem, ktory pokazal po raz kolejny, ze pan Damon potrafi w muzyke i nawet jak chce zrobic cos niemainstreamowego i zaprzeczajacego wczesniejszej filozofii jaka sie kierowal i tak zrobi z tego cos kultowego, bo taka wlasnie jest dla mnie ta plyta, nie bedzie pewnie niczym dziwnym, jesli ulubionymi kawalkami z tego materialu beda te ficzurujace Dela, czyli Clint Eastwood i Rock the House, ale nie jestem tutaj sam, bo oba te kawalki, a zwlaszcza Clintowy sa najbardziej granymi utworami plyty wedlug spotifaja, tak jak teraz slucham to strasznie uderza ile nowych sampli jestem w stanie wychwycic po tych podrozach w otchlanie listy, co jeszcze bardziej bardziej napelnia mnie podziwem dla pracy pana Automatora, bo robi on tutaj uzytek z tak szerokiego spekrum muzyki, ze az glowa boli, od Bo Diddleya, ktory nie tak dawno pojawil sie na liscie, przez omnichordy OM-300, po The Specials, wiec tak jak jestem hejterem dyskografii blurowej, tak jestem fangejem gorillazowej, a na plejke dodam Tommorow Comes Today i 19-2000, ktore pasuja na lofikowa liste, bo kawalki Delowe juz wczesniej mialem na rapowej, chociaz caly krazek leci do biblioteczki spotifajowej, bo jednak jest to plyta jedyna w swoim rodzaju, bo przeciez perwszy zachodni zespol wirtualny, jesli nie liczyc band ktore spiewaly w bajeczkach, jak wiki wspomina o wiewiorkach alwina lub bardziej na wschodzie o macrossie i wystepujacych tam spiewaczo wojownikach, z ktorymi wypadaloby sie kiedys zapoznac
4
Jun 12 2022
View Album
Bone Machine
Tom Waits
Szpile w glowie czesc pierwsza
4
Jun 13 2022
View Album
Amnesiac
Radiohead
Szpile w glowie czesc druga
1
Jun 14 2022
View Album
Beauty And The Beat
The Go-Go's
Szpile w glowie czesc trzecia
1
Jun 15 2022
View Album
Exodus
Bob Marley & The Wailers
Szpile w glowie czesc czwarta
3
Jun 16 2022
View Album
Go Girl Crazy
The Dictators
Szpile w glowie czesc piata
2
Jun 17 2022
View Album
Songs In The Key Of Life
Stevie Wonder
Szpile w glowie czesc szosta
3
Jun 18 2022
View Album
Buffalo Springfield Again
Buffalo Springfield
Powrot do sluchawkowego sluchania, po prawie tygodniu iglowania, wypada kolejny material z panem Youngiem, ktory z pewnoscia jest jednym z najpopularniejszym artystow na liscie, biorac pod uwage materialy grane z roznymi bandami, ale Buffalo Springfield to nie sam Young, bo z znanych nazwisk w zespole gral takze Stephen Stills, ktory takze przewinal sie w dyskografii Youngowej, O ile debiutancki material Springfieldowy troche wczesniej osluchalem, tak Buffalo Springfield Again jest dla mnie swiezym odsluchem, a jest to drugi studyjny krazek zespolu, ktory nie wytrzymal proby czasu i w dosc krotkim czasie czlonkowie sie rozeszli kazdy w swoja strone, ale i tak w ciagu tego krotkiego czasu, bo zalezenie zespolu to 66, ta plyta jest z 67, a w 68 juz disband, ale jednak i tak mieli znaczny wplyw na ksztaltowanie sie folkowego rocka czy nawet czegos bardziej hardego, bo jak dla mnie to wlasnie elektryczne gitary wspomnianego wczesniej duetu sa czyms co najbardziej przyciaga ucho na tej plycie, chociaz robote robi takze brzmienie rytmicznej gitary rytmicznej prawdopodobnie od Richiego Furaya, chociaz ciezko mowic z jakakolwiek pewnoscia kto jest creditowany, bo lista sesyjnych muzykow jest dosc spora, a dodatkowa istnieje lista, ktora mowi o ludziach ktory nie mieli creditow, a mogli sie znalezc na nagraniach, az tak chaotyczna to byla banda, a ten chaos slychac rowniez od strony lirycznej, nie ma tutaj jakis zbyt ambitnych tekstow, czy czegos co by zachecilo do dlubania w odszyfrowywanie ukrytych znaczen, raczej proste folkowe, dosc stereotypowe folkowe opowiesci ze wsi, chociaz wyjatkiem jest tutaj otwieray plyte mr soul, napisany i spiewany przez Younga utwor podejmuje temat slawy i chwaly, wiec dosc czesty motyw w jego tworczoci, ale nie sadzilem, ze juz w tak wczesnych latach kariery mial z nia az taki problem, dodatkowym aspektem tego kawalka jest to, ze mial byc pisany po doswiadczeniu z pogranicza zycia i smierci, co nadaje mu dodatkowej glebi, jak wszystko co wydobyte z tak poteznej studni jaka jest smierc, kolejnym smaczkiem ktory mozna wylapac jest stonesowy riff z satisfaction, tworzy tutaj prawdziwa gitarowa pajeczyne brzmienia, nie czesto sie zdarza slyszec najlepsze co ma plyta do zaoferowania w openingu, ale to jest wlasnie jedna z tych plyt, bo z tych 10 trakow na 34 minutach jest to zdecydowanie moj faworyt, jeszcze jednym trakiem wartym uwagi byly bluebird Stillsa, featurujacy najbardziej countrowe klimaty ze wzgledu na wykorzystanie banjo i akustyka, chociaz elektryka tez da sie uslyszec, bo sa to utwory bogate w brzmienie i roznorakie smaczki, ktore wylapac sie da dopiero po ktoryms odsluchu, wiec oba leca na plejke zeby do tych odsluchow moglo kiedys dojsc
3
Jun 19 2022
View Album
The Yes Album
Yes
Aj karamba, kolejny swietny gitarkowy material, tym razem w bardziej progresywnym wydaniu, bo jest to trzeci studyjny krazek od Yesow, zatytuowany prosto The Yes Album, nazwa moze wynikac chocby z tego, ze jest to pierwszy album na ktorym sa zawarte jedynie autorskie kompozycje bandy, ktora na wczesniejszych plytach mocno coverowala, a tutaj pokazala na co ja stac jako kompletny zespol, a chociaz to wydanie z 71 jest gdzies mocno w cieniu ich komercyjnego przebicia jakim bylo Fragile z tego samego roku, ktore juz bylo wczesniej na liscie, tak ten eponimicznie zatytulowany krazek jest zdecydowanie warty przesluchania, jak przystalo na progresywne granie traki sa sycaco grube, dwa z szesciu trakow plyty to skladance jeden dwuczesciowy, drugi natomiast trojkowy, ale nawet i utwory o bardziej monolitycznej strukturze to potezne epiki zamykajace sie w graniach 9 minut, do tego dodac dwa krotsze trzy minutowe kawalki i 41 minut pleja jest zapelnione, a jest on wypelniony rownie hipnotycznymi brzmieniami co wczesniejszy fragile, co sprawia, ze czlowiek nawet nie wie kiedy koncowka stuka w poczatek, o ile wklad pana Wakemana w dyskografie zespolu jest nieoceniony, to jednak ten material pozbawiony przepychu synthowych klawiszy ma w sobie cos wyjatkowo uroczego, bo wokalne harmoniowania sie nie zmienily, pozytywne wajby plynace z lirycznej strony plyty rowniez sa, wiecej akustycznosci na gitarkach, poczatki eksperymentowania z brzmieniem na poszczegolnych kanalach jest, ciekawie budowana scena potrafiaca zaskoczyc nie raz, Yes jako zespol wielu oblicz w zaleznosci od skladu, ktory jednak nie zawodzi, tak wlasnie jest rowniez w tym przypadku, hajlajtowymi trakami jak dla mnie byly i have seen all good people, ktorego pierwsza czesc to your move, ktory bierze typowe zyciowe strugle ludzi pragnacych pokoju i opisuje je na szachowa modle, nie czesto slyszy sie tak orginalne wykorzystanie gry planszowej, tutaj chyba jedynie wu tangi zrobily cos lepszego, kolejnym trakiem ktory leci na plejke bedzie rownie pozytywny i cieplutki perpetual change, ktory jest epickim endingiem tego wysmienitego albumu, ktory dodatkowo pomogl mi odszyfrowac pochodzenie jednego z najbardziej memicznych riffow gitarowych wsrod muzyki z hinskich bajek, chodzi mianowicie o openingowe riffy z openingu fragile, czyli roundabouta, ktory przeszedl juz do historii memologi jako oznaczenie dzwieku zwiastujacego niesamowite zakonczenie, a geneza tego riffa siega wlasnie tego albumu, a mianowicie studyjnej wersji utworu clap, ktory w tej wersji ma wlasnie ten epicki riff, ktory zostal tutaj przemycony w wersji rozszerzonej bogatszej o trzy alternatywne tejki, ktore jak widac maja w sobie cos wartego uwagi
4
Jun 20 2022
View Album
Electric Prunes
The Electric Prunes
Cos calkiem nowego na liscie, mila odmiana, debiutancki material bandy Electric Prunes, bandy z hameryki zachodniego wybrzeza, z LA, rocznik 67, wiec psychodeliczne rokowanie trwa w najlepsze, tutaj slychac jego garazowa wersje, chociaz dziwnie sie tego slucha, bo czuje sie jakby polowa trakow byla robiona ciekawie i z zangazowaniem instrumentalnym, a polowa wydaje sie byc filerowatymi zapychaczami, a jest to zaledwie pol godzinny krazek, na ktorym zmiescilo sie az 12 trakow, wiec polowanie na hitowe single jak nic, bo w koncu debiutancki material bandy, ktora ma dosc nietypowa strukture, bo pieciu czlonkow jest creditowanych wokalnie i instrumentalnie, ale liryka jest autorstwa duetu pan Annette Tucker i Nancie Mantz, ktore byly wprowadzone do prac nad albumem przez zaborczego producenta Davida Hassingera, ktory nie pozwolil zespolowi tworzyc tego co by chcieli grac i wydaje mi sie, ze slychac to dosc mocno, bo niektore traki maja w sobie to cos, jak openingowy i had too much to dream last night, ktory stal sie takze okresleniem calego albumu chocby na spotifaju, az tak znaczaco wyroznia sie na tle reszty materialu, ale znjadzie sie jeszcze pare trakow wartych uwagi, w tym oni czy sold to the highest bidder, wiec odsluch dziwny, bo z jednej strony pozytywne wibracje roznorodnosc, ale z drugiej wylewa sie mialkosc liryczna i prostota tego bogactwa instrumentalnego na wiekszej czesci plyty, nie zapowiada sie zeby rowniez dalsza dyskografia zespolu miala cos do zaoferowania, bo rowniez wyprodukowana przez tego samego pana, do 69 nagrali jeszcze cztery albumy, czy teraz moze raczej tak krotkie plyty zalicza sie do epkow, a potem disband, choc wydaje mi sie, ze juz w 68 orginalny lineup sie wykruszyl i sam pan producent robil muzyke pod szyldem prunesowym, wiec dosc ironiczna nazwa w tym wypadku, na plejke dodam wspomniany openingowy utwor i onie
3
Jun 21 2022
View Album
Rage Against The Machine
Rage Against The Machine
Znowu cos debiutanckiego, tym razem cos blizszego czarnemu graniu, bo jedna z najbardziej popularnych politycznie aktywnie niepoprawnych band muzyki popularnej, czyli Rage Against The Machine z swoim debiutanckim krazkiem z 92, dodatkowo wydanego dokladnie w dniu wyborow prezydenckich, czego to sie nie robi zeby pokazac o czym ma byc plyta sama data wydania, promocja sie udala, bo jest to ponadczasowy klasyk gatunku rap metalowego, dosc mlodego gatunku w tamtych czasach, zespol czteroosobowy dosc standardowo, gitarka, bas i drumy, no i wokal pana Zacka de la Rocha, ktory jest tym elementem z ktorym kojarzy sie caly zespol lub przynajmniej ten krazek, chociaz tutaj w pamiec zapada rowniez mocna okladka z calopaleniem w sajgonie, wiec jak najbardziej na temat na albumie utrzymany rowniez w tym aspekcie, bo przewrotowe tresci sa tutaj podane z wyjatkowo silnym przekonaniem, ktore jest chyba rzecza najbardziej przyciagajaca ucho sluchacza, czuc ze osoba krzyczaco rymujaca robi to z przekonaniem, instrumentale sa jedynie dla niej tlem na ktorym wyrzuca z siebie jad w strone prawej strony mocy, co do samych instrumentali, to najbardziej rzuca sie w oczy mocne haratanie w gitarke, nie tylko na najbardziej znanym hicie bandy czyli killing in the name of, ale na calej plycie jest ona wyjatkowo slyszalna, stoi za nia Tom Morello, bas operowany przez Timmiego C., drumy natomiast gra pan o polsko brzmiacym nazwisku Brad Wilk, liryka jest creditowana do calej bandy, tak samo jak i produkcja, w czym moze cos byc, bo przeciez jest to rewydanie demka wczesniejszego, na 52 minutach zmiescilo sie 10 utworow, wiec raczej dluzsze granie z licznymi momentami zmian tempa, czy zmian energii, bo w jednym momencie normalny wokal rymowany, dalej chantowanie przechodzace w wyjcowanie, wiec prawdziwa synteza rapu i metalu, material stary, ale jary, wiec dobrze przypomniec sobie takie klasyki, na plejke rokowa dodam settle for nothing now, jeden z raczej sleeperowych utworow krazka wedlug spotifaja, ale ciekawa w swojej prostocie linia melodyczna grana przez gitarke mnie tutaj wciagnela, rapowa plejka juz miala kiedys dodane killing in the name, wiec nic wiecej nie dodaje, z ideologicznymi teksami jest zazwyczaj tak, ze albo sie jest za nimi lub przeciwko, ale jakos nie potrafie sie az tak wciagnac do zadnego z obu szancow tej wojny
3
Jun 22 2022
View Album
Led Zeppelin IV
Led Zeppelin
Byl pierwszy, trzeci, to przyszla kolej rowniez na czwarty krazek, orginalnie beztytulowy, oznaczony jedynie symbolami, ale w katalogii dyskograficznej zaliczany do sagi zeppelinowej, wydany w 71, sklad jak na poprzednich albumach, z tym wyjatkiem, ze dwoch goscinnych artystow mozna uslyszec dodatkowo, wokalnie Sandy Denny na the battle of evermore i klawisze Iana Stewarta na rock and roll, 8 trakow na 42 minutach, ktore sa chyba najbardziej roznorodnymi 42 minutami w calej dyskografii zespolu, slychac tutaj zarowno stadionowe hymny jak wspomniany wczesniej rock & roll czy otwierajacy black dog, a zaraz calkowita zmiana brzmienia i przejscie w akustyczne prawie, ze folkowo fantastyczne opowiesci jak na bitwie o evermore, tylko po to zeby polaczyc oba te style grania, akustyk z elektrykiem na chyba najbardziej znanym utworze zespolu, wiec na stairway to heaven, ktory jest nie tylko wprawiajaca w zastanowienie ukladanka liryczna, ale swietnie pokazuje co zespol potrafi zagrac, bo nigdzie jak na tych 8 minutach nie prezentuja calego swojego fachlarza kunsztu muzycznego, na plycie znalazlo sie miejsce rowniez na jeden cover, ktory jest mocna reinterpretacja bluesowego klasyka when the levee breaks, dodatkowym faktem wplywajacym na to jak plyta brzmi jest fakt to jak byla nagrywana, bo byly to warunki wioskowe w mobilkowym studio stonesow, ktore mialy wplyw nie tylko na to jak technicznie pan Page kombinowal zeby to wszystko nagrywac, ale cala banda byla bardziej wciagnieta w tworzenie materialu, co najlepiej oddaje to jak Bonham w wywiadzie przyznal, ze na wiosce nawet nie bylo gdzie pic, zdecydowanie moj ulubiony krazek w dyskografii zeppelinow, jest w nim cos magicznego, nawet nie sam fakt dosc fantastycznych obrazow tworzonych lirycznie, ale cos jest w samym brzmieniu jednoczesnie surowo hardego, a z drugiej tak cieplego i przyjemnego dla ucha, na plejke nie dodaje nic wiecej, bo calosc jest w biblioteczce spotifajowej
5
Jun 23 2022
View Album
Berlin
Lou Reed
Kolejny Lou Reed na liscie w kolejnosci chronologicznej pojawia z Berlinem z 1973, ktory jest czyms atakujacym w sztuke wyzsza, wiec nie ma tutaj latwosci odsluchu jak u Transformera i zabiegow Bowiego jesli chodzi o produkcje, bo nagrywany byl w skladzie Lou na wokalach i gitarce, w tym wypadku na akustyku i poteznej ekipie muzykow sesyjnych, zaopatrzonych glownie w instrumenty srednio rokowe, wiec klawisze beda pianinowe czy organowe, trumpety, saksy, puzony, znajdzie sie jakis synth na traku lub dwoch i elektrykowe gitary, ale jednak plyta ma charakter mocno akustyczny, a odsluchem lekkim z pewnoscia nie jest, bo jest to cos na ksztalt rokowej opery, ktora jest dramatem pary ukochanych i znienawidzonych osob i ich dramatycznych walkach problemami, wszelakimi, bo od narktykow w naduzywanie przemocy, czy sutenerstwo po utrate dzieckow i samobojstwa, wiec zycia cud na 10 trakach i 49 minutach, jakos nie moglem sie wczuc w ten odsluch, czy moze on ma byc tak szorstki i odpychajacy, wokalnie pan Reed jest nie do poznania tutaj w porownaniu do Transformera czy czasow Velvetowego podziemia, malo jest tutaj spiewania i radosnego chorkowania, a wiecej prostej liryki rzucanej do akompaniamentu instrumentalnego, na plejke dodam traka men of good fortune, ktory jest niby banalny w swojej prostocie, ale tak jak cala plyta swietnie sie zestarzala pod wzgledem lirczym i w dalszym ciagu watki na niej poruszane sa aktualne, ale jednak nie jest to moj ulubiony krazek w dyskografii pana Reeda
3
Jun 24 2022
View Album
Another Green World
Brian Eno
Pan Eno na produkcji pog, Pan Eno na wlasnych albumach residentsleeper, tak najkrocej mozna strescic ten album, bo jest to kolejny eksperyment popowo elektroniczny od niego, ktory sie przewija przez lite, tym razem jest jego trzeci studyjny krazek z 75, tym razem mniej osob bierze udzial w nagranaich, wiec jest o wiele bardziej minimalistycznie, ale nadal rownie eksperymentalnie, wiec juz widac tutaj zaczatki do windowych melodyjek, nie ma co patrzec na creditsy, bo mozna tam znalezc takie kwiatki jak wezowe gitarki, czy niepewne pianinka, wiadomo eksperymentalny material, 14 utworow na 40 minutach daje pole do tych doswiadczen na muzyce, o ile instrumentalne kawalki sa jednoczesnie przystepne dla sluchacza, a nie usypiaja jak to bywa czasem w ambientach, tak wokalne utwory z Panem Eno sa czyms co tylko z duza odpornoscia na wyspiarskie akcenty, a moze nawet nie same akcenty, ale malo jest wokalistow brzmiacych tak nijako, na plejke lofikowa dodam sombre reptiles, z ktorego slychac fajny efekt echa na dalszej scenie, robiacej miejsce dla elektryka z przodu, jest to jeden z utworow zagranych w calosci przez pana Eno, a troche ich tutaj jest na tej plycie, na takich instrumentalach najlepiej slychac jego talent produkcyjny i kompozytorski
2
Jun 25 2022
View Album
Home Is Where The Music Is
Hugh Masekela
Soulowy jazz z 72, od postaci o ktorej wczesniej nie slyszalem, a jednak brzmiacej jak cos co dobrze znam, Hugh Masekela jest trebaczem z RPA, ktory jest okreslany ojcem poludniowoafrykanskiego jazzu, co nie dziwi patrzac na dziesiatki albumow ktore wydal w ciagu zycia, na Home Is Where The Music Is gra w piecoosobowym skladzie, gdzie obok trumpeta mozna uslyszec jeszcze klawisze pianinowe lub tez bardziej elektryczne, altowa saksa, gitara basowa i drumsami, wiec setup ciekawy, a jeszcze ciekawsze jest to jak on brzmi, bo niekotre traki brzmia wrecz davisowo z coolowego okresu, wiec afrobeat ktorym jest epitetem uzywanym do okreslania tego albumu czuje sie glownie na zamykajacym ingoo pow-pow, za sprawa wokali, jedynych na 76 minutach calego longpleja, wiec plej byl dosc spory, ale na tyle coolowy, ze sie nie dluzy, z tych 10 utworow najbardziej przemawia do mnie najdluzsza kompozycja albumu, Maesha, autorstwa Caiphusa Semenya, ktory jest odpowiedzialny za wiekszosc utworow na tym krazku, a rowniez jego produkcje, rowniez muzyk z korzeniami w poludniowej afryce, ktory zrobil kariere na zachodzie, bardziej jako kompozytor i producent jak w tym wypadku, anizeli artysta solowy, chociaz jak slucham teraz to okreslenie tego krazka jedynie jako coolowego jazzowania nie oddawaloby tego jak potrafia sie zmieniac te utwory, ktore oscyluja w graniach okolo 9 minut, wiec jest to czas w ktorym piosenka potrafi zrobic prawdziwy rollercoster brzmieniowy, zwlaszcza z tak zywym trebaczem, na plejke leci wspomniana Maesha, chyba wspomniana, bo tytul przywodzi na mysl bardziej zenskie niz meskie skojarzenia, no i soul jakos zawsze mial dla mnie skojarzenia z pieknymi kobietami, wiec ta plyta nie jest tutaj wyjatkiem
3
Jun 26 2022
View Album
xx
The xx
Dawno nie bylo popu z wysp, wiec wjezdza xx od the xx, rok 2k09, wiec czasy mialkosci w muzyce przekraczaja kolejne granice dzieki latwosci tworzenia, jest to jedna z tych wlasnie plyt, minimalistyczne brzmienia dwoch czy trzech instrumentow, produkcja na lapku i target liryczny nastoletnie glowy, bo calosc traktuje o tragicznej milosci, kazdy trak jeszcze glebiej stara sie kopac w tak oklepanym temacie, sposobem jaki na to banda znalazla jest wkorzystanie dwoch wokali, chlop Oliver Sim i baba Romy Madley Croft sa wokalnym duetem bandy, grajacymi role zakochanych, kochankow lub wrogow, pozostala dwojka czlonkow sa Baria Qureshi, ktora po wydaniu albumu opuscila grupe i zostalo trio oraz Jamie Smith czyli glowa tego projektu, bo ktos odpowiedzialny za produkcje, a przy takim minimalizmie wszystko lezy na beatach, lirycznie nie ma sie czego chwycic, wokalnie rowniez glosy sa tak nijakie, ze nawet juz podczas odsluchu nie brzmia, czy moze to taki zabieg produkcyjny, zeby wymusic sluchanie o wiele glosniej niz zazwyczaj sie slucha muzyki, bo jak przystalo na muzyke popularna musi byc basior, ktorego czuc dopiero gdy wokale sa na poziomie zbyt glosno na wiekszosci trakow, ale tak czy inaczej beaty sa jedyna pozytywna strona tego nagrania, nie wiem czemu openingowy trak zatytulowany nie inaczej jak intro wydaje sie mi jakos dziwnie znany, teraz nie wiem czy to z jakiejs reklamy, windy, czy cos bylo samplowane, najbardziej kojarzy mi sie z clippingowym materialem, samo xx jednak mnie nie kupuje i nie wiem skad miejsce na liscie na takie jednoszczalowe krazki, najlepszym potwierdzeniem mojej teorii, ze beaty tworza ten album jest fakt, ze jedyny utwor prawie calkowicie instrumentalny, poza lekkim wyciem, jest najczesciej odtwarzanym utworem z plyty, a nie jest to dlugi material, bo 38 minut na 11 trakach, na plejke lofikowa leci wspomiany instrumental czyli intro
1
Jun 27 2022
View Album
Cafe Bleu
The Style Council
Nieszczescia zdaja sie chodzic parami, przynajmniej tak jest w przypadku wyspiarskich pickow, bo kolejny krazek ktorego samemu raczej bym sobie nie odpalil, cafe bleu od the style council to jeden z tych albumow, ktory jest wszystkim i niczym, doslownie, bo takiego mieszanca gatunkowego dawno nie bylo, od instrumentalnego soulo jazzowania, ktorego brzmienie swietnie oddaje okreslenie muzyki lounge, czyli latwe sluchowisko, prawie jak windowe, ale z bardziej retro charakterem, przez sophisti-pop, ktory najlepiej wychodzi tej plycie na zdrowie, czego przykladem sa traki the whole point of no return czy my ever changing moods, kawalek ktory stal sie tytulem hamerykanskiego wydania tego albumu, czy nawet murzynskie rapsy, bo tak wlasnie brzmi gettowo brzmiacy utwor a gospel, a jakie to byly czasy, bo sama plyta wyszla w 84 i byla debiutanckim krazkiem zespolu, ktory tworzylo trio Paul Weller glownie gitara i bas oraz wokale i liryka, chociaz warto tez zwrocic uwage, ze plyta byla nagrywana w jego studio i mial swoj wklad w jej produkcje, Mick Talbot wszelakie klawisze, a musialo byc tutaj rowniez troche synthowego grania, bo wiadomo, ze nowa fala rowniez musiala zostac ujezdzona i Steve White na drumsach, ale zespol wspomaga sie licznym gronem muzykow sesyjnych, wiec niektore traki brzmia wrecz przesadnie orkiestrowo, ale na tych 44 minutach jest tak duzo, ze wylowic z tego cos wartego uwagi nie jest latwym zadaniem, o duzo za duzo dziwnych zenskich wokali o nie wiadomo czym, skakanie z gatunku na gatunek, jakby szukanie swojej wlasnej tozsamosci jako grupa, co daje efekt, ze naprawde dobrze slucha sie tych popowo brzmiacych utworow z akustykowymi instrumentalami, a orkiestrowo windowe granie staje sie filerowym zamulaniem, wiec ciesze sie, ze dalo sie cos wylowic z tego odsluchu, ale calosc jako album gra slabo przez brak jednego kierunku tworczego, zadnego konceptu czy planu nie potrafie sie doszukac na tej trakliscie, wiec na plejke leci jedynie the whole point of no return
2
Jun 28 2022
View Album
Shaft
Isaac Hayes
Jesli nie liczyc Purple Rain, ktory sam w sobie byl opowiescia autobigraficzna soundtrackowom do filmu o tym samym tytules, to drugi pick od pana Hayesa na liscie bedzie pierwszym soundtrackowym albumem listy, plyta z 71, ktora zamyka w 70 minutach i 15 trakach, ktore jak przystalo na material Hayesowy sa mocno funkowo jazzowe, ale jednoczesnie maja w sobie cos soulowego, glownym instrumentalem oczywiscie klawisze, ktore sa wspierane przez sekcje dete i smyczkowe oraz chorki zenskie, samego filmu nie widzialem, ale dwa lub trzy traki liryczne nakreslaja obraz oldskulowych filmow kryminalnych, w ktorych nie wiadomo kto byl wiekszym zlodupcem stroz prawa, czy ciemna strona mocny, film z gatunku blaxploitation, wiec czarne kino dla czarnych ludzi, nigdy nie lubilem takiego zamykania sztuki ze wzgledu na kolor skory, a zeby bylo jeszcze zabawniej, to postac detektywa Shafta jest autorstwa bialego pisarza, wiec jak to najczesciej bywa jesli jest popyt, to zawsze bialy czlek zrobi na tym interes, nawet jesli chodzi o czarnych bohaterow, wiec przesluchane, sam seans wyjatkowo lekki, a moze poprostu hardougotowany, jak to w przypadku kryminalow, ale sluchalo sie tego szybko i przyjemnie, na plejke leci openingowy shaft theme, ktory rysuje postac shafta jak w jakims bajeczkowym openingu, a kolejnym utowrem bedzie do your thing, nie wiedzialem ze palce i za czym nadgarstki potrafia sie tak zameczyc samym pisaniem, wiec chyba w tym tygodniu przystopuje z notkami albumowymi, tylko nie wiem czy stopowac caly projekt, czy jedynie wystawiac oceny, ale zostawie zmartwienia dla jutrzejszego na jutro
3
Jun 29 2022
View Album
Basket of Light
Pentangle
Jak najczesciej rantuje na wyspiarskie picki, tym razem jestem jedynie oczarowany, bo nie codziennie dostaje sie tradycyjne folkowe utwory podane w czystym akustycznym instrumentalu, basked of light to krazek z 1969 piecoosobowego skladu pentangle, ktoremu udalo sie idealnie przemycic elementy jazzu i bluesa do klasycznych folkowowych kompozycji, bo polowa utworow na trakliscie, to ludowe piesni, ale zaranzowane jak przystalo na lata 60, cala plyta mocno opiera sie na gitarach jak i na innych strunowych instrumentach, bo mozna uslyszec banjo, sitarki, czy kontrabas na niejednym utworze, duetem gitarowym jest tutaj Bert Jansch i John Renbourn, na basie Danny Thompson, klawisze Terry Cox i pani Jacqui McShee jako glowny wokal zespolu, to ona jest chyba jednym z powodow mojego czarowania tym krazkiem, bo dawno nie slyszalem tak przyjemnego dla ucha wokalu, jest w nim wrecz cos magicznego, dodatkowo gdy wykorzystany w utworach nawiazujacych do tradycjii chrzescijanskiej, czy folkloru wyspiarskiego tylko poteguje ten efekt, melodyczne 40 minut materialu na ktorym zmiescilo sie 8 kawalkow, spotifajowa wersja rozszerzona jest wzbogacona o 4 traki, dwa rerecordy sally go round the roses i dwa swieze utwory, na plejke dodam jedynie kawalek najbardziej podkreslajacy umiejetnosci wokalne pani McShee, ktorym jest openingowy light flight, ktory w ciekawy sposob wykorzystuje overduba jako backujacy wokal, no i cold mountain, ktory najbardziej dotyka mego umeczonego ducha na tym plaskim lez padole, ale caly krazek idzie na poleczke spotifajowa, bo o cos tak unikatowego jak to nagranie ciezko w tym zalewie muzycznym
4
Jun 30 2022
View Album
Woodface
Crowded House
Byl album dziwny i niecodzienny, to dzisiaj calkowite przeciwienstwo, czyli latwy i osluchany material z 91 od wyspiarskiej bandy, crowded house, tym razem wyspami sa australia i nowa zelandia, ale nie zmienia to duzo w tym, ze jest po angielsku, grane jest popowo rokowo, sklad tak typowy jak tylko moze byc czterech chlopow w bandzie i 10 muzykow sesyjnych dla wzbogacenia kompoyzcji, duet braci Finnow zadbal o strone liryczna plyty, a wokalnie udziela sie chyba cala banda, bo czesto slychac to typowe dla popu lat 80/90 chorkowanie w tle, na 48 minutach zmiescilo sie 14 trakow wybitnie przechodzace i wychodzace bez pozostawienia sladu w pamieci, po zakonczeniu odsluchu nie pamietam juz nawet jak sie on rozpoczal, na plejke dodam four season in one day, ktory jest jednym z najbardziej minimalistycznych utworow plyty, wiec kolejny raz sprawdza sie zasada, ze im mniej tym lepiej, ale taki juz urok muzyki popowej, ze im wiecej sie wymiesza na albumie, tym wieksza szansa na sukces jednego utworu i zloty strzal
1
Jul 01 2022
View Album
Groovin'
The Young Rascals
Znowu nowosci, tym razem z hameryki od the young rascals, bandy przypominajacych duplikat beatlesow, ale z elementami hamerykanskiego humorku, plyta z 67 jest utrzymana w gatunku niebieskookiego soula, wiec bedzie o niczym innym niz o milosciach przez 37 minut, chociaz nie mozna odmowic nagraniu wrecz psychodelicznych fragmentow, ale jak inaczej wyjasnic takie rollercostery milosciowo nienawisciowe jakie serwuje album, banda czteroosobowa w skladzie Felix Cavaliere klawisze, Eddie Brigati glowny wokal i liryka, ktora tworzyl z drugim Brigatim, Davidem, dodatkowo zlistowany jest jeszcze jako perkusita, ale wydaje mi sie, ze drumy i perkusje sa grane przez Dino Danelliego, ostatnim czlonkiem jest Gene Cornish od gitar basiora i harmonikowania, wiec jakis niecodzinnych instrumentali tu nie ma, ale podczas odsluchu zaskoczyl trak numer 4, ktorego opening sprawil, ze mialem przez oczyma wyprawde do el segundo od tribe called quest, wiec nawet tak mala rzecz jak odwiezenie sobie tej epickiej opowiesci zrobila mi dzien, co do muzycznych hajlajtow albumy, to poza tytulowym trakiem, ktory nie ma w sobie zbyt duzego kontentu lirycznego, co tez jest pozytywem w tym przypadku wykorzystuje chyba najbogatszy zestaw instrumentalno chorkowy z calej plyty, slychac tamburynowania, gwizdania i lala lowanie i inne uowanie, no i jak cala plyta jest mocno pozytywna, wiec drugim trakiem z rownie pozytywnym vibem bedzie im so happy now, sluchalem wersji mono i miejscami brzmi ona zdecydowanie zbyt plasko, w tym przypadku wersja stereo jest zdecydowanie lepszym wyborem, tylko ze spotifaj oferuje jakies hybrydowe wydania i jeden utwor mono drugi stereo, wiec zostaje soulseekowaniem, na plejke dodam dwa wspomniane piosenki, jedna mono druga stereo, wiec pierwsze lobuzy odsluchane, lajtowy odsluch i dodatkowo biblioteka sampelkowa zostala zaktualizowana, a wlasnie takie spontaniczne odkrycia zostaja w glownie najdluzej
3
Jul 02 2022
View Album
Tres Hombres
ZZ Top
O ile sama nazwe bandy ZZ Top mialem gdzies z tylu glowy i pewnie wczesniej slyszalem ich granie radiowo, ale jest to pierwsza plyta ktora przesluchalem w calosci, tres hombres z 73 jest trzecim krazkiem w dyskografii bandy i ich komercyjnym przebiciem do muzyki mainstreamowej, chociaz dziwnie brzmi okreslenie tak specyficznego stylu jakim jest poludniowe rokowanie jako cos mainstreamowego, ale jestem sobie wyobrazic, ze targetowana demografia musiala byc porwana muzyka zespolu, tworzonego jak nazwa wskazuje przez trzech ziomkow, Billy Gibbons jako gitara i glowny wokal, Dusty Hill na basie i ewentalnie wspieranie wokalne oraz drumowiec Frank Beard, ktorego z takim nazwiskiem nie posadzalbym o brak brody, ktore jednak sa jednym z charakterystycznych elementow bandy, bo nawet jak osoba nie sluchala ich muzyki, a wie ze graja ja jakies brodate dziady, to cos jest na rzeczy, a grane jest polaczenie roka i bluesa, ktore jest okreslane stylowo jako texas blues, w graniu ZZ Topsow wpadaja w ucho najbardziej pomyslane, ale nadal przyjemnie proste gitarkowe riffowania, ktore maja miejsce dzieki niezwykle rownemu drumowaniu i basowej lini melodycznej, czesto pojawiaja sie takze wylacznie instrumentalne fragmenty, ktore pozwalaja to jeszcze lepiej uslyszec, dodac do tego wokal za ktorym czuc charyzme pana Gibbonsa polaczna z lirykami dla prostego czleka opowiadajacymi o zwyczajach zycia redneckowego, wiec zabawy mobilkami, dziwkowanie, pijatyki i wszystko co dobre w prostym zyciu, ale nadal brzmi to uczciwie, nie czuc tutaj naciaganej na sile kreacji, a raczej spiewanie o swoim, wiec tak jak byc powinno, na 33 minutach zmiescilo sie 10 trakow, wyjatkowo rownych, ale na plejke dodam openingowy waiting for the bus, bo jestem suckerem dla harmonijkowych brzmien oraz najwiekszy szlagier zespolu wedlug spotifaja, wiec burdelowy song la grange
3
Jul 03 2022
View Album
Roots
Sepultura
Wybitnie niesluchalny pick sie dzisial wylosowal, polaczenie wyjcowania z rytmami egzotyki, bo Sepultura to brazylijski zespol, ktory na albumie Roots postanowil skapitalizowac swoje egzotyczne korzenie, bo przeciez takie wycie z dalekich i dzikich krajow sprzeda sie lepiej niz typowo hamerykanskie wycie, wiec na ich szostym studyjnym krazku taka strategie wlasnie obrali, nie wiem jak wygladaja ich poprzednie czy kolejne materialy, bo ten z 96 wymeczyl mnie wystarczajaco, bo poza ultra wyjcowaniem, piekielnie oklepanym graniem i nic nie wnoszacymi wstawkami egzotycznie akustycznymi, ktore mialy zmieniac ton i budowac klimat plyty jako tego egzotyka, a jedyne co robia to rozciagaja te meke do 72 minut, a glownym oprawca w tym czterosobowym skladzie jest Max Cavalera, ktory jest tworca tekstow i glownym wokalem, a dodatkowo brzdaka na gitarze rytmicznej, to jego wycie najbardziej niszczy podczas odsluchu, jest to ten rodzaj growlowania, ze czlowiek nawet nie proboje sie zastanawiac nad tym co jest skrzeczane, wiec nijaki album o niczym, chociaz pewnie jest tam wiele nawiazan do kultury, historii, religii, czy tego co sie dzieje w jego korzeniach, bo wskazuja na to tytuly utworow, nawet jesli same teksty pozostana dla mnie zagadka nie do odszyfrowania, discog kataloguje album jako trash metal, z czym jak najbardziej sie zgodze, bo smieciowy byl to odsluch
1
Jul 04 2022
View Album
World Clique
Deee-Lite
Kolejna desperacka potyczna z lista, tym razem World Clique, ktory jest debiutanckim albumem grupy tworzacej szeroko pojeta muzyke taneczna Deee-Lite, jesli sadzilem ze wczoraj bylo grane na jedno kopyto, to dzisiaj zostalo to podniesione do potegi, bo dencingowo przy wykorzystaniu synthow, bo sami dje w bendzie, Super DJ Dimitry, Jungle DJ Towa Towa i The Lady Miss Kier Kirby, wiec wyjasnia to troche tytul ich debiutanckiej plyty, chociaz pani Kirby bardziej od spiewania jest w tym przypadku, ale moze cos tam kreci jeszcze na boku jakims dzikim synthem, jesli krazek mogl byc popularny w swoich czasach, czyli wczesnych latach 90, tak zestarzal sie slabo i jedynie jeden utwor zostal tam jakims klasykiem, mianowicie groove is in the heart, ktory ficzuruje Q-Tipa na majku, wiec jedynie ten utwor byl czegokolwiek warty, pozostala czesc tych 48 minut, to prawdziwe syntezatorowe meczarnie z gatunku house
1
Jul 05 2022
View Album
Winter In America
Gil Scott-Heron
Pierwszy Heron na liscie, a obecnosc nie dziwi, bo jeden z najbardziej cytowanych tworcow swojej epoki, choc w samym czasie tworzenia nie zyskal popularnosci pozwalajacej mowic o komercyjnym sukcesie, ale tak rewolucyjnych wartosci jakie sprzedawal w swoich materialach ciezko o poklask, ktory swoim mocno osobistym, a jednoczesnie odnoszacym sie do calej spolecznosci soulem przetarl szlaki dla politycznego hip hopowania, winter in america byl nagrywany w duecie z Brianem Jacksonem, ktorego mozna uslyszec glownie na pianinie i elktrykowych klawiszach oraz flecie, do pana Gil naleza natomiast praktycznie cale wokale tego 44 minutowego nagrania oraz niektore partie klawiszowe, dodatowymi artystami bioracymi udzial w nagraniach byli Danny Bowens na basie i Bob Adams od drumow, tak jak juz przyzwyczail w swoich poprzednich albumach zongluje wokalnie w okolicach barytonowego tenoru, ktory przeplata momentami proto rapu, wiec elementami recytacji, spotifaj jakas dziwna wersje serwuje, bo plyta niby z 74 z 9 utworami i 44 minutami, a reedycja z 75 ma juz dodatkowe dwa traki, ktore i tak sie nie pokrywaja z tym co jest na spoti, wiec troche misz masz, ale i tak tematycznie nadal w klimatach amerykanskiej zimy, dobry pick na ich lipcowe swieto, chociaz nie jestem pewny jak odnosil sie w stosunku do tej sprawy pan Scott, w kazdym badz razie jest to mocno czarny album, co wyczerpuje calkowicie jego podsumowanie liryczne
3
Jul 06 2022
View Album
Homework
Daft Punk
Chyba mam sie przeprosic z housem, ze kolejny raz elektryczne granie w tym tygodniu, pierwszy studyjny krazek od francuzkiego duetu Daft Punk, ktore kojarze bardziej z nazwy i unikalnych helmowych przebran i popowych hitow w stylu get lucky, a nie ich dyskografii, wiec z ich pierwszej plyty kojarze jedynie world around, jako troche taki gorgc theme, spodziewalem sie, ze bedzie wiecej tego typu utworow, ale jest to wyjatek na tym albumie, bo reszta trakow jest praktycznie czysto instrumentalna bez nawet szczatkowych wokali, ale taka ma byc techniawa, wiec tak jak na ostatnim odsluchu od deee-lite wynudzilem sie graniem jednego i tego samego caly czas, tak z tej strony daft punk pokazuje, ze muzyka elektroniczna nie musi byc nudna, bo ciezko znalezc dwa podobnie brzmiace utwory, z jednej strony ulica, z drugiej samplowanie szumu fal z jeszcze innej styl radiowy i X roznorakich odniesien czy zapozyczen ktorych nie bylem w stanie wychwycic na tych 16 trakach, ktorych laczy czas grania zamyka sie w godzinie z kwadransem, pomimo tego ze nie dalo sie zanudzic, to w dalszym ciagu nie jestem przekonany do housowej techniawy, nawet w tak futurystycznym wydaniu jak od Daft Punka, na plejke leci around the world
2
Jul 07 2022
View Album
Haut de gamme / Koweït, rive gauche
Koffi Olomide
Tydzien francuzki na liscie, bo kolejny krazek z tego skrawka europy, tym razem cos calkowicie podziemnego i nietypowego, bo kongijsko francuzka muzyka w stylu soukous, ktora nalezy do gatunku okolo folkowych, ale samo nagranie brzmi bardziej jak polskie szlagiery z tv silesia w wersji dla ciemniejszego sluchacza, wiec prasne instrumentale, spiewanie przeplatane zawolaniami i chorkowaniami, pan Koffik to wyjadacz tego gatunku z tego co prezentuje jego dyskografia, ale jest to muzyka raczej dla specyficznego kregu sluchaczy, wiec jeszcze bardziej dziwi pojawienie sie na liscie takiej pozycji, prawie godzinna plyta, gdzie zrozumiec z tego nie idzie nic, granie nie cieszy ucha, wiec nuzacy odsluch, kolejny w tym tygodniu, nic na plejke i nic w glowie z takiego picka raczej na dlugo nie zostanie, jedynie sama sylwetka pana Kiffika, bo na okladce tego albumu z 92 wygladal jak wioskowy grajek, a na spotifaju ostatnie albumy prezentuje sie jak prawdziwy G, zrobil forme na starosc
1
Jul 08 2022
View Album
Joan Baez
Joan Baez
Kolejny katalog tradycyjnych folkowych kawalkow, tym razem w zenskiej aranzacji pani Baez, ktorej tak jak w ogole nie kojarze, tak nie sadze zebym po przesluchaniu tych 55 minut materialu to zmienil, bo pomimo tego, ze folkowe brzmienia to teraz zdecydowanie moj jam, ale sa to utwory juz tak osluchane u innych artystow, ze nawet kobieca interpretacja ich nie ratuje, bo nie tylko wokalnie slychac tutaj plec piekna, ale zauwazylem ze niektore liryki zostaly troche zmodyfikowane, bo przeciez zazwyczaj sa to pierwszoosobowe opowiesci, wiec jest to logiczne, zeby protagi songow rowniez byly zenskie, jak nazwa sugeruje jest to debiutancki album pani Joan Baez, calkowicie akustyczny folk grany na dwie gitary, druga gitara jest tutaj Fred Hellerman, na plycie zmiescilo sie 16 utworow z czego nawet jeden po hiszpansku, a wiki podpowiada, ze w ciagu swojej 60 letniej kariery pani tworzyla az w 6 jezykach, co nie dziwi, bo brzmi dosc przekonujaco na el preso numero nueve, wiec odkrywczego na plycie nic nie znalazlem, wokal rowniez nie przypadl mi szczegolnie do gustu, za duzo zaciagania w gore, ale jednak jest to akustykowy folk, wiec dalo sie przesluchac, ale jednak nie na tyle zeby cos dodac na plejke, bo ciezko znalezc utwor, ktory od poczatku do konca byly wystarczajaco dobry lub unikalny, bo jak nie wokalne szybowania, to jakies felery podczas nagrywania, bo jest to plyta z 1960, nagrywana w ciagu kilku sesji, wiec nie dziwia drziwne wirowania na kanalach, zwlaszcza w tych nieszczesnych wysokich partiach
2
Jul 09 2022
View Album
Cheap Thrills
Big Brother & The Holding Company
Cheap Thrills zdecydowanie zasluguje na swoj tytul, bo chyba pierwszy raz slysze album studyjny, ktory sie koloruje na livowy, bo przeciez zwykle jest w druga strone, drugi krazek bandy Big Brother & The Holding Company rocznik 98, z ktorej kojarze jedynie postac wokalistki Janis Joplin, bo szybka kariera w szybkim zyciu, wiec stala sie pewnego ikona silnej kobiety potrafiacej dobrze grzac po kablach, przynajmniej tak zawsze o niej myslalem, a po przesluchaniu tego cheapowego krazka jestem o tym jeszcze mocniej przekonany, bo o ile sam plan stworzenia krazka studyjnego, ktory bedzie imitowal wystep na zywo nie tylko surownoscia, fejkowymi efektami z widowni, ale na skupieniu wokol postaci wokalistki, ktora gra tutaj pierwsze skrzypce swoim glosem, ktory w tym przpadku juz tak nie cwierczy jak na wczorajszym picku, ale potrafi wrecz zawyc, to chyba cos srednio wysokiego, ale efekty specjalne plyty dodaja tutaj dziwne odczucia, bo nie wyobrazam sobie takiego naturalnego wokalu miejscami, gatunkowo jest to podobno kwasowe rokowanie lub bluesowy rock, z bluesa zawodzenie sie zgadza, ciezkie zycie kobiety nadal motywem przewodnim, z rokowania instrumental w twarz rowniez wiec wiki jakas racje tutaj ma, gdzie tu szukac psychodeliki w tym nagraniu, nie jestem w stanie stwierdzic, bo to 37 lub w wersji rozszerzonej 56 minut bardziej zacheca do walenia po kablach niz kulturanego czilowania, na plejke dodam roadblocka, ktory chyba najlepiej oddaje energicznosc pani Joplin na wokalu, gdy jest wspierana z troche bardziej spokojnym meskim wokalem, wiec fanem nie zostalem, ale przynajmniej przekonalem sie czemu jest to postac legendarna, bo sama big brotherowa banda pozostaje gdzies w cieniu jej postaci
2
Jul 10 2022
View Album
AmeriKKKa's Most Wanted
Ice Cube
Kogo jak kogo ale pana Cube sie kolejny raz nie spodziewalem na liscie, znowu z solowym materialem, tym razem debiutanckim albumem AmeriKKKas Most Wanted z 90, pokazal co umie zarowno jako tworca tekstow i czlowiek interesu potrafiacy znalezc odpowiednich ludzi do roboty, mowie tutaj o produkcji plyty ktora jest glownie zasluga the bomb squad, ekipy ktora juz w tamtych czasach tworzyla dla slick ricka, ll cool ja, czy public enemy, ktorzy sa featurami na dwoch trakach jeszcze jednym gosciem na plycie jest pani yo yo, w pewnym sensie artystka wypromowana przez niego, co do samego kontentu plyty to jest tematycznie podobny do tego co juz bylo grane na predatorze, wiec obok gangsterskiego zycia gettowego i lekcji szancuku dla kobiet znajdzie sie takze miejsce na pokazna doze rasizmu, czasem wymierzonego rowniez w czarnych, na ktorych uzywa ciekawego okreslenia jak oreo, ale nie jest to jeszcze tak doszlifowany material, jesli porownywac go z jego nastepnymi albumami, wiec teksty sa o wiele bardziej bezposrednie i proste, tak samo jest z technika rymowania, ktora nadal jest w powijakach, tym razem plyte ratuja instrumentale, ktore jak przystalo na lata 90 bazuja na bogatym samplowaniu zarowno klasycznych funkowych czarnych artystow lat 70 i 80, ale takze swiezych trakow rapowej sceny, czy nawet materialu od ex grupy, wiec nawet jesli to nie byl to najlepszy krazek jaki slyszalem od tego pana, to i tak szanuje za solidna dyskografie, na plejke leci whos the mack i the nigga you love to hate
3
Jul 11 2022
View Album
KE*A*H** (Psalm 69)
Ministry
To jeden z tych pickow ktory az skreca z cringu, bo jak inaczej reagowac na referencje do okultystycznych idolii popkultury i wyjcowate nawalanki po gitarkach, piaty studyjny krazek bandy ministry z hameryki o ktorej istnieniu slysze pierwszy raz i wolalbym nie uslyszec w cale, bo 44 minuty na 9 trakach odrzucaja nie tylko stylistycznie swym szatanskim waleniem po 69 kablach, ale rownie dobrze robi to muzycznie, chociaz ciezko cos takiego w ogole nazwac muzyka, wedlug wiki jest to gatunek industrial metal, czyli granie metalowe polaczone z elementami elektroniki, brzmi jak przepis na niezle rzyganko i wlasnie taka reakcje u siebie zaobserwowalem po wymeczeniu tego krazka
1
Jul 12 2022
View Album
The Slim Shady LP
Eminem
Hip hopowy tydzien, bylo czarno to tym razem bedzie bardziej bialo, a wspolnym mianownikiem bedzie N.W.A, klasyczny material z 99, pierwszy album Eminema, ktory byl komercyjnym sukcesem, pierwszy kolab z Dre, pierwsze pojawienie sie jednego z najbardziej znanych alter ego rap gry, czyli Slima Shadiego, do ktorego odnosi sie tytul plyty, ktora opowiada w dosc komicznie horrorowym stylu historie tego jak doszlo do zrodzenia sie postaci Slima, wiec bedzie tutaj o trudnym dziecinstwie i abusujacej matce i ciezkich narkotykach ktore w tym pomogly, dalej o budowaniu wlasnej rodziny i jej samodestrukcji, jesli mozna to tak okreslic, bo to jest chyba najbardziej dramatyczny watek ciagniety na plycie, bo jak inaczej okreslic kawalki o pozbywaniu sie ciala matki swojego dziecka, razem ze wspomnianym dzieckiem i jeszcze samplowaniu go na traku, jak ma to miejsce na traku bonnie&clyde, nagrywanym jeszcze gdy mieszkali razem, a o czym baba dowiedziala sie dopiero po wydaniu plyty, kolejnym waznym punktem plyty jest chemia jaka maja miedzy soba Eminem i Dre, nie tylko podczas wspolpracy na produkcji, ale nawet gdy wymieniaja wers za wers jak na guilty conscience, nagrywac cos ze swoim idolem, a jednoczesnie brzmiec jak jemu rowny, to dopiero nazywa sie debiut, kolejnym waznym featurem jest trak bad meets evil nagrany z royce da 5'9", ktory jest zapowiedzia powstania pozniejszych kolabow artystow w duecie, prawie godzinny krazek przepelniony jest skitami, wiec lacznie trakow jest 20, ale wczesny Eminem jest jednym z tych artystow, ktory potrafil wykorzystac skity do budowania narracji albumu, bo sluchajac tej plyty mozna sie poczuc jak sluchajac horrorowego audiobooka, nie bez powodu niektorzy gatunkowo klasyfikuja go jako horrorcore, bo pomimo tego, ze nie ma tutaj masakr i hektolitrow krwi, ale czuc bijacy ze zwrotek z poczatku manie, potem zlowrogi niepokoj, ktory przechodzi w cos smutniejszego, a jednoczesnie glebszego, tylko po to zeby na koncu wrocic do poczatku trakiem still dont give a fuck, rollercoster i jeden z najbardziej klasycznych krazkow jakie bialy rap ma do zaoferowania, na plejke leci wspomniany guilty conscience i najpopularniejszy utwor albumu, czyli my name is, ktory byl ogrywany na mtv ponad 10 lat po premierze, az tak klasyczne jest jego surrealistyczne brzmienie i komiczne widelo
4
Jul 13 2022
View Album
Pretzel Logic
Steely Dan
Preclowa logika czyli trzeci album w dyskografi duetu Steely Danowego i trzecie ich pojawienie sie na liscie i to dodatkowo chronologicznie sie losuja, plyta z 74 jest rozwinieciem idei tworzenia jaka duet przyjal, czyli szukania tego konkretnego muzyka do wykonania konkretnej roboty na materiale, wiec lista muzykow sesyjnych wynosi blisko 20 nazwisk, ale stylistycznie zaszla dosc znaczaca zmiana w porownaniu z countdownem, precelkowy krazek jest chyba najbardziej przystepnym sluchowiskiem zespolu, ma na to wplyw popowy format utworow, 34 minuty materialu podzielone na 11 krazkow, daje idealne radiowe czasy grania czyli trzy minuty na piosenke, jesli dodac do tego mniej sardonicznosci niz na poprzednich kompozycjach i wykorzystujac bardziej pozytywne, albo przynajmniej mniej negatywne przeslania, ale nadal jest grane zjawiskowo w tym znaczeniu, ze jest jazzowane tak dokladnie jak tylko steely dan potrafi, a nie czuc jednak w tym sztucznosci i szlifowania ktore musialo zostac wlozone w uzyskanie takiego brzmienia, na plejke dodam tylko night by night, ktory moglby robic za moj theme music ostatnimi czasy
4
Jul 14 2022
View Album
This Nation’s Saving Grace
The Fall
Kolejny raz baba niszczy bande, przynajmniej porownojac This Nation’s Saving Grace z poprzednim pickiem od The Fall, czyli Live At The Witch Trials, pomimo ze w dyskografii obie plyty dzieli az 7 innych pozycji i 6 lat, bo dzisiejszy album jest z 85, to tak dramatycznej zmiany w brzmieniu sie nie spodziewalem, z eksperymentalnego punka pelnego dziwnych zabiegow i bejtujacych do myslenia liryk przeszli do popowego grania w stylu post punkowym, glownej przyczyny tej zmiany domyslam sie w dolaczeniu do bandy Brix Smith, ktora gra nie tylko glowna gitarke zespolu, ale jest slyszalna praktycznie na kazdym utworze wokalnie w postaci jakis backgroundowych wstawek, ale to pewnie nie tylko ta zmiana, bo reszta skladu poza liderem Markiem i Burns na drumach, ale to jednak duet Brixowo Markowy, w tamtym czasie chyba jeszcze nie pod jednym nazwiskiem jest glownym duetem kreatywnym plyty, jesli sugerowac sie tym co slychac i co zdradzaja notesy pod utworami, wiec z podziemnego grania zespol przeszedl juz prawie do popowego janglowania, chociaz w tej ponad godzinie materialu na 15 trakach da sie wybrac kilka lepszych utworow, ale nadal nie jest to ten rodzaj odsluchu co podczas pierwszej kontantku z The Fallem, na plejke dodam jedynie couldnt get ahead, za te harmonijkowie wstawki
2
Jul 15 2022
View Album
The Lexicon Of Love
ABC
Tytul albumu mowi wszystko co trzeba wiedziec o tym debiutanckim krazku wyspiarskiej bandy ABC z 82, ktora tworzy w gatunku sophisti-pop, wiec ultimejt kombinejszyn nowej fali z elementami rockowania i jazzowania w przesadnie podnioslych aranzacjach, bo przeciez temat jakim jest milosc zobowiazuje, wiec 37 minut tortury mialkosci podzielonej na 10 trakow z ktorych nie ma co szukac slabszych i lepszych, bo brzmia zupelnie tak samo, jeden z najbardziej spojlerujacych okladkowo tytulowo pickow listy jak do tej pory
1
Jul 16 2022
View Album
Younger Than Yesterday
The Byrds
Kolejne Byrdsy na liscie, nie spodziewalem sie, ze az tyle z ich dyskografii zostanie przemycone tutaj, tym razem cos pomiedzy piatym wymiarem i rodeo, wiec younger than yesterday z 67, pierwsza plyta juz calkowicie bez udzialu pana Gene, luke po nim jako liryk wypelnia Hillman, ktory jest autorem 5 na 11 trakow na plycie, ktore jesli nie liczyc najbardziej hitowego utworu albumu, czyli my back pages, z ktorego pochodzi tytul krazka, bo jest to cover dylanowego traka, tak jak na pozostalych materialach byrdsow kawalki sa raczej dosc krotki, bo 11 piosenek zamyka sie na 29 minutach, tym razem jest to rowniejszy krazek pod wzgledem instrumentalnym, trzy gitary i drumy wspierane sa tym razem przez wieksza ilosc instrumentow detych, w tym trabi tutaj pan Masekela, wpadaja w ucho pewne momenty w ktorych czlowiek nie wie czy slyszal juz ten sam riff, ale czy wczesniej cos okolo beatlesowego, czy ktos pozniej sie insporowal byrdsami, najbardziej odczulem to na traku Crosbiego everybodys got burned, wyjatkowo rowno jest drumowane na przestrzeni calego albumu, spotifajowa wersja rozszerzona zawiera cztery nowe utwory i alternatywne tejki dwoch kolejnych, z tego na plejke dodam dylanowe my back pages, openingowy so you want to be a rock n roll star i z bonusowych trakow dont make waves
3
Jul 17 2022
View Album
Dirty
Sonic Youth
Wincyj dublarzy, kolejne soniki z ich siodmym krazkiem, taki sam sklad jak na daydreamie, ale jakos nie graja tak samo, nie ma tutaj jakiejs mysli przewodniej, a prawie godzinny material jest mocno roznoraki, tak jak na poprzednich krazkach preferencje wokalne w strone pana Moore, z rzeczy ktore slychac, ze sie zmienily to przejscie z post punkowej sciany dzwiekowej i malowaniej na niej w grungowe, czy moze bardziej nirvanowe granie, ktore slychac najlepiej na takich trakach jak sugar kane czy on the strip, wiec jest mocno gitarowo, ale brzmi to wrecz przytlaczajaco, z unikalnego brzmienia daydreama przejscie w ograny do bolu schemat grania, na plejke dodam openingowego 100%
2
Jul 18 2022
View Album
Hejira
Joni Mitchell
Tydzien powtarzanych artystow, tym razem kolejny krazek od Joni Mitchell, Hejira bedaca jej osmym studyjnym albumem z 76, tak jak poprzedni pick jest to solidnie napisane i zaspiewane, czuc ze jest to material artystki ktora stara sie wyrzucic na papier swoje przezycia, a nie wyciskane na sile sztampowe zawodzenia byle by sie dobrze sluchalo, a przeciez najlepiej slucha sie czegos za czym artysta naprawde stoi i tym zyje, w tym przypadku motywami przewodnimi sa doswiadczenia z podrozowania lub zycia w podrozy, bo taki tryb zycia prowadzila w latach 70 pani Joni, ale nie bedzie jedynie o celach podrozy a raczej o drodze i rzeczach oraz ludziach przy niej spotkanych, a jak spotkania to musza byc rowniez rozstania, no i walenie po kablach, instrumentalnie jest to folkowy rock z influencjalmi jazzowymi w zaleznosci od utworu, w nagrania bylo zangazowanych bylo 10 muzykow sesyjnych, na uwage zasluguja zwlaszcza Jaco Pastorius na basie oraz Larry Carlton ktory gral gitarki elektrokowe oraz akustykowe, w zalenosci od tego na czym szarpala pani Mitchell, calosc sklada sie z 9 trakow na 52 minutach, o ile poprzedni album od niej urzekl mnie wokalnie i przyjemnymi dla ucha instrumentalami, tak ten robi to jeszcze lepiej, a dodatkowo trafia lirycznie w moja wagabondowa dusze, na plejke spotifajowa nie dodam nic, bo pani Joni zaraz obok Neila Younga wycofala swoja dyskografie, gdy dodali podkasty tego buca do biblioteki serwisu, ale chyba najbardziej zapadajacymi w pamiec trakami beda dla mnie openingowy coyote, z ktorego sampel slyszalem w jakims muryznskim traku oraz a strange boy
4
Jul 19 2022
View Album
Wild Wood
Paul Weller
Pan z duetu The Style Council, dodatkowo to ten pan odpowiedzialny za teksty i wokale, wiec na swoim drugim solowym krazku wild wood jest bardziej rokowo, ale nadal z domieszkami innych gatunkow, nie wiem czemu te akustyki brzmia mi strasznie countryowo, a harminijkowe wstawki i to jak potrafi zaciagnac wokalnie pan Weller tylko poglebiaja uczucie, ze jest to jakis okolo country krazek, ale w kazdym wypadku jest mniej popowo, ale nadal bardzo sztampowo, nie ma tutaj jakiegos wariactwa zarowno liryczno wokalnego jak i instrumentalnego, podobnie jak na materiale duetowym gra on spora czesc instrumentalna, w tym wszystkie partie gitarowe, ktore zdecydowanie najbardziej rzucaja sie w uszy podczas odsluchu, dosc dlugiego bo az 54 minutowego na 16 trakach, z ktorych hajlajtowalbym utwor tytulowy i foot of the mountain, ktory pokazuje, ze potrafi on tworzyc takze calkowicie solowe utwory, bo jedynym instrumentalem jest akustyk, fanem nadal nie jestem, ale jest to krazek sluchalny, tylko ze jest to odsluch ktory raczej szybko przelatuje przez czlowieka
2
Jul 20 2022
View Album
Juju
Siouxsie And The Banshees
Chyba jeden z najlepszych kombekow listowych do tej pory, bo Siouxsie i jej bansze pamietam dobrze, a byl to jeden z pierwszych albumow przesluchanych na liscie, bylo to az tak straszliwe wycie, na jakze trafnie nazwanym krazku scream, natomiast Juju ktory jest czwartym studyjnym albumem zespolu z 81, pokazuje go w duzo lepszym swietle, nadal jest to granie oparte o gitarowym instrumentalu, sklad bandy zmienil sie w polowie, gitare trzyma w lapie John McGeoch, a trzyma ja na tyle umiejetnie, ze sa momenty ktore trzeba przesluchac wiecej niz jeden raz zeby rozczaic sie co tam bylo zrobione, natomiast za drumy odpowiedzialny jest artysta o pseudonimie Budgie, na basie jak na poprzednim krazku Steven Severin, no i na wokalu pani Siouxsie u ktorej slychac niesamowity progres wokalno liryczny, bo dawno nie slyszalem tak dobrego polaczenia mrocznej i wiejacej tajemnicza groza liryki z hipnotycznym wokalem, a nie juz samym wyciem, choc zdarzaja sie takie momenty rowniez na tym krazku, jesli do tego dodac chemie ktora czuc z grania calej bandy dostaje czlowiek cos naprawde unikalnego, wiki klasyfikuje krazek jako post punkowy material, ale rownie dobrze pasuje tutaj okreslenie gotikowego rokowania, bo pasuje to calkiem niezle, bo gdy mysle o gotiku to wlasnie takie motywy uwodzacego mroku i mrazacych krew w zylach makabr opowiadanych przez chartzmatyczna persone sa jak najbardziej na miejscu, kolejnym waznym, a moze najwazniejszym punktem rozniacych oba te picki jest przepasc jaka slychac na produkcji, o ile scream brzmial doslownie jak krzyk z dna basenu na co wskazywala okladka, tak juju na calych 41 minutach posiada jakosciowe i pelne miesa brzmienie, zarowno jesli chodzi o scene instrumentalna jak i wokale na niej osadzone, bo jest to jeden z tych albumow gdzie instrumenty maja robic miejsce do popisu wokalnego gwiazdy zespolu, na tych 41 minutach zmiescilo sie 9 trakow, na plejke dodam openingowego spellbound, ktory zaklina sluchacza na kolejne 41 minut oraz halloweenowy song, moze dlatego, ze pasuje idealnie do piloczlowieka i pewnie bede go slyszal jesli zdarzy sie znowu czytac o kosmicznym diable, teraz juz sam nie wiem czy w przeciagu 500 albumow tak bardzo zmienil mi sie gust, czy naprawde zespol brzmi az o tyle lepiej niz ostatnim razem
4
Jul 21 2022
View Album
Aja
Steely Dan
Klasyczna plyta, a dzisiejsze pojawienie sie jej na liscie wreszcie pozwolilo mi rozwiazac zagadke tajemniczej okladki tego albumu, bo przed dzisiejszym odsluchem widzialem wstege, a teraz dostrzegam tam pania azjatke gustownie wymalowana, rodowod modelki nie jest tutaj bez znaczenia, bo nawiazuje on do samego tytulu Aja, czytanego jako asia, krazek z 77 bedacy szostym punktem w dyskografii duetu, a jednoczesnie ich peakiem tworczym, w ktorym synteza jazzu rocka z popowoscia jest w idealnych proporcjach, wiec zarowno mozna cieszych ucho unikalnymi gitarkowymi rifami, dac sie poniesc chwytliwym beatom klawiszowo drumowym, czy uraczyc sie harmonijnymi wokalami z liryka z podwojnym dnem i interesujaca zarowno sluchacza radiowego, jak i kogos kto szuka czegos wiecej niz doslownych znaczen, bo duet swietnie wlada zartem i sardonicznym humorkiem, tyle razy juz sluchalem tej plyty, a to 40 minut podzielone na siedem trakow nigdy nie przestaje cieszyc i brzmiec swiezo za kazdym razem, plyta z ktorej nie ma co dodawac wiecej na plejke, bo najlepiej konsumowac w calosci, ale hajlajtowymi utworami z dzisiejszego odsluchu beda dla mnie deacon blues, czyli jeden z bardziej trafiajacych w czlowieka kawalkow bandy, zwlaszcza gdy ktos jest typem przegranego, wiec latwo utozsamic mi samego siebie do postaci deacona, a kolejnym bedzie home at last, moze to kwestia pewnej tesknoty za swoim katem, ale tez ze wzgledu na nawiazania do jednej z najbardziej epickich opowiesci awanturniczej jaka zrodzila kultura hellenistyczna, wiec chodzi o odyseje
5
Jul 22 2022
View Album
Exit Planet Dust
The Chemical Brothers
Kolejny pick od duetu chemicznych braciszkow, tym razem ich debiutancki exit planet dust z 95, krazek 50 minutowy z o wiele bardziej sluchalnym kontentem dla mnie niz ostatni, bo zmienila sie relacja zawartosci trip hopu do techniawy, a chociaz jest to nadal ten sam gatunek, wiec muzyka elektroniczna breakbeatowa to jakos prosciej sie tego slucha i nie kluje po uszach przekombinowanym brzmieniem, a bardziej slychac samplowanie, wiec pozytywne zaskoczenie od strony duetu, na lofikowa plejke dodam one too many mornings, a guti szitowa in dust we trust, zeby z kazda stron byla jakos reprezentowana, bo 11 trakow mozna podzielic na strone A z pierwszymi szescioma utworami i B z kolejnymi piecioma, pierwsza strona to zdecydowanie hardy breakbeat, a druga przechodzi w wspomniany wczesniej wyluzowany trip hop, dobrze zbalansowany odsluch, bo nie czuc ze cos jest upchniete na sile, zwlaszcza jesli kolejne kawalki nastepuja po sobie plynnymi przejsciami co nadaje materialowi poczucia kompletnosci
3
Jul 23 2022
View Album
Debut
Björk
Niby cos nowego, ale jednak jedno wielkie deja vu, bo jest to kolejny popowo taneczny krazek z lat 90, tym razem roznica jest jego egzotycznosc, bo jak nazwa wskazuje Debut jest pierwszym studyjnym krazkiem w dyskografii pani Björk, ktorej pseudonim wskazuje na egzotyczne pochodzenie, w tym przypadku chodzi o islandie, plyta z 93 jest wszystkim czym moze byc debiutancki material mlodej artystki chcacej zawojowac swiat swoja muzyka, wiec utwory przepelnione szczesciem i wylewajaca sie z niej miloscia, zroznicowane od akustycznych ballad jak like someone in love po ubga bugowe rytmy parkietowe jak na big time sensuality, dodatkowo jest to az 48 minut rozwleczone do granic mozliwosci przez 10 sesyjnych muzykow bioracych udzial w nagraniach, sama pani Björk jest zlistowana jako operatorka klawiszowo synthowa no i wokalistka, a rowniez jako wrajterka lub ko wrajterka liryczna, ale cos tak mialkiego i nie przekazujacego nic poza tym, ze ktos planowal sprzedac dobrze nowa egzotyczna gwiazde w europie, czy raczej w jukeju, bo tamten rynek muzyczny byl docelowym targetem, no i z tamtych stron ludzie biora udzial w nagraniach, technicznie i muzycznie, na plejke nie mam nic, bo material wypala uszy swoja nijakoscia, spiewane przez kogos, ale nie da sie uslyszec kogo
1
Jul 24 2022
View Album
Live At The Star Club, Hamburg
Jerry Lee Lewis
Powiew swiezosci z old skulowym rock&rollem w wykonaniu pana Jerrego Lee Lewisa, krazek z 64, bedacy zapisaem wystepu z star clubu w hamburgu, pan Lewis poza wokalami na plycie udziela sie rowniez na pianinie, ktorego brzmienie jest centralnym punktem albumu, towarzysza mu The Nashville Teens w skladzie elektrykowa gitara, bas i drumy, wiekszosc granego materialu to klasyki rocka lub rockabilly, zagrane w bardzo zywym wykonaniu, jakosc nagrania rowniez wyjatkowo dopisala jesli patrzec na rocznik, jest tutaj wszystko co powinno byc na takim nagraniu, czyste instrumenty i sluchalny wokal pelny zycia, kontakt z publicznoscia nawet jest, ale nie ma halasowania z drugiej strony, wiec dobrze zrobione cuty, ze slychac to co trzeba, a nie wszystko i nic, jakosciowe nagranie zamykajace sie w 37 minutach, na plejke raczej nic nie dodam, bo jednak livowy material, ale raczej bede pozytywnie wspominal dzisiejszego picka
3
Jul 25 2022
View Album
Frampton Comes Alive
Peter Frampton
Kolejny zywy album, dodatkowo lekkie deja vu, bo niby na liscie nie bylo jeszcze pana Framptona, to czuje sie jakbym juz tego sluchal, ale jakos w pozytywnym znaczeniu, bo wedlug last fma z dyskografii framptona przerobilem jedynie debiutancki wind of change i krazek zatytulowany frampton, ktory akurat poprzedza dzisiejszy pick, wiec sporo z tamtej plyty mozna uslyszec tutaj, stad pewnie to uczucie, tak czy inaczej solidny odsluch, bo prawie 80 minut porzadnego arenowego rockowania, tak jak wczoraj bylo granie barowe tak dzisiaj jest cos z wieksza iloscia publicznosci, nie bede sie rozpisywal, bo wydaje mi sie jakbym juz kiedys to robil, az tak ulozone mam w glowie zdanie o muzyce tego pana, ktory jest nie tylko utalentowanym multiinstrumentalista, ktory na tym nagraniu uzywa glownie gitary, ale jest takze charyzmatyczna persona w swiecie rocka
4
Jul 26 2022
View Album
Axis: Bold As Love
Jimi Hendrix
Drugi krazek w dyskografii Jimiego Hendrixa i jego Experience, plyta z 67 jest pozycja mocno osluchana, ktora jednak zostaje gdzies w tyle poza dwoma pozostalymi albumami zespolu, moze to przez przesadna eksperymentalnosc w niektorych momentach, bo jest sporo zabawy przesterami na trakach jak openingowy exp czy little miss lover, kolejnym powodem dlaczego nie jest to fajf starowy krazek jest jego czas grania, bo 13 trakow jest upchniete na 39 minutach, co daje mocno radiowe czasy grania poszczegolnych utworow, a jak dla mnie w muzyce Hendrixowej to wlasnie epickie instrumentalne fragmenty ciagnace sie po kilka minut robia najwieksza robote, ale i tak mocno zbazowany jestem oceniajac takie albumy ktore sluchalo sie x razy wczesniej, gdzie zna sie juz trakliste i teksty, a sam odsluch jest pewnego rodzaju przenoszeniem sie w czasie do poprzednich sesji sluchawkowych, magiczna sprawa jak i caly krazek ma w sobie cos magicznego, bo przeciez temat milosci mozna rowniez poruszyc w mistycznym znaczeniu, tutaj dochodzi do tego jeszcze orientalnosc, ktora bije juz z samej okladki czy liryki hiszpanskich zamkow w chmurach czy pisakowych budowli, na plejke raczej nic nowego nie dodam, ale hajlajtowymi trakami sa dla mnie z dzisiejszego sluchania zamykajacy bold utwor bedacy rowniez tytulem albumu, wiec bold as love oraz if 6 was 9, za te jego surowosc wyrozniajaca sie na plejliscie no i przez te dzikie dzwieki ktore ciezko rozszyfrowac nawet po tylu odsluchach, sporo tutaj lejerowych niespodzianek pochowanych
4
Jul 27 2022
View Album
Imperial Bedroom
Elvis Costello & The Attractions
Brak skory na dloni sklania do zestopowania projektu albumowego, prawie tak bardzo jak dzisiejszy pick czyli imperialna sypialnia, siodmy krazek w dyskografii pana Elvis Costello nagrany razem z The Attractions w ktorego sklad wchodza Bruce Thomas na basie, Pete Thomas drumy i Steve Nieve od klawiszy i okazjonalnego akordeonu, sam pan Costello poza spiewaniem i pisaniem podobno gitarowo sie udziela, jak przystalo na krazek wyspiarski z lat 80 jest post punkowo, ale przystepnosc tego materialu, zarowno instrumentalna jak i wokalno liryczna nadaje mu bardziej charakteru popowego, a ze jest tutaj wydmuchana do granic mozliwosci patetycznosc prawdziwego milorda wyspiarskiego, to okreslenie barokowego popowania bedzie jak najbardziej na miejscu, nagranie 50 minutowe gdzie upchniete jest 15 trakow pisanych dla kazdego czyli dla nikogo, da sie tego sluchac, ale ciezko sie tym cieszyc, bo brzmi to jak kolejna plyta ktora nie moze o sobie nic wiecej powiedziec, ze jest x w dyskografii pana y, na plejke dodam jedynie you little fool, no i dawno nie poczulem brytyjskiego wokalu tak jak na tym nagraniu, wiec przynajmniej odnowilem stare uprzedzenia przed urlopem listowym, wynik 555 z rzedu to calkiem dobry wynik, a na druga polowe jeszcze przyjdzie czas
2
Oct 03 2022
View Album
Call of the Valley
Shivkumar Sharma
Chyba nie zdarzylo mi sie wczesniej zeby napisac podsumowanie albumu podczas snu, czy raczej wysnic spisywanie podsumowania, co jak dla mnie i tak jest rzadkoscia pamietac cokolwiek z nocy, a tak wlasnie bylo z call of the valley, ktory jest prawdziwym rodzynkiem na liscie, bo jest to muzyka klasyczna zagrana dla wspolczesnego czleka, ale klasyka prosto z kaszmiru, wiec dochodzi tutaj jeszcze nutka egzotyki, plyta z 67 bedaca dzielem trio w skladzie Shivkumar Sharma, Hariprasad Chaurasia, Brij Bhushan Kabra, pomimo tego, ze wiekszosc instrumentali to tradycyjne instrumenty indyjskie, to jednak jest to przystepne dla ucha bialego czleka, co tez zreszta widac po tym, ze album znalazl sie na takiej liscie i dostawal on rekomendacje od pro wschodnich muzyczych glow owczesnych czasow, jak chocby od pana Harrisona, wiec influencyjny material, ktory moze byc jednym z powodow takiego czerpania z wschodnich materialow w psychodelii i folku, 70 minutowy krazek opowiada historie dnia pasterza w kaszmirskich gorach, wiec od rana do nocy mozna byc towarzyszem stada i chlonac z lodowcowych zrodel, dobry material na powrot do listowania, bo ciezko o tak relaksujace albumy podczas przemierzania generatora, zapamietam go jako swietne wprowadzenie do indyjskiej muzyki i brzmien tamtniejszych instrumentow, w tej edycji listowania za cel obieram dobic do 600 pozycji do konca roku i nie rozpisywac sie nad kazdym tytulem, a jedynie punktowac mocne i slabe strony sluchanych albumow i tworzenie jak najmocniejszych skojarzen z nimi, bo to jest glownym celem pisania czegokolwiek
4
Oct 04 2022
View Album
You Want It Darker
Leonard Cohen
Kolejny Cohen, tym razem przygotowany na niego bylem, bo jak moglbym nie przesluchac ostatniego albumu wydanego za zycia takiego artsty, jest to jeden z tych krazkow ktore sa pozegnaniem z sluchaczem jak i z swiatem, Cohen zmarl 16 dni po wydaniu plyty, wiec prawie tak dramatycznie jak w przypadku Bowiego, ale jest to skromniejsze pozegnanie, bo nigdy szol menem on raczej nie staral sie byc, no i jest to album artysty 82 letniego, wiec slychac go juz tutaj jedynie lirycznie i wokalnie, gdzie wokal jest tak wymeczony zyciem, ze ciezko poznac tutaj czasami tego artyste ktorego sie znalo z klasycznych albumow, kolejna rzecza ktora odroznia ten material od tego co mozna uslyszec u tego pana wczesniej, to dobor instrumentali, bo jest on bogaty, ale jednak nie przesadzony, wiec dobrze pasujacy tworczosci takiego barda, gdzie liczy sie najbardziej slowo, w nagraniach tego 36 minutowego krazka bralo udzial 10 artystow, najwiekszy udzial wydaje sie miec pan Zac Rae, ktory gra ogrywa glowne gitarki i klawisze oraz kilka bardziej egzotycznych instrumentow, za produkcje i niektore kompozycje byl odpowiedzialny syn Cohena, Adam, material krotki, ale trafiajacy do czlowieka, ale w taki sposob, ze zostawia wolne pole do nadinterpretacji liryki, ktora wydaje sie byc pisana prawdziwym szyfrem, ciezko czasem odnalezc sie do kogo utwor jest skierowany, kto jest podmiotem lub calkiem odwrotnie jest zbyt latwo zeby tylko przy koncu utworu sie znowu zgubic, ale wspolnym mianownikiem nagrania bedzie przemijanie, ciezko wybrac hajlajtowe momenty, bo sluchac wypada jedynie jako calosci, albo najlepiej w polaczeniu z posthumusowym krazkiem, ale na plejke dodam tytulowy opening i traveling light, no i sluchajac takiego pozegnania czlek sie zastanawia jak bedzie wygladalo pozegnanie Dylana, z ktorym to chyba najbardziej Cohen byl najbardziej porownywany zwlaszcza w 70s, czy w ogole doczekamy sie jeszcze plyty takiego kalibru od tamtego pana
4
Oct 05 2022
View Album
The Lamb Lies Down On Broadway
Genesis
Chyba pierwszy odsluch Genesisa jaki pamietam, nie kojarze bandy, a z czlonkow jedynie nazwisko Phila Collinsa obilo mi sie o uszy, the lamb lies on broadway jest ambitnym i poteznym podwojnym albumem z longplejem ponad 94 minutowym, stara sie opowiedziec historie mlodego czleka imieniem Rael i jego bizzarnych przygodach, ktorych tlem jest fantastyczna hameryka i tytulowy broadway, chwala panu Peterowi Gabrielowi, autorowi liryki, konceptu i wokaliscie bandy za to ze wraz z plyta umiescil sciage fabularna co i jak sie dzieje w ktorym traku,Peter Gabriel bo z samego sluchania nie polaczylbym kolejnych utworow w sensowna calosc, chociaz o sensie nie ma tutaj co mowic, bo jest tu masa absurdu symboliki i teraz juz troche dziwnie brzmiacej walki z systemem, dziwnie bo juz dawno przegranej, ciekawy jest fakt, ze byl to ostatni projekt pana Gabriela z Genesisem, wiec az sama nasuwa sie interpretacja pozbawienia zludzen o tym jaki jest swiat i szolbizens Raela jako osobiste odczucia pana spiewajacego, a sam spiew nie wiem czemu kojarzyl mi sie mocno z panem Bowiem z okresu stardustowania, chociaz calosc muzyczna nasuwala bardziej skojarzenia z starszym bratem brytyjskiej progresowej sceny, czyli the who i ich Tommym, do ktorego najbardziej porownuje dziesiejszy krazek, bo rownie ambitny i dlugosciowo podobny, tutaj jednak nie moglem sie jakosc odnalesc i utozsamic w swiecie postaci, ale w tak dlugim materiale jest naprawde kilka swietnych utworow, hajlajtami byly dla mnie openingowy baranek na deskach szerokiej drogi, cuckoo cocoon i carpet crawlers, robote robia takze instrumentale ktorych jest rowniez kilka na plycie lub plytach, bo przez podwojny album, album solidny, ale nie mial w sobie tego czegos co sprawia, ze banda gra w idealnej chemii miedzy soba, tak jakby jedna osoba starala sie narzucic koncept jak ma wygladac calosc
3
Oct 06 2022
View Album
Oedipus Schmoedipus
Barry Adamson
Prawie godzinny seans z eksperymentalna elektronika podczas dzisiejszego odsluchu Oedipus Schmoedipus od pana Barryego Adamsona, plyta z 96 miala byc soundrackiem do wymyslonego filmu i tak sie tez tego slucha, pan Barry buduje mroczny klimat kwasowego jazzowania z funkwymi nutkami przeplatanymi monologami i wszelakimi samplami, na uwage zasluguje drugi utwor na plejliscie albumu, czyli something wicked this way comes, bo tak jak zapowiada nadchodzi cos nieczystego, caly album wydaje sie kolekcja niepokojaco schludnie brzmiacych sennych opowiesci, a wiki wskazuje na odniesienia do historii kinematografii na poszczegolnych trakach, ale tutaj calkowicie mnie ominely referencje jakie podobno zostaly przemycone, tak jak elektronika nie byla moim ulubionym gatunkiem, tak nadal nim nie jest, a oedipus jest bardzo specyficznym nagraniem, do ktorego nalezy podejsc z odpowienim nastrojem, w ktory dzisiaj nie trafilem, bo o ile pierwsza polowa plyty byla sluchalna, to druga czesc juz raczej nudzila i nie potrafila przyciagnac na nowo uwagi
2
Oct 07 2022
View Album
Is This It
The Strokes
Az ciezko pomyslec, ze dopiero teraz trafilo sie cos od the strokes, album ktory ciezko zapomniec, nie tylko ze wzgledu na charakterystycznie piekne ksztalty na okladce, ktore hamerykanow wprowadzaly w zgorszenie, ale jest to chyba jeden z moich ulubionych krazkow jesli chodzi indyjskie granie z wczesnych lat 2k, piecoosobowy sklad pokazal na tym 35 minutowym materiale pokazal jak szeroko potrafia zagrac, calosc jest mocno szorstkim brzmiacym garazowo miksem, wiec nie brakuje tutaj gitarowych solowek Valensi i Hammonda, do tego drumowanie metronomowe robiace tlo dla gitar i poteznego basiora oraz charyzmatyczne wokale pana Casablancasa, ktory rowniez odpowiada za teksty wszystkich utworow, to dostajemy mocno sluchalny zestaw, ktory dodatkowo jak dla mnie jest ubrany w najdrozsze odzienia, bo dobre wspomnienia, album od mlodych ludzi o mlodych ludziach dla mlodych ludzi, na plejke nie dodam nic wiecej, bo i tak polowa albumu tam siedzi, ale hajlajtowymi trakami sa dla mnie last nite, take or leave it i someday, ale 11 kawalkow na plycie sprawia, ze nie ma tutaj zadnych filerow, a jedynie mocno wypchany materialem krazek, jak przystalo na rokowe debiuty
5
Oct 08 2022
View Album
Slippery When Wet
Bon Jovi
Niestety to nie pierwsze rodeo z Bon Jovi, ale skoro juz mialem okazje sie meczyc z tym albumem wczesniej, to nie musze strzepic uszkodzonego palca dzisiaj na przemyslenia albumowe, bo z niewielka liczba band mam tak negatywne wspomnienia jak z Jovinami
1
Oct 09 2022
View Album
Pyromania
Def Leppard
Lista wystawia na ciezka probe, bo kolejny dzien z metalowym popowaniem, ale przynajmniej tym razem cos czego nie slyszalem wczesniej, pyromania z 83 od wyspiarskiej bandy def leppard, o ktorej na cale szczescie pierwsze slysze, ale jednak cos od nich juz znalem, chodzi o intro do rock of ages, ktore jest offspringowego white guya, podobna energia w obu banadach, ale wracajac do dzisiejszej plyty, to jest to potezny upgrade po wczorajszym bon jovi, ale nadal na 45 minutach materialu ciezko na czyms zawiesic ucho, bo brzmi on zwyczajnie generycznie, jak przystalo na popowy metal, czy byc moze glamowy, zdecydowanie wiecej tutaj ostrzejszych gitarowych partii, ktore znowu sa nekane przez chorkowe wystepy grupy zcreditowanej jako the leppardettes, dodac do tego liryke o niczym, bo glownym motywem jest samo rokowanie, wiec sluchalny krazek, ale poza tym offspringowym easter eggiem raczej nie zostawi duzo po sobie, chociaz gdybym chcial odtworzyc radio X z san andreaski, to wiem gdzie szukalbym inspiracji, bo wlasnie tego typu granie dominuje na pyromanii, liczy sie jebniecie gitarkowo basowe i mocne drumy, do tego chwytliwe chorkowanie i neutralna liryka wpadajaca w ucha i wylatujaca kolejnym, na plejke dodam openingowego rock rock till you drop
2
Oct 10 2022
View Album
Immigrés
Youssou N'Dour
Kolejny orientalny rodzynek, tym razem prosto z senegalu, ale niestety nie jest to granie tradycyjne, a bardziej tradycyjne spiewanie do zachodniego akompaniamentu muzycznego, bo poza drumowaniem typowo afrykanskim na tumbach, sabarach czy tamach, to najwiecej slychac jazzowego trabienia, gitarkowania, a nawet, o zgrozo, synthowego klawiszowania, wiec o ile liryki nie jestem w stanie ocenic, to wokal jak jedyna rzecza ktora nadaje egzotyki nagraniu w ten sposob go ratujac, bo jesli to 34 minutowe nagranie bylo spiewane w zrozumialym dla mnie jezyku, to czuje, ze walczylbym z soba zeby przesluchac calosc, ale na egzotyczna plejke nie dodam raczej nic, bo krazek sklada sie jedynie z 4 trakow, ktore przez swoja dlugosc i nature nagrania sa mocno nierowne ze wzgledu na balans pomiedzy czesciami wokalnymi a instrumentalnymi
2
Oct 11 2022
View Album
Paul Simon
Paul Simon
Drugi solowy material w dyskografii pana Simona i pierwszy po rozpadzie duetu garfunkelowego, klasyczny krazek folkowego rocka z 72, wiec osluchany juz niejednokrotnie, nagrywany z potezna iloscia muzykow sesyjnych, ktorzy maluja mocno akustyczne melodie na ktorych Paul spiewa na tematy przerozne, raczej jest to lekki odsluch, ale nie zabraknie motywow dragowych czy dorastania, rowniez tego ciezkiego, plyta slucha sie praktycznie sama, bo na 34 minutach nagrania ciezko o dwa takie same utwory, raz ze wzgledu na to jak szerokie grono muzykow zostalo zangazowane w nagrania, a drugim jest fakt czerpania z roznorakich gatunkow, co z jednej strony nadaje nagraniu nieco popowosci, bo chce byc wszystkim i niczym, ale z drugiej juz tutaj widac zainteresowanie pana Paula jesli chodzi o muzyke z roznych stron swiata, co jeszcze bardziej uwidocznione jest na jego kolejnych albumach, kawalki ktore juz mialem na plejce to jedynie me and julio down by the schoolyard, wiec dodam jeszcze drugi utwor z traklisty, czyli duncana, ktory nagrywany byl z panem Los Incas, ktory zrobil tutaj niesamowita robote zwlaszcza na flecie, ale wydaje mi sie, ze zarowno gitarki jak i perkusja rowniez przez niego byla grana, wiec przyjemne odswiezenie sobie takiego klasyka
4
Oct 12 2022
View Album
La Revancha Del Tango
Gotan Project
Kolejny egzotyczny punkt na mapie generatorowej, gotan project to kolektyw zbazowany w paryzu laczacy trzech muzykow z francji, szwajcarii i argentyny w graniu tango na miare 21 wieku, bo gatunek jakim okreslany jest ich debiutancki krazek la revancha del tango, to wlasnie neo tano, chociaz okreslenie elektronika i nu jazzowosc sa rowniez na miejscu, prawie godzina materialu to glownie utwory instrumentalne, lecz znajda sie jakies fragmenty spiewane, jak chocby kawalek epoca, chyba wszystko co spiewane jest po hiszpansku, bo przeciez motyw przewodni to latino i tango, jest rowniez troche samplowania, ktore potrafi czasem zrobic taka robote, ze gesia skorka wystepuje, nie wiem czemu ale tak podzialalo na mnie samplowane szczekania jak z biednej wioski z traku el capitalismo foráneo, niesamowite jak tak prosty sampel potrafi duzo przekazac w swojej prostocie, bez patrzenia na tytul utworu, bez znajomosci kontekstu i jezyka czlek wie, ze chodzi o biede i ubostwo, jest to najlepszy stejtment jakosci muzyki, bawilem sie prawie tak dobrze jak u pana santany i jego latynoskim klimatom i zdecydowanie jedna z wiekszych niespodzianek tak dobra synteza egzotycznej muzyki z elektronika, na plejke dodam wspomniany kapitalistyczny kawalek oraz santa maria
4
Oct 13 2022
View Album
Snivilisation
Orbital
Pozytywne zaskoczenie ze strony wyspiarskiej sceny muzyki elektronicznej, plyta z 94, techniawa, ale ambientowa, spodziewalem sie jechanki, a calkiem czilowe 75 minut odsluchu bylo, klimat rodem z texhnolyze, chociaz moze nie az tak ciezki, bo zdazaja sie kawalki z ktorych bije pogoda jak z kein trink wasser utwor ktory idzie na plejke za openingowe klawisze, kolejnym bedzie sad but true, chociaz hajlajtem calego odsluchu bedzie raczej are we here, tylko jeden problem z tym kawalkiem jest taki, ze ma on 15 minut, wiec malo plejlistowy czas grania, chociaz calosc jest pocieta w dosc dlugie fragmenty, bo 75 minut jest rozbite zaledwie na 9 trakow, dobre uczucie pozytywnie sie dac zaskoczyc przez taki duet jak Orbital
3
Oct 14 2022
View Album
Red Dirt Girl
Emmylou Harris
Przerwa opisowa spowodowana brakiem palca, ale sluchane nadal bedzie
3
Oct 15 2022
View Album
The Hour Of Bewilderbeast
Badly Drawn Boy
Nadal zatasmowany, ale uszczesliwiony dzisiejszym odsluchem
4
Oct 16 2022
View Album
Brothers In Arms
Dire Straits
Dobrze ze tym razem juz osluchany wczesniej material, bo tasma nadal trzyma
4
Oct 17 2022
View Album
Third
Portishead
Nie wiem czy jest sens sluchac bez opisywania, a przynajmniej do konca tygodnia jeszcze bez palca
2
Oct 18 2022
View Album
Mama's Gun
Erykah Badu
Bylo gdzies slyszane
2
Oct 19 2022
View Album
Pearl
Janis Joplin
Posmiertne gransko
2
Oct 20 2022
View Album
Queens of the Stone Age
Queens of the Stone Age
Nowy album od znanej wczesniej bandy
3
Nov 05 2022
View Album
Nebraska
Bruce Springsteen
Takiego albumu nie spodziewalem sie po panu Springsteenie, bo przeciez popularny muzyk radiowo grany, juz darkness on the edge of town wydawal sie albumem malo przyjaznym dla szerszej publiki, ale Nebraska idzie na jeszcze wyzszy poziom, rocznik 82 i szosty album w dyskografii artysty i pierwsza plyta ktorej nie promowal pozniejszym tourowaniem, bo nie ma tutaj koncertowych trakow, cale 40 minut nagrania jest dzielem jednej osoby, nagrywane w warunkach domowych, gdzie instrumentalnie slychac glownie akustyki, od klasycznej gitary, mandoliny, przez organy czy cos cymbalowego, a to wszystko okraszone potezna dawka harmonijkowania, wyjatkiem od tej reguly jest trak open all night, ktory zamiast akustka ficzuruje delikatnego elektryka, ktory nadal jest utrzymany w klimacie prostego troj akordowego grania, do ktorego dochodzi sporo zabawy z poglosowymi efektami na wokalu i muzycznie wychodzi ambitne folkowe rokowanie rodem z heartlandow, jesli chodzi o kontent liryczny to plyta jest przepelniona springsteenowymi bohaterami, wiec przegrywami walczacymi z beznadziejnoscia losu jaki trafili na loterii, dziesiec opowiesci malowanych odcieniami szarosci, ale jednak tak urzekajaco wciagajacych sluchacza na dziesieciu trakach, od seryjnych mordercow przez opryszkow, po wiejskich szeryfow czy kupowanie uzywanych samochodow i innych wspomnien dziecinstwa, ktore nie wydaje sie byc jakims bogatym, jesli przed Nebraska szanowalem pana Bruca za skillse gitarkowe czy energie z born to runa i darknessa, tak teraz jestem fanem tego jak samemu potrafil nagrac taki material, tak osobisty, a jednoczesnie pozwalajacy sie sluchaczowi utozsamiac z kreowanymi bohaterami, prosty muzycznie, a jednak tak wciagajacy w sluchawki, ze musialem go przesluchac juz chyba z piec razy przed jakimikolwiek notatkami albumowymi, na plejke dodam atlantic city, za skojarzenia z boardwalkowym imperium, state troopera za najbardziej niekonwencjonalne wyjcowanie plyty, a jako ostatni braterska historie z highway patrolmena, a cala plyta leci na poleczke, bo dawno tak nie wciagnal mnie krazek jak dzisieszy Springsteen
5
Nov 06 2022
View Album
The Idiot
Iggy Pop
Pierwszy solowy material od pana Iggiego, album z 77, ktory jednak ciezko nazwac solowym debiutem, bo influencje Bowiego sa tutaj az tak mocne, ze Pop schodzi na drugi plan jako osoba od spiewania, bo nie da sie tutaj ustalic ile kto napisal, ale wyraznie slychac, ze muzyka komponowana i rowniez grana byla przez Bowiego, wiec album malo Popowy, a za to mocno Lowowy, bo daje podobny vibe, choc tutaj jest zdecydowanie barwniej i mniej mrocznie, na 38 minutach nagrania znalazlo sie miejsce na 8 trakow, wszystko poza niektorymi gitarami i drumami bylo Bowiowane, wiec sporo tutaj klawiszy, synthowania, niespodziewanego tamburynowania, sporo slychac takze saksy, ktora w niektorych miejsach wydaje sie byc wrecz puszczana w 0,5 predkosci grania, najbardziej ten zabieg slychac na mass production, ktory sam w sobie brzmi mocno futurystycznie czy nawet na koniec krautowo, za produkcje rowniez odpowiadal mastermind projektu, wiec na kazdym kroku slychac typowe szlifowanie i ocieplanie brzmienia Iggiego, wiec zupelna odmiana po surowosci Stoogesowej, hajlajtowym trakiem byl dla mnie, chyba nie tylko mnie bo jest to najbardziej sluchany na spotifaju utwor z tego albumu, nightclubbing, ciekawie zbudowana melodia z prawdziwych szczepkow instrumentali, jedynie jednostajne drumowanie nadaje ciaglosci trakowi, nie jest to plyta ktora jakos zapada w pamiec, ale zdecydowanie przyjemny odsluch jesli ktos jest fanem tworczosci Bowiego, nawet bardziej niz Iggiego, z dzisiejszego odsluchu wynioslem przede wszystkim ciekawostke, ze okladka jest referencja do obrazu Roquairol Heckela, do ktorego rowniez pozniej siegal Bowie tworzac okladke Heroes
3
Nov 07 2022
View Album
Double Nickels On The Dime
Minutemen
Album niby znany, ale calego jeszcze nie przesluchalem az do dzisiaj, double nickels on the dime to potezny podwojny krazek z 84, trzeci w dyskografii tego punkowego trio z kalifornii, kawalki ktore mam na plejce musialy sie tam znalezc ze spotifajowego rekomendowania po sluchania podobnych punkowan, bo sam album wydaje sie byc dla mnie zbyt potezny jak na punkowanie, 81 minut rozbitych na 45 trakow, wiec dawka politycznego rantu czy sluchania o problemach swiata na caly tydzien, do tego minutemen pomimo klasyfikowania przez wiki albumu jako hardkorowego pieca punku nie gra wcale tak hardo, a raczej tak sprytnie, ze sluchaczowi ciezko sie polapac o czym jest w ogole rantowanie niekiedy, zwlaszcza nie znajac realiow tamtych czasow tamtych miejsc, wiec z tego co sie osluchalem i naczytalem da sie wyczuc sporo ironii w tekstach, krytycznej oceny nie tylko tego jak bogaci sa bogaci, czy biedacy biedni, ale takze sporo tutaj krytycznego spojrzenia na sam establiszment punkowy, moze z tego powodu, ze sporo kompozycji tutaj brzmi swoja akustyka wrecz jazzowo, no i jest to trio, wiec rowniez pasuje do grania prostej muzyki bez wyjcowania, zamiast ktorego pojawia sie tutaj wiecej tekstow mowionych, czasem nawet pisanych strumieniem swiadomosci co tylko jeszcze bardziej nadaje im bezsensownosci i nierealnosci, take 5d opowiesc prysznicowa, wiec przesluchane, ale pomimo tego ze miejscami da sie znalezc punkty zaczepienia calosc jest mocno przejedzona, za duzo, za szybko, zbyt przekomplikowanie, co tylko poteguje uczucie ze slucha sie w kolko tego i samego zagadkowego giberyszu, na plejke dodam coronowy song, z innych hajlajtowych utworow juz na plejce mialem viet nama i the glory of man
3
Nov 08 2022
View Album
Cross
Justice
Wspolczena elektryka, bo album z 2k07, o ile nie kojarzylem wczesniej tego francuzkiego duetu, to jednak charakterystyczna okladka tej plyty gdzies juz siedziala w pamieci, tak samo jak jeden z trakow, chyba najbardziej grany kawalek duetu czyli D.A.N.C.E, dawno nie slyszalem tak rownego krazka, przez cale 48 minut housowego grania nie bylo chwili nudy, mocno basowane granie polaczone z prawdziwa sampledelia, wedlug wiki na tym materiale mozna znalezc prawie 400 sampli, co zreszta slychac od stukan po blatach po klasyczne linijki innych artystow, czego najlepszym przykladem bedzie spomniany juz dance, ktory jest swojego rodzaju tributem do michaela jacksona, plyta byla komponowana jako disko opera i tak sie wlasnie slucha, nie sadzilem ze spokojnie bede w stanie wysluchac tak klubingowego nagrania w zaciszu pokoju, a jednak dziwnie przyjemny spokoj ogarnia czlowieka podczas sluchania tych pozytywnych nutek, na plejke elektrykowa dodam, poza szlagierem plyty, otwierajacy traczek genesis, ktory nie jest jedyna biblijna referencja krazka, oraz oba phantomy, chociaz calosc trafi na poleczke biblitekowa, bo chyba jeszcze nic housowego mi nie podeszlo jak ten material, zaczynam dostrzegac, ze jakos francuzka elektronika lub moze nawet europejska podchodzi mi bardziej niz granie zza wielkiej wody, przynajmniej jesli brac pod uwage tylko krazki losowane przez liste
4
Nov 09 2022
View Album
Drunk
Thundercat
Artysta znany z kolabow i smiechowych widelo, ale nie slychalem jeszcze nic z jego dyskografii od deski do deski, wiec na tapete leci trzci krazek z jego kolekcji drunk z 2k17, ktory stylistycznie zachacza o jazzowe funkowanie z elementami soula z hip hopowania, bo jest to praca rzemieslnicza, bo pan Thundercat jest uzdolnionym multiinstrumentalistom i samplonistom, wiec nie obca mu produkcja beatow od kosci po skore i wlosy, na 51 minutowym krazku znalazlo sie miejsce na 23 traki, co oznacza ze sa to raczej krotkie songi, czesto minutowe utwory, ktore wydaja sie byc niejednokrotnie skitujace, spodziewalem sie wiecej humorystycznych elementow, a jednak o wiele wiecej tutaj prawdziwe soulowego spiewania o nieszczesliwych milosciach czy o tym jak czlekowi zle w tym swiecie, ale udalo sie wylowic kilka traczkow wartych uwagi, na elektrykowa plejke dodam weebowy song tokyo, rapowa reprezentacje bedzie robil walk on by z kendrikiem i na funkowa plejke them changes, najbardziej osluchany trak artysty, wiec sluchania sporo roznorodnego, ale brakuje czegos wyjatkowo urzekajacego, no i wokale z mocnymi efektami potrafia zrobic swoje jesli slucha sie ich przez 50 minut, wiec zdecydowanie bardziej wole pana thundercata jako goscia zwrotkowego niz jako solowego artyste, ale fajnie ze wpadlo na liste cos tak swiezego i rowniez z pogranicza elektronicznego, majac na swiezo w pamieci jeszcze crossowy albumik
3
Nov 10 2022
View Album
The Man Who
Travis
Juz powoli zapominalem, ze jest to generator brytyjskiego grania, ale szkocikowa grupa Travis przypomina co to znaczy britpopowanie, czy moze raczej postpopowanie, biorac pod uwage ile tutaj odniesien do mainstreamowego brzmienia lat 90, krazek z 97 jest drugim albumem w dyskografii tej czteroosobowej bandy, ktora brzmi dokladnie tak samo jak polowa muzyki wyspiarskiej z tamtego okresu, calkiem dlugi longplej, bo az 47 minut na 10 trakow, ale ostatni utwor ponad 10 minutowy, a grania bedzie maksymalnie z 5, reszta to ciszowe jajco wielkanocne, wiec album zacza sie jakosciowo od writing to reach you, ktory jest mocno inspirowany tworczoscia oasisowa, ale im dalej tym bardziej nijako, czyli tak jak to ma byc w graniu popowo brytyjskim, wedlug wiki tylko dwa traki maja miec smyczkowe elementy, ale jestem prawie pewny, ze bambozluje wiki, bo sporo tutaj instrumentow niezlistowanych, jak jakies harmonijkowanie czy synthowe klawisze, chyba ze o czym nie wiem, ale tak czy inaczej im dalej w krazek tym mniej tego sie slucha jak zespolu skladajacego sie z czterech ludzi grajacych instrumenty, a przechodzi w instrumenty grane przez czterech ludziow, wiec na plejke dodam openingowego writing to reach you, ale czy cos wiecej poza referencjami oasisowymi mi zostanie po tym krazku ciezko stwierdzic, bo wyspiarskie popowanie to jednak niedoscigniona nijakosc i brak miejsca na odrobine prawdziwosci
2
Nov 11 2022
View Album
The Beach Boys Today!
The Beach Boys
Biczowe bojsy z okresu grania prawdziwie plazowej muzyki, siodmy krazek w dyskografii bandy rocznik 65, sama plyta miala byc jednym z protoplastow grania albumowego, a nie wypuszczania singlowych utworow, chociaz biorac pod uwage ze w tamtym okresie bosjy potrafili wypuscic z trzy albumy takiego pokroju w ciagu roku, to tez duzo mowi o ich jakosci, bo na 28 minutach materialu poza prawdziwa orkiestra muzykow sesyjnych, bo gralo ich ponad 25, mozna posluchac mocno biczowych harmonijnych wokali do trakow pisanych przez duet willson-love z podzialem muzyka-liryka, ciezko szukac tutaj tutaj innych motywow poza plazowa miloscia, wiec najpopularniejszy popowy topik muzyczny od zarania dziejow, na plejke dodam help me rhonda, bo jest tutaj ciekawszy plot niz na wiekszosci trakow i dodatkowo utwor wyroznia wokal od pana jardine, o ile zazwyczaj lekko mi sie slucha biczowego popowania tak dzisiaj jakos ciezko wchodzil ten krazek, moze niedospanie, oczekiwanie i zmeczenie daja sie we znaki i odpowiedzia na nie byloby cos o wiele bardziej wyczilowanego, a nie przepelnionego taka radoscia z zycia i milosci, bo ciezko wykrzesac z siebie czasem nastroj do takiego stylu zycia, zabawnie tez wyglada okladka tez plyty patrzac z perspektywy pol wieku, modnie ubrani plazowicze w welnianych sweterkach
2
Nov 12 2022
View Album
Power In Numbers
Jurassic 5
Albumik znany i wyopiniowany, sluchany w zamierzchlych czasach poznawania czarnych brzmien, fajnie przypomniec czasem takie klasyki, power in numbers nigdy nie byl moim ulubionym krazkiem w dyskografii J5, ale nie sadzilem, ze plyta jest az tak nierowny, nie ma tutaj jakiegos spojnego theme a kazdy z trakow stara sie robic cos innego niz poprzedni, zwlaszcza od strony produkcyjnej za ktora stoja dj nu-mark i cut chemist, lirycznie i pod wzgledem flow chali 2na nie ma sobie rownych, chociaz to moze zasluga ulozenia zwrotek, bo wiecej tutaj kawalkow podzielonych na zwrotki pomiedzy ekipe, zamiast barterowych wymian wersow ktore mozna uraczyc na debiutanckim J5 czy quality control, na plejke dodam whats golden, bo chyba najwiekszy szalgier bandy wedlug spoti, a jakos nie mialem jeszcze wrzuconego, dzisiejszym odsluchem jedynie potwierdzilem swoja wczesniej wyrobiona opinie na temat tej czesci dyskografii ekipy z LA
2
Nov 13 2022
View Album
Greetings From L.A.
Tim Buckley
Co ten Tim Buckley, od psychodelicznego folkowania do funkowego jazzowania, tworca listy musi lubic tego pana, bo za zycia jakos szalu chyba nie zrobil, a tutaj juz trzeci album na liscie, siodmy w dyskografii z roku 72, album pochodzi z okresu ktory wiki okresla jako sex funkowy, co calkiem dobrze oddaje kontent greetings from L.A., no i wyjasnia zagadke przedawkowanego zgonu nad ktorym sie zastanawialem sluchajac wczesniejszych materialow, bo 39 minutach nagrania slychac zycie brane pelnymi garsciami twardych narkotykow zalewanych hektolitrami alko, calkiem inny glos, czy raczej maniera spiewania, bo slychac tutaj prawdziwe wycie i wicie sie przy mikrofonie w niektorych momentach, podobne nawet troche do tego od doorsowego Morrisona, lirycznie rozny czlowiek, bo sex funkowy okres wjechal mocno po kablach, no i funkowe brzmienie grane przez nowa bande, ktora byla przepelniona kongosami, wiolonczelami, ciezkim basem, jedny utwor ktory brzmi choc troche znajomo jest hong kong bar, o ile sluchalna plyta tak jestem rozczarowany jako fan poprzednich pozycji autorstwa tego pana
2
Nov 14 2022
View Album
Follow The Leader
Korn
Nie wiem czemu, ale korn kojarzyl mi sie zawsze z polackim darciem mordy, a tu calkowite zaskoczenie, bo darcie mordy bylo z hameryki, magnum opus krindzowatej kultury lat 90 przelanej w forme nu metalowego rzygu, rozlanego na 13 trakow i meczacych uszy godzine z dziewiecioma minutami, jesli ktos mnie zapyta po dzisiejszym odsluchu dlaczego synteza rapu z metalowym brzmieniem byla pomylonym pomyslem bede mogl podrzucic ten wlasnie krazek, co bedzie najlepsza odpowiedzia na to pytanie, co najbardziej utkwi mi z dzisiejszego odlsuchu, beda to pewnie piekielne pajpy
1
Nov 15 2022
View Album
Brothers
The Black Keys
The Black Keys, a jednak bialy duet muzyczny prosto z Ohio, plyta z 2k10, ktora ma byc graniem rokowo bluesowym, ale brzmi tak radiowo, ze pasuje bardziej na popowe rokowanie, stad pewnie fakt, ze jest to najlepiej sprzedany album duetu, a mieli ich calkiem sporo w dyskografii, bo jest to pozycja szosta, pomimo tego ze sklad stanowi tylko dwoch czlonkow, to grana muzyka nie brzmi tak skormnie jak moznaby przypuszczac, bo jest to polaczenie zywych instrumentow i mocno digitalowego obrabiania muzyki, a chyba to najbardziej oddaje popowe brzmienie, wszystko jest zbyt dokladnie idealne, nie moglem sie rowniez zaczepic na czymkolwiek lirycznie, mial byc album dla kazdego, czyli rownie dobrze dla nikogo szczegolnego moze byc, no i na 55 minutach materialu znalazlo sie miejsce na dzwonki, ktore brzmia podejrzanie swiatecznie, chociaz nie wiem czy jest jakas korelacja pomiedzy unkown brother a utworami swiatecznymi poza tymi dzwonkami, ktore sa tam dziwnym instrumentalem, ale takich dziwnych wyborow jest na krazku wiecej, no i nie jest to jedyny trak z dzwonieniem, choc z pewnoscia najbardziej swiatecznym, wiec posluchac sie da, jesli ktos szuka latwego odsluchu czegos okolo rokowo garazowego, ale z naciskiem na przystepnosc brzmienia, na plejke rzuce sinisterowego kida
2
Nov 16 2022
View Album
Music in Exile
Songhoy Blues
Tego jeszcze nie grali, bo pustynnego bluesowania jeszcze nie bylo na liscie, a wlasnie taka muzyke graja songhoy blues, ktory tworzy trzech lub czterech artystow w zaleznosci od info, bo ciezko o rzetelne informacje o bandzie z Mali, czyli jednym z krajow objetych niekonczaca sie wojna, z wojujacym islamem w roli glownej, stad tez geneza tytulu owego albumu, bo czlonkowie bandy zmuszeni byli ewakuowac sie z timbuku na poludnie kraju, po tym jak zbanowali zabawe na polnocy, no i dodatkowo jest to dosc swiezy material, bo music in exile zostal wydany w 2k15, a wojna jak trwala tak trwa nadal, ciezko napisac cos sensownego na temat kontentu tego 40 minutowego krazka, bo jest to blend zachodniego szarpania gitarowego i tradycyjnego spiewania afrykanskiego, wiec wszystko w jednym z malijskich jezykow, z mocnym chorkowaniem i typowym powtarzaniem zwrotow, co daje zludzenie dosc oszczednej liryki, ale moze jest inaczej, tylko dla bialych uszu wszystko brzmi zbyt podobnie, ale jesli chodzi o instrumentale, to czuc z nich czlowieka ktory sie nimi posluguje, dobry balans pomiedzy elektrykami i akustykami jesli chodzi o gitary, gruby basior i wyjatkowo neutralne drumowanie, ktore zazwyczaj w afrykanskiej muzyce wychodzi na pierwszy plan, a ten album jest przedstawieniem w ktorym pierwsza role odgrywa gitara lub gitary w zaleznosci od traka, nie brakuje takze mniejszych instrumentali, ktore naleza raczej do tradycyjnych malijskich wynalazkow, pomimo calkowitego niezrozumienia czesci liryczej i tak dobrze sie sluchalo, bo czuc z tych kawalkow cos prawdziwego, co ciezko zdefiniowac jednoznacznie
3
Nov 17 2022
View Album
Copper Blue
Sugar
Dawno nie mialem plyty do ktorej tak sie zrazilem po pierwszej nutce jak do dzisiejszego picka, w takich momentach nachodzi ochota na kolejny haitus oo
1
Nov 18 2022
View Album
Superfly
Curtis Mayfield
Funkowo soulowe granie, ktore kojarze glownie z niezliczonej ilosci sampli, ktore mozna wykopac z tego 37 minutowego materialu, ktory dodatkowo jest soundrackiem do filmu z gatunku blaxploitation neo-noir crime drama, ktory po obejrzeniu trajlera leci na liste do zobaczenia przed smiercia, bo wyczuwam tutaj mocne walaszkowe wajby, co do samego albumu to dawno nie slyszalem czegos tak przyjemnego na uchu, bez zbednego przepychu instrumentalnego, glowna role odgrywaja elektrykowe gitary i drumowanie z kilku bebnow jednoczesnie, bo przyjemnie otaczaja dzwiekiem zarowno z prawego jak i lewego kanalu, do tego dodac mocna linie basowa i czarna muzyka rozrywkowa jak sie patrzy, do tego wisienka na torcie jest wystep wokalny jaki zaprezentowal tutaj pan Curstis, ktory jest rowniez autorem tekstow i muzyki calego krazka, wiec plyta pewnoscia zachecia do zapoznania sie z persona tego czarnego bohatera gettowego umierania lub stawania sie bogatszym, na plejke leci pusherman, tytulowy superfly i freddies dead
4
Nov 25 2022
View Album
The Healer
John Lee Hooker
Tak wlasnie wyglada personifikacja bluesa pomyslalem patrzac na postac pana Hookera, krazek z 89 nagrywany gdy mial juz 73 lata, a patrzac na historie jego dyskografii jeszcze bardziej poteguje to odczucia sluchania prawdziwego czlowieka bluesa, sam 41 minutowy krazek mozna podzielic na a side ktory byl nagrywany wraz z dosc bogatym gronem gosci, w tym nawet banda santanty na openingowym healerze, ktory zdecydowanie jest tym trakiem ktory robi najwieksze wrazenie na sluchaczu, oraz strona b ktora z niewielkimi wyjatkami jest praktycznie solowym dzielem pana hookera, wiec slychac jedynie jego gitarke oraz wymeczony juz zyciem glos, ktory pomimo lat potrafi brzmiec, potegowane jest to przez echowe efekty, ktore slychac najbardziej wlasnie gdy nie ma zbyt duzego instrumentalu wokol, jak przystalo na bluesowanie jest niebiesko, zdecydowanie nietrafilem z nastrojem na taki odsluch, obok nieszczesliwych milosnych songow znalazly sie takze traki dotyczace najgorszej kochanki pana johna, wiec bluesa, slychac sporo reflekcji na zycie spedzone na graniu, pewnie jest tutaj troche trakow recyklingowanych, ale to chyba nie dziwne jesli pan gral prawie przez pol wieku, na plejke z pierwszej strony dodam openingowego healera a z drugiej thats alright
3
Nov 26 2022
View Album
Liquid Swords
GZA
Czarny piatek, to i czarny album wylosowalo, dodatkowo jeden z moich ulubionych rapowych krazkow, najlepszy solowy material wutangowej rodziny, plyta z chyba najbardziej zapadajacym w pamiec skitem otwierajacym w historii czarnej muzyki, zsamplowany z szogunowego zabojcy, no i dodatkowo album ktory musi byc osluchany na kazde swieta, gdy za oknem jest zimno, czyli liquid swords od pana GZA z roku 95, im bardziej osluchany material tym mniej sensu jest sie rozpisywac nad nim, bo zdanie jest juz wyrobione i utrwalone, a liquid swords to chyba jeden z moich najbardziej osluchanych materialow, bo na samym last fmie z ponad 50 przesluchan sie nabilo, wiec boje sie pomylec ile bylo jutubowych, czy niezeskroblowanych, jedyne co chce dodac, to fakt jak mocno zarysowany jest tutaj wystep pana killah priesta, bo chyba wlasnie dzieki temu nagraniu stal sie jednym z najpowazniejsyzch wutangowych okoloczlonkow
5
Nov 27 2022
View Album
You've Come a Long Way Baby
Fatboy Slim
Nadal nie rozumiem muzyki elektronicznej, dzisiaj trafilo na big beat z drugiego studyjnego albumu pana Fatboya Slima, czyli elektronicznego czlowieka orkiestry z wysp, o ile jakos kojarze sama postac, czy niektore utwory z tej plyty tak nigdy nie sluchalem go wczesniej, nic dziwnego, bo przeciez elektonika z 98, wiec mocno samplowane orkiestrowe skreczowanie i multum dziwnych dzwiekow skompilowane w ponad godzinnym materiale, jesli dwa pierwsze utwory gdzies mi sie obily o uszy, to im dalej w plyte tym bardziej obskurne duze bity sie robily, no moze poza przed ostatnim utworem praise you, ktory rowniez zachacza o mainstream, ale tak czy inaczej odsluch raczej wymeczony, za malo pozytywnych zaskoczen na rzecz katowania dziwnoscia, gdyby jeszcze bardziej basowe to bylo granie, to pomyslalbym ze jestem na totrurach erwinowskich, gdy odpali swoja diabelska muzyke w samochodzie, na plejke elektrykowa dodam otwierajacego right here right now, ktory nie wiem czemu kojarzy mi sie z wczesnym jutubem lub jakimis reklamami
2
Nov 28 2022
View Album
Either Or
Elliott Smith
Kolejne pozytywne zaskoczenie z listy, tym razem w postaci ukrytego gema od pana Elliotta Smitha, Either/Or jest trzecim studyjnym krazkiem w jego dyskografii, ale nie jest to typowe studyjne granie, bo calosc byla nagrywana rzemieslniczno w roznorakich studiach, wiec prawdziwie lofikowo, dodac do tego rocznik albumu 97 i biorac pod uwage, ze jest to rokowe folkowanie jednej osoby 37 minut materialu sa prawdziwa uczta spokojnego bardzo moodowego grania, instrumentem ktory najbardziej slychac jest gitarka akustyczna, lecz zdarzaja sie takze traki opierajace sie bardziej na elektryku, do tego miejscowy basik i perkusjowe drumowanie, wszystko grane przez pana Smitha, rzecza nadajaca unikatowego charakteru temu nagraniu jest fakt, ze poszczegolne kawalki byly mixowane przez roznych producentow, wiec pomimo tego ze gra je jeden czlowiek, to jednak potrafia zaskoczyc tym jak brzmia, od strony lirycznej obok niebieskich lowe songow sporo jest tutaj autorefleksji i przemyslen mocno zyciowych, bo przeciez tytul plyty zobowiazuje, a referencje Kierkegaard przypadkowo nie chodza, nawet po zakamarkach indyjskich nagran, nie wiem czy dodawac na plejke polowe plyty, bo raczej jest to nagranie ktore warto sluchac w calosci, zwlaszcza biorac pod uwage, ze 37 minut zlecialo w mgnieniu oka, wiec calosc idzie na poleczke spotifajowa, bo jednak niezbyt czesto dostaje sie cos zupelnie nowego dla ucha, a jednoczesnie tak dobrego, trzeba bedzie sprawdzic reszte dyskografii tego pana, zwlaszcza ze byl jeszcze czescia bandy Heatmiser
4
Nov 29 2022
View Album
In Utero
Nirvana
Nirvanowe bingo chyba zostalo skompletowane, bo debiutanckiego materialu chyba jeszcze nie wrzuca na dokladke, ostatni studyjny krazek bandy i chyba skok na najbardziej nienirvanowe brzmienie z jakim kojarze zespol, bo po sukcesie nevermida fajnie chcieliby wymyslic sie na nowo brzmieniowo, i tutaj przychodzi z pomoca pan Steve Albini, ktory wyprodukowal ten krazek, wiec to dzieki niemu posiada on tak dziwnie szorstko wysublimowane brzmienie, byly tu jakies cuda wianki sztuczki studyjne byly robione, ale nie samo dziwne brzmienie jest jedynym problemem z ktory uswiadczylem podczas odsluchu, bo lirycznie brakuje tutaj trakow ktore czuc, ze byly pisane przez kogos, a nie pod kogos, to to bywa w mainstreamowej muzyce, trakami o ktore mi chodzi jest otwierajacy serve the servants oraz zamykajacy all apologies, a miedzy nimi znajduje sie 10 trakow lepszych lub gorszych, ale sporo jest tutaj giberiszowego wyjcowania i wydziwiania na instrumentalach, wiec sporo jest tutaj utworow, ktore lepiej sie slucha w wersji z mtv unplugged, wiec 41 minut muzyki znanej, ale srednio lubianej, a najbardziej denerwuje w odsluchu jest fakt, ze mozna posluchac ciekawszych interpretacji tych samych trakow, na plejke dodam otwarcie i zakonczenie z tej plyty
2
Nov 30 2022
View Album
Buena Vista Social Club
Buena Vista Social Club
Wreszcie zagadka skad pochodzi zwrot buena vista social club zostala rozwiazna, kto by sie spodziewal ze chodzilo o debiutancki material bandy o takiej samej nazwie z roku 97, zespol z Havany wiec wikipedia podaje roznorakie gatunki opisujace ten krazek son cubano, bolero, descarga, danzón, guajira, criolla, nie mowia mi one zupelnie nic, ale na moje ucho brzmi to jak latino jazzowanie, moze z dosc niepotykanie duza iloscia dodatkow wokalowych, podanych glownie w meskich glosach, jakby poszarpanych przez szpony czasu, bo brzmi to troche jak muzyka dla starych ludzi, czy moze starzy ludzie kojarza mi sie z takimi kubanskimi klimatami i vice city, tak czy inaczej blisko godzinny odsluch przeniosl mnie do przymierajacego przydymionego baru w jakiejs malej hawanie, instrumenty to akustyczne brzmienie tradycyjnego sprzetu z tamtych stron, co do liryki to nie zaglebialem sie w szukanie translacji, ale czuc z tego dziwny smutny spokoj, na plejke dodam openingowy chan chan i traczek tytulowy, zeby na plejce byl ten charakterystyczny tytul z ktorym tyle niemuzycznych wspomnien udalo sie narobic
3
Dec 01 2022
View Album
Brutal Youth
Elvis Costello
Pick zawierajacy potezna jojowa referencje w tym samym dniu w ktorym dropuje ostatnia czesc szostego parta, przypadek, nie sadze, ale jestem nim pozytywnie zaskoczony, bo jestem prawie pewny ze przed dzisiejszym pickiem nie slyszalem nic od pana Costello, a ma on prawdziwie potezna dyskografie, gdzie Brutal Youth z 94 plasuje sie gdzies w srodku stawki jesli patrzec na roczniki wydan, gatunkowo slychac ze jest to granie rokowe z mocno popowym spinem, bo jest to muzyka mocno przystepna dla ucha, ale jednak nie nazwalbym jej w zadnym wypadku radiowa, a to za sprawa tego jak pisane sa kawalki, ktore przepelnione sa subtelnym sarkazmem, roznorodna tematyka, ciekawym prowadzeniem opowiesci i barwnym jej kreowaniem, dodajac do tego charyzme i to cos w wokalu jakim operuje Elvis, ktory z poczatku wydawal mi sie dosc generycznie brzmiacym glosem i dziwna maniera wymawiania niektorych zwrotow, no ale to przeciez brytyjski angielski, ktory jednak jest przystepny, jednak po godzinnym przesluchaniu plyty, a potem jej riplejowaniu jakos mi on siadl, co do instrumentali sam Costello gra glownie gitarowo, choc na jednym traku chwyta rowniez za bas czy pianino, a banda ktora go wspiera sa The Attractions z ktorymi juz gral wczesniej oraz pan Nick Lowe na basie, nie wiem czemu ale mialem wrazenie, ze material brzmi zbyt hamerykansko jak na rokowe popowanie z wysp, glownie za sprawa gitarki i klawiszy, ktore robia robote, zwlaszcza na takich utworach jak this is hell, ktory jest zdecydowanie hajlajtowym fragmentem plyty, ktorego nie moglo zabraknac na plejce, razem z kinder murder i just about glad, ktore daja wiecej spotlajtu dla gitarowania Costellowego
4
Dec 02 2022
View Album
Roger the Engineer
The Yardbirds
Krazek z 66 od bandy ktora byla prawdziwa wylegarnia muzycznych talentow, ale akurat tego wydania od nich wczesniej nie slyszalem, Roger the Engineer byl nagrywany w skladzie Keith Relf na wokalu, glowna gitara Jeff Beck, Chris Dreja wspierajaca rytmicznie, Paul Samwell-Smith na basie i Jim McCarty drumujacy, jak przystalo na nagrania z tamtego okresu jest to 35 minut mocno jamujace w klimatach psychodelii rokowej, no i tak jak wiadomo jedyna sluchalna wersja takich nagran jest mono, bo stereo brzmi jak cos zupelnie pomylonego, 12 trakow w ktoych ciezko sie doszukiwac czegos wiecej niz przepelnionego pozytywnym wajbem jamowania, od trakow o luznym zyciu na spokojnie, przez giberiszujace yehowania po stonerskie rozmyslania o wszystkich i o niczym, o ile jakosc miksa nie powala, to jednak plyta kupuje czlowieka samym klimatem, ktory sie wrecz wylewa z nagrania, jesli chodzi o instrumenty to hajlajtem jest zdecydowanie Beckowa gitara, pewnie ze wzgledu, ze jest to najglosniejszy instrument prawie kazdego utworu, wiec najbardziej zapada w ucho, ale nie zmienia to faktu, ze slychac bande ktora mocno jamuje, a nie gra czegos xx razy dla uzyskania brzmienia ktore pan inzynier klepnie i sprzeda, bo ten projekt chyba nie mial wiekszego komercyjnego sukcesu, biorac pod uwage jak dziwnie byl wydawany w poszczegolnych regionach, na plejke leci i cant make your way i over under sideways down
4
Dec 03 2022
View Album
Crime Of The Century
Supertramp
Album nie sluchany, a brzmiacy jednak mocno znajomo, bo grane jest mocno progresowo i w dodatku po brytyjsku, wiec mocno whoowe wajby, az dziwne ze wczesniej nie trafilem na nic od Supertrampa, crime of the century jest ich trzecim studyjnym krazkiem z 74, nagrywany w piecoosobowym skladzie, gdzie wokal byl dzielony pomiedzy Rickiem Daviesem i Rogerem Hodgsonem, ktory byli rowniez autorami trakow calej plyty, muzycznie pierwszy udzielal sie na organach i synthach oraz okazjonalnej harmonijce, ktora uderza zwlaszcza na openingowym school, drugi pan podobnie rowniez klawiszowe instrumenty oraz gitara, reszta skladu to John Anthony Helliwell na klarnetach i saksie, Thomson na basie i Siebenberg drumujacy, w takim skladzie stworzyli cos co brzmi jak polaczenie the who z tworczoscia yes, na 44 minutach zmiescili 8 trakow, ktore wyraznie byly pisane przez dwoch roznych autorow z niewielkimi miejscami kolabowymi, co najbardziej mnie urzeklo w tym nagraniu to czystosc z jaka slychac poszczegolne instrumenty, na sluchawkach z zamknietymi oczami mozna sie poczuc jakby sie bylo sie w samym srodku akcji, ktora jak przystalo na progresywne rokowanie, nawet w dosc popularnie brzmiacej formie jest pelna naglych zwrotow, wzlotow i upadkow oraz roznorakich dzwiekow niezlistowanych w instrumentalach, bo jakies gongi, czy szoutowe sample sie trafiaja, na plejke dodam jeden utwor Hodgsona i jeden od Davisa, openingowe school i bloody well right, a caly krazek leci do biblioteczki, bo czuje ze jeszcze cos poszperam w ich dyskografii
4
Dec 04 2022
View Album
Opus Dei
Laibach
Takiego picku czlowiek nie mogl sie spodziewac, martial industrial, neoclassical dark wave z rocznika 87 od slowenskiej bandy Laibach, ktora dodatkowo swoje wyjcowanie tworzy po niemiecku, jeszcze bardziej rozwala fakt tego, ze pierwszym i jedynym skojarzeniem z banda byl narodowy socjalizm, a potem gugluje neue slowenische kunst, co do samego nagrania to spotifajowa wersja to prawie rowna godzina ciezkich meczarni w jekach i trzaskach maszynowego grania, gdzie orginalne wydanie to jedynie 37 minut, ktore i tak w wiekszosci bylo coverami spiewanymi po niemiecko/angielsku w zaleznosci od traka, pomimo tego ze nie byl to jakis hardkorowy polityczno fanatyczny material, bo jednak dziwnie sie sluchalo tak surowego i dziwnego brzmienia, bo o takie gatunki jeszcze chyba nie mialem okazji zachaczyc, a po przesluchaniu raczej nie bede brnal w nie glebiej, bo odbilem sie na kazdej plaszczyznie tego nagrania od jezyka i wokalu, przez instrumentale, do socjorealizmu ktory widocznie sie dobrze sprzedal, bo banda tym nagraniem otwarla sobie droge do tourowania po zachodzie i robienia kariery w wielkim swiecie, wiec ciekawe nagranie, ale w zadnym wypadku przyjemne
1
Dec 13 2022
View Album
Van Halen
Van Halen
Calkowite zaskoczenie redempcja Van Helenowa, po ostatnim picku od bandy spodziewalem sie mocnego szrota, a dostalem mocno old skulowe rokowanie z 78, byl to debiutancki material zespolu, ktory od razu otworzyl im droge do zlota i platyn, 11 trakow na 35 minutach daje dosc szybkie ale jednoczesnie harde granie, posrod orginalnych utworow bandy na krazku sa tez dwa covery, bardziej rzucajcym sie w oczy jest you really got me kinksow i drugi ice cream man od pana Johna Brima, sporo jest fragmentow instrumentalnych, gdzie Eddie Helenowy popisuje sie swoimi skillsami gitarowymi czy sitarowymi na aint talkin about love, pomimo tego ze nie wymyslili kola na nowo, to jednak graja z energia potrafiaca porwac sluchacza, wiec swietnie sie bawilem podczas dzisiejszego sluchowiska wczuwajac sie w wyjcowanie rokowane i juz wiem czemu dostali przydomek bandy ktora uratowala muzyke rokowa, a na plejke idzie openingowy running with the devil, atomic punk i little dreamer, czuje boomer czlowiek gdy zadowala sie juz muzyka ktora brzmi jak wszystko co juz slyszal, ale jednak wszystko co sie czlekowi podobalo, w przeciwienstwie do muzyki generowanej praktycznie przez ai jak dzisiaj
3
Dec 30 2022
View Album
Mermaid Avenue
Billy Bragg
Kolejne pozytywne zaskoczenie, bo kto by sie spodziewal albumu bedacego wspolczesna proba podejscia do liryki zostawionej przez pana Guthriego, zagranej przez dobrze znany z poprzednich listowych pickow hamerykanki band Wilco oraz pana Billiego Bragga, czyli rowniez folkowego artysty z uk, ktorego slysze na tym nagraniu po raz pierwszy, a jest on glowna postacia za kompozycjami z tej plyty, dodatkowo dzieli on role glownego wokalu z Tweedym, juz od openingowego walt whitmans niece czuc, ze nie jest to pisane wspolczesnie i to jeden z najmocniejszych stron tego nagrania, bo nie codziennie slyszy sie liryke sprzed ponad pol wieku zagranych w ciekawych aranzacjach, bo co jak co Wilcosowe granie i ich roznorodnosc zawsze byla ich mocna strone, rowniez sam pan Bragg sporo wnosi, nie tylko wokalnie, ale rowniez instrumtalnie, bo mozna uslyszec traki grane praktycznie sama gitarka, ktore odpowiadaja temu jak gral sam autor tekstow, ale dla kontrastu sa rowniez potezne kompozycje w ktorych mozna uslyszec wymyslne kompozycje i granie elektrykowe, na plyte sklada sie 15 trakow o czasie grania prawie 50 minut, wiec dominuja krotkie utwory tak rozne jak tylko rozne moga byc twory pana Woodiego, ale nie spodziewalem sie feministycznych akcentow jak na she came along to me, a nawet nie feministyczne, bo byla poruszona nawet kwestia tego, ze za xxx lat to ludzie beda tak rowni, ze podzial na kolory i plcie bedzie wrecz absurdalny i cos w tym nawet jest, jesli brac pod uwage jak zmienil sie swiat zaledwie w 100 lat po tym jak byly te slowa pisane, woody to jednak postac kultowa, a po tym nagraniu widze, ze tyle lat po smierci nadal ma realny wplyw na tworcow, no i ciekawa historia kryje sie za pochodzeniem tych zaginionych liryk, bo zaczelo sie od tego, ze sam autor poprosil Dylana o wystaraniu sie o nie od jednej z jego kobiet, z ktora pewnie nie zyl zbyt dobrze znajac choc troche jego biografie, ten po wystaraniu sie o skrzynke z tysiacami skorszytow przekazal je pozniej jego corce Norze, ktora odszukala odpowiednich ludzi do tej roboty i bedac pewnego rodzaju cichym producentem nagrania trzymala nad nim piecze, z wyjatkowo dobrym skutkiem, bo byl to jeden z najprzyjemniejszych odsluchow ktore mialem w ostatnim czasie, moze tez ze wzgledu na to, ze nadrabiam teraz czarne zaleglosci 2k22, a taka odskocznia jest zawsze czyms orzezwiajacym, tak czy inaczej dobrze sie bawilem, a na plejke dodam poza openingowym utworem, tradycyjnie najbardziej odtwarzany utwor, wiec california stars i hoodoo voodoo
4
Dec 31 2022
View Album
Meat Is Murder
The Smiths
Zakonczenie roku z albumem znanym i lubianym, bo drugi krazek od Smithsow z 85, ktory wydaje sie chyba najmniej sluchanym obecnie albumem bandy, bo lirycvznie sluchac tutaj odejscie od doomerskiej wizji swiata i rozczuwania sie nad wlasnym nieszczesnym losem, a wiecej tutaj aktywizmu spolecznego, czy to pro weganizm, ktory bije juz od samego tytulu krazka, czy krytyki nieudolnosci rzadzacych, bo przeciez wyspiarski album z czasow thatcherowej, albo wytykania wad systemu edukacji, jak na openingowym the headmaster ritual, ale nadal jest to mocno sluchalne nagranie, bo przepelnione charyzma czy raczej poteznym ego pana Morrisseya, co najlepiej slychac na nowhere fast, ktory brzmi jakby juz na swoim drugim krazku czul sie na takiego big szota, juz na drugim krazku zaczeli mocne eksperymenty brzmieniowe, wiec nie jest to jedynie popowe rokowanie jak na debiutanckim materiale, wiecej tutaj samplowania, ktore buduje klimat, jak na well i wonder, a zwlaszcza na tytulowym traku, ktory zamyka album, ktory ma sprawic, ze sluchajacy zajadacz miesa choc na chwile zastanowi sie nad tym czy jego przyjemnosc jest warta mordu, robote robia tutaj rowniez gitarkowanie pana Marra, ktore w outro brzmia niczym rzeznia, funkowe rokowanie z liryka twardo stapajaca po ziemi, podane w wyjatkowo charyzmatycznym opakowaniu, na plejke poza tytulowym utworem leci wspomniany juz nowhere fast, no i przynajmniej dowiedzialem sie ciekawostki dotyczacej okladki tej plyty podczas dzisiejszego odsluchu, bo o ile kojarzylem, ze jest na niej zoldak pewnie z czasow wietnamu, tak nie wiedzialem, ze jest to zreczny retusz, bo orginalny napis na helmie marina kaprala michaela wynna glosil make war not love, robi cie myslacym
4
Jan 01 2023
View Album
Hail To the Thief
Radiohead
Czy kiedys te tortury sie skoncza, chyba czwarty album od radioheadow, ktory brzmi tak jak brzmi kazdy inny album od tej bandy, mialkie polaczenie indyjskiego rokowania z elektronicznymi ficzurami, do tego mialkosc liryki wywala tutaj poza skale, kid A przy hailowaniu do zlodzieja wydaje sie byc sluchalnym krazkiem, a tak to zmarnowalem godzine nowego roku na ten niesatysfakcjonujacy odsluch
1
Jan 02 2023
View Album
There's No Place Like America Today
Curtis Mayfield
Drugi krazek od pana Mayfielda na liscie, a w jedgo dyskografii jest to siodma pozycja z 75, wydaje sie brzmiec o wiele mniej eksperymentalnie niz superfly, nie slychac tutaj cisnacych sie nna uszy sampli, ale nie sposob odmowic czarnego klimatu temu nagraniu, bo jak inaczej okreslic plyte o ktorej jedni pisza, ze w swiadomy sposob porusza problemy czarnej spolecznosci lat 70, a z drugiej strony ktos inny pisze, ze jest to idealna plyta do prokreacji, wiec zdania ekspertow discogowych sa podzielone, ale 35 minut zlecialy przyjemnie, na plejke dodam trak Jesus, bo wychodzi on nawet poza soluwe granie, a dotyka motywow gospelowych
3
Jan 03 2023
View Album
The Downward Spiral
Nine Inch Nails
Dokladnie jak mowi tytul ta plyta to istna spirala w czelusci industrialnej muzyki, wiec jednego z moich ulubionych gatunkow, ktory dokonal syntezy elektronicznego klikania i wyjcowania rodem z metalowych krazkow, ale spirala jest na tyle dluga, ze znajdzie sie kilka sluchalnych trakow, jak chocby piggy, albo nawet nie trakow tylko fragmentow utworow, bo sa to kompozycje mocno chaotyczne, ale tez roznorodne jednoczesnie, bo otwieranie ostra gitara, przejscie elektronikowe zeby skonczyc spokojnym woklaem w akompaniamencie akustyka, wiec zdecydowanie udalo sie uchwycic motyw rozpadu czlowieka i kontemplementacje autodestrukcji, bo jest to album konceptowy, a koncept jest zawarty juz w samym tytule, wiec 65 minut grania na 14 kawalkach, pomysl ciekawy, ale raczej nie puscilbym sobie tego drugi raz, bo industraialne brzmienie nadal nie jest moja bajka, a najlepiej brzmi wlasnie w bajkach lub gierkach jesli tak sobie pomysle, na plejke dodam wspomniany utwor piggy, chyba klawiaturka odmawia wspolpracy, wiec prjekt pojdzie na mrozenie do czasu wyczyszczenia
2
Jan 04 2023
View Album
Kick Out The Jams (Live)
MC5
Prawdziwe praszczury punkowego rokowania, bo banda powstala w 63, a wywodza sie z detroid, wiec rowniez egzotycznie, bo nie kojarzylem tamtych rejonow z historia punka w hameryce, a kick out the jams grany na zywca, ktory jest debiutanckim krazkiem zespolu z 69, 40 minut materialu zostalu nagrane podczas dwoch wystepow na halloweena, jak to zwykle w przypadku na zywca glownym aspektem nagrania jest energia z jaka jest grana muzyka, a tutaj czuc, ze wychodzi ona wrecz dachem, co slychac po reakcjach tlumu pomiedzy trakami, a skoro punkowanie, to nie moglo sie obyc bez liryk z lewej strony kompasu politycznego zmiksowanego z nuta rewolucjonistycznej anarchii, wiekszosc trakow to mocne lojenie gitarowe polaczone z mocno ekspresyjnym wokalem, ale czuc rowniez influencje bluesowe jak na motor city is burning, dawno nie sluchalem livowych albumikow, wiec mila odmiana, z tego co widze banda nadal preznie wystepuje pomimo juz tak zawansowanego rocznika, na plejke leci tytulowy kick out the jams i wspomniany niebieski trak motor city is burning, klawiatura nadal wypluwa najczesciej uzywana litere w jezyku polskim w nilimitowanych ilosciach, wiec lista wraca na mrozenie
3
Jan 05 2023
View Album
Playing With Fire
Spacemen 3
Aj karamba, usunelo mi notke albumowa, bo jestem prawie pewny, ze cos notowalem o spacemenach 3, zwlaszcza o krazku laaczacym w sobie kosmiczne granie z psychodelia, bazujacym na motywach gospelowych, wiec doswiadczenie ktorego nie mocno rarkowe
4
Jan 25 2023
View Album
The Gilded Palace Of Sin
The Flying Burrito Brothers
Dobry piczek od The Flying Burrito Brothers, czyli glownie pana Grama Parsonsa, ktory po przygodzie z Byrdsami na Sweetheart of the Rodeo postanowil stworzyc cos jeszcze bardziej swojego i tak do zycia zostal powolany sklad Burritowy, od Byrdsow pozyczyl pana Hillmana, a pozostale dwie postacie to Sneaky Pete Kleinow i Chris Ethridge, ktorych nazwiska mowia mi juz mniej niz Grama i Hillmana, na The Gilded Palace Of Sin z 69 jeszcze bardziej rozbudowal swoja wizje muzyczna, ktora jest misterna synteza estetyki country z zadziwiajaco slyszalnymi gospelowymi influencjami, przyprawionymi potezna dawka psychodelicznosci, orginalne brzmienie tej plyty widac juz nawet po samej okladce, te niedzielne gajerki w ktorych pokazac mozna sie zarowno na poranne nabozenstwo jak i wieczorne kwaszenie, a do takiej muzyki mozna spokojnie wrzucac na kable, sporo tutaj opowiesci o glebokich milosciach jak i priczowanie zycia zgodnie z przykazaniami panskimi, 37 minut nagrania wypelniaja gitarowe i organowe dzwieki, klawisze w wykonaniu Grama, a gitary dzielone sa przez reszte skladu, do tego dochodza goscie drumujacy i dziki Crosby jako jeden z wokali na trzecim traku, jedna z tych plyt ktora moglaby u mnie leciec i pol dnia na petelce, 11 trakow z ktorych bije taka oryginalnosc brzmienia, ze czuje dobrze czlowiek po przerwie albumikowania, jestem w stanie wybaczyc techniczne bolaczki dziwnie kierowanego chorkowania, ktorego troche tutaj jednak jest, bo burritowa brac jak nikt inny wykorzystuje pedalowa gitarke hawajska, bo to ona laczy ostre gitarowe przestery z akustycznymi akcentami na tle klawiszowym, co najlepiej slychac na trakach wheels lub drugiej czesci goracego burriciaka, na plejke dodam dark end of the street i wspomnianego wczesniej goracego burriciaka
4
Mar 15 2023
View Album
69 Love Songs
The Magnetic Fields
O duzo za duzo, bo tak jak glosi tytul oraz okladka ten potezny prawie 3 godzinny album sklada sie z 69 trakow, w luznym motywie milosnych songow, ale w takim gonszczu muzycznym mozna znalezc utwor o wszystkim i o niczym, zwlaszcza ze jest to muzyka popularna, wiadomo, ze z bardziej indyjskiej strony spektrum, ale jednak muzyka popularna, na tak poteznym wydaniu znajda sie kawalki calkowicie synthowe jak i akustyczne ballady, sluchalo sie tego dziwnie, ale dwie plyty weszly w jednej sesji i jakos nie mialem straszliwie meczacych momentow, pomimo tego, ze mialem uczucie jakbym sluchal jakiegos dumpa muzycznego, bo przewija sie na albumie az tylu artystow na wokalach, a stylistycznie utwory nastepujace po sobie staraja sie tylko zaskakiwac, panem za tym projektem byl zdecydowanie autor tekstow i samego konceptu tak dlugiego krazka Stephin Merritt, ktorego kontrybucja instrumentalna stanowi polowe brzmienia tego nagrania, pozostali czlonkowie The Magnetic Fields to Sam Davol na flecie i wiolonczelii, pani Claudia Gonson klawisze i perkusja, a takze niektore z wokali, oraz John Woo jako gitarowo bonjowe oblicze bandy, do tego dochodzi 6 muzykow studyjnych, ktory robia robote glownie woklanie, wsrod nich najwiecej trakow ma pan LD Beghtol, jeden z jego trakow tak mi przypadl do ucha, ze musialem podczas odsluchu go dodac na plejke, bo potem kopac w poszukiwaniu skarbow na takim wielkim polu byloby nieludzkim zadaniem, trak nazywa sie all my little worlds, kltory jest jedna z spokojniejszych akustycznych ballad pierwszego krazka, drugim kawalkiem dodanym na plejke jest meaningless z trzeciej czesci, ktora ma znaczaco mniej odsluchow niz dwie pierwsze, ciekawe czy az tak ciezko sie dokopac tak gleboko, czy podczas projektowania plejlisty najmocniejsze traki pan Merritt staral sie upchnac jak najwyzej, tak czy inaczej dlugo sie zbieralem do tego odsluchu, a nie byl on az tak straszny jak sie go spodziewalem po tytule 69 lovowych songow, nadal nie ma co pisac z klawiatura plujaca podwojne a, wiec podczekam az wroce naa wygnanie do starego i wiernego laptoka i open spejsow
3
Mar 16 2023
View Album
All Hail the Queen
Queen Latifah
Jak stracic wiare w codzienny albumowy seans, nic prostszego wystarczy trafic na all hail the queen i czlowiek zmieciony z planszy
1
Mar 17 2023
View Album
Green River
Creedence Clearwater Revival
Chyba kolejny ich krazek na liscie, jesli istnieje swampowa trylogia w dyskografii ccr, to bedzie wlasnie srodek tej trylogii, ktory wydaje mi sie jakos mniej sluchany niz dwie pozostale plyty, ale ktory jednak zawiera bad moon rising, czyli klasyczny kawalek, ktory jakos zawsze kojarzy mi sie z wojennymi klimatami
4
Mar 18 2023
View Album
Goo
Sonic Youth
Dankowa referencja do poprzedniego piku, bo bad moon rising to tytul ich drugiego albumika, ale co do goo to dobry tytul jesli motywem przewodnim ma byc kobieta, nie daje po twarzy mocarnym feminizmem jak u pani latifah, ale jakos ciezko sie zaczepic, wiec nadal daydream nation pozostaje moim topowym sonic youthowym krazkiem na liscie
2
Aug 27 2023
View Album
Triangle
The Beau Brummels
Pierwszy raz slysze Brummelsow, granie podobne do bicz bojsow z tego okresu, bo rocznik 67, wiec pet soundowo troche z psychodelicznie kuntrowym twistem, traki na plejke to only dreaming now i the wolf of the velvet fortune
4
Aug 28 2023
View Album
Tuesday Night Music Club
Sheryl Crow
Albumik z 93, artystki ktorej nie kojarzylem, az do przedprzedostatniego traka albumu, bo to pani od all i wanna do, czyli mocno ogranego radiowo kawalka z czasuf mlodosci, a tuesday night music club slucha sie jak kompilacje singli, morze taki zamysl popowych albumow, zeby ktorych song zrobil dobre pozycje na chartach, zwlaszcza jak to lata 90, wiec granie radiowe bylo priorytetem, ale miks pomiedzy niektorymi kawalkami jest tak mocny, ze sprawdzilbym czy nie zmienila sie plyta i nie poszlo cos z rekomendowanych, gdybym byl mniej zajety podczas sluchania, ale z drugiej strony zadnej traczek nie zmusil do skipowania, wiec sluchalny lecz niezbyt owocny odsluch, na plejke dodalem tylko wspomniany all i wanna do
2
Aug 29 2023
View Album
Arise
Sepultura
Jakbym to juz slyszal wczesniej, nadal tak samo niesluchalne, traszowanie dead metalowe przechodzi jedynie w gierkach i to jeszcze nie kazdych, sluchac tego poza granicami cyfrowego swiata, niemozliwe
1
Aug 30 2023
View Album
Make Yourself
Incubus
Ponad roczny restart listowania jako sposob na zabicie codziennej komuty, i calkiem swiezo powialo, bo nowa banda do kolekcji, albumik alternatywno rokowy w stylu wczesnych lat 00, bo krazek z konca 99, brzmieniowo najbardziej skojarzyl mi sie z linkin parkowymi nu metalsami, czyli jak dla mnie gatunek hit lub miss w zaleznosci od tego jak przypadnie do gustu na pierwszym odsluchu, a tutaj siadlo od poczatku do konca sluchalo sie z przyjemnoscia, przez 50 minut dobrze balansuje na granicy przyjemnego brzmienia przerywanego mocniejszymi fragmentami, gdzie pojawiaja sie nawet jakies krzykaczowe wokale, ale bez growlowania, no i sam wokal bardzo gladki i rownie pozytywny jak liryczny kontent albumika, wiec propsy dla pana brandona boyda za dobry frontmening, ktory robi tez za perkusiste, na bande sklada sie jeszcze 4 czlonkow gitarka, basik, drumy i djka, bo jak na numetalowanie przystalo pojawiaja sie tez elementy skreczingu czy inncyh zabaw dzwiekiem z konsolety, co nadaje tez ambientowych elementow, ktore najbardziej slchac podczas intr czy outrow songowych. no i oczywiscie na kawalku scralatchtica jedynym instrumentalu albumu, bateryjki podladowane i jakos nostalgicznie sie zrobilo przy tym odsluchu, czy to przez pierwszy listowy album po takiej przrwie czy samo brzmienie przymomina czasy katowania linin parka, a zeby cos wybrac na plejke, to trzeba sie zastanowic, bo dobry odsluch jako calosc, ale otwierajacy privilege i tytulowy utwor najlepiej oddaja calosc nagrania
4